- Opowiadanie: MPJ 78 - Narodziny siostry krwi

Narodziny siostry krwi

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Narodziny siostry krwi

Wśród skalnych rozpadlin, w samym sercu Gór Czarnych płonęło niewielkie ognisko. Prawdę rzekłszy żarzyły się same końce stanowiących je konarów. Choć dawało sporo ciepła, to ledwie oświetlało siedzącego przy nim Indianina. Na pierwszy rzut oka wyglądał on jak żywcem przeniesiony z czasów przed pojawieniem się w Ameryce białolicych: rozpuszczone włosy w które wpleciono zaledwie dwa orle pióra, naszyjnik z kłów, nagi tors, pas za który wsunięty był tomahawk o kamiennym ostrzu, skórzane mokasyny zdobione kolcami jeżozwierza. Dopiero przypięty do pasa japoński bagnet z czasów drugiej wojny światowej, znoszone bojówki w maskujące łaty, leżący obok kałasznikow i trekingowy plecak sugerowały, iż jesteśmy w wieku dwudziestym pierwszym. Ojciec Nocnych Łowów, bo tak brzmiało jego imię, począł nucić pieśń w niemal zapomnianym języku i wrzucił do żaru garść ziół. Powoli uniósł się dym, w który Indianin uważnie się wpatrywał. Trudno powiedzieć, co w nim zauważył, ale wyraźnie poprawiło mu to humor, bo uśmiechnął się prezentując przy okazji nadspodziewanie długie i ostre kły. 

 

Gwiazdy powoli przesuwały się po niebie i księżyc już zdążył skryć się za horyzontem, kiedy Zza kamieni wyłoniła się bardzo ostrożnie psia głowa. Ojciec Nocnych Łowów, spokojnie rzekł.

– Witaj, siostro mojej siostry, podejdź do ogniska. – Wskazał zapraszającym gestem posłanie naprzeciwko siebie.

Zza skał wyłoniła się złotawa suka rasy husky o rozmiarach znacznie przewyższających typowe dla swego gatunku. Ostrożnie usiadła na posłaniu i przekrzywiła głowę.

– Siostro mojej siostry wybacz, ale mam problem ze zrozumieniem twego telepatycznego przekazu. Wydaje mi się, że masz dla mnie wiadomość. W obrazach które mi przesyłasz są jednak buty ze sklepu niejakiego Tiffaniego, prowincjonalna farma, perwersyjny seks w strumieniach krwi ze mną w roli gwałciciela i facet w czarnym garniturze o aparycji karawaniarza. Proponuję byś przybrała swą naturalną postać dzięki czemu będziemy mogli normalnie porozmawiać. Zacznijmy od tego jak ci na imię?

– Scarlett. Bałam się, że mnie nie zabijesz. – Przed Indianinem siedziała naga, rudowłosa dziewczyna.

– Czemu miałbym to zrobić?

– Jestem z agentką numer sześćset pięćdziesiąt trzy ze Secret Paranormal Agency.

– Zdarzali się tu goście z tej firmy. – Ojciec Nocnych Łowów w zruszył ramionami, wzrokiem dyskretnie kontemplując urodę przybyszki.

– Wotanie, kazano mi nie wezwać cię i przywieść do Fort Pierre w Area sześćdziesiąt dziewięć.

– Choć nie lubię tego imienia nadanego mi przez białych, to za mało, bym chciał cię zabić. – Indianin uśmiechnął się delikatnie.

– Agenta B zabiłeś. – Wotan, zauważył, że mówiąca to Scarlett miała gęsią skórkę może ze strachu, a może z zimna.

– Za całokształt, a nie treść poselstwa.

– To pójdziesz ze mną do samochodu w dolinie.

– Owszem, ale nie od razu. Muszę załatwić parę spraw.

– Jakich? – Scarlett popatrzyła na Wotana z pewnym strachem.

– Spokojnie. – Indianin dostrzegł jej zaniepokojenie. – Przed wyprawą powinienem poprosić moich bogów o opiekę, zakopać fajkę pokoju. W tym czasie możesz odpocząć.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Dziewczyna zauważalnie drżała z zimna.

– Posłanie, na którym siedzisz składa się z wielu pęków skór, okryj się nimi, prześpij do świtu. Wówczas coś zjemy i możemy ruszać do Fort Pierre.

– Czuję że można ci zaufać. – Scarlett liczyła, że tym prostym kłamstwem odwoływała się do honoru wojownika.

– Śpij, przed nami długa droga, a mój kierowca musi być wypoczęty.

 

 

Pierwsze promienie słońca i zapach kawy sprawiły, że Scarlett gwałtownie zerwała się z posłania i odruchowo dotknęła szyi bojąc się, że odkryje tam ślady ugryzień. Dopiero po chwili zorientowała się, że siedzący przy ognisku Ojciec Nocnych Łowów patrzy na nią z pewnym rozbawieniem.

– Nie traktuję moich gości jako przekąski.

– Przepraszam, ale mówili, że polujesz w tych górach na ludzi.

– To prawda. – Scarlett zbladła ze strachu. – Nawet tej nocy po zakopaniu fajki pokoju, posiliłem się na studentach obozujących z drugiej strony wzgórza.

– O boże, oni…

– Żyją. Najwyżej będą osłabieni przez dzień czy dwa. 

– Jesteś…

– Praktyczny i dlatego przygotowałem ci śniadanie. – Wskazał ręką na kubek z kawą i położone na podpłomykach grube plastry bekonu opieczone na ruszcie.

– To miłe z twojej strony – Dziewczyna uśmiechnęła się do wampira.

– Skoro tak sądzisz. – Wotan puścił jej oczko. – Założyłem, że wstaniesz głodna, a i twoja przemiana pochłonie dużo energii. -

– Przemiana? – Scarlett spojrzała na niego zaskoczona.

– Musimy zejść w dolinę do twojego samochodu i choć naga wyglądasz niczym bizonica na prerii…

– Że co! – Dziewczyna natychmiast porzuciła pozę słodkiej idiotki i niemal zagotowała się ze złości.

– No tak – westchnął. – Nie jesteś Indianką. Tylko one potrafiły docenić porównanie do bizoniego ideału piękna. – Ojciec Nocnych Łowów pospieszył z wyjaśnieniami. – Wracając do tematu, pragnę zauważyć, że twoje stopy nie nadają się na bosą wędrówkę po górach. Praktyczniej będzie jeśli na jej czas przyjmiesz psią postać.

– W sumie, masz rację. – Dziewczyna skinęła głową. – Zjem i ruszamy.

 

 

Area 69, tajna baza U.S. Paranormal Force, na zewnątrz sprawiała wrażenie farmy prowadzonej przez szurniętą rodzinkę. Nikogo nie dziwiło więc, że wjeżdża na nią furgonetka z logo firmy sprzedającej części do maszyn rolniczych. To, że prowadziła ją blondynka w kowbojskim kapeluszu a obok siedział Indianin też nie robiło na nikim wrażenia. Zakamuflowany wartownik o wyglądzie Meksykanina podczas sjesty rzucił na nich okiem i nie przerywając żucia jakiegoś źdźbła trawy, wskazał im ręką stodołę. Dla przypadkowego obserwatora, lub wścibskiego satelity, była to typowa scenka wiejskiej części stanów.

Dwieście metrów pod powierzchnią gruntu, w jednym z punktów dowodzenia, dwaj agenci w stopniu dyrektorów projektów obserwowali to na ekranach monitorów. W pewnym stopniu przypominali fanowską wersję duetu Flip i Flap. Agent G był wysoki i chudy jak szczapa. Czarny garnitur wisiał na nim jak na wieszaku. Agent C dla odmiany był niski i gruby. Na nosie miał nieodłączne lustrzanki, nosił też miniaturowy wąsik. Trudno powiedzieć czy rozmyślnie czy przypadkiem wyglądał tak, że każda porządna matka zabierała z placu zabaw dzieci, o ile stanął w jego pobliżu by zapalić papierosa. 

– Agentka sześćset pięćdziesiąt trzy wykonała zadanie. – Zauważył wyższy.

– Poszło jej nadspodziewanie szybko. – Zgodził się niższy.

– Z uwagi na pewne wątpliwości, które powstały po ostatniej irańskiej misji Ojca Nocnych Łowów, przydałoby się dać mu kogoś od nas, kto go przypilnuje.

– Czy to nie był sukces? – Agent C spojrzał pytająco na swojego rozmówcę. – Irańczycy zastrzelonemu przez Wotana oficerowi urządzili publiczny pogrzeb i czczą go jako męczennika.

– Tyle, że w Korpusie Strażników Rewolucji, niemal natychmiast pojawił się ktoś o zdolnościach tożsamych z odstrzelonym przez naszego Indianina.

– Wotan na starość próbuje nas oszukiwać?

– Niekoniecznie. – Agent G skrzywił się jak przy jedzeniu cytryny. – To nie było pierwsze podejście do celu. Irańczycy mogli przygotować małą mistyfikację. W każdym razie lepiej będzie, jeśli Indianina ktoś od nas przypilnuje.

– Może Agent Dwadzieścia Pięć D?

– Ja bym raczej delegował do tej misji Agentkę Sześćset Pięćdziesiąt Trzy

– To, że szybko sprowadziła tu Wotana nie zmienia faktu, że jest młoda, niedoświadczona.

– No i… – Agent G wzruszył ramionami.

– Ojciec Nocnych Łowów na tym kontynencie jest być może od czasów, kiedy zawędrowali tu pierwsi łowcy mamutów. Mam czasem wrażenie, że choć jest wampirem, to nico odbija mu ze starości. Gdy w otoczeniu ma swoich starych kumpli, to dziwne pomysły i jeszcze głupsze działania sypią się niczym żetony z automatu w Las Vegas. Jeśli zechce z nami pogrywać ona sobie nie poradzi.

– Jak poradzi to dobrze, jak nie, to mała strata, a może nawet i zysk.

– Sensowne podejście – zgodził się Agent C

 

Tymczasem Ojciec Nocnych Łowów i Scarlett wysiedli z windy na poziomie minus sześćdziesiąt i plątaniną korytarzy dotarli do sali odpraw. Czekał tam na nich pułkownik w mundurze polowym marines.

– Melduję wykonie zadania i proszę o zgodę na odmeldowanie się. – Scarlett, jak każdy nowy agent, dbała o formalności.

– Nie wyrażam zgody. Dostajesz polecenie bycia łącznikiem na czas realizacji misji przez Wotana.

– Tak jest – odrzekła zaskoczona dziewczyna.

– Jak zapewne wiecie ostatnio w naszym kraju mamy plagę zamieszek. Ustaliliśmy winnego, którego będziecie musieli przejąć lub zlikwidować.

– Wybicie zarządów programowych oraz dziennikarzy z kilku telewizji da mi wiele radości, ale potrwa dłuższy czas. – Ojciec Nocnych Łowów wyraźnie się rozmarzył.

– Żadnych takich! – Oficer aż spocił się ze strachu na myśl o konsekwencjach jatki proponowanej przez Indianina.

– A to nie oni są winni? – Wotan zapytał z absolutnym spokojem.

– Nie! Udało nam się ustalić, że winę za to ponosi on.

 

Na ekranie pojawiła się seria zdjęć i filmików z ulicznych kamer, których głównym motywem był mężczyzna o śniadej cerze, czarnych włosach i promiennym uśmiechu. Nastrój fotografowanego był odwrotnie proporcjonalny do tego, co działo się wokół niego. Wyraźnie zadowolony z siebie facet znajdował się zazwyczaj w środku pandemonium chaosu.

– Kto to jest? – Scarlett pytała tonem, w którym pobrzmiewały nutki strachu niczym komary w majową noc, nad Wielkimi Jeziorami.

– Wedle posiadanych przez nas danych to Set.

– Ki diabeł?

– Staroegipski bóg chaosu.

– Może być ciężko.

– Ze swoimi kumplami dasz radę. Zresztą, w naszej ocenie powinien być wrażliwy na te same czynniki, które pozwoliły wyeliminować cel w Iranie.

– To dobrze. – Ojciec Nocnych Łowów, zachowując kamienne oblicze, skinął głową.

– Namierzycie go i schwytacie, w razie czego postaramy się być w pobliżu, by wam pomóc. Gdyby przejęcie obiektu było niemożliwe, należy go wyeliminować.

– Tylko gdzie mamy go szukać, bo jak patrzę na te fotografie i filmiki, to widzę różne miasta?

– Jest pewien problem, bo udaje się go nam namierzyć dopiero w trakcie zamieszek.

– To jak go znajdziemy? – Scarlett cała impreza coraz mniej się podobała.

– W najbliższych dniach zamieszki wybuchną w Los Angeles.

– W takim razie natychmiast ruszamy do Miasta Aniołów.

 

Ojciec Nocnych Łowów stał w oknie apartamentu na najwyższym piętrze hotelu i patrzył na miasto. Zmrok już zapadł i miasto błyszczało sztucznym światłem. Indianina nie interesowała uliczna iluminacja, ale aury. Choć ludzie tego zazwyczaj nie widzą, ich emocje mają najróżniejsze kolory, zaś im są silniejsze, tym mocniej świecą. W stronę centrum spływał strumień ludzi; stary wampir patrzył na to, jak na ferię barw. Tłum, targany często sprzecznymi pragnieniami i planami, zdawał się błyszczeć niczym dyskotekowa kula. Początkowo pokojowe demonstracje protestujące przeciwko pobiciu przez agentów federalnych ulicznego dilera, za chwilę mogły zamienić się w zamieszki połączone z plądrowaniem miasta.

– Już czas. – Indianin zwrócił się do Ptaka Grzmotu.

– No to lecę. – Bóg preriowych burz w jednej chwili zmienił się z ubranego w czarny garnitur biznesmena w chmurę, która rozrosła się nad miastem.

– Algorytm identyfikujący twarze nie wykrył go jeszcze – zameldowała Scarlett wpatrzona w ekran laptopa podpiętego pod miejski monitoring.

– To dziwne, ale ona ma rację – odrzekł Nagila, Cień Ducha, bożek Dakotów.

– Chaos narasta, jeśli nie Set, to kto go generuje? – Ojciec Nocnych Łowów nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

– W cieniu ludzkich dusz są miliony demonów – odrzekł Cień Ducha.

– Zaczęli plądrować sklepy. – W apartamencie dał się słyszeń głos Ptaka Grzmotu.

– Widzisz Seta?

– Jeszcze nie, ale za to widzę, że na niebie jestem nie tylko ja.

– Widzisz tam kogoś jeszcze? – Ojciec Nocnych Łowów zainteresował się słowami przyjaciela.

– Kręci się tu kilka dronów. Chyba agencja chce cię sprawdzić, lub ma tu inne zespoły przysłane do łowów na Seta.

– Pewnie i jedno i drugie – spokojnie odrzekł Wotan.

– Uwaga, ktoś o potężnej aurze nadciąga z północy.

– To musi być on. Ruszamy. 

 

To co się działo w w centrum Los Angeles przypominało pożar górniczego salonu podczas kalifornijskiej gorączki złota. Ciągnąc szlakiem błyskawic ciskanych przez Ptaka Grzmotu, prowadzeni po ciemnych zaułkach przez Cień Ducha, szybko parli do przodu. W końcu ujrzeli Seta. Stał w wąskim przejściu łączącym south Olive Street z Grand Avenue. Śmiał się widząc ludzi mażących sprejami po ustawionym na skwerze Pershinga pomniku Beethovena.

– Cóż cię tak rozbawiło? – zagaił Ojciec Nocnych Łowów.

– Dziewięciu na dziesięciu z tych idiotów – Set wskazał domorosłych malarzy – nie ma nawet pojęcia czyj pomnik dewastuje.

– Po prostu przestań ich nakręcać, inaczej cię zabiję! – Scarlett sięgnęła pod kurtkę, gdzie trzymała ukryta broń.

– To niesportowe – odrzekł Set. – Po pierwsze, to ja ich nie kontroluję. Po drugie to wasze agencje robią wszystko by wybuchały zamieszki. Po trzecie, to nie strzela się do zwierzyny przy paśnikach.

– Przy czym?

– Ja tu ucztuję, a nie pracuję.

– Nie rozumiem.

– Bo smarkata jesteś. – Egipcjanin popatrzył z rozbawieniem na agentkę. – Wampirze – zwrócił się do Indianina. – Ty chyba zrozumiesz, że te fale chaosu, które oni generują są dla mnie niczym mocno zakrapiana impreza w damskim akademiku dla zgłodniałego wampira.

– Ja cię nawet rozumiem, ale mamy cię dostarczyć naszym szefom.

– Może tak, a może nie. Kto wie, czy nie dostaniecie łomotu od tamtych cripsów.

– Kogo? – Brat Niedźwiedź włączył się do rozmowy.

– Tamtych dżentelmenów. – Set machnął ręką w stronę grupy ludzi na wlocie uliczki. – To są cirps, gangsterzy z przedmieści, którzy właśnie zastanawiają się nad udzieleniem naszej pięknej agentce praktycznego kursu gangbangu.

– Nie przejmował bym się nimi. – Nagila wyłonił się z mroku. – Biorą ciebie za naćpanego bossa latynoskiego gangu.

– No i co z tego?

– Tacy zawsze mają ochronę. Widzą Ojca Nocnych Łowów i wyczuwają w nim mrok porównywalny z tym, który roztaczają zabójcy z Mara Salvatrucha. Wybiorą plądrowanie pobliskiego sklepu jubilerskiego, a nie walkę z konkurencją. 

– W chaosie najpiękniejsze jest to, że logika zawodzi – odrzekł ze śmiechem Set.

– Logicznie, czy nie, odchodzą – rzekł Brat Niedźwiedź.

 

Praktycznie w tej samej chwili zatoczył się od uderzenia tytanowym kijem do golfa. Gdy towarzysze Ojca Nocnych Łowów obserwowali cripsach z drugiej strony przejścia łączącego south Olive Street z Grand Avenue nadciągnęła grupa kilkudziesięciu zadymiarzy. Ludzie, którzy ją tworzyli przybyli na zamieszki by posmakować bezkarności i szału niszczenia. Nie byli to przedstawiciele biednych przedmieść, ale prowadzeni przez jednego z tutejszych prokuratorów mieszkańcy luksusowych apartamentowców.

Wybrali fatalnie, Ojciec Nocnych Łowów, zareagował odruchowo i skoczył w stronę atakujących wyszarpując za pasa tomahawk. Jego przyjaciele natychmiast dołączyli z wdziękiem szarżującego stada bizonów. Trzeszczały kości łamane uderzeniami Brata Niedźwiedzia, błyskawice Ptaka Grzmotu paliły smartfony, włosy i ciała napastników, krew tryskała po każdym cięciu zadanym przez wynurzającego się z mroku Nagila. Jedynie Set i próbująca go pilnować Scarlett nie przyłączyli się bijatyki.

Po tym gdy Wotan trzeci raz okrzykiem obwieścił zdobycie skalpu, w napastnikach coś pękło. Ci, którzy jeszcze byli w stanie rzucili się do ucieczki strzelając na oślep. Jedna z tych kul trafiła Scarlett. Dziewczyna osunęła się na ziemię. Niemal dokładnie w tej samej chwili wylot przejścia zablokowały czarne furgonetki, z których wyskoczyli ludzie uzbrojeni w karabinki szturmowe, ubrani w mundury bez oznaczeń i Agent C.

– Ratuj ją! – Set zawołał Ojca Nocnych Łowów.

– Przecież to wilkołak, sama się uleczy.

– Ona nie ma wilczego daru, jest zaledwie człowiekiem, który opanował sztukę transformacji.

– Na ścierwo szakala!

Klnąc w kilku językach na raz Indianin rzucił się na pomoc. Już na pierwszy rzut oka stwierdził, że pomóc może tylko w jeden sposób. Naciął kłem nadgarstek i jego krew spłynęła na ranę, a potem zbliżył go jej do ust.

– Pij – rzekł.

– Zostanę wampirem – wyszeptała.

– Tak, staniesz się siostrą krwi.

 

Pijąc krew Scarlett zauważyła, że Set podszedł do Agenta C i na głos powiedział.

– Jesteś idiotą. 

Po czym się zdematerializował. Niepokojące było tylko to, że nazwany idiotą wpatrywał się w nią z wyraźnym zadowoleniem. 

 

 

Koniec

Komentarze

– Jestem >z< agentką numer sześćset pięćdziesiąt trzy ze SPA.

Niefortunne “z” ci się tu wrzuciło i przez to myślę, że agentka nie przybyła sama.

– To dziwne, ale mimo tego co mi o tobie mówiono, czuję że można ci zaufać.

Taki zabieg wymaga czegoś więcej. Albo budujesz atmosferę zaufania (a to ci się nie udało), albo sugerujesz użycie jakieś mocy (a tego nie uczyniłeś). Efekt przez to jest dość zabawny.

– To po części prawda. – Scarlett zbladła. się lekko ze strachu.

po pierwsze – interpunkcja, po drugie – chyba zjadło jakieś słowo/opis i po trzecie – (w moim odczuciu) konstrukcja sprawia, że przez chwilę masz wrażenie, że powiedziała to Scarlett. Finalnie powinno to chyba brzmieć:

– To po części prawda – rzekł Wotan. – Nawet tej nocy posiliłem się na studentach obozujących z drugiej strony wzgórza.

Scarlett zbladła i skuliła się lekko ze strachu.

– O boże, oni…

idąc dalej:

dwaj agenci U.S. Paranolmal Force

niepotrzebnie zaznaczasz przynależność agentów. Po wcześniejszym akapicie wiemy, do kogo należy “farma”, zatem o ile nie zawieruszy się tam ktoś z CIA, CBA, PS2 czy X-BOX nie trzeba już tego pisać.

– Tyle, że w ich Korpusie Strażników Rewolucji, niemal natychmiast pojawił się ktoś o zdolnościach tożsamych z odstrzelonym przez naszego agenta.

Wiem o co chodzi, ale to dziwny i wybrakowany konstrukt. Proponuję:

– Tyle, że w ich Korpusie Strażników Rewolucji niemal natychmiast pojawił się ktoś o podobnych zdolnościach.

I to wystarczy – niepotrzebna jest powtórzenie informacji o tym, kto cel zlikwidował, bo wiemy to z wcześniejszej wymiany zdań.

 

Jest jeszcze kupa błędów interpunkcyjnych, dziwnych konstrukcji zdań, opisów i dialogów, ale szkoda mi czasu je wszystkie wymieniać.

 

Rana była koszmarna. Kula przebiła aortę, Scarlett wykrwawiała się z prędkością nie dającą szans na ratunek w oparciu o oficjalną medycynę.

Przepraszam, ale strasznie zacząłem się śmiać, gdy to przeczytałem. Oficjalna medycyna, dobre, dobre… szkoda, że nie zamierzone.

 

Przeczytałem i chciałem na początku zapytać – czyżby fan “wampira: maskarady”?

 

Moja toaletowa biblioteczka zawiera takie dzieło jak “wampiraci”. Straszne to gówno, ale lepsze to od etykiet na kosmetykach. Twoje opowiadanie mieści się w skali jakości właśnie między etykietami a owymi “wampiratami”. Tematyka słaba, motywy ograne do bólu, postacie płaskie, opisy sztywne, zdawkowe, poplątane i mało obrazowe. W konsekwencji nie wciąga i czytania sprawiać może przyjemność tylko komuś takiemu jak ja – sadyście, co to lubi wyżyć się na bardzo słabej twórczości, by podbudować swoje ego i przez to poczuć się lepszym od innych ;).

 

Nieco bardziej serio – sam tak kiedyś pisałem (i nawet w tej tematyce, oj bardzo dużo w tej tematyce) i choć swój warszat (jak wierzę) poprawiłem, to musiałem pierwej zapisać setki stron takimi tworami, by czegoś się nauczyć. Ten etap mam za sobą i również tobie życzę, byś jak najszybciej wszedł stopień wyżej. Powodzenia.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Tak szczerze to z założenia niemal wszystkie moje opowiadania są nieco z przymrużeniem oka. W pierwszej scence nie budowałem atmosfery zaufania. Ot do indiańskiego wampira, być może tak starego że pamięta czasy kiedy na kontynent zawędrowali pierwsi ludzie posłano agentkę świeżynkę, stąd problemy z telepatią itd. wydawało mi się, że na maksa naiwne stwierdzenie/branie pod włos “ufam ci” a potem paniczne sprawdzanie cy jej jednak nie ciapnął będzie zabawne. 

 

Co do przynależności agentów , ok masz rację . Skorygowałem .

 

Co do wampirowatości, to wampir przez 99% opowiadania jest 1 słownie jeden :D Ok za to bardzo ambitny bo chce odkupić całe Góry Czarne. No tak ale to akurat jest w poprzednim opowiadaniu w którym go opisałem. 

 

I teraz w geniuszu moim mnie oświeciło, że poplątane wątki i niejasności mogą być efektem ubocznym tego, że opowiadanie nawiązuje do poprzedniego.

 

 

 

 

 

Zerknąłem (bardzo) pobieżnie na inną twoją twórczość i muszę powiedzieć, że prezentuje nierówny poziom. To opowiadanie jest moim zdaniem straszne, ale inne trzymają dobry poziom. Nie rozumiem, jak może w jednym autorze występować taka różnica w jakości tekstu.

 

To tylko takie moje spostrzeżenie, którym chciałem się podzielić.

0-3 WARSZTAT | 0-3 NARRACJA | 0-3 FABUŁA | 0-3 DIALOGI | 0-3 POSTACI | 0-3 KLIMAT

Myślę że to efekt uboczny czasu i tego co się dzieje dokoła. Gdy piszę chłonę rzeczywistość.

 

 

Uwagi jednak cenię, postaram się przeredagować to opowiadanie i pewnie je trochę skrócę. Mam wrażenie że gdy przekraczam 5 stron A4 nudzę. 

„naszyjnik z kłów, nagi tors, pas za[-,] który wsunięty był tomahawk o kamiennym ostrzu…”

 

„Ojciec Nocnych Łowów[-,] spokojnie rzekł[-.+:]

 

„– Witaj[+,] siostro mojej siostry, podejdź do ogniska.”

 

„– Za skał wyłoniła się złotawa suka rasy husky…” – Bez półpauzy oraz „zza”, a nie „za”.

 

„Ostrożnie usiadła na posłaniu i 

przekrzywiła głowę.”

Jakiś zbędny enter tu się wkradł.

 

„Mam nadzieję{+,] że mnie nie zabijesz.”

 

„Ojciec Nocnych Łowów w zruszył ramionami, wzrokiem zaś dyskretnie kontemplując urodę przybyszki.” – Wzruszył łącznie.

 

„…to za mało[+,] bym chciał cię zabić.”

 

„Musze załatwić parę spraw.” – Muszę

 

„– Jakich? -Scarlett popatrzyła na Wotana z pewnym strachem.” – Półpauza, a nie dywiz, i spacja po niej.

 

„czuję[+,] że można ci zaufać.”

 

„– Mówili[+,] że polujesz w tych górach na ludzi.”

 

„– To miłe z twojej strony[+.] – Dziewczyna uśmiechnęła się do wampira.”

 

Taaak. Ojej, boję się ciebie, powiadają, że zjadasz ludzi, ale przygotowałeś mi śniadanie, jesteś taki miły, ty.

 

„Założyłem[+,] że wstaniesz głodna”

 

„Zakamuflowany wartownik o wyglądzie Meksykanina podczas sjesty[-,] rzucił na nich okiem i[+,] nie przerywając żucia jakiegoś źdźbła trawy, wskazał im ręką stodołę.”

 

„Dwieście metrów pod powierzchnią gruntu, w jednym z punktów dowodzenia[+,] dwaj agenci najwyższego szczebla obserwowali to na ekranach monitorów.”

 

„Na pierwszy rzut oka wyglądali niczym bliźniacy[+:] w jednakowych czarnych garniturach [+oraz] białych koszulach[+,] z oczami [+u]krytymi za szkłami przyciemniających okularów i o twarzach…”

 

„– Agentka sześćset pięćdziesiąt trzy wykonała zadanie[-.][-Z+z]auważył jeden z nich.”

 

„wykorzystanie go do rozwiązanie palącego nas problemu.” – rozwiązania

 

„do pilnowania Woana potrzeba kogoś– literówka w imieniu

 

„Mam czasem wrażenie[+,] że choć jest wampirem, to nico odbija mu ze starości.”

 

„– Tym bardziej do jego kontrolowania[-,] potrzeby jest ktoś z większym doświadczeniem.” – potrzebny

 

„plątaniną korytarzy[-,] dotarli do sali odpraw.”

 

„– Melduje wykonie zadania” – Melduję

 

„– Wybicie zarządów programowych oracz dziennikarzy z kilku koncernów medialnych[-,] to wprawdzie pociągający, ale dość czasochłonny pomysł – wtrącił Ojciec Nocnych Łowów.” – Oraz, a nie oracz. I co to są zarządcy programowi?

 

„Wyraźnie zadowolony z siebie facet[-,] znajdował się zazwyczaj w środku pandemonium chaosu.”

 

„Scarlett pytała tonem, pobrzmiewały nutki strachu niczym komary w majową noc.” – Raz, że porównanie fatalne. Dwa, że to zdanie jest niegramatyczne. Czegoś zabrakło ;)

 

„– To dobrze[+.] – Ojciec Nocnych Łowów, zachowując kamienne oblicze, skinął głową.”

 

„w razie czego będziemy w pobliżu[+,] by wam pomóc.”

 

„Gdyby przejecie obiektu było to niemożliwe, to należy go wyeliminować.” – przejęcie

 

„– W takim razie natychmiast[-,] ruszamy do Miasta Aniołów[+.]

 

„mrok już zapał i miasto błyszczało…” – Zapadł

 

„W stronę centrum spływał strumień ludzi[-,+;] stary wampir[-,] patrzył na to[-,] jak na paletę barw.”

 

„Tłum, targany często sprzecznymi pragnieniami i planami[+,] zdawał się błyszczeć niczym dyskotekowa kula.”

 

„– Już czas – Indianin zwrócił się do Ptaka Grzmotu.” – Albo z kropką po „czas”, albo trzeba zmienić szyk, by „zwrócił się” było na początku zdania.

 

„Bóg preriowych burz[-,] w jednej chwili zmienił się z ubranego w czarny garnitur biznesmena[-,] w mroczną chmurę…”

 

“– To dziwne, ale ona ma rację – odrzekł Nagila – Cień Ducha.” Stosujesz tutaj półpauzy w dwóch różnych rolach, co jest bardzo mylące. W dialogu półpauza powinna służyć wyłącznie oddzieleniu kwestii mówionej od opisowej.

 

„W cieniu ludzkich dusz są miliny demonów” – miliony

 

„pożar burdelu po wkroczeniu Armii Czerwonej” – kolejne niezbyt trafione porównanie.

 

„…prowadzeni po ciemnych zaułkach przez Cień Ducha, grupa Ojca Nocnych Łowów parła do przodu.” – Jak grupa, to prowadzona

 

„ludzi mażącym sprejami” – mażących

 

„– Dziewięciu na dziesięciu z tych idiotów[-.] – Set wskazał domorosłych malarzy[-.][-N+n]ie ma nawet pojęcia czyj pomnik dewastuje.”

 

„– Czemu czemu nie łapiecie komizmu tej sytuacji…” – A czemu podwójne czemu?

 

„– Zrób to[+,] bo inaczej cię zabiję.”

 

„– Apropo zmartwień…” → à propos [wym. a propo] «wyrażenie wprowadzające temat wypowiedzi»

 

„– Zdarzało im się na ulicach walczyć członkami meksykańskich mafii i pamiętają…” – brakuje „z”

 

„…o mimo poszatkowania kulami[-,] ciągle potrafili zabijać.”

 

„uznali go za zabójce z Mara Salvatrucha” – zabójcę

 

„Gdy towarzysze Ojca Nocnych Łowów skoncentrowali się na cripsach[+,] z drugiej strony przejścia łączącego south Olive Street z Grand Avenue nadciągnęła grupa kilkudziesięciu zadymiarzy.” – South wielką literą.

 

„Ludziom[-,] którzy ją tworzyli brakowało instynktu gangsterów.”

 

„ci zaś przybyli na demonstracje tylko po to” – demonstrację

 

„Prowadzący ich miejscowy prokurator, dostrzegłszy w zaułku grupę Ojca Nocnych Łowów i uznał ją kilku za Latynosów.” – Albo bez „i”, i wtedy z przecinkiem po „Łowów”, albo dostrzegł i wtedy bez przecinka po „prokurator”. Poza tym szyk Ci się pomieszał pod koniec (Uznał ją za kilkoro Latynosów – kilkoro, bo była tam również kobieta).

 

„Od razu wpadł na pomysł[+,] by właśnie na nich wyładować”

 

„wśród których syn kongresmena” – był syn

 

„…bractwa Sigma Eta Zeta Beta, wśród których syn kongresmena, ruszyli za nim niczym wilki za samcem alfa.” – eee

 

„dopaść dziewczynę[+,] którą dostrzegli.”

 

„Wybrali fatalnie[-,+;] Brat Niedźwiedź uderzony…”

 

„Ojciec Nocnych Łowów[-,] bez namysły skoczył na atakujących z nożem w ręku” – namysłu

 

„z siłą grizli[+,] łamiąc kości jak zapałki.”

 

Jeśli bohater pochodził z rejonów Dakoty, to jego przyjaciele zapewne również – wydaje mi się dziwne, że zostali wzięci za Latynosów.

 

„Scarlett, pamiętająca o celu ich misji[+,] usiłowała go pilnować i jednocześnie trzymać na dystans napastników.”

 

„Totalny chaos, który zagościł w zaułku[+,] nie ułatwiał jej zadania.”

 

„Problem w tym[+,] że strzelał na oślep i jedna z kul trafiła dziewczynę w niechroniony kamizelką kuloodporną bok.” – Co? Nie. Nie i jeszcze raz nie. Kamizelki kuloodporne mają zabezpieczenia również od boku, osłaniają całą górną część ciała. Nie uwierzę, że specjalna jednostka bojowa nie może sobie pozwolić na najlepszy sprzęt. Kompletny bezsens, drogi Autorze.

 

„ubrani w czarne garnitury i mimo późnej pory noszący ciemne okulary.” – Okej, jeśli ta organizacja jest tak durna, że wysyła agentów do akcji w garniturach bez kamizelek, to może i kamizelki na akcje mają najtańsze, złożone tylko z części osłaniających przód i tył torsu.

 

„– Ratuj ją! – Set zawołał Ojca Nocnych Łowów.” – zawołał do.

 

Niezmiernie mi przykro, ale okropnie się męczyłam przy lekturze. Nie tylko przez wzgląd na liczne błędy, ale również na to, że fabuła jest bardzo naciągana i niezbyt zajmująca. Dialogi między postaciami – sztywne. Same postacie – ani grzeją, ani ziębią. Postrzał w bok kompletnie niewiarygodny. Akcja koniec końców nierozwiązana, bo nie wiadomo, o co chodziło agencji. Usiądź na spokojnie przed następną próbą pisarską i dobrze się zastanów, co fajnego chciałbyś sprzedać czytelnikom ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim nie bij. Wrzuciłem przeredagowane. Nanosiłem poprawki i przed chwilą zamknąłem bez zapisania 

 

 

Jutro usiądę i naniosę poprawki z kompatybilne z tym ,co jest nieprzeredagowane .

 

 

Powodzenia! ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wyleciało jakieś 3000 znaków i sceny które wydały mi się zbyt rozwlekłe. Wydaje mi się, że teraz opowiadanie jest nieco lżejsze.

 

Te literówki, itp powinny być już ogarnięte…

 

tak jakby 

 

O co chodziło agencji? 

To test lojalności. 

 

 

No cóż, MPJ-cie, nie mam pojęcia, jak prezentował się tekst przed poprawkami, bo przeczytałam go teraz i – mówię to z przykrością – jest to chyba najgorsze Twoje opowiadanie, a przeczytałam ich wiele. Mimo że, jak deklarujesz, przeredagowałeś tekst i dokonałeś poprawek, jest w nim nadal sporo błędów, ale cóż, nie ukrywam, że szkoda mi było czasu na robienie łapanki. :(

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą zdecydowanie lepsze. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wychodzi na to że Indianiec musi z duchami przedyskutować to i owo ;)

 

Też mam nadzieję że następne będą lepsze. Może nie powinienem komentować teraźniejszości ???

Może też pouzgadniać coś sam ze sobą. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

;) właśnie pracuję nad kolejną szansą Ojca Nocnych Łowów najdalej do niedzieli wrzucę 

 

Hej, hej! 

Gwiazdy powoli przesuwały się po niebie i księżyc już zdążył skryć się za horyzontem, kiedy Zza kamieni wyłoniła się bardzo ostrożnie psia głowa.

→ Z małej. 

 

W obrazach (,+) które mi przesyłasz są jednak buty ze sklepu niejakiego Tiffaniego, prowincjonalna farma, perwersyjny seks w strumieniach krwi ze mną w roli gwałciciela i facet w czarnym garniturze o aparycji karawaniarza.

→ Przecinki czasami się coś gubią. 

 

– Zdarzali się tu goście z tej firmy. – Ojciec Nocnych Łowów w zruszył ramionami, wzrokiem dyskretnie kontemplując urodę przybyszki.

→ wzruszył 

 

Założyłem, że wstaniesz głodna, a i twoja przemiana pochłonie dużo energii. -

→ myślnik do wywalenia 

 

To, że prowadziła ją blondynka w kowbojskim kapeluszu(,+) a obok siedział Indianin też nie robiło na nikim wrażenia.

→ przecinek 

 

 

To są cirps, gangsterzy z przedmieści, którzy właśnie zastanawiają się nad udzieleniem naszej pięknej agentce praktycznego kursu gangbangu.

→ A to dobre xD 

 

Gdy towarzysze Ojca Nocnych Łowów obserwowali cripsach z drugiej strony przejścia łączącego south Olive Street z Grand Avenue(+,) nadciągnęła grupa kilkudziesięciu zadymiarzy.

→ przecinek 

 

Jedynie Set i próbująca go pilnować Scarlett nie przyłączyli się bijatyki.

→ Do bijatyki? 

 

Hmmm, może mnie nie porwało, ale nie uważam tego opka za złe, jeśli chodzi o fabułę. Wykonanie, no tak patrząc wcześniej po komentarzach – trochę tych uwag było i jeszcze od siebie garstkę dodałem, więc może w tym tekście stylistycznie jest nieco gorzej. Bardzo często przecinki Ci umykają, ale każdego nie chciałem tu cytować. 

Dołączę się do powyższych opinii, że postaci jakoś mnie nie ujęły. Dialogi – różnie było, choć jedną perełkę Ci wyżej zacytowałem ;p 

Więc mieszane uczucia, czytałem bez większych problemów, choć sam tekst zbyt bardzo mnie nie wciągnął. 

W przedmowie wspominasz, że niektórzy bohaterowie pojawiają się w innym opku, być może z tego właśnie powodu nie poczułem jakoś klimatu, bo go nie znam. Ale jak mówiłem, źle również nie było. 

Pozdro!

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Pomysł interesujący; Tematyka "ostatnio modna"; Opowiadanie godne wyciągnięcia do dłuższego poczytania, ale…. Chyba zapomniałeś wykonać korektę błędów….

Tworzysz bardzo dużo opowiadań, które są między sobą powiązane i są rozsypane po portalu. Ostatnio jestem sporo z doskoku i patrząc z perspektywy czasu, bardzo mało się zmieniło w Twoim pisaniu. Dialogi są sztywne, postacie jednowymiarowe. Nagromadzasz kupę detali, która się po prostu plączę i po którymś razie można się zastanowić czy ma to jakiś sens czy zwykły zlepek przypadkowych motywów. Nasunęło mi się trochę skojarzeń z “Amerykańskimi bogami” i podobnymi klimatami. 

Czy mi się podobało? Przykro mi, ale nie. Po paru Twoich tekstach nie widzę żadnych zmian w formule. Cały czas przerabiasz to samo. Ale na swój sposób podziwiam konsekwencje w pisaniu i gdybyś lepiej potraktował swoje fabuły, może może coś fajnego by się urodziło? Kto wie?

No nie wiem czy to samo? Są opowiadania w klimatach kosmosu, są te a’la słowiańskie, są te cyberpunkowe w naszej przyszłości, są te a’la informatyczne. 

 

 

Nowa Fantastyka