- Opowiadanie: Plasterix - Łowcy demonów

Łowcy demonów

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Łowcy demonów

Padał ulewny deszcz.

Gdy byli jeszcze kilka mil przed miastem, nic nie zapowiadało zmiany pogody. Czarne chmury, z których lały się strugi wody, pojawiły się nie wiadomo skąd. Nie zauważyli nawet nastania wieczoru. Zbliżając się do celu podróży, byli już kompletnie przemoczeni. Konie stąpały niespiesznie drogą, której bruk pojawiał się gdzieniegdzie, między ogromnymi kałużami. 

Przejeżdżali wzdłuż okalającego wielką posiadłość muru, kiedy pierwszy jeździec zatrzymał całą grupę, uniesioną do góry dłonią w skórzanej rękawicy.

– Jesteśmy na miejscu! – zakomunikował donośnie, starając się przekrzyczeć szum deszczu. Zaciągnięte nisko kaptury nie pomagały w komunikacji.

– Jesteś pewien? – zapytał młodszy z jeźdźców.

– Tak, studiowałem mapę tyle razy, że mam już to wyryte w pamięci.

– Mam nadzieję, że mają rozpalone w kominku! – Wtrąciła się trzecia osoba, którą była kilkunastoletnia dziewczyna.

Edor, przywódca grupy zszedł ostrożnie z konia.

– Chodźmy, brama otwarta, na pewno nas oczekują.

Złapał wodze i poprowadził wierzchowca na teren ogarniętej mrokiem posesji. Nieśmiałe światła widać było tylko w oknach dwóch pomieszczeń. Edora zdziwił ten fakt, z racji, że wieczór dopiero co nastał.

– Chyba wcześnie chodzą spać. – Zauważył, odwracając się do swych towarzyszy.

Pierwsza za nim szła Naya, drobna dziewczyna, którą Edor kilka lat temu uratował od niechybnej śmierci z rąk mieszkańców jej wioski. Często wracał myślami do tego dnia, być może, przez świadomość zrobienia czegoś dobrego. 

Nie pamiętał już z jakich powodów znajdował się wtedy w okolicy, ale widok krzyczącej, zapłakanej dziewczyny wrył mu się w pamięć. Okazało się, że młoda kobieta od jakiegoś czasu zaczęła się dziwnie zachowywać. Dostawała ataków, podczas których krzyczała przeraźliwie w języku, którego nikt nie znał. Wyrok zapadł szybko. Praktykowanie magii i kontakty ze światem Wyklętych. Postanowiono spalić czarownicę, jak nakazuje tradycja.

Edora zawsze irytował sposób w jaki strach przed nieznanym wpływał na umysły prostych ludzi i pozbawiał ich umiejętności racjonalnego myślenia. Żadnego współczucia, tylko bezwzględne pozbycie się zagrożenia. Nawet rodzice nie zdołali powstrzymać skorego do egzekucji tłumu wieśniaków. Nie przyszło im do głowy sprowadzenie jakiejkolwiek pomocy dla córki, a nawet jakby przyszło, to było już za późno. Los chciał, że on był akurat w tym miejscu. Przerwał makabryczne zamiary motłochu, powołując się na swoją profesję i to, że działał w imieniu króla.

Zabrał wstrząśniętą i przerażoną dziewkę do siedziby swego mistrza, starego magistra Salysa. Po wstępnych oględzinach stwierdzili, że została opętana przez poniższego demona. Niezwłocznie odprawili rytuał wypędzenia złego ducha. Udało się, niestety Naya nie była już taka jak przedtem. Dotknęła królestwa Wyklętych i to zostawiło w niej niepożądaną zdolność. Od tej pory potrafiła wyczuć obecność złych duchów. Magister Salys pomógł dziewczynie dojść do siebie, po wstrząsających przeżyciach, za co ona postanowiła pozostać w szeregach ich ugrupowania i poświęcić swoją uciążliwą umiejętność dla dobra sprawy.

Edor wrócił myślami do ubłoconego podwórza posiadłości.

Jego drugi towarzysz, Aldrick skończył właśnie wiązać konie w pustej stajni, gdzie ktoś zostawił zapaloną lampę oliwną.

– Gotowe! Niech odpoczną biedaczyska – powiedział młodzieniec, poprawiając pas dużej skórzanej torby, którą niósł na plecach.

Torba pełna wiedzy, pomyślał Edor. 

Aldrick zwany przez niektórych Studentem, w rzeczy samej był kiedyś uczniem sławnego uniwersytetu w Borghaal. Dopóki nie został z niego wydalony. Tłumaczył się zawsze, że żądza wiedzy go przerosła. W rzeczywistości chłopak interesował się gorliwie wszystkim co miało związek z demonami i królestwem Wyklętych. Powszechnie wiadomo było, że to wiedza zarezerwowana tylko dla nielicznych. Zainteresowanie zwykłych ludzi zawsze wzbudzało podejrzenia. Jego fascynacja nie spodobała się większości rektorów instytucji. Pytania, które zadawał czasami lekkomyślnie w obecności wielu innych studentów, sprawiały, że wszyscy czuli się niezręcznie.

Jego kariera na uniwersytecie dobiegła końca pewnej nocy w podziemiach uczelni, gdzie został przyłapany na czytaniu bardzo starych zakurzonych tomów. Były to księgi zakazane. Co prawda, po tym wydarzeniu został wydalony ze szkoły, ale nie był to pierwszy raz jak Aldrick spędzał noc na lekturze w podziemiach, tym samym wzbogacił już znacznie swoją wiedzę. Zanim opuścił przybytek nauki po raz ostatni, znalazł w kieszeni płaszcza tajemniczą notkę, z której wyczytał polecenie odnalezienia magistra Salysa, który niewątpliwie podziela jego zainteresowania.

Niezwłocznie udał się w podróż. Po dotarciu do celu i długiej rozmowie z założycielem niezwykłego stowarzyszenia, Aldrick był przekonany, że odnalazł swoje miejsce na świecie. Obecnie po kilku latach spędzonych pod opieką Salysa był chodzącą encyklopedią wiedzy o królestwie Wyklętych i wszystkim co go dotyczyło. Pracując u boku Edora, Nayi oraz kilku innych, młody mężczyzna ciągle poszerzał ową wiedzę.

Edor ponownie wrócił myślami do wielkiego domostwa, deszczu, błota i zadania, które na nich czekało.

Gdy zbliżyli się do wielkiego ganku, gdzie pod dachem paliły się kolejne lampy oliwne, spojrzał pytająco na Nayę.

Pokręciła przecząco głową.

– Nic, przynajmniej nie tu na zewnątrz, ani nigdzie w pobliżu.

Podszedł do podwójnych drzwi wejściowych i zastukał wielką zdobioną kołatką.

Zdążyli ściągnąć kaptury przemoczonych płaszczy, gdy drzwi otworzyły się. W szparze ukazała się rumiana twarz z pokaźnymi bokobrodami i szeroko otwartymi oczami.

– Jesteście od pana Salysa? – zapytał niepewnie otyły jegomość.

– Magistra Salysa. – Rzucił Aldrick.

– Ach tak, oczywiście, proszę wybaczyć. Zapraszam do środka. – Usunął się na bok, pozwalając im przekroczyć próg.

– Nazywam się Velves Beron. To ja prosiłem szanownego magistra o pomoc.

Trójka przybyłych popatrzyła po sobie ze zmarszczonymi brwiami.

Gospodarz zrozumiał konsternację.

– Niestety, ze względu na sytuację panującą obecnie w domu musiałem odesłać tymczasowo służbę, dlatego sam wam otwieram. Widzę, że konie już w stajni, wyśmienicie. – Zakończył z uśmiechem.

– Wybaczcie, ale ból pleców nie pozwala mi pomóc wam z płaszczami. Tam obok drzwi są wieszaki, bądźcie tak mili i powieście je sami. – Dodał, tym razem z przesadnym grymasem na okrągłej twarzy.

Ból pleców, zapewne spowodowany dźwiganiem ogromnego brzuszyska, którym mógł pochwalić się właściciel domu, zauważył w myślach Edor.

– Zapraszam do jadalni. Ogrzejecie się przy kominku i skosztujecie skromnego poczęstunku.

Pomimo zdjęcia płaszczów, bagaże i broń nieśli przy sobie. Nigdy nie pozbywaj się broni w nieznanym miejscu, głosiła jedna z zasad.

Przygruby właściciel sapiąc poprowadził ich w głąb posiadłości.

Wnętrze domu było słabo oświetlone, brak służby rzucał się w oczy.

W jadalni powitał ich zapach pieczonego drobiu, odgłosy trzaskających w kominku polan oraz przyjemne ciepło roznoszące się po izbie.

Zasiedli do stołu. Naya przycupnęła najbliżej paleniska.

Światło płonących na stole świec odbijało się na skórze pieczonych gęsi i na powierzchni srebrnego dzbanka na wino. Edor zauważył stos kości na talerzu gospodarza.

– Nie wiedziałem niestety kiedy dokładnie uda wam się dotrzeć, i zacząłem już posiłek, ponieważ staram się jeść o określonych porach. Mam nadzieję, że nie czujecie się urażeni. Nie przywykłem do przyrządzania sobie jedzenia samemu, więc gęsi mogą okazać się suche, wybaczcie.

Określonych porach? Czyli bezustannie, pomyślał z przekąsem przywódca grupy.

– Proszę się nie przejmować, panie Beron. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie nas. Chcielibyśmy jak najszybciej zająć się sprawą, więc jeśli to nie kłopot to proszę opowiedzieć od początku, co przytrafiło się pana szanownej żonie. Dlaczego uważa pan że została opętana.

– Tak, oczywiście. – Pan domu złapał dzbanek i napełnił kielichy przyjezdnych. Usiadł i spuścił głowę. Zamknął mocno oczy, załkał a następnie odetchnął głęboko.

– Cała ta sytuacja to jakiś koszmar. Zupełnie jakby tej jesieni jakieś mroczne moce uwzięły się na nasze spokojne miasteczko. Najpierw ta okropna historia z wampirem w domu publicznym, nie żebym tam kiedyś sam zaglądał, ale ta afera wstrząsnęła wszystkimi. Teraz z kolei słyszy się o bandach gnomów przychodzących z pobliskich lasów i pod osłoną nocy włamujących się do gospodarstw na obrzeżach miasta. – Spojrzał każdemu z obecnych w oczy, ale widząc, że nie wywarł na nikim większego wrażenia, kontynuował mowę.

– Moja najdroższa Selia, sens mojego życia – Znów mocno zamknął oczy i odetchnął głęboko.

– Od pięciu dni jej zachowanie bardzo mnie niepokoi. Z początku była bardzo cicha, zamknięta w sobie, zupełnie jak nie ona. Widzicie, Selia zawsze była gadatliwa, lubiła rozmawiać ze wszystkimi, nawet służba nie mogła uniknąć częstego zagadywania przez nią, a jak rozmówcy się skończyli, to po prostu nuciła sobie pod nosem. Wyobraźcie sobie zatem moje zdziwienie, jak z dnia na dzień zupełnie zamilkła, była… nieobecna. Z początku myślałem, że zmogła ją jakaś choroba, ale potem zaczęła, zachowywać się niezwykle… agresywnie. Kiedy Febrina, moja służąca próbowała ją uspokoić, ta rzuciła się na nią z krzykiem i podrapała jej twarz. Krzyk to jedyne co można było od niej usłyszeć. We trzech musieliśmy ją poskramiać. Ja, chłopiec stajenny i Dorus, nasz kucharz. Niemożliwe żeby chora osoba miała tyle siły. Przywiązaliśmy ją do łóżka i tak leży. Nie je, nie pije. Jak mówiłem, służbę musiałem odesłać. Chcieli mi tu sprowadzać jakiegoś lokalnego guślarza. – Spojrzał na nich z miną niedowiarka.

– No przecież jak nic to jest sprawa jakiejś czarnej magii, nie znam się na tym ale nie widzę innego wytłumaczenia.

Trójka gości wymieniła przelotnie spojrzenia, a gospodarz ciągnął dalej.

– Wtedy postanowiłem skontaktować się waszym czcigodnym mocodawcą. Moja kochana Selia, musi wyzdrowieć. Zapłacę każdą cenę. Wiedzcie, że oprócz zapłaty dla magistra, zamierzam dorzucić po garści srebrników dla każdego z was.

– Czy pana żona coś mówiła? Może coś w jakimś obcym języku? – zapytał Edor, zupełnie ignorując uwagę na temat zapłaty.

– Nic, absolutnie, no może poza dźwiękami, które wydawała, kiedy atakowała innych, ale nie nazwałbym tego mową.

Aldrick mamrocząc pod nosem, kartkował otwarty przed sobą gruby notatnik. Przerywał co chwilę wsłuchując się w wypowiedź Berona.

– Gdzie znajdziemy pańską żonę? 

Gospodarz uniósł tłustą twarz w stronę sufitu.

– Dokładnie nad nami. Zaprowadzę was.

– Lepiej, żeby pan został tutaj, proszę tylko wskazać nam drogę. – Usłyszał w odpowiedzi.

– Ach skoro tak uważacie, aczkolwiek…

– Pod żadnym pozorem proszę nie wchodzić na górę. – Przerwał mu zimnym tonem Edor.

– Może pan słyszeć rzeczy, które będą pana znacznie niepokoić, ale proszę się nie przejmować. Kiedy skończymy, zejdziemy lub zawołamy pana. Zaczynajmy – powiedział spoglądając na kompanów.

Wszyscy troje podnieśli się i zabierając swoje rzeczy ruszyli we wskazanym przez gospodarza kierunku.

Pod drzwiami sypialni przystanęli na chwilę.

– Nadal nic nie czuję – powiedziała zdziwionym głosem Neya.

– Może dobrze się ukrywa – zasugerował Aldrick

– Wątpię – odparła dziewczyna.

– Na początek zaznaczyłem kilka zaklęć wywołujących, potem będę musiał szukać na bieżąco – oznajmił były student.

– Zatem wejdźmy się przywitać. – Zakończył przywódca i złapał za klamkę.

 

 ****

Velves Beron siedział przy stole wpatrując się w ogień kominka, kiedy usłyszał odgłos zamykanych na górze drzwi. W napięciu wsłuchiwał się, usiłując wyłowić jakiekolwiek dźwięki.

Najpierw zdawało mu się, że słyszy dłuższą rozmowę pomiędzy trójką przybyłych wybawców, głosy były stłumione, więc nie rozumiał co mówią.

Następnie wrzaski małżonki, na przemian z gorączkową wymianą zdań między jego gośćmi.

Głos chłopaka, oficjalnie wypowiadającego coś, przerywając co chwila między zdaniami. Wtedy ogień świec na stole zaczął migotać, zupełnie jakby wiatr pojawił się w jadalni. Płomienie na polanach w kominku, również zaczęły tańczyć w nienaturalny sposób.

Znów krzyki Selii i ponowna wymiana zdań podniesionymi głosami.

Kolejne wygłaszanie przez chłopaka niezrozumiałych zdań.

Wrzaski żony zaczęły narastać, przerywane krzykami przybyłych i nagle urwały się. Koniec. Cisza.

Po chwili zaczęła się rozmowa, która trwała niepokojąco długo. Nie mógł dosłyszeć głosu najdroższej. Na pewno śpi wyczerpana. Biedactwo, tyle przeszła, ale teraz będzie już wszystko dobrze. Wszystko będzie jak przed… Jak przedtem.

Usłyszał otwierające się drzwi i odgłos śpiesznie schodzących po schodach gości.

Nie zdążył podnieść się z krzesła, kiedy pojawili się w jadalni.

– Chyba zapomniałeś nam o czymś wspomnieć – rzucił najstarszy z nich, obszedł Velvesa a następnie wyciągną rękę zza pleców i postawił na stole głowę Selii.

Oczy Berona prawie wyskoczyły na wierzch.

– Co to ma być!? Coście uczynili?! – ryknął, wyjątkowo szybko zrywając się z krzesła.

Równie szybko sztylet ściskany w ręku przez Nayę pojawił się przy jego gardle.

Stanął jak wryty.

– Siadaj. – Usłyszał zza pleców stanowczy głos młodej kobiety.

Powoli usiadł z powrotem na miejsce. Spojrzał znów na głowę na stole i zalał się łzami.

– Och Selio, moja najdroższa… – wydukał łkając.

Naya stała bez ruchu, trzymając sztylet przytknięty do szyi Berona. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Edor obrócił krzesło i rozwalił się na nim, wyciągając nogi i opierając się bokiem o stół. Aldrick usiadł naprzeciwko i ze skupieniem przyglądał się całej sytuacji.

Gospodarz po kilku chwilach głębokiej rozpaczy, zacisnął pięści i spojrzał wściekłym wzrokiem na przywódcę grupy.

– Zapłacicie za to! Zrobię wszystko co w mojej mocy… – Przyciśnięty mocniej do gardła nóż przerwał mu w pół zdania.

Edor wpatrywał się w niego przez chwilę zamyślonym spojrzeniem, następnie wziął jedno z jabłek ze zdobnej misy na stole i zaczął powoli je chrupać. Beron patrzył na niego ze wstrętem.

– Obawiam się, że nie jesteś w dobrej pozycji, by nam grozić. Śmiem nawet twierdzić, że to ty powinieneś się teraz obawiać o swoją przyszłość. Nekromancja jest surowo zakazana od wielu lat. Konsekwencje takiego czynu moga być niewyobrażalne. Szczególnie dla osoby starszej, jak ty Velvesie. – Ugryzł kolejny kawałek jabłka.

W oczach Berona pojawił się strach, przełknął powoli ślinę.

– Nekro…co takiego? – zapytał. Prawie szeptem, jakby nagle zabrakło mu sił by użyć strun głosowych.

Edor widział, że rozmówca zmiękł, więc kontynuował twardo.

– Nie udawaj, ze nie wiesz o co chodzi. Po prostu próbowałeś oszukać niewłaściwych ludzi. Sugeruję teraz, abyś opowiedział nam wszystko, nie pomijając żadnych drobiazgów, a szczególnie tego, kto wskrzesił twą ukochaną. Wiem, że nie zrobiłeś tego sam, bo nie jesteś typem człowieka, który byłby zdolny do czegoś takiego.

Pan domu opuścił powoli głowę Kilka łez spłynęło po jego pulchnych policzkach. Wciągnął głęboko powietrze.

– Jeśli ktoś tu został oszukany, to tylko ja, ale dobrze, opowiem wam wszystko.

Pociągnął nosem i zaczął.

– Byliśmy małżeństwem od trzech lat. Wiem, że to krótko ale były to najlepsze lata mojego życia. Selia była młodsza ode mnie o trzydzieści lat, ale ciągle utwierdzała mnie w przekonaniu, że jest ze mną szczęśliwa. Moi krewni, przyjaciele, wszyscy mi jej zazdrościli. Życie układało się jakbym sobie wymarzył. Do tego przeklętego dnia…– przerwał by ponownie zapłakać. – Kiedy dowiedziałem się, że mnie zdradziła. Mój świat się zawalił. Tego wieczoru wybuchła między nami kłótnia, w przypływie złości uderzyłem ją raz. Niestety to wystarczyło, by straciła równowagę i przewracając się uderzyła głową o komodę. Straciła przytomność. Czym prędzej wezwałem zaufanego medyka, Lochara. Niestety było już za późno. Wpadłem w rozpacz. Wtedy Lochar zasugerował, że być może zna kogoś, kto mógłby mi jeszcze pomóc.

Na twarzy Berona pojawiło się jeszcze więcej strachu.

– Zabraliśmy ciało i czym prędzej wyruszyliśmy. Wspomnianym kimś okazał się tajemniczy jegomość, mieszkający poza miastem. Być może wyglądał podejrzanie, ale ja nie myślałem o niczym innym, jak o odzyskaniu mojej najdroższej. Zrozumcie, że w jednej chwili tego wieczoru straciłem sens mojego życia. Mój ówczesny wybawca nie chciał nawet ze mną rozmawiać. Dogadali się z Locharem i zostałem poinformowany, że musimy zostawić ciało Selii tej nocy u niego. Powiedział, że następnego ranka okaże się, czy udało mu się mi pomóc. Tamtej nocy nie zmrużyłem oka nawet na chwilę. Opłacało się czekać, bo niedługo po świcie, do mych drzwi zapukał medyk, a z nim nie kto inny jak moja żona. Cała i zdrowa. Nie mogłem przestać się radować. Przepraszałem ją na kolanach, za to co zrobiłem i powiedziałem, że jej zdradę puszczę w niepamięć. Wróciła do mnie, to było wtedy najważniejsze. Niestety po kilku dniach zaczęło się jej pogarszać. Co było dalej, już wiecie. Nie mówiłem tylko, że wezwałem ponownie medyka, gdy Selia zrobiła się agresywna. Lochar odmówił skontaktowania się ponownie z tym podejrzanym uzdrowicielem. Powiedział mi tylko, że to osoba, która nie stroni od praktykowania czarów i wielce nierozważne byłoby narażać się na jego złość. Poza tym, zanim przywrócił Selię do żywych, oprócz słonej zapłaty, musiałem zobowiązać się, że nie wspomnę o nim nikomu. Wiecie, Lochar poręczył, że jestem osobą godną zaufania.

Gospodarz schował twarz w dłoniach i stłumionym głosem wypłakał:

– Och, czymże sobie na to zasłużyłem…

Niewzruszony Edor zapytał:

– A skąd pomysł, żeby poprosić o naszą pomoc?

Beron spojrzał na niego spomiędzy pulchnych palców i wrócił do wyjaśnień.

– Może jestem szlachcicem i mam głowę do interesów, ale czarna magia nigdy mnie nie interesowała. Nie mam pojęcia jak to wszystko działa. Febrina, stara służąca podpowiedziała mi, że w zamian za zwrócenie życia, jej ciało zapewne zostało zaoferowane jakiemuś okropnemu demonowi. Dlatego pomyślałem, że jest opętana.

Przywódca przyjezdnych wyprostował się na krześle.

– Posłuchaj mnie drogi panie Beron. Ucięcie głowy twojej żonie było niestety jedynym sposobem na przerwanie tego co z nią zrobiono. Jej agresywne zachowanie jest niczym w porównaniu do tego, co czekałoby cię już w najbliższym czasie. Wytłumaczysz nam teraz dokładnie gdzie znajduje się miejsce w którym ją wskrzeszono.

– Ale…

– Żadnego ale! Nie obchodzi mnie, że dałeś słowo, ani, że boisz się o swoją skórę. Jeśli spróbujesz nas oszukać, wrócimy tu, a tego byś nie chciał. Sugeruję abyś zajął się pochówkiem żony i nie opowiadał nikomu, co się dziś stało.

 

 ****

 

Zamykając za sobą drzwi, zostawili zrozpaczonego Velvesa Berona ze zwłokami ukochanej w wielkim pustym domu. Deszcz zelżał, więc mogli rozmawiać ściszonymi głosami.

– Nie zamierzasz poinformować o nim nikogo w mieście? – zaczęła Naya

Edor zapatrzył się w ciemność i po chwili odpowiedział spokojnym głosem.

– Młoda dzierlatka owinęła go sobie wokół palca. Zapewne miała tu życie o jakim niejedna jej rówieśnica mogła tylko zamarzyć. Stary tłuścioch z kolei był przekonany, że mu się poszczęściło. Nie wątpię w to że, darzył ją głębokim uczuciem. Pytanie tylko czy z wzajemnością. Ludzie kierowani tak ogromną miłością, zapominają co to zdrowy rozsądek i w imię tej miłości posuwają się do różnych czynów. Często niezrozumiałych dla innych. Uważam, że wydarzenia dzisiejszego wieczoru wystarczą jako kara dla niego. Jakie jest wasze zdanie?

– Tak, masz rację Edor – odparł Aldrick.

Naya pomijając odpowiedź podjęła następna kwestię.

– A co z tym nekromantą?

– Jak to co? Musimy go powstrzymać.

– Czy to na pewno jest zadanie dla nas?

– Wiem, że jest nas tylko troje, ale zamierzam podjąć ryzyko.

Dziewczyna oburzyła się z lekka.

– Nie o to mi chodziło. Tak, jesteśmy wystarczająco wyszkoleni w walce, by podjąć to ryzyko, ale jaki związek ma nekromancja z demonami i wyklętymi?

– Student, masz okazję się wykazać – rzucił Edor.

– Och nie, nie znoszę tych jego wykładów. – Skrzywiła się Naya.

Aldrick odpowiedział szerokim uśmiechem i zaczął.

– Nekromanta posługując się zaklęciami z powszechnie zakazanej Księgi Umarłych, jest w stanie wskrzesić zmarłego. Wracający do życia nie jest niestety ta samą osobą. Jedynie wyglądem przypomina siebie sprzed śmierci. Nekromanta, po upływie jakiegoś czasu od wskrzeszenia (niestety nie wiadomo dokładnie jaki to czas), używając tej samej Księgi Umarłych, może kontrolować tę osobę, lub trupa, jak kto woli to nazywać. Teraz robi się ciekawiej. Nekromanci to jednocześnie kapłani… kultu Arrobenusa i tylko za jego przyzwoleniem mogą posługiwać się tymi czarami.

Aldrick zakończył poważnym spojrzeniem w kierunku dziewczyny.

Naya zamarła i po chwili wyszeptała pod nosem.

– To jeden z… Wyklętych.

– Król umarłych. Dlatego musimy zbadać całą sprawę, odebrać księgę i spróbować wyciągnąć od kapłana jak najwięcej. To może być większa sprawa. Obawiam się, że sam Arrobenus coś knuje.

Wyprowadzili konie ze stajni. Wiatr, który przegnał chmury deszczowe zaszeleścił liśćmi pobliskiego dębu. Dosiedli wierzchowce w ciszy i ruszyli w mrok, we wskazanym przez nieszczęsnego Berona kierunku.

Koniec

Komentarze

Taka sobie opowiastka o konsekwencjach korzystania z usług osób, z którymi nie powinno się zawierać żadnych umów, ani dawać im żadnych zleceń, zwłaszcza kiedy szalone uczucie zdaje się przesłaniać rozum i zdrowy rozsądek.

Opowiadanie jest napisane bardzo źle – mnogość błędów, usterek, literówek i nie najlepiej skonstruowanych zdań, że o źle zapisanych dialogów i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę, mocno utrudnia lekturę i nie pozwala należycie skupić się na czytanej treści.

Mam wrażenie, Plasteriksie, że przed opublikowaniem opowiadania, w ogóle go nie przeczytałeś.

 

po­ja­wi­ły się nie­wia­do­mo skąd. ―> …po­ja­wi­ły się nie­ wia­do­mo skąd.

 

Konie stę­pa­ły nie­spiesz­nie drogą… ―> Konie stą­pa­ły nie­spiesz­nie drogą

 

Prze­jeż­dża­li wzdłuż oka­la­ją­ce­go wiel­ką po­sia­dłośc muru… ―> Literówka.

 

– Je­ste­śmy na miej­scu! -za­ko­mu­ni­ko­wał do­no­śnie… ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Za­cią­gnię­te nisko kap­tu­ry nie po­mo­ga­ły w ko­mu­ni­ka­cji. ―> Literówka.

 

– Chodź­my, brama otwar­ta, na­pew­no nas ocze­ku­ją. ―> – Chodź­my, brama otwar­ta, na­ pew­no nas ocze­ku­ją.

 

Zła­pał za wodze i po­pro­wa­dził wierz­chow­ca… ―> Zła­pał wodze i po­pro­wa­dził wierz­chow­ca

 

 – Chyba wcze­śnie cho­dzą spać– za­uwa­żył, od­wra­ca­jąc się do swych to­wa­rzy­szy. ―> Brak spacji przed półpauzą.

 

Czę­sto wra­cał my­śla­mi do tego dnia, byc może… ―> Literówka.

 

– Go­to­we! Niech od­pocz­ną bie­da­czy­ska. – po­wie­dział mło­dzie­niec… ―> Zbędna kropka po wypowiedzi. –> Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Tłu­ma­czył się za­wsze, że rzą­dza wie­dzy go prze­ro­sła. ―> Tłu­ma­czył się za­wsze, że żą­dza wie­dzy go prze­ro­sła.

Sprawdź, czym się różnią rządzażądza

 

Po­wszech­nie wia­do­mo było, że ta wie­dza była prze­zna­czo­na… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

za­wsze wzbu­dza­ło podejrzenia.Jego… ―> Brak spacji po kropce.

 

wzbo­ga­cił juz znacz­nie swoją wie­dzę. ―> Literówka.

 

Zanim opu­ścił bu­dy­nek przy­byt­ku nauki po raz ostat­ni… ―> Wystarczy: Zanim opu­ścił przy­byt­ek nauki po raz ostat­ni

 

Nigdy nie po­zby­waj sie broni… ―> Literówka.

 

Przy­gru­by wła­ści­ciel po­pro­wa­dził ich sa­piąc w głąb po­sia­dło­ści. ―> Co to znaczy, że właściciel sapał w głąb posiadłości?

A może miało być: Przy­gru­by wła­ści­ciel, sapiąc, po­pro­wa­dził ich w głąb po­sia­dło­ści.

 

Naya usa­do­wi­ła się naj­bli­żej pa­le­ni­ska.

Świa­tło pa­lą­cych się na stole świec od­bi­ja­ło się na skó­rze… ―> lekka siękoza.

 

i za­czą­łem juz po­si­łek… ―> Literówka.

 

Chcie­li­by­smy jak naj­szyb­ciej… ―> Literówka.

 

Pan domu zła­pał za dzba­nek i na­peł­nił kie­li­chy przy­jezd­nych. ―> Pan domu zła­pał dzba­nek i na­peł­nił kie­li­chy przy­jezd­nych.

 

to po­pro­stu nu­ci­ła sobie pod nosem. ―> …to po­ pro­stu nu­ci­ła sobie pod nosem.

 

zu­peł­nie za­mil­kła, była…nie­obec­na. ―> Brak spacji po wielokropku. Ten błąd pojawia się kilkaktornie.

 

Soj­rzał na nich z miną nie­do­wiar­ka. ―> Literówka.

 

– No prze­cierz jak nic to jest spra­wa… ―> – No prze­cież jak nic to jest spra­wa

 

a go­spo­darz cią­gnąl dalej. ―> Literówka.

 

po gar­ści srebr­ni­ków dla każ­de­go z Was. ―> …po gar­ści srebr­ni­ków dla każ­de­go z was.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

no może poza dzwię­ka­mi… ―> Literówka.

 

God­po­darz uniósł tłu­stą twarz w stro­nę su­fi­tu. ―> Literówka.

 

potem będę mu­siał szu­kać na bie­rzą­co. ―> …potem będę mu­siał szu­kać na bie­żą­co.

 

Naj­pierw zda­wa­ło mu sie, że sły­szy dłuż­szą roz­mo­we po­mie­dzy trój­ką… ―> Literówki.

 

Na­pew­no śpi wy­czer­pa­na. ―> Na­ pew­no śpi wy­czer­pa­na.

 

teraz bę­dzie juz wszyst­ko do­brze. ―> Literówka.

 

Po­wo­li usiadł spo­wro­tem na miej­sce. ―> Po­wo­li usiadł z po­wro­tem na miej­sce.

 

Zpoj­rzał znów na głowę… ―> Literówka.

 

Przy­ci­śnie­ty moc­niej do gar­dła… ―> Literówka.

 

to ty po­wi­ni­neś się teraz oba­wiać… ―> Literówka.

 

Kon­se­kwen­cje ta­kie­go czynu moga być nie­wy­obra­żal­nie cięż­kie. ―> Kon­se­kwen­cje ta­kie­go czynu mogą być nie­wy­obra­żal­ne.

 

za­bra­kło mu sił by urzyć strun gło­so­wych. ―> …za­bra­kło mu sił by użyć strun gło­so­wych.

 

Po­pro­stu pró­bo­wa­łeś oszu­kać… ―> Po ­pro­stu pró­bo­wa­łeś oszu­kać

 

Su­ge­ru­ję ci teraz opo­wie­dzieć nam wszyst­ko, bez po­mi­ja­nia żad­nych dro­bia­zgów… ―> Raczej: Su­ge­ru­ję teraz, abyś opo­wie­dział nam wszyst­ko, nie pomijając żad­nych dro­bia­zgów

 

Wcią­gnął głe­bo­ko po­wie­trze. ―> Literówka.

 

Selia była młod­sza ode mnie o 30 lat… ―> Selia była młod­sza ode mnie o trzydzieści lat

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

prze­wra­ca­jąc sie ude­rzy­ła głową… ―> Literówka.

 

że byc może zna kogoś… ―> Literówka.

 

Byc może wy­glą­dał po­dej­rza­nie… ―> Literówka.

 

Co byo dalej, już wie­cie. ―> Literówka.

 

Po­wie­dził mi tylko… ―> Literówka.

 

cze­ka­ło­by cię juz w naj­bliż­szym cza­sie. ―> Literówka.

 

co sie dziś stało. ―> Literówka.

 

– Nie za­mie­rzasz po­in­for­mo­wać ni­ko­go w mie­ście o nim? ―> Raczej: – Nie za­mie­rzasz po­in­for­mo­wać o nim ni­ko­go w mie­ście?

 

o jakim nie jedna jej ró­wie­śni­ca… ―> …o jakim niejedna jej ró­wie­śni­ca

 

– Czy to na­pew­no jest za­da­nie dla nas? ―> – Czy to na­ pew­no jest za­da­nie dla nas?

 

z po­wszech­nie za­ka­ze­nej Księ­gi Umar­łych… ―> Literówka.

 

może kon­tro­lo­wać osobę… ―> …może kon­tro­lo­wać osobę

 

za jego przy­zwo­le­niem moga po­słu­gi­wać sie tymi… ―> Literówki.

 

To może byc więk­sza spra­wa. ―> Literówka.

 

Byś może sam Ar­ro­be­nus coś knuje. ―> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za wszystko. Jutro zabieram się za poprawianie. Pozdrawiam.

Wczoraj dodałam tutaj komentarz, ale zniknął, gdy (jak się domyślam) opowiadanie zostało cofnięte do wersji roboczej.

Więc teraz krótko: niestety, nie zaliczę lektury do przyjemnych. O ile na początku było ciekawie, tak później ciężko było przedzierać się przez gąszcz błędów; uwaga czytelnika jest odwracana już na samym wstępie od tego, co się dzieje, do wspominek z przeszłości i tła dla towarzyszy głównego bohatera; w pustej stajni zostawiono palącą się lampkę oliwną – toż to proszenie się o pożar; cała akcja dzieje się off screenowo, a czytelnikowi pozostają tylko dialogi, w których bohaterowie tłumaczą sobie nawzajem, co się wydarzyło; tekst pozostawia uczucie niepełnego – zdecydowanie wolałabym poczytać, co się działo z tym nekromantą.

deviantart.com/sil-vah

Hej Silva. Tak, cofnąłem do wersji roboczej, żeby poprawić wszystkie błędy. Nie wiedziałem, niestety, że to spowoduje zniknięcie komentarzy. Ja nadal widzę wszystkie. Dziękuję serdecznie za Twoje uwagi i Twój czas. Jeśli chodzi o opisy bohaterów, to przy którymś z poprzednich tekstów wytknięto mi, że nic nie napisałem o bohaterach, że nie wiadomo kim są itd. Tym razem chciałem to poprawić. Cała reszta uwag przyjęta na pokład. Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam :)

Cześć!

Tekścik przeczytałem, i nawet jakieś błędy wyłapałem (a jeśli ja coś wyłapałem czytając na telefonie, to jest tego więcej). Czy poprawiłeś już to, co regulatorzy zaznaczyła?

Nastrojowo zaczynasz, ta mroczna jazda w deszczu, ale później tekst się trochę duży. Sama koncepcja z potencjałem, choć warsztatowo należało by to trochę dopracować, ale mam wrażenie, że opowiadanie kończy się, gdy akcja właściwie się dopiero zawiązuje. Z chęcią przeczytał bym o zmaganiach z nekromantą, o strachu, o czarach. Albo chociaż dowiedział się, co się stało w pokoju. A tym czasem mamy głównie jazdę w deszczu i rozmowy w kuchni.

Mamy tez morał, ale on jest jakoś tak wprost pokazany, bez zwrotów akcji, wszystko zdaje się być przewidywalne, choć jest to jak znalazł prolog do jakiejś dłuższej, bardziej zakręconej historii.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Krar! Dziękuję za Twój czas i uwagi :)

Kilka moich poprzednich tekstów było skupionych na akcji. Staram sie za każdym razem pisać coś innego i ta “przegadana” forma tego opowiadania była zaplanowana. 

Wiem, że muszę pracować nad warsztatem. Staram się pisać jak najwięcej i jak najczęściej. 

Jeśli ktoś ma jakieś podpowiedzi, sugestie na temat tego, jak poprawić warsztat to byłbym za nie bardzo wdzięczny. Pozdrawiam wszystkich :)

Plasterixie, cieszę się, że moje uwagi się przydały :) Wobec tego życzę powodzenia przy kolejnych tekstach!

Jeśli chodzi o opisy bohaterów, to przy którymś z poprzednich tekstów wytknięto mi, że nic nie napisałem o bohaterach, że nie wiadomo kim są itd.

Zrozumiałe, tutaj jednak do momentu, aż skończyła się historia Nayi, prawie zapomniałam, gdzie i kiedy toczy się właściwy czas akcji. A kiedy pojawiło się drugie backstory, miałam nadzieję, że nie będziemy zaraz poznawać przeszłości jeszcze trzeciego bohatera ;)

deviantart.com/sil-vah

W takim razie, muszę nauczyć się zachować równowagę, między opisami a akcją. Popracuję nad tym :) Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam.

Nowa Fantastyka