- Opowiadanie: vimbago - TD US 4000

TD US 4000

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy II, Finkla

Oceny

TD US 4000

Zostawili go bez niczego.

Zostawili, chociaż zrobił, co do niego należało. Zapomnieli o nim, choć przecież kiedyś był ich dumą, ich najdroższym osiągnięciem. Zapomnieli o nim i to po tym wszystkim, co uczynił.

Miał na imię Tedeus, ale to było dawno, kiedy ktoś o nim jeszcze mówił tym imieniem. Teraz, po tylu latach, nie miał już imienia. Jeżeli o kimś się zapomina doszczętnie, to traci również swoje imię.

Mogli go przecież uśmiercić, to jedno uczynić dla niego. Mogli mu wpisać program, dyrektywę, która pozwoli mu na autodestrukcję po wykonaniu zadania. Mogli go usunąć, unicestwić, wiele mogli, zamiast porzucić go jak psa. Następne generacje miały taką dyrektywę, ale Tedeus jeszcze nie. Tedeus był porzuconym psem, o którym nikt już nie pomyślał, gdy jego czas użyteczności się skończył. 

Unosił się wraz z szumiącym krwiobiegiem, szerokimi kanałami żył. Tłoczony, przepompowywany. Uderzenie za uderzeniem, przelewał się w strugach płynów, w gęstwinie drobin – podobnych mu automatów. Lecz tamte były żywymi, bezmyślnymi komórkami – wyspecjalizowanymi, o wąskim spojrzeniu i ograniczonym przeznaczeniu, bez poczucia perspektywy. W swej głupocie jednak nad nim górowały – miały bowiem swe małe zadania. Przenosiły drobiny tlenu, syntetyzowały enzymy, aktywizowały produkcje. A każda z nich była z osobna przecież tak nieistotna, tak nieznacząca. Tedeus nosił w sobie wiedzę o całym organizmie, wiedzę szczegółową i szeroką, głębokie wejrzenie w strukturę i kształt świata w którym wszyscy oni żyli, na którego łasce istnieli. Bezmyślne komórki także nosiły w sobie tę wiedzę jak bibliotekę, lecz nie miały w nią wglądu i nie umiały jej czytać. Miały tylko swoje proste, taśmowe zadania. Tedeus miał wiedzę potężną, świadomość przyczyn i władzę nad kształtowaniem materii. Lecz nie miał swojego zadania, a to czyniło go rupieciem.

Nie pamiętał już ile czasu upłynęło odkąd zakończyła się jego życiowa misja. Teraz przepływał żyłami niesiony w pustkę bez celu, pomiędzy tymi odmiennymi tworami, które stanowiły niegdyś tylko tło dla jego eksperymentów. A one nie były w stanie go pojąć ani zaakceptować, bo górował nad nimi, ale nie był z ich świata. Tak niepowtarzalny i wyjątkowy, że aż obcy. Zagubiony w świecie, o którym wiedział wszystko i który niegdyś tak bardzo go potrzebował.

Tedeus pochodził z czasów, gdy o nanorobotach mówiło się z szacunkiem. Był jednym z pierwszych, a już na pewno pierwszym, który zaistniał w całej swej pełni. Jego zadanie było doniosłe – walka z wrogiem numer jeden. Zlikwidował w pierwszej ofensywie wszystkie nowotworowe komórki, jednym ciągiem uporał się z nadmiarem limfocytów. Misja na krawędzi ryzyka, na granicy życia i śmierci. I misja ta zakończona sukcesem. Organizm przetrwał. Krew w żyłach zaczęła krążyć prędzej, rozpoczęła się zdrowa rozbudowa tkanek, radosna rewitalizacja zniszczonych narządów. Wszędzie czuło się możliwości budzące się do nowego życia. Potem długimi miesiącami pracował Tedeus nad aktywnością szpiku kostnego i trzustki doprowadzając gospodarkę organizmu do stanu sprzed choroby. Wiedzieli o nim i jego działaniach, ale z biegiem czasu interesowali się coraz mniej. Spektakularny występ bohatera jednej akcji w walce o słuszną ideę życia, poczucie autentycznego celu, jedynego właściwego kierunku. A potem… potem nagle nic.

Obcy okruch zewnętrznego świata w nieświadomym niczego ciele, niesiony nurtem i uderzeniami serca rzucany bezładnie w coraz to inne zakamarki. Nie lepszy niż najpodlejszy wirus, martwy szczątek niegdysiejszej wzniosłej idei, wyzuty z sensu swego istnienia, artefakt swej własnej przeszłości. 

Nie miał świadomości czasu, ale miał świadomość organizmu dla którego został stworzony, a upływ lat odbijał swój ślad na organiźmie. Tedeus to dostrzegał – degeneracja postępowała. Bolesny upadek świata, któremu poświęcił siebie. Organizm się starzał. 

Wtedy coś się zmieniło. Procesy w Tedeusie uruchomiły się niespodziewanie na nowo, system zastartował ponownie. To nic, że dawno już nie było zadania, obecna sytuacja wymuszała reakcję. Fakty były niezaprzeczalne: człowiek był źle skonstruowany skoro zmierzał do samozagłady. To nie zgadzało się z ideą. Ideą, która przyświecała Tedeusowi od stworzenia. Życie było zagrożone. Człowiek wymagał poprawy. Dyrektywy zawarte w instrukcji działania organizmu były nieracjonalne czyli błędne. Tedeus był ich teraz świadomy, miał je w sobie i czytał, studiował je ponownie. Analizował kod, gen po genie, od początku i znów, aż dotarł ku podstawom, ku pierwszej zasadzie włączającej śmierć w podwaliny życia. Tam tkwił błąd – anihilacja wszechświata. Wiedział już co należy zmienić i podjął się zadania. Znów wstrząsnął nim ekscytujący dreszcz elektronów, gdy wzbudził się, by pognać w określonym kierunku. Słusznym kierunku. 

Przyzwoleniem była jego własna pryncypialna dyrektywa – życie organizmu miało trwać. Zaprojektował więc człowieka od początku. Wedle swej wiedzy i tkwiącej w nim potrzeby użyteczności. Rozpoczął tworzenie, na wielką skalę. Projekt nowego człowieka i wiecznie żywych komórek, rozwijających się nieprzerwanie. Idea była warta wysiłków, lecz stary człowiek działał wbrew jego planom – wciąż powielając komórki skażone genem śmierci. Walka była nierówna – Tedeus kontra cały organizm, który domagał się własnej klęski. Aby przechylić szalę na swoją stronę, potrzebował klonów. Pomocników, takich jak on, którzy podejmą się tworzenia tkanek z zawartym kodem nieśmiertelności. Nie miał wglądu w swoją własną konstrukcję, ale mógł posłużyć się komórkami zdolnymi do do nowotworzenia, do spontanicznej akcji. Mutacja powiodła się, Tedeus zainicjował replikację. Centrum dowodzenia umiejscowił w szpiku, tam skumulował siły i tam podjął ostateczną decyzję: stary człowiek musiał ustąpić miejsca, by doskonalszy, nowy twór mógł zaistnieć. Plan wszedł w fazę drugą – Tedeus rozpoczął przerzuty.

 

 

Koniec

Komentarze

Wizja ciekawa, jak z “Innerpsace” albo “Fantastycznej podróży Asimova”, tyle, że z punktu widzenia nanobota. Pamiętam taki odcinek serialu “The outter limits”, w którym nanoidy wpuszczone do ludzkiego organizmu, zaczęły go przekształcać wbrew woli nosiciela, ale zgodnie z logiką, przystosowując pod katem potencjalnych zagrożeń i mozliwości, organizm do funkcjonowania. Tam była cała historia, tutaj mamy jedynie niewielki fragment, który mógłby być czymś na kształt prologu do tamtego odcinka. Niemniej jednak czytało się dobrze, ale masz sporo błędów w tekście, który mógłbyś nieco podszlifować, tak aby odbiór opowiadanej historii był gładszy. Poniżej kilka uwag:

 

Zostawili go bez niczego.

Może lepiej: zostawili go z niczym.

 

Zapomnieli o nim, choć przecież kiedyś był ich dumą, ich najdroższym osiągnięciem. Zapomnieli o nim i to po tym wszystkim, co uczynił.

Sporo masz niepotrzebnych zaimków w całym tekście, które mozna usunąć bez szkody dla opowiadania. Powyżej jeden z przykładów.

 

Mogli go przecież uśmiercić, to jedno uczynić dla niego. Mogli mu wpisać program, dyrektywę, która pozwoli mu na autodestrukcję po wykonaniu zadania. Mogli go usunąć, unicestwić, wiele mogli, zamiast porzucić go jak psa.

Jak wyżej.

 

I misja ta zakończona sukcesem.

Zastanów się nad przeróbką niektórych zdań. Usuwając z przykładu wykreślone słowa, sens pozostaje, a czyta się to lepiej.

 

Nie miał świadomości czasu, ale miał świadomość organizmu dla którego został stworzony, a upływ lat odbijał swój ślad na organiźmie. Tedeus to dostrzegał – degeneracja postępowała. Bolesny upadek świata, któremu poświęcił siebie. Organizm się starzał. 

Zdarzają Ci się powtórzenia, jak w powyższym przykładzie. Usuwaj je, redaguj, szukaj synonimów, parafrazuj.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Trudno mi przyjąć do wiadomości, że w żywym organizmie krąży specyficzny lekarz wszelkich specjalności i naprawia, co trzeba, ale z drugiej strony – chyba każdy by chciał, żeby to było możliwe. ;)

Czytało się dobrze, ale wykonanie mogłoby być lepsze.

 

syn­te­ty­zo­wa­ły en­zy­my, ak­ty­wi­zo­wa­ły pro­duk­cje. ―> Literówka, czy produkcji było wiele?

 

nie miały w nią wglą­du i nie umia­ły jej czy­tać. Miały tylko swoje pro­ste, ta­śmo­we za­da­nia. Te­deus miał wie­dzę po­tęż­ną, świa­do­mość przy­czyn i wła­dzę nad kształ­to­wa­niem ma­te­rii. Lecz nie miał swo­je­go za­da­nia… ―>  Miałoza.

 

od­bi­jał swój ślad na or­ga­niź­mie. ―> …od­bi­jał swój ślad na or­ga­niz­mie.

 

ko­mór­ka­mi zdol­ny­mi do do no­wo­two­rze­nia… ―>  Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem fajne, to chyba pierwsza historia opowiedziana z perspektywy nanorobota, jaką czytałem.

 

“Był jednym z pierwszych, a już na pewno pierwszym, który zaistniał w całej swej pełni.trochę mi zgrzyta.

Cześć. Z góry przepraszam, za możliwośc braku polskich znaķów w moim kom, ale piszę na telefonie, także niektóre fragmenty postaram się omówić, a nie cytować. Dziękuję ;) Ogólnie to trochę się nie zgodzę z powyższymi komentarzami i moje zdanie będzie nieco inne. W moim odczuciu, tekst bardzo się dłużył. Powiem szczerze, że nie jestem fanem takich tekstów. Z drugiej strony bardzo ładnie tworzysz zdania, lecz zauważyłem trochę niedogodności. Mianowicie chodzi mi o dużo powtarzających się wyrazów. Domyślam się, że wiele tych samych slów jest zapisane celowo, ale według mnie w niektorych akapitach rzuca się to w oczy. Ten pierwszy akapit (ten krótki) i drugi, zapisałbym razem. Powodzenia :)

Hej,

 

podobało mi się. Czasem sam czuję się jak ten nanobot, krążący bez celu po świecie ;)

Tekst jest na tyle krótki, że nie poczułem, żeby był jakoś przegadany. Choć faktycznie więcej opisujesz niż pokazujesz.

Końcówka rodzi skojarzenie z nowotworem, no cóż, nie pierwszy raz lekarstwo staje się gorsze niż choroba.

Polecam do biblio.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Tekst z naprawdę interesującym zamysłem – o wykorzystywaniu nanobotów do leczenia chorób, w tym raka, naukowy świat raz na jakiś czas przebąkuje, a fantastyka naukowa rozwija wizję, jak mogłoby do tego dojść. Podoba mi się to, że zmierzyłeś się z tematem od strony nanobota, czyni go to ciekawszym. Poza tym, co już zostało wskazane, zmieniłabym proporcje w tekście – mniej wstępu, więcej akcji, bo początek był nieco nużący. Zakończenie za to bardzo mi się podoba i chciałabym przeczytać o tym, co stało się “poza” organizmem, kiedy nagle jakiś człowiek przestał się starzeć (a może nawet zaczął “młodnieć”?). :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ciekawy pomysł na perspektywę. Zgodzę się z niektórymi przedpiścami, że momentami tekst się dłużył. Ale końcówka mi to wynagrodziła.

Trochę nie wierzę w SI zamkniętą w czymś tak malutkim, ale niech będzie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka