- Opowiadanie: ANGEGARDIEN - Opowiadanie Mikołaja

Opowiadanie Mikołaja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowiadanie Mikołaja

Nadszedł w końcu czas aby opowiedzieć o sobie. No bo ile można milczeć? Mam na imię…, może o tym później. Cała historia zaczyna się w odległej galaktyce nazywanej Galaktyką Cukierniczych Wyrobów. Moja rodzinna planeta od kiedy pamiętam była zdominowana przez Wielkiego Piernikowego Władcę Wielkiej Piernikowej Planety. Tylko ta jedna w całej galaktyce była nazwana w ten sposób, reszta została po prostu ponumerowana. Ta na której sie urodziłem ma numer 666. Wszyscy jej mieszkańcy są oszałamiająco piękni:wysocy, zgrabni i długowieczni.

Moje nieszczęście zaczęło się, jak w większości bajek, przez młodzieńczą głupotę. Gdy miałem sto dwadzieścia pięć lat wybrałem się w podróż na Wielką Piernikową Planetę, aby wraz z moimi rówieśnikami zwiedzić pałac Wielkiego Piernikowego Władcy oraz złożyć mu hołd. Tradycja ta została nam narzucona na długo przed moim urodzeniem, ponieważ gdy raz składamy przysięgę już nigdy nie możemy jej złamać, a więc przeciwstawiać się woli Wielkiego Piernikowego Władcy. Ceremonia była zaplanowana na wieczór, więc mieliśmy prawie cały dzień na zapoznanie się z potęgą Piernikowych Ludzików, oraz ich historią. Cała afera zaczęła się, gdy zobaczyłem ciastko, które według tradycji miał zjeść Wielki Piernikowy Władca. Zwyczaj ten pochodzi z czasów wojny między Piernikowymi Ludzikami i Ciastkowymi Ludzikami. Wielki Piernikowy Władca jedząc jedno ciastko dziennie podkreślał swoją dominację nad Ciastkowym Ludem. Właśnie wtedy popełniłem błąd. Nie mogłem się oprzeć, musiałem zjeść owo tradycyjne ciastko. Konsekwencje były straszne, oskarżenie o zdradę, nieposzanowanie tradycji oraz brak służalczości wobec Wielkiego Piernikowego Władcy. I pomyśleć, że to wszystko dla ciastka które smakowało jak tektura. Myślałem że czeka mnie gotowanie we wrzącym lukrze, ale nie. Było znacznie gorzej. Zostałem skazany na dwieście lat wygnania.

Na zadupie w odległej galaktyce, znane jako Ziemia przybyłem w 1947 roku, lądowanie nie zupełnie nam wyszło. Rozbiliśmy się w Roswell w stanie Nowy Meksyk, ale eskortującej mnie ekipie nasterydowanych skrzatów udało się dostarczyć mnie do mojego więzienia w Laponii. Spotkałem tam nieszczęśnika, który właśnie kończył swoją karę. Był włochaty i niebieski, nazywał się Ciasteczkowy Potwór. Także został skazany za to samo straszne przewinienie co ja. Jestem jego zmiennikiem. Skrzaty od tamtej pory pilnują żebym nie próbował uciekać, co z resztą nie ma sensu, bo niby czym skoro straciliśmy statek i jesteśmy na śnieżnej pustyni? Warto dodać, że po rozprawie zmienili mnie z przystojnego młodzieńca z planety 666 w obrzydliwego, grubego starca z siwą brodą do pasa i włosami w uszach, to w tej postaci właśnie teraz mnie oglądasz. Jak widzisz mój więzienny strój jest dziwny. Zgodnie z orzeczeniem Wysokiego Sądu Piernikowych Ludzików mam nosić czerwony dres obszyty białym futrem,pasujący do niego płaszcz oraz czapkę z pomponikiem. Żeby kara była odpowiednio surowa mam nakaz podróżowania dookoła świata i rozdawania prezentów grzecznym dzieciom żyjącym na tej zacofanej planecie dnia dwudziestego czwartego grudnia każdego roku. Nienawidzę tej roboty! Wyobrażasz sobie zimową podróż saniami bez dachu po nocnym niebie, tylko po to żeby później móc poskakać po oblodzonych dachach ludzkich domów popędzany przez renifery?Skrzaty są wrażliwe na zimno, więc nie mogą pilnować mnie w czasie podróży a ktoś przecież musi.Na dworze jest wtedy straszny mróz! A ja na dodatek muszę oglądać jak ludzie siedzą w ciepłych domach, wpychają w siebie pyszne jedzenie i jeszcze przypisują rodzicom całą moją harówę!

Żebym nie miał za lekko w ciągu roku, Wielki Piernikowy Władca przysłał mi do więzienia swojego najstraszliwszego sługę– moją teściową. A jej imię jest Pani Mikołajowa. Jak ja nienawidzę tej kobiety! Ma ona pilnować, aby moja kara była wystarczająco surowa i bardzo sumiennie wykonuje to zadanie. Pilnuje abym oglądał wszystkie ludzkie pomioty (przecież tylko te grzeczne dostaną prezenty ode mnie, reszcie faktycznie kupują rodzice), każe mi sprzątać, gotować, obcinać jej paznokcie i prawić odpowiednio dużą ilośc komplementów. Stara zołza. Na dodatek codziennie wypomina mi że nie zasługuję na jej córkę.

Co więcej muszę sam pakować prezenty dla tych zacofanych istot. Teściowa zawsze stoi mi nad głową kiedy się tym zajmuję, a skrzaty karają mnie, bijąc po głowie cukrowymi laskami, jeśli nie robię tego wystarczajaco szybko. Ale jak pakować te paczki kiedy zołza cały czas marudzi, ze robię to źle? W efekcie każdy prezent pakuję po pięć razy zanim uzna, że i tak jest niechlujnie ale ujdzie w tłumie.

Z tego wszystkiego popadłem w nałóg! Uzależniłem się od mleka i ciasteczek! Całkiem nieźle poprawiają nastrój. Muszę dodać, że te ludzkie smakują o niebo lepiej niż to przez które tkwię na tej beznadziejnej planecie. Nie dość, że zostałem zmieniony w grubasa przed przybyciem tu, to jeszcze cięgle tyję przez tę jędzę i stres związany z pracą i więzieniem! To po prostu nie fair!

Nawet nie mam z kim tu porozmawiać. Skrzaty cały czas pakują na siłowni albo się nade mną znęcają, renifery nienawidzą mnie bo to przez moją karę muszą ciągnąć w grudniową, mroźną noc sanie wypchane po brzegi prezentami , a trajkotu teściowej nie moge już znieść. Z resztą na rozmowę z nią nie mam szans, nawet gdyby mi na niej zależało, poniewać moja ukochana mamusia toleruje tylko swoje własne monologi.

W skrócie -tak jestem tu nieszczęśliwy. Ale obiecuję, wrócę na moją rodzinną planetę i srogo się zemszczę na Wielkim Piernikowym Władcy. Albo nie nazywam się Chuck Norris.

Koniec

Komentarze

Kolejny dowód na to, że nie każdy pomysł zasługuje na realizacje. Tekst może i komuś wyda się zabawny, ale nic z niego nie wynika. Styl raczej nie porywa, bo to tylko sucha relacja z wydarzeń, z elementami humorystycznymi. Niestety, żeby pisać śmieszne historie trzeba być naprawdę dobry w rzemiośle pisarskim i posiadać niepowtarzalny styl oraz głowę pełną pomysłów. Wydaje mi się, że chciałeś dobrze, a wyszedł ci tekst z kiepskim, jarmarcznym humorem z dowcipasami rodem z 4chana.

Za szczerą opinię dziekuję, tak właściwie to dopiero zaczynam, więc mam nadzieję, że w końcu dojde do ludzkiego poziomu. Ale jedna uwaga, nie -eś tylko -aś ;P

Przy okazji - tekst byłby śmieszniejszy bez ostatniego zdania: ono zupełnie nie pasuje...Już lepiej byłoby dać tam "Santaklałs". ;-)

Opowiadanie raczej "koślawe". pisane w pośpiechu, może i trochę zabawne, ale to "trochę" go nie ratuje.  Miałą być zabawna historia, wyszła pokraczna, pozbawiona sensu wprawka. A to ostatnie zdanie...:( "troszkę" nietrafione...

Pozdrawiam i życzę powodzenia przy pisaniu kolejnych tekstów! :)

Nie porwałeś, ale
+
pomysł
-
forma
treść
uboga fabuła

Nienajlepiej, fakt. Ale też wcale nie tragicznie. Będzie coraz lepiej :)

Może to byłoby i śmieszne, gdybyś umiał w odpowiedni sposób zaserwować podane tutaj żarty. A tak, wyszło jak wyszło, czyli kiepskawo. Podpisuję się pod Piotrem Damianem. Sucha relacja faktów i tyle. Ja daję 3.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Uwagi wezmę pod uwagę, postaram się poprawić warsztat, ale przestańcie zmieniać mi płeć!

Nowa Fantastyka