- Opowiadanie: KKKKKK - Koniec?

Koniec?

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Koniec?

Według mnie nie zrobiłem nic złego, można powiedzieć że dla pewnych ludzi jestem bohaterem. Dobrze, przyznaje dla nikogo nie jestem bohaterem. Dla 10 miliardów ludzi jestem katem, zabójcą, apostołem śmierci. Nie zrobiłem tego dlatego że jestem szalony bądź mam problemy z ludźmi. Chciałem uratować planetę przed rakiem który od wieków ją toczy. Który robił przeżuty na księżyc i sąsiednie planety. Musiałem to powstrzymać.

Pytanie tylko jak?

Otóż nazywam się Karol Sergio, jestem wirusologiem.

Czy mi samemu udało się stworzyć tak śmiertelny patogen który doprowadził w kilka tygodni do śmierci całej populacji?

Wirus który został nazwany E2100P stworzył mój ojciec. Było to połączenie wirusa HIV, Eboli i kilku innych.

To ojciec przekonał mnie do tego że należy działać.

Żyliśmy w marazmie, stagnacji. Piękne lasy deszczowe, kiedyś zajmujące olbrzymie połacie terenu w Ameryce południowej. Do 2050 zupełnie zniknęły. Ludzie w swojej pazerności wycieli wszystko. Nikt nie reagował. Dziki kapitalizm zawładnął światem. Ludzie zwariowali, przestali zwracać uwagę na cokolwiek. Ojciec nie widział syna, matka nie widziała córki a oni wszyscy nie widzieli że umieramy, że nasz dom umiera. Bez domu nie mamy nadziei że coś się odrodzi.

Ojca aresztował Interpol. Podejrzewali że szykuje coś strasznego ale nie wiedzieli co. Nie mogli się tego dowiedzieć od niego. W celi pogryzł swoje nadgarstki.

Nie wiedziałem o planach ojca, zajmowałem się swoimi badaniami nad nową szczepionką. Dopiero po jego śmierci postanowiłem pogrzebać w jego rzeczach. Znalazłem tam wiele notatek w których jasno i wyraźnie ojciec tłumaczył dlaczego powinniśmy działać.

Po tygodniu zupełnym przypadkiem udało mi się odnaleźć współrzędne jak się później okazało jego laboratorium.

Kierowany ciekawością spakowałem się i ruszyłem na motorze by zobaczyć co kryje się pod tajemniczymi współrzędnymi.

Podróż zajęła mi dwa dni choć mogłaby zająć jeden ale w połowie drogi zorientowałem się że jestem śledzony. Musiałem więc ukryć się i zgubić ogon.

Nie było to łatwe gdyż nie jestem szpiegiem tylko naukowcem typowym nerdem.

Po kilku perypetiach których nie będę przytaczał dotarłem na miejsce.

Okazało się opuszczonym magazynem. Nie powiem żebym nie był zawiedziony. Gdy chciałem się zbierać podszedł do mnie mężczyzna. Czarny na oko czterdziestoletni z łysą głową i pokaźnym brzuszkiem.

-Czy pan Karol Sergio?

-Nie

Po jego minie domyśliłem się że nie takiej odpowiedzi oczekiwał.

Zrobiło mi się go szkoda gdyż żart był niskich lotów i gdybym się bardziej postarał mógłbym sprawić mu większy ból który sprawiłby mi więcej radości.

-Tak nazywam się Karol Sergio a pan to?

-Vitus Cho

Cholera, przede mną stała żywa legenda technologii nanorurek. Człowiek który jako pierwszy użył nanorurek do wyleczenia raka płuc.

Wiem że nanorurka nie brzmi wspaniale ani nawet futurystycznie ale musicie mi uwierzyć wtedy te małe cholerstwa na prawdę sprawdzały się w wielu dziedzinach.

-To dla mnie zaszczyt że mogę pana poznać. Proszę mi wybaczyć że od razu nie poznałem.

Spojrzał na mnie z niesmakiem i rzekł:

-Skończ te gadkę chłopcze mamy sporo pracy, a ty tu jakieś poematy pochwalne chcesz głosić.

-Tak, przepraszam

Cała moja pewność siebie związana z moją pozycją społeczną, wykształceniem i wszystkim innym którą miałem na początku rozmowy w kilka chwil po prostu wyparowała. Czułem się jak uczniak który dostaje bure od nauczyciela bo powiedział że koleżanka ma brzydką twarz.

Poszedłem za nim do magazynu a tam weszliśmy do windy która zjechała przynajmniej dziesięć pięter w dół. Gdy drzwi się otworzyły moim oczom ukazało się wielkie centrum naukowo– mieszkalne.

Średni ze mnie gawędziarz więc powiem ci tylko że to co tam ujrzałem przypominało mi bardzo Star Treka.

Choć ty i tak nie wiesz co to jest. Wyobraź sobie po prostu wielkie pomieszczenie z białymi ścianami i kilkoma drzwiami. Część z nich prowadziła do sypialni, do kuchni i łazienki lecz dwie pary prowadziły do chłodni gdzie były przetrzymywane wszystkie najgroźniejsze wirusy tego świata.

Centralnym punktem tego wszystkiego było wielkie laboratorium z masą komputerów, probówek i innego tałatajstwa. Pewnie wyobraziłeś sobie to nie tak jak ja to widziałem ale to nie istotne.

Ważne jest że po długiej rozmowie w której okazało się że Vitus pomagał mojemu ojcu w przygotowaniu całego procesu i potrzebuje mojej pomocy do zakończenia dzieła ich życia wzięliśmy się do pracy.

Miał problem z stworzeniem błony osłonnej dla wirusa. Błona miała za zadanie powstrzymać przeciw ciała oraz zwalczać wszelkie szczepionki. Brzmi to jak coś trudnego do zrobienia i w rzeczywistości takie jest.

Pół roku nad tym pracowałem i w końcu mi się udało.

Obmyśliliśmy nowy plan który zakładał urzecie dronów które miały wlecieć nad każdym wielkim miastem i rozrzucić naszą niespodziankę dla świata. W ciągu tego pół roku znienawidziłem ludzkość za jej istnienie i siebie za bycie człowiekiem. Planowałem że zabiorę ze sobą jak najwięcej chciałem się wysadzić na przemówieniu prezesa Hoplitów jednej z największych partii starego kontynentu. Niestety Vitus miał inne plany dla mnie i wyłożył mi je bardzo dosadnie.

-W tyłek się pocałuj a nie będziesz się wysadzał.

-Mamy dostęp do uranu możemy zrobić mini bombę atomową.

-I po co ci to? Czemu ty człowieku nie myślisz? Oni mają cierpieć a nie wyparować w sekundę!

Byłem zły bo nie taki miałem plan.

-Co więc mam robić?

-Siedzieć tu i czekać.

-CO?!

-Poczekasz aż wszystko się skończy i wyruszysz szukać.

-Kogo?

-Ocalałych

-Nikt nie ocaleje przed tym wirusem.

-Zdziwisz się jakie te larwy mają chęci życia.

Tak więc po jeszcze krótkiej kłótni postanowiliśmy działać.

Operacja "Wolność" miała rozpocząć się w pierwszy dzień lata.

W między czasie oglądaliśmy w telewizji jak Interpol na konferencji prasowej informował że stałem się poszukiwanym terrorystą numer jeden na świecie.

Z jednej strony połechtało to moje ego ale z drugiej nie czułem się terrorystą lecz wybawicielem.

Robiliśmy również zapasy żywności, opału i broni. Wszystko miało pozwolić nam na przetrwanie ciężkich czasów.

21 czerwca rok 2100.

Dzień 1 Rozpuściliśmy naszego wirusa na każde większe miasto na świecie. Była to trudna operacja logistyczna ale udała się.

Dzień 2 w telewizji pojawiają się pierwsze doniesienia o chorych którzy zapadli na dziwną chorobę lekarze na razie są bez silni. Nie wiedzą co to za choroba.

Dzień 4 doniesienia o pierwszych pacjentach którzy umarli. Ich liczba przekroczyła milion.

Jestem pod wrażeniem nie spodziewałem się takiego efektu w tak krótkim czasie.

WHO i ONZ informują że to epidemia która zagraża naszemu bezpieczeństwu.

Dzień 6 pierwszy miliard umarł. Popłakałem się ze szczęścia. Jeszcze tylko 9.

Dzień 27 nie ma już żadnych informacji w telewizji radiu ani nigdzie. Włamujemy się do kamer metra. Każde miasto jest usłane trupami. Cudowne.

W 30 dniu znalazłem Vitusa jak dyndał sobie na belce. Rozumiałem go i mu zazdrościłem lecz nie mogłem jeszcze iść w jego ślady.

Wyruszyłem w podróż moim przerobionym camperem i wyszukiwałem ocalonych. Znalazłem może setkę głównie w podziemnych bunkrach. Niszczyłem po prostu ich wentylacje i czekałem aż się uduszą.

Minął mi tak rok pokonałem wiele kilometrów. Widziałem jak ziemia powoli wraca do zdrowia. Jak las i zwierzęta zaczynają zdobywać to co utraciły na rzecz miast.

W końcu jednak nie mogłem dłużej znieść tego że nie mam do kogo się odezwać. Żałowałem że nie uratowałem choć jednej osoby z którą bym mógł rozmawiać. Lecz teraz t już nie ważne. Znalazłem ładny klif podpaliłem campera i poczekałem aż cały się spali. Niszcząc moje zapiski, wyniki obserwacji oraz dyski komputerów.

Chce powiedzieć że mimo wszystko jestem dumny że uratowałem świat przed zniszczeniem. Koniec nagarnia.

"W tle słychać odgłos oddawanego strzału"

Koniec

Komentarze

KKKKKK, niespełna osiem tysięcy znaków to trochę mało na opowiadanie. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć:-)

pomysł dobry, szaleniec, którzy niszczy ludzkość, ale mógłbyś bardziej rozbudować pewne kwestie. Wyjaśnić, dlaczego właściwie nienawidził ludzi.

Powinieneś popracować nad interpunkcją, w tekście nie ma chyba ani jednego przecinka. Często brakuje kropki na końcu zdania, zdarzają się też błędy ortograficzne i powtórzenia, co utrudnia lekturę. Poniżej garść uwag ode mnie:

 

Według mnie nie zrobiłem nic złego, można powiedzieć że dla pewnych ludzi jestem bohaterem. Dobrze, przyznaje dla nikogo nie jestem bohaterem. Dla 10 miliardów ludzi jestem katem, zabójcą, apostołem śmierci. Nie zrobiłem tego dlatego że jestem szalony bądź mam problemy z ludźmi.

Sporo tych powtórzeń

 

Chciałem uratować planetę przed rakiem który od wieków ją toczy.

rak toczy?

 

Dopiero po jego śmierci postanowiłem pogrzebać w jego rzeczach.

powtórzenie

 

Znalazłem tam wiele notatek w których jasno i wyraźnie ojciec tłumaczył dlaczego powinniśmy działać.

ojciec zbędne, w dodatku unikniesz powtórzenia

 

Zrobiło mi się go szkoda gdyż żart był niskich lotów i gdybym się bardziej postarał mógłbym sprawić mu większy ból który sprawiłby mi więcej radości.

powtórzenie

 

Wiem że nanorurka nie brzmi wspaniale ani nawet futurystycznie ale musicie mi uwierzyć wtedy te małe cholerstwa na prawdę sprawdzały się w wielu dziedzinach.

naprawdę:-)

 

Cała moja pewność siebie związana z moją pozycją społeczną, wykształceniem i wszystkim innym którą miałem na początku rozmowy

powtórzenie

 

Miał problem z stworzeniem błony osłonnej dla wirusa. Błona miała za zadanie powstrzymać przeciw ciała oraz zwalczać wszelkie szczepionki.

powtórzenie, a poza tym przeciwciała

 

pozdrawiam i powodzenia:-)

Cześć! Przeczytałem, choć czytanie o epidemii w obecnym czasie nie należy do moich ulubionych czynności. Wizja intrygująca, straszna i smutna. Niestety kiedyś może okazać się prawdziwa. Jakoś do mnie to nie przemówiło, trochę nazbyt marmurowy bohater, ale może terroryści tacy są. Dlaczego dałeś taga fantasy, to raczej s-f, albo wizja apokalipsy może…

Jak Olciatka napisała powyżej, sporo błędów utrudniających lekturę. Dużo brakujących przecinków. Nie łam się, nie od razu Kraków zbudowano; czytaj, pisz, wyciągaj wnioski. 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

“Dobrze, przyznaje dla nikogo nie jestem bohaterem.” – przyznaję

 

“Dla 10 miliardów ludzi” – Dziesięciu, słownie

 

“Chciałem uratować planetę przed rakiem[+,] który od wieków ją toczy.”

 

“Który robił przeżuty na księżyc” – Łomatko, przerzuty, od rzucania, nie od żucia

 

“To ojciec przekonał mnie do tego[+,] że należy działać.”

 

“w Ameryce południowej.” – Południowej. Poza tym lasy deszczowe nie występują przecież tylko tam…

 

“Ojciec nie widział syna, matka nie widziała córki[+,] a oni wszyscy”

 

“Bez domu nie mamy nadziei[+,] że coś się odrodzi.”

 

“Podejrzewali[+,] że szykuje coś strasznego[+,] ale nie wiedzieli co.”

 

“…nie wiedzieli co. Nie mogli się tego dowiedzieć od niego. W celi pogryzł swoje nadgarstki.

Nie wiedziałem o planach ojca…”

 

“Kierowany ciekawością spakowałem się i ruszyłem na motorze[+,] by zobaczyć co kryje się pod tajemniczymi współrzędnymi.”

 

“Podróż zajęła mi dwa dni[+,] choć mogłaby zająć jeden[+,] ale w połowie drogi zorientowałem się[+,] że jestem śledzony.”

 

“Nie było to łatwe gdyż nie jestem szpiegiem tylko naukowcem[+,] typowym nerdem.”

 

Od tego momentu nie wskazuję więcej przecinków, bo widzę, że problem ten dotyczy całego tekstu.

 

“-Czy pan Karol Sergio?

-Nie”

Brak kropki po “Nie”. Ponadto w dialogach stawiamy nie dywiz “-“, a półpauzę “–”, a po niej spację. Dialog powinien wyglądać tak:

– Czy pan Karol Sergio?

– Nie.

 

Odnosi się to do wszystkich pozostałych kwestii dialogowych w tekście.

 

“mógłbym sprawić mu większy ból który sprawiłby mi więcej radości.”

 

“Cała moja pewność siebie związana z moją pozycją…”

 

“uczniak który dostaje bure od nauczyciela” – burę

 

Poszedłem za nim do magazynu a tam weszliśmy

 

“centrum naukowo– mieszkalne.” → centrum naukowo-mieszkalne

 

“…okazało się że Vitus pomagał mojemu ojcu w przygotowaniu całego procesu i potrzebuje mojej pomocy do zakończenia dzieła ich życia wzięliśmy się do pracy.” – To stanowczo powinny być dwa rozdzielne zdania.

 

“powstrzymać przeciw ciała” – przeciwciała łącznie

 

“zakładał urzecie dronów” – Co zakładał? Urzet barwierski? Czy może jednak użycie?

 

“które miały wlecieć nad każdym wielkim miastem” → wzlecieć

 

“W między czasie oglądaliśmy w telewizji” – Międzyczasie

 

“lekarze na razie są bez silni.” – bezsilni 

 

“Lecz teraz t już nie ważne.” – To. Nieważne.

 

“Chce powiedzieć” – Chcę

 

Olbrzymia liczba błędów i potknięć, zwłaszcza interpunkcyjnych, w tym nieumiejętność rozdzielania kwestii, które powinny być albo w oddzielnych zdaniach, albo choć w częściach zdań, skutecznie uniemożliwiła mi skupienie się na fabule szorta. Ogólnie jednak nie widzę nic szczególnego w opowieści o wirusie, który zabił prawie całą ludzkość. W obecnych warunkach nie jest to tematyka szczególnie mile widziana, a Ty niestety nie pokazałeś nic odkrywczego. KKKKKK, przyłóż się najpierw porządnie do opanowania zasad języka polskiego, bo bez tego cokolwiek będziesz chciał przekazać, nie zostanie dobrze przyjęte przez czytelników.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

przeżuty

Jak raka, to przerzuty – przeżuta może być guma.

Technicznie – no, nie jest dobrze, ale joseheim już ten aspekt wyszczególniła, więc go pominę. Natomiast co do samego pomysłu – nie rusza za specjalnie. Szalony naukowiec, który wypuszcza śmiercionośnego wirusa, dobija ocalałych, a potem się zabija. Wszystko to opowiedziane sucho i bez emocji, a na dodatek z prędkością karabinu maszynowego. Przypomina bardziej zarys na opowiadanie niż gotowy tekst. Na dodatek często jest powypełniany nic nie dodającą mową-trawą typu “Po kilku perypetiach których nie będę przytaczał dotarłem na miejsce” albo “Pewnie wyobraziłeś sobie to nie tak jak ja to widziałem ale to nie istotne” (skoro to nieistotne, to czemu w ogóle znalazło się w tekście?). Ogólnie z takiego pomysłu i szkicu dałoby się napisać wciągające opowiadanie, ale tu, niestety, się nie udało.

deviantart.com/sil-vah

 Przykro mi to pisać, KKKKKK, ale lektura Twojego szorta, z racji fatalnego wykonania, okazała się trudna i bolesna. Ubolewam, że błędy wskazane przez wcześniej komentujących nadal nie są poprawione. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka