- Opowiadanie: Ed - Praca Bernarda

Praca Bernarda

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy III, wilk-zimowy

Oceny

Praca Bernarda

Dniówka sto kredytów – głosił plakat. – Przyjdź i podpisz umowę w tym tygodniu, a dostaniesz premię.

Za co płacą tyle forsy? – zastanowił się Bernard.

Zerwał ogłoszenie i wystukał numer agencji. Chciał zapytać o szczegóły. Nigdy nic nie wiadomo, może kiedyś będzie zmuszony skorzystać i z tej opcji.

Kobiecy głos poinformował go, że zabawa polega na komunii z komputerem fabryki, na oddaniu mu na ustalony czas motoryki ciała. 

No, nieźle, pomyślał. Zapamiętał adres agencji i schował papier do kieszeni.

Był spłukany, ale nie chciał tak po prostu iść do łopaty.

Miał pewien plan. Pójdzie do starej Meg i porządnie ją nastraszy. Powie jej, że rząd śledzi ją za pomocą stukredytowych żetonów. Naciągnie ją ostatni raz.

Nie lubił udawać, że ma słabość do tej suchej jak kołek jędzy. Ale czy miał wyjście?

W kieszeni zostało mu trzydzieści kredytów, a na koncie kolejne dwieście.

Całkiem sporo, pod warunkiem, że chce się pożyć tydzień, lub dwa. A on miał ochotę na więcej, znacznie więcej.

 

Drzwi otworzyła mu służąca, jeszcze brzydsza od starej, z czerwonym i pękatym jak skarpeta Świętego Mikołaja nosem.

– Powiedz pani, że przyszedłem i że to sprawa życia i śmierci – powiedział.

 

 

Zaskoczyło go to, że Megan od razu przyszła. Przeważnie dąsała się i kazała mu czekać, bo odwiedzał ją rzadko i zawsze wyciągał ręce po pieniądze. 

– Co tym razem Bernardzie? – przywitała go pogardliwym tonem.

Była w tiulach, różowych jak lakier na jej pomarszczonych palcach.

– Przed czym uratujesz dziś świat?

Czuł jak skacze mu ciśnienie, przed oczami ujrzał noworoczne iskierki. Zdaje się, że właśnie odpłynęła mu krew z głowy. Zmełł w ustach język i oblizał wargi.

– Chciałem się pożegnać – rzekł w końcu. – Wyjeżdżam.

Liczył na to, że stara się zdziwi i zmięknie.

– Szczęśliwej podróży. – odwróciła się na pięcie i zobaczył jak jej skóra na plecach zwisa i faluje.

Musiała sprawić sobie kochanka, pomyślał.

Wyszedł w noc, głuchą i ciemną, jak myśli nędzarza.

 

 

Włożył ręce do kieszeni i palcami dotknął papieru. Była to reklama, którą zerwał. Spojrzał na adres firmy. Nie miał stąd daleko. Minął dwie przecznice i wszedł do budynku z wielkim neonem "PRZYSZŁOŚĆ".

Wyciągnął ulotkę, a facet w liberii wskazał mu drzwi; ktoś inny odsunął krzesło i Bernard zanim się obejrzał trzymał już w ręku długopis i pochylał się nad umową. Za tydzień pracy miał otrzymać pięćset kredytów, plus kolejne pół tysiąca premii. O ile stawi się w fabryce.

Nie miał pojęcia o robocie, do której się zgłosił, ale widocznie nie stanowiło to problemu, bo rano przyjął go lekarz, obejrzał z grubsza i wpiął mu w głowę detektor. Miało nic nie boleć i nie bolało.

Nie czuł różnicy, rozszerzenia świadomości, czy czegoś takiego. Oddał kontrolę nad ciałem i tyle. Co się za tym kryło? Wiedział raczej mgliście. Pomyślał, że odetną mu świadomość, a wydarzenia z fabryki obejrzy na podglądzie w motelu. Zaraz po tym, jak wypną mu wszystkie kable z mózgu.

 

 

Wszedł na produkcję przez stalowe drzwi, wielkie i szerokie jak droga do piekła, a potem zwaliła się na niego ciemność.

Ocknął się pod prysznicem, wśród obcych sobie ludzi, skrępowany i wypłoszony sytuacją. Zakrył przyrodzenie ręcznikiem i usiadł na ławce przed szafką. Na szafce widniało jego nazwisko.

Dobrzy są, pomyślał.

Czuł wszystkie kości pod skórą, a mięśnie bolały go jak diabli, ale przeżył ten dzień i czuł, że wraca mu humor.

Kupił wódkę i ser by świętować nowe życie. Albo opłakiwać stare zajęcie.

 

 

Pod koniec tygodnia podpisał umowę o pracę na miesiąc, a potem jeszcze na rok. Wyprowadził się z motelu. Znalazł duże mieszkanie na przedmieściach, a potem w centrum, naprzeciw średniowiecznej katedry. Z okien pokoi miał widok na wschodnią część miasta, z rzeką i bulwarem, a nie jak w dotychczasowym życiu na zaśmiecone podwórza i tanie dziwki wychodzące z barów.

Zaczął jadać porządne obiady, często w restauracjach, zapisał się nawet do klubu z bilardem.

Niestety nigdy tam nie dotarł. Miał coraz mniej czasu. Coraz więcej pracował. Ale czas nic już nie znaczył. Ani przemiana w biologicznego robota.

W robota, albo w trupa, żartował.

 

 

Był człowiekiem prawie bogatym i porządnie ubranym. I to było dobre. Najlepsze. Albo żałosne.

Na koniec tygodnia podpisze kontrakt na trzy lata i jego konto urośnie o sto tysięcy. Martwiło go jednak, że doba będzie krótsza, jego doba.

Zostawili mu siedem godzin życia. Siedem godzin na wyspanie, jedzenie i sex. Skorzystać, czy odejść? Co wybrać? Oto dylematy. Prawdziwe? Nie, papierowe – poprawił się w myślach.

 

 

Tego dnia świadomość wróciła mu poza murami fabryki. Za bramą ktoś dał mu nośnik pamięci.

– Masz, zobacz i pomyśl czy dobrze wybrałeś, usłyszał.

Nawet nie przyjrzał się człowiekowi, który do niego podszedł. Wsiadł do taksówki i pojechał do "Celtów", gdzie czekała na niego Sandra.

Wynajął ją na tydzień z agencji "U przyjaciół". Właściwie, to miał zamiar zabrać kogoś na dwa, trzy dni, ale trafił na promocję i dali mu ją na dłużej. 

Fajna sprawa.

Tylko, czy ona w ogóle wie co robi?

 

 

Miał kiepski humor, dlatego nie zjedli deseru. Bernard chciał, żeby jak najszybciej wrócili.

Nie pieprzyli się, chociaż on nie mógł spać, przekręcał się z boku na bok, aż przypomniał sobie o facecie przed fabryką.

Sięgnął po spodnie i wyjął z kieszeni kawałek plastiku. Włączył odtwarzacz i zobaczył halę produkcyjną. Wyglądała na miejsce w którym pracował.

Obiektyw robił zbliżenia każdej maszyny z ludźmi. Obejrzał minutę filmu i się znudził. Miał wyłączyć obraz, kiedy kamera zarejestrowała jak ktoś upada, a maszyna szatkuje mu rękę.

Cofnął się na łóżko. Nie podobało mu się to co widział.

– Dobrze się przyjrzyj – usłyszał głos z ekranu. – Może myślisz, że odrośnie mu ręka? Nie łudź się, nie odrośnie. Tam nie traktują twego ciała dobrze, a ty możesz być następny.

Zastanowił się i stwierdził, że wypadki czasem się zdarzają, więc nie to było największym problemem, ale fakt, że umowa wykluczała ubezpieczenie. Rano podpisał papiery wiążący go z firmą na trzy lata. Jeśli teraz odejdzie straci cały przelew, a firma zażąda dodatkowych dziesięciu procent w ramach odszkodowania. To sto dziesięć tysięcy – wszystko co ma.

– Przemyśl to i skontaktuj się z nami – kontynuował głos na filmie. – Pomożemy rozwiązać twój problem. Wykupimy cię jeśli będzie taka potrzeba. Jesteś dla nas bardzo ważny. Nie zwlekaj, zadzwoń.

Pewnie, że zadzwonię, pomyślał. Co mam za wyjście? Nie chcę być pieprzonym inwalidą. Dobrze, że są tacy abolicjoniści.

 

 

Po rozmowie z Syndykatem – to oni przysłali mu wiadomość – przytulił się do Sandry i poczuł się wolny. Uśmiechnął się.

– Jakby ktoś odprawił nade mną egzorcyzmy – wyszeptał do ucha dziewczyny.

– Zanim odetną mi świadomość zostanę w domu pełne dwie doby. Płatne ekstra. A swobodne rozporządzanie czasem zwiększyli mi o cały kwadrans, nie licząc urlopów i świąt. To był piękny i niesamowity dzień – powiedział do Sandry.

Koniec

Komentarze

Cześć, Ed! Wątek konkursowy został oficjalnie otwarty. I to w sumie w porządnym stylu. Pokazujesz wycinek interesującej, cyberpunkowej rzeczywistości niby przez krótkie obrazy i migawki, ale na tyle sugestywnie, że wszystkie elementy układanki same wskakują mi na miejsce. Fabuła może nie ma wielu wzlotów i upadków, ale niechże jurki się tym martwią. Ja tam dam klika.

Pozdrawiam!

Cześć Oidrin. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam!

[Przeczytane]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cześć. Widzę, że poszedłeś trochę w stronę cyberpunku, co jest o tyle ciekawe, że ja w moim opowiadaniu również wybrałem ten podgatunek sf :)

To, co widzę w Twoim opowiadaniu, to nie jest jednak próba opowiedzenia historii dla zabawy, ale bardziej gorzka refleksja nad życiem, jako trybik w machinie fabrycznego kieratu. To ciekawe podejście, szczególnie końcówka, w której bohater cieszy się, że deszcz mu już na głowę nie kapie, jednocześnie nie dostrzegając wylotu rynny pod którą stanął.

Wykonanie trochę utyka, ale czyta się gładko. I o ile podoba mi się ta końcówka, to nie do końca jestem przekonany, czy spełnia wymagania konkursowe. Bo to co bohater dostaje finalnie, wcale nie jest szczęściem.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Mytrix – dzięki za przeczytanie. Pozdrawiam!

 

Outta Sewer – Część. Przystępując do pisania byłem świeżo po lekturze Zajdla, więc chyba trochę mnie zainspirował. Dzięki za Twój komentarz. Pozdrawiam!

 

Sonata – Część. Świetna ilustracja. Pozdrawiam!

Limes inferior? :)

Known some call is air am

Trafiłeś. Limes i Cylinder van Troffa:)

Limes bardzo lubię, ale do Cylindra mam większy sentyment :)

Known some call is air am

Całkiem niezłe, choć przyznam, że liczyłem na mocniejsze zakończenie. To nadeszło jakoś tak szybko i niespodziewanie. “Zajdlowy cyberpunk”? Potencjał ogromny, więc na pewno warto próbować tego typu tekstów ;)

 

Co do stylu – nie jest napisane źle, ale na pewno warto popracować nad powtórzeniami, nadmiarem zaimków i przecinkami. Język dość prosty, ale czyta się szybko.

 

No i niestety uważam, że tekst rozmija się trochę z konkursowymi wymaganiami, ale chyba nie aż tak, żeby go zdyskwalifikować. Choć przypuszczam, że jurorzy odejmą za to trochę punktów. 

Perrux – dzięki za szeroki komentarz. Wezmę sobie sugestie do serca. Pozdrawiam! 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

Fajny pomysł na opko, praca z odcinaniem świadomości. Tylko po co oddawać ludziom świadomość, jak już ją oddali – bezsensowne marnotrawienie zasobów. Można by tam lean management wprowadzić… ;-) Mam nadzieję, że tego nie dożyje, ale nigdy nie wiadomo… Dosyć mroczna wizja rzeczywistości, taki techno-agresywny-kapitalizm. 

Nie skumałem zakończenia: Najpierw bohater ogląda film z fabryki, jakoś w nocy, gdy nie może spać. Potem podpisuje umowę, już rano. A potem znowu ogląda film… zgubiłem się. I potem jeszcze ta końcówka z Sandrą, i jakiś Syndykat (co to za Syndykat, chyba brakuje mi prerekwizytów). Albo może syndykat, abolicjoniści i właściciele fabryki to ta sama grupa kapitałowa?

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Krar85.

Dzięki za komentarz. Fajnie, że zwróciłeś uwagę na problem świadomości, bo jej utrata jest właśnie tematem przewodnim. 

Problem przed którym stanął bohater to żyć dostatnio za cenę czasowej dezintegracji osobowości. Czy można żyć bez świadomości i czy to jest życie człowieka? 

A co do fabuły, to rzecz wygląda następująco:

Bohater, trochę taki drobny cwaniaczek, który nie bardzo wie co w tym życiu robić, kiedy kończą mu się pieniądze postanawia naciągnąć swoją bogatą znajomą. To mu się nie udaje, więc zgłasza się do pracy. Nie ma dylematów moralnych, więc łatwo mu zaakceptować warunek utraty świadomości. Pracuje więc sobie i ma z tego dobre pieniądze. Żyje mu się lepiej, aż ktoś – za bramą fabryki daje mu do obejrzenia film, na którym widać jak pracownik w jego firmie ulega wypadkowi. Sam film to rodzaj reklamy, który ma skłonić naszego bohatera do zmiany miejsca pracy. Oczywiście pod pozorem troski o jego zdrowie i życie. 

Co do Sandry: nasz bohater, jak każdy człowiek ma swoje potrzeby, więc potrzebę bliskości też w jakiś sposób musi zaspokoić. W tym celu wynajmuje panią do towarzystwa. Z kolei sama Sandra może być również pozbawiona świadomości tego jak się sprzedaje. 

Pozdrawiam. 

Hmm, zaciekawiło mnie Twoje podejście do tematu. Może nie do końca ujęło, bo to zupełnie nie moje klimaty, ale w sumie przyjemnie się czytało. Poszło to całkiem gładko, styl masz niezły, choć wymaga jeszcze pracy. Na przyszłość radziłabym zapoznać się z jakimś poradnikiem pisania dialogów, bo trochę się na nich potykasz. Ze swojej strony mocno polecam ten od Fantazmatów: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ – swego czasu bardzo mi rozjaśnił w głowie. Konfunduje mnie też ten "dialogowy" zapis myśli bohatera – dokopałam się do poradnika, sprawdziłam i zapis od pauz jest niepoprawny. Polecam również się zapoznać: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/ Pozdrawiam :)

Spodziewaj się niespodziewanego

NaNa, dzięki za cenne rady. Na strony z linków już rzuciłem okiem.

Pozdrawiam. 

No hej. Opowiadanie baaardzo przypadło mi do gustu. Jestem coraz większym fanem szortów, bo wymagają precyzyjnego języka i wpasowują się w moje krótkie skupienie uwagi. 

Kilkoma zdaniami zbudowałeś wrażenie trochę zabawnego chłopa, który nie chce być “frajerem” i wpada przez to w głupie sytuacje. Kiedyś próbowałem pójść w tym kierunku, ale napisałem 40 stron, a tu tak szybko byłeś w stanie osiągnąć ten efekt. Szacun. 

Miałem cichą nadzieję, że telefon od abolicjonistów/związku zawodowego wepchnie główną postać w sieci innych manipulacji. Wykorzystywania słusznego gniewu ludzi wykorzystanych ;) Uciąłeś, ale wybaczam. 

Pomysł przypomina mi nieco pracę w korpo – w sumie niekoniecznie dająca poczucie sensu (tutaj utrata świadomości, więc pamięci, czyli czegoś, na czym ten sens można budować), ale przynosząca kasę. Tylko w korpo otrzymasz depresję, a nie przypadkową amputację. Czasem trudno powiedzieć co gorsze. 

Generalnie super, chętnie przeczytam coś więcej od Ciebie autorze. 

Bardzo fajne przedstawienie dystopijnej rzeczywistości. Poprzez umiejscowienie w przyszłości i wyolbrzymianie podejmujesz krytykę istniejącego zjawiska. Bohater, wykonujący bezmyślną pracę, odkrywa korzyści płynące ze stabilności finansowej i wpędza się w pułapkę bez wyjścia. Sprzedaje własny czas w zamian za wygody i możliwość wykorzystywania podobnie innej osoby. Wniosek taki, że warto wykonywać pracę, którą się lubi. 

 

Na plus to, że nie załapałem że podkupuje go konkurencja. Myślałem, że to jacyś aktywiści. Że na wideo będzie nagranie pokazujące, jak jego ciało jest wykorzystywane do strasznych rzeczy. 

 

Niestety końcówka jest troszkę chaotyczna. Przez to nie od razu zrozumiałem, że dostał nowe warunki pracy. Może przydałoby się tam dodać jedno krótkie zdanie. 

 

Całość fajna i to przy takiej małej ilości słów.

 

Co do konkursu, to wydaje mi się, że bohater nie złamał warunku udzielenia pomocy. 

Cześć Arq Von Shell. 

Miło słyszeć, że opko przypadło Ci do gustu.

Dzięki za komentarz. Pozdrawiam! 

 

Cześć Dawidzie Ma­jer­ski, dzięki za komentarz. Pozdrawiam! 

 

 

Bardzo fajnie się czytało.

Życie jest zbyt krótkie, aby czytać słabe książki...

Cześć Amadeuszu. Dzięki za Twój komentarz. Pozdrawiam!

Był spłukany, ale nie chciał tak po prostu iść do łopaty.

Miał pewien plan. Pójdzie do starej Meg i porządnie ją nastraszy. Powie jej, że rząd śledzi ją za pomocą stukredytowych żetonów. Naciągnie ją ostatni raz.

Nie lubił udawać, że ma słabość do tej suchej jak kołek jędzy. Ale czy miał wyjście?

W kieszeni zostało mu trzydzieści kredytów, a na koncie kolejne dwieście.

Całkiem sporo, pod warunkiem, że chce się pożyć tydzień, lub dwa. A on miał ochotę na więcej, znacznie więcej.

Są osoby, które wklejają zwarte bloki tekstu. Ty masz na odwrót. Czemu każde zdanie jest od nowego akapitu?

 

– Powiedz pani, że przyszedłem i że to sprawa życia i śmierci. (BEZ KROPKI)– powiedział.

 

Pierwsze, co go zaskoczyło to to, że Megan od razu przyszła.

Nie brzmi to dobrze. Może zwyczajnie : Zaskoczyło go, że…

 

Była w tiulach, różowych jak lakier na jej pomarszczonych palcach.

Raczej paznokciach ;)

 

– Szczęśliwej podróży (KROPKA)odwróciła się na pięcie i zobaczył jak jej skóra na plecach zwisa i faluje.

I odwróciła się z dużej litery. Tu poradnik zapisu dialogów.

 

– Musiała sprawić sobie kochanka, pomyślał.

A tu poradnik zapisu myśli. Nie poprawiam, bo możliwości jest sporo, ale Twojego zapisu wśród nich nie ma.

 

Jest dobrze :) Masz trochę problemów z zapisem dialogów i myśli, trochę z przecinkami, ale ogólnie czytało się dobrze. Historia wybrzmiała gorzko, nie jestem pewna, czy o to chodziło Tarninie, ale to nie mój problem. Mnie się podobało :)

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz – cześć, miło, że Ci się spodobało, dzięki za poświęcony czas i wskazanie błędów. Pozdrawiam! 

Warsztatowo pozostawia sporo do życzenia, ale pomysł sam w sobie fajny. Dystopia, wcale nie tak uproszczona, jakby można odnieść wrażenie po zbyt prostych opisach. Bo niby są zbyt proste, ale jednak wplatasz tam chociażby wątpliwości co do tego, czy inne postacie wiedza co robią.

Końcówka też wydawała się zbyt prosta, aż do przedostatniego akapitu. A potem przychodzi ostatni akapit, który działa jak kubeł zimnej wody. Solidnie i daje do myślenia odnośnie co najmniej kilku konsekwencji.

Pracować masz nad czym, ale klik do biblioteki leci.

 

Cześć Wiku-zimowy. Dzięki za komentarz. Dobrze usłyszeć, że dostrzegłeś kluczowe niuansy tej historii. Pozdrawiam. 

Przyznaję, że nie do końca zrozumiałam to opowiadanie, może czytałam w niewłaściwym momencie :( Komentarze mi trochę pomogły ogarnąć, o co chodzi, przypomniały też, że "Cylinder van Troffa" zrobił na mnie kiedyś wielkie wrażenie, ale za diabła nie pamiętam szczegółów… Nie do końca nadal chwytam, jak tu się realizuje schemat konkursowy.

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm. Jest jakiś pomysł na historię.

Ale mam wrażenie, że nieco za dużo zostało w Twojej głowie. Na przykład nie rozumiem, po czym bohater poznał, że nici z kasy bogatej znajomej. Nie wiem, jak by z nim rozmawiała, gdyby była skłonna pozbyć się tych żetonów.

Końcówka wydaje się pobieżna. Też nie wiem, czym jest Syndykat – konkurencją, organizacją prawników, wyrachowaną sztuczką pierwszej firmy… Nie wydaje mi się, że protagonista kończy jak bardzo szczęśliwy człowiek.

Babska logika rządzi!

Fajny pomysł – na pozornie optymistyczny w założeniu konkurs napisać dystopię. Podobał mi się koncept i obraz świata – ledwie naszkicowany, ale niewiele więcej trzeba, żeby wczuć się w sytuację bohatera. Trafiło też do mnie gorzkie zakończenie: coś, co mogło wydawać się próbą może nawet beznadziejnego buntu przeciwko systemowi okazało się kolejnym trybikiem tej samej maszyny. Generalnie, udany tekst.

ninedin.home.blog

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Pierwsze koty za płoty

 

Cześć, witamy debiutanta!

 

Bo, że jesteś debiutantem, widać na kilometr. Tekst jest bardzo młody, nie tylko w warstwie myśli (o tym za chwilkę), ale też językowo: na plus mogę Ci policzyć to, że się nie silisz na wydumane, udziwnione metafory, które są chorobą wielu początkujących. Niestety, Ty akurat popadasz w drugą skrajność, bardzo niewiele i zdawkowo opisując. Są błędy leksykalne: "wypłoszony sytuacją" – wypłoszyć można kogoś skądś, czasami nawet czymś, ale sytuacją? "sprawić sobie kochanka" można tylko u handlarza niewolników (co akurat pasowałoby do tego świata, ale coś mi się zdaje, że nie o to chodziło). "To był piękny i niesamowity dzień" to bardzo nienaturalna wypowiedź. Trafiają się dziwne zaburzenia szyku: "właśnie odpłynęła mu krew z głowy". Zapis myśli od myślnika jest mylący, kiedy tak samo zapisujesz dialogi, zobacz tu: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#zapis_mysli

 

Fabuła też jest mocno skrótowa, wręcz pisana po łebkach – nie wiem, dlaczego Bernard chce wyciągnąć pieniądze akurat od Megan, dlaczego tak łatwo rezygnuje – w tym miejscu miałam mocne skojarzenie ze Zbrodnią i karą, ale nie w tę stronę poszedłeś. Bernard w ogóle wydał mi się zupełnie bezmyślny, pozbawiony inicjatywy – idzie tam, gdzie mu każą, nie kwestionuje motywów ani swoich pracodawców, ani Syndykatu (sama nazwa powinna wzbudzić podejrzenia!) Pomoc nie została mu udzielona pod żadnym warunkiem – ot, umowa o pracę, potem przepychanki między anonimowymi siłami – dlatego nie mogę uznać tekstu za zgodny z zadanym planem.

 

Nie wiem, dlaczego wepchnąłeś całość w siedem tysięcy znaków – miałeś jeszcze mnóstwo miejsca, a tak? Tylko zarysowałeś fabułę, nie podbudowując jej światotwórstwem ani wiarygodnością psychologiczną. Tu po prostu nie ma miejsca na głębszą myśl, a śmiać się też nie ma z czego. Nie stwierdziłam obecności elementów punktowanych.

 

Jeśli chcesz dostać plik odt z moimi uwagami, poproszę (na priv) adres e-mail, żeby go przesłać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tekst ciekawy i nawet wciągający, ale przydałoby mu się rozwinięcie. Mam wrażenie, że pewne części fabuły działy się za szybko i przypominały streszczenie – zwłaszcza okres pracy w firmie z robotami. Sam pomysł na “pracę” w taki sposób, że oddaje się swoje ciało robotowi uważam za ciekawy i oryginalny. Tekst posiada zadatki na dłuższą opowieść – początek intryguje i mam wrażenie, że mógłbyś napisać naprawdę interesującą historię rozwijając chociażby wątek tych robotów albo relacji z Megan. 

Co do stylu, zauważyłam niezgrabne metafory, np.: 

Wyszedł w noc, głuchą i ciemną, jak myśli nędzarza. 

Zbyt dosłownie opisane niektóre sytuacje: 

Po rozmowie z Syndykatem – to oni przysłali mu wiadomość 

Jako całość opowiadanie trzyma się planu, niestety posiada podstawowe błędy, takie jak brak przecinków, nieznajomość zasad zapisu dialogów i ogólna niedbałość o szczegóły, np.: 

– Powiedz pani, że przyszedłem i że to sprawa życia i śmierci. – powiedział. 

Nie powinno być kropki po “śmierci”. 

Pierwsze, co go zaskoczyło to to, 

Po zaskoczyło przecinek, by zakończyć wtrącenie. 

odwiedzał ją rzadko i zawsze wyciągał ręce po pieniądze . 

Spacja przed kropką, czytałeś to opowiadanie, zanim wrzuciłeś? 

– Co tym razem Bernardzie? 

Przecinek po tym razem, przed wołaczem. 

ktoś inny odsunął krzesło i Bernard zanim się obejrzał trzymał już w ręku długopis 

Zanim się obejrzał powinno być wydzielone przecinkami. 

Witaj, Ed!

 

Poniżej wrzucam moje jurorskie notatki:

 

 

Praca Bernarda (6838 znaków)

 

Niedopasowane do planu (a może plan wywracające? Stwarzające pozory?).

Ciekawa wizja żywotu fabrykanta. Wyzysk pracującej jednostki i popychanie koncepcji biorobotów do granic możliwości, poprzez odcięcie świadomości i przejęcie kontroli na czas pracy. Pogoń za szczęściem i dobrobytem sprowadzająca się do wyniszczającego organizm biegu po bieżni, za marchewką dyndającą gdzieś na horyzoncie.

Technicznie są problemy, ale takie do przełknięcia, do poprawy, do szlifu. A jest co szlifować, bo styl skojarzył mi się z takim pisaniem starej szkoły. Przydaje to konkretnego klimatu w tej dystopijnej wizji.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka