- Opowiadanie: Artur02 - W szponach Gniewu

W szponach Gniewu

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

W szponach Gniewu

Członkowie, niedawno odrodzonego, kultu Arrendaella właśnie rozpoczynali rytuał, mający przywrócić im dawną siłę. W tej samej chwili zwierzchnik pobliskiego Endil wysyłał oddział żołnierzy w stronę pobliskiej góry, zaalarmowany wiadomością od lokalnego rolnika.

– Więc mówicie, że szedł pod górę?

– Tak. Za moimi polami nikt już nie mieszka, to gdzie indziej by szedł?

– I niósł płaczące dziecko?

– Tak. Ale jakiś dziwny był. Chciał je uciszyć. Na mój widok jakby się przestraszył.

– I gdzie szedł? – kontynuował serię pytań władca.

– A bo ja to wiem? Nic tam nie ma. Tylko droga na północ, przez góry. Pełno tam jaskiń i… – rolnik przerwał uciszony gestem.

– Kapitanie – tym razem władca zwrócił się do stojącego obok żołnierza – weź odział ludzi i przeszukajcie jaskinie na zboczu, musimy ich znaleźć.

Jeszcze kilka lat temu kult Arrendaella roztaczał swoją władzę na większą część Królestw Zjednoczonych. Podporządkował sobie życie publiczne i polityczne, pozyskując coraz więcej wyznawców i składając dziesiątki ofiar swoim, żądnym krwi bóstwom. Jednak wśród wyznawców zaczął szerzyć się chaos. Kolejni kapłani znikali i zaczęły szerzyć się historie o kimś kto polował na kultystów. Uciśniony lud nie zmarnował okazji i przyłączył się do polowania. Wkrótce prawie wszyscy zostali straceni, tylko garstka ocalałych się ukryła. Mimo odzyskania władzy poszczególne królestwa zaczęły spierać się o zasługi w czasie walki z kultem i wielkość terytoriów, która im z tego tytułu przysługiwała. Wojna wisiała na włosku, a odnajdywanie niedobitków dawnej religii pozwalało wzmocnić pozycję danego królestwa.

Tego ranka jeden z wieśniaków wpadł na strażników mówiąc, że jego syn zniknął. Najwyraźniej uda im się rozwiązać dwie kwestie naraz. 

Tymczasem, kiedy miejscowy rolnik zmierzał do pałacu, miał się rozpocząć rytuał. W głębi jaskini płonęły pochodnie, oświetlając ruchomym światłem niezwykłą scenę, odgrywającą się w, stworzonym przez naturę, naturalnym pomieszczeniu, od którego odchodziły trzy korytarze. Stało tam pięć zakapturzonych postaci, z których jedna trzymała, śpiące już, dziecko, a inna drewnianą laskę z wyrytymi tajemniczymi symbolami.

– Mam wątpliwości czy nam się uda, jakiś wieśniak mnie widział. Może lepiej się ukryć i zrobić to kiedy indziej.

–Pośpieszmy się więc, a wszystko będzie dobrze. – Uspokajał ten z laską, najwyższy w hierarchii wśród nich.

– Jednak zastanawiam się czy nie popełniamy znów tego samego błędu. – Mówił nie odwracając wzroku od dziecka. – Co jeżeli znów wymknie się spod kontroli?

– Tym razem będzie inaczej. Ten będzie naszym dzieckiem, wychowamy go na jednego z nas. Nie marnujmy więcej czasu.

Nagie niemowlę umieścili w glinianej misie. Sami ustawili się dookoła i zaczęli śpiewać pieśni w niezrozumiałym języku. Przewodził im mężczyzna z laską, którego głos niczym dzwon niósł się echem do najdalszych korytarzy wewnątrz góry. Następnie ustawili misę pod skałą zwisającą z sufitu, do której kolejno podchodzili i nacinali sobie dłonie, po czym wycierali krew o skałę. Jako ostatni był kultysta z laską, który po wytarciu skały przemówił.

– Arrendaellu, wszechmocny Panie! Oto rodzi się twój syn Gniew! Gniew z Twego gniewu. Niech to dziecko zostanie nim napełnione i przez gniew stanie się Twoim synem!

Po tych słowach chwycił laskę oburącz i z krzykiem uderzył o dolny kawałek skały. Odłupał się, a z odsłoniętego fragmentu zaczęła wypływać gęsta, czerwona ciecz, wypełniając misę z chłopcem, który zaczął płakać. Jednak jego płacz został zagłuszony przez śmiech kultystów.

W tej chwili wpadli tam zbrojni. Z łatwością wszystkich złapali i związali, pomimo prób oporu. Następnie kapitan wziął niemowlę. Było całe mokre mimo iż misa była pusta. Skierowali się do wyjścia z jaskini z wizją egzekucji i zwrócenia dziecka.

Po tym wszystkim z ciemnego korytarza do jaskini weszły trzy zakapturzone osoby. Kobieta i dwóch mężczyzn.

– Co teraz zrobimy? Czy wszystko stracone? – Spytała kobieta z lękiem w głosie.

– Niekoniecznie. Czekajmy i obserwujmy rozwój wydarzeń. Nadal mamy przecież jego miecz. – Uniósł oręż zawinięty w płótno.

– A więc pozostaje nam czekać aż chłopak nieco podrośnie, chociaż tak będzie dużo trudniej.

– Jakoś damy radę. Musimy.

 

 

***

 

 

Chłopiec szczęśliwie wrócił do rodziców, którzy nie byli jednak wniebowzięci po tym co usłyszeli.

– Coś będzie nie tak jak trzeba, mówię ci – powiedział ojciec dziecka, Arono.

– Wiem, że się martwisz. Ja też jestem zdenerwowana, ale liczy się tylko to, że go odzyskaliśmy – uspokajała go małżonka.

– Ja tam swoje wiem, Lydia. Oni zawsze zrobią tak żeby wyszło dobrze dla nich.

Nie wiedzieli co myśleć w tej sytuacji. Oboje pamiętali czasy panowania kultu i wiedzieli, że nie mogą być do końca spokojni.

 Mimo to chłopiec rozwijał się zdrowo, a w jego zachowaniu nie było niczego szczególnego. Czasem jedynie odpływał myślami w obłoki, co szczególnie nie podobało się jego ojcu, bo „Prawdziwy mężczyzna powinien być skupiony na tym co robi”. Jego niepokój osiągnął swój szczyt kiedy pewnego poranka przyszedł obudzić swojego syna . Ku jego zdziwieniu stał on trzymając, nieco dla niego za ciężki, miecz. Jedynym co wyróżniało go od przeciętnego miecza był przezroczysty kryształ wpasowany w rękojeść. Zaskoczony Arono zapytał automatycznie:

– Co to jest, Valit?

– Stał zawinięty obok łóżka. To prezent na moje urodziny prawda? – spytał dziesięcioletni chłopak.

Co prawda myślał, że niedługo trzeba będzie dać młodemu miecz. Wojna mogła wybuchnąć w każdej chwili i musi umieć się obronić. Ale czy to możliwe, że poprzedniego dnia był tak zmęczony, że zapomniał o kupnie i postawieniu miecza obok łóżka? Wziął miecz żeby obejrzeć go dokładniej, ale poczuł jakby rękojeść się rozgrzała i poparzyła go w rękę przez co upuścił broń. Jego dawne obawy były słuszne, to wszystko sprawka tych potworów. Jednak z drugiej strony taki darmowy miecz mógł zaoszczędzić sporo pieniędzy. Musiał przecież zająć się resztą rodziny. Zawinął więc miecz w płótno i zabrał aby przemyśleć tą kwestię później. Valit co prawda głośno protestował, ale ojciec szybko go uciszył i zagonił do obory.

Chłopak nie lubił prac wiejskich. Głównie dlatego, że najczęściej musiał je wykonywać ze swoim, trzy lata starszym, bratem Vandem, który, podobnie do części okolicznych mieszkańców, naśmiewał się z niego, a czasem nazywał nawet „małym kultystą”. Nie przeszkadzało mu natomiast towarzystwo rok starszej siostry Eunice. Lubił z nią przebywać i rozmawiać. Była miła i opiekuńcza, tak jak ich matka.

W tym czasie konflikty o władzę stawały się coraz bardziej poważne. Zdarzały się nawet konfrontacje zbrojne, przez co wieśniacy musieli oddawać cześć swoich zapasów, a niektórzy zgłaszali się do wojska. Arono postanowił  więc dać Valitowi miecz. Uradowany chłopak próbował z nim ćwiczyć w wolnych chwilach, wykonując wymyślone przez siebie ruchy. Z czasem stał się silniejszy i szybszy, nie zmieniło to jednak stosunku ludzi do niego.

Pewnego razu kiedy ćwiczył zauważył coś dziwnego. Kiedy wykonywał jakiś ruch czuł jakby coś go ciągnęło w inny sposób niż sam chciał. Przez to jego poruszał się ciężej. Przy następnej próbie dał więc pociągnąć nieznanej sile swoją rękę, wykonując przy tym zupełnie nowe cięcie. Nie zareagował jednak na podobne uczucie w nogach przez co stracił równowagę i się wywrócił. Po tym incydencie zawsze dawał się ponieść nieznanej sile i stawał się coraz lepszy. Myślał nawet o tym żeby wstąpić do armii. Wiedział jednak, że jest potrzebny w domu. Nie umiałby również sprzeciwić się ojcu. Jego sytuacja się nie zmieniła do czasu incydentu kiedy w wieku siedemnastu lat razem z bratem poszedł paść owce.

– Widziałem jak wymachujesz mieczem przed domem, młody.

– Tak, no i co?

– Zaraz ci pokażę co.

Vand znalazł dwie prostsze gałęzie i jedną podał Valitowi.

– Broń się. Pokarzę ci co to znaczy naprawdę walczyć!

Starszy z braci zaatakował, ale Valit bez trudu się obronił i wytrącił mu gałąź z ręki.

– Nie byłem gotowy. Jeszcze raz! – domagał się wkurzony Vand.

Tym razem również obrona nie stanowiła dla niego problemu. Na dodatek Vand się przewrócił.

– Co się tak gapisz? Pomóż mi wstać – mówił z ziemi przegrany.

Valit go jednak nie słuchał. Był skupiony na silnym rwaniu w ręce. Tylko dla czego je czuł? Było już po walce. Spojrzał na brata. Nienawidził kiedy się z niego śmiał, kiedy go obrażał i wysługiwał się nim. Dał się ponieść. Raz za razem unosił rękę i spuszczał ciosy na Vanda. Ten jednak wywrócił go, kopnięciem w kolano, po czym szybko wstał i jeszcze raz kopnął, ty razem w brzuch.

– Zwariowałeś?! Ty naprawdę jesteś nienormalny!

Po tych słowach odszedł. Valit natomiast, wrócił do owiec żeby zabrać je z powrotem do gospodarstwa. Dwie godziny po tym wrócił Vand i opowiedział ojcu o tym co się stało. Tym razem Arono już nie wytrzymał. Nie dość mu było problemów z przymusowymi racjami dla wojska, to jeszcze musiał się zajmować niekompetentnym synem.

– Mam już tego dosyć! Wywijasz tylko tym swoim mieczem, bijesz swojego brata, a do tego zgubiłeś dwie owce! Wiesz jak ciężko jest teraz zgromadzić zapasy!?

– Ale ja tylko…

– Co?! Co ty tylko?! – przerwał mu ojciec. – od teraz będziesz tylko pracował!

– Ty nic nie rozumiesz! – wykrzyczał wkurzony Valit.

– Nie będziesz na mnie krzyczał – uderzył go przy tym w twarz.

Lydia złapała Arana za rękę jednak ten ją odepchnął i zginął w głębi domu. Wrócił po chwili z zawiniętym w płótno mieczem.

– A to zabieram ze sobą.

Miecz schował do piwnicy. Tej nocy Valit nie spał, czekał aż wszyscy zasną i wstał. Szybko znalazł swój miecz. Skierował się do sypialni rodziców, stanął nad ich łóżkiem i spoglądnął na swojego ojca. Czuł to samo co wtedy gdy Vand leżał na ziemi. Spojrzał jednak na śpiącą matkę. Łzy napłynęły mu do oczu. Jeszcze raz popatrzył się na ojca. Tym razem już nie spał, a w ręce trzymał nóż. Valit wybiegł z domu.

 

 

***

 

 

Rano zgłosił się do najbliższego oddziału wojska i kazał się do nich dołączyć. Ucieszyli się bo brakowało im ludzi. Otrzymał pancerz, miejsce do spania i przydział jedzenia. Codziennie odbywały się ćwiczenia fizyczne i trening fechtunku. Wszyscy mieli walczyć w określony sposób, jednak Valit dawał się ponosić swoim porywom. Szybko zdobył sobie opinie dziwaka. Nikt mu przy tym nie robił żadnych problemów, wszyscy byli zbyt zajęci swoimi sprawami. Wpadał w konflikty jedynie z pułkownikiem, któremu nie podobał się jego indywidualizm. Nie stacjonowali w jednym miejscu. Okrążali okolice, przez co szybko stracił poczucie orientacji. Wojskowa rutyna stała się dla niego codziennością. Dni zlewały się w jedno, wypełnione jednakowymi czynnościami. Chwili wytchnienia doznawał jedynie podczas ćwiczeń władania bronią, kiedy mógł zatapiać się w swoich niezwykłych porwaniach. Pech jednak chciał, że któregoś razu pułkownik stał się tego światkiem.

– Valit, co ty wyprawiasz?

– Nie rozumiem sir, o co chodzi?

– O te twoje wygłupy z mieczem.

– Nie rozumie pan, tak jestem lepszy niż inni.

– Ach tak!? Mam już cię dosyć! Zaraz skończą się twoje wymysły. Ty, chodź tu i pokarz mu kto ma rację! – wskazał przy tym na stojącego obok żołnierza.

Podczas tej rozmowy, dookoła nich zebrał się mały tłum, tworząc arenę do pojedynku. Valit nie miał problemu z jego wygraniem, więc wkurzony dowódca wyznaczał kolejnych przeciwników i w końcu atakowali go po kilku na raz. W tej sytuacji jakby nabrał wigoru, śmiał się wykonując piruety, wybijając przeciwnikom broń i sprawiając, że wpadali na siebie nawzajem. Później zaczął niegroźnie ciąć nadgarstki i kaleczyć dłonie. Czuł się niewiarygodnie, z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy i szybszy. Miał pewność, że mógłby pokonać kogokolwiek kto by przed nim stanął. Nie zauważył jednak, że kryształ w rękojeści miecza dostał lekkiego, czerwonego, mętnego zabarwienia. Jego radość zakończył wrzask pułkownika, po którym trafił do karceru na dwa dni. Po zakończeniu kary dostał jednak pozwolenie ta trening wedle własnego uznania, a niedługo po tym wszyscy przekonali się, że ten mały pokaz był tylko małą częścią jego możliwości.

Podczas porannej warty, jego wzrok przyciągnął unoszący się dym.

– Skąd ten dym? – spytał towarzyszącego mu żołnierza.

– Może jakieś wojsko z zachodu zrobiło postój?

– To z Endil – przerwał im trzeci, który do nich podszedł. – Dostaliśmy wiadomość, że w nocy zaatakowano miasto i spalono okoliczne gospodarstwa. Za dwie godziny tam ruszamy, wracacie do obozu.

– Idźcie, zaraz was dogonię tylko pójdę w krzaki – powiedział Valit całkiem blady.

Po chwili ich dogonił. W obozie wszyscy zaczęli przygotowywać się do wymarszu, a Valit zaginął w morzu biegających żołnierzy i wykrzykiwanych rozkazów. Kiedy byli już gotowi, nie mogli się doliczyć jednego człowieka. Wiedzieli, że Valit był z Endil, zorientowali się, że musiał pójść tam sam. Wszyscy więc, jak najszybciej ruszyli. On był już jednak niedaleko miasta. Mijając po drodze spalone gospodarstwa, bezwiednie pomyślał o swojej rodzinie. Nie mógł powstrzymać się od myśli, że już nie żyją. Świadomość, że zbili jego matkę i Eunice, lub gorzej, wytrącała go z równowagi, przyśpieszył. Biegł zrównoważonym truchtem, gdyby wziął konia na pewno by go zauważyli. Droga zajęła mu około czterdziestu minut, konno byłby tam w piętnaście. Do środka wszedł przez dziurę w murze, nie chcąc zawczasu alarmować wartowników. Szybko namierzył pierwszy cel, może to on zabił jego rodzinę? Zaszarżował na niego. Tamten był zbyt zaskoczony żeby się obronić, ale nim został przebity mieczem, zdążył krzyknąć. W uszach Valita aż zapiszczało, tak że lekko przygłuchł. Czuł pulsowanie w całym swoim ciele, a jego wzrok stał się niewiarygodnie ostry, natomiast kryształ w rękojeści cały wypełnił się czerwienią.

Nie minęła chwila, a zewsząd zaczęli zbiegać się przeciwnicy. Tym razem walczył naprawdę, nie bawił się już w wybijanie mieczy z rąk. Blok i szybki kontratak – to była jego taktyka. Aby trafić przeciwnika potrzebował najwyżej czterech ruchów. Miecz ciął gładko i lekko nawet przez pancerze, więc chłopak odcinał ręce i nogi, zostawiając przeciwników w agonii. Wirował w morderczym tańcu, na zmianę tnąc, unikając i blokując. W miarę pokonywania kolejnych wrogów zaczęło się dziać coś dziwnego. Od ciała Valita zaczęło oddzielać się czarne widmo, o świecących na czerwono oczach. Miało ono swój własny miecz i kiedy Valit był odwrócony w jedną stronę, ono walczyło z przeciwnikami za nim. Przerażeni wrogowie zaczęli uciekać, jednak on ścigał ich aż zginęli wszyscy. W kilka minut zabił pięćdziesięciu ludzi.

Po walce chciał przyglądnąć się widmu, ale wniknęło w niego rzucając go o ziemię. Zaczął krzyczeć. Wtedy do miasta wpadli na koniach ludzie z jego oddziału. Zobaczyli go leżącego pośród ciał, chcieli pomóc mu wstać, ale on zamiast tego ciął jednego z nich. Wszyscy inni cofnęli się przestraszeni na widok jego szalonego, płonącego spojrzenia. Zastanawiali się co mają zrobić, kiedy dobiegł ich dźwięk powolnego klaskania. Kilka osób w szatach zbliżało się do nich, byli wyraźnie weseli.

– Lepiej do niego teraz nie podchodźcie – powiedział jeden z nich do żołnierzy. – Posłucha tylko nas.

Towarzysze Valita zorientowali się, że muszą być to niedobitki kultystów, jednak widok wijącego się na ziemi chłopaka powstrzymywał ich od działania.

– Wyyy… – powiedział nienaturalnym, ochrypłym głosem Valit, po czym uklęknął. – Znowu mnie tu sprowadziliście.

– Świetnie sobie tu poradziłeś – powiedział do niego przybysz, śmiejąc się. – Ale teraz pójdziesz z nami, czy tego chcesz czy nie.

Stanęli dookoła niego i zaczęli wypowiadać niezrozumiałe słowa.

– Nieee! Nie możecie mnie kontrolować! – krzyczał opętańczo Valit. – Jestem Gniewem! Zrodziłem się z samego Arrendaella! Nikt mnie nie powstrzyma!

Z tym krzykiem targnął ciałem i z trudem zakręcił mieczem. Jednym okrężnym ruchem zabił ich wszystkich na raz. Następnie skierował ostrze w swoją stronę i powiedział:

– Teraz znów połączę się z moim ojcem – po tych słowach przebił ciało mieczem.

Żołnierze byli zbyt przerażeni tym co obserwowali żeby zareagować w porę. Jedyne co po tym zrobili to zebrali martwe ciała i spalili je. Do ognia wrzucili również miecz zabitego, po czym jak najszybciej opuścili to miejsce.

Koniec

Komentarze

Hej

 

Przeczytałem i tak…

 

Przez to jego poruszał się ciężej

Jego co poruszało się ciężej?

 

– Nie byłem gotowy. Jeszcze raz! – domagał się wkurzony Vand.

Tym razem również obrona nie stanowiła dla niego problemu. Na dodatek Vand się przewrócił.

Wiem o co chodzi ale to brzmi jakby obrona nie stanowiła dla Vanda żadnego problemu.

 

Rano zgłosił się do najbliższego oddziału wojska i kazał się do nich dołączyć.

-Elo mordo zapiszcie mnie do siódmego pułku piechoty, oficerze.

Tak to wygląda a tak chyba nie było. Poprosił? Chciał dostać przydział?

 

podnietach.

Ała. Boli, proszę zmień.

 

mały tłum

Sprzeczność. “Duża grupka” niby też nią jest ale brzmi (dla mnie) lepiej niż “mały tłum”

 

Jednym okrężnym ruchem zabił ich wszystkich na raz

W kilka minut zabił pięćdziesięciu ludzi.

Równie epickie co mało prawdopodobne nawet z zaczarowanym mieczem. NIe lepiej “zanim sie zorientował zabił…” oraz “bez trudu wyrżną w pień”?

 

Towarzysze Valita zorientowali się, że muszą być to niedobitki kultystów

Ja też się zorientowałem więc myślę że uwaga nie dość że zbędna to wręcz uwłaczająca mej inteligencji.

 

I najważniejsza uwaga “show dont talk” czy jakoś tak :P chodzi o to że:

Valit go jednak nie słuchał. Był skupiony na silnym rwaniu w ręce. Tylko dla czego je czuł? Było już po walce. Spojrzał na brata. Nienawidził kiedy się z niego śmiał, kiedy go obrażał i wysługiwał się nim. Dał się ponieść. Raz za razem unosił rękę i spuszczał ciosy na Vanda.

Można by było zapisać tak:

Valit wyprostował rękę i zaczął ją obracać. Przyglądał się jej uważnie próbując zrozumieć co się z nim dzieje. Skurcze mięśni zmuszały go do jakiś ruchów a gdy przestał się im opierać…

Gałąź raz za razem smagała plecy starszego brata. Krew popłynęła cienką stróżką a Valit patrzył. Z satysfakcją przyglądał się jak jego ręka sterowana czymś inyym niż jego wolą podnosi się i opada a w głowie tłoczyła się tylko jedna myśl “za te wszystkie lata skurwielu”

 

Chodzi o to że jak mówisz “nienawidzi” jak mówisz “kocha” opisz to. Pokaż co robi – jak nienawidzi to bije walczy unika tępi jako kocha to całuje, przytula troszczy się.

Jeszcze jeden przykład chodź trochę oderwany od twojego dzieła.

1.Czule pożegnał swoją żonę którą szczerze kochał.

2. Podszedł do niej objął w pasie i się przytulił czując słodki zapach jej delikatnych perfum. Po chwili spojrzał jej w oczy i wyszeptał.

-kocham cię.

Ucałował ją i odszedł.

Co brzmi lepiej 1 czy 2?

Ta tak, sam mam z ta zasadą duży problem a innych pouczam. Chodzi o to byś nie popełniał moich błedów.

Jak często będziesz stwierdzał zamiast pokazywać zrobi ci się z tego streszczenie opowiadania albo nie daj Boże sprawozdanie. (niestety niektóre fragmęty tego tekstu są sprawozdaniem nad czym ubolewam).

 

Pomysł i historia mimo że nie są wybitnie oryginalne ja bym określił je jako przyzwoite/poprawne.

Więc tak było by super ale “show dont talk”

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Dziękuję za komentarz.

Nie mam doświadczenia z pisaniem i chyba nieświadomie utrzymuję bardziej formę opowiadania ustnego, w którym takie dłuższe opisy mogą być obciążające. W przyszłości spróbuję zwrócić na to większą uwagę. 

Hej,

 

ciekawa historia, choć, w moim przekonaniu, trochę niedopracowana. Widzę jednak spory potencjał w niej, zachęcam do dalszego pisania :)

Stworzyłeś historię, która mogłaby z powodzeniem posłużyć za materiał na powieść, te nieco ponad 16k znaków, nie wyczerpuje wszystkich wątków, które poruszyłeś. Być może warto byłoby skupić się na jednym tyko aspekcie historii – np. na zaatakowaniu miasta – i ten jeden wątek uczynić centralnym punktem historii. A może wręcz zacząć od czegość jeszcze mniejszego – jednej sceny, która byłaby wprawką przed zabraniem się za większą historię. Takiej sceny, w której mielibyśmy opis miejsca i czasu akcji, a także przedstawienie bohaterów i motywów ich działań . W swoim tekście ledwie prześlizgnąłeś się po tych wszystkich kwestiach.

 

Zachęcam do lektury i komentowania innych tekstów na portalu, żeby podpatrywać bardziej doświadczonych autorów, dobrym przykładem jest opowiadanie mr.marasa, które zdobyło ostatnio piórko.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dziękuję za komentarz i porady. Myślę, że z czasem uda mi się pisać “wolniej” i dokładniej.

 

Cześć!

Przeczytałem opko i całkiem mi się spodobało. Historia bardziej, wykonanie wymaga pewnego dopracowania, ale nie od razu Kraków zbudowano. Czytaj, pisz, posiłkuj się opinią innych. Poprawnie przedstawiasz bohatera i sytuację, w której się znajduje. Pokazujesz również jego emocje i motywacje. Do całości można by wpleść trochę więcej dramaturgii i niepewności, no i trochę rozciągnąć ja w czasie (i w zdaniach), ale wtedy sporo by to pewnie urosło.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Arturze.

Zgadzam się z przedmówcami, że choć tekst jest jeszcze surowy, może być tylko lepiej, bo jest potencjał. Szczególnie rzuciło mi się w oczy to, że przez twoje “liźnięcie” tylu wątków, tekst wydaje się być o niczym. Zdziwiłam się przez to, gdy opowiadanie się skończyło – w końcu tyle jeszcze zostało do opowiedzenia!

 

 

– Jednak zastanawiam się[+,] czy nie popełniamy znów tego samego błędu. – Mówił nie odwracając wzroku od dziecka.

“mówił”

 

– Co teraz zrobimy? Czy wszystko stracone? – Spytała kobieta z lękiem w głosie.

“spytała”

 

Jego niepokój osiągnął swój szczyt[+,] kiedy pewnego poranka przyszedł obudzić swojego syna .

Zbędna spacja przed kropką.

 

– Stał zawinięty obok łóżka. To prezent na moje urodziny[+,] prawda? – spytał dziesięcioletni chłopak.

 

– Broń się. Pokarzę ci co to znaczy naprawdę walczyć!

“Pokażę”

 

Ten jednak wywrócił go, kopnięciem w kolano, po czym szybko wstał i jeszcze raz kopnął, ty razem w brzuch.

“tym razem”

Osobiście usunęłabym przecinki oddzielające “kopnięciem w kolano”.

 

Ty, chodź tu i pokarz mu kto ma rację! – wskazał przy tym na stojącego obok żołnierza.

“pokaż”

“Wskazał”

 

 

Pisz dużo, bo mimo toporności czytało się dobrze. Powodzenia! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Arturze02, wcześniej komentujący już zwrócili Ci uwagę, nad czym powinieneś pracować, więc od siebie dodam tylko, że pomysł podobał mi się, choć został skrzywdzony wykonaniem, pozostawiającym, delikatnie mówiąc, sporo do życzenia.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie ciekawe i znacznie lepiej napisane.

Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

zwierzch­nik po­bli­skie­go Endil wy­sy­łał od­dział żoł­nie­rzy w stro­nę po­bli­skiej góry… ―> Powtórzenie.

 

za­alar­mo­wa­ny wia­do­mo­ścią od lo­kal­ne­go rol­ni­ka. ―> Raczej: …za­alar­mo­wa­ny wia­do­mo­ścią od miejscowego chłopa.

Rolnik jest zbyt współczesny, by dobrze brzmiał w opowiadaniu.

 

– A bo ja to wiem? Nic tam nie ma. Tylko droga na pół­noc, przez góry. Pełno tam ja­skiń i… – rol­nik prze­rwał uci­szo­ny ge­stem. ―> – A bo ja to wiem? Nic tam nie ma. Tylko droga na pół­noc, przez góry. Pełno tam ja­skiń i… – Chłop prze­rwał, uci­szo­ny ge­stem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Jeszcze kilka lat temu kult Arrendaella roztaczał swoją władzę na większą część Królestw Zjednoczonych. ―> Nie wydaje mi się, aby kult mógł mieć władzę.

Proponuję: Jeszcze kilka lat temu kult Arrendaella szerzył się w większej części Królestw Zjednoczonych.

 

coraz wię­cej wy­znaw­ców i skła­da­jąc dzie­siąt­ki ofiar swoim, żąd­nym krwi bó­stwom. Jed­nak wśród wy­znaw­ców za­czął… ―> Powtórzenie.

 

Na­stęp­nie usta­wi­li misę pod skałą zwi­sa­ją­cą z su­fi­tu… ―> W jaskini nie ma sufitu.

Proponuję: Na­stęp­nie usta­wi­li misę pod skałą zwi­sa­ją­cą ze stropu

 

Jego nie­po­kój osią­gnął swój szczyt kiedy pew­ne­go po­ran­ka przy­szedł obu­dzić swo­je­go syna . ―> Nadmiar zaimków. Zbędna spacja przed kropką.

 

jakby coś go cią­gnę­ło w inny spo­sób niż sam chciał. ―> Czy to znaczy, chciał się ciągnąć sam, ale inaczej?

 

Przez to jego po­ru­szał się cię­żej. ―> Co to znaczy???

 

Po­ka­rzę ci co to zna­czy na­praw­dę wal­czyć! ―> Sprawdź znaczenie słów pokarzępokażę.

 

do­ma­gał się wku­rzo­ny Vand. ―> To słowo, jako zbyt współczesne, nie powinno znaleźć się w opowiadaniu.

 

Tylko dla czego je czuł? ―> Tylko dlaczego je czuł?

 

mu­siał się zaj­mo­wać nie­kom­pe­tent­nym synem. ―> Co to znaczy, że syn był niekompetentny?

 

wy­krzy­czał wku­rzo­ny Valit. ―> Raczej: …wy­krzy­czał Valit w złości.

 

Miecz scho­wał do piw­ni­cy. ―> Miecz scho­wał w piw­ni­cy.

 

Jesz­cze raz po­pa­trzył się na ojca. ―> Jesz­cze raz po­pa­trzył na ojca.

 

Szyb­ko zdo­był sobie opi­nie dzi­wa­ka. ―> Szybko zdobył sobie opinię dziwaka.

 

Wpa­dał w kon­flik­ty je­dy­nie z puł­kow­ni­kiem, któ­re­mu nie po­do­bał się jego in­dy­wi­du­alizm. Nie sta­cjo­no­wa­li w jed­nym miej­scu. Okrą­ża­li oko­li­ce, przez co szyb­ko stra­cił po­czu­cie orien­ta­cji. Woj­sko­wa ru­ty­na stała się dla niego co­dzien­no­ścią. Dni zle­wa­ły się w jedno, wy­peł­nio­ne jed­na­ko­wy­mi czyn­no­ścia­mi. Chwi­li wy­tchnie­nia do­zna­wał je­dy­nie pod­czas ćwi­czeń wła­da­nia bro­nią, kiedy mógł za­ta­piać się w swo­ich nie­zwy­kłych po­rwa­niach. Pech jed­nak chciał… ―> Nie wygląda to najlepiej.

 

puł­kow­nik stał się tego świat­kiem. ―> …puł­kow­nik stał się tego świad­kiem.

Sprawdź znaczenie słów światekświadek.

 

Ty, chodź tu i po­karz mu kto ma rację! ―> Ty, chodź tu i po­każ mu, kto ma rację!

 

w końcu ata­ko­wa­li go po kilku na raz. ―> …w końcu ata­ko­wa­li go po kilku naraz.

 

że ten mały pokaz był tylko małą czę­ścią… ―> Powtórzenie.

 

Czuł pul­so­wa­nie w całym swoim ciele… ―> Zbędny zaimek – czy czułby pulsowanie w cudzym ciele?

 

Po walce chciał przy­gląd­nąć się widmu… ―> Raczej: Po walce chciał przyjrzeć się widmu

 

lu­dzie z jego od­dzia­łu. Zo­ba­czy­li go le­żą­ce­go po­śród ciał, chcie­li pomóc mu wstać, ale on za­miast tego ciął jed­ne­go z nich. Wszy­scy inni cof­nę­li się prze­stra­sze­ni na widok jego sza­lo­ne­go… ―> Nadmiar zaimków.

 

zabił ich wszyst­kich na raz. ―> …zabił ich wszyst­kich naraz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miałem tutaj napisać coś mądrego, ale w sumie nie wiem co…

Przedpiścy wytknęli Ci już wiele błędów i to, że momentami masz suche opisy, zamiast plastycznych scen. Warsztat do doszlifowania, więc się nie zniechęcaj, tylko łap podesłane linki, zawarte tam informacje sporo Ci powiedzą o tym jak robić rzeczy lepiej. Powodzenia :)

Z kolei co do fabuły, to mnie nie zaciekawiła. Ale ja ostatnio kręcę nosem na fantasy, więc mogę być mało obiektywny ;) Jest skonstruowana na prostym, granym już setki razy, schemacie: rodzi się ktoś/coś, co ma do odegrania ważną rolę w losach świata + ma jakieś specjalne moce, które robią z niego Mary Sue, czy tam inną Fanny Hill + artefakt w postaci miecza/tarczy/kabla do ładowarki + jacyś kultyści/mafia/producenci opakowań. Zazwyczaj takie opowiadania kończą się bez dramy z zabijaniem się, jednak to nadal za mało, żeby mnie zaciekawiło. Przez kilkanaście lat grałem w erpegi i co druga kampania u niedoświadczonego Mistrza Gry tak wygląda, z ewentualnymi lekkimi modyfikacjami :)

 

Reasumując: wymyślaj, pisz, szlifuj a na pewno będzie lepiej, bo jak napisał Ci już krar – nie od razu Kraków zbudowano, albo Bydgoszcz ani nawet Sosnowiec ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hmmm. Jest jakiś pomysł, ale skrzywdzony wykonaniem. Dlaczego wskazane wcześniej błędy jeszcze nie są poprawione? Poprawiaj, to następni czytelnicy dostaną lepszy tekst.

Trochę za łatwo się to wszystko dzieje, a zwłaszcza nauka szermierki. Moje zawieszenie niewiary protestowało. No i kto daje dziesięciolatkowi miecz?

Przecinki żyją własnym życiem – uciekają z miejsc, gdzie być powinny i gromadnie osiedlają się tam, gdzie ich nie potrzeba.

W tej samej chwili zwierzchnik pobliskiego Endil wysyłał oddział żołnierzy w stronę pobliskiej góry,

Powtórzenie.

Jednak wśród wyznawców zaczął szerzyć się chaos. Kolejni kapłani znikali i zaczęły szerzyć się historie

I tu też.

Ty, chodź tu i pokarz mu kto ma rację!

Sprawdź w słowniku, co znaczy “pokarz”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka