Terence Tao obudził się z długiego, twardego snu. Otworzył oczy i zdziwiony zaczął zastanawiać się co mu się przytrafiło. Nie miał pojęcia gdzie jest. Ostatnie co pamiętał to wyjście z mieszkania, potem nagle urwał mu się film.
Wstał z łóżka i dokładnie się rozejrzał. Znajdował się w ładnie urządzonym pokoju dla dwóch osób. Na ścianach była biała tapeta z kolorowym wzorkiem, wisiały tu dwa obrazy przedstawiające martwą naturę, na podłodze leżał zielony gruby dywan, a w rogu sufitu cicho brzęczała klimatyzacja.
Pokój łączył się z łazienką, z której Terence skorzystał. Bardzo doskwierał mu głód, czuł się jakby nie jadł od kilku dni; musiał koniecznie opuścić pokój, żeby znaleźć żywność. Znajdowało się tu dwoje drzwi, jedne prowadziły na taras. Nimi wyszedł na zewnątrz z nadzieją, że spotka kogoś, kto mu wytłumaczy tę dziwną sytuację. Dziwne było to, co ujrzał, przebywał w wielkim kompleksie wypoczynkowym z basenami, leżakami, osłoniętymi przed słońcem stołami i krzesłami ale nie zobaczył żywej duszy.
W kieszeni zabrzęczał dzwonek informujący, że dostał esemesa. Wyjął telefon i odczytał następującą wiadomość: „Idź do pokoju nr 274, pierwsze piętro, główny budynek”.
Spróbował zadzwonić do swojej żony, jednak nie mógł się połączyć. Skierował się więc zgodnie z instrukcją do wyznaczonego pokoju. Znalezienie go nie zajęło mu wiele czasu. Numer 274 okazał się dużą jadalnią, stały tu długie wąskie stoły, a przy nich krzesła. Na jednym, co wywołało radość u Terence'a, znajdowały się świeże, śniadaniowe potrawy. Przeróżne i w dużych ilościach. Usiadł i zaczął łapczywie jeść. Pochłonął kilka parówek, jajecznicę, bułkę z masłem, szynką, serem żółtym i pomidorem. Oprócz jedzenia, na blacie stały również dwa dzbanki: jeden z kawą, drugi z herbatą. Obok stołu natomiast znajdowała się duża lodówka, a w niej zimne napoje.
Przy jednej ze ścian było kilkanaście stanowisk komputerowych. Wyglądało na to, że jadalnia pełniła również funkcję kawiarenki internetowej. Gdy się najadł, ruszył do komputera poszukać jakichś informacji o miejscu w którym się znajdował. Właśnie w tym momencie do jadalni weszły dwie osoby. Nieznana mu kobieta po czterdziestce i Chris Langan, najinteligentniejszy człowiek w USA.
Prowadzili rozmowę, ale gdy ujrzeli Terence'a przerwali i podeszli do niego. Kobieta powiedziała po angielsku:
– Rozpoznaję cię, jesteś Terence Tao? To jest Chris Langan, a ja nazywam się Judith Polgar.
– Tak, kojarzę twoje nazwisko, jesteś znaną szachistką, a ciebie też znam – odpowiedział Tao. – Jeśli jesteście głodni, chodźcie, zjedzcie śniadanie i powiedzcie mi co tu się dzieje.
Wszyscy usiedli przy stole, i zaczęli jeść jednocześnie rozmawiając.
– Wygląda na to, że zostaliśmy porwani, nie wiem czy jest nas tu jeszcze więcej ale łączy nas niewątpliwie jedna rzecz, jesteśmy znani z wysokiego IQ – powiedziała Judith. – Dbają o nas, więc chyba nie ma się co obawiać.
– Wszystko to jest niezwykle zagadkowe, nie mogę doczekać się wyjaśnienia całej sprawy – odparł Terence.
Gdy zjedli jednocześnie zadźwięczały ich komórki, dostali SMS. Jego treść była u wszystkich taka sama: „Zajmijcie miejsca przy komputerach”.
Podeszli więc i usiedli na najbliższych fotelach. Wystarczyło ruszyć myszką, by wyłączyć wygaszacz ekranu, co każde zrobiło. Na monitorach ich oczom ukazały się trzy zdjęcia, każde przedstawiało jedno z nich. Wszyscy kliknęli swój wizerunek i pojawił się napis: „Zaraz ukaże się test, który musisz rozwiązać, od jego wyniku zależy twoje życie, test należy wykonać samodzielnie! Kliknij START, gdy będziesz gotowa/gotowy”.
Po krótkiej konsultacji, rozpoczęli rozwiązywanie.
Na ekranach pojawiły się proste obrazki: koła, trójkąty, linie, kwadraty… Bez żadnego wytłumaczenia jak rozwiązywać test, lecz oni od razu się zorientowali. Wydawało się oczywiste, że ów test mierzy inteligencję. Przypominał matryce Ravena używane w badaniach Mensy. Był jednak bardziej złożony i skomplikowany. Na górze ekranu znajdował się zegar odmierzający czas. Mieli na rozwiązanie trzy godziny.
Zadania nie zostały ułożone od najprostszego do najtrudniejszego, tylko wymieszane. Raz zrobionych zadań nie można było poprawić.
Skupieni w ciszy główkowali. Gdy na zegarze została godzina i dwanaście minut w komputerze Terrence'a z głośników zabrzmiała piąta symfonia Beethovena oznaczająca, że ukończył test. Pojawił się też napis: „Dziękujemy. Dalsza cześć testu odbędzie się o siedemnastej”.
Judith i Chris męczyli się jeszcze trochę, ostatnia zakończyła szachistka.
– Jak wam poszło? – spytał Terence – liczyłem zadania było ich czterdzieści dwa, rozwiązałem trzydzieści osiem. Cztery wydawały mi się bez rozwiązania. Taki haczyk.
Geniusze jakiś czas dyskutowali o teście. Okazało się, że każdy miał takie same pytania, jednak były w różnej kolejności.
– Co teraz? – spytał Chris.
– Chodźmy na zewnątrz, posiedzimy na słońcu – zaproponowała Judith.
– Ja idę się rozglądnąć – powiedział Terence – może dojdę jakoś gdzie się znajdujemy.
Wyszli z budynku, Judith i Chris usiedli na ławeczce przy basenie a Terence poszedł zbadać okolicę.
Wyszedł poza teren kurortu i zauważył, jakieś sto metrów od głównej bramy wysoki, nowoczesny metalowy płot. Ciągnął się on wokoło kompleksu. Nigdzie nie było żywej duszy, co wydało mu się bardzo dziwne, bo była tu ulica, przy której stały wspaniałe wille, a na parkingach samochody. W oddali ujrzał wodę. Nie wiedział jednak, czy jest to jezioro, czy może zatoka morska.
Wrócił i opowiedział swoim towarzyszom wszystko, co zaobserwował.
– Pozostaje nam się podporządkować i rozwiązać ten test – powiedziała arcymistrzyni szachowa.
Siedzieli i rozmawiali aż przyszedł kolejny SMS na ich komórki. „Obiad jest podany”.
Nieco zdziwieni, kto im go przygotował, udali się do jadalni. Faktycznie, na stole była masa różnych dań: trzy rodzaje zup w wielkich wazach, różne mięsa, ziemniaki, ryż, kasza, makarony i wiele innych.
Pojedli do syta. Czas szybko im płynął, siedemnasta niezwłocznie się zbliżała. Równo o tej godzinie dostali SMS o treści „Test czeka”.
Podekscytowani usiedli do komputerów. Na ekranach mieli teraz pierwsze zadanie z drugiej części testu. Zrobiło na nich duże wrażenie, było to coś nowego. Obrazki na ekranie poruszały się i były trójwymiarowe. Od razu dało się odczuć wysoki poziom trudności. Zwyczajny przeciętny człowiek nie rozwiązałby takiego zadania choćby myślał i analizował latami. Czasu było tym razem dużo więcej, pięć godzin.
Należało się dobrze zastanowić. Nad dobrym zrozumieniem pierwszego zadania najinteligentniejszy z nich, Terence Tao, myślał prawie pół godziny.
Z czasem zmęczenie dawało o sobie znać, rozwiązywało się coraz trudniej, lecz Beethoven w końcu zagrał na wszystkich komputerach. W międzyczasie, nie zauważyli kiedy, podano kolację. Jak zrobiono to tak bezszelestnie, było dla nich zagadką. Siedli i zaczęli pałaszować, jak zwykle wyśmienite, jedzenie.
Jutro czekała ich trzecia część testu. Chwilę podyskutowali i udali się do swoich pokojów na spoczynek świadomi wagi tego, jak go rozwiążą.
Nie wszyscy mogli łatwo zasnąć. Judith obracała się z boku na bok ponad godzinę. Wynikało to z tego, że najzwyczajniej się bała. Wiedziała, że nie jest tak inteligentna jak Terrence i Chris. Wielu zadań nie rozwiązała.
***
Nadszedł ranek. Pierwszy wstał Chris, potem Judith, a na końcu Terence.
Spotkali się w jadalni, w pokoju numer 247. Zjedli śniadanie i usiedli do trzeciej, ostatniej części testu. Okazał się on zwyczajnym badaniem różnych rodzajów pamięci. Po rozwiązaniu Terence i Judith wiedzieli, że wypadli znakomicie, natomiast Chris nie był zadowolony, miał bowiem, jak twierdził, przeciętną pamięć.
Gdy czekali co się dalej stanie, nagle poczuli dziwny zapach. Przypominał woń płynu do dezynfekcji w szpitalach. Zanim w jakikolwiek sposób zdążyli zareagować, zapadli w sen.
Ocknęli się w ciemnym pomieszczeniu. Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, ujrzeli przed sobą wysoką sylwetkę. Nie widzieli wyraźnie, lecz mieli pewność, że nie był to człowiek. Stał na dwóch nogach lecz posiadał dwie pary rąk. Jego głowa natomiast miała kształt rozgwiazdy i na każdym ramieniu było, niczym u ślimaka, umieszczone oko.
Zaczął mówić coś w obcym nieznanym języku. Zaraz jednak usłyszeli głośne tłumaczenie wydobywające się z głośnika, który stał blisko nich. Rozpoznali Iwonę.
– Witajcie mam na imię Globlouk jak się pewnie domyślacie nie jestem człowiekiem. Należę do rasy pochodzącej z bardzo daleka, z innej galaktyki. Postaram się teraz wam wszystko wyjaśnić – przerwał na chwilę, po czym mówił dalej: – Nasza, dużo bardziej od ludzkiej rozwinięta rasa od dawna penetruje kosmos w celu wyszukania planet, na których mogłaby się osiedlić. Żyjemy długo, rozmnażamy się szybko i łatwo, przez to już dawno dotknęło nas to co nazywacie przeludnieniem. Zajmujemy dwanaście planet. Takie poszukiwania stały się już dla nas czymś normalnym. Jednak nie jesteśmy barbarzyńcami. Kolonizujemy tylko takie światy, na których nie ma inteligentnych istot. Żeby to rozróżnić stworzyliśmy test. Test, który porównuje poziom naszych zdolności, do zdolności zamieszkujących daną planetę istot. Test jest bardzo dokładny i tworzyliśmy go starannie i długo. Pierwszy raz spotkaliśmy rasę gdzie jednostki różnią się tak bardzo do siebie. Jeden osobnik, może być dwukrotnie bardziej zdolny od innego zaznaczam, że bierzemy tu pod uwagę tylko osobników zdrowych. U nas wszyscy są tacy sami. Przebadaliśmy tysiąc ludzi. Większość była dużo mniej inteligentna od nas. Zdarzali się jednak tacy, którzy nam dorównywali. Wtedy, zaczęliśmy się zastanawiać. Wśród porwanych przeprowadziliśmy wywiad; mieli podać nazwiska najwybitniejszych pod względem inteligencji ludzi kobiet i mężczyzn. Właśnie ich chcieliśmy teraz przebadać. Najwięcej razy pojawiały się wasze nazwiska, dlatego zostaliście poddani naszemu testowi. Wypadliście fenomenalnie. Żadna z ras, które spotkaliśmy nie osiągnęła takiego wyniku. W takiej sytuacji odlatujemy i zostawiamy was byście się w spokoju rozwijali.
Następnie postać odeszła znikając w ciemności i zostawiając oniemiałych geniuszy samych sobie. Po chwili podłoga pod nimi rozjaśniła się. Tak jak stali, zaczęli przenikać przez nią. Będąc wewnątrz fioletowego słupa światła ujrzeli pod sobą wielki tłum gapiów. Powoli opadali mając nad sobą wielki statek kosmiczny. Gdy dotknęli ziemi, fioletowe światło znikło, a statek oddalił się, po czym nagle zniknął pozostawiając za sobą czerwoną smugę. Trójka geniuszy znajdowała się na placu Trafalgar Square w Londynie otoczona tłumem zszokowanych ludzi.
***
Zaczęto badać całą tę niesamowitą historię. Dopiero trzy miesiące po licznych wywiadach i dochodzeniach było wiadomo mniej więcej co i jak się stało.
Dwunastego maja obiekt obcych nadleciał nad wyspę El Hierro znajdującą się na archipelagu Kanaryjskim. Przy użyciu nieznanej technologii, do statku zostali wciągnięci wszyscy, którzy się na niej znajdowali. Obcy faktycznie mieli o wiele bardziej rozwiniętą technikę i byli geniuszami, gdyż udało im się utrzymać wszystko w tajemnicy. Nikt niczego nie wykrył. Obcy w opuszczonym kurorcie zrobili sobie placówkę do badań ludzkiego intelektu. Otoczyli go płotem i w jednej z sal przygotowali stanowiska komputerowe z zainstalowanym testem. Systematycznie badali ludzi, co ostatecznie potrwało jedenaście dni. W tym czasie porwani, nie poddani testowi zostali czasowo uśpieni i nikt nic nie pamiętał.
Następnie obcy przeprowadzili ankietę, w celu wskazania najinteligentniejszego mężczyzny i kobiety. Tak wytypowali Terrence'a Tao, Chrisa Langana i Judith Polgar do testu. Potem doszło do porwania w jakiś zagadkowy sposób, że nikt się nie zorientował.
Już na zawsze w ludziach pozostał lęk, przed obcymi cywilizacjami, które mogą bez problemu podbić Ziemię.