Tej nocy nikt nie zaśnie.
Ja też, choć mogłabym spać spokojnie, jako że znam odpowiedź.
Znamy ją tylko my dwie. Księżniczka i ja.
Przybyłyśmy do Miasta kilka dni temu. Ona, pewna siebie, jak zawsze – jak i teraz, kiedy patrzę na nią, siedzącą na stopniach Niebiańskiego Pałacu, wpatrzoną w białe lotosy: gwiazdy na tle ciemnej, nieruchomej wody cesarskiej sadzawki. I ja, wpatrzona w nią. Jak zawsze.
Jak do wczoraj, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam księcia – w pałacowym oknie, skąpanego w księżycowej poświacie. Ja, od dziś niewiedząca, któremu z nich pomóc, komu służyć.
W tym pałacu, na którego stopniach siedzi teraz moja pani, wpatrzona w lśniącą biel lotosów, dawno temu wydarzyła się tragedia, ważąca na losach nas wszystkich. Jak przed wiekami na dziejach naszych przodków.
– W tym pałacu – powiedział książę do mojej pani głosem cichym, a zarazem twardym jak stal – setki lat temu ciszę rozdarł krzyk, którego echo długo błąkało się po zimnych, pustych komnatach, by znaleźć schronienie w mojej duszy.
Kiedy wypowiadał te słowa, jego ciemne oczy zmieniały barwę, stając się błękitne niczym lód, zimne jak światło księżyca. Yue-Liang, księżycowy książę.
– Wiem, co się wtedy wydarzyło – odparła moja pani ze spokojem.
– Doprawdy? – Zaśmiał się gorzko. – Wiesz, jak boli zdrada? Myślisz, że Kun-Rao krzyczał z bólu, nieznana dziewczyno?
Podszedł do niej wśród szelestu jedwabiu: do mojej księżniczki odzianej w prosty strój stepowego jeźdźca, w jakim przybyła.
Podszedł blisko, mógłby ją zabić jednym ruchem ukrytego wśród szat sztyletu. Nie cofnęła się, nawet nie drgnęła, patrząc mu prosto w oczy. W jej wzroku było to, co tam ujrzałam, gdy książę na krótką chwilę pojawił się w oknie. Upór, na który nie ma lekarstwa. Upór grożący śmiercią: zdołała się jej wymknąć, by teraz z własnej woli na nią czekać nad sadzawką z białymi lotosami. Zakochanie na śmierć. Zakochanie w śmierci.
Zastanawiałam się, co widać w moich oczach.
Księżniczka milczała.
– Setki lat temu – odezwał się znów Yue-Liang głosem pełnym bólu – kobieta, którą z wielkiej miłości poślubił mój przodek, dopuściła się zdrady. Zabiła go, pogrążając królestwo na długie lata w chaosie. Udała uczucie, by go omotać, by wydać miasto i kraj na pastwę ludu, z którego pochodziła. Lecz to nie jej sztylet go zabił, nieznajoma dziewczyno, tylko zdrada. Umierając, przeklął ród kobiecy, a ja, daleki potomek zdrajczyni i zdradzonego, urodziłem się dla zemsty. Kun-Rao żyje we mnie.
W tej chwili w odległym ogrodzie zaświergotał ptak, przerywając księciu, i przez jedno uderzenie serca dojrzałam także w jego oczach coś, czego nie spodziewałam się tam zobaczyć. Yue-Liang nie pragnął śmierci mojej pani.
– Odejdź, nieznana dziewczyno. Odejdź i nie wracaj tu więcej. Niech na mnie zakończy się przeklęty ród.
Czy i ona to zauważyła? Czy dlatego siedzi teraz na stopniach pałacu, wpatrzona w ciemną wodę sadzawki, wypatrując śmierci, na którą skazała samą siebie, jeśli ktokolwiek pozna tajemnicę? Czy też jest tak ufna w jej dochowanie?
Tak ufna w moją lojalność.
Zapatrzona w księcia, w zadanie, które sobie wyznaczyła, nie widziała moich oczu, w których od tamtej chwili, kiedy Yue-Liang pojawił się w oknie, blady w księżycowej poświacie, płonie ogień tęsknoty. Zabierając mnie tu, nie pomyślała, że zabiera mnie do domu moich przodków, między duchy tych, których pozabijał jej pradziad.
– Nie odejdę. – Głos mojej pani zabrzmiał jak trzaśnięcie biczem.
Tłum zgromadzony na dziedzińcu zafalował. Czy tak było zawsze, ilekroć pojawiła się kobieta dość odważna, by próbować pokonać księcia?
– Zagadki są trzy, a śmierć jedna – odparł książę, nie spuszczając z niej wzroku. – Tak stanowi prawo. Moje serce może zdobyć jedynie kobieta, która je wszystkie odgadnie. Każda inna zginie z ręki kata.
– Zagadki są trzy, a życie jest jedno, książę.
Odwrócił wzrok. Zerknęłam na cesarza, jego ojca, siedzącego nieruchomo na złotym tronie, w złotej masce i złotych szatach. „Jak słońce” – pomyślałam, czując dreszcz na myśl o zimnych oczach księcia. Cesarz drgnął i wydało mi się, że słyszę cichy szloch starca, który nie zdołał przekonać mojej pani do odejścia.
Nikt nie potrafi przejść obok niej obojętnie. I ona jest jak słońce, wydaje się urodzona do tego pałacu, złotego tronu i złotych szat, a nie do ciemnej wody i zimnego światła odbitego w białych jak śnieg płatkach kwiatów. Przemknęło mi przez myśl, że i odziany teraz w srebro książę jest do tego stworzony. A ja? Ja jestem tylko cieniem: mojej rodziny, wziętej do niewoli, kiedy przodkowie księżniczki pokonali to królestwo.
Jeśli kobieta, która zdradziła Kun-Rao, była jak ona, nikt nie zdołałby się jej oprzeć. Księżniczka jednak nie jest zdradziecka. Oszukała mnie raz: nie mówiąc o celu podróży. „Jedziemy zwiedzać świat, Liu” – oznajmiła, każąc siodłać dla nas najlepsze konie z królewskiego stada swego ojca. A jednak od początku zmierzała tu, do Niebiańskiego Pałacu, by odwrócić to, co wieleset lat temu wydarzyło się z winy jej krewnej.
Aby to odwrócić albo umrzeć.
– Słuchaj więc, nieznajoma dziewczyno. – W głosie księcia pobrzmiewał teraz bezbrzeżny smutek. A potem nastała długa cisza, aż słowa, które w końcu zabrzmiały, wydały się dochodzić z odległej przeszłości. – Pośrodku najczarniejszej nocy pojawia się iskierka, rozpościerająca skrzydła nad całą pogrążoną w mroku ludzkością. Wszyscy ją wzywają, wszyscy o nią błagają. Światło znika o świcie: każdej nocy się rodzi, każdego dnia umiera.
Tłum zgromadzony przed pałacem wstrzymał oddech, ciszy nie zakłócały nawet ogrodowe ptaki, słychać było jedynie cichy szmer wody w dalekich fontannach. Obserwowałam moment wahania, nieodgadnioną minę mojej pani. Przeczuwałam odpowiedź – ale nie wiedziałam już, komu życzę zwycięstwa. Jeśli księżniczka zginie, ja – podobnie jak każda kobieta – będę mogła stanąć na jej miejscu. Pragnęłam tego, od kiedy zobaczyłam Yue-Lianga. Domagała się tego krew przodków, pragnąca zjednoczenia z własnym rodem. Domagały się tego moje własne uczucia.
– Mój książę – powiedziała cicho pani, a przez tłum przeszedł jęk – nietrudno odgadnąć, o co pytasz, kiedy jest się przepełnionym tym uczuciem tak jak ja, od kiedy weszłam w progi tego pałacu.
Znów zapadła cisza jak makiem zasiał. Nikt nawet nie drgnął, choć wyczułam, że cesarz nasłuchuje pilnie zza złotej maski, jakby i jemu udzieliło się uczucie, o które pytał książę. „Święte prawo cesarskiego syna” – szeptano na ulicach Miasta. „Nie nam się mu sprzeciwiać” – mówiono, pochylając głowy z szacunkiem. A jednak czuło się tu jedno przemożne pragnienie: by znalazła się ta, która odgadnie zagadki. By uwolniła kraj od klątwy, zapewniła przetrwanie dynastii.
Moja pani uniosła ręce do góry i zawołała donośnie:
– Nadzieja! Tak brzmi odpowiedź na to pytanie, książę!
Odwrócił się szybko, nie zdążyłam dostrzec wyrazu jego twarzy. Na złotym tronie zaszeleścił złoty jedwab, moich uszu dobiegło ledwie słyszalne westchnienie ulgi. Wśród ludu rozległy się okrzyki radości i zachęty.
– Tak, nadzieja, królowa ułudy! – rzucił Yue-Liang ostro, nie odwracając się. – Lepiej nie daj się ponieść jej skrzydłom, nieznana dziewczyno. Jedna zagadka to za mało, by zmienić moje postanowienie. Posłuchaj drugiej.
Znów zapanowała cisza jak makiem zasiał. Zastanawiałam się, ile księżniczek i zwykłych chłopek, których wyschnięte, skurczone głowy ozdabiały mury miejskie, aż odwracałam wzrok, kiedy mijałyśmy bramę, odgadło choć jedną odpowiedź. Ile zabiła nadzieja.
Zastanawiałam się, czy książę zawsze zadaje te same zagadki.
Ponownie rozległ się gong, a Yue-Liang jednym kocim ruchem przyskoczył do mojej pani, stając z nią oko w oko. Patrzyła na niego chłodnym wzrokiem, jakby to ona rzucała wyzwanie. Upór, na który nie ma lekarstwa.
Książę potrząsnął wachlarzem, światło lampionów odbiło się w maleńkich jak krople rubinach, układających się w skomplikowane wzory na jedwabiu.
– Czym jest to, co migocze niczym płomień, a nie jest płomieniem? – wykrzyknął. – Goreje, gdy pragniesz zwycięstwa, i zamienia się w lód, gdy zostaniesz pokonana? Głos ma cichy, ale każdy go słyszy i każdy nasłuchuje, czy aby nie zamiera?
Poczułam, jak przyspiesza mi serce. Dostrzegłam moment wahania na twarzy pani i wyraz triumfu na obliczu księcia, choć w jego oczach był smutek. Rubiny na wachlarzu zamigotały.
– Nie wiesz, dziewczyno? – zapytał drwiąco Yue-Liang, zerkając w bok.
Kątem oka dostrzegłam, że tam, na granicy wielkiego placu stoi wsparty na ozdobnym toporze kat.
Przez złotą maskę cesarza przemknął cień.
Moja pani wydęła pogardliwie usta.
– Nie pozbawisz mnie łatwo tego głosu, o książę. Przybyłam tu, by zwyciężyć. Pragnienie zwycięstwa rozgrzewa ją we mnie, choć twój wzrok ją mrozi… To krew!
Dlaczego poczułam ukłucie żalu, kiedy wypowiedziała to słowo? Od dzieciństwa byłam jej ulubioną towarzyszką, zaufaną służącą, powiernicą wszystkich sekretów. Wszystkich, za wyjątkiem jednego. Czy tym, że ukryła przede mną cel wyprawy, zasłużyła na nielojalność?
Czy też sprawiły to błękitne jak lód oczy księcia?
W pałacowym ogrodzie rozległa się miłosna pieśń ptaka, wzmagając zapach jaśminów. Świat wstrzymał oddech.
– Odgadłaś dwie zagadki, nieznana dziewczyno – odezwał się Yue-Liang. – Nikt przed tobą tego nie dokonał. Jeśli teraz się wycofasz, oszczędzę cię w uznaniu twojej odwagi i bystrości.
– Miałabym zrezygnować z ostatecznego triumfu? – Księżniczka wyprostowała się z dumą, jakby miała na sobie haftowane jedwabie, a nie prostą skórzaną tunikę. – Zadaj trzecią zagadkę, książę.
W jej oczach dostrzegłam lód. Zrozumiałam, że to, co rozbłysło w nich poprzedniego dnia nie było zakochaniem. Nie w księciu, którego głos podobny do wiosennego wiatru płynął teraz ponad placem, cichnąc z każdym słowem, aż stał się szeptem słyszalnym tylko dla stojącej tuż przy nim mojej pani.
– Lód, który rozpala ogień…
Tyle usłyszałam, zanim słowa rozwiały się w jaśminowych podmuchach, w świergocie ptaków. Zmartwiałym wzrokiem patrzyłam na pobladłą twarz mojej pani. Srebrne szaty księcia zagarniały jej drobną postać. Zdawała się kulić pod ostrzałem jego słów.
– Czym jest ten lód, księżniczko z dalekich krajów? Gdzie jest ogień? – Głos znów wzniósł się ponad wiatr, ogród i ptaki.
Ogień był w mojej piersi, nie w zimnych oczach pani.
– Ty jesteś lodem – wyszeptała.
Rubinowy wachlarz upadł na ziemię, klejnoty rozprysły się niczym krople krwi. Złoty cesarz podniósł się ze słonecznego tronu. Moja pani stała bez ruchu, jakby nie dowierzała temu, co się stało, jakby nie cieszył jej triumf.
– Ty jesteś lodem – syknął książę. – Jak ona.
Odwrócił się ku tronowi ojca. Uniósł rękę, jakby już dawał znak katu.
– Przysięga jest święta, synu. – Drżący głos wiekowego cesarza zabrzmiał donośniej niż uderzenia gongu. – Pozwól mi odejść w pokoju.
Tłum stał w milczeniu, zmrożony reakcją księcia. „To jego prawo, prawo cesarskie jest święte” – niemalże słyszałam ich przerażone myśli. Widziałam to, co oni: głowy zatknięte na włóczniach wokół miasta.
Yue-Liang zerwał z siebie srebrne szaty.
– Nie! – krzyknął. – Nie, ojcze! Nie widzę w niej ognia, który może stopić lód! Lód, który pochodzi od Kun-Rao. Prędzej założę mnisie szaty niż poślubię kobietę, w której oczach i sercu nie ma płomienia miłości!
Patrzę teraz na panią, jak źdźbłem trawy wywołuje fale na gładkiej wodzie sadzawki. Blade światło księżyca odbija się w śnieżnobiałych kwiatach jaśminu. Pod murem przemykają cienie – ci, którzy chcą żyć, idą po mnie, bo tylko ja znam odpowiedź na ostatnią zagadkę.
Powinna była odejść. Dokonała tego, po co przybyła do Miasta. Pokonała księcia.
Trzecia zagadka była próbą. Próbą, której moja pani nie przeszła.
– Nie znasz mojego imienia – szepnęła, wpatrzona w leżące na terakotowym dziedzińcu srebrne szaty i czerwone rubiny. – Jeśli zdołasz je poznać przed świtem, umrę jak moje poprzedniczki. Jeśli moja zagadka cię pokona, wypełnisz wolę ojca.
Upór, na który nie ma lekarstwa. Duma, która nie znosi odrzucenia ani porażki.
W ogrodzie pohukiwanie sowy miesza się z pieśnią słowika. W wysokiej wieży płonie zimne światło, pokrywając szronem cały pałac i miasto. W oknie wysokiej wieży majaczy ciemna sylwetka. Zaciskam dłoń na maleńkim oszlifowanym kamyku, którego ostre krawędzie ranią palce. To jeden z roztrzaskanych rubinów z wachlarza księcia. Czuję jak żar krwi przeciwstawia się lodowym podmuchom, rozprasza mrok.
Patrzę na dziewczynę skuloną nad sadzawką i cienie cesarskich urzędników. Wszystkim grozi śmierć, jeśli przed świtem nie podadzą księciu imienia mojej pani.
Ściskając klejnot, wymykam się z ogrodu.
***
Komnata jest mała i skromnie urządzona. Kiedy staję w progu, widzę smukłą postać na tle księżyca, wypełniającego prawie całe okno. Czuję ucisk w sercu, bo to okno wychodzi na ogród, w którym zapatrzona w lotosy przykucnęła moja pani.
– Kim jesteś, duchu? – pyta Yue-Liang, nie odwracając się.
– Mam na imię Liu i służę tej, która dziś odgadła twoje zagadki, książę.
Spodziewam się, że doskoczy do mnie, by wydrzeć tajemnicę. Ale on stoi nadal przy oknie, czarny cień na srebrnej tarczy księżyca.
– Przyszłaś, by wyjawić mi jej imię, Liu? Dlaczego?
Zza okna dobiega głośny chichot lelka. Wzdrygam się.
– A może pragniesz mnie błagać, bym nie chciał się dowiedzieć? Jak ci wszyscy, którzy myślą jedynie o przetrwaniu dynastii? Obawiają się śmierci, lecz w głębi duszy nie chcą poznać odpowiedzi, bo pragną, bym poślubił twoją panią.
W zimnym głosie księcia pobrzmiewa desperacja.
– A może… Może chcesz mnie zabić?
Lelek milknie, nad ogrodem znów rozbrzmiewa słodki śpiew.
– Podejdź tu, Liu.
Nie śmiem się sprzeciwić. Yue-Liang ujmuje w dłoń mój podbródek, spogląda mi prosto w oczy. Rubin wysuwa się spomiędzy palców i z cichym brzękiem upada na posadzkę z biało-niebieskiej ceramiki. Odpowiada mu szloch.
– Powinnaś umrzeć, Liu – mówi cicho książę. – Nikomu nie wolno widzieć, jak płaczę.
– Płaczesz, książę?
Odwraca głowę, a zimne światło zamienia łzy w kryształki lodu na jego twarzy.
Mówi długo, urywanie, a ja czuję, jak moje serce kamienieje, kiedy wraz z pierwszymi promieniami świtu umiera nadzieja, choć płomień nie zgasł w mojej piersi. Płomień, którego on nie dostrzega, bo widzi tylko lód w oczach i sercu mojej pani. Lód, który pozbawił go nadziei.
Żadne z nich nie chce wygrać. On, ponieważ ją pokochał, i ona, ponieważ zrozumiała, że nigdy tego nie uczyni. A ja? Czy łudziłam się nadzieją, że on dostrzeże mój ogień?
– Ona cię nie zdradzi, książę – mówię, choć każde słowo jest niczym sztylet wbity w moje własne serce. – I ją prześladują duchy z przeszłości.
Wszyscy jesteśmy zakładnikami naszych przodków, to oni uczynili z nas lalki na sznurkach w teatrze cieni.
Yue-Liang podnosi na mnie pytający wzrok. Teraz ja opowiadam. O sobie, o mojej rodzinie, o tym, jak setki lat temu mój pradziad, krewny Kun-Rao, został niewolnikiem zwycięskiego władcy stepowego ludu. Książę słucha, wpatrzony w księżyc.
– Odejdź, Liu. Wróć do swojej pani – mówi w końcu. – Nie chcę znać jej imienia. Jutro ogłoszę moją wolę. I nie lękaj się, nikt dziś nie umrze.
***
– Dziesięć tysięcy lat dla naszej cesarzowej!
Okrzyk, dobywający się z setek gardeł zgromadzonych przed pałacem ludzi, ogłusza. Złote szaty i wysadzany diamentami wachlarz ciążą niczym kamienie. Złota maska ukrywa twarz, po której płyną łzy, zamarzając na policzkach.
Kiedy różowe palce świtu musnęły ciemną wodę sadzawki, ożywiając białe płatki lotosów i jaśminu, w bramie pałacu pojawił się cesarski herold, by paść na kolana przed nami dwiema, skulonymi w cieniu kolumn.
Urzędnicy porwali mnie i oto jestem. Cesarska krewna, wyniesiona na Niebiański Tron z kaprysu księcia. Yue-Liang zniknął z pałacu, pozostawił jedynie list, w którym obwieścił swą wolę.
Moja pani odjechała, nigdy jej nie zobaczyłam. Nigdy nie wypowiadam jej imienia.
Mijają lata, a ja w bezsenne noce, wypełnione zapachem kwiatów i pieśniami ptaków, czekam na heroldów poszukujących po całym świecie tego, co może przywrócić mi sen. Mury miasta ozdabiają wysychające głowy książąt i chłopów, którzy bez powodzenia próbowali zmierzyć się z zagadkami ułożonymi przez cesarskiego syna, a może cesarskiego przodka.
Mijają lata, a ja czekam za złotą maską, aż przed tronem pojawi się mężczyzna zdolny stopić lód, który tamtej nocy wkradł się w moje serce. Na świecie jest jeden taki człowiek, ma na imię Yue-Liang. Czy ujrzę go kiedyś w oczach nieznajomego stającego dumnie u stóp Niebiańskiego Tronu?