- Opowiadanie: Irka_Luz - Egzamin z cudów

Egzamin z cudów

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Egzamin z cudów

– Podczas dzisiejszego egzaminu spotka was ogromny zaszczyt. Wasze przygotowanie sprawdzi sam Anioł Pański, Zwiastun Dobrej Nowiny Jego Archanielskość…

Gabriel siedział z założonymi rękami, przebierając niecierpliwie palcami. Nie słuchał przemowy nauczyciela, wodził spojrzeniem po uczniach. Trzecioklasiści tkwili w ławkach oniemiali z przerażenia, nie śmiąc nawet drgnąć, nie mówiąc już o spojrzeniu na egzaminatora. I dobrze! Archanioł był zwolennikiem bojaźni bożej i surowych kar dla grzeszników. Mdliło go na myśl o zgubionych i cudem odnalezionych dzieciach, ckliwych rodzinnych pojednaniach i samotnych ludziach odnajdujących swoją drugą połówkę. A wszystkiego tego zapewne doświadczy podczas dorocznego egzaminu z wigilijnych cudów dla klas trzecich. I nijak nie mógł się wywinąć, bo polecenie pochodziło od samego Boga Ojca, który uznał, że Gabriel stał się zbyt twardy, zbyt skostniały w swej surowości i przyda mu się nieco dziecięcego, naiwnego optymizmu.

Jakiś ruch zwrócił uwagę archanioła, to piegowaty grubasek w ostatnim rzędzie wiercił się niecierpliwie. Pióra drżały mu z podniecenia i w ogóle wyglądał, jakby nie mógł się doczekać egzaminu.

„A ty, gagatku, pójdziesz ostatni. Może ci przejdzie, kiedy zobaczysz, w jakim stanie wracają inni” – pomyślał Gabriel.

Zdawał sobie sprawę, że nie może oblać wszystkich, ale zamierzał być surowy. Bardzo surowy. Dotarło do niego, że w klasie panuje cisza. Nauczyciel skończył już przemowę i patrzył na niego wyczekująco. Pewnie myślał, że archanioł też wygłosi kilka słów. Mylił się, Gabriel chciał mieć ten cyrk z głowy. Wskazał palcem na aniołka w pierwszej ławce, w którym wyczuł klasowego prymusa.

– Ty pierwszy – powiedział.

Malec podniósł się z ociąganiem i podszedł do egzaminatora. Gabriel się nie certolił, zgarnął dzieciaka skrzydłem i obaj zniknęli z klasy. Gdy wrócili po kilku minutach, aniołek miał czerwoną buźkę i łzy w oczach. Archanioł obserwował, jak prymus wlecze się na miejsce i pokazuje reszcie uczniów trzy palce, usiłując zrobić to dyskretnie. Po tym pokazie trzecioklasiści spięli się jeszcze bardziej.

Tylko na grubasku z ostatniego rzędu nie zrobiło to żadnego wrażenia. Uśmiechał się radośnie, a pióra nadal drżały mu z niecierpliwości. Kolejni uczniowie znikali i wracali z niewesołymi minami, pokazując dwa, góra trzy palce, czasem pochlipując przy tym, czasem bezradnie zaciskając pięści. Grubasek zaś pozostawał niewzruszony. Tryskał entuzjazmem, najwyraźniej przekonany, że ma asa w rękawie. Irytował tym Gabriela ogromnie.

W końcu nadszedł ten moment, gdy wskazał grubaska. Aniołek poderwał się i ruszył truchcikiem, a potem zaskoczył Gabriela kompletnie, chwytając go za rękę. Zniknęli z klasy i wylądowali w jasnej, pustej sali. Archanioł wyrwał dłoń z uścisku ucznia. Aniołek patrzył na niego czystym, ufnym wzrokiem, co spowodowało, że egzaminator poczuł się nieswojo, a to z kolei wywołało kolejną falę irytacji.

– Jak się nazywasz? – zapytał.

– Gabryś, proszę Jego Archanielskości.

– Aaa, imiennik, co?

– Nie, jestem tylko Gabryś. Mama tak szanuje Waszą Archanielskość, że nie miała odwagi nazwać mnie Gabriel – wyjaśnił aniołek.

I taka postawa bardzo się archaniołowi podobała. W końcu hierarchia nie została wymyślona bez powodu.

– No dobrze, pokaż mi swoje zadanie – zażądał nieco udobruchany.

Mała ręka wystrzeliła ku niemu, trzymając nieco sponiewierany rulonik papieru.

– Mam uszczęśliwić kogoś, nie dając mu niczego ani nikogo – wyrecytował Gabryś.

Gabriel zmarszczył brwi, sprawdził zapis i westchnął.

– Masz szczęście, młody. Nie wiem, jak to się stało, ale dostałeś zadanie przewidziane dla ósmych klas. Dlatego, de iure, muszę ci zaliczyć egzamin bez sprawdzania umiejętności – powiedział. – Chodź, możemy wracać.

Chciał zgarnąć aniołka, ale ten odskoczył jak oparzony.

– Ale ja chcę! – zaprotestował. – Wszystko przemyślałem. Chcę zrobić dla nich coś dobrego!

– Nie bądź głupi, nie poradzisz sobie z tym. To zadanie wymaga dojrzałości i wiedzy o ludzkiej naturze, a nie jakiejś… nadwrażliwości. – Ostatnie słowo Gabriel niemal wypluł, krzywiąc się przy tym, jakby rozgryzł coś kwaśnego.

– Proszę! Bardzo, bardzo proszę. – Aniołek złożył błagalnie dłonie.

Archaniołowi coraz trudniej było znieść spojrzenie wilgotnych od łez oczu. Przypominały mu innego aniołka, który wiele wieków temu równie mocno pragnął czynić dobro wśród ludzi. W głowie zabrzmiała mu dziecięca prośba, wypowiadana drżącym głosem: Panie Boże, proszę, nie każ mu zabijać syna

Bzzzip! Obrazy wspomnień prysnęły, jakby ktoś zerwał taśmę filmową. Teraz Gabriel był naprawdę wściekły.

– Jak śmiesz! – ryknął i urósł, spotężniał tak, że Gabryś wydawał się przy nim ledwie mrówką.

– Przepraszam. Proszę. Chcę im tylko pomóc – chlipał grubasek.

– Ty…

Archanioł urwał nagle, bo przez myśl przeleciało mu jeszcze jedno wspomnienie i tym razem aniołek nie miał z tym nic wspólnego. Nie był to nawet obraz, a konstatacja: Bóg wtedy nie tylko go nie zrugał, ale i spełnił jego prośbę. Poczucie winy zakłuło Gabriela boleśnie. Wściekłość wyfrunęła jak powietrze z przebitego balonika. Wrócił do normalnej wielkości i sumienie zafundowało mu kolejną szpilę, gdy spojrzał na skulonego, drżącego i ubeczanego aniołka.

– No, już dobrze, nie płacz, wytrzyj nos. – Podał brzdącowi chusteczkę. – Zrozum, to zadanie dla dorosłych.

Aniołek zastygł z uniesioną ręką. Wciąż czysta chusteczka powiewała jak chorągiewka, a u koniuszka nosa chwiał mu się niebezpiecznie glucik, przyciągając uwagę archanioła.

– Proszę! – jęknął Gabryś, po czym w ostatnim momencie wreszcie wytarł nos.

„Dobry Boże, czemu ten dzieciak mnie tak irytuje” – pomyślał Gabriel.

Nie miał już pojęcia, jak złamać upór smarkacza. Ale… właściwie dlaczego miałby to robić? Cóż takiego może się stać, jeśli pozwoli prawie-imiennikowi spróbować? Nawet jeśli młody narozrabia, to Gabriel zdoła to naprawić. Po to tu jest. A poza tym to może być naprawdę interesujące doświadczenie. Łypnął podejrzliwie na aniołka, zastanawiając się, czy znowu używa mocy, by na niego wpłynąć, ale nie.

– W porządku, skoro tak bardzo chcesz, pozwolę ci dokonać tego cudu. Ale jeśli coś schrzanisz, to załatwię ci roczną praktykę na dole. Samym dole! Czy to jasne? – zapytał, a w powietrzu zapachniało siarką.

– Dziękuję! – Twarz aniołka natychmiast rozjaśnił uśmiech, jakby w ogóle nie usłyszał groźby. – Chodźmy.

 

***

 

Znaleźli się w holu, z którego odchodziły dwa korytarze, ułożone w literę L. Panował półmrok, rozjaśniony drżącym światłem choinkowych lampek i jarzącym się na zielono oznaczeniem drogi ewakuacyjnej. Budynek wydawał się pogrążony w ciszy, ale gdy archanioł wsłuchał się w nią, przemówiła do niego pieśnią cierpienia, zwątpienia i lęku. Usłyszał nierówny chór kaszlących w różnym rytmie i tonacji, słabe jęki, strzępki modlitw, przekleństw i próśb o pomoc dobiegające ze wszystkich stron.

Aniołek pociągnął go za szatę i wskazał pierwsze drzwi. W pokoju też było ciemno. W poświecie ulicznych latarni Gabriel dostrzegł leżące na łóżkach postacie. Obie kobiety miały maseczki, zasłaniające usta i nos, mokre od potu włosy lepiły im się do nabrzmiałych gorączką twarzy. Wstrząsał nimi kaszel. Gabryś podszedł do pierwszej chorej. Szeptał słowa pociechy, a gdy kobieta się odprężyła, delikatnie dotknął jej skrzydłem.

– Co robisz?! Nie wolno ci uzdrawiać – zaprotestował archanioł. – Jesteś za młody, by zajmować się sprawami życia i śmierci.

– Ale ja nie uzdrawiam całkiem, będzie im tylko trochę lepiej. I muszę to zrobić, bo to jest conditio sine… sino… – aniołek zająknął się.

– …sine qua non – dopowiedział odruchowo archanioł. – Zaraz, skąd ty to właściwie znasz? Łacina i prawo są dopiero w piątej klasie.

– Przeczytałem kodeks, Wasza Archanielskość.

Gabriel zastanawiał się przez chwilę, jak zareagować na tę jawną bezczelność aniołka, ale w końcu ciekawość wzięła górę. Chciał się przekonać, co dokładnie wymyślił uczeń. Machnął ręką, pozwalając mu kontynuować.

I tak wędrowali od pokoju do pokoju, od łóżka do łóżka. Archanioł przyglądał się w milczeniu, jak aniołek zabiera chorym strach, dmuchnięciem podtrzymuje płomyk nadziei w ich sercach, szepcze słowa otuchy i łagodzi objawy choroby. Widział, jak z każdym pacjentem, któremu trochę się polepszyło, topnieje cudowna moc Gabrysia i był przekonany, że zna już finał egzaminu.

Weszli do ostatniego pokoju, rozjaśnionego lekkim blaskiem ledowych lampek na stroiku. Leżąca na łóżku stara kobieta oddychała z trudem, świszcząc i pokasłując. Odwróciła głowę w stronę przybyszów, a archanioł, widząc jej spojrzenie, odsunął się w cień.

– O, aniołek – szepnęła staruszka. Widać było, że nawet szept sprawiał jej ból, ale kontynuowała. – Zawszeć to lepiej niż diabeł. Jakiś mały jesteś. Przyszedłeś zabrać mnie do nieba?

– Nie przyszedłem po duszę – odparł aniołek.

– To dobrze, bo jest jeszcze coś, czego pragnę.

Gabryś zaśpiewał cichutko i pod wpływem jego anielskiego głosu kobieta zapadła w sen. Dopiero wówczas aniołek oklapł, spuścił głowę, zwiesił bezradnie skrzydła i stał pośrodku pokoju niczym kupka nieszczęścia. Nie miał już ani kropli mocy i minie wiele dni, zanim ją odzyska. Nie mógł pomóc staruszce. Archanioł pokiwał tylko głową.

– Mierz zamiary podług sił – mruknął, patrząc z politowaniem na malca. – Tak to jest, gdy się nie słucha mądrzejszych.

W tym momencie przypomniał sobie, że aniołek wykorzystał część swojej mocy, by go przekonać do zgody na swój cud.

„Albo raczej wymusić” – pomyślał.

A jednak, skoro już uległ jego namowom, powinien przywrócić mu utraconą część mocy. Inaczej się nie godzi. Na dodatek widział, że Gabryś nie rozpacza nad oblanym egzaminem, ani nawet nad koniecznością odbycia piekielnej praktyki, żałował jedynie, że nie uszczęśliwi ludzi. Archanioł westchnął i machnął skrzydłem.

– EKHM, EKHM!

Gabriel nie musiał się oglądać, by wiedzieć, że stoi za nim spowity w szarą szatę Śmierć.

– Wiem, przedobrzyłem. Przepraszam, wyszedłem z wprawy – mruknął zirytowany tym, że cały ten egzamin nie przebiega jak powinien.

Szturchnął pogrążonego w rozpaczy aniołka i wskazał śpiącą postać. Kobieta oddychała swobodnie, nie kaszlała. Była uzdrowiona. Aniołek rozjaśnił się cały.

– Dziękuję! – zawołał i uściskał Gabriela, wprawiając go tym w zakłopotanie.

– Dobrze, już dobrze. – Zwiastun Dobrej Nowiny niezgrabnie pogłaskał aniołka po głowie i wyrwał się z uścisku. – Jeszcze niczego nie osiągnąłeś. Póki co nie zdałeś egzaminu i mam szczerą nadzieję, że wiesz, co robisz – dodał surowym tonem.

– Och! – Aniołek przeniknął przez drzwi. Wrócił po sekundzie. – Chodźmy, zaraz tu będą – ponaglił egzaminatora.

– Kto? – Gabryś nie odpowiedział, biegł w podskokach korytarzem.

 

***

 

Otworzyły się drzwi, wypuszczając jasną plamę światła na ciemny korytarz. Częściowo przysłonił ją cień nieforemnej postaci, a zaraz pojawił się i właściciel cienia: wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna zakutany od stóp do głów w biały kombinezon, z twarzą zasłoniętą maseczką i dodatkowo przyłbicą. Za nim ukazał się następny – chudszy, niższy i jeszcze dwie drobne kobiety. Wszyscy w takich samych strojach ochronnych, w których wyglądali jak stadko ożywionych śnieżnych bałwanów. W ich przygarbionych sylwetkach, powolnych i nieco ociężałych ruchach znać było zmęczenie.

– To dla nich – szepnął aniołek.

I wejrzał archanioł Gabriel w ich serca, i ujrzał u każdego niemal taki sam obraz: jarzący się obsydianową czernią płomień zwątpienia, tak mocny, że niemal stłamsił jasny ogienek nadziei, który ledwie się tlił. Pomiędzy czernią i bielą tańczyły czerwone języki lęku. Gdy cała czwórka stanęła przed pierwszym pokojem, płomienie lęku w ich sercach wystrzeliły z nową mocą. Stłumił je oddech ulgi, który wyrwał im się z piersi, gdy weszli do środka.

Najpierw sprawdzili temperaturę.

– Trzydzieści sześć, dziewięć. Trzydzieści siedem, jeden – raportował niższy mężczyzna, a kobieta w okularach zapisywała.

Podali chorym leki, obmyli ciała pacjentek wilgotnymi ręcznikami, pomogli się przebrać, zmienili mokre od potu prześcieradła i pościel. Pozbierali brudną bieliznę. Starsza z kobiet sprzątnęła łazienkę i na koniec przeleciała mopem podłogę.

Kolejny pokój.

– Trzydzieści sześć, osiem. Trzydzieści siedem.

Podobne czynności, podobne słowa otuchy, wypowiadane z poczuciem, że tym razem nie ocierają się o kłamstwo.

I następny.

– Trzydzieści siedem. – W głosie mężczyzny zabrzmiało niedowierzenie, a w jego sercu płomień nadziei zajaśniał mocniej, choć wciąż daleko mu było do płonącej pewnie czerni.

Kolejne pokoje:

37,1

36,8

37,2

36,9

37,3

Z każdym odczytem temperatury, z każdym spojrzeniem na oddychających swobodniej chorych, ogniki nadziei w sercach czwórki ludzi rosły w siłę, a obsydianowe zwątpienie kurczyło się.

Stanęli przed ostatnimy drzwiami. Wszystkie trzy płomienie jaśniały teraz jednakowym blaskiem, splatały się ze sobą, zmagały w bitwie o pierwszeństwo. Stali tak dłużej niż zwykle, jakby walka uczuć, która nimi wstrząsała, paraliżowała ich ruchy. Pierwszy otrząsnął się potężny mężczyzna, powoli, niechętnie podniósł rękę i zapukał, a potem nacisnął klamkę.

– Dzień dobry, pani Marysiu – powiedział wchodząc do pokoju i zapalając światło.

Leżąca na łóżku staruszka otworzyła oczy i zamrugała.

– Dzień dobry. Był u mnie anioł – oznajmiła, uśmiechając się radośnie.

Drugi pielęgniarz przystawił jej termometr do czoła, patrzył w milczeniu na wyświetlacz, a potem powtórzył badanie. Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Trzydzieści sześć, sześć – oznajmił triumfalnie. – Pani Marysiu, chyba rzeczywiście był u pani jakiś anioł – dodał zwracając się do chorej.

– A był. Powiedziałam mu, że muszę jeszcze zostać, bo… – Posmutniała nagle. – Ale nie zdążyłam mu powiedzieć czego pragnę, bo zasnęłam – dopowiedziała.

– Na pewno potrafił to sam zobaczyć – uspokoiła ją salowa.

 

Archanioł ujrzał, że w sercach mężczyzn i kobiet pojawił się nowy kolor. Żółciutkie jak kaczuszka języczki radości pełgały nieśmiało, jakby jeszcze nie wierzyły, że mają prawo tutaj być. Ruchy zgromadzonych w pokoju ludzi stały się szybsze i pewniejsze, plecy bardziej wyprostowane, a na ich twarzach zagościły uśmiechy.

Kwadrans później stali na korytarzu, popatrując na siebie. Coś w nich rosło, coś już prawie zapomnianego. Nowe ogniki rozpalały się coraz mocniej, aż w końcu eksplodowały olśniewającą kulą żółci. Najpierw u kobiety w okularach.

– Yes! Yes! Yes! – Wykonała taneczny piruet. – Yes, yes, yes! – Podskakiwała.

I już wszyscy poklepywali się po plecach, przybijali piątki, tańczyli i skakali, starając się krzyczeć szeptem, by nie obudzić śpiących pacjentów. Mrugali intensywnie, próbując strącić z oczu łzy, których nie mogli obetrzeć. Na koniec uformowali pociąg, a raczej węża, który wijąc się od ścieny do ściany, w podrygach ruszył w stronę dyżurki. Aniołek na chwilę dołączył do niego, chwytając w pasie ostatnią z kobiet.

Trzasnęły drzwi. Gabriel i Gabryś jeszcze przez chwilę stali w milczeniu, aż wyłączyło się światło na korytarzu. Archanioł chrząknął.

– Są szczęśliwi, prawda? – zapytał z nadzieją aniołek, nie dając mu dojść do słowa.

– Tak, zdałeś egzamin – odparł dziwnie miękko Gabriel. – Ale ocenę i tak ci obniżę – dodał, powracając do surowego tonu.

Jeszcze przez chwilę stali w milczeniu, nasłuchując dobiegającach z dyżurki ożywionych głosów rozradowanych ludzi, szczęśliwych, mimo że niczego nie dostali.

– Chodźmy – odezwał się archanioł.

Aniołek ufnie ujął

 

<autorka zdaje sobie sprawę, że – zgodnie ze sztuką – powinna w tym momencie zakończyć. Powrócić do lekkiego tonu z początku opowiadania, podsumować je jakimś wywołującym uśmiech twistem. Nie przeciągać, nie przeginać, żeby nie wywołać u czytelnika uczucia przesytu. I żeby wybrzmiało to, co wybrzmieć miało.

I zamierzała tak właśnie uczynić. Ale się zawahała. Bo coś tam zostało niedokończone. Bo idą święta, a nie wszyscy dostali prezenty. A przecież to jej świat i bohaterowie, których sama stworzyła. Kto ma o nich zadbać? Więc się wahała, aż pomyślała: A co mi tam. Raz w roku można zaśpiewać naprawdę wysokim C.

I zaczęła walić w klawiaturę.>

 

– Chodźmy – odezwał się w końcu archanioł.

Aniołek nie zareagował, stał i patrzył tęsknie w głąb ciemnego korytarza. Gabriel nie musiał nawet zaglądać w jego myśli, żeby wiedzieć, co młodemu chodzi po głowie.

„I dlatego lepiej, gdy ludzie nas nie widzą. I dla ludzi, i dla nas” – pomyślał.

Położył rękę na ramieniu Gabrysia.

– Nie możemy pomóc wszystkim. Zbyt wiele jest cierpienia na tym świecie, nie zdoła go odwrócić nawet legion aniołów, a cóż dopiero uczeń – tłumaczył.

– Ale ja tu jestem – odparł aniołek i popatrzył z taką żałością, że archanioła przeszedł dreszcz.

Już chciał tłumaczyć, że świat to nie raj i opowiadać o wolnej woli, którą ludzie nieodpowiedzialnie wykorzystują na własną zgubę, gdy nagle odeszła mu ochota na moralizowanie.

„A co mi tam – pomyślał. – Niech to będzie prawdziwy cud, na chwałę Zbawiciela, którego narodziny ludzie świętują”.

Pstryknął palcami i zawisła przed nimi przeźroczysta kula, w której, jak w kinie, zobaczyli śpiącą staruszkę i jej sen, w którym trzymała na kolanach małą dziewczynkę z czerwoną kokardą, zawiązaną na ciemnych włosach. Jeszcze jeden pstryk i z kuli wystrzeliły iskierki i pomknęły w noc. Pędziły nad dachami domów i koronami drzew, wyprzedzały pociągi i samochody na autostradzie, przemykały nad rzecznymi barkami i taflami jezior, aż dotarły do domku na przedmieściach wielkiego miasta. Wleciały do środka i opadły na głowę małej dziewczynki z czerwoną kokardą wplecioną w ciemne włosy, która przeglądała album ze zdjęciami.

– Mamusiu, a kim jest ta pani? – zapytała nagle, wskazując uśmiechniętą postać na fotografii.

– To twoja prababcia – odparła matka.

– Umarła? – dopytywało się dziecko.

Kobieta zastanawiała się, jak ma wytłumaczyć córce, że pogrążająca się w demencji babcia nie chciała, aby ktoś oglądał ją w tym stanie i wymogła na wnuczce obietnicę, że nie będzie jej odwiedzała.

– Nie, kochanie, żyje, ale jest bardzo chora.

– To trzeba ją odwiedzić – stwierdziła dziewczynka z niezachwianą pewnością, jaka cechuje dzieci.

I matka już wiedziała, że nie zdoła dotrzymać obietnicy.

 

– Zadowolony? – zapytał Gabriel aniołka, gdy kula zniknęła z błyskiem.

– Dziękuję! – Gabryś uśmiechał się szeroko i entuzjastycznie kiwał głową.

– Wracajmy wreszcie, dość tego dobrego – powiedział archanioł.

Puścił aniołka przodem, a sam splótł ręce za plecami i jeszcze raz pstryknął. Dyskretnie, żeby aniołek nie zauważył, bo musiał przecież zachować jakieś resztki autorytetu.

– EKHM, EKHM.

– Och, spadaj!

Z niebios spłynął do archanioła radosny chichot Boga Ojca.

 

<spokojnie, teraz to już naprawdę koniec opowieści. Możecie odłożyć chusteczki lub/i przestać znęcać się nad monitorem>

Koniec

Komentarze

Ładne, liryczne, świąteczne. Spodobał mi się pomysł imiennika Gabriela, który w aniołku odnajduje cechy samego siebie z młodości. Dobrze oddane emocje postaci, temat konkursu ciekawie zinterpretowany. Pokrzepiająca lektura, a jednocześnie poruszasz ważne i smutne tematy, wysokie C też było plus eksperyment z formą. Zgłaszam opowiadanie do wątku bibliotecznego.

Zmieniłabym coś w tym zdaniu, bo się rymuje:

Gabriel siedział z założonymi rękami, przebierając niecierpliwie palcami.

No, bardzo ciepły tekst. Sympatyczny. No, dobra, przyznam, że trochę się wzruszyłam.

A jaką ocenę dostał Gabryś?

Babska logika rządzi!

– Podczas dzisiejszego egzaminu spotka was ogromny zaszczyt. Wasze przygotowanie sprawdzi sam Anioł Pański, Zwiastun Dobrej Nowiny Jego Archanielskość…

Nieźle się zaczyna! :D

 

Gabriel siedział z założonymi rękami, przebierając niecierpliwie palcami. Nie słuchał przemowy nauczyciela, wodził spojrzeniem po uczniach. Trzecioklasiści siedzieli oniemiali z przerażenia, nie śmiąc nawet drgnąć, nie mówiąc już o spojrzeniu na egzaminatora.

Trochę blisko.

 

Jakiś ruch zwrócił uwagę archanioła. Siedzący w ostatnim rzędzie piegowaty grubasek wiercił się niecierpliwie. 

Już wiemy, że siedzi. :) 

Może po prostu: Piegowaty grubasek w ostatnim rzędzie wiercił się niecierpliwie. 

 

Gabriel się nie certolił

Jakim żyw, pierwszy raz widzę to słowo. :D

 

Opowieść bardzo ciepła, dla mnie chyba aż za ciepła, dlatego z całego opowiadania przypadła mi do gustu tylko postać Gabriela, reszta była dla mnie za słodka. 

Niemniej tekst jest dobrze napisany, sceny bardzo obrazowe, podobało mi się to specyficzne złamanie czwartej ściany. Więc tekst w porządku, tylko czytelnik niedopasowany. :P

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

ANDO, dzięki za wizytę. Cieszę się, że się spodobało i nawet wysokie C podeszło. Rymowanka jakoś mi umknęła, pomyślę, co z nią zrobić :)

 

Finklo, rany, naprawdę wzruszyłaś się odrobinę?! Poczytuję to za sukces ;)

Ocena? No, po obniżeniu to myślę, że na piąteczkę mógł liczyć ;) Chyba że w skali ocen też się u nas coś zmieniło.

 

Gekikaro, poprawki naniosę, jak tylko się dowiem, czy wolno ;)

Jakim żyw, pierwszy raz widzę to słowo. :D

Staroświeckie nieco, ale jako żywo istnieje ;) Jeśli nie wierzysz…

 

Fajnie, że opko dobrze napisane i delikatna rozwałka ściany się spodobała ;) Rozumiem, że taka ilość ciepełka nie jest dla wszystkich i spodziewałam się, że zdania będą podzielone. Ale na święta jakoś mi się tak zbiera na wysokie C. Nic na to nie poradzę. Po Nowym Roku mi przejdzie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Słusznie, Irko, słusznie. :-)

Babska logika rządzi!

:D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Co tu dużo mówić, podobało mi się. Podobało mi się, jak usprawiedliwiasz się przed czytelnikiem z tego, co mógłby nawet potencjalnie odebrać jako narzucanie mu reakcji emocjonalnej. Podobało mi się, z jaką lekkością i swobodą realizujesz każdego czasem nachodzące pragnienie stworzenia historii z czystym szczęśliwym zakończeniem (na tym tle mój zbójnik demontujący egzekucję może wypadać cokolwiek blado). Podobało mi się subtelne nawiązanie do ofiary Abrahama i jej lekka reinterpretacja (bliźnim jest mi tragiczny Abraham, gdy poświęcić ma syna w ofierze…) – ciekawe, że nikt z komentujących dotąd nie zwrócił na to uwagi. Obrazek pracowników szpitala formujących pociąg wzbudził serdeczny uśmiech, może mało realistyczny, ale przecież nie o realizm tu chodziło. Co więcej, pomimo dosyć uważnej lektury prawie nie zauważyłem błędów, a to nie zdarza się często. Skoro jednak prawie, spójrzmy przez chwilę:

I wejrzał archanioł Gabriel w ich serca i ujrzał u każdego niemal taki sam obraz

Przy powtórzeniu spójnika w zdaniu złożonym współrzędnie oddzielamy go przecinkiem.

stoi za nim spowity w szarą szatę Śmierć.

Śmierć, w naszej kulturze, zawsze przybiera rodzaj żeński – męskie postrzeganie tej personifikacji to bardzo świeża tendencja, import anglosaski. Nie mówię, że to w ścisłym sensie błąd, ale zastanawia mnie, czy mam do czynienia z celowym zamysłem autorskim, czy raczej z pomyłką.

– Przeczytałem kodeks, Wasza Archanielskość.

Gabriel zastanawiał się przez chwilę, jak zareagować na tę jawną bezczelność aniołka

Być może czegoś nie dostrzegam, ale wydaje mi się, że nie ma nic bezczelnego ani w tej konkretnej wypowiedzi, ani w lekturze kodeksu jako takiej.

Condicio sine… sino… – aniołek zająknął się.

Pisze się conditio sine qua non. Znaczy to “warunek konieczny”, dosłownie “warunek, bez którego nie”. Przykładowe zastosowanie: socjalizm i wybory (…) to jest jedno wzajemne conditio sine qua non (wypowiedź przypisywana Daszyńskiemu). Tutaj nie widać, aby ta fraza szczególnie dobrze pasowała do kontekstu – spośród utartych łacińskich zwrotów, które mogę sobie chwilowo przypomnieć, lepsze byłoby już pars pro toto (”część zamiast całości”).

Archonioł wyrwał dłoń z uścisku ucznia.

Literówka.

 

Na wypadek, gdyby miało umknąć po wypisaniu błędów – naprawdę polubiłem tę wigilijną opowieść.

Śmierć jest Pratchettowska/i. ;-)

Babska logika rządzi!

To zdecydowanie coś optymistycznego :)

Jak dla mnie całość odrobinę za słodka. Podobała mi się za to postać Gabriela i Śmierć (która podobnie jak Finkli) skojarzyła się z Pratchetem. Fajne jest też to, że zwracasz się do czytelnika, jako autor. To moim zdaniem bierze tą historię trochę w nawias, mówisz nam, wiem, że jest tu sporo cukru, ale tak ma być i już :)

Napisanie bardzo sprawnie, przeczytałem szybko.

 

Też wyłapałem tego Archonioła podobnie jak Ślimak i jeszcze jedną drobnostkę mam:

– Nie, jestem tylko Gabryś.

A nie lepiej byłoby z kropką?

– Nie. Jestem tylko Gabryś.

Cześć Irka:-)

niestety nie jestem targetem, wybacz. Opowieść jest bardzo ciepła i jeszcze bardziej pozytywna. Rzeczywistość mamy jaką mamy, poza tym idą święta, więc takie teksty jak najbardziej powinny powstawać, ale ja chyba nie jestem odbiorcą.

Gabryś jest cudowny w swojej dobroci i chęci pomagania potrzebującym. Podoba mi się jego determinacja, podejmowanie wyzwań i przede wszystkim brak lęku przed piekłem, którym próbuje go straszyć Gabriel. Ciekawe, że Archanioł odczuwa satysfakcję widząc zapłakane dziecięce buzie. Wybacz, ale trudno mi uwierzyć w jego przemianę.

Pozdrawiam

Witaj, Ślimaku Zagłady :) Cieszę się, że się podobało :)

 

Podobało mi się subtelne nawiązanie do ofiary Abrahama i jej lekka reinterpretacja

XD

Lubię, jak czytelnicy wyłapują smaczki :)

 

Nie mówię, że to w ścisłym sensie błąd, ale zastanawia mnie, czy mam do czynienia z celowym zamysłem autorskim, czy raczej z pomyłką.

Śmierć jest Pratchettowska/i. ;-)

Finkla ma rację. Zauważ, że on nawet chrząka dużymi literami ;)

 

Być może czegoś nie dostrzegam, ale wydaje mi się, że nie ma nic bezczelnego ani w tej konkretnej wypowiedzi, ani w lekturze kodeksu jako takiej.

No wiesz, jeśli małolat wyszukuje sobie kruczki prawne, których jeszcze nie powinien znać, po to, by zrobić podczas egzaminu coś, czego robić absolutnie nie powinien, to może to być uznane za bezczelność. Szczególnie jeśli egzaminatorem jest przysłany z samej góry maruda i zwolennik ścisłego przestrzegania hierarchii ;)

 

Pisze się conditio sine qua non. Znaczy to “warunek konieczny”, dosłownie “warunek, bez którego nie”.

Babolek poprawiony. Co do wyboru frazy, myślę, że pasuje. Aniołek chciał uszczęśliwić personel medyczny, a poprawia zdrowia chorych była po temu warunkiem koniecznym.

 

Dzięki za przeczytanie i wyłapanie baboli :)

 

Witaj, Edwardzie :) Przyznaję, że słodziutko :)

Podobała mi się za to postać Gabriela i Śmierć (która podobnie jak Finkli) skojarzyła się z Pratchetem.

I to jest słuszne skojarzenie :)

 

Fajne jest też to, że zwracasz się do czytelnika, jako autor.

Bez tego autorskiego wtrętu byłoby za słodkie nawet dla mnie ;)

 

Podziękowania za kliczka :)

 

Olciatko, spoko tak to bywa ;) Wiedziałam, że nie wszyscy będą zachwycenie, ale zwyczajnie sama potrzebowałam czegoś takiego.

Ciekawe, że Archanioł odczuwa satysfakcję widząc zapłakane dziecięce buzie. Wybacz, ale trudno mi uwierzyć w jego przemianę.

Widziałam go raczej jako osobę pozbawioną złudzeń, niż złą. Stara się dzieciaki też pozbawić złudzeń i pewnie myśli, że to dla ich dobra.

Dzięki za przeczytanie i komentarz :)

 

 

 

 

 

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobre! Jeśli już przesłodzić herbatę, to miodem wysokiej jakości ;) Nie jestem do końca targetem tego typu tekstów (angel fantasy zazwyczaj mnie nudzi, a wysoka emocjonalność nie przekonuje), więc napiszę tylko krótko: opowiadanie czytałem ze sporą przyjemnością od początku do końca, a lektura wywołała uczucie satysfakcji. Postać Gabriela świetna.

Ładny pomysł, dobre wykonanie pod względem literackim. O dziwo podobała mi się też odautorska wstawka kursywą, powiedziałbym że wyszła trochę w stylu CMowym. Całkiem zabawna i rozładowuje atmosferę przed ostatecznym atakiem słodyczą.

 

PS.

No, dobra, przyznam, że trochę się wzruszyłam.

Pierwszy raz widzę, żeby Finkla napisała coś podobnego ;D Wygląda mi to trochę na nowy znak jakości, którym nie każdy może się poszczycić ;)

Dobry android powinien od czasu do czasu rzucić takie emocjonalne hasło, żeby podtrzymywać wątpliwości przy życiu. ;-)

Babska logika rządzi!

Ha, gdybym nie czytał tekstu, to może bym uwierzył! Tutaj nawet drukarka mogłaby się wzruszyć, gdyby przelewała opowiadanie na papier, nie mówiąc już o androidzie ;)

Witaj, Perruxie

 

Dobre! Jeśli już prze­sło­dzić her­ba­tę, to mio­dem wy­so­kiej ja­ko­ści ;)

Wow, dziękuję

<rumieni się>

 

O dziwo podobała mi się też odautorska wstawka kursywą, powiedziałbym że wyszła trochę w stylu CMowym. Całkiem zabawna i rozładowuje atmosferę przed ostatecznym atakiem słodyczą.

Po to się pojawiła, żeby rozładować atmosferę. I faktycznie to wyjście ewakuacyjne podpatrzyłam u CMa :)

 

No, dobra, przyznam, że trochę się wzruszyłam.

Pierwszy raz widzę, żeby Finkla napisała coś podobnego ;D Wygląda mi to trochę na nowy znak jakości, którym nie każdy może się poszczycić ;)

Aż urosłam, jak przeczytałam ;)

 

Tutaj nawet drukarka mogłaby się wzruszyć, gdyby przelewała opowiadanie na papier, nie mówiąc już o androidzie ;)

Próbowałam sobie wczoraj wydrukować ten tekst, żeby na spokojnie przejrzeć i wyłapać ewentualne babole. Drukarka odmówiła posłuszeństwa, wychodziły z niej tylko czyste kartki. Może się wzruszyła ;)

 

Finkla,

Dobry android powinien od czasu do czasu rzucić takie emocjonalne hasło, żeby podtrzymywać wątpliwości przy życiu. ;-)

Jaki tam z Ciebie android, androidy nie czytają ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jak nie? A te wszystkie programy to im się dyktuje? ;-)

Babska logika rządzi!

Eee tam, zero-jedyki to żadne czytanie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hmmm. Uważasz, że to liczenie?

Babska logika rządzi!

Też nie, co byś nie zrobiła zawsze wyjdzie ten sam wynik ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zapominasz o generatorach liczb losowych. No, dobra, te komputerowe są pseudolosowe…

Babska logika rządzi!

Cześć.

Historia może rzeczywiście minimalnie naiwna (aniołki, archanioł, cuda :]) ale ja mam np. taki problem, że niezwykle wzruszam się na… bajkach…

Tak. Czasem mam wręcz problem utrzymać męska powagę i brak drżącego (i błyszczącego) oka.

 

Tu było blisko. Wszystko też tym bardziej, że im starszy jestem, tym bardziej doceniam (i rozumiem) znaczenia właśnie takich gestów, spotkań, czy choćby możliwości sensownego pożegnania kogoś. Po dwóch okropnych latach pod tym względem dla mojej rodziny powiem tyle:

Jakbym był odpowiedni stażem, spełniał wszystkie warunki, bla, bla, bla – zgłosiłbym do biblioteki.

Pozdrawiam :)

No, dobra, przyznam, że trochę się wzruszyłam.

 

Pierwszy raz widzę, żeby Finkla napisała coś podobnego ;D Wygląda mi to trochę na nowy znak jakości, którym nie każdy może się poszczycić ;)

Finkla się wzruszyła!

Jeszcze trochę i napisze pod jakimś tekstem, że jeszcze nigdy nic podobnego nie czytała! 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Uch, chyba komentarzem przesłoniłam tekst. Sorki, Irko.

Babska logika rządzi!

Cześć :) 

Zajrzałam do opowiadania z komórki, żeby tylko szybko zerknąć o czym to, bo tytuł mnie zaciekawił, i od razu przeczytałam całe, chociaż, musisz wiedzieć, nie cierpię czytać z małego ekranu. Historia może i jest trochę przesłodzona, ale właśnie czegoś takiego potrzebowałam w tym trudnym czasie. 

Gabrysia polubiłam, Gabriela też, chociaż trochę mniej. Co prawda cały czas czekałam, aż z pomocą Gabrysia przejdzie jakąś wyraźniejszą (bardziej łopatologiczną?) przemianę, ale tak jest nawet lepiej, gdyby dołożyć do tego tekstu jeszcze wiekszą dawkę cukru, mogłoby się to źle skończyć XD

Za to nie do końca rozumiem, jaką rolę odegrał w tym wszystkim Śmierć. Może czegoś nie doczytałam, ale on tak właściwie tylko pojawiał się i znikał i nie do końca wiem, jaki to miało sens. 

– Och! – Aniołek przeniknął przez drzwi. Wrócił po sekundzie. – Chodźmy, zaraz tu będą – ponaglił egzaminatora.

– Kto? – Gabryś nie odpowiedział, biegł w podskokach korytarzem.

To brzmi, jakby oba teksty wypowiadał Gabryś.

Pozdrawiam :)

Finklo,

Uch, chyba komentarzem przesłoniłam tekst. Sorki, Irko.

Przynajmniej widać, że Ci się podobał :)

 

Witaj, Silvanie :) Cieszę się, że się podobało i wzruszyło trochę :)

Tak. Czasem mam wręcz problem utrzymać męska powagę i brak drżącego (i błyszczącego) oka.

Ja tam zawsze uważałam, że prawdziwy twardziel to nie taki, który nie ma słabości, ale taki, który potrafi się do nich przyznać ;)

 

Jakbym był odpowiedni stażem, spełniał wszystkie warunki, bla, bla, bla – zgłosiłbym do biblioteki.

Sam zamiar jest autorce równie miły :)

 

Hej, Oluta, dzięki za wizytę i kliczka. Cieszę się, że się podobało :)

Historia może i jest trochę przesłodzona, ale właśnie czegoś takiego potrzebowałam w tym trudnym czasie.

Ja też, ja też :)

 

Za to nie do końca rozumiem, jaką rolę odegrał w tym wszystkim Śmierć.

A to niedobrze, wydawało mi się, że to będzie jasne. Aniołek pomaga tylko troszeczę, ale jak archanioł machnie skrzydłem, albo pstryknie palcami, to śmierć może pakować manatki i się zwijać.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A to niedobrze, wydawało mi się, że to będzie jasne. Aniołek pomaga tylko troszeczę, ale jak archanioł machnie skrzydłem, albo pstryknie palcami, to śmierć może pakować manatki i się zwijać.

A, o to chodzi. Teraz wszystko jasne :) 

Cześć!

Jakoś mnie tym razem nie ujęło szczególnie. Napisane zgrabnie. Przyjemna historia, z happy endem i humorem, ale czegoś mi w niej zabrakło. Nie do końca widzę też schemat konkursowy. Zakładając, że Gabriel jest kopciuszkiem (a może to Gabryś jest kopciuszkiem), mam problem z przypisaniem wydarzeń do wykresu. Możliwe, że to przez bardzo ludzki (niedoskonały) obraz aniołów, które jakoś inaczej sobie wyobrażam.

Z kwestii edycyjnych jedno mi się rzuciło:

Pstryknął palcamizawisła przed nimi przeźroczysta kula, w której, jak w kinie, zobaczyli śpiącą staruszkę i jej sen, w którym trzymała na kolanach małą dziewczynkę z czerwoną kokardą, zawiązaną na ciemnych włosach. Jeszcze jeden pstryk i z kuli wystrzeliły iskierki i pomknęły w noc. Pędziły nad dachami domów koronami drzew, wyprzedzały pociągi i samochody na autostradzie, przemykały nad rzecznymi barkami i taflami jezior, aż dotarły do domku na przedmieściach wielkiego miasta. Wleciały do środka i opadły na głowę małej dziewczynki z czerwoną kokardą wplecioną w ciemne włosy, która przeglądała album ze zdjęciami.

Spójnik “i” w natarciu

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj krar (krarze? się odmienia?) :)

 

Jakoś mnie tym razem nie ujęło szczególnie.

Bywa :)

Zgrabnie napisane to też komplement :)

 

Zakładając, że Gabriel jest kopciuszkiem (a może to Gabryś jest kopciuszkiem)

Zdecydowanie Gabryś jest Kopciuszkiem, Gabriel to raczej zła macocha ;)

 

Spójnik “i” w natarciu

Ooo, nie zdawałam sobie sprawy, że aż tyle tego. Coś pomyślę, ale nie dziś.

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Irko!

Jakie piękne opowiadanie! Przepiękne! Bawiłam się cudnie. Choć historia jest bardzo ciepło-rozmemłana (wiesz o co chodzi :P), sposób opisania nadaje całemu tekstowi potrzebnego charakteru. Relacja Gabriel-Gabryś świetna. W twoim stylu czuć takiego starego wyjadacza, który chciał opowiedzieć coś pięknego :)

Przyznam jednak, że od połowy tekstu nie czułam już takiego zachwytu – po prostu zrobiło się zbyt ciepło, a ja raczej zimnolubek jestem ;) Ale cieszę się, że zakończyłaś tak, jak chciałaś, a nie jak “powinnaś była”.

Z początku myślałam, że to na ten drugi konkurs i nie wiem, jak w tym względzie sobie poradziłaś, bo ten eklektyczny jest dosyć zawiły i za bardzo mi się podobało, żeby zwracać na to uwagę.

Życzę jednak powodzenia, póki co to mój ulubieniec.

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Zacznę od marudzenia na przysłówki. Ciut ich dla mnie za dużo. Za często muszę wierzyć na słowo, zamiast zwyczajnie coś zobaczyć. Ja wiem, że masz swoje zdanie na ten temat, dlatego przyjmijmy, że punkt marudzeń na przysłówki oficjalnie odbębniono i przejdźmy dalej. ;)

To jest tekst, do którego właściwie można by napisać dwa komentarze. Pierwszy, przy standardowym spojrzeniu na tekst. Drugi, przy spojrzeniu nieco szerszym.

Gdyby przyjąć pierwsze spojrzenie, musiałbym zacząć marudzić na ten pewien przesadzony optymizm. Chyba nawet wręcz naiwny optymizm. Tekst generuje taką ilość ciepła, jaką może zagwarantować chyba tylko pakiet: kominek + koc + gorąca herbata + grzejnik. Dlaczego to źle? No po pierwsze dlatego, że trudniej taką historię kupić. Pod drugie dlatego, że tekstowi w takiej formie i z tak mocno zaakcentowanym przekazem bliżej już chyba do czytelników młodszych (może nawet najmłodszych) niż dorosłego odbiorcy.

I tak, zdaję sobie sprawę, że jestem chyba ostatnią osobą, która akurat o to może się czepiać. :-)

Przyjmijmy jednak to drugie spojrzenie. Przyjmijmy dlatego, że ten nadmierny optymizm jest tu przecież zabiegiem celowym. Oczywiście, żeby to rozumieć, trzeba być na co dzień na portalu. Czytelnik postronny raczej tego nie wyłapie. Jest więc zabiegiem celowym, bo ja zdaję sobie sprawę, że tekst powstał chyba niejako w kontrze do tych wszystkich poważnych, ponurych tekstów, które koniecznie muszą poruszyć wszystkie możliwe problemy. Których jest więcej i więcej. Ja oczywiście nic do takich tekstów nie mam. Jeśli są dobrze napisane, to nawet chętnie przeczytam. Ale tak ja, jak i Ty, czujemy już chyba lekki przesyt. Tak sądzę. Być może nawet Ty bardziej, bo ja mam większą swobodę doboru tekstów.

Myślę więc, że ten mocno zaznaczony optymizm w tekście to, jak wspominałem, swego rodzaju forma równoważnika dla poważniejszych portalowych opowiadań. I, mając tę świadomość, czyta się ten tekst bardzo fajnie. Nieprzesadnie długi (chyba jako jedna z nielicznych nie oberwałaś od limitu w tym konkursie), ciepły, z próbą zabawy formą, która daje szansę przeciągnięcia tekstu bez konsekwencji. Optymizm, jak pisałem, dziecięco wręcz momentami naiwny, ale nawet w takim natężeniu przypadł mi do gustu. Bo czujesz, że to coś innego. Że to jakaś forma czytelniczego odpoczynku. I, czytając, nawet szukasz gdzieś w sobie tej odrobiny dziecka, żeby na ten zawarty optymizm nie pozostać obojętnym.

Nie, nie aż takiej odrobiny, żebym miał się wzruszyć. Tak dobrze to nie ma. ;-)

Z lektury jestem zadowolony. Jasne, pisząc uczciwy komentarz, muszę jeszcze raz wspomnieć, że na zadowolenie wpływają też te czynniki, które opisałem powyżej. I że gdyby to miał być szerszy pomysł na pisanie, to moim zdaniem, ten optymizm jest przesadzony i trochę tej lekturze odbierze. Ale przecież rozumiemy to oboje, więc nie ma się nad czym dłużej rozwodzić.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, Lano, cieszę się, że się podobało :) Stwierdziłam, że raz w roku można sobie pozwolić na cieplutkie rozmemłanie. W zeszłym roku na święta też miałam anioła, choć nie było może aż tak słodko, ale na podsumowanie tego konkretnego roku, słodyczy potrzeba, bo piekielnie gorzki był.

 

Hej, CMie, czyżbyś zrobił użytek ze swoich nowych mocy? Dziękuję :)

Gdyby przyjąć pierwsze spojrzenie, musiałbym zacząć marudzić na ten pewien przesadzony optymizm.

Wiesz, myślę, że czasem nawet największy ponurak i maruda ma ochotę przeczytać coś absolutnie słodkiego. Rzecz w tym, że mało kto się do tego przyzna :) Oczywiście, to się w życiu tak nie dzieje, jestem tego świadoma, ale mam to gdzieś ;) Potrzebowałam czegoś takiego i myślę, że jeszcze parę osób pewnie też. Poza tym, przy okazji zdałam sobie sprawę jaką jestem szczęściarą. Nie jest to opko dla najmłodszych, pisząc myślałam raczej o innej grupie docelowej, choć na portalu (z tego co wiem) licho z jej reprezentacją.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tego złamania czwartej ściany się nie spodziewałem, ale mi się podobało :)

Tekst nie uważam za słodki. Czytałem tu na portalu znacznie słodsze, więc jakoś mnie nie razi. Fabularnie jest w porządku, miły klimat i naprawdę sądzę, że to opko bardziej pasowałoby na konkurs świąteczny. Z drugiej strony eklektyczny przyniósł ze sobą wysyp optymistycznych opowiadań i chwała mu za to.

Podsumowując, czytało się przyjemnie i glukoza w normie.

Pozdrawiam

Hej, Zanaisie, cieszę się, że się podobało i nie wpłynęło negatywnie na stan zdrowia ;)

Tego złamania czwartej ściany się nie spodziewałem, ale mi się podobało :)

Uznałam, że bez rozwałki ściany mogłoby być rzeczywiście trochę za słodko, więc rozwaliłam, a co mi tam :)

Opko przyszło mi na myśl, gdy zobaczyłam betę jurków z konkursu świątecznego. Niestety, zaskoczyli mnie przyszłością, a w przypadku pokazanie takich świąt jako przyszłorocznych, wszyscy zarzuciliby mi czarnowidztwo ;) Zaś do konkursu Tarniny jakoś mi spasował :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam jurorkę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Coś jest w tym, co napisał Zanais, że pasowałoby na konkurs świąteczny, bo jakoś prawie cały czas byłam przekonania, że to właśnie tekst ze świątecznego ;)

Ostatnio mamy na portalu wysyp dołujących opek, więc to jest fajną przeciwwagą. Rzeczywiście, słodkawe, ale mały Gabryś jest na tyle pocieszny, że udało mi się nie zasłodzić. Zwłaszcza, że autorskie wstawki dodawały równowagi.

Co prawda, na takie klimaty czuję się zbyt cyniczna (przy wzmiance o zabiciu syna miałam gorzki uśmiech), niemniej jednak uśmiechnęłam się nie raz i nie dwa podczas lektury.

Fajne to i ciepłe ;)

deviantart.com/sil-vah

Hej, Silva, cieszę się, że przeciwwaga była fajna i nie zasłodziła :)

Konkurs świąteczny był niestety na opka osadzone w przyszłości. Myślę, że gdybym wrzuciła moje opko tam, nie zabrzmiałoby tak ciepło ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam kolejną jurorkę :)

Mam wrażenie, że było za cieplutko, bo obrazek aż mrozi ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

E tam mrozi, wydźwięk ma przecież pozytywny :)

Jako rzecze jurorka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie planowałem tu zaglądać, jakoś konkurs nie bardzo mnie zaciekawił, ale przeskakując w poczekalni przez utwory, początek tego mnie zainteresował. Później dodatkowo okazało się, że to Twoje opko, a wybacz, ciągle kojarzę Cię z Oppy, technologiami i zbyt dużą tym fascynacją. Oczywiście, w mojej skali. Dlatego na starcie tekst miał trudniej. ;)

I sprawdza się moje podejście – literatura przede wszystkim, bo ostatecznie to była miła niespodzianka. Podobało mi się. Targania emocjami, łezek i uśmieszków było w sam raz. Wcale niełatwo jest napisać sympatyczne, pogodne opowiadanie. Tak, żeby nie przedobrzyć, w obie strony. Nie miałem się do czego przyczepić. Ok, może dwa miejsca trochę mi nie pasowały.

Ale jeśli coś schrzanisz, to załatwię ci roczną praktykę na dole. Samym dole! Czy to jasne? (…)

– EKHM, EKHM.

Och, spadaj!

Mam na myśli zaznaczone zwroty, ale to kwestia subiektywna.

Podsumowując, to była przyjemna lektura. Mały aniołek wzbudza uśmiech. :)

Powodzenia w konkursie.

 

Nie wiem, czy najlepsze opowiadanie konkursu (nie czytałem wszystkich), ale na pewno najsłodsze :)

Tekstów, z których tak leje się słodkość nie czytam często, choć (nieco w tajemnicy) bardzo je lubię. ;) Historyjka jest lekka i absolutnie urocza, możliwe nawet, że musiałam na chwilę przerwać, żeby znaleźć chusteczki. Dotyka tematów, które po tym roku są nam wszystkim bardzo bliskie i sama w sobie może budzi jakiś płomień nadziei.

Fajnie też pokazujesz Gabriela przypominającego sobie, jak to jest nie być zgorzkniałym gburem za sprawą małego anioła. Podoba mi się też nawiązanie do Pratchettowskiej Śmierci, choć tak niewielkie.

Wbrew temu, co piszesz w środku tekstu, wcale nie uważam, że zakończenie historii w tamtym momencie byłoby dobre. Brakowałoby zamknięcia – w końcu staruszka wspomina dwa razy o swoim marzeniu, a w święta nie powinno to być ignorowane.

Muszę jedynie przyznać, że nie do końca rozumiem, co Gabriel zrobił ostatnim pstryknięciem.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Na wstępie kupiła mnie idea szkoły dla aniołów. Spodobało mi się to, że młodsi uczniowie dostają zadania dostosowane do dziecięcej wrażliwości, a dopiero wraz z nabieraniem doświadczenia i wiedzy muszą wykazać, że potrafią nieść dojrzalszy rodzaj wsparcia. Fajnie przedstawiłaś relację Gabrysia i Gabriela, lubię historie, w których zgorzkniały weteran mimowolnie ulega entuzjazmowi hiperaktywnego świeżaka.

Czy na końcu warto było polać cukier lukrem? Co tam, czemu nie :)!

Pozdrawiam!

Witaj, Darconie,

ciągle kojarzę Cię z Oppy, technologiami i zbyt dużą tym fascynacją.

To bardziej kajarzysz mnie z konkursem, który ogłosiłam, niż z tekstami, które piszę, bo science-fiction u mnie jak na lekarstwo. Zwyczajnie czuję, że mam za małą wiedzę. Moje własne marsjańskie opko dopiero się pisze, a i w nim więcej będzie człowieka niż technologii :)

 

bo ostatecznie to była miła niespodzianka. Podobało mi się.

Cieszę się :)

 

Wcale niełatwo jest napisać sympatyczne, pogodne opowiadanie. Tak, żeby nie przedobrzyć, w obie strony.

Coś w tym jest. Bezpieczniej jest dołować, albo być cynicznym ;)

 

Leniwy, dziękuję :)

 

Verus,

Tekstów, z których tak leje się słodkość nie czytam często, choć (nieco w tajemnicy) bardzo je lubię. ;)

Ja też, czasem dobrze jest sobie pobeczeć :)

 

Wbrew temu, co piszesz w środku tekstu, wcale nie uważam, że zakończenie historii w tamtym momencie byłoby dobre. Brakowałoby zamknięcia – w końcu staruszka wspomina dwa razy o swoim marzeniu, a w święta nie powinno to być ignorowane.

Pomyślałam dokładnie to samo, ale trochę się obawiałam, że dla niektórych może to być już przesłodzone, stąd ten autorski wtręt.

 

Muszę jedynie przyznać, że nie do końca rozumiem, co Gabriel zrobił ostatnim pstryknięciem.

Młody mógł trochę ludziom pomóc, ale nadal byli chorzy i nie wiadomo, jak by się to dla nich skończyło. Gabriel za to mógł wyautować wirusa jednym pstryknięciem, albo ruchem skrzydła ;)

 

Hej, Adamie, dzięki za wizytę :)

 

Spodobało mi się to, że młodsi uczniowie dostają zadania dostosowane do dziecięcej wrażliwości, a dopiero wraz z nabieraniem doświadczenia i wiedzy muszą wykazać, że potrafią nieść dojrzalszy rodzaj wsparcia.

Ech, tak właśnie powinna funkcjonować idealna szkoła ;)

 

lubię historie, w których zgorzkniały weteran mimowolnie ulega entuzjazmowi hiperaktywnego świeżaka.

To mamy coś wspólnego :)

 

Czy na końcu warto było polać cukier lukrem? Co tam, czemu nie :)!

heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Młody mógł trochę ludziom pomóc, ale nadal byli chorzy i nie wiadomo, jak by się to dla nich skończyło. Gabriel za to mógł wyautować wirusa jednym pstryknięciem, albo ruchem skrzydła ;)

Miałam trochę nadzieję na taką odpowiedź. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Miałam trochę nadzieję na taką odpowiedź. :D

Poszłam na całość, jak cud, to porządny ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

“Wszystkie trzy płomienie jaśniały teraz jednakowym blaskiem, splatały się ze sobą, zmagały w bitwie o pierwszeństwo.” – Przyznam, że nie rozumiem, co to za trzy płomienie?

 

Spodobała mi się wizja egzaminu przeprowadzanego przez Gabriela dla innych aniołów. Spodobała mi się niezachwiana wiara i nadzieja małego Gabrysia. Spodobało mi się nawiązanie do obecnej sytuacji epidemicznej i to, że staruszka zobaczyła anioła. Nie spodobały mi się nachalne – imho – wstawki odautorskie, zupełnie niepotrzebne. Zepsuło mi to znaczną część przyjemności płynącą z lektury opowiadania. Ogólnie jednak po przeczytaniu zrobiło mi się… miło.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hej, jose :)

Przyznam, że nie rozumiem, co to za trzy płomienie?

Przyjrzę się jeszcze temu fragmentowi, ale cały czas pisałam o emocjach personelu medycznego jako o płomykach w ich sercach i wydawało mi się oczywiste, że o emocje właśnie chodzi.

 

Nie spodobały mi się nachalne – imho – wstawki odautorskie, zupełnie niepotrzebne. Zepsuło mi to znaczną część przyjemności płynącą z lektury opowiadania

Czyli jedna niepotrzebne i niepotrzebnie się martwiłam, że bez nich będzie za słodko ;)

 

Ogólnie jednak po przeczytaniu zrobiło mi się… miło.

To mnie też zrobiło się miło, gdy przeczytałam te słowa. Cieszę się, że mimo wpadki z autorskimi wtrętami jednak się podobało :)

 

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Widzisz, chyba zmęczona wczoraj byłam, ale faktycznie dopiero po powtórnym przejrzeniu dłuższego fragmentu widzę, że piszesz o trzech uczuciach. Może mi nie wpadło w mózg, bo ta nadzieja jakoś tak się ukryła pomiędzy dwiema pozostałymi emocjami. Ubzdurałam sobie, że chodzi o ludzi, a medyków było czworo, więc mi się nie zgadzało…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie przejmuj się, zdarza się ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ładne, sympatyczne, miłe w odbiorze, choć to raczej bajka dla dzieci niż lektura dla dorosłego czytelnika. I w tym segmencie prawdopodobnie sprawdziłoby się bardzo dobrze :-) Choć zdecydowanie tekst warto by bo skrócić, przynajmniej o połowę, jeśli nie więcej. Nie jestem też przekonany, czy wstawka przebijająca czwartą ścianę jest tu potrzebna, chyba lepiej by było bez niej.

Zaskoczyć, niczym nie zaskoczyło, scena z EKHM uśmiechnęła (obie sceny, pierwsza bardziej).

Ale generalnie chyba jestem poza targetem ;-)

 

A mi się. :) Znaczy wstawka odautorska podobała. :) Rzadko mamy z tym do czynienia, pasuje w opku tu, na forum. I jest dla mnie dodatkowym elementem na plus. Dlatego, że pasuje, a nie, że chcę zawsze.

Wilku, masz chyba syndrom limitu 5000 znaków. ;)

Zdecydowanie jestem zwolennikiem tego, żeby treść kondensować jeśli nie ma uzasadnienia dla jej spowalniania (czasem takie uzasadnienie istnieje, bywa, ze mocne, ale raczej rzadko) :-)

Choć co ciekawe nie przeszkadza mi brak “ekonomii językowej” jako takiej. Raczej chodzi o zachowanie jakiegoś “zagęszczenia”. Być może kwestia tego, ze miewam problemy z koncentracją.

Hej, Wilku, miło, że sympatyczne :)

Dla dzieci nie pisałam, ale przyjmuję do wiadomości, że nie jesteś targetem :)

Wstawka autorska – nie chciałam przesłodzić to jedno, ale też ona oddziela to, co jeszcze możliwe, od tego, co rzeczywiście jest cudem ;)

A co być wywalił, żeby skrócić?

 

Darconie, dzięki :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, toś mnie załatwiła. Wiem, że Cię monstrualnie zdołowałam świątecznym, ale to opowiadanie mi walnęło takiego triggera, że w połowie odpadłam z płaczem. Nie wiem, czy dam radę doczytać do końca, nie wiem, co w związku z tym zrobię z głosowaniem. Muszę ochłonąć.

http://altronapoleone.home.blog

Przepraszam, naprawde :(

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Irko!

Przeczytałam już jakiś czas temu, ale ostatnio ciężko mi się jakoś zebrać z komentarzami tak od razu. Opowiadanko czytało się dobrze, uśmiechnęło, gdzie trzeba, a w innych miejscach zasmuciło, ale lektura zakończyła się uczuciem miłego ciepełka na serduszku(lub tym, co ja zamiast niego mam, hihi XD). W sumie dawno nie czytałam żadnego angel fantasy, które tak przypadłoby mi do gustu, bo to dość hermetyczny i eksploatowany motyw, ale w przypadku Twojego tekstu poczułam przyjemny powiew świeżości. Opowiastki o relacji nauczyciel-uczeń jednak zawsze do mnie trafiają.

Jedyne, co akurat średnio mi podeszło to wstawki autotematyczne, ale z punktu widzenia kompozycji rozumiem ich zastosowanie. Ale po prostu rzadko kiedy trafia do mnie ten motyw, tak mam.

W ogólnym rozrachunku czytało mi się dobrze, a lekko bajkowa atmosfera tekstu zostanie ze mną na dłużej.

Pozdrawiam

 

Hej, oidrin, cieszę się, że się spodobało i dało uczucie ciepełka na serduszku. Szczerze mówiąc sama rzadko czytam angel fantasy, ale raz w roku napada mnie chęć napisania czegoś o aniołach. Fajnie, że anielska szkoła przypadła Ci do gustu :)

Wstawki jednym się podobają, inni na nie narzekają. Sama już nie wiem, jak byłoby lepiej.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A tam, wszystkich nie zadowolisz i koniec.wink U mnie to raczej kwestia tego, że wolę od początku narratora zaangażowanego lub nie, jak coś takiego pojawia się później w tekście, przegrzewają mi się z lekka obwody. XD Ale kompozycyjnie gra i buczy.

A tam, wszystkich nie zadowolisz i koniec.

A wiem, wiem :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wiesz już zapewne, jak głosowałem na pożegnanie i wiesz również, że dałem NIE Twojemu opowiadaniu, Irko.

Na pewno tekst napisany jest sprawnie i od strony technicznej niewiele mu można zarzucić. Czyta się gładko, baboli raczej nie widać, wszystko w normie. Może trochę za dużo tych opisów zachowań postaci, gestów, jakby trochę nadmiernie i obszernie prezentujesz ich ruchy, miny itp. Czasem dwa słowa lepiej to ujmują niż trzy zdania.

Gorzej od strony „merytorycznej”, że tak się wyrażę. Z premedytacją i świadomie napisałaś tekst ckliwy i milusiński do bólu, słodki jak beza z marcepanem i pewnie dlatego, jak kilku innych czytelników (zapewne), miałem wrażenie, że czytam opowiadanie na konkurs świąteczny.

Ogólnie, jak chyba wiadomo, nie lubię takich opowiadań. Lukier spływał z ekranu laptopa z każdą łzą Gabrysia a cukier puder spadał na klawiaturę razem z temperaturą pacjentów szpitala. Autorka (jak sama podkreśla w komentarzach) zagrała na tej rzewnej melodii umyślnie i chyba podświadomie spodziewa się, że takie ponuraki jak ja jej wybaczą i spojrzą na tekst przychylniejszym okiem. No niestety. Nawet przełamanie czwartej ściany i świadome (nawet zapowiedziane) dokręcenie śruby słodkości nie zrobiło na mnie wrażenia.

Opiszę to tak… Wyobraź sobie, że na koncercie rockowym pojawia się zespół disco polo (opisuję wyłącznie mechanizm, a nie poziom czy rodowód gatunkowy Twojego tekstu) o nazwie Fajne Chłopaki i zaczyna grać skoczną „Miłość jest naj naj naj” na klawisze i sopran Zenka, w trakcie występu oznajmiając, że zdają sobie sprawę, iż to, co grają jest niemiłosiernie przaśne. Nagle, pod koniec występu wokalista mruga do publiki i stwierdza, że oczywiście ma świadomość, że grają okrutnie proste disco polo i że w sumie Fajne Chłopaki mogliby zagrać teraz jakiś cover Vadera, ale jest Dzień Dziecka i dlatego zagrają na finał po dwa covery utworów Bayer Full i Akcentu… Jak ma mnie to pocieszyć i udobruchać?

To jest na pewno ładna, świąteczna opowieść o aniołkach. Ale niestety, wszystkie te anielskie opowiastki mnie już zwyczajnie nudzą. Podobnie jak seryjne historyjki (często „niby-humorystyczne”) o bogach i bożkach, którym bliżej do bajek niż do fantastyki (bo niestety często są to opowiastki niewiele mające wspólnego z jakąkolwiek mitologią i powstają chyba pod wpływem syndromu marvelowskich Thora i Lokiego).

Od dawna mam wrażenie, że to jest niestety zwyczajne pójście na łatwiznę. I zazwyczaj anielskie lub mityczne pochodzenie bohatera to główny element fantastyczny w tekście. Mało tego. Uważam, że pisanie o przygodach tego i owego boga bez mocnego i ciekawego osadzenia w mitologicznym kontekście nie wymaga moim zdaniem praktycznie żadnej wiedzy i wysiłku. Podobnie jak pisanie absurdalnych opowiastek, obyczajówek udających fantastykę itd. Umowne postacie, umowne środowisko, umowne realia, umowne i powierzchowne powiązanie z czymkolwiek (także z mitologią). Do tego dochodzi jeszcze totalna infantylizacja bohaterów, którzy jak jeden mąż niewiele mają wspólnego z dorosłością. I pewnie można napisać coś w miarę oryginalnego i zaskakującego w takiej stylistyce, ale przecież Autorzy, którzy decydują sią na takie teksty nie szukają oryginalności.

Oczywiście ten zarzut nie jest skierowany bezpośrednio do Twojego tekstu, a raczej wspominam o tym na marginesie, ale mimo wszystko uważam, że moment, w którym na hasło konkurs eklektyczny zapaliło Ci się w głowie światełko: NAPISZĘ SŁODKĄ OPOWIASTKĘ O ANIOŁACH I ANIOŁKACH W ANIELSKIEJ SZKOLE to właśnie był moment sporego pójścia na małooryginalną łatwzinę.

Oczywiście nawet o aniołach można pisać ciekawie, jak np. Gaiman czy Kossakowska, ale kolejna ckliwa opowiastka o bardzo ludzkich aniołach (które mają swoją anielską biurokrację, anielskie szkoły lub prowadzą utarczki z równie ludzkim diabłem), do tego umyślnie słodka, nie zachwyci mnie na piórkowe TAK.

I chociaż przyznaję, że dobrze jest przeczytać czasem tekst tak optymistyczny, pozytywny, przepełniony dobrocią bohaterów i okraszony wielgachnym happy endem, to jestem na NIE w temacie piórka.

Dostrzegam rzecz jasna w tym opowiadaniu wątki smutniejsze (szpital covidowy, zgorzkniały Gabriel, para: babcia-wnuczka), widzę wyraźnie zarysowany element dydaktyczny i całą tę historię odkrywania w sobie prawdziwej chrześcijańskiej miłości do bliskich i innych, odkrywanie potęgi dobra, potrzebie nadziei, widzę też hołd oddany harującym ciężko pracownikom służby zdrowia itd. Można też powiedzieć, że Twoje opowiadanie jest bardzo mocno osadzone w katolickich ideałach (bardziej w ludowym pojmowaniu wiary i postaci z Biblii), wszak gdzieś za tym wszystkim stoi przecież dobry PAN BÓG.

Zatem miła to i poczciwa opowieść świąteczna o Gabrielu, który dzięki młodemu Gabrysiowi odkrył ponownie sens swojej misji i przy okazji dokonał kilku cudów na Ziemi. Ciepła, pokrzepiająca i bajkowa opowieść… jakich wiele. W swojej kategorii po prostu dobra.

A na koniec, dając upust swojej wredocie, poproszę Cię i pozostałych Autorów baśni, bajek i bajeczek, humorystycznych opowiastek, „mitologicznych” absurdów i grotesek, bizarro, historyjek o bożkach na poważnie i na żarty, (na przykład) o jakieś solidne opowiadanie science-fiction z mocnym researcherem, solidną podstawą naukową, pomysłem mocno osadzonym na nauce (dowolnej jej dziedzinie), dorosłymi bohaterami z krwi i kości, którzy zachowują się jak dorośli, a nie nastolatkowie, i to bez uciekania w traumy dzieciństwa, molestowanie, pseudopsychologię itd. (oczywiście to tylko taka konstrukcja myślowa, pisz(cie) sobie co tylko chcesz, czujesz i lubisz).

Ps. Gościnny występ „pratchettowskiego Śmierci” odnotowałem, ale wydaje mi się lekko niekompatybilny z anielskimi realiami.

Ps.2. Wybacz, Irko, że akurat pod Twoim tekstem się tak powyzłośliwiałem, ale tak jakoś wyszło. Nie bierz tego wszystkiego do siebie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Witaj, Marasie :) Czy Twój monitor przeżył spotkanie z aniołami, bo trochę się martwiłam? ;)

Twoja decyzja mnie nie zaskoczyła. Wiem, że nie lubisz tego typu tekstów i nie spodziewałam się, że spojrzysz na opko przychylniejszym okiem. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że Twój komentarz będzie bardziej… marasowy. Tymczasem nie jest tak źle ;) Całkiem sporo rzeczy w tekście zauważyłeś i właściwie jedyny zarzut (dotyczący tego konkretnego opka) jaki w Twoim komentarzu znalazłam to:

 

uważam, że moment, w którym na hasło konkurs eklektyczny zapaliło Ci się w głowie światełko: NAPISZĘ SŁODKĄ OPOWIASTKĘ O ANIOŁACH I ANIOŁKACH W ANIELSKIEJ SZKOLE to właśnie był moment sporego pójścia na małooryginalną łatwzinę.

Hmm, rzecz w tym, że mi się nie zapaliło. Napisałam opko, stwierdziłam, że pasuje do wymagań Tarniny i dodałam tag. To wszystko. Nie pisałam nawet słodkiej opowiastki o aniołach, aniołkach itd, były mi potrzebne do – jak to ująłeś – oddania hołdu harującym ciężko pracownikom służby zdrowia. Poza tym tak, przyznaję, chciałam napisać coś cieplutkiego, pozytywnego, miłego, bo zwyczajnie miałam dość ponuractwa, które ostatnio ogarnęło portal. Czy to jest pójście na łatwiznę? Polemizowałabym, ale niech Ci będzie ;)

 

W swojej kategorii po prostu dobra.

Dzięki :) Nie pisałam z myślą o Piórku i ta część Twojego komentarza mnie w zupełności zadowala :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wracam z komentarzem. Przepraszam za to, że późno i niezbyt długo.

 

Jest słodko, sympatycznie, sielsko, anielsko. Trochę wzruszająco, dzięki pewnemu, nie do końca uchwytnemu klimatowi. Przez chwilę nawet myślałam “to jest to”, ale jednak nie. Moim zdaniem ten klimat zepsuły nawet nie wstawki odautorskie (chociaż w moim odczuciu nieco rozbijają atmosferę, to mogłabym na nie przymknąć oko w ostateczności), ale ta jedna, króciutka scenka z pociągiem. W tym momencie moim zdaniem przekroczyłaś pewną granicę i wpadałaś w parodię. Klimat umarł i mogłabym zacytować Irenę Kwiatkowską: “prysły zmysły jak pajęczyny wątła nić”.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

ale ta jedna, króciutka scenka z pociągiem.

Chodzi Ci o końcówkę, scenkę w której dziewczyka dowiaduje się o swojej prababci? Może było już za dużo cudów, ale parodia… ;)

 

Poza tym, kurczę, całkiem miły komentarz, dziękuję :) Może było za mało na Piórko, ale mam wrażenie, że jednak Ci się podobało. No, przynajmniej trochę. A to cieszy :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

I już wszyscy poklepywali się po plecach, przybijali piątki, tańczyli i skakali, starając się krzyczeć szeptem, by nie obudzić śpiących pacjentów. Mrugali intensywnie, próbując strącić z oczu łzy, których nie mogli obetrzeć. Na koniec uformowali pociąg, a raczej węża, który wijąc się od ścieny do ściany, w podrygach ruszył w stronę dyżurki. Aniołek na chwilę dołączył do niego, chwytając w pasie ostatnią z kobiet.

Ten fragment. Przełknęłabym jeszcze tańce i skakanie, ale pociąg mnie rozłożył na łopatki. 

Bo reszta była wzruszająca. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A to mi do głowy nie przyszło, że może to być tak odebrane. Nie wiem, po prostu tak ich sobie wyobraziłam i nie wydawało mi się to dziwne. Chociaż ktoś mi już chyba wcześniej zwrócił na to uwagę. Pomyślę, może wywalę, ale już po zakończeniu konkursu ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zdawał sobie sprawę, że nie może oblać wszystkich, ale zamierzał być surowy.

Ech. XD

Twój tekst, Irko, czytało się szybko oraz płynnie – zdania łączyły się, miały rytm. Postać Gabriela była dla mnie najbardziej wyrazista i przykuwała uwagę; ładnie zarysowałaś go i nieco jego dawne nastawienie, wiarę.

Ciekawie wyszła również swego rodzaju powstająca przyjaźń (albo nić porozumienia) między nim a Gabrysiem, oraz pewne zmiany zachodzące w archaniele. Wyszło Ci ciepłe, pogodne opowiadanie, Irko.

Jestem winna temu tekstowi komentarz, tłumaczący moje piórkowe NIE. 

A nie jest mi go łatwo napisać, bo też nie jest mi łatwo sformułować, czego zabrakło. Czytało się przyjemnie, piszesz jak zawsze sprawnie i stylowo, pomysł sympatyczny – ale coś mi nie zagrało. Sama nie jestem pewna, co – i to mimo kilkukrotnej lektury. Ten tekst ma wszystko, co lubię, jest w specyficzny sposób ciepły i pogodny, trochę nostalgiczno-smutny – może problem jest nie w nim, a we mnie, w tym, że coś między opowiadaniem a mną-krytykiem nie zagrało? 

ninedin.home.blog

Witaj, Draconis, cieszę się, że zawitałaś do mojego cieplutkiego opka ;) Cieszę się, że się spodobało.

 

Ciekawie wyszła również swego rodzaju powstająca przyjaźń (albo nić porozumienia) między nim a Gabrysiem, oraz pewne zmiany zachodzące w archaniele.

Gabryś przypominał archaniołowi jego samego z dawnych lat, z kolei aniołek przekonał się, że nie taki archanioł straszny… Myślę, że się polubili ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, ninedin, nie martw się, tak bywa. Czasem sama nie potrafię powiedzieć, co mi w jakimś tekście nie gra, więc rozumiem, o czym piszesz ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Witam jurka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Irko! Zaprawdę piękne opowiadanie, czytałam z uśmiechem od początku do końca ^^ Możliwe, że rzuciło mi się w oko coś, czego się chciałam czepić, ale zapomniałam xD Bardzo mi się podobało (zwłaszcza te znaczące "EKHM, EKHM") :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Anet, przynosisz radość :)

 

NaNa, cieszę się, że się spodobało i wywołało uśmiech, bo w końcu pozytywne przecież jest :)

Bardzo mi się podobało (zwłaszcza te znaczące "EKHM, EKHM")

Czyżbyś też była fanków powieści Pratchetta? :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nic mi o tym nie wiadomo, ale konwencja do mnie przemówiła xD

Spodziewaj się niespodziewanego

Cześć,

 

Przepraszam, że nie będę oryginalny i nie napiszę niczego nowego, czego nie napisali już Szanowni Przedpiśccy, ale już dawno nie przeczytałem tak ciepłego i podnoszącego na duchu tekstu. Ta dziecięca, trochę infantylna naiwność w zderzeniu z dojrzałym sceptycyzmem – niby prosty pomysł na konflikt ;], ale całość wykonania i ogólne wrażenie jakie pozostawia opowiadanie jest niesamowite :D.

 

Chyba sobie jeszcze raz przeczytam za jakiś czas. Tak dla przyjemności ;]. 

 

pozdrawiam

M.  

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

NaNa, jeśli podobał Ci się śmierć chrząkający ielkimi literami, poczytaj cykl o śmierci ze świata Dysku. On tam stale gada wielkimi literami ;)

 

Witaj MordercoBezSerca,

 

ale już dawno nie przeczytałem tak ciepłego i podnoszącego na duchu tekstu.

Och, dzięki, aleś mi sprawił przyjemność tym stwierdzeniem :D

A i świadczy ono, że serducho nie tylko masz, ale i na właściwym miejscu ;)

 

Chyba sobie jeszcze raz przeczytam za jakiś czas. Tak dla przyjemności ;].

Czytaj, czytaj :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki za polecajkę :D

Spodziewaj się niespodziewanego

:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tak, Irko, Mikołaj istnieje

 

I kolejny teolog – amator, no, doprawdy. W dodatku hojnie sypiący cukrem, bo opowiadanie powinnaś opatrzyć etykietką z ostrzeżeniem dla diabetyków. Jest słodkie. Jest rozkoszne. Jest przemiłe i serduszko grzejące. Ale, ale. Konkrety.

 

Językowo jest nieźle, choć brakuje sporo przecinków, wpadło za to parę literówek. Ogólnie styl jasny i przejrzysty, z potknięciami tu i ówdzie, jak na przykład źle się parsujące zdanie: "Otworzyły się drzwi, wypuszczając jasną plamę światła na ciemny korytarz." Z początku jest dość beżowy, później zabarwia się purpurą. Z błędów mniej lub bardziej językowych muszę jeszcze wytknąć "conditio sine qua non" – to nie termin medyczny ani prawny, tylko ontologiczny (warunek konieczny), tutaj użyty całkiem od czapy.

 

Fabuła pasuje do zadanego schematu, pisana jest ciut pod gazetowe nagłówki… tekst mógłby być spójniejszy, kwerenda lepsza, ale widać, że płynie z serca. Skonsultowałabym przebieg obchodu w szpitalu, bo nie jestem specjalistą, ale coś mi tu dynda zawieszeniem niewiary. Szkoły aniołów jeszcze dotąd nie widziałam, ale poza tym większych zaskoczeń nie było. Brak mi też czegoś w końcówce, jakbyś miała na myśli ten morał, który ja miałabym tu na myśli, ale go nie wypowiedziała… hmm. Może nadinterpretuję. Trochę chciałam, żeby Gabryś okazał się Bogiem w przebraniu, przypominającym swemu aniołowi, jaki powinien być…

 

Elementów dodatkowo punktowanych nie stwierdziłam.

 

Jeśli masz ochotę zobaczyć, co mi nie zagrało, poproszę o adres na priv.

Poproszę też adres fizyczny do wysłania nagrody.

 

P.S. Marasie, nie możesz wymagać, żeby każdy tekst był o wszystkim. A nawet o tym samym.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam jurrorkę :) Nie spodziewałam się, że dla mojego opka stworzycie całkiem nową kategorię, ale bardzo mi się ona podoba :)

 

Z błędów mniej lub bardziej językowych muszę jeszcze wytknąć "conditio sine qua non" – to nie termin medyczny ani prawny, tylko ontologiczny (warunek konieczny)

Hmm, poprawa stanu zdrowia pacjentów była warunkiem koniecznym do uszczęśliwienia personelu. Jak przeglądałam wyyjaśnienia w dostępnych mi źródłach, to mi to pasowało.

 

Brak mi też czegoś w końcówce, jakbyś miała na myśli ten morał, który ja miałabym tu na myśli, ale go nie wypowiedziała…

No proszę, mam wrażenie, że jednak ktoś zauważył :) Jeśli oczywiście mamy to samo na myśli :) Opko było dla pracowników służby zdrowia, ale kiedy w którymś momencie przeczytałam, co piszę, to wyszło mi, że piszę coś innego, niż zamierzałam. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. W końcu wzruszyłam ramionami i podkręciłam. Stwierdziłam, że jeśli ktoś zauważy to fajnie, jeśli nie, to nie.

 

Jeśli masz ochotę zobaczyć, co mi nie zagrało, poproszę o adres na priv.

Oczywiście, ża mam ochotę :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

poprawa stanu zdrowia pacjentów była warunkiem koniecznym do uszczęśliwienia personelu

Iruś, warunek konieczny zdarzenia X to taki, bez którego X się nie zdarzy, np. warunkiem koniecznym wyrośnięcia roślinki jest jej zasianie i podlewanie. Jednego zabraknie, roślinki nie będzie. Cytat:

Ale ja nie uzdrawiam całkiem, będzie im tylko trochę lepiej. Conditio sine… sino… – aniołek zająknął się.

– …sine qua non

Ten dialog wskazuje na wszystko, tylko nie to, co wyżej powiedziałaś.

No proszę, mam wrażenie, że jednak ktoś zauważył :)

Hurra! ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ten dialog wskazuje na wszystko, tylko nie to, co wyżej powiedziałaś.

Bo, w domyśle, młody nie chciał zdradzić, co mu po głowie chodzi, i co chce zrobić. Przekonywał tylko, że poprawa stanu zdrowia chorych jest do tego co chce zrobić niezbędna.

Za dużo zostało w mojej głowie, prawda?

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No, niestety.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ok, zmieniłam, powinno być czytelniej :)

 

– Ale ja nie uzdrawiam całkiem, będzie im tylko trochę lepiej. I muszę to zrobić, bo to jest conditio sine… sino… – aniołek zająknął się.

– …sine qua non – dopowiedział odruchowo archanioł. – Zaraz, skąd ty to właściwie znasz? Łacina i prawo są dopiero w piątej klasie.

Reszta jutro. Ależ tam się literówek ostało :o

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina usatysfakcjonowana :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Miły tekścik, przyjemnie się czytało. Kiedy był fragment o tych czarnych płomykach zwątpienia i jasnych płomykach radości, to mnie popłakało. Świetnie je spersonifikowałaś, umiesz to robić. Mam jednak pewne wątpliwości co do realizacji planu, bo w zasadzie zrealizował go drugoplanowy bohater – niby cała historia się kręciła wokół niego i jego egzaminu, ale według mnie tak naprawdę to była historia egzaminatora, który stracił wrażliwość i dzięki wydarzeniom i energii ucznia trochę ją odzyskał. Można by pomyśleć, że tak naprawdę to on otrzymał pomoc od tego ucznia, hmm… 

Od tego tekstu z pewnością niejednej osobie zrobiło się ciepło na sercu, ale ja jako nieuleczalna pesymistka oczywiście musiałam doszukać się w tym też czegoś smutnego. Bo niby jest pozytywnie, niby nadzieja wróciła do serc lekarzy, ale budzi to smutną refleksję, że w prawdziwym życiu tak póki co nie jest, należy jednak wierzyć, że kiedyś tak właśnie się stanie i tak będzie w wielu szpitalach (swoją drogą, nie napisałaś o tym, ale mam nadzieję, że sprawdzili, czy termometr nie jest zepsuty?). 

Styl ładny, podobały mi się, jak już wspomniałam, te personifikacje abstrakcyjnych uczuć i ogólnie umiesz malować słowem. Mini łapanka: 

delikatnie dotknął jej skrzydłem. 

Dotknął kogo? co? – ją. 

że cały ten egzamin nie przebiega(+,) jak powinien. 

Stanęli przed ostatnimy drzwiami. 

Ostatnimi. 

Sonato, przede wszystkim pięknie dziękuję za sam pomysł nagrody specjalnej :)

 

Mam jednak pewne wątpliwości co do realizacji planu, bo w zasadzie zrealizował go drugoplanowy bohater

Bo ja wiem, myślę, że oni byli bohaterami równorzędnymi. Po prostu narrację poprowadziłam z punktu widzenia Gabriela. Trochę tak, jakby historię Kopciuszka oglądać oczami wróżki, wciąż to będzie historia Kopciuszka, choć widziana z innej perspektywy. Hmm, muszę to kiedyś spróbowć napisać ;) Choć oczywiście faktem jest, że obaj na tej znajomości zyskali.

 

Bo niby jest pozytywnie, niby nadzieja wróciła do serc lekarzy, ale budzi to smutną refleksję, że w prawdziwym życiu tak póki co nie jest

Uważam się za umiarkowaną optymistkę, może dlatego trochę inaczej na to patrzę. To że żaden z pacjentów nie miał gorączki, wszyscy nieco lżej oddychali, nie oznacza jeszcze, że choroba odeszła na dobre. Pewnie personel zdawał sobie z tego sprawę, a jednak cieszyli się jak dzieci. Wzięli to, co dostali (choć przecież nic nie dostali) i byli szczęśliwi. W tym konkretnym dniu, w tym konkretnym momencie. Nawet, gdyby nie było interwencji Gabriela i stan zdrowia chorych się pogorszył, to tej magicznej chwili radości nikt nie mógł im już odebrać.

 

Styl ładny, podobały mi się, jak już wspomniałam, te personifikacje abstrakcyjnych uczuć i ogólnie umiesz malować słowem.

Dziękuję :)

 

Za poprawki obiecuję się zabrać jak najszybciej.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wzięli to, co dostali (choć przecież nic nie dostali) i byli szczęśliwi.

I to jest sekret szczęścia w życiu.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

:)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wzruszyło optymistycznie. Dziwnie to brzmi, ale tak jest. Dzięki. Pozdrowienia

To dobrze, tak miało zadziałać :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko!

 

Poniżej moje jurorskie notatki:

 

Egzamin z cudów (18620 znaków)

 

Urocza, bajkowa opowieść o kruszeniu lodu przybywającego wraz z latami wokół naszego serca.

Calość utrzymana w konsekwentnej uroczej konwencji, do której udało się wpasować metaliteracki kontakt autora z czytelnikiem, trochę na podobę kontaktu świata sacrum ze światem ludzkim.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, Mytrixie, wygląda na to, że się spodobało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

O, kurczaczek, nie zauważyłam wcześniej:

delikatnie dotknął jej skrzydłem.

Dotknął kogo? co? – ją.

Nie, Irka dobrze napisała. Dotknął kogo, czego – jej. Dotykanie wymaga biernika w znaczeniu “ta katastrofa dotknęła ją i jej rodzinę” a tu mamy dotykanie tak jakby fizyczne :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka