- Opowiadanie: tomaszg - A swoi mnie nie przyjęli...

A swoi mnie nie przyjęli...

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

A swoi mnie nie przyjęli...

Od czasu do czasu mym delikatnym ciałem wstrząsały niekontrolowane drgawki, zaś moje powieki drgały jak wtedy, gdy brakowało mi magnezu. Leżałam i odpoczywałam, a dokładniej mówiąc, próbowałam odpoczywać, ale niespecjalnie mi to wychodziło.

Miałam zamknięte oczy, pomimo to wciąż i wciąż, znowu i znowu, aż do znudzenia, widziałam ludzi w mundurach. Wszyscy oni poruszali się jak pacynki, bezwolne kukiełki, które krzątają się i robią coś w amoku, naiwnie myśląc, że panują nad wszystkim, gdy tak naprawdę za sznurki pociąga niewidoczny lalkarz nad nimi.

Dziwne było patrzeć na to z boku, i nie czuć żadnego zapachu, żadnego ciepła i zimna, ruchu powietrza, a przede wszystkim dźwięku, który normalnie towarzyszy nam w każdej minucie ziemskiej egzystencji.

Nie to się jednak najbardziej liczyło. Spodziewałam się wizyty niezapowiedzianych gości, a to dlatego, bo na monitorach za ludźmi w mundurach widać było ich kumpli na mojej klatce, a ja byłam pewna, że to mnie pragną odwiedzić z całym swoim nadętym orszakiem.

– Policja! Otwierać!

Wiedziałam, że mają uniwersalny klucz do wszystkich drzwi, i nie będą ich wyważać, i nie co się opierać, tylko trzeba spokojnie czekać. No bo co innego mi pozostało? Byłam w zaawansowanej ciąży, i najlepsze, co mogłam zrobić, to usiąść i spleść ręce na brzuchu, delikatnie chroniąc kruchy i niewinny cud budzącego się życia.

Po chwili do mojego mieszkania dosłownie wparowało trzech rosłych drabów.

– Rewizja. Tu macie nakaz. – Jeden z nich rzucił papier na stolik przy wejściu, zapalił taniego papierosa, zaciągnął się nim i wypuścił chmurę śmierdzącego dymu, obserwując z cyniczną miną moją reakcję, a reszta ruszyła z entuzjazmem do przeszukania wszystkich zakamarków skromnej kawalerskiej klitki, w której wegetowałam po rozwodzie.

Doskonale wiedziałam, czego szukali. Po śmierci dziadka przez zamieszanie z wirusami nie oddaliśmy jego telefonu. W takich wypadkach całą rodzinę czekały obowiązkowe kontrole, podczas których bandyci z rządu szukali wszystkich możliwych nośników danych. To jednak nie koniec upokorzeń. Zgodnie z prawem zabrano mój kochany różowy aparat i z urzędu przyznano mi szmelc bez kamery i pamięci, z którym nie mogłam praktycznie nic zrobić.

– Książki. Dobrze, że się uczycie obywatelko – zarechotał jeden z drabów, a ja patrzyłam, jak chwilę potem zrzuca ostatni z kryształowych kieliszków, który jakimś cudem ocalał z lepszych czasów.

Nie miałam siły protestować, i byłam bez szans w wielkiej narodowej loterii niezapomnienia. Pozostawałam na łasce takich jak on, a oni to bezwzględnie wykorzystywali.

 

***

 

– Szefie, jacyś namolni Szmajcuzi do pana.

– No i co niby z tego? Nie wiesz co robić? Niech idą do diabła. – Komisarz odwrócił zmęczony wzrok od pasjonującego kryminału „Na skraju jutra” i niechętnie spojrzał na bezpośredniego podwładnego, który wparował bez pukania do jego gabinetu i złamał, co prawda niepisaną, ale jednak świętą i nienaruszalną zasadę nietrucia głowy w trakcie przerwy na lunch.

– Ci na pewno już tam byli.

– To niech idą jeszcze raz. – Mężczyzna rzekł to ochrypniętym głosem, poprawił szalik wokół szyi i popatrzył z tęsknotą na Szalef za oknem, z przykrością myśląc, że zamiast siedzieć w pracy z chęcią popływałby teraz w jeziorze.

– Ale to jacyś ważni jajogłowi. Nie odczepią się. Powołali się na dole na przepisy, a młodzi wysłali ich do pana.

Bertram westchnął, odłożył książkę, powoli sprawdził zamknięcie małej metalowej piersiówki na biurku, schował ją do szuflady obok rewolweru, i zamieszał łyżeczką swoją ulubioną popołudniową herbatę:

– No to wpuść naszych szanownych gości. Miejmy to już za sobą.

Asystent wyszedł bez słowa, a drzwi otworzyły się po jakichś dwóch minutach, zaś komisarz zobaczył starszego szpakowatego pana w wymiętej tweedowej marynarce i jego towarzysza w średnim wieku, który również nie miał zbyt wielkiego pojęcia o obowiązującej powszechnie modzie.

– Dzień dobry – przywitali się.

– Dzień dobry. Proszę usiąść. – Bertram wskazał im krzesła. – Panowie skąd?

– Z głównego kompleksu. Daniel Di Bua, profesor.

– Miło mi.

– A to mój asystent, Nodelle Prost. – Daniel pokazał na kolegę, który ukłonił się delikatnie. – I chodzi o śmierć, ale nie do końca.

– Nie rozumiem. Czytałem coś o waszych problemach z cewkami, ale chyba nie było żadnego zgłoszenia…

– Musi pan z nami pojechać. Mamy trupa, który nie jest trupem.

– Wystarczyło zadzwonić na numer alarmowy. Koledzy na pewno by pomogli.

– Musimy to zachować w pełnej dyskrecji – zauważył Di Bua.

– Chodzi o dobro konfederacji – dokończył Nodelle.

– Dalej nie rozumiem, czego panowie ode mnie oczekują.

– Żeby pojechał pan z nami naszym autem i podjął odpowiednie kroki, stosowne do powagi sytuacji.

– I odwieziemy pana z powrotem – dodał z dumą Nodelle, a Bertram z żalem pomyślał, że to jednak będzie długi dzień, i herbata i książka muszą zaczekać.

– Ale koledzy…

– To musi być pan. Czytaliśmy o pana efektywności w „La Tribute”.

– Na pewno…

– NIE! – Obaj naukowcy niespodziewanie podnieśli głos.

– Już się ubieram – westchnął Bertram i ruszył za nimi do samochodu.

– Był pan oczywiście w ERN? – usłyszał kilka minut później.

– Tak, ostatni raz niedługo po zabójstwie przed kampusem… – zaczął.

– To ogromna tragedia – przerwał mu Di Bua.

– Jacyś zwyrodnialcy i chorzy ludzie – dokończył Nodelle.

– …i zawsze zastanawiał mnie ten posąg Shivy – Komisarz był ciekaw ich zdania, ale naukowcy umilkli, zupełnie jakby to był temat tabu.

– Nie jedziemy do głównego kompleksu?

– Nie. Zjedziemy na dół, do samego akceleratora, ale wejdziemy w punkcie Alice.

Po sprawdzeniu identyfikatorów przeszli przez pokój kontrolny i weszli do hali, z boku której stała klatka windy, takiej jak w wielu kopalniach.

– Jeszcze kaski.

– Oczywiście.

Windą zjechali do małego pomieszczenia, gdzie znajdowały się bramki kontroli radiacyjnej, i kolejny, tym razem nowoczesny, dźwig.

– To wejście jest chyba zupełnie nowe.

– Tak.

Zjazd w dół zajął jakieś trzydzieści sekund.

– To komora serwisowa. – Di Bua wyjaśnił, dlaczego znów są w dosyć sporej hali. – Teraz wejdziemy w część właściwą.

Główny tunel akceleratora miał kształt poziomego okręgu o średnicy dwudziestu siedmiu kilometrów i przekroju o średnicy około trzech metrów. Komisarz tu nigdy nie był, ale czytał wiele o tym miejscu, a teraz miał szansę zobaczyć wszystko na własne oczy.

Szli jakieś piętnaście minut, mijając trzy punkty kontrolne, aż w końcu dotarli do plastikowej kurtyny, po przejściu której dało się odczuć przepływ powietrza.

– Podciśnienie – podpowiedział z entuzjazmem Di Bua. – Odcięliśmy tunel na całym przekroju.

Z jednej strony rury biegła nitka akceleratora, z drugiej stały metalowe stoły z masą sprzętu, przy których siedzieli podekscytowani pracownicy.

Di Bua i Nodelle podeszli do stanowiska z laptopami, na ekranie których widać było przeglądarki Firefox w systemie Linux.

– Te programy nie są chyba zbyt legalne – Bertram przeszedł do konkretów, patrząc na to z niedowierzaniem.

– W Konfederacji raczej nie.

– Ale nie jesteśmy we Szmancji?

– Rzeczywiście.

– Zawsze mnie zastanawiało, jak wy naukowcy lubicie utrudniać sobie życie.

Nodelle spojrzał na niego bez wyrazu i wpisał jakiś adres, a komisarz zobaczył błyszczącą srebrną kulę, z której wystawała ludzka głowa, połowa tułowia, jedna ręka i noga.

– Na co konkretnie patrzę? – Zbaraniały Bertram przeszedł do konkretów.

– To doktor Jeannie McCay, siostra słynnego Rodney'a. Jest około pięćset metrów stąd.

– Ale nie jest tu niebezpiecznie?

– Mamy najlepsze czujniki na świecie. Sprawdziliśmy wszystko, całe pasma alfa, beta i gamma. Ściągnęliśmy też sprzęt to badania zagrożeń biologicznych. I nic.

– I w czym tak naprawdę mam wam pomóc?

– Jesteśmy mniej więcej na granicy. Problem jest w tym, że Szmancja może sobie rościć prawa.

– I Chmyranie mogą chcieć przejąć znalezisko.

– Czy panowie zawsze odpowiadacie jeden po drugim?

Naukowcy spojrzeli się po sobie, a Daniel niezrażony kontynuował:

– Nie możemy uruchomić akceleratora, bo nie wiemy, jak kula zareaguje. Brak działalności naukowej to pytania. Potrzebujemy szybko kontaktu z najwyższymi władzami. Pan pomyśli, co się stanie, gdy dotrze to do opinii publicznej.

– Ale przecież na pewno macie nawiązane relacje z radą powiatu. Mogliście z nimi rozmawiać.

– Nie byli zadowoleni z rozmów z naszym ośrodkiem kilka miesięcy temu. Dlatego potrzebujemy pomocy.

 

***

 

– Nie było żadnego wczoraj, nie ma żadnego jutro, jest tylko dziś. – Starzec z siwą brodą w białej marynarce, wyglądający zupełnie jak Morgan Fremann, popatrzył na mnie z ciepłym dobrotliwym uśmiechem, a potem pokazał ręką. – Podejdź no drogie dziecko do okna.

Zrobiłam kilka kroków do przodu i rozejrzałam się. Znajdowaliśmy się na zupełnie pustym piętrze starego biurowca, i to na jednym z wyższych, bo po pierwsze widok zapierał dech w piersiach, a po drugie wszystko na dole, włączając dziesiątki czerwonych wozów strażackich, białych karetek i niebieskich radiowozów, wyglądało jak małe prześliczne zabawki dla dzieci.

– Zobacz. – Starzec pokazał ręką na to mrowisko. – Jak bardzo przywiązani są do swojej zwykłej codzienności, do tych wszystkich drobnostek, o których nikt nie będzie pamiętał za sto lat. I ile legend powstanie, bo niemożliwe jest wszystko spisać, a wyobraźnia to najwspanialsza fabryka prawdy na świecie.

Patrzyłam na wszystko z chorobliwą fascynacją i chciałam więcej tego odczucia, ale niestety nie było mi to dane.

Świat za prostokątnymi oknami zaczął się rozmywać. Przerażona zrobiłam krok do tyłu, a po chwili to samo stało się ze ścianami, podłogą i sufitem. Byłam coraz bardziej otulona bielą, ale przestałam się bać, i nie przerażało mnie nawet to, że po chwili pozostała tylko ona.

– Pamiętaj, co ci powiedziałem. Nie było żadnego wczoraj, nie ma żadnego jutro, jest tylko dziś – usłyszałam jeszcze głos z oddali, który po chwili został zastąpiony innym:

– Ostrożnie, bo zaraz upadnie.

Wokół mnie zapanowała ciemność, rozświetlana tylko delikatną srebrną poświatą. Byłam z powrotem w tunelu.

 

***

 

– Panie inspektorze. Miał pan być godzinę temu. – Prezydent Szenk spojrzała z naganą na komisarza Bertram. – To niepoważne. Tak samo jak to, że nie zrobiliśmy telekonferencji.

Mężczyzna sprawdził z ogromnym zaskoczeniem godzinę na swoim nadgarstku. – Przepraszam, ale mój zegarek mówi coś innego. Jest na nim punkt szósta. – Obrócił go w ich stronę. – I sprawa jest tak nietypowa, że wymagała spotkania. Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić. To potrwa tylko chwilę.

– Jest siódma, nawet u pana. – Członkowie Rady Związkowej nie kryli nawet swojego zdegustowania, które pogłębiło się, gdy dodał:

– Tym bardziej muszę krótko zadzwonić. Przepraszam, naprawdę przepraszam.

Odszedł kilka metrów dalej, jeszcze raz z niedowierzaniem sprawdził godzinę, wyciągnął telefon i wykręcił numer, który dostał od naukowca.

– Di Bua. – Usłyszał w słuchawce.

– Mam problem z zegarkiem na ręku. Jeszcze chwilę temu godzina na nim była zła i jestem tego pewien, a teraz się zmieniła.

– Pomyślmy. Zmiana czasu była miesiąc temu. Czas zwalnia przy kuli. Ale to było oznaczało, że musiał pan tam podejść na dwa metry. A przecież byliśmy razem i nic takiego się wydarzyło.

– Mówił pan, że mam meldować o rzeczach nietypowych, więc dzwonię. Porozmawiajmy później. Muszę kończyć.

Bertram wrócił na podium i zaczął mówić:

– Przepraszam, ale ta rozmowa była związana ze sprawą. Zaraz pokażę znalezisko. – Podłączył telefon pod rzutnik i otworzył odpowiednie zdjęcie. – To jest tunel akceleratora w ERN. Połowa tułowia profesor jest wprasowana w kulę, która nie pochłaniała światła. Ma otwarte oczy, ale nie oddycha.

– Żyje?

– To jest najciekawsze, że nie ma ruchów klatki piersiowej, ale obserwujemy przepływ krwi.

– Czyli żyje?

– Chyba tak.

– Czy próbowaliście ją wydostać?

– Nie.

– Kiedy to coś się pojawiło?

– Po ostatnim eksperymencie doktor szła do techników kontrolujących próżnię, nigdy tam jednak nie doszła. Po pół godzinie został wysłany ktoś na poszukiwania, i wtedy okazało się, że ta kula po prostu jest.

 

***

 

Płakałam.

Największym problemem ludzkości okazała się strata czasu na bezproduktywną pracę, jak również oczekiwanie na tak podstawowe rzeczy, jak instalowanie kiepskich uaktualnień w niechlujnie napisanych systemach komputerowych.

Na świecie rozwijał się ruch czasowców. Apelowali oni o to, żeby korporacyjna niekompetencja nie powodowała, że miliardy godzin zużywane są na gapienie się na paski postępu, dojazdy do biur albo tworzenie raportów do raportów, które potwierdzają kolejne raporty.

Od incydentu w tunelu minęło kilkanaście lat. Bardzo chciałam wyrzucić z pamięci tamte chwile, gdy działo się ze mną niewiadomo co. Dużo przez ten studiowałam i podróżowałam. Znalazłam nową pracę, kochającego męża, a teraz czekałam na owoc naszej miłości. Dzidziuś był w drodze i wykazywał coraz większą chęć do wyjścia na zewnątrz.

 

***

 

– Di Bua. Pamięta pan incydent z zegarkiem?

– Tak.

– Nasz mózg, technicznie rzecz biorąc, widzi przeszłość, bo mózg musi dane przetworzyć. Mamy jakiś czynnik x, który powoduje, że dalszą przeszłość potraktował pan jako rzeczywistość.

– Ale jak wchodziłem w interakcję z innymi?

– Najprościej powiedzieć, że pana wewnętrzny zegar się spóźnił albo dane dla mózgu były opóźnione wybiórczo albo ten czynnik działa tylko określony czas. Wszystkie trzy opcje niekoniecznie wyjaśniają interakcje. To wymaga większego zbadania. Według mnie wytworzył pan własny wszechświat, a ten się rozpadł.

 

***

 

– Czy widziałaś panią doktor? – zatrzeszczała krótkofalówka.

– Nie.

– Gdzie jesteś?

– Podstacja sześć sześć siedem.

– Daj znać, jak coś znajdziesz.

– Jasne.

W tunelu było coraz ciemniej, ale nie przejmowałam się, bo takie awarie były tu na porządku dziennym.

Szłam podgwizdując, i choć przez moment było całkiem ciemno, to się zupełnie nie bałam.

I rzeczywiście, po dłuższej chwili przede mną pojawiło się światło, początkowe oddalone i słabe, z każdym moim krokiem przybierające na sile.

 

***

 

– Panie prezydencie, mamy coraz większe pielgrzymki do kuli. Coraz ciężej utrzymać wszystko w tajemnicy, rozpoczęliśmy też kolejny program naukowy. Kilku znanych doktorów siedzi w odległości metra od kuli, gdzie czas biegnie inaczej. Można mieć go więcej na badania i myślenie.

– Czy kula jest niebezpieczna?

– Bardziej wygląda na dar, dzięki któremu można przyspieszyć rozwój ludzkości.

– Co z doktor McCay?

– Wtapia się w kulę. Nie można jej wydobyć.

– A inni? Nie mają problemów ze zdrowiem? Nie starzeją się?

– Nie. Badania długości telomerów nie wykazują ponadnormalnego starzenia.

– Ciekawi mnie jedno. Skoro to jest dar, to dlaczego nie dostaliśmy od razu konkretnej wiedzy?

– Może to jest test? I sami powinniśmy dojść do pewnych rzeczy? I co mamy zrobić z samym ERN? Podnoszą się pierwsze głosy, że akcelerator nie działa. I że coś mocno jest nie tak.

– No to go włączcie. Kula przecież nie przecina rury.

– Wie pan, że to niemożliwe. Nie wiadomo, jak zareaguje.

– No to ogłoście, że po ostatnim eksperymencie musicie zrobić jakieś modernizacje. Niech da nam to przynajmniej kilka lat.

 

***

 

– Ostrożnie, bo zaraz upadnie.

Wokół mnie panowała ciemność, rozświetlana tylko delikatną srebrną poświatą. Byłam z powrotem w tunelu, i choć czułam się dobrze, to czułam, że straciłam dziecko w brzuchu.

– Weź się w garść żołnierzu.

Rozumiałam słowa, ale nadal patrzyłam tępo na siebie i na żołnierzy, którzy najwyraźniej mnie znali.

– Zabrać ją do szpitala.

Naprawdę byłam w szoku.

 

***

 

Bertram szukał w serwisie VOD ulubionego „Seaquest”, ale go nie znalazł. W Gogle też nic nie było, podobnie w DackDacku i kilku innych przeglądarkach.

Mężczyzna podumał dłuższą chwilę i wykręcił numer do Daniela.

– Di Bua.

– Szukałem pewnego filmu w różnych serwisach, ale go nie było. Miałem problemy z przypomnieniem sobie tytułu kilku stron, które były moimi ulubionymi. Nie jestem pewien, ale chyba zmieniły się im adresy.

– Ja też nie widzę serialu, który oglądałem jako dziecko. Jest gorzej niż myślałem – odpowiedział naukowiec. – Firmy są od zarabiania. Nielogiczne jest, żeby chować produkcje w archiwach. Skoro ich nigdzie nie ma, to można założyć, że albo w ogóle nie istniały i pan zwariował albo wykasowano je z rzeczywistości.

– Kula wpływa na rzeczywistość?

– Być może.

 

***

 

Od czasu do czasu w Internecie trafiałam na informacje o tym, że kula nie była moim przywidzeniem. Próbowałam pójść tam na zwiedzanie kilka razy, ale było to niemożliwe, bo ERN działał przez ten czas, a SHL rozbudowywano, zmieniając jego kształt.

Miałam wciąż koszmary, w których ludziom wszczepiano małe srebrne ruchome kulki, dzięki którym tracili wolną wolę.

Dużo się uczyłam. Zawsze miałam doskonałą pamięć i wielką zdolność do koncentracji.

 

***

 

Nadkomisarz obudził się, myśląc, że prawdą jest, że rząd zmienia adresy stron w Internecie i miesza ludziom w głowach.

– Co to jest? – Kilka minut później spytał z zaskoczeniem żonę, trzymając pudełko z filmem, które znalazł na stole w kuchni.

– Tak nagle znowu pojechałeś do stolicy, a ja nie miałam co robić. Byłam na zakupach, a w wypożyczalni zaproponowali mi ten film. To jakaś nowa komedia z Hoffmanem, Sharon Stone i tym murzynem ze „Szklanej pułapki”.

 

***

 

– Raport. – Mój dowódca Daniel Di Bua spojrzał na mnie, a ja wyprężyłam się regulaminowo i zaczęłam meldować:

– W tym cyklu Astalia będzie mieć trzydzieści milionów mieszkańców, a Pearl nigdy się nie wydarzy. Teoria fraktali pozwala na zapisanie osobowości twórców w postaci wzoru matematycznego. Jest dostępna waluta elektroniczna. Arkaria nadal przewodniczy w Europie.

– Wystarczy. Potrzebujesz dalej odpoczywać. Będzie z tobą cały czas wojskowy lekarz. Raport za tydzień, a jutro odwiedzisz szkołę imienia Donalda Trampka.

– Rozkaz.

 

***

 

– Zazdroszczę ci. – Lekarz podczas badań kontrolnych wykorzystał chwilę nieuwagi żandarmów, którzy nie spuszczali mnie z oka.

– Dlaczego?

– Trzy tury to trzy razy więcej życia, i to życia, w którym wiele rzeczy jest innych.

– Stara teoria maoistyczna mówi o starych duszach. Tak się trochę czuję.

 

***

 

– Pani major miała zaszczyt uczestniczyć w programie.

Rozejrzałam się po sali pełnej rekrutów, oni zaczęli klaskać, a potem przeszli do zwykłych zajęć, prowadzonych przez kapitana, który według mnie od dawna powinien być dwugwiazdkowym admirałem:

– Nie wiemy skąd jest ta kula. Zawsze była, jest i będzie. Jest podstawą bezpieczeństwa kraju. Trzeba regularnie wrzucać tam ludzi, inaczej nowa rzeczywistość będzie utrwalona i przyjęta na zawsze. Obok kuli można zobaczyć, jaka ona będzie. Pytania?

– Ile razy można być obok kuli?

– Pięć, za szóstym człowiek ginie.

– Czy próbowano z badaniem przyszłości przez więcej ludzi naraz?

– Wtedy nie wiadomo, która rzeczywistość jest właściwa.

 

***

 

– Rozpoczynamy nową licytację. – Na tajnym spotkaniu przywódców państw otwarto kolejną sesję. – Biorę od państwa po dwieście tysięcy franków i słucham państwa.

– Siny oferują obniżoną cenę za tytan.

– Chmryka pozostawi na przechowanie trzy miliardy w złocie w banku głównym.

– Konfederacja weźmie na siebie problem imigracyjny.

– Rada uda się na obrady. – Tym razem wszystko odbyło się szybko i sprawnie i odpowiedź przyszła po kilku minutach. – Nowa rzeczywistość nie zostanie utrwalona. Obserwatorzy międzynarodowi będą pilnować przestrzegania umowy.

Koniec

Komentarze

Hej,

 

historia bardziej mi się podoba niż ostatnie Twoje teksty, nie wiem czy to dobrze czy źle ;)

Mimo wszystko nadal mam poczucie, że nie jestem właściwym odbiorcą, nie potrafię docenić tego świata, który tworzysz – nie ma on dla mnie sensu, nie rozumiem go.

 

KiIka uwag do konkretnych fragmentów:

 

i nie co się opierać,

“nie ma co”

 

Komisarz odwrócił zmęczony wzrok od pasjonującego kryminału „Na skraju jutra”

Przecież to nie kryminał ;)

 

– Już się ubieram – westchnął Bertram i ruszył za nimi do samochodu.

– Był pan oczywiście w ERN? – usłyszał kilka minut później.

Przydałoby się jakoś rozdzielić te zdania. Np. “Wyszli z budynku, wsiedli do sfatygowanego citroena”.

 

– To wejście jest chyba zupełnie nowe.

Tak.

Dużo przez ten studiowałam i podróżowałam.

“ten czas”.

 

– Nasz mózg, technicznie rzecz biorąc, widzi przeszłość, bo mózg musi dane przetworzyć. Mamy jakiś czynnik x, który powoduje, że dalszą przeszłość potraktował pan jako rzeczywistość.

– Ale jak wchodziłem w interakcję z innymi?

– Najprościej powiedzieć, że pana wewnętrzny zegar się spóźnił albo dane dla mózgu były opóźnione wybiórczo albo ten czynnik działa tylko określony czas. Wszystkie trzy opcje niekoniecznie wyjaśniają interakcje. To wymaga większego zbadania. Według mnie wytworzył pan własny wszechświat, a ten się rozpadł.

Nie kupuję tego. To na poważnie?

 

Coraz ciężej utrzymać wszystko w tajemnicy

“trudniej”.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka