- Opowiadanie: PotworzastyPotwór - Spokojnej nocy

Spokojnej nocy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Spokojnej nocy

Lockdown.

 

Branża hotelarska w rozsypce. Masowe zwolnienia – na pierwszy ogień osoby na śmieciówkach, potem dopiero stali pracownicy:

 

– Nie mamy pieniędzy – defensywnie stwierdza właściciel, który dziś rano przyjechał na swoje włości zakupionym rok temu Porsche Cayenne.

 

No i tak – z żartów o Chińczykach i codziennym sprawdzaniu portalu ze statystykami delikwent o nazwie COVID-19 wywrócił Nasz świat do góry nogami.

 

Dzisiaj nocka – nic specjalnego. Lubię nocki – gości jest mniej, spokoju więcej. Teraz jest idealnie – siedzę, niczym w cieciówce i robię, co chcę. Hotel zamknięty, jestem tylko ja – staram się więc przebranżowić w IT – zobaczymy, co z tego będzie. Spokojnie zasiadam w biurze recepcji, odgrodzony od wszystkiego cienką ścianką z płyty kartonowo-gipsowej.

Na ten moment rajcuje mnie Front-End – JavaScript, CSS oraz HTML. Branża E-commerce notuje wzrosty, więc wydaje się to logicznym wyborem, przynajmniej na krótką metę.

 

Siedzę i mężnie oglądam którąś godzinę tutorial z CSSa i zachodzę w głowę jak wymyślić swój pierwszy projekt – prostą statyczną stronę o czymś, co mnie interesuje. 

 

Moje skupienie zaburza złowieszczy dźwięk – kroki oraz coś, czego jakiś czas nie słyszałem. Coś, co powoduje u recepcjonistów schizy po pracy.

 

Kółka walizki.

 

Serce wali mi jak młotem, myśli pędzą w nieładzie.

“Kto to może być?”

“Dlaczego nie słyszałem jak wchodził?”

“Dlaczego nie sprawdziłem, czy wiszą na dzisiaj jakieś przyjazdy?”

“To i tak nie miałoby znaczenia”

“Dzwonić do kierownika?”

“To pewnie jakaś pomyłka”

 

Wychylam niepewnie zza półprzymkniętych drzwi i:

 

Instynkt działa niezawodnie. 

Przybysz jest ubrany w koszulę w stonowaną kratę, zapiętą pod szyję. Ciemna fryzura zaczesana na prawą stronę, przedziałek. Schludny. Raczej chudzielec. Twarz pociągła, spory nos, duże uszy i wąskie usta. Dolna szczęka wysunięta do przodu. W oczach spokój i doza pewności siebie, właściwa przedstawicielom nacji, które wiedzą, że wszędzie się porozumieją w swoim ojczystym języku.

 

Z automatu pytam:

 

– Good evening. How may I help you?

– Good evening. I have a reservation under the name of Loveden.

 

Myślę sobie – “no tak, przecież to możliwe.” 

“Pewnie pozostał w Polsce bo ma tu rodzinę i tu pracuje?” 

“Jest bogaty i ma wywalone na zamknięte granice i kwarantanny?”

 

Myśli znów ogarnia chaos – po krótkiej pauzie proszę gościa o paszport. Ten stawia go na ladzie od razu – przygotował się przed czasem. Mam przed sobą osobę, która podróżuje już niejeden raz.

 

No jest – Howard Loveden we własnej osobie. Urodzony w 1980 roku w USA.

 

Sprawdzam, czy w systemie mamy taką rezerwację…

 

Mamy. Przedpłacona. Stworzona bezpośrednio, telefonicznie.

Zaliczka wystawiona, tylko dokumentów brak.

 

Gość przyjechał, a miało go nie być. Tłumaczę Amerykaninowi, żeby usiadł i dał mi moment, bo szczerze mówiąc jestem zaskoczony że ktoś jednak do nas dotarł.

Dzwonię do kierownika, informuję o wydarzeniu. Jest zdziwiony, tak samo jak ja.

Zgodnie z instrukcjami od właściciela hotelu mamy obowiązek wpuścić gościa, jeżeli przyjedzie i może normalnie odbyć pobyt, mimo że restauracja zamknięta, a połowa pokoi jest w remoncie.

 

Pamięć mięśniowa powoduje, że automatycznie wyjmuję kartę do pokoju. Programuję ją na apartament na najwyższym piętrze – zgodnie z rezerwacją. Tak jak się domyślałem, biedy nie ma.

 

Gość jest dosyć małomówny. Bije od niego dziwna atmosfera. Zachowuje się, jakby wszystko było OK. Nie ma wirusa, nie ma lockdownu a on jest zmęczony i marzy tylko o wejściu do pokoju, a nie żeby mu jakiś nieogarnięty recepcjonista zawracał gitarę.

 

Jedzie na górę windą, wypatruję go na kamerach.

 

Nie widać go.

 

Winda zatrzymała się na czwartym piętrze. Otworzyła się. Fotokomórka nie włączyła światła na korytarzu.

 

Super. Gość przyjeżdża do czterogwiazdkowego hotelu a tu nawet prądu na piętrze nie ma.

Wyłączyli, bo trzeba oszczędzać. I słusznie, ale dlaczego akurat jest wyłączone jak jest taka sytuacja?

 

Gdzieś daleko słyszę trzask zamykanych ciężkich drzwi.

Wszedł, poradził sobie. 

Czekam na telefon, dlaczego do cholery nie ma światła na korytarzu.

Nic. Trafił mi się małomówny Amerykanin. Pewnie da beznadziejną ocenę na koniec – nie ma światła, nie ma restauracji, recepcjonista jest ubrany w jeansy i bluzę z kapturem i jest niekompetentny. Idealnie.

 

Powoli opadają emocje, gość nie dzwoni – siedzi w pokoju. Dla relaksu oglądam coś na youtube i idę po wodę do yerby. Czekając, aż gorąca woda z ekspresu wypełni dzbanek, podchodzę z ciekawości do przeszklonych drzwi prowadzących na patio. 

 

W apartamencie ciemno.

Gość poszedł spać? Nie pójdzie nawet na spacer po okolicy? Nie zagada, czy nie mamy “wash cloths”, bo małym ręcznikiem to głupio wycierać sobie twarz?

Idę na recepcję, zasiadam za biurkiem i znowu podglądam czwarte piętro. Nic. Spokój i cisza.

 

Minęły może ze dwie godziny – w międzyczasie przygotowałem papiery. Nie za bardzo było co przygotowywać. Same anulacje. Brak przyjazdów i wyjazdów na następny dzień. Poszukałem chwile dokumentów naszego VIPa, ale jak zwykle zawieruszyły się w chaosie – trzeba będzie zostawić info dla kierownika.

 

Upewniwszy się, że grubsze sprawy zostały załatwione wygaszam lekko światła, kładę się na kanapie na recepcji i zapadam w półsen, myśląc o tym gościu.

 

Przez drzwi przeszedł, bo da się je otworzyć, gdy fotokomórka jest wyłączona i automatycznie się nie otwierają. Drugich drzwi nie zamknąłem na klucz, bo było jeszcze całkiem wcześnie a okolica nie obfitowała tego wieczora w żuli albo imprezowiczów.

Trapi mnie fakt, że nic nie słyszałem – hotel jest pusty, coś tam stuka i puka ale jest cisza jak makiem zasiał. Rozważania zabierają mnie w głębszy sen.

 

Śnię o wyspie ze spiczastymi, dziwnie strzelistymi budowlami. Płynę na łódce, morze jest ciemne, woda gęsta i pływają w niej płaty piany. Dochodzi do mnie trupi smród. Morze zaczyna pożerać łódkę, cienie ogarniają stare drewno. Szambo zalewa mnie – dławię się, krzyczę bezgłośnie. Zamiast mojego głosu słyszę basowy, metaliczny dźwięk, jakby z głębin wyspy.

 

Budzę się, wierzgając kończynami i prawie spadając z kanapy. Kaszlę, by uwolnić gardło od zalegającego szamba, tyle że jest czyste. Suchy kaszel podrażnia moje struny głosowe. Odór trupiego morza zalega mi w nozdrzach. Wzdrygam się na przenikliwy dźwięk, rozrywający moje otępienie…

 

…dzwoni telefon.

 

Z apartamentu. VIP jednak zdecydował się na kontakt o drugiej w nocy. Pewnie jednak chce te szmatki do twarzy. Niestety, nie mamy.

 

Odbieram.

 

– Yes Sir, how may I help you? – pytam grzecznie.

– HHHHHIIIYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY – odpowiada mi wizg duszącego się człowieka.

– Do you need help, Sir? Are you in pain? – upewniam się.

– HHHHHHIIIIIYYYYYYYAAAAAAA – gość prawie ryczy gardłowo.

 

Tyle mi wystarczy, facet się dusi. Myślę szybko, czy coś wziąć ze sobą – nic nie przychodzi mi do głowy. Wiedziony impulsem i adrenaliną, lecę na górę schodami. 

 

Fotokomórki oczywiście nie zapalają światła, wyciągam telefon próbując włączyć latarkę – na darmo, nie działa. Rozładował się?

No nic, powinienem sobie poradzić – chodziłem po tych schodach setki razy.

Na drugim piętrze dochodzi mnie smród. Trupi. Taki jak we śnie. 

Oblewa mnie zimny pot, zaczynają trząść nogi. Zaczynam biec po schodach. Odzywa się stary strach przed ciemnością. A ta jest prawie absolutna.

Zdecydowałem, że otworzę magazynek housekeepingu na czwartym i włączę tam światło, żeby odzyskać zmysły.

Dotarłszy do upragnionych drzwi otwieram je i z rury na pościel odzywa się ten sam basowy dźwięk, który dobiegał z wyspy. Cofam się, coś chlupocze. Smród jest nie do wytrzymania.

Czuję wilgoć w butach, czuję jak ze strachu zaczynam jęczeć i biec w stronę apartamentu. Woda jest już po kolana, walę do drzwi pokoju. W odpowiedzi słyszę wizg:

 

– HHHHHIIIIIIYYYYYYYYYYYYAAAAAAAAAAAAAAAOOOOOOOOOOAAAA

 

Wtóruje mu basowe dudnienie, czuję jak boli mnie serce, chcę zemdleć ale nie mogę. Śmierdzące szambo zalewa korytarz, drzwi otwierają się – wlewam się do środka i czuję na całym ciele kościste ręce przyciskające mnie do podłogi, podczas gdy ja się duszę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

PotworzastyPotworze, ponieważ Twój tekst liczy nieco ponad osiem tysięcy znaków, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tej stronie OPOWIADANIA zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

 

edycja

Liczebniki zapisujemy słownie.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytalo sie dobrze, fajnie prowadzona narracja, bledy jakos nie rzucaly sie w oczy. Tylko ta fabula cos mi nie siadła – chlop slyszy ze klient hotelu sie dusi, idzie do niego i sam zostaje uduszony. I tyle? Chyba, ze cos zle zrozumialam? Fajnie napisane poza tym.

@regulatorzy

Dziękuję, zastosowałem parę zmian. Mam nadzieję, że teraz tekst jest bardziej akceptowalny z prawidłami :)

 

@hamburgerek_aga

Fabuła jest taka, że to Lovecraft przyjeżdża do chłopa na zmianie. Chłopu śnią się cuda z opowiadań (wyspa ze strzelistymi budowlami). Nie zostaje tylko uduszony, ale też zalany koszmarem który mu się przyśnił.

Za wiele fabuły nie ma, bo bardziej zależało mi na oddaniu odrobiny klimatu Lovecrafta, a u niego właśnie on przeważa a fabuła jest gdzieś na dalszym planie.

 

Dzięki bardzo za ocenę, to było moje pierwsze opowiadanie/szort – zachęca mnie to do dalszych ćwiczeń :)

Hej

 

Bardzo bolą mnie w oczy te puste linijki. Nowy akapit w zupełności wystarczy nie drzyj tak tego teksu. Jest to fajny zabieg ale tutaj kompletnie zbędny.

Tak samo te puste linijki po zakończonym tekście. Nie posprzątałeś po sobie?

Tekst bez morału/myśli przewodniej/pouczenia. A przynajmniej mam takie wrażenie. Co chciałeś nim przedstawić?

Nie znalazłem też odniesienia do tagu “lovecraft”.

-HHHHHHIIIIIYYYYYYYAAAAAAA

HHHHHIIIIIIYYYYYYYYYYYYAAAAAAAAAAAAAAAAOOOOOOOOOOAAAAAA

To dźwiękonaśladownictwo zupełnie do mnie nie przemawia.

 

Szkoda bo tekst zapowiadał się świetnie a zakończenie pozostawiło mnie z takim “no ok ale towszystko?”

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Potworzasty, sama mam często ochotę pisać opowiadania bez fabuły, takie “obrazki”. Jednak z mojego (nędznego) doświadczenia wynika, że czytelnik jednak potrzebuje fabuły. Zazwyczaj sam klimat nie wystarcza. U mnie tak właśnie było – czytam Twoje opowiadanie, myślę sobie “o, fajny klimat” więc czytam dalej, a tu nagle koniec. Sama miewam podobne uwagi jakie sama Ci tutaj piszę, więc zostawiam Cię z tym ;) Powodzenia!

Mnie nie pozostaje nic innego jak zgodzić się z przedpiścami.

Początek taki sobie, potem zaczęło się robić fajnie, potem jeszcze fajniej a potem urwałeś tekst. Ja liczyłem na jakąś konkluzję, która będzie pasować do zbudowanego napięcia a tu się całość wypłaszczyła, pozostawiając mnie z niedosytem.

 

en stawia go na ladzie od razu – przygotował się przed czasem. Mam przed sobą osobę, która podróżuje już niejeden raz.

Stawia paszport na ladzie, czy go raczej kładzie? Która podróżuje nie pierwszy raz albo która podróżowała już niejeden raz.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Bardzo mi się podobało, Potworze. Napisane bez zbędnych opisów, prosto. Tylko to zakończenie… Niby ok, ale jeśli ktoś nie siedzi w twórczości Lovecrafta i nie zauważy tagu, nie zrozumie. Znaczy jasne, załapałam co się stało, ale nie ma to dla mnie takiego wydźwięku na jaki liczyłeś.

Ale generalnie fajnie pokazałeś hotel od takiej lockdownowej strony – te jeansy u recepcjonisty w hotelu czterogwiazdkowym… ;)  

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hmm, za wiele to się tutaj nie dzieje. Nie wystraszyłeś mnie jakoś bardzo, a te jęki gościa hotelowego bardziej mnie rozbawiły, niż zrobiły klimat. Sam pomysł na umieszczenie akcji w opustoszałym po lockdownie hotelu bardzo fajny, ale IMO nie wykorzystałeś go w pełni. Zostałam z niedosytem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Opis dyżuru recepcjonisty w hotelu, pojawienia się gościa, a potem wplecenie snu, który ziszcza się nagle ja jawie… No cóż, jakoś mnie ta historia nie ruszyła.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka