- Opowiadanie: Eferelin Rand - Ćma

Ćma

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ćma

Nie ma przebaczenia.

 

 

Gorący żwir parzy moje stopy, gdy powoli wspinam się pod górę. Robię kolejny krok. Spoconymi dłońmi napieram na ciemny głaz. Nie chce drgnąć. Zaklinował się. Jak zwykle zapomniałem o tej szczelinie. Opieram się całym ciałem o kamień. Pcham ze wszystkich sił. Z chrzęstem przesuwa się do przodu, ale ostra krawędź rozcina mi nogę. Czuję krew spływającą po udzie. Ignoruję ból. Zagoi się. Znowu. Starając się nie pośliznąć, pcham dalej.

 

Z wiecznie czerwonego nieba leje się okropny żar. Strzępy ubrania przylepiają się do mokrego ciała. Z niegdyś wspaniałych szat pozostały obdarte szmaty. A może to zawsze były szmaty? Już nie pamiętam. Chciałbym przełknąć ślinę, ale nie potrafię. W wyschniętym gardle czuję tylko pył. Mimowolnie rozglądam się w żałosnej nadziei, że ujrzę coś nowego. Dokoła, jak zawsze, rozciągają się bezkresne pustkowia pełne żwiru i popiołu. Nic się nigdy nie zmienia. Jest nas tylko troje: góra, kamień i ja.

 

Czuję się równie wypalony i pusty, jak ta kraina. Ale to uczucie mija w miarę zbliżania się do szczytu. Zastępuje je nadzieja. Zaczynam szybciej stawiać kroki. Powoli wypełnia mnie radosna niepewność, a w głowie pojawiają się trujące pytania. Może tym razem się uda? Może to koniec? Może to nareszcie koniec? Chroniąca mnie otoczka apatii pęka, rozerwana przez wzbierającą euforię. Niepokój i pytania znikają, a ja nabieram przekonania, że to naprawdę ostatni raz. Chociaż wiem, że wcale nie. Lecz ta wiedza jest odległa, przyćmiona przez wypełniającą mnie nadzieję. Porwany przez bezmyślną radość, przyspieszam. Kamień toczy się z głuchym chrzęstem obojętny na wszystko. Jakże mu zazdroszczę. Nie zwracam uwagi na krwawiące napuchnięte stopy ani na chropowatą powierzchnię głazu zdzierającą skórę z dłoni. Nie czuję bólu. Nie czuję zmęczenia. Nie myślę. Umysł wypełnia mi tylko obraz zbliżającego się szczytu i nadzieja. Nienawidzę siebie za to.

 

Oddycham chrapliwie, urywanie. Chciałbym się zatrzymać i odpocząć, ale nie potrafię. Nieposłuszne ciało wciąż brnie naprzód przez ocean czerwieni i czerni, tocząc swoje brzemię. Marzę o tym, by stanąć w miejscu, móc oprzeć się o szorstki kamień i mieć chwilę wytchnienia. Zastygnąć w kruchej równowadze i choć raz poczuć się wolnym. Ale marzenie pozostaje marzeniem, a ja idę dalej.

 

Jeszcze tylko parę kroków. Widzę wszystko jak przez mgłę. Zdaję sobie sprawę, że płaczę. Z namaszczeniem stawiam stopy, jakby uczestnicząc w świętej ceremonii. Z moich ust wydobywa się szloch. Po chwili przeradza się w łkanie. Czuję łzy szczęścia spływające po twarzy. Ostatni krok i dotrę na szczyt. Nareszcie! Podnoszę nogę i wtedy doznaję objawienia. Prawda uderza we mnie z siłą grzmotu i przez nieskończenie krótką chwilę widzę prawdziwe oblicze mego losu.

 

Jestem małą włochatą ćmą zagubioną w mrokach nocy. W ciemnościach widzę światło. Takie piękne, oczyszczające. Wiem, że w nim kryje się odkupienie. Lecę ku niemu, lecz uderzam w niewidzialną ścianę. Szaleńczo macham drobnymi skrzydełkami, starając się przebić, ale ona wciąż stoi. Światło lśni w oddali, a ja macham i macham. Przez całą wieczność. Pogrążony w mroku.

 

Otwieram oczy wstrząśnięty. Świadomość, ile razy poznawałem prawdę i że za każdym razem na nowo zapominałem, przytłacza bardziej, niż pchany przeze mnie głaz. Uniesiona stopa opada, zanim mam czas zareagować. Ześlizguje się po gładkim kamieniu, a ja zataczając się do tyłu omal nie upadam. Z przerażeniem patrzę, jak kamień nieubłaganie wysuwa się z moich dłoni i stacza na sam dół. A ja zapominam.

 

Nie ma przebaczenia.

 

 

Tomasz Zawada,

 

Rzeszów, 08.08.2005 r.

Koniec

Komentarze

Inspiracja jest oczywista. Zapraszam do lektury.

Nienawidzę siebie za to. - w tym momencie ciarki mi przeszły :)
Bałem się, że nie dodasz nic więcej do tej historii i kiedy przeczytałem ostatnie zdanie... znów mi ciary przeszły.
Super.

Ogólnie podoba mi się nawiązanie do mitu oraz refleksja zawarta w tekście.

Z drugiej strony, nie dostrzegam niczego oryginalnego. Jeśli rezygnujesz z fabuły na rzecz filozoficznych rozważań, to muszą one być naprawdę dobre. A skoro nie jesteś Leszkiem Kołakowskim, to tu zaczynają się schody....

Dałabym 3.

 

Podoba mi się język, jest barwny, żywy, obrazowy. Czyta się lekko i płynnie. A to się chwali. Refleksja zawarta w tekście głęboka...ale, czy nie można by tak trochę fabuły? Jakieś kompleskowe opowiadanie, a nie tylko krótka, zgrabnie napisana wprawka?

Styl interesujący, lecz poza nim tekst nie rzuca na kolana. Jeżeli już nawiązujesz do mitologii, to mógłbyś to uczynić w ciekawszy sposób, pomyśleć nad formą utworu, bo zwyczajnie takie tekst, jak ten napisze niemal każdy: jakieś rozważania, które każdy może podjąć osobiście.

Bez fabuły, ale za to zgrabnie napisane. Ale czy to jest opowiadanie? tekst ma niecałe 4000 znaków. Dwie strony. Nie wiem jak coś takiego ocenić.

W zasadzie pozostaje mi zgodzić się z przedmówcami, tekst dobrze napisany, nawet ciary miałam na końcu, no ale za chwilę przejdę do kolejnego i o nim zapomnę. Niemniej daję 5, a zważywszy moją niechęć do tzw. shortów (sama nazwa nadal mi się z krótkimi portkami kojarzy, a nie z literaturą), to bardzo dobrze :P

Ja nie załapałem o co biega :P Ale czytało się przyjemnie.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Przeczytałam bez przykrości, ale ponieważ Ćma nie wniosła nic nowego do sprawy, pewnie długo w pamięci nie pozostanie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało. Zestawienie dwóch motywów może i nietypowe, ale same motywy już mocno zdarte.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka