- Opowiadanie: Plasterix - Skarb w Górach Orlich

Skarb w Górach Orlich

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Skarb w Górach Orlich

Mężczyzna siedział w słabo oświetlonym rogu karczmy. Jego brzydko pobliźniona twarz sprawiała, że inni goście trzymali się z daleka i unikali jego spojrzenia. 

Popijał piwo i co jakiś czas zerkał w stronę drzwi wejściowych.

Nie zwracał uwagi na grupę głośnych krasnoludów, regularnie wybuchających gromkim śmiechem, ani na gnomią bardkę brzdąkającą na lutni przy palenisku.

Resztę gości stanowili ludzie, którzy przy trunkach żartowali, lub przekrzykiwali się w burzliwych dyskusjach.

Dziewka karczemna podeszła zapytać, czy życzy sobie może coś zjeść, ale podziękował i wrócił do obserwowania wejścia.

Sposób, w jaki siedział nie zdradzał emocji, które buzowały w jego żyłach.

Obiekt prowadzonych przez niego, wieloletnich poszukiwań, miał lada moment pojawić się w drzwiach. Nie pamiętał, ile razy wracał myślami do wydarzeń, które doprowadziły go do tego miejsca…

 

Hardyra, mała mieścina lub większa wioska leżąca w dolinie u podnóża Gór Orlich była przystankiem na trakcie królewskim. Właściciel “Koziego rogu”, miejscowej karczmy nie narzekał na brak zajęcia. Pozostali mieszkańcy Hardyry także korzystali z tej sytuacji. Bogaci kupcy, zatrzymujący się tu na noc, potrzebowali uzupełnić zapasy, oporządzić konie, skosztować lokalnego sera, z którego słyneła okolica, czy po prostu spędzić noc z lokalnym dziewczęciem.

Tego wieczoru, w ciemności na tyłach “Koziego rogu” zebrało się trzech młodych mieszkańców wioski.

– Pewnie się nie zjawi, słońce już dawno zaszło – powiedział Arun, średniego wzrostu mężczyzna o czarnej brodzie i kręconych włosach tego samego koloru.

– Cicho, patrzcie tam, idzie – odpowiedział jeden z jego dwóch towarzyszy, kiwając głową w stronę wysokiej postaci, która wyłoniła się zza rogu – mówiłem, że przyjdzie – dodał z uśmiechem pucołowaty blondyn o rumianych policzkach.

Wszyscy trzej wpatrywali się w ciszy w zbliżającego się elfa, który krocząc rozglądał się przezornie wokoło.

– Witajcie. Jestem Erwin. Przejdę od razu do rzeczy, bo nie chcę marnować swojego, ani waszego czasu. – Zaczął ściszonym głosem przybyły osobnik o spiczastych uszach i długich czarnych włosach, zaplecionych w warkocz.

– To znaczy ja już objaśniłem moim kompanom, na czym sprawa polega – rzucił jeden z młodzieńców.

– Tak Bedu, nie wątpię, pytanie tylko, czy mówiłeś o tym jeszcze komuś?

– A skąd. Uzgodniliśmy, że to zostaje tylko między członkami wyprawy. 

Elf zmierzył każdego z nich wzrokiem i po chwili rzekł:

– Nie chcielibyśmy, żeby ktoś inny wywęszył okazję i ruszył w nasze ślady.

Trójka młodych mężczyzn pokiwała głowami

– W takim razie rozumiem, że wszyscy trzej przystajecie na moje warunki? 

– Dostajemy po dziesięć srebrników każdy. Jeśli uda nam się odnaleźć skarb, ty bierzesz połowę wartości, drugą połową dzielimy się my – wyrecytował z pamięci Bedu.

– Wasz towarzysz zapewnił mnie, że wiecie jak tego używać. – Erwin wskazał na miecz u boku Aruna.

– Najmowaliśmy się do ochrony karawan kupieckich i wtedy zdarzały nam się potyczki ze zbójcami. Do tego Engrad… – Arun wskazał na szczupłego kolegę, z którego twarzy nie znikał poważny wyraz – całkiem nieźle strzela z łuku.

– Dobrze, a nawet bardzo dobrze. – Elf klepnął w ramię Engrada. – Mam mapę, ale nie znam tych gór, czy czekają nas jakieś zagrożenia?

– Na głównym szlaku powinno być spokojnie, ale domyślam się, że mapa zaprowadzi nas poza niego, wtedy lepiej będzie mieć przy sobie broń – wyjaśnił Arun, na koniec uniósł brwi i wpatrzył się pytająco w Erwina.

– Wolałbym pokazać wam mapę jutro, jak już wyruszymy. Bez obrazy, ale nie ufam nieznajomym, a my poznaliśmy się przed chwilą. – Rozłożył ręce w obronnym geście.

Mężczyźni skinieniem przyznali mu rację.

– Czego możemy się obawiać poza szlakiem?

Arun znów podjął się odpowiedzi na to pytanie, czym utwierdził elfa w przekonaniu, że jest nieoficjalnym przywódcą tej grupki.

– Dzikich zwierząt. Są jeszcze trolle, ale one raczej nie są agresywne, no chyba, że wejdziemy prosto do ich legowiska, wtedy mogą się rozzłościć.

– Rozumiem

– A no i jeszcze… – Dodał po chwili namysłu Arun. – Kiedyś krążyły głosy o klanach dzikich, zamieszkujących góry.

– Daj spokój – przerwał mu rozbawiony Bedu. – Przecież to historyjki wymyślone przez stare baby, żeby zastraszyć nieposłusznych malców.

– “Jak będziesz niegrzeczny, to przyjdą dzicy i zabiorą cię w góry” – Dodał, komicznie zniekształconym głosem.

– A ty pamiętasz te historie, bo sam srałeś w spodnie na myśl o porwaniu przez dzikich. Takim byłeś grzecznym dzieckiem, że ciągle słyszałeś te groźby – odparł z przekąsem roześmiany Engrad.

– To nie pora na żarty – przerwał im stanowczo elf. – Traktuję tą ekspedycję całkiem poważnie i nalegam abyście wy również tak zrobili.

Dwóch wesołków spoważniało natychmiast.

– Wyruszamy jutro o świcie, jak już mówiłem, chciałbym, aby jak najmniej osób wiedziało o naszej wyprawie. Myślę, że cała podróż zajmie kilka dni, zabierzcie więc wystarczająco zapasów .

Mężczyźni wymienili jeszcze kilka zdań, a następnie rozeszli się w swoje strony.

 

Nazajutrz, gdy pierwsze promienie słońca oświetlały budzącą się ze snu dolinę, członkowie ekspedycji zmierzali w stronę gór. 

Wędrówce towarzyszył śpiew podekscytowanych ptaków, witających poranek z koron sosen i jodeł, rosnących tuż przy drodze.

Szli wznoszącym się stokiem w ciszy, jakby z obawy, że ich głosy mogą wybudzić mieszkańców niknącej w tle Hardyry.

Po jakimś czasie Elf zdecydował się, pokazać reszcie mapę. Trzej młodzieńcy zbili się ciasno w kupkę, przyglądając się papirusowi.

Engrad zagwizdał unosząc brwi

– To kawał drogi.

– Domyślałem się, dlatego prosiłem was o wzięcie zapasów. Czy ta odległość stanowi problem?

– Nie stanowi – odparł twardo Arun. – Żaden z nas nie zwiedził tej części gór, ale jeśli bogowie będą przychylni, to zapewne jutro pod koniec dnia powinniśmy tam dotrzeć.

– Znakomicie. Ruszajmy zatem. – Erwin zabrał mapę i ruszył przodem.

Arun idąc u boku dwóch przyjaciół, postanowił w myślach, że przy następnej okazji zada elfowi pytanie, które nie dawało mu spokoju. Uważał, że jest za wcześnie na tak wnikliwe pytania. No i sam elf nie jest też zbyt gadatliwy.

Dzień minął im na mozolnej wędrówce w górę szlaku. Była wiosna, więc śnieg na tej wysokości już stopniał, jednak od czasu do czasu czuli na karkach powiew mroźnego górskiego powietrza.

Późnym popołudniem mapa skierowała ich poza szlak, na którym mogli juz spotkać tylko dzikie kozice.

Zanim zapadł zmrok, rozbili obóz pod stromą skałą, w pobliżu kilku świerków i kosodrzewiny.

Rozłożyli posłania i rozpalili ogień. Kolacja składała się z twardego sera i ciemnego chleba. Nad ogniem ugotowali wodę, aby zaparzyć ziołową herbatę do popitki.

– Pozwól, że zapytam Erwinie – zagadnął Arun – mówiłeś, że przybywasz z Onnaronu. To duże miasto. Dlaczego nie zatrudniłeś tam zawodowego przewodnika i zbrojnych do ochrony? Wybacz, ale czy chodzi o koszta?

Elf najpierw wzdrygnął się zaskoczony pytaniem, a następnie uśmiechnął pod nosem. 

– Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w takim mieście jak Onnaron. Nie byłbym w stanie zaufać takim ludziom. – Upił łyk naparu z drewnianego kubka. – Pomyślałem, że lepiej będzie dogadać się z lokalnymi śmiałkami. Widzicie, ludzie wychowani poza miastem cenią sobie jeszcze honor i dane słowo. Mam rację?

– A jakże! – Wtrącił się Bedu. – Jak odnajdziemy skarb, to po powrocie będziemy ucztować w “Kozim rogu” trzy dni i trzy noce. Daję słowo.

Pozostali odpowiedzieli śmiechem.

– Pozwólcie teraz, że ja o coś zapytam – powiedział elf zapatrzony w ogień. – Arunie, nie umknęło mojej uwadze, że miecz, który nosisz u boku, to nie byle jaki oręż. Wygląda na porządny i… kosztowny.

Młodzieniec spojrzał na swoją broń i zamyślił się na chwilę, drapiąc czarną brodę.

– To pamiątka po dziadku. Mój ojciec był łowczym i nie miał potrzeby używania go. Po śmierci ojca, kilka lat temu, matka chciała go sprzedać, ale powstrzymałem ją. Być może zgarnęlibyśmy za niego niezłą sumkę, jednak ja postanowiłem wykorzystać go w inny sposób – zakończył z uśmiechem.

– Twój dziadek był rycerzem? Żołnierzem?

– Nie wiem tego. Ojciec nigdy nie chciał o nim opowiadać – odparł Arun rozglądając się dookoła. – Słońce już prawie zaszło, lepiej zgaśmy ogień i kładźmy się spać – dodał.

Tak też uczynili.

Wystarczyło kilka chwil i Arun usłyszał pochrapywanie Bedu i elfa. Sam wpatrzył się w usiane gwiazdami niebo. Przypomniał sobie, jak zawsze ciekawiło go, czym parał się dziadek. Ojciec zapytany unikał odpowiedzi, mówił żeby zająć się swoim życiem a nie pytać o cudze. Czyżby poczynania dziadka nie były powodem do dumy? Zapewne już nigdy się nie dowie.

Kiedy myśli zaczynały już się rozpływać i ustępować snom, jego uszu dobiegł szelest z pobliskich zarośli. Podniósł powoli głowę i szeroko otwartymi oczami wpatrzył się w ciemność. Cisza. Zobaczył, że Engrad też to usłyszał i trzyma już dłoń na rękojeści miecza.

Arun odkręcił się powoli, sięgając po swoją broń. Gdy był już gotowy ją wyciągnąć, na skraju obozowiska zobaczył ogromną postać. Stwór postąpił wyjątkowo cicho jeszcze o krok i w bladym świetle księżyca ukazał się troll. Był o połowę wyższy niż niejeden dorosły człowiek. Potężne ramiona i ręce sięgające kolan, porośnięte były szczeciną srebrzysto szarych włosów, na które padał blask księżyca. Słychać było jego ciężki oddech.

Dwaj mężczyźni wymienili przestraszone spojrzenia, po czym znów wpatrzyli się w niebezpiecznego intruza. Troll rozglądał się po obozie, ze spokojnym wyrazem na okrągłej gębie. Zupełnie nic nie robił sobie z trzymanych przez nich mieczy. Ciszę nocną zaburzało coraz cięższe chrapanie Bedu i wtórującego mu Erwina. Nieproszony gość popatrzył chwilę na śpiących, a następnie zaimitował chrapanie. Spojrzał na przestraszonych mężczyzn i zaśmiał się ściszonym niskim głosem. Na ich zdezorientowanych twarzach pojawiły się nieśmiałe uśmiechy. Rozbawiony stwór odwrócił się i ruszył niespiesznie w kierunku, z którego przybył. Zanim zniknął, usłyszeli z zarośli jeszcze raz jego wersję chrapania śpiących i cichy,ciężki śmiech.

Arun z niedowierzaniem i wyrazem ulgi na twarzy wypuścił cicho powietrze. Engrad kręcił głową z uśmiechem i uniesionymi brwiami. Po czym bez słowa, ponownie ułożyli się do snu. Minęło jeszcze trochę czasu nim emocje opadły, ale ostatecznie udało im się zasnąć.

 

Rankiem brzask przepędził cienie w doliny i rozpadliny. Poranne słońce rozświetliło okolicę. Wędrowcy zaczęli wygrzebywać się spod okryć. Engrad rozciągnął plecy i zajął się rozpalaniem ognia we wczorajszym palenisku. Śniadaniu towarzyszyło krótkie sprawozdanie z nieprawdopodobnej wizyty trolla, w którą Bedu za żadne skarby nie chciał uwierzyć.

Następnie kompania wyruszyła w kierunku kolejnego miejsca oznaczonego na mapie.

Późnym popołudniem natrafili na ścieżkę.

– Wygląda na wydeptaną raczej przez ludzi niż zwierzęta – oznajmił Arun, przyglądając się śladom.

– Jest też za wąska na ogromne stopy trolli – dodał, a Bedu pokręcił tylko głową, ze sceptycznym wyrazem twarzy zaznaczając w ten sposób, że nadal nie daje wiary rewelacjom kompanów.

– Sprawdźmy dokąd prowadzi. – Elf stał wpatrzony w porośnięty drzewami stok, po którym wiodła ścieżka.

Ruszyli dalej. Na szczycie stoku, mijając świerki ujrzeli przed sobą drewniane konstrukcje. Były to niewielkie chaty. Stały w kręgu, wokół ogromnego paleniska na środku placu. 

– A to ci dopiero – wydukał zdumiony Bedu.

Rozejrzeli się wokół uważnie, ale osada wydawała się opuszczona.

Palenisko ogrodzone było sporymi kamieniami, a ziemia wokół porządnie wydeptana. Wyglądało to raczej na miejsce odprawiania jakiś rytuałów, niż przygotowywania strawy. Między chatami stały słupy, na których wisiały drewniane amulety lub talizmany.

Arun, przemieszczając się ostrożnie, zauważał coraz więcej przedmiotów leżących na ziemi. Poza okolicą paleniska wszystko było porośnięte dość wysoką trawą. Na ziemii widać było narzędzia i inne rzeczy codziennego użytku pozostawione bez ładu. Dachy niektórych chat były częściowo pozapadane.

– Opuścili to miejsce w pośpiechu. 

– Dzikie zwierzęta? – zapytał Erwin.

– Nie sądzę. Żyli tu na co dzień, więc wiedzieli jak sobie radzić z wilkami lub niedźwiedziem.

– Duchy? – zasugerował Engrand.

– Widać tu ślady jakiegoś kultu. Kto wie, co mogli przywołać odprawiając swe rytuały. Zobaczcie to. – Arun wskazał pozostałym miejsce za osadą. Ruszyli w tamtym kierunku. Im bliżej byli, tym bardziej oczywiste stawało się, co widzieli.

Kamienny ołtarz, którego wierzch był czarny od przelanej krwii.

– Składali ofiary ze zwierząt. Ciekawe któremu bogu.

– Jesteś pewien, że ze zwierząt? – zapytał Bedu.

– Ołtarz jest za mały na ofiary z ludzi.

– Chyba że… – odparł coraz bardziej zaniepokojony przyjaciel.

– Nawet nie chcę o tym myśleć. Zabierajmy się stąd czym prędzej. Przed nami jeszcze kawał drogi, a to miejsce… Po prostu chodźmy. – Arun odwrócił się na pięcie i udał się przed siebie. Reszta, nie zwlekając chwili dłużej, podążyła w jego ślady.

Wędrowali w ciszy przez dłuższy czas po opuszczeniu przygnębiającego miejsca.

Arun nie mógł się pozbyć niepokojących myśli .

Kim byli tubylcy? Czy byli złymi ludźmi? Jeśli tak, czym było to, co zmusiło ich do opuszczenia osady w takim pośpiechu?

 

Miejsce kultu mieli już daleko za sobą, kiedy zaczęli się głośno zastanawiać czy nie zacząć szukać miejsca na obóz.

– Jeśli mi się dobrze zdaje, to nie jesteśmy już daleko od celu – oświadczył elf pokazując mapę reszcie.

– Może okaże się, że to będzie dobre miejsce na obóz – przyznał Arun.

– Ja nie mam nic przeciwko kolacji między kuframi pełnymi złota.– Dobry humor Bedu natychmiast powrócił.

Kontynuowali wędrówkę, aż według mapy znaleźli się w pobliżu miejsca ukrycia skarbu.

Był to niewielki płaski teren, otoczony z trzech stron skalnymi ścianami.

Po krótkim rozeznaniu odnaleźli spory otwór w jednej ze ścian.

– To na pewno tutaj – zauważył podniecony Bedu, wskazując na wejście do jaskini.

– Zajrzyjmy do środka – zaproponował Erwin.

– Trzeba będzie zapalić pochodnie – powiedział Arun.

– Sprawdźmy najpierw, jak głęboko sięga światło z zewnątrz. Może obejdziemy się bez pochodni. – Nalegał zniecierpliwiony Bedu.

Arun przewrócił oczami i z uśmiechem kiwnął głową.

– Panowie przodem. – Elf wskazał na szczelinę w skale.

Zaraz za wejściem jaskinia poszerzała się tak, że dwóch mężczyzn mogło iść ramię w ramię. Bedu i Engrad prowadzili z mieczami w dłoniach, za nimi szedł Arun, niosąc pochodnie w jednej i krzemień w drugiej dłoni. Był przekonany, że jednak będą potrzebne. Tuż za nim szedł elf.

Kroczyli ostrożnie, wpatrując się przed siebie. Światło z zewnątrz uniemożliwiało ocenienie, co znajduje się w głębi jaskini. Korytarz okazał się krótki i po chwili stanęli u wejścia do sporych rozmiarów pieczary. Światło dzienne padało na kawałek ziemi za wejściem.

Weszli do środka i stanęli na krawędzi światła. Dwójka, która szła przodem próbowała z przymrużonymi oczami wypatrzyć coś w ciemności a Arun ukucnął i zapalił pochodnię. 

Kiedy płomień rozświetlił mrok, znów ruszyli powoli naprzód.

– Ponownie, dobrze się spisałeś Erwinie. – Usłyszeli nagle głos dobywający się z cienia w pobliżu. Następnie z ciemności wyłoniła się twarz. Była blada i gościł na niej złowrogi uśmiech, który ukazywał parę ostrych kłów. 

Wampir, pomyślał zaskoczony Arun.

– Służę, mój panie.– Usłyszał zza pleców głos elfa.

– Co to ma znaczyć?! – Wykrzyczał zdenerwowany Engrad.

Postać o upiornej twarzy rzuciła mieszek, który zabrzęczał w dłoni uśmiechniętego Erwina.

– Zdrajca! To pułapka! – Wrzasnął rozwścieczony Arun, patrząc ze złością na oszusta.

Wtedy usłyszał w ciemności nagły ruch i kolejne dwa wampiry pojawiły się chwytając łapskami o długich szponach przerażonego Bedu. Przyjaciel Aruna zniknął z krzykiem, wciągnięty w ciemność przez krwiopijców. Engrad zerwał się do ataku na pierwszego z wampirów, ale ten dosłownie zniknął i natychmiast pojawił się w innym miejscu szczerząc kły i unosząc brwi z zadowolonym wyrazem twarzy. Engrad odwrócił się w tym kierunku i wtedy szponiaste łapska kolejnych upiorów wyłoniły się z mroku i porwały drugiego z towarzyszy.

Przerażony i rozgniewany zarazem Arun upuścił pochodnię i wyszarpnął miecz z pochwy. Wampiry natychmiast zaczęły syczeć i cofać się. Chłopak zobaczył, że miecz zaczął emanować jasnym światłem a na głowni pojawiły się runy, świecące jeszcze jaśniej.

– Ty głupcze! Przyprowadziłeś tu jednego z nich! – wycharczał z furią pierwszy wampir.

– Ja…nie… – Wydukał i zerwał się do ucieczki Erwin.

Światło miecza ukazało Arunowi przerażającą scenę. Jego przyjaciele nieopodal byli oblegani przez bestie, które wpijały się już w ich szyje, ręce i nogi, wysysając krew i resztki życia. Arun, ściskając miecz patrzył to na umierających przyjaciół, to na wampira, który sycząc trzymał się na dystans.

Świadomość, że nie może już pomóc towarzyszom rozdzierała jego duszę na strzępy.

Zdrowy rozsądek wygrał z burzą emocji i kazał mu się wycofać.

Arun zaczął isć ostrożnie tyłem w kierunku wyjścia. Przez łzy patrzył w oczy drapieżcy trzymającego się krawędzi cienia. Był już w połowie jaskini, kiedy obrócił się i zerwał do ucieczki. 

Wybiegając na zewnątrz, wiedział że słońce niedługo zajdzie i zostało mu niewiele czasu nim będą mogły go ścigać. Gnał przed siebie jak szalony. Pędził dopóki widział drogę. Potem zapadła noc.

 

Wpatrywał się w resztkę piwa w glinianym kuflu, kolejny raz przywołując w myślach tamtą noc. Co wydarzyło sie potem w jego życiu, nie wywoływało już takich emocji.

Powrót do domu. Rozpacz rodziców Bedu, a także żony i małej córeczki Engrada.

Następnie rozpacz jego matki, kiedy wyruszał w świat odkryć tajemnicę miecza, który uratował mu życie. 

Moment, w którym dowiedział się, że jego dziadek należał do starodawnego bractwa pogromców wampirów. 

Powiernicy Światła.

Przysięga złożona na kolanach przed ołtarzem w świątyni Eruminosa – Pana Światła.

Lata nauki i treningów, już jako członek stowarzyszenia.

Studiowanie historii bractwa a także plugastwa, które poprzysiągł tropić i wybijać.

Wampiry. Pomioty Lilith, krwawej bogini, obdarowane przez swą matkę nieśmiertelnością oraz magią krwii. Jedynie miecze, błogosławione Światłem Eruminosa, pozbawiały krwiopijców umiejętności korzystania z owej magii, za pomocą której stawali się dużo szybsi od zwykłych śmiertelników. 

Poszukiwania kryjówek, polowania, pościgi. Z roku na rok w szeregach bractwa przekonywał się, że świat nie traktuje wystarczająco poważnie zagrożenia ze strony żądnych krwii upiorów. 

Oczywiście jaskinia w górach została odnaleziona, niestety już opuszczona. Jedyne, co na nich czekało to kości. Bardzo dużo kości.

Teraz siedział w jednej z wielu Onnarońskich karczm i wyczekiwał na obiekt osobistych poszukiwań.

Ktoś pojawił się w drzwiach, co oderwało Aruna od rozmyślań.

Elf. 

Długo wyczekiwany moment nareszcie nadszedł.

Arun odchylił się na krześle, by lepiej ukryć twarz w cieniu i zaczął uważnie obserwować swój cel.

Erwin uśmiechnięty podszedł do szynkwasu i przywitał się serdecznie z karczmarzem. Nie zamawiając niczego zaczepił kobietę stojącą najbliżej. Przez moment wpatrywał się intensywnie w jej twarz. Następnie oboje uśmiechnięci wymienili kilka słów. Elf schylił się i szepnął jej coś do ucha i wtedy oboje wyszli.

Podniósł się. Wychodząc rzucił karczmarzowi monetę.

Na zewnątrz zobaczył parę znikającą za rogiem. Podążył w ich ślady.

Śledził ich jeszczę przez chwilę w ciemnej uliczce, kiedy elf zatrzymał się.

– Czy mogę w czymś pomóc, mój panie? – Zapytał nie odwracając się.

– Możesz spłacić swój dług Erwinie.

Elf zesztywniał, odwrócił się powoli i ze zmarszczonymi brwiami wpatrzył się w Aruna.

– Znamy się?

– Tak, ale już niedługo – odparł łowca wampirów, wyciągając miecz, który natychmiast zalśnił jasno.

Erwin zasyczał groźnie a jego twarz zamieniła się w przerażającą maskę.

Z przystojnego uwodziciela nagle stał się rozjuszoną bestią. Kobieta zerwała się do ucieczki z krzykiem. Po chwili zniknęła za rogiem.

– Widzę, że dopiąłeś swego. Służyłeś tym kreaturom tak długo aż stałeś się jednym z nich. Powiedz, co tobą kierowało? Jak można pragnąć stać się czymś takim?

– Gardzę wami! Jesteście tylko naszym pokarmem. Niczym bydło dla śmiertelników. Myślisz, że ten miecz ci pomoże? Nie potrzebuję magii, by wycisnąć z ciebie ostatnią kroplę krwii. – Wyciągnął swój, bogato zdobiony miecz, który zapewne miał pomagać w uwodzeniu ofiar.

W myślach Aruna mignęły twarze przyjaciół umierający w tamtej jaskini.

Zaatakował niczym błyskawica, tnąc z góry, ale wampir zwinnie uniknął ciosu. Ponowił próbę, nadal bez powodzenia. 

Następnie Erwin ruszył do ataku i Arun raz po raz unikał, lub parował ciosy. Miecz przeciwnika minął go kilka razy niebezpiecznie blisko. Niczym próbujący go ukąsić wąż.

Elf bez wątpienia stał się potężnym wampirem, całe szczęście, nie mógł korzystać z magii krwii, która dodawałaby mu szybkości.

Po pierwszym starciu stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.

– Zastąpisz dziwkę, która przez ciebie uciekła. Za chwilę będę raczył się twoją krwią – zagroził rozwścieczony i rzucił się do szaleńczego ataku.

Ciosy spadały, a Arun musiał naprawdę się wysilić, żeby wszystkich uniknąć. W pewnym momencie sparował jeden z ataków z ogromną siła, przez co wampir na mgnienie oka stracił równowagę i odsłonił się. To wystarczyło. Arun wbił swój miecz w brzuch przeciwnika. Ostrze zagłębiło się do połowy. Erwin zamarł jak porażony. Upuścił broń, która z brzdękiem upadła na bruk.

Z tyłu słychać było przejęte głosy zbierającej się grupki gapiów.

Wampir zgięty w pół, z mieczem w brzuchu zatoczył się do tyłu. Z jego rozwartych ust wyrwał się nieludzki krzyk, sprawiający ból w uszach. Cały zaczął dygotać. Nagle wyprostował się i eksplodował, zamieniając się w chmurę świetlistego pyłu.

Miecz Aruna uderzył o ziemię.

Mężczyzna poczekał aż pył opadnie, podniósł broń i schował ją do pochwy. Gdy szedł, tłumek rozstępował się przed nim. Widział zdumione twarze i słyszał ściszone głosy

– Cóż to był za demon?

– Widział kto kiedy coś takiego?

– Nie jesteś ranny, panie?

Arun minął wszystkich bez słowa i ruszył w kierunku karczmy.

Chyba wypiłbym jeszcze jeden kufel piwa. Pomyślał i uśmiechnął się.

 

Koniec

Komentarze

Plasterix, hej. :-)

Na pierwsze oko starannie wklejony tekst, ale czy mogłabym prosić o usunięcie tej nicości na samym końcu? xd

Tytuł – bardzo mało charakterystyczny. Jasne, może taki być, prawo Autora, ale…

Moje nastawienie, muszę się wytłumaczyć słaby ze mnie amator na fantasy, nawet dark, ale już kilka razy mnie zaskoczono na forum, więc nie mówię „nie”. Góry – super, ale tytuł zobowiązuje, więc mają być. ;-) I cieszę się, że całość, a nie fragment. 

Przeczytałam. Gór było mało, ale skarb jak najbardziej. Treściowo chyba niekoniecznie zaliczyłabym do dark fantasy, co najwyżej jakieś pogranicze, jednak nie wyrokuję, bo nie znam się na tym za bardzo. Gdybym miała podać przykłady opowiadań z dark, myślałabym o niektórych tekstach Gravel i oczywiście Syfa, z tych które znam. 

Samo opko, zdaje mi się stosunkowo poprawne, czyli zrozumiałe, bez byków, które zauważam i “czytalne”. Zastanowiłabym się nad unikaniem powtórzeń jak np. z tym "spokojem" we wstępie oraz wyszczególnianiem, czyli opisywaniem z detalami różnych czynności. Myślę, że taki zabieg mógłby poprawić potoczystość historii, sprawić, aby stała się żywszą.

Jeśli chodzi o sam warsztat: trochę pogubionych przecinków (jeśli mamy dwa czasowniki w funkcji orzeczenia musi oddzielać je przecinek), czasami czepiałabym się do nadmiarowych "się" oraz używania "to".

 

Szczegóły:

Mężczyzna siedział w przyciemnionym rogu karczmy. Jego porządnie pobliźniona twarz sprawiała, że inni goście trzymali się z daleka i unikali jego spojrzenia. 

Z dużym spokojem popijał piwo i co jakiś czas zerkał w stronę drzwi wejściowych.

Nie zwracał uwagi na grupę głośnych krasnoludów, regularnie wybuchających gromkim śmiechem, ani na gnomią bardkę brzdąkającą na lutni przy palenisku.

Resztę gości stanowili ludzie, którzy w tradycyjny sposób przyszli zażegnać trudy mijającego właśnie dnia.

Zerknij na rozpoczęcie opowiadania.

Pierwsze podkreślenie, co ten kąt przyciemniało?

Drugie – porządnie znaczy jak?

Trzecie – jeśli siedział w ciemnym kącie, jak mogli widzieć jego spojrzenie, co najwyżej mogli omijać wzrokiem ten kąt. Swoją drogą ta scena bardzo przypomina mi pierwsze spotkanie Aragorna z hobbitami. ;-)

Czwarte – zdaje mi się niezgrabne i "na okrętkę", napisz po prostu, co robili ludzie, bo co krasnoludy już wiemy. Zobacz tę karczmę, jakbyś w niej siedział. :-)

Sposób(+,) w jaki siedział, absolutnie nie zdradzał emocji

Skreślone, chyba niepotrzebne. Poza tym, mamy nie wprost powtórzenie info o spokoju, przez to że akcentujesz sposób, w jaki siedział. 

Nie pamiętał(+,) ile razy przypominał sobie wydarzenia

Pozostali mieszkańcy Hardyry,(-,) także korzystali z tej sytuacji. 

– Pewnie już się nie zjawi, słońce już dawno zaszło

Powtórzenie, pierwsze "już" – skasowałabym.

– Cicho, patrzcie tam, idzie – odpowiedział jeden z jego dwóch towarzyszy, kiwając głową w stronę wysokiej postaci, która wyłoniła się zza rogu.

– Mówiłem, że przyjdzie – dodał z uśmiechem.

Jeśli te dwie kwestie mówi ta sama osoba, nie ma potrzeby rozpoczynania od nowej linijki.

spiczastych uszach i długich blond włosach, zaplecionych w warkocz.

Rozbawiły mnie te blond włosy. Może jasne, żółte, daj jakąś barwę. xd

Trójka młodych mężczyzn pokiwała głowami

Za niecałych kilkanaście zdań znowu powtarzasz prawie to samo zdanie, czy celowo?

Mężczyźni pokiwali głowami przyznając mu rację.

że jest nieoficjalnym liderem tej grupki.

Może przywódcą? gdyż lider jest raczej współczesnym słowem i lekko nie pasuje do tekstu. Jeśli już zostawisz lidera, może lepsza byłaby zbitka – nieformalny lider?

– Traktuję tą ekspedycję całkiem poważnie i nalegam(+,) abyście wy również tak zrobili.

– Wyruszamy jutro o świcie, jak już mówiłem(+,) chciałbym(+,) aby jak najmniej osób wiedziało o naszej wyprawie. 

Nazajutrz, pierwsze promienie słońca oświetlały budzącą się ze snu dolinę, kiedy członkowie ekspedycji zmierzali w stronę gór. 

Lekko niegrabne (kolejność). Wystarczyłoby dodać "gdy" przed "pierwsze" i skasować "kiedy", lub zrobić to inaczej.

Gdzieniegdzie przy drodze stały, różnego rozmiaru drzewa iglaste, z których dało się słyszeć podekscytowane ptactwo, witające poranek.Szli wznoszącym się stokiem w ciszy, jakby z obawy, że ich głosy mogą wybudzić mieszkańców niknącej w tle Hardyry.

Gdy dajesz opisy, spróbuj być bardziej konkretny. Miesza "gdzieniegdzie". Choinki stojące samotnie, gdzieniegdzie, przy górskiej drodze pełne ptasich treli raczej nie zwiększają mojego poziomu zanurzenia się w opowieść. Spróbuj opowiadać i pamiętaj że nie jest to idealne, co więcej, może nawet niezbyt dobre, np. :

"Droga pięła się powoli w górę. Z koron nielicznych drzew iglastych, modrzewi i małych siewek, stojących tuż przy drodze dobiegały ich podekscytowane trele ptaków witających poranek. Szli w milczeniu, jakby z obawy, że ich głosy mogą obudzić mieszkańców niknącej w oddali Hardyry"

Późnym popołudniem mapa skierowała ich poza szlak, na którym nie spotkali nikogo oprócz kilku kozic.

Hmm, tu – czepialstwo. Piszesz, że nie spotkali nikogo poza kilkoma kozicami, a przedtem kogoś spotkali? Może chociaż "na którym mogli już spotkać tylko dzikie kozice".

Zanim zapadł zmrok, rozbili obóz pod stromą ścianą, w pobliżu kilku drzew i krzaków, gdzie byli dobrze chronieni przed wiatrem.

To wygląda jak jakaś instrukcja do gry? ;-) Jaka ściana – skała? Co ich miało chronić: ściana, czy drzewa i krzaki? Jak to sobie wyobrażasz? Opisz.

Rozłożyli posłania i rozpalili ogień. Kolacja składała się z twardego sera i ciemnego chleba. Nad ogniem ugotowali wodę, dzięki czemu mogli zapić strawę gorącymi ziołami.

Tu jest przykład wyszczególnianych czynności. Najbardziej zatrzymało mnie podkreślenie. Może – zwyczajnie: "aby zaparzyć ziołową herbatę do popitki".

– Pozwól, że zapytam Erwinie. – Podjął rozmowę Arun.

Jeśli "podjął" to chyba "wznowił po przerwie", a tutaj nie ma wznowienia?

– Nigdy nie wiesz(+,) na kogo trafisz w takim mieście jak Onnaron. 

– Pozwólcie teraz, że ja o coś zapytam – powiedział elf zapatrzony w ogień.

– Arunie, nie umknęło mojej uwadze, że miecz, który nosisz u boku, to nie byle jaki oręż. Wygląda na porządny i… kosztowny.

Czy te dwie kwestie nie są aby wypowiadane przez elfa? Jeśli tak, to nie ma potrzeby, aby każda była w osobnym wierszu.

Po śmierci ojca, kilka lat temu(+,) matka chciała go sprzedać, ale powstrzymałem ją. 

Tu dałabym przecinek, gdyż wygląda mi na wtrącenie?

Przypomniał sobie(+,) jak zawsze ciekawiło go(+,) czym parał się dziadek.

Troll rozglądał się po obozie,(-,) ze spokojnym wyrazem na okrągłej gębie. 

Nieproszony gość popatrzył chwilę na śpiących(+,) a następnie zaimitował chrapanie.

Zanim zniknął(+,) usłyszeli z zarośli jeszcze raz jego wersję chrapania śpiących

Stały w okręgu, wokół ogromnego paleniska na środku placu. 

Może w "kręgu"?

Rozejrzeli się wokół uważnie, ale osada okazała się opuszczona.Palenisko ogrodzone było sporymi kamieniami, a ziemia wokół porządnie wydeptana. Wyglądało to raczej na miejsce odprawiania jakiś rytuałów, niż przygotowywania strawy. Między chatami stały słupy(+,) na których powieszono drewniane amulety lub talizmany.

Arun(+,) przemieszczając się ostrożnie(+,) zauważał coraz więcej przedmiotów leżących na ziemi. Poza okolicą paleniska wszystko było porośnięte dość wysoką trawą. Gdzieniegdzie widać było narzędzia i inne rzeczy codziennego użytku pozostawione bez ładu. Dachy niektórych chat były częściowo pozapadane.

Tu również z lekka uporządkowałabym opis. ;-)

Pierwsze podkreślenie – uprzedzasz, czyli wniosek na samym początku przez "okazała", lepsze byłoby przypuszczenie, np "wydawała się opuszczona".

Drugie podkreślenie "wisiały"?

Trzecie zdanie logicznie byłoby wstawić po "…na ziemi." i odpuścić sobie "gdzieniegdzie".

Kto wie, co mogli przywołać(+,) odprawiając swe rytuały. 

Im bliżej byli, tym bardziej oczywiste stawało się(+,) co widzieli

Przed nami jeszcze kawał drogi(,+) a to miejsce… 

Reszta, nie zwlekając chwili dłużej(+,) podążyła w jego ślady.

Kim byli tubylcy? Czy byli złymi ludźmi? Jeśli tak, to czym było to, co zmusiło ich do opuszczenia osady w takim pośpiechu?

Pierwsze "to" chyba do usunięcia? 

Kontynuowali wędrówkę (+,) aż według mapy znaleźli się

Po krótkim dochodzeniu odnaleźli spory otwór w jednej ze ścian.

"Dochodzeniu"?

Światło dzienne padało na kawałek ziemii za wejściem.

Literówka.

Przyjaciel Aruna zniknął z krzykiem, wciągnięty w ciemność,(-,) przez krwiopijców.

– Ach(+,) przyprowadziłeś tu jednego z nich ty głupcze! 

Arun, ściskając miecz(+,) patrzył to na umierających przyjaciół, to na wampira, który sycząc trzymał się na dystans.

Wybiegając na zewnątrz(+,) wiedział że słońce niedługo zajdzie i zostało mu niewiele czasu(+,) nim będą mogły go ścigać. 

,Następnie rozpacz jego matki(+,) kiedy wyruszał w świat odkryć tajemnicę miecza, który uratował mu życie. 

,Lata nauki i treningów,(-,) już jako członek stowarzyszenia.

,Jedynie miecze,(-,) błogosławione Światłem Eruminosa, pozbawiały krwiopijców umiejętności korzystania z magii krwii. 

,– Nie jesteś ranny(+,) panie?

 

Podsumowując: czytało się nieźle, ale mogłoby być lepiej. Najbardziej podobała mi się scena z trollem i walka na końcu! :-)

Pozdrawiam serdecznie :-)

piątkowa asylum już w poniedziałkowy poranek.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej Asylum!

 

Dziękuję serdecznie za Twój czas, oraz wyczerpujący komentarz i konstruktywną krytykę. Poprawiłem wszystko tak, jak sugerowałaś.

Widzę, że muszę popracować nad bogatszym opisywaniem otoczenia i przestać tak dosadnie opisywać czynności. Przecinki niestety są moją zmorą, no ale… Uczymy sie na błedach :)

Cieszę się, że były też pozytywy.

 

Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam :)

Dzięki, Plasterixie za odezwanie się. :-)

I ja popełniam wiele błędów, chociaż kilka zasad chyba udało mi się przyswoić przez czytanie forumowych komentarzy.

Poprawiaj, tylko takie rzeczy, których jesteś pewien. Komentowałam piątkowe opowiadania na ostatnim niedzielnym wydechu i mogłam się pomylić. :-(

Przeczytałam przed chwilą swój komentarz i w dwóch przypadkach myliłam się:

Następnie rozpacz jego matki, kiedy wyruszał w świat odkryć tajemnicę miecza, który uratował mu życie. 

Tu niepotrzebnie wyboldowałam, po wstawieniu pierwszego przecinka jest ok.

Jedynie miecze, (+,) błogosławione Światłem Eruminosa, pozbawiały krwiopijców umiejętności korzystania z magii krwii.

Tu kolejne głupstwo, jeśli potraktujemy jako wtrącenie miałeś rację – przecinek musi być.

pozdrawiam :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej!

Poprawiłem to zdanie z mieczem, ale to pierwsze z “kiedy’ i ‘który” , ostatecznie nie rozumiem, czy cos zmieniac, czy jest ok?

 

Pozdrowionka :)

Jest ok to zdanie z tym kiedy i który. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej. Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tego tekstu. Nawiązujesz do klasycznego fantasy, IMO, zbyt klasycznego. Opowiadanie zaczyna się w karczmie, jak bardzo wiele tekstów tego gatunku. Gdyby zmienić lokalizację, historia od razu zyskałaby na oryginalności. Przyczepię się też do elfów, kasnoludów i wampirów – to już było. Elf-wampir – średnio to kupuję. Warto pomyśleć o czymś nowym, np. w jednej z powieści wprowadzono koniołaki i pająkołaki.

Plusy opowiadania wypisała już Asylum. Dodam, że spodobała mi się klamra spinająca początek i zakończenie tekstu. Najpierw mamy zapowiedź ciekawej historii, tajemnicy, w końcówce akcja wraca do tego miejsca.

Hej Ando!

 

Dziękuję za Twój komentarz :)

Osobiście dobrze się czuję w klasycznych klimatach fantasy. Kiedy szukam czegoś do poczytania, to im więcej klasyki, tym lepiej. Uważam nawet, że obecnie na rynku, nie ma dostępnych zbyt wielu dobrych powieści w klimatach klasycznego fantasy. Chyba że te, przeznaczone dla młodszych czytelników. 

Wracając do opowiadania, to może masz rację z tym, że mało orginalne, ale Elf-wampir, średnio kupujesz, bo juz gdzieś było, czy dlatego, że elfy zawsze są uważane ze te dobre? ;) 

Ogólnie to chciałem wprowadzić właśnie taki twist, że elf okazuje się być tym złym, a troll, który powinien wzbudzać strach, wychodzi na przyjazne stworzenie :)

Napewno postaram się z czasem być bardziej kreatywny :)

Dziękuję Ci jeszcze raz i pozdrawiam serdecznie!

 

P.

 

Tekst dosyć standardowy, jak na fantasy. Bohaterowie znośni, ale też nie zapadający mocno w pamięć. Fabuła standardowa i idzie utartym torem. Słowem: klasyka fantasy. Pomimo pewnych niedoróbek technicznych, które chrzęściły przy czytaniu, zdania w miarę płynęły.

Ciężko mi napisać coś więcej, bo to bardzo średni tekst. Brakuje mi tu jakiegoś pomysłu/bohatera/zwrotu, który wbiłby mi się w pamięć i sprawił, że zapamiętałbym ten koncert fajerwerków na dłużej. To nie jest wada, bo wszystko zależy od czytelnika, ale wyróżniać się w pozytywny sposób zawsze warto :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

 Hej NoWhereMan!

Dzieki za komentarz. Widzę, że będę musiał się bardziej postarać/wysilić nastepnym razem. Masz rację, że warto sie wyróżniać w pozytywny sposób. Niech kreatwność będzie następnym krokiem, nad którym muszę popracować :)

 

Pozdrawiam!

Cześć,

 

Wyszła Ci niezła historia postaci pod RPGa, do jakiegoś DnD czy innego Warhammera. :D Jako opowiadanie już trochę gorzej. Mocno klasyczna fantastyka, która jest już tak wyświechtana na kartach setek książek, że o oryginalność ciężko, za to łatwo popaść w utarte schematy. No cóż, taki gatunek. Bywa, że ciężko na nim operować. Wiem po sobie.

 

Asylum wyłożyła Ci bardzo ładnie techniczne błędy. Gdzieniegdzie też nieprawidłowo zapisałeś dialog. Bardzo dobry poradnik masz tutaj:

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

 

Ja przyczepię się trochę do kwestii logiczno-fabularnych.

 

– Dobrze, a nawet bardzo dobrze. – Elf klepnął w ramię Engrada.(…)

– Wolałbym pokazać wam mapę jutro, jak już wyruszymy. Bez obrazy, ale nie ufam nieznajomym, a my poznaliśmy się przed chwilą. 

Niby nie ufa nieznajomym, ale klepie w ramię, co wydaje się gestem nieco poufałym. Pozbyłbym się tego wtrącenia o klepaniu.

 

– Żaden z nas nie zwiedził tej części gór, ale jeśli bogowie będą przychylni, to zapewne jutro pod koniec dnia powinniśmy tam dotrzeć.

Jak na fantastycznego questa, dzień czy dwa dni marszu nie wydają się zbyt daleką podróżą. :P

 

Była wiosna, więc śnieg na tej wysokości już stopniał, jednak od czasu do czasu czuli na karkach powiew mroźnego górskiego powietrza.

W górach śnieg potrafi trzymać do czerwca. Nawet na niezbyt wysokiej Przełęczy pod Kopą Kondracką, w dobrym tempie ledwie godzinę marszu od Kuźnic, w maju ciągle zalega pokrywa śnieżna. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów potrafi być w maju nadal odcięte od świata. To szczegół, smaczek, ale smaczki tworzą klimat całości.

 

– Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w takim mieście jak Onnaron. Nie byłbym w stanie zaufać takim ludziom. – Upił łyk naparu z drewnianego kubka. – Pomyślałem, że lepiej będzie dogadać się z lokalnymi śmiałkami. Widzicie, ludzie wychowani poza miastem cenią sobie jeszcze honor i dane słowo. Mam rację?

– A jakże! – Wtrącił się Bedu. – Jak odnajdziemy skarb, to po powrocie będziemy ucztować w “Kozim rogu” trzy dni i trzy noce. Daję słowo.

Bohaterowie dają tu lekki popis naiwności, pochlebstwem można ich kupić, jak dzieci. Przypominają mi się protagoniści z “Koła Czasu” Roberta Jordana, którzy w naiwności i głupocie bili rekordy. Ale to byli młodzieńcy, co trochę, tylko trochę, usprawiedliwiało ich luki w myśleniu.

 

Przerażony i rozgniewany zarazem Arun upuścił pochodnię i wyszarpnął miecz z pochwy. Wampiry natychmiast zaczęły syczeć i cofać się. Chłopak zobaczył, że miecz zaczął emanować jasnym światłem a na głowni pojawiły się runy, świecące jeszcze jaśniej.

Zastanawia mnie, czemu wypuścił pochodnię, zamiast przełożyć ją do drugiej ręki? Przecież nie wiedział, że miecz będzie jaśniał, więc na własne życzenie mógł utkwić w ciemności, wśród potworów, prawda?

 

Tyle ode mnie. Nie jest to tekst zły, tego nie mogę powiedzieć. Natomiast do dobrego troszkę mu brakuję. Co mogę poradzić, to pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Następnym razem spróbuj wciągnąć kogoś w betę opowiadania, kilka osób spojrzy na tekst świeższym okiem, niż autor. To bardzo pomocne.

 

Powodzenia w dalszej pracy. :)

 

Pozdrawiam! 

Cześć Adek!

 

Dzięki serdeczne za wszystkie uwagi. Masz rację z RPG ;) Po jednej sesji wpadł mi pomysł na to opowiadanko.Nie żebym opisał poprostu całą sesję. Wiem, że niektórzy znani pisarze fantasy czerpali inspirację z RPG, więc sam chciałem spróbować :)

Bardzo dużo dla mnie znaczą takie komentarze jak Twój.

Przeanaizuję sobie wszystko i napewno wyciągnę z tego wnioski.

Dziękuje jeszcze raz i pozdrawiam :)

Czytało się całkiem nieźle. Obawiam się jednak, że Twoje opko nie zostanie mi na dłużej w głowie. To bardzo klasyczne fantasy, bardzo klasycznie zaczynające się w karczmie i w sumie opowiada bardzo klaczyczną historię – jakich wiele. Drugiego dna, jakiegoś szczególnego uniwersalnego przekazu też w opku nie dostrzegłam.

Obawiam się, że żeby fantasy zostało na dłużej z czytelnikiem, potrzeba zdrowego pier… ;) Albo właśnie drugiego dna, a najlepiej i jednego i drugiego ;) Da się coś takiego napisać. Zajrzyj tutaj, klasyczne fantasy, a jednocześnie piórkowy tekst.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam Irka!

 

Dziękuję za Twój komentarz. Otworzyłaś mi oczy na kilka rzeczy. Myślę, że pierwszy błąd, jaki robię, to wrzucanie tu opowiadań, których nikt nie betuje. Będę musiał kogos poprosić.

Masz rację z opowiadaniem Chrościsko. Jest napisane pięknym językiem i całość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zobaczyłem też, jak długa droga przede mną :)

Czytając komentarze pod tamtym opowiadaniem, odnoszę wrażenie, że niektóre z nich to niestety tylko czepialstwo. Smutne to.

Zapamiętam Twoje sugestie na temat drugiego dna i zdrowego pier… :)

Szczególnie nad tym drugim dnem muszę popracować. Wydaje mi się, że do tej pory podchodziłem do opowiadań, jak do scen z powieści. Może dlatego, że sam nigdy nie czytałem opowiadań, a całe książki.

Dziękuję Ci jeszcze raz i pozdrawiam :)

Dziękuję za Twój komentarz. Otworzyłaś mi oczy na kilka rzeczy. Myślę, że pierwszy błąd, jaki robię, to wrzucanie tu opowiadań, których nikt nie betuje. Będę musiał kogos poprosić.

I to jest dobry pomysł :)

Wszystko, co trzeba wiedzieć na temat bety, znajdziesz tu.

 

Wydaje mi się, że do tej pory podchodziłem do opowiadań, jak do scen z powieści.

Opko to zdecydowanie historia pełną gębą, tylko zajmuje trochę mniej miejsca ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zgadzam się z przedpiścami, że bardzo klasyczne to fantasy.

Z zaskoczeń chyba tylko jedno – że nie wystawili wart (a liczyli się z niebezpieczeństwem), a na widok trolla dwóch akurat przebudzonych ludzi nie zaalarmowało reszty.

Czemu rodzina tak bardzo nie chciała opowiadać o dziadku?

Babska logika rządzi!

Hej Finkla!

Ojciec nie chciał opowiadać o dziadku, bo bał się, że syn będzie chciał pójść w jego ślady. 

Masz rację z tym wystawieniem wart! Dzięki za Twój czas i uwagi :)

 

Nowa Fantastyka