- Opowiadanie: braisiak - Styllis

Styllis

Pierwszy raz publikuję gdziekolwiek swoje opowiadanie. Mam nadzieję, że komuś się spodoba i proszę o opinię.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Styllis

Ollin był już nieco zmęczony tą wyprawą. Jechał swoją piękną białą klaczą już czwartą godzinę, a dopiero teraz zobaczył zarysy pierwszych budynków w Gunoth. Koń również nie wyglądał na zadowolonego, lecz z wierności swemu panu nadal pędził przed siebie, nie zgłaszając żadnych skarg.

Gdy przejechał przez bramę miasta, zatrzymał się i rzucił oschle do wartującego w pobliżu strażnika:

– Gdzie znajdę karczmę Pod Czarnym Koniem?

Chwile zastanawiając się, strażnik wskazał mu właściwą trasę. Ollin nawet nie dziękując ruszył wskazaną przez niego drogą.

 

Tymczasem Pod Czarnym Koniem zabawa trwała w najlepsze. Ze wszystkich stron usłyszeć można było odgłosy wesołych rozmów. Orkiestra stojąca z prawej strony karczmy ciągle przygrywała nowe piosenki, odnieść jednak można było wrażenie, że nikt ich już nie słucha.

Meldan siedział sam w najciemniejszym rogu karczmy. Stolik przy którym popijał z wolna swoje tanie jęczmienne piwo widocznie przeżył już dosyć wiele. Można było to wywnioskować po tym, że lewa jego połowa wyglądała jakby ktoś rozłupał ją toporem.

Nagle drzwi gospody otwarły się z hukiem. Do środka dął zimny wiatr. Wszystkie rozmowy przycichły. W drzwiach stanął dobrze zbudowany, może lekko za niski mężczyzna ubrany w czarne szaty. Po chwili podszedł do lady i szeptem zapytał o coś karczmarza. Ten wyraźnie przestraszony powoli wskazał palcem stolik przy którym siedział Meldan.

Ollin podszedł do stolika i usiadł na przeciw Meldana. Nagle ogólny niepokój minął i rozmowy znów rozgorzały w najlepsze.

– Nazywam się Ollin, a ty z tego co wiem jesteś Meldan, prawda?

– Może prawda, może nie, czego chcesz?

– Jestem delegatem Kaeru, a ty możesz mi w czymś pomóc.

– Niby w czym – odparł teraz już zaciekawiony Meldan.

– Jakaś grupka magów próbuje obudzić kamiennego olbrzyma. Nie wiemy póki co dlaczego, ale gdyby im się udało to pierwszym celem olbrzyma mogłoby stać się stojące na przeciwko miasto Kaer.

Meldan próbował ułożyć sobie to wszystko w głowie. Co on właściwie miał z tym wspólnego i czego ten człowiek od niego chciał.

– I co ja takiego właściwie miałbym zrobić – powiedział obojętnie Meldan.

– To chyba oczywiste – odparł Ollin – przeszkodzić im.

– Aha, ale właściwie dlaczego ja, a nie ktoś inny?

– Ciebie właśnie wybrała do tego zadania Naczelna Rada Magów Kaeru.

Myśli kotłowały się Meldanowi w głowie. Z jednej strony był sobą rozczarowany, ponieważ tydzień temu wyrzucono go ze Szkoły Rycerskiej, z drugiej jednak jakaś rada magów uważała że będzie on odpowiednią osobą do powstrzymania olbrzyma.

– Dobrze, a jeśli się nie zgodzę – zapytał podchwytliwie Meldan.

Ollin wyciągnął wtedy sakiewkę i wysypał jej zawartość na stół. Na oko znajdowało się tam około sto andamanckich denarów. Za taką sumę można by kupić statek, konia, dom, a nawet i całą tą karczmę pomyślał Meldan. Delegat dobrze wiedział, że taka propozycja była nie do odrzucenia.

– W porządku, zgadzam się – odparł radośnie Meldan.

– Na to liczyłem – powiedział Ollin i obaj się roześmiali.

 

Kolejnego dnia Meldan był już w pełni gotowy do drogi. Zabrał ze sobą niezbędny prowiant, miecz i parę innych rzeczy. Idąc krętymi i wąskimi uliczkami Gunoth zauważył, że miasto wyraźnie przycichło. Nie wiedział dlaczego, ale zdawało mu się, że na coś oczekuje.

Gdy przekroczył zachodnią bramę miasta poczuł niewypowiedzianą ulgę głównie dlatego, że wyszedł na otwarty teren z klaustrofobicznych uliczek miasta.

Chwilę maszerując dostrzegł, że coś porusza się w pobliskich krzakach. Powoli i ostrożnie podszedł do nich, a to co dostrzegł zdziwiło go niesamowicie. Zauważył bowiem, że w krzakach leży zaplątana w siatkę wiewiórka. Jako, że Meldan zawsze miał słabość do zwierząt, rozplątał ją z siatki i wygodnie usadowił w swojej kieszeni. Wiewiórce widocznie też spodobało się nowe mieszkanie, ponieważ od razu schowała się do środka.

Idąc przez polanę Meldan zastanawiał się nad tym co wczoraj usłyszał w karczmie. Zastanawiał się dlaczego akurat jego wytypowała Rada Magów do powstrzymania czarodziei próbujących obudzić Wielkiego Skalnego Olbrzyma. W dalszym ciągu było to dla niego zagadką. Myślał również o tym gdzie podział się Ollin, bowiem gdy obudził się rano w karczmie, jego już nie było.

Tak rozmyślając Meldan nawet nie zauważył, że znalazł się w lesie. I to w wyjątkowo ciemnym i gęstym lesie. Postanowił jednak, że jeśli będzie szedł przed siebie to na pewno znajdzie jakieś wyjście. Co prawda lasów w Królestwie Andamantu nie brakowało, jednak ten był wyjątkowy, ponieważ rosnące w nim drzewa były magiczne i potrafiły mówić. Niedoszły rycerz miał się o tym przekonać jednak dopiero wkrótce.

Idąc już trzecią godzinę Meldan domyślał się, że coś jest z tym lasem nie w porządku. Mimo, że ciągle szedł przed siebie to las ciągle wydawał się taki sam. Nagle za swoimi plecami usłyszał głos:

– Zgubiłeś się?

Meldan był tak przestraszony, że nie wiedział już czy ktoś naprawdę do niego mówi czy może jego umysł z niego żartuje. Jednak gdy usłyszał po raz kolejny te same słowa postanowił odwrócić się. To co wtedy zobaczył przeraziło go jeszcze bardziej. A mianowicie zobaczył, że stojące za nim drzewo ma własną twarz. Kiedy jednak lekko się uspokoił postanowił nie potrzebnie nie denerwować drzewa i odpowiedział:

– Tak, zgubiłem się. – Wiesz może gdzie jest wyjście?

– Ja nie wiem – powiedziało drzewo – ale może inne drzewa wiedzą – dodało po chwili.

Meldan pomyślał wtedy, że być może już nigdy nie wyjdzie z tego lasu. Usiadł więc i zaczął rozmawiać z magicznym drzewem.

– Wiesz może coś o kamiennym olbrzymie – zapytał.

– Tak… nikt nie widział go od dziewięciuset lat – powiedziało rozmarzone drzewo – jednak to dlatego, że kiedyś postanowił zasnąć, a przez te wszystkie lata zamienił się w ledwo już świadomą górę.

Rycerz próbował pytać o coś jeszcze jednak drzewo wyraźnie zamyślone na nic już nie odpowiadało. Meldan postanowił więc, że wyruszy w dalszą drogę. Chwilę później usłyszał przed sobą:

– Skręć w lewo, tam jest wyjście.

Skinieniem głowy podziękował drzewu i według rady pomaszerował w lewo. Po jakiejś godzinie drogi wreszcie wyszedł na polanę i zostawił las za sobą.

Słońce chyliło się już ku zachodowi, a księżyc powoli wschodził na nieboskłon. Niedoszły rycerz postanowił rozbić przy lesie obóz i przeczekać z wyruszeniem w drogę do następnego dnia. Nie była to jednak najlepsza decyzja o czym miał się zaraz przekonać.

 

Gdy Meldan kładł się już spać, nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Postanowił to sprawdzić. Jednak kiedy wstawał, aby się rozejrzeć, dostał czymś w głowę i padł nieprzytomny.

Kiedy się obudził nadal czuł silny ból głowy. Gdy doszedł do siebie, zauważył że ma związane ręce i nogi, a jakieś trzy postacie rozmawiają ze sobą przy ognisku. Nimer czyli przywódca opryszków, którzy napadli na Meldana kłócił się właśnie z Tulsakiem.

– Co z nim zrobimy – powiedział Tulsak. – Przeszukałem go i nie ma przy sobie praktycznie nic cennego – dodał.

Była to prawda, ponieważ przed wyruszeniem w drogę Meldan ukrył swoje sto denarów w domu.

– Jeszcze nie wiem – mówił wyraźnie zakłopotany tym faktem Nimer.

– Możemy go zabić – wtrącił się Zuvo.

– Nie, zabicie go to same problemy – powiedział Nimer – będziemy wtedy musieli coś zrobić z ciałem bo chyba go tu nie zostawimy.

Złodzieje dalej kontynuowali dyskusje, tymczasem Meldan usłyszał jakiś cieniutki głosik dobiegający z kieszeni.

– Wypuść mnie – prosił.

Przypomniał on sobie wtedy, że w kieszeni ma schowaną wiewiórkę. Nie zdziwiło go nawet to, że potrafiła mówić, ponieważ po wizycie w magicznym lesie był już gotowy na wszystko. Powoli i cicho spróbował uchylić kieszeń związanymi rękami, nie było to jednak łatwe.

Gdy mu się to wreszcie udało wiewiórka wyszła i zaczęła rosnąć. Jej wygląd też się zmienił. Był to teraz prawie dwu metrowy rudowłosy rycerz. Nie zwlekając dawna wiewiórka skoczyła na trzech opryszków. Szybko podcięła dwóm nogi, natomiast z trzecim zaczęła walczyć. Owym nieszczęśnikiem był Nimer. Dało się zauważyć, że chyba nie umie on dosyć dobrze władać mieczem więc po chwili leżał już martwy. Dwaj kolejni dopiero podnosili się z ziemi pocierając swoje obolałe nogi. Wiewiórka jednak nie czekała i podcięła Tulsakowi gardło. Zuvo wiedząc, że nie ma szans postanowił się poddać. Ogromnego rudowłosego mężczyzny nic to jednak nie obchodziło i przebił go na wylot ostrzem swego pięknego dwuręcznego miecza.

W tym momencie dawna wiewiórka podeszła do Meldana i rozwiązała go. On jednak dalej nie wiedział co się właśnie stało. Jąkając się zdołał wydusić:

– Jak?

– To wszystko wina pewnego maga – powiedział rudy mężczyzna. – Kiedyś zamienił mnie w wiewiórkę i powiedział, że znów będę człowiekiem dopiero gdy będę musiał kogoś uratować.

Nie czekając na odpowiedź Meldana, mężczyzna nagle zniknął. Niedoszły rycerz więc postanowił przeszukać zabitych złodziei. Znalazł przy nich parę sztyletów, jakieś jedzenie oraz trzydzieści prawdopodobnie skradzionych denarów.

 

Gdy nadszedł poranek Meldan był już gotowy do drogi. Wziął konia jednego z bandytów i wyruszył na zachód w stronę Kaeru. Jadąc już jakiś czas zauważył, że na horyzoncie zaczyna pojawiać się zarys jakiegoś budynku. Postanowił, że pojedzie w jego stronę. Gdy tak jechał zaczął rozmyślać o wiewiórce i o tym jak prawdopodobnie ocaliła mu życie.

Kiedy wreszcie dojechał było już późne popołudnie. Owy budynek okazał się tawerną. Jej szyld głosił nazwę Czerwony Bęben. Meldan zaprowadził swojego konia do znajdującej się z tyłu budynku stajni po czym wszedł do środka tawerny. O tej porze jednak znajdowało się tam nie wiele osób. Jego wzrok przykuł siedzący samotnie przy stole rycerz. Poznał to po tym, że siedział on w kolczudze, a obok miał położoną zbroję. Postanowił się do niego przysiąść.

Za znalezione przy złodziejach denary postawił rycerzowi kolejne piwo. Sobie natomiast zamówił duszoną kaczkę ku zdziwieniu wszystkich pozostałych gości.

Wreszcie wywiązała się pomiędzy nimi dyskusja.

– Nazywam się Risteard – powiedział rycerz. – A ty kto?

– Jestem Meldan.

– Aha, Meldan… ciekawe imię – odparł Risteard – a więc co tu robisz?

– Dostałem zlecenie od niejakiego Ollina z Kaeru – rzekł Meldan. – Znasz go może?

– Od Ollina – spytał rycerz – naprawdę? – Oczywiście, że go znam, przecież to prawa ręka Elvara.

Po Risteardzie widać było, że jest szczerze zdumiony, że ktoś taki jak Meldan może znać Ollina i to w dodatku osobiście.

Tymczasem Meldan próbował sobie przypomnieć kim może być ów Elvar. Wiedział na pewno, że gdzieś to imię już słyszał. Nagle przypomniało mu się. Elvar był patrycjuszem, który rządził Kaerem. Postanowił jednak nie ciągnąć tego tematu, a dowiedzieć się czegoś o Risteardzie.

– Jesteś rycerzem, prawda?

– Tak, zgadza się rycerzem – odparł sucho Risteard. – A dokładniej dowódcą kaerskiego wojska.

Powiedział to jednak takim tonem jakby bycie dowódcą wojska nie było zaszczytem, a raczej hańbą.

– A więc co tam słychać w Kaerze – próbował podtrzymać rozmowę Meldan.

– Szykuje się wojna – odparł niepocieszony Risteard.

– Jak to – zapytał z niedowierzaniem niedoszły rycerz.

– Normalnie, wiesz Elvar kazał nam się przygotowywać, ćwiczyć i takie tam – burknął rycerz. – A to może oznaczać tylko wojnę – dokończył.

– Z kim ta wojna w takim razie – spytał przerażony Meldan. – Mam nadzieję, że nie z Gunoth.

– Nie mam pojęcia, chłopcze.

Sposób w jaki to powiedział wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie chce już więcej rozmawiać. Meldan więc dokończył jedzenie kaczki i wyszedł z tawerny.

Ruszył wolnym krokiem do stajni, żeby zabrać swojego konia. Chwilę potem wyruszył w dalszą drogę. Przez cały czas dręczyły go myśli o wojnie i o tym komu wypowie ją Kaer.

 

Po dwóch dniach długiej i spokojnej drogi, Meldan wreszcie ujrzał Wielkiego Skalnego Olbrzyma. Patrząc tylko powierzchownie można by faktycznie pomyśleć, że jest to tylko zwykła góra. Spoglądając jednak uważniej dało się zauważyć, że ma ona dość nietypowy kształt i wygląda zupełnie jak olbrzym.

Na przeciwko góry dostrzec można było z daleka miotające się w różne strony małe postacie. Były to sylwetki magów próbujących obudzić skalnego olbrzyma. W powietrzu co chwilę wybuchały płomienie, a na niebie szalały świetlne rozbłyski. Wszystkie te zabiegi miały za zadanie obudzić strzegącego złoża styllisu olbrzyma. Styllis był bowiem surowcem z którego wytwarzano magiczne przedmioty posiadające swój własny rozum.

Po szybkim śniadaniu Meldan postanowił ukończyć powierzoną mu misję. Wsiadł na swojego konia i galopem pognał w stronę magów.

Gdy znalazł się kilkadziesiąt metrów od nich, powoli zszedł z konia i wyjął miecz. Kiedy podchodził od tyłu do pierwszego z przeciwników, niestety jeden z magów obrócił się i dostrzegł go. Wtedy wybuchł chaos. We wszystkie strony strzelały płomienie, a grupa siedmiu magów bez przerwy wypowiadała szybko i niezrozumiale nowe zaklęcia.

Meldan co chwilę unosił się w górę, żeby za chwilę znowu spaść na ziemię. Nie mogło to jednak trwać wiecznie, ponieważ widać było, że z każdym wypowiedzianym zaklęciem magowie stają się coraz słabsi.

Wreszcie niedoszły rycerz przełamał siłą woli wir magicznych zaklęć skupiający się wokół niego i skoczył w stronę pierwszego z magów. A był to Ruyo. Mimo, że miał już swoje lata na karku to udało mu się zrobić parę uników. Później jednak wyraźnie się zmęczył i Meldanowi udało się rozciąć mu biodro. Mag z wrzaskiem padł na ziemię. Próbował jeszcze resztkami sił wyciągnąć z kieszeni różdżkę, lecz jeden celny cios ukrócił jego starania. Magowie jednak nadal próbowali powstrzymać Meldana. Co chwilę jego włosy stawały w ogniu, a małe tornada próbowały porwać go w przestworza. Meldan jednak nie poddawał się nadal z uporem szedł w stronę pozostałych sześciu magów. Gdy zbliżył się do nich na odległość paru metrów wiatr nagle osłabł. Było to spowodowane tym, że trzem magom udało się wskoczyć na swoje wierzchowce. Nie oglądając się na swoich towarzyszy Dagur, Jesil i Fi Ali Zair pognali galopem w stronę kaerskich murów.

Meldan postanowił wykorzystać zdziwienie pozostałych magów i zaatakował. Wykonując półobrót ciął pierwszego z nich w brzuch. Trysnęła krew. Mag jednak zamiast poddać się, wyciągnął z buta sztylet i zaczął walczyć. Z niespotykaną siłą i rozwagą udało mu się sparować kilka pierwszych ciosów. Nagle jednak  niespodziewanie robiąc unik trafił Meldana w żebro. Z ubrania zaczęła sączyć się krew. Meldan w napadzie furii z całej siły zamachnął się swoim mieczem i skrócił o głowę swojego przeciwnika. Pozostali dwaj wyraźnie przekonani o swojej przewadze rzucili się na niego we dwóch. On jednak podciął jednemu nogi, drugiemu zaś odciął rękę. Obaj upadli na ziemię. Gendo podnosząc się, odruchowo oparł się ręką o trawę. Poczuł jednak coś dziwnego i spojrzał na swoją dłoń. Gdy zobaczył jednak zamiast dłoni, tryskający krwią kikut, nagle upadł na ziemię. Cleamor upadając na ziemię złamał sobie nogę. Meldan nie czekając na reakcję przeciwnika, otarłszy sobie rękawem krew rzucił się na ostatniego maga i dwoma celnymi cięciami ukrócił jego żywot.

Nagle poczuł, że ziemia drży. Odruchowo obrócił się za siebie. Z góry sypały się kamienie, a drzewa z korzeniami spadały na ziemię. Wielki Kamienny Olbrzym obudził się. Ryknął potężnie głosem o barwie żwiru i skierował swój kamienny wzrok na Meldana. Nie czekając na odpowiedź rzucił się w jego stronę.

Meldan wiedział, że nie ma szans. Nie mógł tak po prostu walczyć z ponad kilkuset tonowym olbrzymem. Zaczął więc uciekać. W głowie rodził mu się plan. Gdy zaczął biec w stronę pobliskiego lasu, olbrzym rzucił się za nim w pogoń. Meldan zauważył w lesie parę powalonych drzew i postanowił przewrócić o nie olbrzyma. Skalny Olbrzym nie patrząc pod nogi wbiegł w gęsty las. Jak wielkie było jego zdziwienie gdy zaczepił o coś nogami i zaczął upadać. Gdy upadał wyrył w ziemi potężną dziurę. Meldan jednak w pośpiechu uciekając przed upadającym na ziemię olbrzymem złamał sobie lewą rękę. Nagle na kamiennym ciele olbrzyma zobaczył wielki, niebieski pulsujący kryształ. Domyślał się, że musiała to być jego żyła. Wyjął zdrową ręką sztylet i z całej siły wbił go w niebieski diament. W jednej chwili kryształ zbladł i przestał pulsować, a leżący na ziemi olbrzym znieruchomiał.

 

Tymczasem Elvar siedząc w swoim skórzanym fotelu, rozmyślał o tym, jak doskonały był jego plan. Był jednak zdumiony tym jak głupi był Meldan. Zabił kaerskich magów, a za to groziło mu więzienie lub nawet śmierć. Wszystko więc układało się po jego myśli.

 

Nie znalazłszy swojego konia, Meldan postanowił wyruszyć do domu pieszo. Wcześniej jednak opatrzył swoją złamaną rękę oraz ranę, którą zadał mu jeden z magów. Po paru godzinach zastał go jednak zmrok więc postanowił rozbić obóz. Nagle zobaczył przed sobą cień. Było już jednak za późno. Ktoś złapał go za szyję i chwilę później Meldan jechał nieprzytomny do Kaeru. Gdy się ocknął, zobaczył ciemność. Dopiero po paru minutach jego oczy przyzwyczaiły się do panującego w kaerskich lochach mroku. Po lewej stronie celi leżała wypchana słomą poduszka i porwany, wypłowiały koc. Po przeciwnej stronie zaś znajdowała się dziura. Meldan nie chciał jednak myśleć do czego służyła.

 

***

 

Miesiąc później Elvar – patrycjusz rządzący Kaerem wypowiedział Gunoth wojnę. Rzekomym jej powodem było to, że jeden z mieszkańców Gunoth zabił grupę czterech kaerskich magów. Prawdziwy powód był jednak o wiele bardziej złożony. W Królestwie Andamantu obowiązywało bowiem prawo nakazujące miastu, które znalazło jakiś cenny minerał podzielić się złożem z pobliskimi miastami. Elvar nie miał jednak zamiaru dzielić się z Gunoth styllisem więc zaplanował intrygę,w którą wciągnął Meldana by wypowiedzieć wojnę.

Jego postępowanie było jednak dosyć logiczne. Styllis był najrzadszym minerałem w królestwie, a magowie zabijali się o każdą uncję, ponieważ wytworzone z niego rzeczy był magiczne i posiadały swój własny rozum. Posiadając natomiast całe złoże, można było wszystko.

 

Trzy miesiące później wojskom Kaeru udało się przebić, przez mury Gunoth i przejąć miasto. Elvar postanowił jednak nie rządzić dwoma miastami, a połączyć je ze sobą zajmując przy okazji ogromne połacie terenu dzielące oba miasta.

Gdy wojna się zakończyła, a wszyscy mieszkańcy wrócili już do normalnego życia, rozpoczęło się wydobycie styllisu. Kopalnia pracowała dzień i noc bez przerwy. Jej pracownikami z wiadomych względów byli niewolnicy. Wielu z nich jednak nie przeżywało nawet tygodnia ciągłej pracy więc Elvar musiał zakończyć nocną pracę kopalni.

Po paru latach wydobycia i handlu styllisem Kaer stał się jedną z największych potęg w Królestwie. Za zarobione pieniądze miasto zostało znacznie powiększone i rozbudowane, a wojsko przygotowane do o wiele poważniejszych bitew i wojen.

Meldan jednak nigdy się o tym nie dowiedział, ponieważ po tygodniu przebywania w celi umarł.

Koniec

Komentarze

 Cześć!

Braisiaku, czeka przed tobą wiele pracy, jeśli chcesz naprawdę pisać. Popełniasz wiele błędów gramatycznych, stylistycznych, itp. Aby temu zaradzić najlepiej jest zabrać się za czytanie jakiejś porządnej literatury (na przykład lektur szkolnych), dużo pisać, a jeszcze więcej sprawdzać i poprawiać to, co już się napisało.

Sama historia również nie zachwyca. Poświęcasz dużą część tekstu na opisy zdarzeń (błądzenie w lesie, napad przez bandytów), które nie mają nic wspólnego z wątkiem głównym. Wątek olbrzyma zaś rozwiązujesz w sposób nieciekawy i szybki, jak gdyby był nieistotny.

 

Jechał swoją piękną białą klaczą

W tej formie brzmi to jakby jechał samochodem. Powinno być “Jechał na swojej pięknej, białej klaczy…”

 

Gdy przejechał przez bramę miasta, zatrzymał się i rzucił oschle do wartującego w pobliżu strażnika:

– Gdzie znajdę karczmę Pod Czarnym Koniem?

Olli nie wygląda, a przynajmniej nie opisujesz, aby wyglądał na kogoś ważnego, kogoś, kogo trzeba by się bać lub szanować. Ja więc na miejscu strażnika za takie chamstwo, odparłbym mu ostatnio modnym wulgaryzmem.

 

Jednak gdy usłyszał po raz kolejny te same słowa postanowił odwrócić się. To co wtedy zobaczył przeraziło go jeszcze bardziej. A mianowicie zobaczył, że stojące za nim drzewo ma własną twarz.

Bohatera dziwi drzewo z twarzą, ale to, że dostał zadanie od magów już nie. Później nie dziwi go i olbrzym. Czy on się w tym świecie urodził, czy też dostał się do niego przez szafę na przykład?

 

– Skręć w lewo, tam jest wyjście.

Wydaje mi się, że poruszanie się po lesie nie jest takie proste, ale może drzewa widzą to inaczej.

 

Po jakiejś godzinie drogi wreszcie wyszedł na polanę i zostawił las za sobą.

Polana – miejsce w lesie porośnięte trawą, niezadrzewione. Korzystaj ze słownika, nawet jeśli wydaje ci się, że wiesz, co dane słowo znaczy.

 

Za znalezione przy złodziejach denary postawił rycerzowi kolejne piwo. Sobie natomiast zamówił duszoną kaczkę ku zdziwieniu wszystkich pozostałych gości.

Bohater zamawia sobie jedzenie za skradzione pieniądze. Nie mówię, że nie mógł, ale czym on się wówczas różni od tych złodziei? Czemu by jego nie nazywać złodziejem?

 

Po szybkim śniadaniu Meldan postanowił ukończyć powierzoną mu misję. Wsiadł na swojego konia i galopem pognał w stronę magów. 

Czy ci magowie robią to, co robią, cały czas od kilku dni? Czy też przypadkiem wtedy, kiedy nadjechał bohater (co by mogło mieć sens, z racji tego, że to podstęp), co więcej grzecznie czekają, aż ten zje śniadanie. Cała ta scena wygląda karykaturalnie, jest śmieszna, a chyba nie taka miała być.

 

To tylko kilka uwag, bo tekst roi się od zdań i słówek, których można by się czepiać. Z pozytywnych rzeczy uważam rycerza-wiewiórkę oraz styllis, którego wątku jednak nie za bardzo rozwijasz.

 

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Atreju, dziękuję za opinię. Większość rzeczy, które mi napisałeś jest prawdą jednak jedną rzecz muszę naprostować.

Czy ci magowie robią to, co robią, cały czas od kilku dni? Czy też przypadkiem wtedy, kiedy nadjechał bohater (co by mogło mieć sens, z racji tego, że to podstęp), co więcej grzecznie czekają, aż ten zje śniadanie. Cała ta scena wygląda karykaturalnie, jest śmieszna, a chyba nie taka miała być.

Tak, robią to od kilku dni, ponieważ żeby Kaer mógł wydobywać styllis to najpierw magowie muszą pozbyć się skalnego olbrzyma, który znajduję się na jego złożu.

 

Cześć braisiak:-)

ogólnie ciekawy tekst, podoba mi się motyw przemiany wiewiórki w mężczyznę, bo się tego nie spodziewałam:-) Jednak całość dość przewidywalna, a końcówka pośpieszna. Zwłaszcza ostatnie zdanie. 

kilka uwag ode mnie:

Chwile zastanawiając się, strażnik wskazał mu właściwą trasę. Ollin nawet nie dziękując ruszył wskazaną przez niego drogą.

powtórzenie

 

Ze wszystkich stron usłyszeć można było odgłosy wesołych rozmów. Orkiestra stojąca z prawej strony karczmy ciągle przygrywała nowe piosenki, odnieść jednak można było wrażenie, że nikt ich już nie słucha.

powtórzenie

 

Idąc przez polanę Meldan zastanawiał się nad tym co wczoraj usłyszał w karczmie. Zastanawiał się dlaczego akurat jego wytypowała Rada Magów do powstrzymania czarodziei próbujących obudzić Wielkiego Skalnego Olbrzyma.

powtórzenie

 

To co wtedy zobaczył przeraziło go jeszcze bardziej. A mianowicie zobaczył, że stojące za nim drzewo ma własną twarz. Kiedy jednak lekko się uspokoił postanowił nie potrzebnie nie denerwować drzewa i odpowiedział:

powtórzenie

 

Tak rozmyślając Meldan nawet nie zauważył, że znalazł się w lesie. I to w wyjątkowo ciemnym i gęstym lesie. Postanowił jednak, że jeśli będzie szedł przed siebie to na pewno znajdzie jakieś wyjście. Co prawda lasów w Królestwie Andamantu nie brakowało,

powtórzenia

 

Tymczasem Meldan próbował sobie przypomnieć kim może być ów Elvar. Wiedział na pewno, że gdzieś to imię już słyszał. Nagle przypomniało mu się. Elvar był patrycjuszem, który rządził Kaerem.

powtórzenie

 

Próbował jeszcze resztkami sił wyciągnąć z kieszeni różdżkę, lecz jeden celny cios ukrócił jego starania. Magowie jednak nadal próbowali powstrzymać Meldana.

powtórzenie

 

Twoje opowiadanie zawiera sporo powtórzeń, szczególnie słowa być. Nie wymieniałam wszystkich, dałam Ci tylko przykłady. Polecam, abyś przejrzał tekst jeszcze raz, bo spokojnie można je zastąpić innymi. Staraj się korzystać z synonimów, dzięki temu tekst będzie ciekawszy i bardziej obrazowy. 

Pisz dalej, będzie coraz lepiej;-) 

pozdrawiam

 

Olciatka, dziękuję za opinię i również pozdrawiam.

Cześć :)

Niestety, opowiadanie nie jest najlepsze. Tak jak wspominał Atreju, jeszcze wiele pracy przed Tobą. Pomysł na fabułę nie jest zbyt oryginalny, chociażby już sam początek, gdy bohater wjeżdża karczmy, jest strasznie oklepany. Można by łatwo zamienić miejsce akcji na jakieś bardziej ciekawe. Dalej niestety nie jest lepiej. Meldan wychodzi z miasta i od razu gubi się w lesie, nawet nie zauważając, że do niego wchodzi. Skoro się zgubił, to chyba znaczy, że żadnej ścieżki tam nie było, a zagapienie się, zejście ze ścieżki, wejście do lasu i zgubienie się w nim nieświadomie jest trochę niemożliwe. W dodatku cała scena w lesie nic nie wnosi do fabuły. 

Ratowanie wiewiórki wyszło mocno sztampowo. Rozumiem, że cała scena miała na celu pokazanie, jakim to dobrym człowiekiem jest Meldan, ale wyszło mocno nienaturalnie. Zwłaszcza, że kieszeń nie jest najlepszym miejscem do przetrzymywania dzikich zwierząt. Ale w baśniach takie rzeczy się zdarzają, w dodatku to była magiczna wiewiórka, więc w sumie można to jeszcze zrozumieć. 

W ogóle, jeśli jesteśmy już przy magii, to mam wrażenie, że nie jest ona do końca przemyślana. Tak jak już to było wspomniane, bohater raz się dziwi, raz nie dziwi, a magia pojawia się i znika w najróżniejszych momentach. Nie jest to może stricte błąd, raczej luźna rada, ale sądzę, że gdyby magia pojawiała się częściej, chociażby w karczmie Meldan mógłby obserwować jakiś przedmiot ze styllisu, po drodze minąć maga, zresztą skoro są mówiące drzewa, to czemu by nie zrobić więcej magicznych elementów? Wtedy można by przedstawić świat jako miejsce z legend, gdzie magia jest na porządku dziennym i myślę, że wyszło by to dużo ciekawiej. Nie mówię tylko o mnożeniu nic nie wnoszących przeciwności na drodze bohatera, tylko raczej dodanie takich “smaczków” w już istniejących punktach fabuły. 

Sam opis magów i pojedynku z nimi jest bardzo chaotyczny i, mam wrażenie, nieprzemyślany. Taka scena daje świetną możliwość, żeby zaprezentować jakiś ciekawy system magii albo dać magom niespodziewane zdolności. Poza tym nie powinni oni tak łatwo dać się pokonać. Mięli przecież dużą przewagę, w dodatku Meldan został wyrzucony ze szkoły dla rycerzy (właśnie, można by też wyjaśnić, dlaczego został wyrzucony), co prawdopodobnie pokazuje, że nie potrafił dobrze walczyć. A tak magowie tylko podpalali jego włosy, on sobie nic z tego nie robił (sic!) a potem wszystkich pokonał. W takim pojedynku przydałby się jakiś dłuższy opis walki, zamiast opisów jak to po kolei odcinał nogi i ręce przeciwnikom. 

Następnie obudził się olbrzym, co było akurat ciekawym zagraniem. Napięcie właśnie opadło po walce (a raczej opadłoby gdyby walka była lepiej opisana), a tu się okazało, że zagrożenie wcale nie zostało zażegnane. Niestety walka z olbrzymem również zostawia wiele do życzenia. Sam podstęp Meldana, zakładający, że olbrzym potknie się o drzewo, jest niezbyt mądry. Lepiej byłoby wymyślić jakąś sprytną pułapkę. 

Za to zakończenie mi akurat się podobało. Pomysł na podstęp Kaeru okazał się dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Rzeczywiście, można by go bardziej rozwinąć, ale sam pomysł był ciekawy i oryginalny. Jedyne co, przydało by się wcześniej wspomnieć o syllisie, po tym, że olbrzym leży na jego złożach, przedstawić wszystkie prawa międzynarodowe. Żeby takie zakończenie było nie tylko zaskakujące, ale też satysfakcjonujące, warto zostawić wszystkie tropy czytelnikom, tak, by, kiedy podstęp wyjdzie na jaw, złapali się za głowy i pomyśleli “jak to możliwe, że na to nie wpadłem” :)

Na koniec warto wspomnieć jeszcze o bohaterze. Niestety, nie jest on idealnie wykreowany. Brakuje mu charakteru. Warto przed pisaniem opowiadania przysiąść i wypisać sobie, co wiemy o głównym bohaterze. Nie chodzi tu nawet o jego przeszłość, chociaż kilka retrospekcji, wyjaśniających, dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje, mogłoby urozmaicić tekst, ale przede wszystkim o charakter. Kiedy już to zrobimy, warto zrobić taki eksperyment: wyobrazić sobie jakaś sytuację, załóżmy, staje oko w oko ze smokiem, i wyobrazić sobie, co by zrobił. Uciekł, zaczął walczyć, spróbował go oswoić, czy jeszcze coś innego. Kiedy będziesz wiedział, jak w jakiej sytuacji by się zachował, będzie Ci łatwiej opisać go tak, by jego charakter pozostał spójny. 

Warto też popracować nad stylem. W tekście pojawiło się wiele błędów. Radzę poprawić te, które wymienił Atreju i Olciatka, wtedy będzie się przyjemniej czytało przyszłym czytelnikom. 

Podsumowując, czeka Cię jeszcze wiele pracy. Mimo wielu błędów, opowiadanie posiada też swoje dobre strony. Pisz dalej, eliminuj błędy i rozwijaj swój styl. 

Pozdrawiam :)

Cześć!

Opowiadanie przeczytałem i sprawiło mi to całkiem sporo frajdy. Historia krótka, ale dzieje się dużo i nie sposób się nudzić. Upchnąłeś tu i dramat niedoszłego rycerza, i zaczarowaną wiewiórkę a także pewne podstawy inżynierii politycznej. Dla każdego coś ciekawego. Historie przedstawiasz tak na luzie, na spontanie w pewnym sensie, mimo iż końcówka jest raczej cięższa tematycznie.

Trochę popracować będziesz musiał nad stylem i sposobem przedstawiana świata. Nie wiem, jak wyglądają bohaterowie, ani za bardzo nie wiem, co nimi kieruje. Czytaj, porównuj, pisz. Powodzenia.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka