- Opowiadanie: Krzysztof85 - Jego mać

Jego mać

To krótka historyjka to z jednej strony czysty absurd, z drugiej jednak, nic nie stoi na przeszkodzie, aby miała się kiedyś wydarzyć. Żyjemy w czasach możliwości! Nie ma w niej pozytywnych bohaterów z którymi możnaby się utożsamić. Ale być może płynie z niej jakaś nauka, kto wie...

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy V

Oceny

Jego mać

 

Zdarzyło się to (a jeśli nie zdarzyło – na pewno mogło) całkiem niedawno. W sieci, na jednej ze stron tłumnie odwiedzanych głównie przez chłopców od czternastego do czterdziestego roku życia (dane dostępne dla administratora). Pierwszy Facet TO napisał. TO nie spodobało się Drugiemu Facetowi i dobitnie dał temu wyraz. Pierwszy nie pozostał dłużny i konflikt eskalował z komentarza na komentarz, aż do kulminacji podyktowanej wzburzonymi emocjami. Mianowicie ten Pierwszy w niewyszukanych słowach wjechał Drugiemu na matkę.

Niestety cała historia zdarzyła się w największym serwisie społecznościowym na oczach sporej widowni, więc ten Drugi poczuł, że nie może tego tak zostawić. Publicznie zaproponował Pierwszemu załatwienie sprawy „po męsku”, na gołe pięści oraz klaty. Było to jednak na tyle problematyczne, że winny zniewagi od paru lat mieszkał na emigracji na Wyspie (nie tej, o której myślicie), a ten drugi pozostawał w Kraju (tym, o którym myślicie). Drugi bez zastanowienia napisał, że dla niego to „nie problem”, bo i tak go „znajdzie” i „roxjebie” (pisownia oryginalna).

Słowo się rzekło. Ludzie widzieli. Hojnie rozdzielali lajki i wściekłe buźki. Stukali w klawiatury, wyrażali oburzenie. Zagrzewali Drugiego do rozwiązania kwestii, dawali dobre rady i zapewniali, że „oni na jego miejscu”. Tymczasem on wyłączył komputer i zwyczajnie pojechał z matką, która o niczym nie miała pojęcia, na zakupy do dużego marketu w sąsiedniej miejscowości powiatowej. Gdy po kilku godzinach włączył komputer, przeraził się cyframi wskazywanymi przez liczniki w prawym-górnym rogu ekranu. Temat zupełnie wymknął się spod kontroli i jak się okazało, zataczał coraz szersze kręgi. W skrzynce były prywatne wiadomości od kilku firm, pragnących „wyrazić poparcie” i w miarę możliwości wspomóc Drugiego w jego vendetcie. 

Kilka wiadomości, maili i telefonów później, odbyło się spotkanie. Poczyniono ustalenie i w krótkim czasie na jednym z crowd-foundingowych serwisów pojawiła się zbiórka pieniędzy. Celem był kosztujący kilka tysięcy złotych bilet na samolot na Wyspę, gdzie ten Pierwszy oczekiwał słusznego łomotu. Strona zbiórki okraszona została profesjonalnie wykonanym materiałem wideo. Tutaj wsparcia udzielili dobre chłopaki z firmy produkującej odżywki dla sportowców, głównego sponsora zbiórki. Na krótkim filmie Drugi, siedząc na oparciu osiedlowej ławki, objaśnia kim jest, jaka kieruje nim motywacja, na co potrzebuje pieniędzy, oraz jakie widowisko zobaczą wspierający za swoją wpłatę. Motyw zemsty na jakimś podłym tchórzu, który myśli, że kryjąc się za Wielką Wodą może bezkarnie obrażać matkę dobrego chłopaczyny, okazał się niezwykle nośny. Reklamodawcy walili drzwiami i oknami, a pakiety sponsorskie rozeszły się na pniu. Na oficjalnej stronie (tym razem pomogli dobre chłopaki od patriotycznej odzieży) co rusz pojawiały się nowe informacje i krótkie filmy, na których obleczony w koszulki sponsorów Drugi ćwiczył ciosy pod okiem trenerów w szkole sztuk walki, która wykupiła pakiet sponsorski opiewający na największą sumę. Silne emocje, które odczuwał rzucając wyzwanie, już dawno zdążyły mu wywietrzeć i grożąc temu Pierwszemu na promocyjnych filmach często nie wypadał autentycznie. Trzeba było powtarzać ujęcia po parę razy, zanim efekt zadowalał reżysera i materiał nadawał się do pokazania ludziom. Dawno przestało mu się to wszystko podobać, ale niewiele mógł zrobić. Sam podpisał podsunięte pod nos umowy. A tymczasem pieniądze, które spływały na konto od dobrych chłopaków z całego świata, przyćmiły wszelkie wyobrażenia. Zdążyły dwa razy przekręcić licznik w ciągu kilku pierwszych dni zbiórki, ale i tak nie miał do nich żadnych praw. Dobre chłopaki od odżywek mieli dobrych prawników, dobrze znali się z chłopakami od odzieży dla patriotów (i tymi ze szkoły sztuk walki) i umowa była skonstruowana jak należy. Druga sprawa, że nie czytał jej zbyt dokładnie. Podpisał ją na stoliku w knajpie, do której go zaprosili, żeby obgadać szczegóły (stawiali shoty).

Ja też tej umowy nie czytałem, ale z pewnego źródła wiem, że pomysłodawcy i mecenasi w razie powodzenia projektu zapewniali przelot w obie strony, pokrycie kosztów postępowania wizowego i obsługę promocyjną, a cała reszta zebranych funduszy należała się im. Z kolei nasz Bohater (znudziło mi się nazywanie go Drugim, poza tym przeistoczył się przecież w herosa słusznej sprawy) też miał zobowiązania: musiał odbyć podróż i dać temu frajerowi wycisk przed kamerą. Chłopaki od patriotycznej odzieży postanowili wysłać z nim swojego człowieka – doświadczonego operatora kamery. Miał uwiecznić długo wyczekiwaną victorię (Bohater miał występować w ich koszulce z Janem III Sobieskim) i zatroszczyć się o relację na żywo na stronie projektu, kiedy tamten będzie miał zajęte ręce. Koszty były więc dwa razy wyższe, bo lecieć miały dwie osoby.

 

Po niedługim czasie Bohater był gotowy. Urósł na odżywkach sponsorów (tak naprawdę ładowali w niego inne specyfiki, żeby szybciej osiągnąć pożądane efekty). Patriotyczne koszulki bardzo ciasno opinały jego napęczniałe mięśnie. Ruchy, które prezentował na treningach szkoły sztuk walki były w rzeczywistości jeszcze dalekie od ideału, ale podsumowujący przygotowania film był odpowiednio zmontowany i wrażenie było wcale niezłe. Obraz wieńczył bardzo wymowny gest. Palec skierowany w stronę kamery. – Idę po ciebie, frajerze.

Trochę to trwało, zanim wszystko było gotowe, ale przez cały czas umiejętnie dozowano napięcie i entuzjazm fanów nie słabł ani na chwilę. W końcu obute w adidasy stopy Bohatera stanęły na gruncie Wyspy. Podróż samolotem, przesiadki i zmiana czasu solidnie dawały się we znaki, ale spięli się wraz z operatorem i nagrali na lotnisku krótki materiał, który na żywo, w streamingu, pojawił się na głównej stronie projektu. Czekała ich jeszcze kilkugodzinna podróż autobusem do miejscowości, w której żył sprawca całej historii z matką. Dokładny adres zamieszkania ustalili na podstawie zdjęć, które zamieszczał na swoim profilu w mediach społecznościowych. Fani zaangażowali się w poszukiwania i odnaleźli jego dom z łatwością z pomocą googlowskich map. Jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem, Bohater i kamerzysta przybyli na miejsce. Rozpytali kilku sąsiadów (operator oprócz umiejętności zdobytych w łódzkiej filmówce znał również angielski) i ustalili, że Frajer powinien niedługo wracać z pracy. Zajęli pozycję pod bramą i czekali. Operator okiem znawcy ustalał optymalne ustawienie uwzględniając promienie słońca i wiele innych czynników, o których człowiek nie znający się na rzeczy nawet by nie pomyślał. Robił to w ciszy i skupieniu, chociaż czuł narastające napięcie. Jeśli kamerzysta się denerwował, to Bohater tym bardziej. Dotarło do niego, że kiedy jego partner włączy kamerę, wszystko co powie i zrobi pojawi się na żywo na ekranach milionów komputerów na całym świecie i ta myśl powoli zaczynała go zjadać od wewnątrz. Poza tym robiło się już zimno, a umowa jasno określała, że łomot ma się odbyć w tym podkoszulku z Sobieskim. Frajer mógł pojawić się lada chwila – nie byłoby czasu na przebieranki. Czas mijał i Bohater coraz bardziej trząsł się z zimna i zdenerwowania. Jedna z sąsiadek wyszła przed dom z herbatą i plackiem. Z początku nie chcieli, ale miała taką zatroskaną minę… Zjedli. Okruszki pozostały przy krawężniku. Minuty dłużyły się w nieskończoność.

– Idzie… – Głos operatora gwałtownie wyrwał Bohatera ze stuporu, nagły przypływ adrenaliny omal nie zwalił go z nóg gdy zrywał się z krawężnika. Przyjął pozycję. Szeroko rozstawione nogi w dresie lekko trzęsły się w kolanach. Ciasto, które zjadł pół godziny temu nagle zachciało na zewnątrz, wszystko jedno którędy. Operator drżącymi rękami majstrował przy sprzęcie. Frajer niespiesznie się zbliżał. Boże, ile to trwało!

 

Stanęli naprzeciw siebie. Operator filmował z optymalnej pozycji – przeciwników oświetlały ostatnie promienie zachodzącego słońca. W tle stary samochód, wąski pasek trawy, okrągły śmietnik, pośrodku czysta betonowa przestrzeń, którą za chwilę miała uwalać krew. Kadr przypominał tło z jakiegoś starego mordobicia na Amigę. Inicjatywa należał do Bohatera w koszulce z królem Sobieskim.

– No i co, poznajesz mnie frajerze? – Nie zabrzmiało to przekonująco, głos drżał. Drżała właściwie cała postać. Fizjologia zdecydowanie nie była w tym momencie po jego stronie. – Zaraz zobaczymy…

W tym momencie otrzymał mocny cios w twarz. Kiedy zachwiał się i lekko cofnął, poczuł kolejne uderzenie z boku kolana. Bezradnie zamachał rękami, stracił równowagę i kolejne popchnięcie posłało go na beton. Ostatnie, co zapamiętał, to but zbliżający się do jego twarzy z prędkością naddźwiękową. Potem była ciemność. Operator stał (a miliony ludzi przed komputerami siedziało) z rozdziawionymi ustami. Kamera pracowała. Jeden facet stał i spoglądał prosto w jej szklane oko, na ziemi leżał drugi w zakrwawionej koszulce z Sobieskim.

– Ooo ty kurwiuuu! – krzyknął operator za nowym bohaterem milionów oddalającym się niespiesznie w stronę swojej klatki schodowej.

– Twoja stara.

Drzwi się zatrzasnęły.

 

Sankt-Petersburg,

26.12.2017

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Wymyśliłem kiedyś taka hipotetyczną sytuację i po prostu miusiałem ją opisać! Po drodze zrobił się z tego taki szorcik. Z reguły piszę w innym stylu, ale do tej historii przyjąłem bardziej luźny ton. Opowiadanie czytało tylko kilka osób z najbliższego otoczenia, nigdy nie było nigdzie publikowane. Teraz postanowiłem podzielic się z Wami. Dajcie znać, co sądzicie i jakie mieliście myśli w czasie lektury :)

www.popetersburgu.pl

Szorcik specyficzny, z przesadzonym, absurdalnym humorem, który przypadł mi do gustu. Niestety znalazłem również parę zastrzeżeń mniejszych i większych. Zacznę od mniejszych:

Stukali w klawiatury: wyrażali oburzenie.

A może: “Stukali w klawiatury wyrażając oburzenie”?

Pierwszy nie pozostał dłużny i konflikt z komentarza na komentarz eskalował w postępie geometrycznym

W postępie geometrycznym? Jeśli dobrze zrozumiałem chodzi o to, że konflikt stawał się coraz poważniejszy. A “postęp geometryczny” raczej nie jest używany w przedstawionej przez ciebie sytuacji.

na kosztujący kilka tysięcy zł bilety

Wydaję mi się, że pomimo humorystycznego, przerysowanego tonu tekstu powinno być napisane: “złotych”.

Pomysł ciekawy, lecz momentami ciężko się czyta. Rozumiem, że wynika to z luźnej formy, ale ja nie cieszyłem się tekstem w pełni.

Napisany przez ciebie szort ma dużo większy problem: nie jest fantastyką. A Nowa Fantastyka jest portalem służącym do publikowania tekstów o bardzo jasno określonym gatunku. Z tego powodu nie jestem pewien czy wybrałeś odpowiednie miejsce do publikacji.

Pozdrawiam

 

 

All in all, it was all just bricks in the wall

Dziękuję Ci za uwagi i poświęcony mojemu opowiadaniu czas. Co do uwag, faktycznie, brzmiałoby lepiej w Twojej wersji. A “postęp geometryczny” to może faktycznie przesada, ale osobiście trafiałem gdzieś kiedyś na taką figurę retoryczną umieszczoną w podobnym kontekście i nie mogłem sie oprzeć, żeby jej nie użyć ;)

Fakt, nie jest to fantastyka, chociaż ona interesuje mnie w pierwszej kolejności, to raczej jednorazowy wyskok w tym kierunku. Jestem w trakcie prac nad kilkoma opowiadaniami weird fiction.

Pozdrowienia!

www.popetersburgu.pl

No cóż, Krzysztofie, jeśli potraktować tekst jako wprawkę, to nawet ujdzie, choć ani opisana historia, ani wykonanie, niestety, nie wzbudziły we mnie zainteresowania, a zaprezentowany humor, w moim przypadku, również się nie sprawdził. :(

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia – niektóre błędy i usterki wypisałam, ale do poprawienia jest znacznie więcej. Najbardziej przeszkadzały wtrącenia w nawiasach – moim zdaniem  zupełnie zbędne – oraz nie najlepsza interpunkcja.

Mam nadzieję, Krzysztofie, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze, lepiej napisane i bardzo fantastyczne. ;)

 

głów­nie przez chłop­ców od 14 do 40 lat (dane dot. od­wie­dza­ją­cych… ―> …głów­nie przez chłop­ców w wieku od czternastu do czterdziestu lat (dane dotyczą od­wie­dza­ją­cych

Liczebniki zapisujemy słownie. Nie używamy skrótów.

 

TO nie spodo­ba­ło się Dru­gie­mu Fa­ce­to­wi i do­bit­nie dał on temu wyraz. ―> Zbędny zaimek – wiadomo, że chodzi o Drugiego Faceta.

 

kon­flikt z ko­men­ta­rza na ko­men­tarz eska­lo­wał w po­stę­pie geo­me­trycz­nym… ―> Raczej: …kon­flikt z ko­men­ta­rza na ko­men­tarz eska­lo­wał w zastraszającym tempie

 

na wi­do­ku spo­rej ilo­ści użyt­kow­ni­ków… ―> …na oczach spo­rej ilo­ści użyt­kow­ni­ków… Lub: …w obecności spo­rej ilo­ści użyt­kow­ni­ków

 

(tak będę ich na­zy­wał – Pierw­szym i Dru­gim) ―> Po co to mówisz, skoro przecież już tak ich nazywasz?

 

Stu­ka­li w kla­wia­tu­ry: wy­ra­ża­li obu­rze­nie. ―> Czemu tu służy dwukropek?

Za SJP PWN: dwukropek «znak interpunkcyjny (:) stawiany przed przytoczeniem czyichś słów lub przed wyliczeniem czegoś»

 

na kosz­tu­ją­cy kilka ty­się­cy zł bi­le­ty… ―> …na kosz­tu­ją­cy kilka ty­się­cy złotych bi­le­t

 

Emo­cje, które z całą mocą czuł… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Pa­trio­tycz­ne ko­szul­ki bar­dzo cia­sno opi­na­ły jego na­pęcz­nia­łe ręce. ―> Czy to znaczy, że koszulki składały się tylko z rękawów i torsu już nie opinały?

 

Sze­ro­ko roz­sta­wio­ne nogi w sze­ro­kim, spor­to­wym dre­sie… ―> Powtórzenie. Masło maślane – dres jest sportowy z definicji.

Proponuję: Sze­ro­ko roz­sta­wio­ne nogi w obszernym dre­sie

 

– No i co, po­zna­jesz mnie fra­je­rze? Nie za­brzmia­ło to prze­ko­nu­ją­co, głos drżał. Drża­ła wła­ści­wie cała po­stać. Fi­zjo­lo­gia zde­cy­do­wa­nie nie była w tym mo­men­cie po jego stro­nie. – Zaraz zo­ba­czy­my… ―> – No i co, po­zna­jesz mnie fra­je­rze? Nie za­brzmia­ło to prze­ko­nu­ją­co, głos drżał. Drża­ła wła­ści­wie cała po­stać. Fi­zjo­lo­gia zde­cy­do­wa­nie nie była w tym mo­men­cie po jego stro­nie. – Zaraz zo­ba­czy­my

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dla mnie to raczej felieton fabularny niż opowiadanie, twój komentarz do aktualnej sytuacji, przedstawiony w formie satyrycznej scenki. A ponieważ oczekuję raczej pełnokrwistych opowiadań, trudno mi oceniać tekst tak odległy od tychże oczekiwań.

Ponieważ jesteś nowy na portalu, podrzucam kilka przydatny linków:

jak tu przeżyć

poradnik zapisu dialogów

poradnik zapisu monologów

wszystko o betowaniu

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki za komentarze i podpowiedzi. To nie “wprawka”, to po prostu bardzo luźny tekst z przed trzech lat, przy którym zupełnie popuściłem cugle, nie tylko wyobraźni, ale – jak widać – również interpunkcji i stylu ;) Właściwie nie wiem, czemu zawracałem Wam nim głowę! ;) Komentarze na pewno wezmę pod uwagę przy kolejnych opowiadaniach, popracuję nad zapisem dialogów, dzięki za link do poradnika!

www.popetersburgu.pl

Hej!

W sieci, na jednej ze stron tłumnie odwiedzanych głównie przez chłopców od 14 do 40 lat

→ Powinno być zapisane słownie – od czternastu, do czterdziestu lat. 

 

Poczyniono ustalenie i w krótkim czasie na jednym z crowd-foundingowych serwisów pojawiła się zbiórka pieniędzy – na kosztujący kilka tysięcy zł bilety na samolot na Wyspę, na której ten Pierwszy czekał na swój łomot.

→ Nanana, trochę średnio ten fragment brzmi ze względu na powtórzenia. 

A w podkreślonym zdaniu – złotych (jak już wyżej użytkownik zauważył) + kosztujący kilka tysięcy złotych bilet, lub: kosztujące kilka tysięcy złotych bilety na samolot na Wyspę… 

 

Chłopaki od patriotycznej odzieży postanowili wysłać z nim swojego człowieka – doświadczonego operatora kamery. Miał uwiecznić długo wyczekiwaną victorię (Bohater miał występować w ich koszulce z Janem III Sobieskim)

→ A to jest naprawdę dobre ;D 

 

Poza tym robiło się już zimno, a umowa jasno określała, że łomot ma się odbyć w tym podkoszulku z Sobieskim. Frajer mógł pojawić się lada chwila – nie byłoby czasu na przebieranki. Czas mijał i Bohater coraz bardziej trząsł się z zimna i zdenerwowania. Jedna z sąsiadek wyszła przed dom z herbatą i plackiem. Z początku nie chcieli, ale miała taką zatroskaną minę… Zjedli.

→ Cooo tu się dzieje, Dżizas! No nie mogę. 

 

Ciasto, które zjadł pół godziny temu nagle zachciało na zewnątrz, wszystko jedno którędy.

→ Dość! xD 

 

No więc tak – Fantastyki nie ma, tylko absurdalna sytuacja, która realnie mogłaby się zdarzyć ( z każdym dniem jesteśmy tego coraz bliżej). 

Ale mi się podobało – w mój specyficzny humor trzeba się wstrzelić, a Ty to zrobiłeś. Uśmiałem się, dzięki. 

Jest luźno, napisane całkiem ok i narracja zabawna. 

Dajcie znać, co sądzicie i jakie mieliście myśli w czasie lektury :)

→ Co pomyślałem na temat historii? – Kozak w necie, pizda w świecie :D 

 Tyle przygotowań, odżywki, sterydy, koszulki patriotyczne, a tu but i do widzenia. A to wszystko o spięcie o mamusię! 

Dobrze się stary zapowiadasz.

Będę polecał do biblioteki, więc niebawem punkcik przybędzie. 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Właściwie nie wiem, czemu zawracałem Wam nim głowę! ;)

Pewnie od czegoś chciałeś zacząć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

NearDeath, dzieki za dobre słowo. Widzę, że obaj lubimy absurdalny humor. Tuś mi brat! ;)

 

regulatorzy, wziąłem pod uwagę Twoje uwagi i poprawiłem wskazane błędy. Masz rację, chyba po prostu chciałem rzucic coś “na wabia” ;) Dobrze zrobiłem, bo otrzymałem wiele cennych uwag, które na pewno pomogą mi przy kolejnych opowiadaniach. Dzięki!

www.popetersburgu.pl

Bardzo się cieszę, Krzysztofie, że uznałeś uwagi za przydatne.

Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajnie się czytało, udało Ci się przykuć moją uwagę.

Najbardziej spodobał mi się moment, gdy ten pierwszy już szedł w stronę drugiego.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevaz, dzięki za lekturę i komentarz. Też lubię ten fragment ;)

www.popetersburgu.pl

Dobrze się bawiłem czytając TO wink 

Mam nadzieję, że równie dobrze, jak ja, kiedy TO pisałem ;)

 

 

www.popetersburgu.pl

Hmmmm…

Hmmmmmmmmmmmmmmmmmm…

 

Nie spodziewałam się, że będę się dobrze bawić przy tekście z tagiem “absurd” :D A jednak bawiłam się zaskakująco dobrze. Męczyły mnie czasami długaśne akapity, ale Twój humor pozwalał szybko o tym zmęczeniu zapomnieć, więc czytałam dalej. Co prawda opko chyba nie może już zbytnio zaliczać się do fantastyki, bo to, co w nim przedstawiłeś jest dość prawdopodobne już teraz, ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze.

I muszę przyznać, że w całej historii najbardziej podobały mi się perypetie Bohatera aż do wielkiego finału. Bo spodziewałam się czegoś lepszego, jakiegoś wielkiego “wow”, jakiegoś twista na miarę Twistera (dobra, no był twist, ale spodziewałam się jakiejś mocniejszej puenty), a tu zamiast badum-tss dostałam małe pfft.

No ale trudno ;) 

 

Nie jest źle, zwłaszcza jak na tekst pisany dawno temu. Wstaw coś nowszego :)

 

Cześć! Dziękuję Ci, Iluzjo, za lekturę. Cieszę się, że było zabawnie, taki typ humoru daleko nie każdemu podchodzi ;) 

Czegoś nowszego, chociaż już w zupełnie innym stylu, możesz spodziewać się już niedługo :)

Pozdrowienia!

www.popetersburgu.pl

Hej :)

 

Nie będę wytykał żadnych błędów, bo żadnych nie zauważyłem, co oznacza, że przyłozyłeś się do poprawek zasugerowanych przez przedpiśców. I za to pierwszy plus :)

Czytało się lekko i udało Ci się wciągnąć mnie, jak jakiegoś fana plotkarskich portali, w śledzenie poczynań bohatera, jego przygotowań i ostatecznie porażki. Świetnie wyszła Ci ta symulacja, bardzo wiarygodnie, z wszystkimi szczególikami, jakimi ja sam spróbowałbym opatrzyć tekst tego typu. Te wszystkie pakiety sponsorskie, patriotyczne koszulki, ładowanie herosa sterydami przez firmy sprzedające suple i streamingi bardzo uwiarygadniają Twoja historyjkę, jednocześnie sprowadzając ją do absurdu – ale czyż absurdem nie są takie kurioza jak siostry Godlewskie, jakieś zxebane Fame MMA, patostremy i fakt, że to się sprzedaje?

Ta hipotetyczna sytuacja jest według mnie w stu procentach prawdopodobna i to jest jej największy plus. A zarazem największy minus. Bo gdzie w tym wszystkim fantastyka? Nie ma. Ale wybaczam, bo całość czytało się nadzwyczaj dobrze ;)

Jeszcze tylko się czepnę puenty – jest taka najbardziej prawdopodobna, więc nie zaskakuje. A szkoda, bo klamra, którą zastosowałeś, a która zazwyczaj wzbogaca tekst, tutaj troszkę napsuła. Spodziewałem się porażki herosa i jakiegoś, ponownego odniesienia do jego matki, a jednocześnie miałem nadzieję, że pójdziesz w coś mniej oczywistego. W coś, co w tej hipotetycznej rzeczywistości stałoby się meganiusem, wręcz memem, a nie informacją, która w pamięci pozostanie, ale jej nośność szybko wygaśnie i zostanie zastąpiona czymś nowszym. Szkoda, bo opowiadanie naprawdę mnie wciągnęło.

To tyle z mojej strony.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta Sewer, dziękuję za dobre słowo i ciepłe przyjęcie tej małej historyjski! Tak, faktycznie fantastyki w tym za grosz, w następnym opowiadaniu obiecuję trochę mistyki ;)

 

Rozumiem, o co Ci chodzi z końcówką. Przyjałem trochę inną koncepcję, chciałem się skupić na tym, że Frajer, który miał być po prostu mięsem dla Bohatera, w jednej chwili sam stał się “bohaterem” dla wszystkich śledzących tę historię. Wyobrażam sobie, co było potem. Nasterydowany bohater stał się pewnie memiczną personifikacją porażki. Oprócz tego nie wywiązał się z umowy , co spotkało go potem? Wyobrażam sobie jego powrót do domu i atmosferę w samolocie ;)

www.popetersburgu.pl

Jak dla mnie – za mało fantastyki. To się wszystko mogło zdarzyć, tylko ci sponsorzy pchający się drzwiami i oknami wydają mi się mało prawdopodobni.

Ale humor na plus, czytało się przyjemnie. Puenta zbyt łatwa do przewidzenia – już wcześniej były mrugnięcia, że bohater wcale nie był taki dobry w walce.

w największym serwisie społecznościowym na oczach sporej widowni,

To największy serwis czy strona odwiedzana głównie przez chłopców? Bo mnie się to drugie skojarzyło z porno…

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla, dzięki za lekturę i komentarz. Moim zdaniem ci sponsorzy i ogólna “rozkrętka” całej sytuacji jest właśnie jak najbardziej możliwa w dzisiejszych dziwnych czasach patostreamerów i podobnych tematów. Za brak fantastyki już biczowałem się kilka razy w komentarzach ;)

Historia zdarzyła się na Fejsie na jednej ze stron poświęconej jakimś głupotom, administrator strony ma dane, które wskazują mu, kto odwiedza stronę, stąd i chłopcy od 14 do 40 rż. Przy czym słowo “chłopcy” jest tu zamierzone bez względu na wiek ;)

O pornostronach nie myslałem (akurat w tym momencie, hehehe), ale przeczytałem jeszcze raz ten fragment i zrozumiałem, skąd Twoje skojarzenie!

Cieszę się, że lektura przyniosła Ci przyjemność

www.popetersburgu.pl

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka