- Opowiadanie: r.zang - Mózg – Mózg

Mózg – Mózg

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mózg – Mózg

 Josh wyglądał przez okno swojego kontenera, a właściwie nie swojego, tylko kontenera należącego do firmy. Pracował dla Water Now już prawie siedem lat, z czego ostatnie dwa spędził w tej przeklętej okolicy, gdzie temperatura prawie nigdy nie schodziła poniżej trzydziestu stopni Celsjusza, a suche powietrze przepełnione pyłem i piachem wdzierało się nie tylko w tryby maszyn, mechanizmy samochodów, ale także w oczy, usta i w każdą szczelinę ludzkiego ciała, jaką tylko znalazło. Nauczył się przez te lata wiele na temat szczelin, które posiadał, a których nie był świadomy. Miał już dosyć tego kontraktu, miał już dosyć tego stanu i miał już dosyć tych ludzi. A szczególnie miał dosyć Kowalskiego. Ten cholerny facet był mistrzem opierdalania się. Ilekroć Josh spojrzał w okno, tyle razy widział Kowalskiego z papierosem, stojącego nad kanałem i gestykulującego, opowiadającego jakąś historię, albo pouczającego kolegów. I ilekroć Josh wychodził na plac budowy, Kowalski zasuwał już z łopatą, ocierając czoło zroszone potem. Dużo czasu minęło zanim Josh zdecydował się pierwszy raz opieprzyć Kowalskiego. Bo niby za co, zza szyby niby widział, ale nigdy nie złapał za rękę, bezpośrednio. Okna w kontenerze się nie otwierały, więc nie mógł krzyknąć z daleka. A z bliska zawsze był za późno. Jak to się mogło zdarzyć tyle razy? Czy Kowalski miał jakiś szósty zmysł, system wczesnego ostrzegania? To chyba pozostanie na zawsze już tajemnicą.

Josh nie chciał się wygłupiać ani kompromitować, szczególnie, że Kowalski miał cięty język i umiał się odgryźć. Podejrzewał, że to właśnie umiejętność ciętej riposty była pierwszą i najważniejszą przyczyną tego, że miał załogę po swojej stronie. A może po prostu był jej częścią, zawsze to lepiej trzymać sztamę z kolegą od brudnej roboty, niż z kierownikiem. Taka solidarność. A Josh? Nie chciał eskalować konfliktu, przerzucać go z jednego niepokornego człowieka na zespół. Poza tym brakowało tu ludzi do tej podłej roboty, więc trzeba było trzymać tych, którzy są. No i co to za przewinienie, nigdy nie złapane wprost. Zawsze insynuowane.

Tym razem jednak piach wszedł Joshowi w tyłek tak głęboko i boleśnie, że nie wytrzymał.

– Kowalski! Znowu się opierdalasz! Myślisz, że nie widzę jak cały czas palisz fajki zamiast machać łopatą?! – wrzasnął cały czerwony.

– Ja, kierowniku? – Kowalski jak zwykle zgrywał głupka. – Przecież macham.

Tu pokazał trzymaną w dłoni łopatę, z której zrzucił resztkę ziemi. Nie mogli w tych rejonach używać koparek, ponieważ teren należał do jednego z plemion nie pozwalających na wjazd ciężkich maszyn.

– Kopię jak inni, prawda? – zwrócił się do kompanów, którzy tylko czekali, żeby poświadczyć za nim kiwającymi głowami.

„Stado baranów!”, miał zamiar wykrzyknąć Josh, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. „Nie zaogniaj”, przypomniał sobie, „nie zaogniaj!”

– Przecież widzę, że kopiesz! – ryknął – ale widziałem też jak paliłeś!

Kowalski zrobił głupią minę i puścił oko do kolegów. Josh nie mógł tego nie zauważyć. Mógł nie zareagować, ale to byłoby chyba najgorsze. Kompletna kapitulacja. A porządek musi być.

Wskazał palcem na Kowalskiego.

– Doigrasz się. Mówię ci to z dobrej woli. To nie ostrzeżenie, to dobra rada. – Odwrócił się na pięcie i odszedł. Kiedy krew odpłynęła mu już z twarzy na tyle, że skóra przybrała naturalny kolor, a serce ustabilizowało rytm poniżej dziewięćdziesięciu uderzeń na minutę podjął decyzję. Wyciągnął z szuflady jedną z leżących tam wizytówek. Po jej lewej, jak i po prawej stronie naszkicowane były dwie zwrócone do siebie głowy czy to ludzi, czy robotów, a może cyborgów. Nie sposób było to odgadnąć, ponieważ złota farba i poziome linie stylizowane na ścieżki na płytkach PCB sugerowały byt cyfrowy, a delikatne linie twarzy i uwydatnione kości policzkowe wskazywały na ludzi. NEURALINK – głosiła nazwa umieszczona pośrodku karteczki. Pod srebrnymi literami przebiegały linie łączące obie głowy.

Josh jak dziś pamiętał dzień, w którym został obdarowany wizytówką. I tego nieco spoconego gościa, który mrużąc oczy w pełnym słońcu usiłował schować się pod rozłożystym słomkowym kapeluszem.

– Proszę wziąć, może kiedyś się przyda – próbował wcisnąć Joshowi kartę.

– Nie, nie, nie… – powtarzał Josh bardziej zajęty pilnowaniem kolejki w McDonaldzie, niż słuchaniem sprzedawcy.

– Proszę wziąć – powtarzał tamten niezrażony. – Naprawdę, niedługo będą się o ten kontakt zabijać.

Zaskoczył Josha tym stwierdzeniem. Myślał, że to po prostu próba powiększenia sieci potencjalnych klientów, a wyglądało na to, że to forma podziękowania za pomoc przy zmianie koła, jaką kilka minut wcześniej Josh zaoferował nieznajomemu. Przydały się dawno nieużywane klucze i lewarek. Kiedy obaj umyli ręce i stanęli w kolejce przeglądając menu kanapek i zestawów, tamten zaproponował wizytówkę. NEURALINK – przeczytał Josh.

– To firma tego… jak mu tam… – zagadnął.

– Tak, dokładnie – potwierdził sprzedawca (a może nie sprzedawca), nie wymieniając jednak właściciela z nazwiska ani imienia. Dziś Josh także nie pamiętał nazwiska, przypomniał sobie jednak imię. Eon, nie, Elon. Charakterystyczne, rzadko spotykane.

Wziął telefon i wystukał numer. Zatrzasnął drzwi kontenera zanim zdążył się połączyć. Usiadł w fotelu na kółkach i spoglądając w okno, w kierunku brygady przedstawił się i przypomniał sytuację na parkingu. Kowalski palił papierosa opowiadając jakąś historię.

 

Najbliższe dni nie przyniosły zmiany. Ekipa zjawiła się po tygodniu, zgodnie z zaplanowaną wizytą. Przyjechali pod koniec dnia, przywitali się i udali się na obiad do pobliskiej knajpki. Wrócili wieczorem, po skończonej zmianie. Dwóch eleganckich gości w ciemnych marynarkach przyprószonych nieco tutejszym piachem, z ogorzałą skórą i mocnym uściskiem dłoni.

– Najpierw pan – powiedział jeden z nich do Josha, nawiązując do wcześniejszej rozmowy. Ten skinął głową i rozłożył ręce sugerując, że jest gotowy, ale nie wie, co robić.

– Proszę podwinąć rękaw. Dostanie pan zastrzyk, a potem proszę wygodnie usiąść w fotelu. – Wskazał na biurko i stojący za nim fotel. – To potrwa kilka minut. Musimy też wszystko sprawdzić.

Poddał się woli ekspertów. Po wstrzyknięciu mu substancji, o której skład i znaczenie nie zapytał, poczuł lekki odlot. Świat to oddalał się to przybliżał. Dotyczyło to zarówno obrazu, jak i dźwięku. Odpowiadał na pytania, ale głosy raz dochodziły z bliska, raz z daleka. Przez kilka chwil widział zbliżające się światło, by za chwilę odpływać w ciemność. Próbował trzymać się poręczy fotela, by nie spaść gdzieś w pojawiającą się czarną dziurę, ale czuł, że chwyt nie był pewny, a czasami silne ręce przytrzymywały go w pionie. Czuł założoną na głowę opaskę, po której coś jeździło w tę i z powrotem. Wyłowił kilka razy słowo „robot”, więc wyobraził sobie, że opaska jest swego rodzaju szyną dla robota zakładającego mu link. Ta myśl trochę go uspokoiła. Wolał poddać się pewnemu ruchowi maszyny, niż ludzkim rękom, którym w każdej chwili może przydarzyć się błąd. Maszyna… – zawiesił się na tej myśli, wyobrażając siebie jako maszynę. Może nie do końca, ale już nie człowieka. Cyborga, mutanta z domieszką elektroniki, interfejsem, złączem, kabelkami, które trzeba będzie chować przed światem.

Kiedy w pełni odzyskał przytomność, jeden z ekspertów siedział naprzeciw niego, czekając tylko, aż otworzy oczy.

– No, nareszcie. Dzień dobry. Zasnął pan sobie, a my musimy jechać – zaczął tamten. – Opowiemy co i jak i już nas nie ma. W razie pytań, proszę dzwonić. Drugi pokiwał głową i spojrzał niezbyt dyskretnie na zegarek.

– W międzyczasie zlinkowaliśmy tego drugiego – powiedział. – Nawet się nie obudził.

– Kowalskiego? – zapytał oszołomiony jeszcze Josh.

– Aha – odpowiedział. – Tego którego pan pokazywał przez okno, tego z papierosem.

– Co z nim?

– Leży u siebie. Śpi. Nic nie zauważył.

Eksperci opowiedzieli Joshowi o działaniu interfejsu, odpowiedzieli na niezbyt błyskotliwe pytania, zostawili książeczkę z instrukcją i pojechali. Josh przeniósł się do łóżka, żeby wyspać się porządnie. Oczy wciąż mu się zamykały, jakby nie spał co najmniej tydzień.

Następnego dnia rano wszystko to wydawało się snem, ale w głowie, tuż pod skronią, czuł małe obce ciało, a na stole leżała książeczka z instrukcją obsługi interfejsu. Przekartkował kilka stron wypełnionych obrazkami i drobnym tekstem. Zasilanie prądem komórkowym, bluetooth, wykrywacz metali, zasięg dziesięć metrów. Spojrzał w okno i uśmiechnął się pod nosem. Doczytał fragment o włączaniu i wyłączaniu, po czym wyszedł na zewnątrz.

Obszedł grupkę pracowników dookoła, pogwizdując z cicha.

– Jak tam Kowalski? – zagadnął, gdy zbliżył się do swojej ulubionej brygady. – Widzę, że ciężko pracujesz.

– Tak, szefie – odparł tamten. – Jak zawsze.

Josh zignorował ostatnie zdanie. I prawdopodobne oczko puszczone do kolegów. Dotknął delikatnie prawej skroni załączając interfejs.

– No to pracuj – odrzekł. – Nie przeszkadzam. Pracuj jak nigdy. I nie gadaj za dużo.

Odszedł w stronę biura, trochę ślamazarząc, kopiąc niewielką grudkę ziemi raz lewą, raz prawą nogą. W drzwiach obrócił się jeszcze nieśpiesznie, spoglądając przez ramię na robotników. W końcu wszedł do kontenera i zajął miejsce za biurkiem, przesuwając fotel do okna. Tak spędził resztę dnia.

Kowalski pracował wzorowo jak nigdy, nie odrywając się w zasadzie od łopaty. Bez przerw na jedzenie, bez przerw na papierosa. Skończył jako ostatni, przeciągając zmianę o dobre pół godziny, mimo żartów i półuśmieszków załogi. Joshowi nic z tego nie umknęło.

John, a w zasadzie Jan Kowalski wrócił do robotniczego baraku. Wziął prysznic, przebrał się i poszedł prosto do łóżka. Czuł się dziwnie nieswój. Jakby jakaś siła opanowała go od środka, złapała, ścisnęła mocno i nie chciała puścić. Próbował z nią walczyć, odrzucić narzędzia i wyciągnąć z kieszeni fajkę, ale nie mógł nic zrobić. Mało tego, próbował coś powiedzieć, jakiś żart, ale skutek był taki sam. Jakby ktoś trzymał w garści wszystkie końcówki nerwów i mięśni. Był kukłą, marionetką, bezwolnym niewolnikiem kontrolowanym prawie całkowicie. Prawie, ponieważ tylko umysł pozostał wolny. Mógł dalej myśleć samodzielnie, ale co z tego, jeśli nawet usta się go nie słuchały. Nie mógł wypowiedzieć słów cisnących mu się na nie.

Oczy! Zapomniał jeszcze o oczach. Te także były wolne. Posiadał nad nimi kontrolę. Łypał to w lewo, to w prawo szukając przyczyny tego stanu rzeczy, ale nie mógł go znaleźć, chociaż miał podskórne przeczucie, że leży ona na zewnątrz, a nie w jego głowie.

Trwało to przez następne dni. Pod koniec trzeciego dnia zauważył na dłoniach wielkie białe bąble. Z wściekłością przebił je znalezioną w szafce agrafką, pozwolił, żeby wypłynęła z nich woda, czy ropa, zakleił plastrami i poprzysiągł zemstę. Bo wiedział, że to nie stało się samo, że ktoś mu to zrobił. Nie był w stanie o tym nikomu powiedzieć, nie mógł iść do lekarza, nie mógł nawet odpowiadać na pytania, czy zaczepki kolegów.

– No, odezwij się wreszcie – namawiali.

– Co to, jakiś zakład? Ile musisz wytrzymać? – śmiali się.

– Kowalskiemu odjebało! – komentowali.

A on nic. Milczał, chociaż wewnętrznie krzyczał. Rzucał się na nich z pięściami, okładał te niewyparzone gęby, ustawiał do pionu. Prostował myśli. Na domiar złego czwartego dnia zjawił się ten kierowniczyna, mister Josh.

„Jak ja go nienawidzę”, wymyślał mu w duchu Kowalski. „Jak ja bym mu przyłożył. Tak za nic, za darmo.”

– I co tam słychać, Kowalski – odezwał się po dłuższej chwili Josh, przypatrując się jak praca posuwa się do przodu. – Widzę, że pracujesz.

„Zaraz cię zdzielę tą łopatą przez łeb, to pożałujesz tych podśmiechujek”, pomyślał wściekły.  „Gdybym tylko mógł ruszyć ręką inaczej, niż to kopanie rowu”.

– Nie masz ochoty rozmawiać? – dopytywał Josh. – Przeszkadzam ci w pracy?

Tego już było za wiele. Wściekłość aż biła z twarzy Kowalskiego. Czerwień, purpura, pot i te dzikie oczy, spojrzenie którym mógłby zabić. Nikt nie śmiał się odezwać.

– Powiedz – podrapał się po skroni. – Przeszkadzam ci? Postanowiłeś wreszcie uczciwie popracować?

– Zabiję cię, sukinsynu! – wykrzyknął Kowalski i sam się chyba przestraszył tego krzyku. – Rozerwałbym cię na strzępy, gdym mógł!

Dopiero wtedy na dobre dotarło do niego, że odzyskał panowanie nad głosem. Spojrzał z furią dookoła.

– Kto mi to zrobił?! – dyszał. – Który? Który?

Wzrok padł w końcu na Josha. To przecież proste. Jeśli ktoś stąd, to tylko on. Nikt inny. Reszta to stado baranów i do tego go lubili i czuli przed nim respekt. Tylko Josh wchodził z nim w konfrontacje. Jeśli to nie kosmici i nie rządowy eksperyment, albo jakaś dziwna choroba, to musi być on.

Opanował się i nie powiedział tego na głos. Ukierunkowane nienawistne spojrzenie mogło go zdradzić, ale nie sypnął wprost. Pomyślał, że zaczeka. Upewni się i przygotuje zemstę.

Josh stał zdumiony. Nie spodziewał się aż takiego wybuchu złości, a w zasadzie czystej nienawiści. W pierwszej chwili nie wiedział, co ma o tym myśleć, ale dotarło do niego, że przegiął i że tego konfliktu nie będzie można już załagodzić. Posunął się za daleko i zyskał śmiertelnego wroga. Już dawno takiego nie miał.

– Co? Do kogo mówisz? – próbował brzmieć neutralnie, a nawet udawać zaskoczonego. Nie chciał od razu się ujawniać. Prawdę mówiąc, w ogóle tego nie miał w planach. Czy tę partię szachów da się jeszcze uratować?

Kowalski wyglądał na nieco zbitego z tropu.

– Nic, nic… – zaczął się tłumaczyć. – Miałem jakiś dziwny paraliż. Myślałem, że ktoś mi dosypał coś do herbaty.

Akurat pijasz herbatę, zauważył Josh i to kłamstwo zasmuciło go i przestraszyło.

– Przychodzisz pijany do pracy? – próbował jeszcze skierować sprawę na boczny tor.

– Ja?! Absolutnie nie! – odpowiedział tamten oburzony. Josh przyjął to z zadowoleniem. To było sprytne posunięcie.

– Wracaj do pracy – skwitował. – Dość się nagadałeś.

Odwrócił się i odszedł. Wrócił do biura, jak zawsze.

Od tej pory Josh trochę odpuścił. Pozwolił Kowalskiemu mówić i robić co chce, za wyjątkiem obijania się w pracy. Tego pilnował. Ale Jan nie pogodził się z tym dziwnym stanem niewoli. Skierował swoje myśli przeciwko szefowi i zaczął knuć. Nie miał pojęcia jak dalej ma działać, ale gdy pewnego dnia Josh zmuszony był wyjechać do miasta po nowe narzędzia, Kowalski znalazł sposób, żeby dostać się do jego biura i dokładnie przeszukać pomieszczenie. W pośpiechu zaglądał do szaf, szuflad i szperał między książkami. Przekartkował tony dokumentów złożonych w segregatorach i w porozstawianych pod ścianami w pudłach po papierze do drukarek. Prawie umknął mu wizytownik stojący na biurku. Sięgnął po niego robiąc już pierwszy krok w stronę drzwi. Kątem oka zauważył kształt na stole i wyciągnął rękę w jego kierunku. Z wizytownika posypały się wizytówki. Rozgarnął je powolnym ruchem i już wiedział. Jedna z nich przyciągnęła jego uwagę, głowy połączone kilkoma równoległymi liniami. Interfejsem.

Przesunął wizytówkę na brzeg biurka, chwycił dwoma palcami i wsunął do kieszeni.

Świat ludzi napędzają uczucia, dobre w tym samym stopniu, co złe. Rezonują niczym fale, znosząc się lub wzmacniając wzajemnie. Fale miłości i nienawiści, radości i smutku, gniewu i strachu przenikają się codziennie, oplatając świat, dając mu pokarm, ciągnąc raz w jednym, raz w drugim kierunku. Źródłami tych fal są ludzie, zwykli przechodnie, robotnicy, ekspedientki w sklepie, bazarowe przekupki, telewizyjni celebryci i taksówkarze, wszyscy. Spoglądając na ten świat z daleka, można zauważyć, że część z nich jest niczym wielkie gwiazdy, sięgające swoim oddziaływaniem w głąb kosmosu. Inni natomiast są jak polne kamienie, czy źdźbła traw o zasięgu co najwyżej lokalnym.

Jakim źródłem mógłby być zwykły robotnik, najemnik od łopaty pracujący gdzieś na końcu świata?

Tylko kto powiedział, że Jan był zwykłym robotnikiem? Może nie szukał tutaj pieniędzy, ani przygody? Czy ktoś pytał go o jego historię? Przecież każdy ma jakąś historię i nie wszystkie muszą być podobne. A może nie mówił prawdy, może się z nią rozminął mniej lub bardziej? Czy więc naprawdę wiemy dlaczego znalazł się w tym miejscu? Co robił, zanim zaczął przerzucać łopatą ziemię w tym zapomnianym przez Boga miejscu?

 

Zjawili się w nocy, tak jak było umówione. Kowalski odjechał z nimi do najbliższego hotelu, tam gdzie można było normalnie rozmawiać, nie szepcząc w ciemnościach. Pieniądze przeszły z ręki do ręki, a technologia zmieniła właściciela. Szybko okazało się, że nie można było ruszyć Josha, zdegradować, zmniejszyć, ustawić niżej w hierarchii, ale można było się z nim zrównać. Panowie w garniturach kategorycznie zaprzeczyli, że można odwrócić relację, że hierarchię Master-Slave można zamienić w Slave-Master. Nie da rady, nie da się, nie nada. To co można zrobić, to wyrównać poziom uprawnień, zrównać szanse, utworzyć interfejs Master-Master. Kowalski nic na to nie mógł poradzić, przyjął ofertę i zaktualizował oprogramowanie. Przespał noc w hotelu i nad ranem wrócił do firmy.

Plan rodził się powoli. Na swojej zmianie machał łopatą tak, jak poprzedniego dnia zastanawiając się nad następnym krokiem. Josh nie omieszkał sprawdzić, co słychać u jego ulubieńca.

– No Kowalski, widzę że jednak pracujesz. Spodobało ci się wreszcie.

Słyszał ironię w jego głosie, ale nie odpowiedział. Po skończonej zmianie odniósł łopatę do schowka, otrzepał spodnie z piachu i udał się do biura kierownika.

– Ciebie się nie spodziewałem – ze zdziwieniem w głosie Josh zrobił krok w tył otwierając drzwi. Jan postąpił do przodu i po chwili wahania wszedł już śmielej do środka.

– Ostatnio więcej pracuję, ciężej niż inni, lepiej niż do tej pory. Uznałem, że przyda mi się podwyżka – zaczął nieco zaczepnie. – Tak ze trzydzieści procent.

Josh parsknął śmiechem, ale zaraz przyszła refleksja. Co to za sytuacja? Co się zmieniło? Coś musiało się zmienić. Spojrzał uważnie na Kowalskiego, a tamten zrozumiawszy o co chodzi, puknął palcem kilka razy w skroń.

– Teraz to broń obosieczna.

Josha zatkało. Jak on to zrobił, jak do tego doszło? Tak szybko?

– To niemożliwe, jak? – zaczął.

– Nie jestem głupi – Kowalski machnął mu przed oczami skradzioną wizytówką, po czym rzucił ją na biurko. – Nie tylko ty masz dojścia i pieniądze. Teraz nie możesz mi już nic zrobić, bo będę mógł się odgryźć. I zrobię to. Za każdy cios oddam dwa.

– Jak? – powtórzył jeszcze raz Josh.

– Teraz jesteśmy na tym samym poziomie. Ty możesz sterować mną, a ja tobą. Proponuję więc zawrzeć rozejm.

Josh ochłonął. Nerwy puściły nieco, mózg zaczął pracować.

– Chcesz się dogadać? Zaraz każę ci się zabić! Rozumiesz?! – Podniósł głos wykrzykując ostatnie słowa. Podniósł rękę do skroni, ale Kowalski trzymał już palce na własnej.

– To ty nie rozumiesz! – warknął. Wyciągnął zza pasa nóż i wbił go w blat biurka. – Chcesz go sobie wbić w serce?! Tak, tego chcesz?

Josh cofnął się o krok.

– Nie możesz tego zrobić! – krzyknął Kowalski. – I ja też nie mogę.

– To urządzenie nam na to nie pozwoli – kontynuował wskazując na skroń. – Protokół odrzuci taką komendę, bez względu jak bardzo będziesz nalegał i jak bardzo będziesz chciał ją ominąć, powiedzieć naokoło.

– Więc co tu robisz? – kierownik był totalnie zbity z tropu.

– Przyszedłem się dogadać – uśmiechnął się Jan. – Już mówiłem.

– Tak, trzydzieści procent podwyżki. Słyszałem – Josh podszedł do okna. – A jeśli się nie zgodzę?

Kowalski z rozczarowaniem pokręcił głową. Rozłożył ręce i zbliżył się o kolejne dwa kroki do Josha.

– Nie rozumiesz. Dasz mi ją, czy chcesz, czy nie – zaczął. – Kwestia, co dalej.

– Nie ma dalej – Josh spojrzał w oczy pracownika i nacisnął lekko skroń. – Zabij się!

Czas stanął w miejscu. Sekunda, dwie, trzy.

– Nie działa – wyszeptał niepewnie Kowalski i chociaż przez chwilę poczuł jak nogi się pod nim uginają, to po chwili powtórzył już dużo pewniej. – Nie działa.

Josh stał jak wryty. To był jego jedyny pomysł. A Kowalski? Miał jeszcze coś w zanadrzu.

– Chciałem się dogadać, Josh. A ty to tak ładnie spierdoliłeś.

– Ty też nie możesz mnie zabić – wymamrotał.

– W takim razie zapomnij – powiedział Kowalski. – Zapomnij o interfejsie.

Dotknął skroni włączając umieszczony pod skórą przycisk. Powtórzył jeszcze raz rozkaz dla pewności. Pewnym ruchem zgarnął wizytówkę ze stołu, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Już na zewnątrz uśmiechnął się pod nosem. Wcześniej nie był pewny czy to zadziała, ale skoro żaden z nich nie był w stanie uzyskać przewagi, mogli się tak okładać bez końca wymyślając coraz to nowe złośliwości. A on tego nie chciał. Wystarczyła mu świadomość, że jeszcze przez kilka lat będzie musiał wdychać i pluć piachem pustyni. Odwrócił się w stronę kontenera.

Josh stał wpatrzony w okno, zastanawiając się co się właściwie stało. Impulsy elektryczne, które chwilę temu pomknęły z urządzenia do kory mózgowej, wypaliły sieć powiązań między neuronami blokując precyzyjnie określoną część wspomnień. Urządzenie działało dalej, ale jego właściciel nie był już tego świadomy. Wszystko co było z nim związane zostało wykasowane. Zapomniał.

Koniec

Komentarze

Piszesz całkiem poprawnie, choć w niektórych miejscach brakuje przecinków lub są, a być ich nie powinno. Wydaje mi się, że pewne zdania mogłyby brzmieć lepiej, ale ogólnie jest dobrze. Źle natomiast zapisujesz myśli bohaterów: nie odróżniają się one niczym od innych dialogów, co utrudnia lekturę i bywa mylące. Z tego, co mi wiadomo, na forum znajduje się poradnik dotyczący tego zagadnienia.

 

Co robił, zanim zaczął przerzucać łopatą ziemię w tym zapomnianym przez boga miejscu?

„Bóg” piszemy z wielkiej litery.

 

Konflikt Johna i Josha nieszczególnie mnie zainteresował. Pomysł zaś, na który wpadł Josh, żeby utemperować pracownika, wydaje się przesadzony. Czy nie można go byłoby po prostu wyrzucić z roboty? Zakończenia natomiast chyba nie załapałem. Rozumiem, że John w jakiś sposób dokonał zemsty na Joshu, ale co dokładnie uczynił, tego nie wychwyciłem. Zabrakło mi również jakiejś szerszej refleksji nad „chipami w mózgu” Etyką, moralnością, etc.

To chyba wszystko. Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Prosta z pozoru sprawa – szef ma dość pracownika-obiboka, ale, jeśli dobrze zrozumiałam, nie może go zwolnić, bo nie znajdzie nikogo na jego miejsce. Posuwa się więc do fortelu, jednakowoż nie przypuszcza, że sprawy mogą przybrać nieoczekiwany obrót. Nieźle to wszystko wymyślone i opowiedziane.

Dodam jeszcze, że nie podoba mi się nazwisko robotnika. Jest zbyt dosłowne i brzmi raczej jak przezwisko.

Czytało się nawet nieźle, choć wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

nie scho­dzi­ła po­ni­żej 30 stop­ni Cel­sju­sza… ―> …nie scho­dzi­ła po­ni­żej trzydziestu stop­ni Cel­sju­sza

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Ten cho­ler­ny facet był mi­strzem opier­da­la­nia. ―> Chyba miało być: Ten cho­ler­ny facet był mi­strzem opier­da­la­nia się.

 

Ile razy Josh nie spoj­rzał w okno, tyle razy wi­dział… ―> Ile razy Josh spoj­rzał w okno, tyle razy wi­dział…

 

Dużo czasu za­ję­ło zanim Josh zde­cy­do­wał się pierw­szy raz opie­przyć Bim­bal­skie­go. ―> Dużo czasu minęło, zanim Josh zde­cy­do­wał się pierw­szy raz opie­przyć Bim­bal­skie­go.

 

I to chyba było przy­czy­ną tego, że miał on też za­ło­gę po swo­jej stro­nie. ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Może wystarczy: I to chyba było przy­czy­ną, że miał za­ło­gę po swo­jej stro­nie.

 

więc trze­ba było trzy­mać tych co są. ―> Raczej …więc trze­ba było trzy­mać tych, którzy.

 

– Stado ba­ra­nów! – miał za­miar wy­krzyk­nąć Josh, ale po­wstrzy­mał się w ostat­niej chwi­li. ―> Skoro nie wykrzyknął, to nie należy tego zapisywać jako dialog.

Proponuję: Już chciał ich nazwać stadem baranów, ale po­wstrzy­mał się w ostat­niej chwi­li.

 

Nie za­ogniaj, przy­po­mniał sobie, nie za­ogniaj! ―> Nie za­ogniaj – przy­po­mniał sobie, nie za­ogniaj.

Skoro to myśl, wykrzyknik jest raczej zbędny.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

Od­wró­cić się na pię­cie i od­szedł. ―> Literówka.

 

jedną z le­żą­cych tam wi­zy­tó­wek. Po lewej, jak i po pra­wej stro­nie wi­zy­tów­ki na­szki­co­wa­ne były… ―> Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję w drugim zdaniu: Po jej lewej, jak i po pra­wej stro­nie, na­szki­co­wa­ne były

 

mru­żąc oczy w peł­nym słoń­cu pró­bo­wał scho­wać się pod roz­ło­ży­stym słom­ko­wym ka­pe­lu­szem.

– Pro­szę wziąć, może kie­dyś się przy­da – pró­bo­wał wci­snąć Jo­sho­wi kartę. ―> Powtórzenie.

Proponuję: …mru­żąc oczy w peł­nym słoń­cu, usiłował scho­wać się pod roz­ło­ży­stym słom­ko­wym ka­pe­lu­szem.

– Pro­szę wziąć, może kie­dyś się przy­da.Pró­bo­wał wci­snąć Jo­sho­wi kartę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Ekipa przy­je­cha­ła po ty­go­dniu, zgod­nie z za­pla­no­wa­ną wi­zy­tą. Przy­je­cha­li pod ko­niec dnia, przy­wi­ta­li się i po­je­cha­li na obiad… ―> Powtórzenia.

Proponuję: Ekipa zjawiła się po ty­go­dniu, zgod­nie z za­pla­no­wa­ną wi­zy­tą. Przy­je­cha­li pod ko­niec dnia, przy­wi­ta­li się i udali na obiad

 

po któ­rej coś jeź­dzi­ło w i z po­wro­tem. ―>…po któ­rej coś jeź­dzi­ło w  i z po­wro­tem.

 

za­sięg 10 me­trów. ―> …za­sięg dziesięć me­trów.

 

jeśli nawet usta się go nie słu­cha­ły. Nie mógł wy­po­wie­dzieć słów ci­sną­cych mu się na usta. ―> …jeśli nawet usta go nie słu­cha­ły. Nie mógł wy­po­wie­dzieć słów ci­sną­cych mu się na nie.

 

wy­my­ślał go w duchu Bim­bal­ski. ―> …wy­my­ślał mu w duchu Bim­bal­ski.

 

Czy par­tię sza­chów da się jesz­cze ura­to­wać? ―> Czy par­tię sza­chów da się jesz­cze ura­to­wać?

 

Prze­kart­ko­wał tony pa­pie­ru zło­żo­nych w se­gre­ga­to­rach i po­roz­sta­wia­nych pod ścia­na­mi pu­dłach po pa­pie­rze do dru­ka­rek. ―> Prze­kart­ko­wał tony dokumentów zło­żo­nych w se­gre­ga­to­rach i w po­roz­sta­wia­nych pod ścia­na­mi pu­dłach po pa­pie­rze do dru­ka­rek.

 

w tym za­po­mnia­nym przez boga miej­scu? ―> …w tym za­po­mnia­nym przez Boga miej­scu?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem zgrabne opowiadanie. Płynąłem z narracją mimo że początkowy akapit jest stanowczo za długi i zdarzają się jakieś błędy interpunkcyjne. Przesłanie lekkie i niezobowiązujące. Raczej wszystko ukierunkowane na zwrot akcji. Dla mnie to troszkę za mało;)

Cześć,

Dzięki za komentarze. Postaram się na nie odpowiedzieć.

Wszyscy zwracacie uwagę na błędy interpunkcyjne, cóż muszę po prostu nad tym popracować, to jest moje pierwsze opowiadanie od mniej więcej dziesięciu lat. I od razu napisałem liczebnik słownie ;)

 

@Atreju za wikipedią, ale też PWN słowo “Bóg” piszemy z wielkiej litery, jeśli mamy na myśli Boga w religii monoteistycznej lub z małej litery, jeśli chodzi o boga w religii politeistycznej. Założę jednak, że w tym wypadku masz rację, z resztą @regilatorzy też są tego zdania.

Jeśli chodzi o zakończenie, to Bimbalski oszukał system, tym samym oszukując Josha. Ponieważ nie mogli się pozabijać, to zostali skazani na trwanie w klinczu – mogli co najwyżej robić sobie nawzajem złośliwości, oddawać cios za cios. Tymczasem Bimbalski nakazał Joshowi zapomnieć o wszczepionym interfejsie. To otwiera mu drogę do kontrolowania przeciwnika.

 

@regulatorzy: bardzo dziękuję za wyłapanie tych wszystkich błędów i literówek. Przyznaję się, że w ramach korekty opowiadanie przeczytałem raz, ale jak widać to za mało. Dziękuję za poradniki na temat zapisywania myśli i dialogów. Nie jestem purystą w takich sprawach, za dużo dziwnych książek przeczytałem i wiem, że tutaj zasady są niejednokrotnie naginane i łamane, ale na pewno przeczytam, będę przynajmniej bardziej świadomie łamał niektóre reguły.

 

@Blacktom: dzięki, dla mnie to opowiadanie miało wymiar głównie samomotywujący. Chciałem znowu zacząć pisać, zrobić pierwszy krok, od którego zaczyna się podróż :)

RZ

Miło, R.zangu, że dziękujesz za wyłapanie błędów, a jednocześnie szkoda, że nie raczyłeś ich poprawić. Poprawiając własny tekst łatwiej ustrzec się podobnych byczków w przyszłości.

Dodam jeszcze, że dopóki tworzysz dla siebie/ do szuflady, możesz pisać jak Ci się podoba – rób błędy i świadomie łam reguły, a nikt Ci złego słowa nie powie.

Jeśli jednak postanowisz zaprezentować tekst czytelnikom, to pisząc go nie łam żadnych reguł (zasady pisowni zostały w końcu ustalone w określonym celu i piszący powinien je znać) i zrób wszystko, aby był napisany jak najlepiej, by nie zawierał błędów. Okażesz w ten sposób szacunek tym, którzy poświęcą czas na lekturę Twojego opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Napisałeś to całkiem umiejętnie, jednak opowiadanie jest mało emocjonalne. Cała atmosfera sprawia na mnie wrażenie “ teatrzyku “, nie mniej dziękuję za twoją pracę. Rozwijaj się!

dosis facit venenum

za wikipedią, ale też PWN słowo “Bóg” piszemy z wielkiej litery, jeśli mamy na myśli Boga w religii monoteistycznej lub z małej litery, jeśli chodzi o boga w religii politeistycznej.

Zgadza się. Zauważ jednak, że używasz utartego sformułowania, które właśnie odwołuje do takiego wielkoliterowego Boga.

 

Dziękuję za wyjaśnienie zakończenia, teraz ma to pewien sens. Przyznam, że ja te ostatnie słowa potraktowałem nie jak rozkaz, a synonim “to już nie jest istotne”. Nawiasem mówiąc, tak się teraz zastanawiam, czy polecenie “zapomnij” jest w ogóle możliwe do wykonania? Może się mylę, ale zapominanie nie jest przecież świadomym aktem, nie jest czymś, co da się zrobić. Można jedynie stwierdzić, że o czymś się pamiętało, ale teraz już się nie pamięta. Stąd, zdaje mi się, że niemożliwe jest, by człowiek usunął pewną treść ze swej świadomości i by ta treść nigdy już nie wracała, choćby przez skojarzenia. Rozumem, że John jakimś sposobem mógłby zablokować wiedzę Josha o urządzeniu tak, że ten nie mógłby go używać, a przez skojarzenia czułby jedynie, że ma jakąś lukę w pamięci. Ale John nie zrobił tego, a nakazał Joshowi, by sam sobie to zrobił, co wydaje mi się niemożliwe. Mam nadzieję, że to, co napisałem, jest zrozumiałe, a jeśli popełniam jakiś błąd w rozumowaniu, to ktoś mi go wytknie.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Cześć r.zang,

zainteresował mnie konflikt pracowacy z pracownikiem, jednak wydaje się on trochę przerysowany, tak jak nazwisko Bimbalski. Podoba mi się sam pomysł na program slave– master. Natomiast zakończenie mnie trochę rozczarowało. Dopiero jak przeczytałam Twój wyjaśniający komentarz, to zrozumiałam co się wydarzyło. Ponadto scena, w której sprzeczają się kto ma się zabić, jest trochę sztuczna.

Niemniej piszesz płynnie, a temat, który poruszasz zaciekawia:-)

pozdrawiam

@reg nie wiedziałem, że można poprawiać błędy w opublikowanych już opowiadaniach, poprawiłem je u siebie w oryginale. Jak najbardziej szanuję Czytelnika i nie chcę go w żaden sposób urazić. Chodziło mi bardziej o to, że bez łamania reguł nie powstałyby takie pozycje jak “Ulisses”, czy “Finnegans Wake” Joyce’a, czy filmy Tarantino. Nie porównuję się też do żadnego z nich, ale napisanie czegoś w stylu:

“– Mam cię! – krzyknął, ale tylko w myślach, bo usta cały czas wypełniała mu brudna szmata.”

jest tylko zabawą z Czytelnikiem, celowo wprowadzającą go w błąd. Tak jak scena w filmie, która w pewnym momencie staje się absurdalna, by za chwilę okazać się snem bohatera. 

 

@Atreju: dlatego przyznaję Wam rację, w tym zwrocie “Boga” będę pisał z wielkiej litery.

Co do zapominania, to chyba skomplikowane zagadnienie. Wystarczy większa dawka alkoholu i okazuje się, że możesz nie pamiętać zdarzeń sprzed kilku godzin. ;) Jest też stres pourazowy, gdzie wspomnienia są wypierane przez człowieka. Być może kiedyś ludzie będą znali ten mechanizm na tyle, żeby wywołać to zjawisko świadomie.

 

@Paracelsus: prawdę mówiąc, to masz rację. Stworzenie napięcia, to problem którego jestem świadomy. miałem nadzieję, że w tym opowiadaniu jednak pod koniec udało mi się to osiągnąć, ale widać, że jeszcze to nie to.

 

@Olciatka: dzięki za recenzję. Na problem nazwiska nie tylko ty zwróciłaś uwagę. Chyba już więcej nie popełnię tego błędu, z resztą pozwoliłem sobie na to, tylko z tego względu, że to krótkie opowiadanie.

Nad napięciem popracuję. Nad pisaniem bardziej zrozumiały zakończeń też. Tutaj może wystarczy dwa dodatkowe zdania i wszystko będzie bardziej zrozumiałe.

 

RZ

Cieszę się, R.zangu, że nieporozumienie zostało wyjaśnione. ;)

Tak, tekst można edytować i poprawiać do woli. Wyjątek stanowią tylko opowiadania biorące udział w konkursach, ale tu mają zastosowanie odrębne reguły, zawarte w regulaminie każdego konkursu.

Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No to przeedytowane ;)

RZ

OK. Bardzo to zacnie z Twojej strony. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tutaj może wystarczy dwa dodatkowe zdania i wszystko będzie bardziej zrozumiałe.

Też tak myślę:-)

Cześć!

Pomysł całkiem ciekawy, choć dosyć już oklepany. Mamy wycofanego szefa, który nie nadaje się do zarządzania czymkolwiek i elokwentnego pracownika, który ma habilitację z symulowania pracy oraz tytuł mistrza gawędy. Postacie dosyć stereotypowe, ale umiejętnie ukazujesz ich położenie. Szef postanawia technologia wyrównać szanse, ale nie docenia Bimbalskiego. Mamy wybuch, potem rozmowę w sprawie podwyżki, a potem… nie zrozumiałem co się stało (musiałem się wspomóc komentarzami). Mógłbyś to trochę uwydatnić, i dobitniej pokazać. Albo uczynić bardziej spektakularnym może.

Nie mogli w tych rejonach używać koparek, ponieważ teren należał do jednego z plemion nie uznających ciężkich maszyn.

Że co!?

 

Z kwestii edycyjnych dwie uwagi: Pierwsza odnośnie całego tekstu, bardzo dużo używasz spójnika „i”. Można by to miejscami jakoś urozmaicić.

I jeszcze to zdanie:

(…) wdzierało się nie tylko w tryby maszyn, zębatki samochodów, ale także w oczy,

Tryby maszyn jeszcze ujdą, ale co to są zębatki samochodów, może przekładnie, albo ogólniej mechanizmy?

 

Tyle. Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

@krar85: poprawiłem zębatki i zdanie z koparkami. Dzięki :)

 

Przerobiłem też ostatni akapit, w zasadzie zrobiły się z tego teraz dwa. Mam nadzieję, że dzięki temu końcówka będzie bardziej zrozumiała.

 

RZ

Powtórzę się za przedmówcami: zapisywanie myśli jako dialogów bardzo utrudniało lekturę. Szczególnie w momencie, kiedy Bimbalskiemu wyrwał się stek przekleństw wobec szefa, a chwilę później dowiedziałam się, że odzyskał głos. Jednak z dalszej części tekstu zrozumiałam, że (chyba?) pracownik jednak tego głośno nie wykrzyczał. Bardzo to mylące, niestety.

Opowiadanie napisane całkiem poprawnie, choć tu i tam występowały problemy z przecinkami. Jednak całość wydaje mi się mało wiarygodna na paru poziomach. Po pierwsze, jak już ktoś zauważył, pomysł szefa na utemperowanie pracownika jest cokolwiek drastyczny. Mało tego, podczas wizyty specjalistów nie zadaje żadnych pytań i tak po prostu pozwala grzebać sobie w głowie. Ja na jego miejscu zastanowiłabym się, czy Bimbalski jest wart takiego zachodu :P Druga sprawa, jakim cudem coś takiego jest legalne? To przecież pogwałcenie nietykalności osobistej, ba, odebranie wolności, i to jeszcze bez żadnej wiedzy ofiary – a z tekstu wynika, że cały ten “link” jest produktem jakiejś komercyjnej firmy, więc jak im się udało to przepchnąć na rynek? Prawo nie reguluje czegoś takiego? A jeśli to możliwe, czy nie powinno się zrobić o tym głośno, że szefowie mogą bezkarnie zniewalać podwładnych – bez ich zgody, a nawet świadomości? Tym bardziej, że Bimbalski po prostu umawia się z nimi na rozmowę i zamiast wyzwać, że go zniewolili, dobija z nimi targu…

Podobnie jak Atreju, nie załapałam zakończenia. Po wyjaśnieniu ok, choć bez szału.

Niestety, średnio mi podpadł tekst. No i samo nazwisko Bimbalski – trochę za oczywiste.

deviantart.com/sil-vah

@Silva dzięki za recenzję. Co do firmy masz rację, to trochę szemrana firma. Chociaż działa legalnie, to niekoniecznie wszystko co robi jest zgodne z prawem. Miejmy nadzieję, że w rzeczywistości nie pójdzie to w tą stronę.

Czytelnik nasz Pan, z tego powodu zrobiłem jeszcze dwie poprawki:

– zmieniłem zapis myśli, żeby odróżnić je od dialogów

– jeszcze raz rozwinąłem zakończenie

RZ

r.zang, teraz zapis myśli rzeczywiście jest jednoznaczny. Fajnie :)

deviantart.com/sil-vah

Myśli zapisuje się inaczej niż dialogi i ma to sens. Dzięki temu czytelnik się nie gubi w tekście.

– Kopię jak inni, prawda? – zwrócił się do kompanów, którzy tylko czekali, żeby poświadczyć za nim kiwającymi głowami.

– Stado baranów! – miał zamiar wykrzyknąć Josh, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie zaogniaj, przypomniał sobie, nie zaogniaj!

– Przecież widzę, że kopiesz! – ryknął – ale widziałem też jak paliłeś!

A tu się pogubiłam.

 

Pomysł interesujący, trochę go szkoda na tekst komiczny.

Nazwisko Bimbalskiego trochę razi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Irka_Luz – już poprawiłem ten fragment, wcześniej mi umknął. Teraz jest tak:

 

– Kopię jak inni, prawda? – zwrócił się do kompanów, którzy tylko czekali, żeby poświadczyć za nim kiwającymi głowami.

„Stado baranów!”, miał zamiar wykrzyknąć Josh, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. „Nie zaogniaj”, przypomniał sobie, „nie zaogniaj!”

– Przecież widzę, że kopiesz! – ryknął – ale widziałem też jak paliłeś!

 

 

RZ

Nowa Fantastyka