- Opowiadanie: dawidiq150 - Gropseukudy

Gropseukudy

Zapraszam do przeczytania i skomentowania!!!

Włożyłem dużo pracy. Pewnie są błędy ale kto ich nie popełnia :)

Życzę wszystkim szczęścia :))

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Gropseukudy

Zbudowana z wytrzymałych płyt lexowych zagroda, miała wielkość dwadzieścia na dwadzieścia suwów. Jej ściany były na tyle wysokie, że uwięziony w środku grolak nie miał szans się wydostać. Greks i Jen, stojąc na metalowym balkoniku przymocowanym do górnej krawędzi jednej ze ścian zagrody, obserwowali z fascynacją ogromnego drapieżnika. Miał gładką, śliską, czarną skórę, w której odbijały się promienie słońca. Siedział i jego cztery nogi były teraz ugięte. Posiadał też dwoje rąk zakończonych długimi ostrymi pazurami, którymi teraz z nudów rysował na glebie okręgi. W jego głowie znajdowało się duże oko a pod nim kilkanaście nieco mniejszych rozlokowanych symetrycznie naokoło, służących do widzenia w ciemności.

– Gdy eksperyment się powiedzie na pewno wygramy wojnę – powiedział Greks do Jen

– Może i niejedną – odpowiedziała Jen – ale jeszcze daleka droga, najpierw musimy wyhodować latającą bestię. Wojna z Xandreami trwa ponad cztery kwadry, zanim utworzymy armię złożoną z klonów gropseukudów minie na pewno z sześć. Trzeba wynegocjować zawieszenie broni a potem, gdy zwierzęta będą gotowe kontynuować wojnę.

– Chyba nadszedł już czas wpuścić samicę psekuda – powiedział Greks, a Jen kiwnęła głową.

Mężczyzna dał znak i otworzono okrągłą bramę znajdującą się w jednej ze ścian zagrody. Po chwili do obszernej rury, która łączyła laboratorium z zagrodą, wpuszczono drugie zwierzę nazywane psekudą. Psekudy również były drapieżnikami, jednak żyły głównie na sawannach a nie w dżungli jak grolaki i posiadały skrzydła umożliwiające latanie. Akurat ta samica miała je obcięte, w niewoli nie były już jej potrzebne. Psekudy wielkością dorównywały grolakom, lecz latały, więc oczywiście musiały ważyć dużo mniej. Ich ciało pokrywały białe twarde łuski. Na lądzie poruszały się na czterech nogach ale dość wolno. Ich głowa z paszczą pełną ostrych zębów znajdowała się na końcu długiej ruchliwej szyi. Między tymi dwoma zwierzętami miało teraz dojść do kopulacji. Samica nafaszerowana substancjami pobudzającymi widząc wspaniałego samca z radością weszła do zagrody.

Substancje jakie wstrzyknięto zwierzętom powiększyły chęć odbycia stosunku. Wszystko było wcześniej obmyślane, przeanalizowane i oszacowane, ale była to pierwsza tego typu próba. Miała udać się na osiemdziesiąt procent.

– Chodź, zostawmy ich samych – zażartował Greks.

– Dobrze, ja idę na obiad, jestem bardzo głodna.

– W takim razie zjemy razem.

I para przyjaciół, którzy poznali się na początku projektu, czyli dokładnie pięćdziesiąt dwa dni temu, dziarskim krokiem udała się do stołówki, która znajdowała się trzydzieści suwów dalej w kompleksie budynków mieszkalnych. Pogoda na Terresie była nie najlepsza, ostatnie trzy dni padało, fakt dzisiaj na niebie sunęło ledwie parę chmurek, ale meteorolodzy zapowiadali ochłodzenie i deszcz. W ogóle, niedawno skolonizowany Terres nie był zbyt przyjazny dla swoich nowych mieszkańców. Nie pozbyto się stąd jeszcze małych latających insektów które gryzły i u wielu osób wywoływały reakcję alergiczną. Drugą prawdziwą zmorą Terresa było bardzo liczne ptactwo, które nie wiadomo dlaczego, lubiło obsiadać nowo powstałe budowle. Na chodnikach, wszędzie leżały odchody. Mieszkańcy musieli nosić peleryny. Gdy Greks i Jen szli na obiad, usłyszeli za sobą krzyk. Odwrócili się i ujrzeli znajomego młodego chłopaka o imieniu Bender biegnącego z laboratorium w ich stronę. Był to zdolny młodziutki naukowiec, który dużo wcześniej od rówieśników ukończył szkolę i studia.

– Jest już symulacja! – zawołał dobiegając do nich.

– Jaka symulacja? – równocześnie spytali Greks i Jen

– No jak to jaka? – żachnął się zdyszany Bedner – gropseukuda!

– W takim razie jedzenie poczeka – powiedziała Jen – chcę ją zobaczyć.

– To chodźcie za mną. – Bender wykonał zapraszający gest.

Cała trójka szybkim krokiem udała się do budynku laboratorium. Drzwi wejściowe samoczynnie otwarły się przed nimi. W środku wszystko było bardzo skomputeryzowane. Idąc mijali pracowników ubranych w zielone uniformy. Z długiego korytarza weszli do dużej sali na jego końcu i po chwili stanęli przed wielkim monitorem podłączonym do najbardziej nowoczesnego komputera jaki został do tej pory wyprodukowany. Bedner wstukał coś na klawiaturze i na ekranie ukazał się trójwymiarowy obraz tego co miała urodzić samica psekuda. Stwór posiadał cechy obojga swoich rodziców. Głównym zamysłem było, by mógł latać jak matka i posiadał inteligencję ojca. Musiał bowiem być zdolny do tresury. Po obejrzeniu trójwymiarowego obrazu na ekranie wyświetlił się filmik prezentujący atak gropseukuda na grupę wrogów. Wszystko wyglądało bardzo obiecująco.

 

***

 

Po obiedzie Greks i Jen zostali poinformowani, że kopulacja się powiodła. Psekuda została zapłodniona. Teraz należało przetransportować samicę z powrotem na odległy Manerett. Tam w naturalnych warunkach musiała znieść i wysiedzieć jajo, z którego wyklute młode miały zapewnić w przyszłości wygranie wojny z Xandreami.

Specjalny statek z ogromną ładownią zatankowany czekał na lądowisku. Model PP -274 służący za transport wydobywanych na planetach surowców został specjalnie przygotowany. Ładownię podobnie jak wcześniejsze więzienie gada wypełniono ziemią i roślinami, ważne było by psekuda czuła się jak w swoim naturalnym środowisku. Zwierzęta te bardzo źle znosiły stres zwłaszcza w ciąży.

Następnego dnia rano uśpiono zapłodnioną samicę i przeniesiono do ładowni. Można było startować. Greks i Jen razem z pilotem o imieniu Tudor zasiedli w kokpicie. Tudor włączył silniki, z dysz buchnął ogień a transportowy kolos zaczął się unosić, powoli przyśpieszając. Lądowisko i zabudowania na Terresie malały aż zniknęły za chmurami. Gdy znaleźli się na otwartej przestrzeni kosmosu pilot, włączył główny napęd. Potężne nowoczesne silniki zaczęły pracować, lekko hałasując. Po chwili planeta widoczna na jednym z monitorów zaczęła szybko maleć aż stała się niewielkim punktem.

Podróż na Marennet miała trwać dość długo, gdyż planeta była w innym układzie słonecznym. Przez kilka pierwszych dni, wszystko odbywało się zgodnie z planem. Greks i Jen podpatrywali samicę psekuda w ładowni bowiem zamontowano kamery. Zwierzę zachowywało się naturalnie i było spokojne.

W pewnym momencie Tudor zaczął zdenerwowany szybko przełączać przyciski na konsoli klnąc pod nosem.

– Co jest do cholery?!

– O co chodzi? – spytała Jen która zajęta była czytaniem książki.

– Coś jest nie tak z komputerem pokładowym. A konkretnie z nawigacją. Zresetowała się.

– Co się dzieje – spytał Greks przebudzony z drzemki.

– Cholera jasna – w głosie Tudora była panika – popatrzcie pliki same się kasują.

Wskazał palcem na monitor, gdzie wyświetlona była lista różnych plików, zawierających bardzo ważne informacje. Faktycznie znikały jeden po drugim aż ekran został pusty.

– Nie chcę was martwić ale teraz nigdzie nie dolecimy. – Tudor był zrozpaczony.

– Ale co się stało? – spytała Jen

– W komputerze był wirus, który wykasował kosmiczne mapy układów.

– No więc co teraz możemy zrobić? Jaka jest nasza sytuacja? – Greks wstał z fotela i zaczął nerwowo chodzić po kokpicie.

– Pomocy wezwać nie możemy, bo pliki map były zintegrowane z radiem. Tu wszystkim steruje pojedynczy program, wystarczy jeden wirus i klapa. Możemy tylko lecieć przed siebie z nadzieją, że radarem wykryjemy jakiś statek. Wtedy polecimy za nim. Tylko, że możemy trafić na wroga, wtedy już po nas bo ten statek nie jest uzbrojony.

– Ale dlaczego nie możemy po prostu kontynuować lotu? Przecież lecieliśmy w dobrym kierunku. – dopytywała się Jen.

– Nie, gdy powiedziałem, że nawigacja się zresetowała miałem na myśli, że statek zaczął zmieniać kierunek lotu. Nie mam pojęcia czy lecimy w dobrym kierunku.

 

***

 

Od chwili ataku wirusa, PP – 274 leciał w nieznane.

Pasażerowie mieli jednak nadzieję, że dopisze im szczęście. Odsuwali od siebie lęk, że umrą z głodu w tym statku. Czas mijał, podróż stała się trzykrotnie dłuższa niż planowano. Zaczynało już brakować żywności. Teraz zależało im wyłącznie by natrafić na planetę gdzie mogliby się pożywić. Los do nich się uśmiechnął bo z daleka ujrzeli Ziemię. Tudor zmienił kurs statku w stronę niebieskiej kuli.

– Domyślam się, że to jedna z tych planet, których zgodnie z prawem nie wolno ruszać. – powiedział pilot.

– Nie mamy wyjścia musimy tu wylądować. Spróbuj znaleźć jakieś odludne miejsce. – powiedziała Jen.

Tudor wyłączył główny silnik. Zbliżali się do Ziemi redukując prędkość, aż spomiędzy chmur wyłonił się południowoamerykański step. Statek zbliżył się na tyle, by pilot mógł znaleźć właściwe miejsce do wylądowania, najlepiej blisko rzeki. Następnie osiadł na rozległej pampie. PP – 274 był co prawda starym statkiem transportowym, ale niedawno został unowocześniony. Posiadał czujniki, które teraz wskazały, że powietrze jest tu zdatne do oddychania. Można było spokojnie opuścić pokład. Greks, Jen i Tudor niewiele jedli od dłuższego czasu oszczędzając zapasy i byli bardzo głodni. Nie rosły tu żadne drzewa owocowe, musieli więc zapolować. Przy pomocy pistoletów laserowych, które były na wyposażeniu każdego statku zabili dwie antylopy pasące się w pobliskim stadzie. Szybko je oskórowali i bez ceregieli wzięli się za jedzenie surowego mięsa. Popili to wodą której na statku był trochę większy zapas niż jedzenia. Dopiero później, gdy nieco zaspokoili największy głód, rozpalili ognisko, by strawę nieco podpiec. 

Gdy się nasycili usiedli na trawie.

– I co teraz? Co zrobimy? – spytał swoich towarzyszy Greks

Tudor westchnął i zaczął mówić.

– Paliwa mamy akurat dużo. Zbierzemy zapas jedzenia i wody. Potem losujemy, w którą stronę lecieć. Jak nam się poszczęści dolecimy do naszych. Jestem od dawna pilotem i trochę się orientuję, możemy być daleko od ojczyzny albo wręcz bardzo blisko. Takie planety jak ta są czasem wyizolowane i pod prawną ochroną a wokoło nich są skolonizowane placówki, które zajmuje nasza rasa.

– Zabierzemy stąd żywność i może przetrwamy ale co z naszym ładunkiem? – zafrasowała się Jen – zwierzę umrze z głodu, nawet jak zniesie jajo to go nie wysiedzi. I cała praca tylu osób pójdzie na marne.

– Wiem jak zrobimy! – powiedział głośno Greks – Odłączymy ładownię. Zostawimy tu psekudę, przygotujemy dla niej dużo żywności, niech rodzi na tej planecie. To jedyne dobre wyjście, jak przeżyjemy to tu wrócimy i zabierzemy małe gropseukudy. Wystarczy, że zapamiętamy dokładny skład tutejszej atmosfery. Dzięki temu, odszukamy planetę, na pewno jest w jakiejś bazie danych.

Pomysł był dobry i cała trójka się na niego zgodziła. Zabrali się więc do odłączania zaczepów ładowni co zajęło im nieco czasu. Potem Tudor otworzył ogromne drzwi wciskając przycisk w kokpicie. W środku smacznie spała zapłodniona samica psekuda. Greks i Jen zauważyli jej powiększony brzuch.

– Obudźmy ją – powiedział Tudor

– Absolutnie! – krzyknęła Jen – to by mogło być dla niej niezdrowe. Musimy poczekać aż sama się obudzi.

Ostrożność wydawała się być przesadzona, ale Jen miała największą wiedzę o psekudach. Nie warto było się spierać. Tym bardziej, że nie miało to większego znaczenia czy zwierzę wyjdzie teraz czy później.

Cała trójka zabrała się za gromadzenia zapasów, żywności i wody. W pewnym momencie ogromny drapieżnik z uciętymi skrzydłami przebudził się i powoli wyszedł ze swojego więzienia. Należało trzymać się w odpowiedniej odległości. Bestia była bardzo powolna, ale nadal zabójczo niebezpieczna. Przyczłapała do rzeki i zaczęła z niej siorbać wodę.

Pilot i para naukowców którzy skórowali upolowaną zwierzynę popatrzyli na nią z radością, gdyż liczyli, że wszystko się dobrze skończy i dzięki stworzeniom, które wyklują się z jaja tej psekudy wygrają ciągnącą się już długo wojnę. Jen upierała się by doczekać, aż gad zniesie swoje jajo. Czekali więc trzy dni karmiąc go. W końcu trzeciej nocy śpiących obudził głośny dźwięk a do otwartego statku dostał się straszny smród.

Greks i Jen zerwali się na nogi. „Znosi jajo” – krzyczeli radośnie. Zwierzę puszczało straszne gazy. Nie sposób było wytrzymać. Zamknęli więc kabinę i zatkali nosy. Rano, smród się rozszedł. Samica złożyła duże, czarne, nakrapiane żółtymi plamami jajo. Oblepione zielonym śluzem wystawało spod cielska psekudy.

– Ile trzeba czekać aż się wyklują? – spytał Tudor

– Około piętnastu dni – odpowiedziała Jen – musimy zdążyć tu wrócić zanim opuszczą gniazdo. Dzieci, jeśli urodzą się żywe spróbujemy sklonować. Gdy to się uda, można zacząć masową wylęgarnię.

Nie było już na co czekać. Wsiedli więc do statku PP – 274 i Tudor włączył silniki. Zaczęli się unosić. Coraz wyżej i wyżej. Potem, pilot włączył główny napęd i odlecieli w nieznane. Przepadli i nigdy już tu nie wrócili.

 

***

 

Pięć tysięcy lat później.

 

Krzysztof Zmorak został obudzony z poobiedniej drzemki głośnym krzykiem, był to krzyk przepełniony euforią. Wstał z łóżka znajdującego się w namiocie polowym i wyszedł na słoneczny step Patagonii, gdzie na obszarze kilkuset metrów trwały wykopaliska archeologiczne. Natrafiono tu na ruiny starego miasta. Szybko udał się do swojego pomocnika, który teraz podniecony nawoływał go i zapraszał machaniem ręki.

– Znaleźliśmy coś fantastycznego! – krzyczał.

W rękach ostrożnie by nie zniszczyć artefaktu trzymał płachtę szeroką na około pół metra i długą na nie więcej niż metr.

Krzysztof podszedł i przyjrzał się płachcie, na której namalowani byli ludzie a nad ich głowami trzy ogromne ptaki.

– Fascynujące – odpowiedział – kopmy dalej.

Koniec

Komentarze

Bardzo proszę każdego kto przeczyta; zostaw komentarzyk nawet jak chcesz napisać, że jest do kitu!

Bo tak to nie wiem jak mam rozumieć czy jest lepiej czy gorzej. Nie chcę zyć w nieświadomości :(

Jestem niepełnosprawny...

Hej :)

 

Podobało mi się najbardziej z dotychczasowych Twoich tekstów, myślę, że to jedna z lepszych Twoich historii. Wydaje mi się, że więcej popracowałeś, opisy są lepiej skonstruowane, zdania bardziej logiczne i wynikające jedne z drugich. Widzę postęp ;)

 

Znając Twoje poprzedniej teksty, spodziewałem się totalnej masakry, mordowania ludzi, zwierząt, tymczasem chyba nikt nie zginął, pozytywnie mnie tym zaskoczyłeś.

 

Kilka uwag do tekstu:

 

W środku znajdowało się bardzo dużo komputerów, wszystko było skomputeryzowane.

Masło maślane trochę :)

– Pomocy wezwać nie możemy, bo pliki map były zintegrowane z radiem.

Trzeba by to lepiej uzasadnić, wydaje się to nielogiczne, wręcz niemożliwe.

 

Szybko je oskórowali i wzięli się za jedzenie surowego mięsa.

Dlaczego jedli surowe mięso, mają pistolety laserowe, a nie potrafią rozpalić ognia?

 

Około tysiąc lat później.

Ja bym przesunął historię jeszcze bardziej w czasie, tysiąc lat to stosunkowo niedawno.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

BasementKey bardzo dziękuję!!!! Dużo pracowałem i tak już będzie z każdym nowym tekstem :)))

 

Również pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

No hej :)

 

Zgadzam się z BasementKey. To Twoje najlepsze, o wiele bardziej dopracowane niż wcześniejsze, opowiadanie. Masz nawet momenty, w których płyniesz już bez zgrzytów przez kilka zdań. Jest progres. I mówię to całkowicie szczerze.

Dwie najpoważniejsze uwagi:

  1. Tak jak BK, nie kupuję żałosnego tysiąca lat. Co to jest tysiąc lat? Naprawdę niewiele.
  2. Piszesz, że samica jednego gatunku kopulowała z samcem drugiego gatunku. A z tego miała się narodzić hybryda o cechach zarówno matki i ojca. To tak nie działa Dawidzie. Genetyka nie jest tak prosta i nieskomplikowana.

Ale widać, że się starasz i piszesz coraz lepiej.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Outta Sewer dzięki :)))

zaraz zmienię na 5000 :)

Bardzo się cieszę z pozytywnych opinii, nie stoję w miejscu :))))

Jestem niepełnosprawny...

Moja opinia pokrywa się z przedmówcami, więc napiszę tylko, że faktycznie jest postęp i bardzo się z tego cieszę. Coraz mniej tych zgrzytów. Oczywiście zawsze musi być jakieś ale (:P), bo fabuła niezbyt mnie wciągnęła, no ale niezbyt lubię sf.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :) 

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen dziękuję, pozdrawiam!!!!!!

Jestem niepełnosprawny...

Nieźle to sobie wymyśliłeś, Dawidzie. Jak zwykle jestem pod wrażeniem Twojej wyobraźni, a tym razem muszę też przyznać, że mimo pewnych błędów i usterek, czytało się naprawdę dobrze, w dodatku cały czas towarzyszyło mi spore zaciekawienie.

 

utwo­rzy­my armię zło­żo­ną z klo­nów grop­seu­ku­duw… ―> Pisałabym: …utwo­rzy­my armię zło­żo­ną z klo­nów grop­seu­ku­dów

 

a potem, gdy zwie­rzę­ta będą go­to­we dalej kon­ty­nu­ować wojnę. ―> Masło maślane.

Wystarczy: …a potem, gdy zwie­rzę­ta będą go­to­we, kon­ty­nu­ować wojnę.

 

– Chyba nad­szedł już czas wpu­ścić sa­mi­ce pse­ku­da. – po­wie­dział Greks… ―> Literówka – z dalszej treści wynika, że samica była jedna.

Zbędna kropka po wypowiedzi – nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi – przyjrzyj się im dokładniej.

 

ra­do­snym kro­kiem udała się do sto­łów­ki… ―> Co sprawiło radość kroku?

Proponuję: …żwawym/ dziarskim/ raźnym kro­kiem udała się do sto­łów­ki

 

Ben­der wy­ko­nał za­pra­sza­ją­cy gest ręką. ―> Masło maślane – gesty wykonuje się rękami.

Wystarczy: Ben­der wy­ko­nał za­pra­sza­ją­cy gest.

 

Szli dłu­gim ko­ry­ta­rzem, we­szli do dużej sali na jego końcu… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Z długiego korytarza we­szli do dużej sali na jego końcu

 

pre­zen­tu­ją­cy atak grop­seu­ku­da na gru­pie wro­gów. ―> …pre­zen­tu­ją­cy atak grop­seu­ku­da na gru­pę wro­gów.

 

po­dróż wy­dłu­ży­ła się trzy­krot­nie dłu­żej niż pla­no­wa­no. ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: …po­dróż stała się trzy­krot­nie dłu­ższa niż pla­no­wa­no.

 

by na­tra­fić na pla­ne­tę gdzie mogli by się po­ży­wić. ―> …by na­tra­fić na pla­ne­tę, gdzie mogliby się po­ży­wić.

 

Na­stęp­nie osiadł na roz­le­głej pre­rii. ―> Na­stęp­nie osiadł na roz­le­głej pampie.

Skoro to step w Ameryce Południowej, to pampa. Preria jest stepem w Ameryce Północnej.

 

Wzię­li się więc za odłą­cza­nie za­cze­pów ła­dow­ni co za­ję­ło im nieco czasu. ―> Zabrali się więc do odłącznia za­cze­pów ła­dow­ni, co za­ję­ło im nieco czasu.

 

Cała trój­ka wzię­ła się za gro­ma­dze­nie za­pa­sów… ―> Cała trój­ka zabrała się do gromadzenia za­pa­sów

 

na­wo­ły­wał go i za­pra­szał ge­stem ręki. ―> …na­wo­ły­wał go i za­pra­szał machaniem ręki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy niezmiernie się cieszę z takiej oceny!!! Naprawdę miłe słowa :)

 

Błędy poprawiłem. Jestem w trakcie pisania kolejnego opowiadania, niedługo je opublikuję. Bardzo dziękuję. 

 

Pozdrawiam!!!

 

super sprawa

Jestem niepełnosprawny...

Bardzo proszę, Dawidzie. Cieszę się, że mogę się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka