- Opowiadanie: Isabelle_Ivy_Glass - Opowieść o opuszczonym aniele

Opowieść o opuszczonym aniele

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Opowieść o opuszczonym aniele

Nie tak można by wyobrażać sobie anioła. Gdy myślą o aniołach, widzą postać o bladej, nieskazitelnej cerze i blond lokach, mieniących się niczym skroplone rosą kłosy zboża w popołudniowym słońcu, lub rzadziej, srebrzystych jak świeży śnieg w świetle gwiazd. Postać odzianą w białe szaty, wyglądem i fakturą przypominające mgłę, o oczach czystych i błyszczących, niby błękitne diamenty i skrzydłach tak idealnie białych, że nie sposób na nie spojrzeć. Miękkich, jak jedwab, a równocześnie twardszych od stali, otulających niczym najmiększa pościel i najbezpieczniejsza tarcza.

 Tymczasem jego skrzydła były żółtawe, w odcieniu przywodzącym na myśl wiekową firanę na zakurzonym strychu domu babci, poszarpane, dziurawe, a pióra posklejane brązowymi skrzepami krwi oraz ropy. Poszarzała skóra stała się sucha i szorstka jak stary pergamin od zbyt długiego przebywania w mroku. Złote włosy zmatowiały i znacząco się przerzedziły. Do tego stopnia, że przypominały bardziej psią sierść. Oczy, niegdyś skrzące się jak diamenty utraciły swój blask i stały się szare niczym popiół, jakby chciały dać wyraz wypalonej duszy anioła. Jedyne, co pozostało w nim anielskiego to uśmiech. Ten przyjazny uśmiech, który potrafił rozgonić najgęstszy mrok i zanieść nadzieję nawet tam, gdzie dawno już o niej zapomniano.

Siedział skulony w najciemniejszym kącie i bezradnie patrzył jak istota, którą kochał nad życie, nad życia wszystkich stworzeń na tym świecie coraz bardziej pogrąża się w beznadziei. Kulił się w sobie i przyciskał ręce do uszu najmocniej, jak tylko potrafił, by choć przez jedną chwilę nie musiał słyszeć szyderczego śmiechu, dręczącego go nieustannie w każdej sekundzie, w każdej godzinie, o każdej porze dnia i nocy. Nieprzerwanie już od tak dawna. Od chwili, gdy wybrała demona, zamiast niego. Od największej porażki w swoim życiu, za którą teraz pokutował i za którą pokutowała ona. Pomimo swego żałosnego stanu mógłby wstać i walczyć z demonem, ale nie bez niej. Dopóki ona sama tego nie chciała, na nic jej byli aniołowie. Demon wpuszczał w jej serce słowa pełne jadu, a każde z nich godziło w anioła, aż w końcu przestał wyjmować włócznie ze skrzydeł, przybijające go do kamiennej ściany, niczym do jego własnego krzyża. Zrobiłby wszystko, gdyby choć raz w niego uwierzyła, choć raz pozwoliła mu walczyć, ale nigdy tego nie zrobiła. Albo nie wiedziała jak. Nie mógł jej zostawić, był gotowy skoczyć w wieczny ogień razem z jej duszą, ale nie chciał się jeszcze poddać. Jeszcze nie. Do samego końca, jaki by on nie był.

Przestał już wylewać łzy, z pokorą przyjmował kolejne splunięcia w twarz. Spojrzał na szkaradne oblicze demona wzrokiem pełnym determinacji. Jeszcze raz uśmiechnął się swoim zwyczajnym uśmiechem o niezwykłych właściwościach, wywołując grymas na twarzy tamtego. Podniósł ręce i z całej siły zacisnął wychudzone palce na drzewcu najświeższej włóczni, nie zważając na drzazgi, rozrywające mu skórę. Naprężył mięśnie i wyszarpnął ją, ignorując ból i nową strugę krwi, wsiąkającą w pióra. Demon skrzywił się i wykonał niepewny krok w tył. Jego żołądek skręcił się, a z ust pociekła kolejna porcja żółci, ale był pewien swego. Złamał włócznię i przyjrzał się jej ostrzu, jakby mogło oddać mu dawną siłę. Odnalazł nasadę lewego skrzydła i ciął najgłębiej jak potrafił. Demon odsunął się z przerażeniem w oczach. Zwymiotował z bólu, jego popielate oczy zaszły mgłą, ból zawładnął umysłem, błagającym go by przestał. Ciął ponownie. Umysł zaczął grozić utratą przytomności, mięśnie naprężyły się, a te w skrzydle skurczyły, wyrywając krzyk z jego piersi. Organizm utracił siłę, więc zaczął piłować, zaciskając zęby na ramieniu dla odwrócenia własnej uwagi. Poczuł w ustach metaliczny posmak. Wzdrygnął się na dźwięk stali ocierającej się o kość. Brakowało mu powietrza, zaczął się dusić. Zakręciło mu się w głowie, zwymiotował ponownie. W końcu z głuchym łomotem skrzydło bezwładnie spadło na ziemię, wzbijając w powietrze chmury pyłu. Wziął kilka głębszych oddechów, otarł pot z czoła i zabrał się za drugie.

 Skoro nie chciała jego ochrony lub nie potrafiła o nią poprosić, oddał jej tę namiastkę siebie w nadziei, że choć w pewnym stopniu ochroni się sama. Bezsilnie opadł na ziemię, sycąc wzrok przerażoną twarzą demona. Nie martwił się o skrzydła. Wiedział, że odrosną, gdy tylko w niego uwierzy.

Koniec

Komentarze

Ciekawy tekst. Z chęcią dowiedziałabym się, co dalej z aniołem i jego skrzydłami. Opis okaleczania wywołuje we mnie obrzydzenie, więc muszę przyznać, że dobrze Ci wyszło :)

Isabelle_Ivy_Glass, nieco ponad cztery tysiące znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie są to moje klimaty. Miałam poczucie nadmiaru, przeładowania tekstu przymiotnikami, porównaniami, określeniami, gdzie część z nich jest też już mocno wyeksploatowana (oczy jak diamenty, srebrzyste jak śnieg). Sama historia jest dość prosta, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale też nie działa na korzyść tekstu. Jest też nieco patetycznie.

Nie rozumiem dlaczego stosujesz liczbę mnogą na początku tekstu (gdy myślą o aniołach) – kto myśli?

 

skroplone rosą kłosy zboża w popołudniowym słońcu – jeśli rosa to raczej nie popołudniowe słońce

It's ok not to.

Cześć :)

 

 

Gdy myślą o aniołach, widzą postać o bladej, nieskazitelnej cerze i blond lokach, mieniących się niczym skroplone rosą kłosy zboża w popołudniowym słońcu, lub rzadziej, srebrzystych jak świeży śnieg w świetle gwiazd.

Gdy kto myśli? Te podkreślone fragmenty są zbyt purpurowe jak dla mnie. Zobaczymy jak jest dalej.

 

Postać odzianą w białe szaty, wyglądem i fakturą przypominające mgłę, o oczach czystych i błyszczących, niby błękitne diamenty i skrzydłach tak idealnie białych, że nie sposób na nie spojrzeć. Miękkich, jak jedwab, a równocześnie twardszych od stali, otulających niczym najmiększa pościel i najbezpieczniejsza tarcza.

Czyli będzie purpurowo. Niedobrze, ale lećmy z tym :) Pogrubione to powtórzenia, które są zbyt blisko siebie. Inna sprawa, że szczerze powątpiewam aby ktoś wyobrażał sobie anielskie szaty jako twardsze od stali :/

 

Demon wpuszczał w jej serce słowa pełne jadu, a każde z nich godziło w anioła, aż w końcu przestał wyjmować włócznie ze skrzydeł, przybijające go do kamiennej ściany, niczym do jego własnego krzyża.

Czyli pełne jadu słowa demona, wpuszczane w serce dziewczyny, zamieniały się w realnie istniejące włócznie, które dziurawiły anielskie skrzydła i przybijały anioła do ściany? Myślałem, że to kolejna metafora, ale później piszesz:

 

Podniósł ręce i z całej siły zacisnął wychudzone palce na drzewcu najświeższej włóczni, nie zważając na drzazgi, rozrywające mu skórę. Naprężył mięśnie i wyszarpnął ją, ignorując ból i nową strugę krwi, wsiąkającą w pióra.

Czyli te słowa demona nie sączą się do serca dziewczyny, ale zamieniają się w oręż? Czy jednocześnie sączą się do serca i zamieniają w oręż?

 

Demon skrzywił się i wykonał niepewny krok w tył. Jego żołądek skręcił się, a z ust pociekła kolejna porcja żółci, ale był pewien swego. Złamał włócznię i przyjrzał się jej ostrzu, jakby mogło oddać mu dawną siłę.

Zgubiłaś podmiot. Podkreślone zdanie sugeruje, że to demon, bo o nim są poprzednie dwa zdania, złamał włócznię i tak dalej.

 

Demon odsunął się z przerażeniem w oczach. Zwymiotował z bólu, jego popielate oczy zaszły mgłą, ból zawładnął umysłem, błagającym go by przestał.

I znów gubisz podmiot. Demon zwymiotował z bólu, czy anioł? I czy dobrze rozumiem, że umysł błagał go, czyli anioła, czyli siebie samego, by przestał ciąć skrzydła?

 

Organizm utracił siłę, więc zaczął piłować, zaciskając zęby na ramieniu dla odwrócenia własnej uwagi.

Stracił siłę, więc zaczął piłować, co wymaga więcej siły niż cięcie. Do tego piłuje ostrzem włóczni. Włóczni, która tak naprawdę jest słowem. Słowem, które wlało się do serca dziewczyny jadem, bo zostało wypowiedziane przez demona. Czyli anioł złamał słowo demona i jego ostrzem piłuje sobie skrzydło? Chyba się pogubiłem :) Anioł chyba też, bo próbuje odwrócić własną uwagę, gryząc się w ramię.

 

Tekst wybitnie nie dla mnie. Uważam, że jest przekombinowany i tak zmetaforyzowany, że gdzieś się po drodze zgubiłem i nie potrafiłem odnaleźć właściwej ścieżki do interpretacji tekstu. Niemniej jednak widzę tutaj jakiś potencjał, bo języka używać potrafisz, a zdania nie trącą grafomanią, tylko nadmierną egzaltacją.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć,

 

nawet mi się podoba. Ten opis walki anioła z bólem, wyrwanie włóczni, obcięcie skrzydeł – interesujące. Widzę tutaj ciekawy kontrast, najpierw opis anioła idealnego, potem tego prawdziwego, walczącego ze złem i zwątpieniem, upadkiem wiary – tak to interpretuję. Pewnie mógłby to być anioł stróż, a demon, sączący jad w swoich słowach, mógłby być szatanem. Taka chrześcijańska walka dobra i zła.

Zerknij na uwagi od Outty, fajnie wyłuskał kilka nielogiczności i problemów ze składnią.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć!

Mi się tekścik całkiem spodobał, zwłaszcza początek, gdy anioł cierpi w wyniku czyiś wyborów. Sugestywnie pokazane, trochę przesycone epitetami, ale ma to swój klimat. Budzi emocje. Końcówka z obcinaniem skrzydeł jest dla mnie zagadką póki co, nie do końca rozumiem po co anioł to robi (pewnie alegoria, której nie złapałem)

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Czy o aniołach nie można napisać zwyczajnie, czy ta scenka musi być tak szalenie wzniosła i pełna patosu? Dobrze, że Opowieść o opuszczonym aniele jest króciutka, bo dłuższej historii utrzymanej w takim tonie pewnie nie zdołałabym doczytać do końca.

Szkoda też, że Autorka nie raczy odpowiadać na komentarze.

 

Gdy myślą o anio­łach, widzą po­stać… ―> I ja zapytam: Kim są ci, którzy myślą o aniołach i widzą postać?

 

ni­czym skro­plo­ne rosą kłosy zboża w po­po­łu­dnio­wym słoń­cu… ―> Czy w popołudniowym słońcu kłosy pokryją się rosą?

 

za­miast niego. Od naj­więk­szej po­raż­ki w swoim życiu, za którą teraz po­ku­to­wał i za którą po­ku­to­wa­ła ona. Po­mi­mo swego ża­ło­sne­go stanu mógł­by wstać i wal­czyć z de­mo­nem, ale nie bez niej. Do­pó­ki ona sama tego nie chcia­ła, na nic jej byli anio­ło­wie. Demon wpusz­czał w jej serce… ―> Nadmiar zaimków. Miejscami nadużywasz zaimków.

 

Wzdry­gnął się na dźwięk stali ocie­ra­ją­cej się o kość. Bra­ko­wa­ło mu po­wie­trza, za­czął się dusić. Za­krę­ci­ło mu się w gło­wie… ―> Lekka siękoza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Isabelle!

Widzę tutaj w komentarzach trochę niezrozumienia, niełapania klimatu itp., więc przychodzę ja! Obrończyni young adult! :D Bo tego, że szort pisany jest w tej konwencji zaprzeczyć się nie da. Nieważne, jakie były twoje intencje, przedstawiony fragment to ya z krwi i kości (choć opis obcinania skrzydeł mocno przełamuje zwyczajową konwencję, bo jest bardzo drastyczny, ale znajdzie się nawet parę młodzieżówek, które również to serwują). Choć patetyczne to jak diabli (he he), w głębi serca lubię to i z wiekiem patrzę na to łaskawszym okiem. 

No więc podobało mi się i serio przeczytałabym o tej historii coś więcej. Można nie lubić takiego przekombinowanego stylu, ale odrzucając pewne niedociągnięcia, które z doświadczeniem sama zaczniesz wyłapywać, czytało się dobrze. No tylko nie wszystkim się spodoba, co jest zrozumiałe ;)

 

Powodzenia w dalszym pisaniu!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hmmm. Raczej nie dla mnie.

Nie ta ilość poetyckich falbanek, przy której jeszcze czuję się komfortowo.

Też nie bardzo rozumiem, dlaczego demon tak się przestraszył odcinania skrzydeł ani dlaczego istocie miało to pomóc.

Ale opisy ciekawe, przemawiające do wyobraźni.

Technicznie – jest jeszcze pole do poprawy. Mnie też przeszkadzały zgubione podmioty. Czemu wskazane błędy nie są jeszcze poprawione?

mieniących się niczym skroplone rosą kłosy zboża w popołudniowym słońcu,

Skąd rosa w południe?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka