- Opowiadanie: drakaina - Nikt nie zaśnie

Nikt nie zaśnie

Opowiadanie, którego nie dałam rady skończyć w żadnym z przedłużanych terminów konkursu Zamiana, więc bez konkursowego tagu, żeby nie zaburzać jurorce pracy ;)

 

Tekst jest inspirowany z(a)mianowo “Turandot” w wersji bardziej Pucciniego niż Gozziego. W pierwszym komentarzu wrzuciłam linki do inspiracji muzyczno-fabularnych.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nikt nie zaśnie

Tej nocy nikt nie zaśnie.

Ja też, choć mogłabym spać spokojnie, jako że znam odpowiedź.

Znamy ją tylko my dwie. Księżniczka i ja.

 

Przybyłyśmy do Miasta kilka dni temu. Ona, pewna siebie, jak zawsze – jak i teraz, kiedy patrzę na nią, siedzącą na stopniach Niebiańskiego Pałacu, wpatrzoną w białe lotosy: gwiazdy na tle ciemnej, nieruchomej wody cesarskiej sadzawki. I ja, wpatrzona w nią. Jak zawsze.

Jak do wczoraj, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam księcia – w pałacowym oknie, skąpanego w księżycowej poświacie. Ja, od dziś niewiedząca, któremu z nich pomóc, komu służyć.

W tym pałacu, na którego stopniach siedzi teraz moja pani, wpatrzona w lśniącą biel lotosów, dawno temu wydarzyła się tragedia, ważąca na losach nas wszystkich. Jak przed wiekami na dziejach naszych przodków.

– W tym pałacu – powiedział książę do mojej pani głosem cichym, a zarazem twardym jak stal – setki lat temu ciszę rozdarł krzyk, którego echo długo błąkało się po zimnych, pustych komnatach, by znaleźć schronienie w mojej duszy.

Kiedy wypowiadał te słowa, jego ciemne oczy zmieniały barwę, stając się błękitne niczym lód, zimne jak światło księżyca. Yue-Liang, księżycowy książę.

– Wiem, co się wtedy wydarzyło – odparła moja pani ze spokojem.

– Doprawdy? – Zaśmiał się gorzko. – Wiesz, jak boli zdrada? Myślisz, że Kun-Rao krzyczał z bólu, nieznana dziewczyno?

Podszedł do niej wśród szelestu jedwabiu: do mojej księżniczki odzianej w prosty strój stepowego jeźdźca, w jakim przybyła.

Podszedł blisko, mógłby ją zabić jednym ruchem ukrytego wśród szat sztyletu. Nie cofnęła się, nawet nie drgnęła, patrząc mu prosto w oczy. W jej wzroku było to, co tam ujrzałam, gdy książę na krótką chwilę pojawił się w oknie. Upór, na który nie ma lekarstwa. Upór grożący śmiercią: zdołała się jej wymknąć, by teraz z własnej woli na nią czekać nad sadzawką z białymi lotosami. Zakochanie na śmierć. Zakochanie w śmierci.

Zastanawiałam się, co widać w moich oczach.

Księżniczka milczała.

– Setki lat temu – odezwał się znów Yue-Liang głosem pełnym bólu – kobieta, którą z wielkiej miłości poślubił mój przodek, dopuściła się zdrady. Zabiła go, pogrążając królestwo na długie lata w chaosie. Udała uczucie, by go omotać, by wydać miasto i kraj na pastwę ludu, z którego pochodziła. Lecz to nie jej sztylet go zabił, nieznajoma dziewczyno, tylko zdrada. Umierając, przeklął ród kobiecy, a ja, daleki potomek zdrajczyni i zdradzonego, urodziłem się dla zemsty. Kun-Rao żyje we mnie.

W tej chwili w odległym ogrodzie zaświergotał ptak, przerywając księciu, i przez jedno uderzenie serca dojrzałam także w jego oczach coś, czego nie spodziewałam się tam zobaczyć. Yue-Liang nie pragnął śmierci mojej pani.

– Odejdź, nieznana dziewczyno. Odejdź i nie wracaj tu więcej. Niech na mnie zakończy się przeklęty ród.

Czy i ona to zauważyła? Czy dlatego siedzi teraz na stopniach pałacu, wpatrzona w ciemną wodę sadzawki, wypatrując śmierci, na którą skazała samą siebie, jeśli ktokolwiek pozna tajemnicę? Czy też jest tak ufna w jej dochowanie?

Tak ufna w moją lojalność.

Zapatrzona w księcia, w zadanie, które sobie wyznaczyła, nie widziała moich oczu, w których od tamtej chwili, kiedy Yue-Liang pojawił się w oknie, blady w księżycowej poświacie, płonie ogień tęsknoty. Zabierając mnie tu, nie pomyślała, że zabiera mnie do domu moich przodków, między duchy tych, których pozabijał jej pradziad.

– Nie odejdę. – Głos mojej pani zabrzmiał jak trzaśnięcie biczem.

Tłum zgromadzony na dziedzińcu zafalował. Czy tak było zawsze, ilekroć pojawiła się kobieta dość odważna, by próbować pokonać księcia?

– Zagadki są trzy, a śmierć jedna – odparł książę, nie spuszczając z niej wzroku. – Tak stanowi prawo. Moje serce może zdobyć jedynie kobieta, która je wszystkie odgadnie. Każda inna zginie z ręki kata.

– Zagadki są trzy, a życie jest jedno, książę.

Odwrócił wzrok. Zerknęłam na cesarza, jego ojca, siedzącego nieruchomo na złotym tronie, w złotej masce i złotych szatach. „Jak słońce” – pomyślałam, czując dreszcz na myśl o zimnych oczach księcia. Cesarz drgnął i wydało mi się, że słyszę cichy szloch starca, który nie zdołał przekonać mojej pani do odejścia.

Nikt nie potrafi przejść obok niej obojętnie. I ona jest jak słońce, wydaje się urodzona do tego pałacu, złotego tronu i złotych szat, a nie do ciemnej wody i zimnego światła odbitego w białych jak śnieg płatkach kwiatów. Przemknęło mi przez myśl, że i odziany teraz w srebro książę jest do tego stworzony. A ja? Ja jestem tylko cieniem: mojej rodziny, wziętej do niewoli, kiedy przodkowie księżniczki pokonali to królestwo.

Jeśli kobieta, która zdradziła Kun-Rao, była jak ona, nikt nie zdołałby się jej oprzeć. Księżniczka jednak nie jest zdradziecka. Oszukała mnie raz: nie mówiąc o celu podróży. „Jedziemy zwiedzać świat, Liu” – oznajmiła, każąc siodłać dla nas najlepsze konie z królewskiego stada swego ojca. A jednak od początku zmierzała tu, do Niebiańskiego Pałacu, by odwrócić to, co wieleset lat temu wydarzyło się z winy jej krewnej.

Aby to odwrócić albo umrzeć.

– Słuchaj więc, nieznajoma dziewczyno. – W głosie księcia pobrzmiewał teraz bezbrzeżny smutek. A potem nastała długa cisza, aż słowa, które w końcu zabrzmiały, wydały się dochodzić z odległej przeszłości. – Pośrodku najczarniejszej nocy pojawia się iskierka, rozpościerająca skrzydła nad całą pogrążoną w mroku ludzkością. Wszyscy ją wzywają, wszyscy o nią błagają. Światło znika o świcie: każdej nocy się rodzi, każdego dnia umiera.

Tłum zgromadzony przed pałacem wstrzymał oddech, ciszy nie zakłócały nawet ogrodowe ptaki, słychać było jedynie cichy szmer wody w dalekich fontannach. Obserwowałam moment wahania, nieodgadnioną minę mojej pani. Przeczuwałam odpowiedź – ale nie wiedziałam już, komu życzę zwycięstwa. Jeśli księżniczka zginie, ja – podobnie jak każda kobieta – będę mogła stanąć na jej miejscu. Pragnęłam tego, od kiedy zobaczyłam Yue-Lianga. Domagała się tego krew przodków, pragnąca zjednoczenia z własnym rodem. Domagały się tego moje własne uczucia.

– Mój książę – powiedziała cicho pani, a przez tłum przeszedł jęk – nietrudno odgadnąć, o co pytasz, kiedy jest się przepełnionym tym uczuciem tak jak ja, od kiedy weszłam w progi tego pałacu.

Znów zapadła cisza jak makiem zasiał. Nikt nawet nie drgnął, choć wyczułam, że cesarz nasłuchuje pilnie zza złotej maski, jakby i jemu udzieliło się uczucie, o które pytał książę. „Święte prawo cesarskiego syna” – szeptano na ulicach Miasta. „Nie nam się mu sprzeciwiać” – mówiono, pochylając głowy z szacunkiem. A jednak czuło się tu jedno przemożne pragnienie: by znalazła się ta, która odgadnie zagadki. By uwolniła kraj od klątwy, zapewniła przetrwanie dynastii.

Moja pani uniosła ręce do góry i zawołała donośnie:

– Nadzieja! Tak brzmi odpowiedź na to pytanie, książę!

Odwrócił się szybko, nie zdążyłam dostrzec wyrazu jego twarzy. Na złotym tronie zaszeleścił złoty jedwab, moich uszu dobiegło ledwie słyszalne westchnienie ulgi. Wśród ludu rozległy się okrzyki radości i zachęty.

– Tak, nadzieja, królowa ułudy! – rzucił Yue-Liang ostro, nie odwracając się. – Lepiej nie daj się ponieść jej skrzydłom, nieznana dziewczyno. Jedna zagadka to za mało, by zmienić moje postanowienie. Posłuchaj drugiej.

Znów zapanowała cisza jak makiem zasiał. Zastanawiałam się, ile księżniczek i zwykłych chłopek, których wyschnięte, skurczone głowy ozdabiały mury miejskie, aż odwracałam wzrok, kiedy mijałyśmy bramę, odgadło choć jedną odpowiedź. Ile zabiła nadzieja.

Zastanawiałam się, czy książę zawsze zadaje te same zagadki.

Ponownie rozległ się gong, a Yue-Liang jednym kocim ruchem przyskoczył do mojej pani, stając z nią oko w oko. Patrzyła na niego chłodnym wzrokiem, jakby to ona rzucała wyzwanie. Upór, na który nie ma lekarstwa.

Książę potrząsnął wachlarzem, światło lampionów odbiło się w maleńkich jak krople rubinach, układających się w skomplikowane wzory na jedwabiu.

– Czym jest to, co migocze niczym płomień, a nie jest płomieniem? – wykrzyknął. – Goreje, gdy pragniesz zwycięstwa, i zamienia się w lód, gdy zostaniesz pokonana? Głos ma cichy, ale każdy go słyszy i każdy nasłuchuje, czy aby nie zamiera?

Poczułam, jak przyspiesza mi serce. Dostrzegłam moment wahania na twarzy pani i wyraz triumfu na obliczu księcia, choć w jego oczach był smutek. Rubiny na wachlarzu zamigotały.

– Nie wiesz, dziewczyno? – zapytał drwiąco Yue-Liang, zerkając w bok.

Kątem oka dostrzegłam, że tam, na granicy wielkiego placu stoi wsparty na ozdobnym toporze kat.

Przez złotą maskę cesarza przemknął cień.

Moja pani wydęła pogardliwie usta.

– Nie pozbawisz mnie łatwo tego głosu, o książę. Przybyłam tu, by zwyciężyć. Pragnienie zwycięstwa rozgrzewa ją we mnie, choć twój wzrok ją mrozi… To krew!

Dlaczego poczułam ukłucie żalu, kiedy wypowiedziała to słowo? Od dzieciństwa byłam jej ulubioną towarzyszką, zaufaną służącą, powiernicą wszystkich sekretów. Wszystkich, za wyjątkiem jednego. Czy tym, że ukryła przede mną cel wyprawy, zasłużyła na nielojalność?

Czy też sprawiły to błękitne jak lód oczy księcia?

W pałacowym ogrodzie rozległa się miłosna pieśń ptaka, wzmagając zapach jaśminów. Świat wstrzymał oddech.

– Odgadłaś dwie zagadki, nieznana dziewczyno – odezwał się Yue-Liang. – Nikt przed tobą tego nie dokonał. Jeśli teraz się wycofasz, oszczędzę cię w uznaniu twojej odwagi i bystrości.

– Miałabym zrezygnować z ostatecznego triumfu? – Księżniczka wyprostowała się z dumą, jakby miała na sobie haftowane jedwabie, a nie prostą skórzaną tunikę. – Zadaj trzecią zagadkę, książę.

W jej oczach dostrzegłam lód. Zrozumiałam, że to, co rozbłysło w nich poprzedniego dnia nie było zakochaniem. Nie w księciu, którego głos podobny do wiosennego wiatru płynął teraz ponad placem, cichnąc z każdym słowem, aż stał się szeptem słyszalnym tylko dla stojącej tuż przy nim mojej pani.

– Lód, który rozpala ogień…

Tyle usłyszałam, zanim słowa rozwiały się w jaśminowych podmuchach, w świergocie ptaków. Zmartwiałym wzrokiem patrzyłam na pobladłą twarz mojej pani. Srebrne szaty księcia zagarniały jej drobną postać. Zdawała się kulić pod ostrzałem jego słów.

– Czym jest ten lód, księżniczko z dalekich krajów? Gdzie jest ogień? – Głos znów wzniósł się ponad wiatr, ogród i ptaki.

Ogień był w mojej piersi, nie w zimnych oczach pani.

– Ty jesteś lodem – wyszeptała.

Rubinowy wachlarz upadł na ziemię, klejnoty rozprysły się niczym krople krwi. Złoty cesarz podniósł się ze słonecznego tronu. Moja pani stała bez ruchu, jakby nie dowierzała temu, co się stało, jakby nie cieszył jej triumf.

– Ty jesteś lodem – syknął książę. – Jak ona.

Odwrócił się ku tronowi ojca. Uniósł rękę, jakby już dawał znak katu.

– Przysięga jest święta, synu. – Drżący głos wiekowego cesarza zabrzmiał donośniej niż uderzenia gongu. – Pozwól mi odejść w pokoju.

Tłum stał w milczeniu, zmrożony reakcją księcia. „To jego prawo, prawo cesarskie jest święte” – niemalże słyszałam ich przerażone myśli. Widziałam to, co oni: głowy zatknięte na włóczniach wokół miasta.

Yue-Liang zerwał z siebie srebrne szaty.

– Nie! – krzyknął. – Nie, ojcze! Nie widzę w niej ognia, który może stopić lód! Lód, który pochodzi od Kun-Rao. Prędzej założę mnisie szaty niż poślubię kobietę, w której oczach i sercu nie ma płomienia miłości!

Patrzę teraz na panią, jak źdźbłem trawy wywołuje fale na gładkiej wodzie sadzawki. Blade światło księżyca odbija się w śnieżnobiałych kwiatach jaśminu. Pod murem przemykają cienie – ci, którzy chcą żyć, idą po mnie, bo tylko ja znam odpowiedź na ostatnią zagadkę.

Powinna była odejść. Dokonała tego, po co przybyła do Miasta. Pokonała księcia.

Trzecia zagadka była próbą. Próbą, której moja pani nie przeszła.

– Nie znasz mojego imienia – szepnęła, wpatrzona w leżące na terakotowym dziedzińcu srebrne szaty i czerwone rubiny. – Jeśli zdołasz je poznać przed świtem, umrę jak moje poprzedniczki. Jeśli moja zagadka cię pokona, wypełnisz wolę ojca.

Upór, na który nie ma lekarstwa. Duma, która nie znosi odrzucenia ani porażki.

W ogrodzie pohukiwanie sowy miesza się z pieśnią słowika. W wysokiej wieży płonie zimne światło, pokrywając szronem cały pałac i miasto. W oknie wysokiej wieży majaczy ciemna sylwetka. Zaciskam dłoń na maleńkim oszlifowanym kamyku, którego ostre krawędzie ranią palce. To jeden z roztrzaskanych rubinów z wachlarza księcia. Czuję jak żar krwi przeciwstawia się lodowym podmuchom, rozprasza mrok.

Patrzę na dziewczynę skuloną nad sadzawką i cienie cesarskich urzędników. Wszystkim grozi śmierć, jeśli przed świtem nie podadzą księciu imienia mojej pani.

Ściskając klejnot, wymykam się z ogrodu.

 

***

 

Komnata jest mała i skromnie urządzona. Kiedy staję w progu, widzę smukłą postać na tle księżyca, wypełniającego prawie całe okno. Czuję ucisk w sercu, bo to okno wychodzi na ogród, w którym zapatrzona w lotosy przykucnęła moja pani.

– Kim jesteś, duchu? – pyta Yue-Liang, nie odwracając się.

– Mam na imię Liu i służę tej, która dziś odgadła twoje zagadki, książę.

Spodziewam się, że doskoczy do mnie, by wydrzeć tajemnicę. Ale on stoi nadal przy oknie, czarny cień na srebrnej tarczy księżyca.

– Przyszłaś, by wyjawić mi jej imię, Liu? Dlaczego?

Zza okna dobiega głośny chichot lelka. Wzdrygam się.

– A może pragniesz mnie błagać, bym nie chciał się dowiedzieć? Jak ci wszyscy, którzy myślą jedynie o przetrwaniu dynastii? Obawiają się śmierci, lecz w głębi duszy nie chcą poznać odpowiedzi, bo pragną, bym poślubił twoją panią.

W zimnym głosie księcia pobrzmiewa desperacja.

– A może… Może chcesz mnie zabić?

Lelek milknie, nad ogrodem znów rozbrzmiewa słodki śpiew.

– Podejdź tu, Liu.

Nie śmiem się sprzeciwić. Yue-Liang ujmuje w dłoń mój podbródek, spogląda mi prosto w oczy. Rubin wysuwa się spomiędzy palców i z cichym brzękiem upada na posadzkę z biało-niebieskiej ceramiki. Odpowiada mu szloch.

– Powinnaś umrzeć, Liu – mówi cicho książę. – Nikomu nie wolno widzieć, jak płaczę.

– Płaczesz, książę?

Odwraca głowę, a zimne światło zamienia łzy w kryształki lodu na jego twarzy.

Mówi długo, urywanie, a ja czuję, jak moje serce kamienieje, kiedy wraz z pierwszymi promieniami świtu umiera nadzieja, choć płomień nie zgasł w mojej piersi. Płomień, którego on nie dostrzega, bo widzi tylko lód w oczach i sercu mojej pani. Lód, który pozbawił go nadziei.

Żadne z nich nie chce wygrać. On, ponieważ ją pokochał, i ona, ponieważ zrozumiała, że nigdy tego nie uczyni. A ja? Czy łudziłam się nadzieją, że on dostrzeże mój ogień?

– Ona cię nie zdradzi, książę – mówię, choć każde słowo jest niczym sztylet wbity w moje własne serce. – I ją prześladują duchy z przeszłości.

Wszyscy jesteśmy zakładnikami naszych przodków, to oni uczynili z nas lalki na sznurkach w teatrze cieni.

Yue-Liang podnosi na mnie pytający wzrok. Teraz ja opowiadam. O sobie, o mojej rodzinie, o tym, jak setki lat temu mój pradziad, krewny Kun-Rao, został niewolnikiem zwycięskiego władcy stepowego ludu. Książę słucha, wpatrzony w księżyc.

– Odejdź, Liu. Wróć do swojej pani – mówi w końcu. – Nie chcę znać jej imienia. Jutro ogłoszę moją wolę. I nie lękaj się, nikt dziś nie umrze.

 

***

 

– Dziesięć tysięcy lat dla naszej cesarzowej!

Okrzyk, dobywający się z setek gardeł zgromadzonych przed pałacem ludzi, ogłusza. Złote szaty i wysadzany diamentami wachlarz ciążą niczym kamienie. Złota maska ukrywa twarz, po której płyną łzy, zamarzając na policzkach.

Kiedy różowe palce świtu musnęły ciemną wodę sadzawki, ożywiając białe płatki lotosów i jaśminu, w bramie pałacu pojawił się cesarski herold, by paść na kolana przed nami dwiema, skulonymi w cieniu kolumn.

Urzędnicy porwali mnie i oto jestem. Cesarska krewna, wyniesiona na Niebiański Tron z kaprysu księcia. Yue-Liang zniknął z pałacu, pozostawił jedynie list, w którym obwieścił swą wolę.

Moja pani odjechała, nigdy jej nie zobaczyłam. Nigdy nie wypowiadam jej imienia.

Mijają lata, a ja w bezsenne noce, wypełnione zapachem kwiatów i pieśniami ptaków, czekam na heroldów poszukujących po całym świecie tego, co może przywrócić mi sen. Mury miasta ozdabiają wysychające głowy książąt i chłopów, którzy bez powodzenia próbowali zmierzyć się z zagadkami ułożonymi przez cesarskiego syna, a może cesarskiego przodka.

Mijają lata, a ja czekam za złotą maską, aż przed tronem pojawi się mężczyzna zdolny stopić lód, który tamtej nocy wkradł się w moje serce. Na świecie jest jeden taki człowiek, ma na imię Yue-Liang. Czy ujrzę go kiedyś w oczach nieznajomego stającego dumnie u stóp Niebiańskiego Tronu?

Koniec

Komentarze

Oto kluczowe fragmenty opery, która w większym stopniu jeszcze niż dramat Carlo Gozziego była inspiracją dla tego tekstu. Wrzucam wykonania, które są na przecięciu dwóch cech: moje ulubione / dostępne na YT w co najmniej przyzwoitej jakości technicznej. Nie lubię Pavarottiego, więc nie ma jego wykonania. Jest za to znana także z występu z Freddie Mercurym Montserrat Caballé ;)

 

Nessun dorma (inspiracja dla tytułu i ogólna)

 

In questa reggia (inspiracja dla głównego wątku fabularnego)

 

Scena z zagadkami

 

Konfrontacja z Turandot i śmierć Liu

http://altronapoleone.home.blog

Zajmujący tekst. Przekazuje emocje, które trudno byłoby mi próbować nazwać, emocje, którym nie w pełni odpowiadają dostępne Słowianom kulturemy… Wydaje mi się bardziej dalekowschodni od czegokolwiek, co nasz język powinien być zdolny wyrazić. A jednak.

Z zagadkami, oczywiście, próbowałem się mierzyć. Byłem blisko, zapewne bardzo blisko. Pierwszą i trzecią schwytałem. W drugiej… po namyśle wybrałem “serce”, nie “krew”. Ściśle rzecz biorąc, czy był to błąd? Dla mnie raczej nie, ale przypuszczam, że cesarz nie byłby zadowolony. Może nie dostrzegam pewnych subtelności; może przedstawiciel nacji, której istnienie literackie narodziło się w Kochanowskim, nie powinien rzucać wyzwania pięciu tysiącom lat kultury wysokiej. A może najzwyczajniej konkursy zagadek są ze swej istoty niesprawiedliwe, premiując odpowiedzi autorskie wbrew odpowiedziom najlepszym. Jedno zresztą nie wyklucza drugiego.

Oczywiście nie potrafię powstrzymać się przed poinformowaniem, jak w analogicznej sytuacji odnalazł się Stanisław Lem (Dyktanda):

Mając lat szesnaście, znalazłem w gazecie ogłoszenie pewnego czarnoksiężnika, który dla córki swojej szukał męża. Kandydat musiał się odznaczać niezwykłym rozumem i urodą. Pojąwszy, że do wymagań tych pasuję jak ulał, zwróciłem się pod wskazany adres. Nazajutrz ósemką udałem się do lazurowego pałacu, od razu przykro wzruszony widokiem licznych młodych nieboszczyków ukraszających ogród. Czarnoksiężnik z uprzejmym uśmiechem wyjawił mi, że byli to konkurenci do ręki jego córki. Nie zniechęciwszy się, zażądałem pokazania córki oraz wglądu w wysokość posagu. Córka była urodziwa, posag zaś stanowiła olbrzymia kupa dolarów przepięknej zielonej barwy. Czarownik dał mi karteluszek z zadaniem, które miałem rozwiązać. Musiałem jeszcze zasiąść w poczekalni, ponieważ przybyły przede mną konkurent był w toku próby. Czekałem trzy kwadranse i w czasie tym z właściwym mi rozsądkiem uznałem, że córka czarnoksiężnika ze względu na pochodzenie społeczne może mi utrudnić karierę. Oddaliłem się przeto i nie wiem nawet, czy mój poprzednik wzbogacił kolekcję umarlaków.

Pozostaje nadzieja, iż wyimek tych rozmiarów nie narusza jeszcze prawa cytatu…

Pozdrawiam i dziękuję za możliwość lektury,

Ślimak Zagłady

Opowiadanie mroczne, ale zarazem intrygujące. Zanim przeczytałem notatkę na końcu, wydawało mi się, iż inspiracją mogła być legenda o córce kasztelana zamku Chojnik. Może z powodu tego skojarzenia, nie zaskoczył mnie brak happy endu. Nieszczęśliwa miłość acz w przypadku bohaterów tego opowiadania na własne życzenie hipnotyzuje, inspiruje do zadania pytań. 

 

Klimat, mrok, świetne połączenie różnych inspiracji, to wciąga w lekturę,. 

 

 

jestem na tak 

 

 

Jurorka konkursu, na który nie zdążyłaś, z tej strony :))

Operowej inspiracji w konkursie nie było, więc plus już za sam wybór tekstu do przetworzenia:)

 

Pomysł, żeby nie tyle z Turandot zrobić chłopca, co zastąpić Turandot dwiema postaciami – wymyślonym przez ciebie, a pasującym charakterologicznie do operowej bohaterki-wzorca księciem i zaczerpniętą z libretta opery Liu, która u ciebie w finale zastępuje Turandot jako okrutna, bezwzględna księżniczka-zabójczyni zalotników, był bardzo fajny. Udanie go też zrealizowałaś, mocno wystylizowanym językiem, z narracją skaczącą od czasu teraźniejszego do przeszłego. Mniej w tym tekście jest namysłu nad tym, co by się musiało zmienić w zastanej fabule, jeżeli zmienimy płeć postaci, więcej tak naprawdę refleksji nad miłością, zakochaniem i lojalnością. Bardzo ciekawe.

 

ninedin.home.blog

Dziękuję wam za miłe słowa, cieszę się, że tekst, który powstawał długo i rodził się w bólach, wyszedł nie najgorzej :)

 

MPJ – zaintrygowałeś mnie córką kasztelana, aż poszukam :) Ale u mnie niestety tylko Chiny w wydaniu włoskim…

 

 

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, pozwolę sobie zauważyć, że na chińskim dworze poruszasz się ze swobodą równą tej, którą prezentowałaś w opowiadaniach dziejących się w pałacach Paryża. A choć charakter tej historii dalece odbiega od tego, do czego przyzwyczaiłaś mnie dotychczasową twórczością, to ciekawy temat i bardzo porządne wykonanie sprawiły, że była to bardzo satysfakcjonująca lektura w pełni zasługująca na miejsce w Bibliotece. ;)

 

by od­wró­cić to, co wiele set lat temu… –> …by od­wró­cić to, co wieleset lat temu

 

–Go­re­je, gdy pra­gniesz zwy­cię­stwa… –> Brak spacji po półpauzie.

 

– Lód, który roz­pa­la ogień … –> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. A ja nie przedarłam się przez chiński symbolizm. Zgadzam się z którymś przedpiścą, że opowiadanie jest bardzo wschodnie. Może za bardzo. Postacie rozmawiają, a ja mogę tylko zgadywać, co próbują sobie powiedzieć.

A może poszło o to, że nie znam wyjściowego libretta, nie mam z czym porównywać.

Babska logika rządzi!

Cześć, Drakaino!

Komentarz będzie miał dwie części – wrażenia czysto czytelnicze i związane z motywami chińskimi.

Zatem o ile opera to nie jest to, co ten tygrysek lubi najbardziej, akcja była tu wartka, fajnie poprowadzona, ale zarazem nie odbijało się to na budowaniu klimatu. Podoba mi się zwłaszcza, że wplatasz tutaj swoją interpretację znanych fragmentów arii, co też jest niewątpliwą wartością dodaną na poziomie środków stylistycznych. Nie jestem do końca przekonana, czy tekst jest całkowicie zrozumiały bez znajomości kontekstu libretta, bo szczerze przy zakończeniu trochę się pogubiłam, ale było to chwilowe. Chodzi o scenę po ucieczce Yuelianga – nie do końca zrozumiałam co z czego wynika. Chociaż końcówka nieco rozjaśniła. Tak czy inaczej to niedopowiedzenie było też ciekawym elementem, nie zawsze trzeba kawę na ławę.

Co do motywów chińskich, hmm, poszalał ten pan Puccini, ale to absolutnie nie jest zarzut do Ciebie. Aczkolwiek mamy tu taki trochę orientalizm wrzucający wszystko co mniej i bardziej chińskie do jednego ciasnego trochę worka (sam pierwowzór Turandot jest raczej mało chiński, a bardziej ujgurski). XD Niezwykle ładnie wybrnęłaś z tym imieniem głównego bohatera, bo gdyby to był sam księżyc brzmiałoby zbyt kobieco, a światło księżyca to taka ładna subtelna dwuznaczność. Opisy pałacu, ogrodów i nieco kryptyczne dialogi też robią bardzo orientalny klimat. Co nie do końca mi zagrało to trochę zbyt mały nacisk na dworski ceremoniał oraz motyw maski, który w miejscu, gdzie twarz to w przenośni i dosłownie coś na kształt hmmm… wiarygodności człowieka w oczach społeczeństwa nie przeszedłby w kontekście następcy tronu. Nie znaczy to, że nie gra fabularnie, po prostu zastanawia.

Tyle analizy i narzekania, ale ogólne wrażenie jest zdecydowanie pozytywne, więc polecę do biblioteki.

Pozdrawiam!

 

 Nie wiem, czy to moja nieuważność czytania, ale początek musiałam przeczytać dwa razy, bo wydawał mi się orientalnie zawiły ;) Budujesz klimat językiem i robisz to bardzo umiejętnie, ale nie jest to do końca mój klimat. Podobnie jak sama historia nie jest z gatunku tych, za którymi przepadam. Trochę się tu chyba rozminęły nasze gusta.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Twoje opowiadanie nie do końca było dla mnie zrozumiałe, ponieważ nie znałem “Turandot”. Więc, aby ogarnąć co jest co, douczyłem się na temat tej opery. A potem wróciłem do Twojego opowiadania.

Nie będę się tutaj rozpisywał, bo chcę tylko dwie rzeczy powiedzieć:

– żałuję, że wcześniej nie znałem “Turandot”, bo bardzo mi się podoba fabuła

– Twój tekst podobał mi się jeszcze bardziej niż oryginał, ponieważ finał jest gorzki i pasuje do klimatu opowiadania

 

Polecam do biblioteki

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć!

Bardzo nastrojowe opowiadanie. Pięknie przedstawiłaś klimat dalekowschodniego dworu, również bohaterowie są na tę modłę skonstruowani i pokazani. Po pierwszym przeczytaniu niewiele zrozumiałem z fabuły, jako całości, niemniej jednak zbudowany nastrój bardzo mi się spodobał. Zobaczyłem księcia w zimnym świetle, czułem strach słysząc zagadki. Doskonale budujesz klimat!

Przeczytałem więc o czym jest Turandot (ostatni raz czytałem coś o jakiejś operze… kiedyś tam, bardzo kiedyś, i raczej nie z własnej woli), i potem jeszcze raz wróciłem do opowiadania. Tym razem wiedziałem już, co się dzieje i kto jest od czego. Teraz wreszcie zrozumiałem, o czym to jest. Przydała by się w przedmowie informacja (albo sugestia), by przed lektura odświeżyć sobie (że tak powiem) o czym jest Turandot, bo bez tego (jak dla mnie) tekst jest niełatwy w odbiorze.

Pomysł na zamianę ciekawy, i zdecydowanie oryginalny, choć niszowy w pewnym sensie. Poza zamianą bohaterów ciekawie (choć niezbyt optymistycznie) zmieniłaś zakończenie. Poruszana problematyka jest mi mocno obca, ale to pewnie dlatego, że jestem facetem i inaczej patrzę na świat. Ale lekturę bardzo sobie cenię, no i skłoniła mnie do przeczytania „czegoś” na temat opery, więc widzę wyraźną wartość dodaną.

Pozdrawiam i polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję wszystkim za miłe słowa o tym tekście, Irko – bywa ;)

 

Oidrin – widzę, że znasz się na Dalekim Wschodzie (w przeciwieństwie do mnie; zapamiętam sobie, bo nigdy nie wiadomo, co się może przydać), więc od razu spieszę z wyjaśnieniem, że nie miałam absolutnie ambicji pisania o Chinach, tylko o takim baśniowym fantasylandzie na nich wzorowanym, jaki jest już we wczesno osiemnastowiecznych “Les Mille et un jours” Pétis de la Croix, skąd ta historia (”o księciu Calafie i chińskiej księżniczce”) jest zaczerpnięta, a tym bardziej w o pół wieku późniejszej “Turandot” Gozziego i dalej przetworzonej Pucciniego. Strona wizualna mojego tekstu jest wręcz oparta bezczelnie na konkretnym, klasycznym już spektaklu z Metropolitan Opera, w reżyserii i scenografii Franco Zeffirellego (1988, powtarzany w nieskończoność, nawet rok temu).

 

Chłopaki – bardzo mnie cieszy, że dzięki temu opowiadanku ktoś zapoznał się z choćby małym kawałeczkiem mojej ukochanej muzyki (opera ogólnie, a “Turandot” jest w pierwszej trójce).

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo nastrojowe opowiadanie. Świetnie połączone elementy napędzające akcję (zagadki), ze znakomitymi opisami. Smutne zakończenie na plus, zostawia pole do przemyśleń. 

Cześć!:) Hmm, ja mam taki problem, że nie znając opery czytam opowiadanie – i o ile środek i zakończenie są dla mnie ciekawe, klimatyczne, to początek wręcz odwrotnie – zagmatwany. O ile w stylizację językową trzeba się wgryźć, rozsmakować w opisach,  to wydaje mi się, że tekst tylko by zyskał, gdyby początek był… nie wiem, może trochę prostszy? Bardziej linearny?  Poza tym podziwiam styl i detale :) Reasumując, bardzo interesujące, nietuzinkowe, oryginalne opowiadanie, ale dla mnie początkowe zawiłości fabularne  i ich przedstawienie były trochę irytujące, chociaż i tak mnie zaczarowałaś dalszą historią. Co prawda jestem Turandotowym abnegatem, ale uważam,  że opowiadanie musi bronić się samo, zwłaszcza fabularnie. Operę nadrobię, bo mnie zaciekawiłaś bardzo:) ale chyba zaczekam na jakiś spektakl na żywo… (ciekawe jak długo). 

Przeczytałam wcześniej, teraz wracam z komentarzem. Odszukałam informacje o oryginale już po lekturze. Podobało mi się, że historia została opowiedziana z punktu widzenia służącej, to daje ciekawą perspektywę. Doceniam nadające koloryt opowieści smaczki (detale) typu: szelest jedwabiu czy cień tarczy księżyca.

Za największy atut tego tekstu uważam zakończenie, w którym wychodzisz poza oryginał. Podsumuję końcówkę kilkoma słowami: wnikliwa psychologia singla po przejściach. Te zasuszone głowy na palach wokół pałacu… Liryczna bajka z mrocznym zakończeniem i satysfakcjonująca lektura.

Nie znałem opery o Turandot. Od twojego tekstu w jakiś dziwny sposób trochę się “odbiłem”. W krótkim czasie po lekturze nie przyszedł mi żaden sensowny i konstruktywny komentarz, wracam do niego dopiero po paru tygodniach.

Zważywszy, że nie znałem opery o Turandot, przez kilka pierwszych akapitów, wyobrażałem sobie, że postać narratorki, która okazała się Liu, będzie kimś lub czymś znacznie bardziej abstrakcyjnym. Kiedy okazało się, że to kobieta przepełniona mocnymi uczuciami, też nie pomogło mi to odnaleźć się w opowiadanej historii.

Mogę tylko napisać, że w sytuacji, gdy ewidentnie brakowało mi informacji wejściowych i nie czułem się docelowym czytelnikiem na bazie problematyki poruszanej w utworze, pozostałe walory tekstu, dostrzeżone przez innych czytelników, nie sprawiły, bym kończył lekturę z uczuciem zachwytu.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Drakaino – bardzo ladne opowiadanie. Nie znalam Turandot, ale postaram się kiedyś nadrobić, bo narobiłaś mi smaka :) Podobało mi się, że sięgnęłas po wschodnie klimaty, rzadko czytam coś w tym stylu, ale tutaj az sie tę wschodniosc czuło. Trochę sie gubiłam w momentach, gdy przedstawialas przeszłość bohaterów, nie wiedzialam za bardzo kto z kim i dlaczego ;) Za to bardzo bardzo podobaly mi sie emocje, ktore przesaczaja sie pezez opko. Płyną zgrabnie i powoli, tak, by czytelnik mógł podziwiac. Przypadlo mi tez do gustu zakonczenie historii, nie spodziewalam sie takiego twista, dobra robota. Podsumowujac – bardzo ladne, ale tez ksiezycowo smutne…

Drakaino,

 

Piękna adaptacja. Tak ładnie to splotłaś, zamieniłaś, że ciężko nie docenić, znając pierwowzór. Zakończenia nie spodziewałem się absolutnie. Jest emocjonalnie, opisy bardzo obrazowe, język nieco poetycki, czyli pasujący do tego klimatu dalekowschodnich pałaców i książąt.

 

Słowem – klasa. :)

 

Pozdrawiam!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Fascynujące. Czytane drugi raz. Po pierwszym miś nie znalazł właściwego słowa. Teraz chyba tak.

Przedsiębiorstwo Tarnina wita tysięczną klientkę. Talon na balon do odbioru w punkcie obsługi. heart

Z góry zapowiadam, że o operze wiem tyle, że tam śpiewa gruba dama :)

 Ja, od dziś niewiedząca

Hmmmmmmm. "Niewiedząca"?

 strój stepowego jeźdźca, w jakim przybyła

Jakim – czy którym?

 W jej wzroku było to, co tam ujrzałam

Hmm.

 Czy też jest tak ufna w jej dochowanie?

Hmm.

podobnie jak każda kobieta

Hmmmmmm. Jak każda inna kobieta?

 tak jak ja

Tak, jak ja.

 chłopek, których wyschnięte, skurczone głowy ozdabiały mury miejskie, aż odwracałam wzrok, kiedy mijałyśmy bramę, odgadło choć jedną odpowiedź

Trochę źle się to parsuje.

 przyskoczył do mojej pani, stając z nią oko w oko

Naraz?

 odbiło się w maleńkich jak krople rubinach, układających się w skomplikowane wzory

Dwa "się" – rubiny nie mogły być ułożone? (Ładne są.)

 stoi wsparty na ozdobnym toporze kat

Hmm. Chyba zrobiłabym z tego wtrącenie, nie jestem też stuprocentowo pewna, czy nie powinien być raczej oparty.

 Wszystkich, za wyjątkiem jednego.

Z wyjątkiem. PWN jest tu nieco bardziej restrykcyjny i uznaje taką frazę za błąd, kiedy mnie ona po prostu nie brzmi.

 Czy też sprawiły to błękitne jak lód oczy księcia?

Ale co sprawiły? Nie mogły sprawić, że księżniczka na coś zasłużyła, czyż nie?

 rozległa się miłosna pieśń ptaka, wzmagając zapach jaśminów

Hmmmmm. No, nie wiem.

 to, co rozbłysło w nich poprzedniego dnia nie było zakochaniem

Wtrącenie: to, co rozbłysło w nich poprzedniego dnia, nie było zakochaniem.

 Zmartwiałym wzrokiem

Hmmmmmm.

 Srebrne szaty księcia zagarniały jej drobną postać.

Hmmmm. Niby to widzę, ale…

 Yue-Liang zerwał z siebie srebrne szaty.

Sama się prosisz :)

źdźbłem trawy wywołuje fale

Hmm.

 Czuję jak

Czuję, jak.

 w którym zapatrzona w lotosy przykucnęła moja pani

Tu też dałabym wtrącenie: w którym, zapatrzona w lotosy, przykucnęła moja pani.

 podnosi na mnie pytający wzrok

Spojrzenie.

 

 

Hmmmmmmmmmmm. Styl jest na pewno poetycki, tego sformalizowanego, wschodniego rodzaju. Nastrój pasuje idealnie do treści. Ale… sama nie wiem. Zatoczyłaś kółeczko… No, kurczę, po prostu nie wiem, co o tym tekście myśleć. Brakuje mi jakiegoś Andersena, który sprowadzi cesarzowej na dwór mechaniczne słowiki, cokolwiek. Nieszczęśliwe zakończenie nie jest przecież wadą, ale… uch, poddaję się. Nie wiem. Może to wina mojego ogólnego rozstroju.

A może najzwyczajniej konkursy zagadek są ze swej istoty niesprawiedliwe, premiując odpowiedzi autorskie wbrew odpowiedziom najlepszym. Jedno zresztą nie wyklucza drugiego.

Nie wyklucza, ale może sprawiedliwszy byłby konkurs, w którym zaskakująca, a prawdziwa odpowiedź byłaby uznawana?

 motyw maski, który w miejscu, gdzie twarz to w przenośni i dosłownie coś na kształt hmmm… wiarygodności człowieka w oczach społeczeństwa

Gdzie indziej też.

 tylko o takim baśniowym fantasylandzie na nich wzorowanym

Widać. Stąd uwaga o mechanicznych słowikach :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka