- Opowiadanie: Isabelle_Ivy_Glass - Nie chciałem wiedzieć

Nie chciałem wiedzieć

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Nie chciałem wiedzieć

 

Świec tysiące, lampionów rzucających delikatne światło, wkomponowujące się w mrok sali, kontrastujące z zimnymi gwiazdami za zdobionymi oknami, zawieszonymi niczym delikatne latarnie nad przestronnymi balkonami. Delikatna muzyka, odbijająca się od złota, klejnotów i zdobień, grająca na setkach brylantowych lampionów. Tłum ludzi w bogatych szatach, tańczących jak w transie, kołysanych przez półmrok i delikatnie przepuszczane płomienie. Smak wina w ustach, ból w sercu i łzy w mądrych, starych oczach, bijących blaskiem odbijanym przez powierzchnie lustra. Powolna agonia wśród pięknych jedwabiów i posrebrzanej zastawy.  

Tyle zapamiętał z tego wieczoru. Wpatrywał się w świecącą panoramę miasta za oknem z kieliszkiem wina w ręce, jakby liczył, że wykradnie nieco piękna z tamtej sali. Ale jedyne co zostało, to odbijające się na szkle czarno– granatowe szaty wyszywane brylantami i złotą nicią oraz oczy, fioletowe niczym jakaś niezwykła burza w niebiosach, rzucające mu spojrzenie stare jak świat. Oczy, które widziały już tyle piękna i tyle tragedii i wciąż nie mogły odpocząć. Ogień w kominku trzaskał delikatnie, wyrzucając błękitnofioletowe iskry, łączące się w gromady niczym odległe gwiazdy na niebie, zmieniające się w błyszczącą mgłę i fruwające nad perskimi dywanami, raz po raz muskając jego skórę, kołując w dół, to znów wzbijając się pod kandelabr. Machnął dłonią, z której posypał się błyszczący, śnieżnobiały pył. Fioletowa mgła zaczęła przybierać kształty jeleni, prastarych drzew, prawie tak starych jak on sam, uskrzydlonych postaci wirujących za jego plecami. Ale te wszystkie cuda były mu na nic. Nie było zaklęcia, które uspokoiłoby potrzaskane serce. Mógł co najwyżej pociąć się o jego krawędzie w marnej próbie poskładania. Powoli odwrócił się od okna, a jego wzrok padł na kremową kanapę, która równie dobrze mogłaby stać w królewskim pałacu. Na jej oparciu leżała czerwona suknia, piękniejsza od rubinów w jego pierścieniu, intensywniejsza od krwi. Porzucona, jakby właścicielka musiała uciekać w wielkim pośpiechu. Potrząsnął kieliszkiem, wprawiając płyn w ruch. Krwistoczerwona ciecz zaczęła blaknąć, kryształowa nóżka stopniała niczym sopel lodu, pozostawiając go z lśniącą szklanką bursztynowego płynu. Pociągnął łyk, pławiąc się wśród ognia rozpalającego gardło, jakby liczył, że dotrze do serca i powoli spali go całego. Po jego policzku powoli spłynęła krystalicznie czysta łza, delikatnie go łaskocząc i spadając na czarny aksamit na piersi. Obok królewsko zdobionej sukni leżała delikatna bransoleta, niczym zwinięta w okrąg srebrna gałązka bukszpanu o diamentowych liściach rozbijających światło na tysiące barw, przeplatana niewielkimi szmaragdami. Zanim zdążył się powstrzymać mimowolnie spojrzał na wiszące nad kominkiem lustro w złotej ramie. Obraz czarnowłosego mężczyzny w przepięknych szatach i o głębokich oczach zafalował i rozmył się, jak tafla srebrnego jeziora, które nagle pokryła mgła. „Nie, proszę” – pomyślała jakaś jego część, ale natychmiast została pozbawiona powietrza.

Mgła zaczęła się powoli rozpływać, ukazując ogromne drzewa o świecących owocach, niewielkie wirujące owady i nieliczne promienie słońca, którym udało się przebić przez gęstwinę lasu. Pomiędzy drzewami stał stół z pozwijanej winorośli ze śnieżnobiałym obrusem oraz srebrną zastawą, uginający się pod ciężarem leśnych owoców i dzbanów pełnych wody czystszej od powietrza. Na korzennych krzesłach siedzieli piękni, młodzi ludzie w lekkich zbrojach, o długich, lśniących włosach delikatnie odgarniętych za lekko szpiczaste uszy. Dokoła roznosiła się cicha, chwytająca za serce pieśń o cieniach nocy i podróżach pod gwiazdami. U szczytu stołu siedziała kobieta w splecionej z gałązek i kryształów koronie. Pochylała się nad misą z jeżynami, sięgając po jedną, bladą, delikatną dłonią. Grube, kasztanowe fale z jednej strony opadały na jej smukłe ramię, jakby magia lasu spływała na nią wodospadem. Wzięła jeżynę i podniosła głowę, odgarniając kasztanowe pasmo za szpiczaste ucho, ozdobione drewnianym kolczykiem z niewielkim szmaragdem w kształcie łzy. Miała piękną, owalną twarz trzynastoletniego dziecka, ale jej duże, błękitnozielone oczy zdradzały inteligencję i majestat. Jej spojrzenie, tak intensywne, tak otwarte, a jednak skrywało tajemnice wiekowej księgi, o której dawno już zapomniano. Tak spojrzała na niego po raz pierwszy, gdy leśni strażnicy rzucili go przed nią na kolana. Miał moc, by zmieść las z powierzchni ziemi spojrzeniem, ale nie potrafił oderwać go od jej oczu. Ani też powstrzymać łez bezradności. Nie mógł przestać jej podziwiać, stąpającej boso po leśnej ściółce, otulonej zielonkawą mgłą, mimo, że właśnie rozważała, czy go zabić. Ale przecież wiedział, że nie mogła, bo w jej oczach też dostrzegł łzy. Wtedy zostałaby sama. Oderwał wzrok od lustra i usiadł na kanapie. Powoli omiótł wzrokiem stary, drewniany regał z tysiącami ksiąg pełnych legend, rytuałów i starych zaklęć, będących świadectwem jego wiedzy i tysięcy lat pracy maga. I na co mu to teraz? Gładząc palcami delikatny rubinowy materiał opróżnił zawartość szklanki po raz trzeci. Teraz przywodził mu na myśl słodkie, dojrzałe czereśnie. Tylko w jednym lesie miały taką barwę i taki smak. Nawet nie uraczył jej spojrzeniem, a mimo to szklanka napełniła się sama.  

Obraz w lustrze zmienił się, nawet nie wiedział kiedy, szum głowy zagłuszał mu myśli. Tym razem lustro pokazało niewielką bibliotekę i maga pochylonego nad jakąś księgą za mahoniowym biurkiem. Pojawiła się znikąd na zimnej posadzce w granatowej sukni, z miejsca rzucając koronę i padając na kolana. Tym razem miała niewiele mniej niż dwadzieścia lat, lecz nie ujęło jej to ni grama piękna. Poderwał się z krzesła, ignorując przewracane fiolki z eliksirami. Pamiętał tylko, że prosiła o bardzo wiele, ale był gotów zrobić wszystko. Przecież była jak on.  

Następna scena. Stali razem na trawiastym wzgórzu pod usianym gwiazdami niebem, patrząc ze smutkiem na miasto u ich stóp. Z trudem łapali oddech, obserwując mknącą przez niebo gwiazdę, która nieuchronnie zbliżała się do miasta. Nie mogli go uratować, to by zniszczyło porządek świata. Stali więc bez ruchu, jak zwykle będąc tylko obserwatorami, a jedynymi ich świadkami były gwiazdy i łzy, swobodnie spływające po ich twarzach.

„Nigdy nie chciałem wiedzieć…” – pomyślał.

Dalej wszystko potoczyło się w jednej chwili. Setki lat w jeden moment. Widział, jak jego demoniczna magia powoli niszczyła piękną królową lasów. Postarzała ją do czterdziestu lat, powoli pętała od środka, zabijając światło i zatruwając jej duszę mrokiem. Widział, jak powoli przeobrażała się w wiecznie głodną bestię.  

Poderwał się z kanapy i rzucił szklanką o ścianę, roztrzaskując ją na tysiące kryształowych odłamków. Dlaczego nie mógł zauważyć, kiedy jeszcze nie było za późno?

– … jak to jest żyć bez ciebie – dokończył szeptem, padając na kolana i plamiąc dywan łzami.

Ale lustro było bezlitosne.

Sala spływająca złotem i szlachetnymi kamieniami. Światła, ciepła noc, półmrok i delikatna muzyka. Oraz piękny, bezduszny potwór w krwistoczerwonej sukni i moment, w którym wiedział, że musi ją zniszczyć. Myślał, że zobaczy ją po raz ostatni, że przed śmiercią na powrót stanie się istotą z lasu, która darowała mu życie. Ale nic takiego się nie stało. Ostatnim tchnieniem zapewniła o swojej nienawiści do tego świata i mroku, który na nią czekał. Spojrzała w dół na suknię zielonymi oczami, spowitymi furią i głodem krwi, aż ta rozpłynęła się pod jej spojrzeniem. Jej światło zgasło, ciało obróciło się w pył, pozostawiając go samego, pośród muzyki i tłumu ludzi, którzy nic nie widzieli, którzy nic nie znaczyli.

Szklana tafla pękła, ogień zgasł. Mag osunął się na dywan, dając za wygraną ilości alkoholu w jego żyłach, zapadł w sen w próżnej nadziei, że gdy się obudzi nie będzie nic pamiętał.

Koniec

Komentarze

Isabelle_Ivy_Glass, niespełna osiem tysięcy znaków to też za mało, by tekst nazwać opowiadaniem. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tej stronie opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Isabelle_Ivy_Glass, szort (dla ułatwienia nazywajmy opowiadaniem) bardzo poetycki. Cytując klasyka, jest “gęsto przetykany wyszukanymi słowy”.

Opowiadanie to należy sączyć, pić słowa i rozważać porównania, wtedy okazuję swoją wartość. Wydaje mi się jednak, że w przypadku czegoś dłuższego taki styl mógłby stać się nieco męczący.

Zdaje mi się też, że widzę może 2 brakujące przecinki (ale tym bym się nie sugerował – ja przecinki stawiam zdecydowanie zbyt często). Podobnie ostatnie zdanie: “Zapadł w sen” zrobiłbym nowym zdaniem.

Poza tym forma wydaje mi się poprawna – z tym, że ja sam się uczę :)

Cześć,

 

bardzo poetycko, zaiste. Dla mnie ta historia jest zupełnie niezrozumiała, życzyłbym sobie, jako czytelnik więcej narratorskich opisów przedstawionego świata i wydarzeń, które miały w nim miejsce.

Kim jest mężczyzna, czym jest lustro, czy elficka księżniczka zmieniła się w demona, a może została w niego zmieniona magią tajemniczego mężczyzny? Uczucia, opisy kolorów, blasków, strojów – to dobre na przystawkę, jako miły dodatek, opis, gdzieś pomiędzy dziejącymi się wydarzeniami, akcją, działaniami bohaterów. Z tą akcją mam problem, bo nie dostrzegam jej w tekście, a ja nie ukrywam, że pożądam fabularnego mięska. Niby wiele się dzieje w tym szorcie, a niewiele z tego ujrzałem, zrozumiałem.

 

Jeszcze kilka uwag:

bijących blaskiem odbijanym przez powierzchnie lustra.

“Powierzchnie luster”, albo “powierzchnię lustra” – tak mnie się zdaje.

 

odbijające się na szkle

Raczej “odbijające się we szkle”.

 

Potrząsnął kieliszkiem, wprawiając płyn w ruch.

Ostrożnie, bo poplami tę kremową kanapę ;)

 

Krwistoczerwona ciecz zaczęła blaknąć, kryształowa nóżka stopniała niczym sopel lodu, pozostawiając go z lśniącą szklanką bursztynowego płynu.

Wino zmieniło się w whisky?

 

splecionej z gałązek i kryształów koronie

Kryształów się nie splata.

 

Grube, kasztanowe fale z jednej strony opadały na jej smukłe ramię, jakby magia lasu spływała na nią wodospadem.

 Kasztanowe fale? Taka brązowa fala nie kojarzy mi się z wodospadem ani z magią.

 

Miała piękną, owalną twarz trzynastoletniego dziecka

Z uwagi na poprawność polityczną lekko bym postarzał tę twarz, przynajmniej do 16 lat.

 

Teraz przywodził mu na myśl słodkie, dojrzałe czereśnie.

Pewnie whisky leżakowała w beczkach po cherry ;)

 

Postarzała ją do czterdziestu lat

Heeeej, nie wiem czy wiesz – czterdzieści, to nowe trzydzieści ;)

 

dokończył szeptem, padając na kolana i plamiąc dywan łzami.

Prędzej by poplamił dywan tym rozbitym alkoholem zapewne. A jakiego koloru był dywan, też kremowy?

 

Pozdrawiam!

 

 

Che mi sento di morir

Zawitałem i tutaj, bo wrzuciłaś opowiadania we wtorek, czyli w mój dyżur :)

 

Świec tysiące, lampionów rzucających delikatne światło, wkomponowujące się w mrok sali, kontrastujące z zimnymi gwiazdami za zdobionymi oknami, zawieszonymi niczym delikatne latarnie nad przestronnymi balkonami. Delikatna muzyka, odbijająca się od złota, klejnotów i zdobień, grająca na setkach brylantowych lampionów. Tłum ludzi w bogatych szatach, tańczących jak w transie, kołysanych przez półmrok i delikatnie przepuszczane płomienie.

Znów jest trochę purpurowo. W Twoim poprzednim tekście ta purpura powoli zanikała wraz z rozwojem opowiadania, zobaczymy więc jak będzie tutaj :)

To świec są tysiące czy setki?

Aha, nadużywasz przymiotników, co trochę przeszkadza w czytaniu. No i masz powtórzenia, które pogrubiłem, tak delikatnie ;)

No i niezgrabnie brzmi “delikatnie przepuszczane płomienie”. Przez co te płomienie były przepuszczane?

 

bijących blaskiem odbijanym przez powierzchnie lustra.

Bijących odbijanym – to też nie brzmi dobrze.

 

Wpatrywał się w świecącą panoramę miasta za oknem z kieliszkiem wina w ręce, jakby liczył, że wykradnie nieco piękna z tamtej sali.

Tutaj zmieniłbym szyk zdania, bo teraz to panorama ma kieliszek w ręce.

 

Ale jedyne co zostało, to odbijające się na szkle czarno– granatowe szaty wyszywane brylantami i złotą nicią oraz oczy, fioletowe niczym jakaś niezwykła burza w niebiosach, rzucające mu spojrzenie stare jak świat.

 

Na szkle, czy w szkle? Chyba to drugie. Czarnogranatowe razem. Przekreślone do usunięcia. Ogólnie to wszystko jest purpurowe, ale na razie nie wadzi za bardzo, bo w pewien sposób pasuje do opisywanego przepychu.

 

Ogień w kominku trzaskał delikatnie, wyrzucając błękitnofioletowe iskry, łączące się w gromady niczym odległe gwiazdy na niebie, zmieniające się w błyszczącą mgłę i fruwające nad perskimi dywanami, raz po raz muskając jego skórę, kołując w dół, to znów wzbijając się pod kandelabr.

Musisz skończyć z tą delikatnością i znaleźc jakieś inne przymiotniki :) Przepoetyzowany styl, jeśli można sie tak wyrazić, to coś co najwyraźniej lubisz, ale co jednocześnie nie pomaga w odbiorze tekstu.

 

Mógł co najwyżej pociąć się o jego krawędzie w marnej próbie poskładania.

Niby wiadomo, ze o poskładanie serca chodzi, ale czegoś mi tutaj brakuje w tym zdaniu.

 

Na jej oparciu leżała czerwona suknia, piękniejsza od rubinów w jego pierścieniu, intensywniejsza od krwi.

A tutaj suknia jest intensywniejsza od krwi. A przecież chodzi o jej kolor. To zdanie jest do przebudowy.

 

Obok królewsko zdobionej sukni leżała delikatna bransoleta, niczym zwinięta w okrąg srebrna gałązka bukszpanu o diamentowych liściach rozbijających światło na tysiące barw, przeplatana niewielkimi szmaragdami.

Ehh. Wstawki tego typu mnie osobiście zniechęcają, bo ani ciekawe, ani zaskakujące oryginalnością, tylko takie przeszarżowane, efekciarskie, a tym samym nudne i przegadane. I skończ z ta delikatnością, na Teutatesa :)

 

Obraz czarnowłosego mężczyzny w przepięknych szatach i o głębokich oczach zafalował i rozmył się, jak tafla srebrnego jeziora, które nagle pokryła mgła.

Zmień szyk, bo źle to brzmi.

 

Pomiędzy drzewami stał stół z pozwijanej winorośli ze śnieżnobiałym obrusem oraz srebrną zastawą, uginający się pod ciężarem leśnych owoców i dzbanów pełnych wody czystszej od powietrza.

Przeczytaj pogrubione. Jak brzmi? Stał stół. Nie bardzo potrafię też sobie wyobrazić stół z pozwijanej winorośli, która na dodatek (ta winorośl) posiadała śnieżnobiały obrus i srebrną zastawę.

 

Na korzennych krzesłach siedzieli piękni, młodzi ludzie w lekkich zbrojach, o długich, lśniących włosach delikatnie odgarniętych za lekko szpiczaste uszy.

Krzesła raczej nie były korzenne, tylko uformowane z korzeni. A ich zbroje nie miały włosów odgarniętych za uszy.

 

Pochylała się nad misą z jeżynami, sięgając po jedną, bladą, delikatną dłonią.

Z tym zdaniem jest coś nie teges.

 

Grube, kasztanowe fale +włosów z jednej strony opadały na jej smukłe ramię, jakby magia lasu spływała na nią wodospadem. Wzięła jeżynę i podniosła głowę, odgarniając kasztanowe pasmo za szpiczaste ucho, ozdobione drewnianym kolczykiem z niewielkim szmaragdem w kształcie łzy.

Dodałbym te włosy, bo same “kasztanowe fale” niewiele mówią. Powtórzenie. I chwilę wcześniej też użyłaś słów “szpiczaste uszy”, więc to też powtórzenie.

 

Powoli omiótł wzrokiem stary, drewniany regał z tysiącami ksiąg pełnych legend, rytuałów i starych zaklęć, będących świadectwem jego wiedzy i tysięcy lat pracy maga.

Powtórzenie.

 

Obraz w lustrze zmienił się, nawet nie wiedział kiedy, szum głowy zagłuszał mu myśli.

Raczej “szum w głowie”.

 

Obraz w lustrze zmienił się, nawet nie wiedział kiedy, szum głowy zagłuszał mu myśli. Tym razem lustro pokazało niewielką bibliotekę i maga pochylonego nad jakąś księgą za mahoniowym biurkiem.

Powtórzenie. Zwracaj też uwagę na szyk i podmiot, który czasami Ci się gubi.

 

Stali razem na trawiastym wzgórzu pod usianym gwiazdami niebem, patrząc ze smutkiem na miasto u ich stóp. Z trudem łapali oddech, obserwując mknącą przez niebo gwiazdę, która nieuchronnie zbliżała się do miasta. Nie mogli go uratować, to by zniszczyło porządek świata.

Widział, jak jego demoniczna magia powoli niszczyła piękną królową lasów. Postarzała ją do czterdziestu lat, powoli pętała od środka, zabijając światło i zatruwając jej duszę mrokiem. Widział, jak powoli przeobrażała się w wiecznie głodną bestię.  

 

Powtórzenia.

 

To jest historia miłosna maga do królowej elfów, która została przez niego zabita, bo z powodu czarnej magii, którą ów mag się parał, elfia pani przeobraziła się w bezduszną bestię. Tyle zrozumiałem. Reszta to ozdobniki, przeciągnięte zdania, purpura, łzawe wstawki i… i chyba tyle. Nie mogę powiedzieć, że mi się podobało.

Ale skoro potrafisz pisać, bo potrafisz, to spróbuj ujarzmić tę wewnętrzną poetkę i napisać coś, co nie będzie w lwiej części opisywaniem otoczenia bohaterów oraz nic nieznaczącymi metaforami. Wierz mi – na początku miałem podobnie jak Ty. Ale zostałem naprostowany na tym portalu i ufam, że idzie mi coraz lepiej :) Nie zniechęcaj się, tylko poczytaj teksty innych osób, zobacz jak oni piszą, co im się wytyka oraz na co zwraca uwagę w komentarzach. To na pewno pomoże :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

 

 

 

Known some call is air am

Cześć!

Zacna historyjka. Dramat maga, którego sztuka doprowadziła do śmierci ukochanej osoby. Budujące (i w pewnym sensie przerażające), że mężczyzna może być tak sentymentalny. Dobrze oddaje klimat tęsknoty. Bogaty, wręcz klimatyczny język, ale na dłuższą metę trochę ciężko się to czyta. Bardzo dużo epitetów oraz całkiem sporo opisów. Kolorowe i sugestywne wspomnienia. No i spójnik “i” w natarciu.

Pozdrawiam!

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Krarze85, a może tak być sentymenalnylaugh

Che mi sento di morir

BasementKey ?

Klip z sentymenalnym śmieszny, ale nie łapie o co chosi?

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Tak mi się skojarzyło, Symetrię znam praktycznie na pamięć. Mężczyźni to nawet czasem tego słowa nie umieją dobrze wypowiedzieć, a co dopiero poczuć to wink

Che mi sento di morir

Co! Menżczyźni czegoś nie rozumiejo, ja ci dam…! Tylko niech ktoś mi piwo potrzyma. ;-)

Symetria to niezły, choć na swój sposób straszny film.

Mi to opko jakoś się z tym filmem nie kojarzy, ale z sentymenalnością już tak ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Mi to opko jakoś się z tym filmem nie kojarzy, ale z sentymenalnością już tak ;-)

Zgadzam się, chyba, że się kojarzy jako swoiste przeciwieństwo. Mi zagrało konkretnie z tym słowem ;)

 

Co! Menżczyźni czegoś nie rozumiejo, ja ci dam…! Tylko niech ktoś mi piwo potrzyma. ;-)

Rozumiejo, ale czasem nie okazujo myślę :) Chłopaki nie płaczą, itd…

Che mi sento di morir

Przykro mi to wyznać, ale tak przepoetyzowany tekst nie jest w stanie mnie zainteresować, więc choć krótki, doczytałam go z trudem do końca, nie bardzo wiedząc, co miałaś nadzieję opowiedzieć. Innymi słowy – od prozy poetyckie zdecydowanie wolę prozę napisaną prozą.

 

Wpa­try­wał się w świe­cą­cą pa­no­ra­mę mia­sta za oknem z kie­lisz­kiem wina w ręce… ―> Czy dobrze rozumiem, że okno miało kieliszek w ręce?

 

Na ko­rzen­nych krze­słach sie­dzie­li pięk­ni… ―> Obawiam się, że krzesła nie były korzenne.

 

– … jak to jest żyć bez cie­bie… ―> Zbędna spacja po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam ponownie, Isabelle.

Ponieważ wrzuciłaś dwa teksty jeden po drugim, napiszę, że tamten podobał mi się bardziej. Choć ten jest lepiej napisany (jak napisał silvan – można go sączyć ;) piękne zdania, obrazowość), to w tamtym była chociaż namiastka fabuły i to taka zwiastująca coś ciekawego. Tutaj jest… mdło.

Na pewno jest to dobra wprawka, warto czasem usiąść i opisać jedną scenę możliwie jak najdokładniej, ale na faktyczne opowiadanie to za mało. Pisanie dobrych szortów to sztuka, bo w małej przestrzeni trzeba zawrzeć ciekawą historię.

Gdybyś to rozwinęła i pozbyła się choć trochę metafor i Niezwykle Wyniosłych Porównań, na pewno podobałoby mi się bardziej :)

A i jeszcze przydałoby się trochę rozbić tekst na więcej akapitów – czyta się lepiej i takoż wygląda. 

 

Powodzenia! 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Jak na mój gust – za niski współczynnik wydarzeń do znaków. Opisujesz chyba każdy przedmiot. I zgadzam się z przedpiścami, że dużo to purpury. Porównania są wzniosłe, pełno odwołań do drogich kamieni. A jeżeli wszystko się świeci, to w oczy razi, a i głowa może rozboleć…

Babska logika rządzi!

Chciałam napisać coś szerzej, ale ponieważ autorka nie komentuje niczego, włącznie ze swoimi tekstami, daruję sobie.

 

Zwrócę tylko uwagę na zapamiętane “korzenne krzesło” – nawet w języku poetyzowanym (czytaj: purpurowym) to akurat nie ma sensu, bo korzenne to są przyprawy albo smak.

 

Obraz w lustrze zmienił się, nawet nie wiedział kiedy, szum głowy zagłuszał mu myśli.

Obraz nie wiedział i to jemu zagłuszało myśli? W purpurze też należy pilnować podmiotów ;)

 

To jednakowoż wrzucę, na wypadek, gdyby jednak zaglądała (bo tagi kategorii wg wskazań Reg zmienia): Portal dla żółtodziobów

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka