Serie fajerwerków strzelały na niebie, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Ludzie w dziwnych strojach wypełniali ulice i szli tanecznym krokiem ku złotej fontannie…
Niestety, nie w Mehville. Tutaj nie działo się nic.
Vinnie Cabbage siedział w wiklinowym fotelu, popijał sok porzeczkowy i gapił się na marchew. Nudą bijącą od tego człowieka można by kłaść do snu wrzeszczące noworodki. Vinnie miał flanelową koszulę, niewielką łysinę i to w zasadzie wszystko, co warto o nim wiedzieć. Gorzej, że akurat on jest bohaterem tej historii.
Metalowa furtka zawyła ze starości. Fred Potato, emerytowany generał…
– Ja ci dam „emerytowany”!
No tak… Fred Potato, generał w stanie spoczynku, dostawił wiklinowy fotel i, usadziwszy swą generalskość, pociągnął z piersiówki.
– Jak tam marchew, Vinnie? – zapytał, poprawiając na drugą nogę.
– Nie chce rosnąć – westchnął farmer-hobbysta*.
* Vinnie Cabbage nie zwykł odczuwać złości. Skala emocji sięgała u niego najwyżej lekkiego rozczarowania.
– Znaczy, bunt w oddziale! – stwierdził generał tonem, który stawiał trawę na baczność.
– Co zrobić? – Farmer wzruszył ramionami. Sok z porzeczek wylał mu się na spodnie.
– Reagować! – Potato zerwał się z fotela.
Mimo siedemdziesiątki generał nie tylko nie wyglądał na swój wiek, ale nawet zdawał się młodnieć. O ludziach takich mówi się zwykle, że czas stanął dla nich w miejscu. W przypadku Potato czas dostał rozkaz odwrotu.
– A cóż ja mogę, drogi Fredzie? Mają wodę, słoneczko. Gra im muzyka klasyczna.
– Może to dla nich za spokojne? Spróbujmy czegoś o większej sile rażenia. – Generał pogrzebał w kieszeniach, sięgnął po telefon i, kliknąwszy kilkukrotnie, oparł go o drzewo. – Rap. Mój wnuk słucha tego bez przerwy i rośnie jak na drożdżach. Jeszcze będziesz tę swoją marchew łopatą wybierał.
*
Coś się poruszyło. Marchew Vinniego Cabbage’a kołysała się rytmicznie, czując, jak jej wnętrze wypełnia potrzeba buntu. Później wyskoczyła. Dziesiątki pomarańczowych korzeni zebrały się blisko siebie, inicjując zjawisko znane w przyszłości pod terminem „gibanie nacią”. Marchew rozłożyła nać na wzór skrzydeł i, wzbiwszy się wysoko, pofrunęła w kierunku zachodu.
Vinnie był lekko zdziwiony.
*
Fred Potato gapił się na puste grządki. Wyglądał jak ktoś, kto po ósmym toaście pojął, że jego nogi zdążyły ogłosić niepodległość.
– Twoim zdaniem to zabawne?
Cóż… Fred Potato gapił się na puste grządki…
– Gapić, to się mogą świnie na kartofle. I dla ciebie Frederick, gamoniu!
Frederick Potato badał miejsce zdarzenia w towarzystwie Vinniego Cabbage’a, którego wyraz twarzy można było określić jedynie słowem…
– Ojej – jęknął farmer.
Generał skonsultował się z rozumem, spojrzał na przyjaciela, po czym, na wszelki wypadek, poprosił pamięć o raport. Nie ulegało wątpliwości: marchew naprawdę dopuściła się dezercji!
– Ładnieś wyszkolił te swoje warzywa, nie ma co.
– Cóż… – Farmer podrapał się po głowie.
– Zachciało się marchwi fruwać. Już my jej nauczymy dyscypliny!
Generał podniósł telefon, wybrał właściwy numer i przeprowadził krótką rozmowę. Jej przekaz sprowadzał się właściwie do dwóch słów: na już!
*
Samuel Rat, Tajny Agent Do Spraw Niemożliwych, stał przed generałem z grubą teczką w dłoni. Potato zabrał raport, przejrzał pobieżnie i rozsiadł się w wiklinowym fotelu.
– I co tam, powiedzcie, z tych badań wynika?
– Według naszych analiz, stymulacja marchwi muzyką typu „rap” zapoczątkowała szczególny rodzaj ewolucji… – tłumaczył agent i gadałby tak jeszcze długo, gdyby nie limit znaków.
– W krótkich, żołnierskich słowach! – zarządził Potato.
– Więc… – Rat szukał żołnierskich słów. – Pod wpływem rapu marchew się wykopała i przeszła na koczowniczy tryb życia. Nocami niewielkie oddziały przeczesują farmy i śmietniki, prawdopodobnie w celu poznania swojej historii. Populacja rapującej marchwi zwiększa się w szybkim tempie. Dostrzeżono też próby wykształcania pierwszych wierzeń.
– Mają rozmach – zauważył Potato.
– Ojej. – Vinnie wniósł wkład w rozmowę.
– Powiedzcie mi jeszcze – podjął generał – czego ta marchew tak tańczy?
– Obawiam się… – Rat zerknął do raportu. – Tak. To nie jest taniec.
– Co wy mi tu pieprzycie? Przecież widziałem! Vinnie?
Farmer potwierdził skinieniem głowy.
– To, co pan generał zechciał nazwać tańcem – tłumaczył agent – w rzeczywistości jest formą porozumiewania się.
– Znaczy, ta marchew gada?! – Potato wytrzeszczył oczy.
– Ściślej rzecz ujmując, rapuje. Oto zapis tłumaczenia:
Czarna ziemia to jedyne, co widzę (1)
Czarna ziemia to jedyne, co słyszę
Czarna ziemia to jedyne, czym żyję
Czas najwyższy zobaczyć coś więcej!
Cabbage i Rat wpatrywali się w generała, którego mózg mielił zebrane informacje. W końcu wydał plan działania.
– Trzeba uderzyć! – zdecydował Potato.
– Fred, jesteś pewien? – Vinnie był lekko zaniepokojony. – Wiesz, to jednak tylko marchew.
Generał wiedział. I to wiedział lepiej! Już on znał takie przypadki. Człowiek przymykał oko na mały incydent, a następnego dnia mierzył się z rewolucją w Milowych Dołach.
– Daj takiej palec, Vinnie, a przywiąże cię do drzewa i wybebeszy. Mówicie, że marchew wykształca pierwsze wierzenia? – Generał spojrzał na Rata. – Dzwonić po wielebnego Beetla! Niech walczy z herezją!
Vinnie zakrztusił się kompotem.
– Fred, czy to dobry pomysł? Wielebny… jakby to ująć…
– Nie ma piątej klepki – podpowiedział agent.
– Marchew nie ma wszystkich pięciu! – uciął Potato. – Szalony problem wymaga szalonych rozwiązań. Dzwońcie… Albo sam zadzwonię.
*
RAP BATTLE! Wielebny Beetle vs Lord Carrot – koncert charytatywny na rzecz warzyw dotkniętych powodzią.
WIELEBNY BEETLE: Kiedy ranne wstają zorze! (2)
CHÓR APOKALIPSA: Kiedy ranne wstają zorze
WIELEBNY: Tobie ziemia, Tobie morze!
CHÓR: Yo! Tobie morze
WIELEBNY: Tobie śpiewa żywioł wszelki!
CHÓR: Tobie śpiewa żywioł wszelki
WIELEBNY: Bądź pochwalon, Boże wielki!
CHÓR: Yo! Boże wielki
CHÓR:
Kminiąc rap, wiarę złap! Yeah!
Kminiąc rap, wiarę złap!
Kminiąc rap, wiarę złap! Yeah!
Kminiąc rap, wiarę złap!
LORD CARROT:
Kiedy gnijemy w Mehville, widząc mrok czarnych ziem (3)
Głęboko gdzieś ma nas świat, czekam na ostatni dzień
Czas nie ma znaczenia, liczy się ruch brudnych rąk
Czy już mnie chwyta za nać? Czy dziś planuje mój zgon?
Marchew przecież nie kąsa, ludziom nie życzy źle
Więc za co czeka nas kaźń, w tej wstrętnej wodzie, co wrze?…
REKLAMA:
Wygoda! Niezawodność! Pasja! Jazda samochodem jeszcze nigdy nie dostarczała tylu wrażeń! Nowa IKA Prestige! Luksus na każdą kieszeń! Teraz w ratach zero procent!
…tu nie istnieje czas, równo gnije w ziemi każda z nas
Tu nie istnieje czas, równo gnije w ziemi każda z nas
Nie lubisz? To wyrzuć! Nie chcesz? Do śmietnika!
Łatwo było wyrwać, łatwo w koszu znika
Krzyczą: “dbaj o ziemię”, lecz nikt się nie lituje
Jak mogą mnie szanować, gdy nie wiedzą, co czuję?
Tysiące słów, setki życzliwych rąk
Jutro i tak wrócą gnicie i mrok
Tu nie istnieje…
*
Vinnie Cabbage czuł, że nadchodzi jedna z najważniejszych chwil w jego życiu. Nie zaśnie przez następne trzy dni, a nadgorliwe myśli jeszcze sto razy każą mu wracać do tej rozmowy. Wziął głęboki wdech. Nie było odwrotu.
– Uważam, że wielebny pogorszył sytuację – oświadczył.
– Rzeczywiście, Vinnie, twoja decyzja, by przyjąć ten plan była nieco pochopna – potwierdził Potato.
Farmer skinął głową. Świat cenił ludzi pokroju Vinniego Cabbage’a. To dla nich tworzono super oferty, drobny druczek czy mały podpis w prawym dolnym rogu.
Tymczasem skrzypiąca furtka ogłosiła przybycie gościa.
– Wielebny Beetle! – Generał ruszył na powitanie. – Świetnie się składa. Mój przyjaciel ma do wielebnego parę uwag.
Vinnie poczuł rozpaczliwą potrzebę zapadnięcia się pod ziemię. Ziemia nie była zainteresowana.
– Jak zdrowie? – Improwizował farmer.
– Pomalutku – odparł Beetle z nieodłącznym uśmiechem na twarzy. – Obawiam się, że wasza marchew nie jest jeszcze gotowa na przyjęcie Pana.
– A na co jest gotowa? – zapytał Vinnie, osuwając się na fotel.
– Obecnie czci stracha na wróble, potężne bóstwo chroniące przed ptactwem.
Generał rozpiął guzik marynarki.
I następny.
Wciąż było za gorąco.
– Jak nastroje w obozie wroga? – zapytał, szukając piersiówki.
– Synu! Cóż to za słowa? – Beetle złożył ręce i spojrzał w niebo. – Czyż nie jesteśmy dziećmi jednego Ojca?
Trzeci guzik. Piersiówka pusta.
– Więc… – Głęboki wdech. – Co nasi bracia sądzą o ludziach?
– Wydaje się, że mają do nas żal. Nawet dość głęboki.
Czwarty guzik.
– A wie wielebny, co planują?
– Muszę przyznać, że Lord Carrot to marchew o bardzo szerokich horyzontach. Obrał sobie za cel zjednoczenie marchwiowej rodziny i ma już na tym polu skromne sukcesy.
Piąty guzik.
– Jak skromne?
– Osiemdziesiąt procent marchwi w Mehville przyłączyło się do buntu.
Marynarka pofrunęła na fotel.
*
Tajne zebranie sztabu kryzysowego w składzie:
a) Generał Frederick Potato
b) Farmer Vinnie Cabbage
c) Narrator
– Po co to zebranie? – dziwił się farmer. – Przecież Lord jednoczy tylko marchwiową rodzinę.
– No, właśnie! – Potato patrzył na Vinniego, czekając, aż spłynie na niego łaska zrozumienia. Nie doczekał się.
Jedną z istotniejszych cech jednoczenia jest fakt, że zwykle następuje przeciwko komuś.
– Widzisz, Vinnie? Nawet on wie.
– Co teraz zrobimy?
– Zapamiętaj, drogi Vinnie: kluczem do sukcesu w wojnie zawsze jest strategia*.
* Oraz właściwa definicja słowa sukces.
Jak powszechnie wiadomo, wielki generał powinien zbudować potężną armię, zmieść wroga z ziemi i ruszyć na podbój świata**. Potato nie rozumiał tej zasady i pewnie dlatego podręczniki milczały na jego temat.
** Przy okazji zabijając miliony ludzi, co historia uzna za mało istotny szczegół.
Większość dowódców twierdzi, że najlepsza wojna to wojna wygrana. Zdaniem Potato, najlepsza wojna to taka, która nie doszła do skutku. I właśnie dlatego dwaj przyjaciele rozsiedli się w fotelach, czekając, jak problem marchwi rozwiąże społeczeństwo.
*
LUCILLA STRAWBERRY: W ostatnich dniach poruszyła nas historia rapującej marchwi. Czy marchew jest ciemiężona? Czy ma swoje prawa? O tym w dzisiejszym programie „Debata”.
Dżingiel.
Oklaski.
LUCILLA STRAWBERRY: Czy marchew jest prześladowana?
GERDA PLUM (Ruch Społeczny „Ludzie dla marchwi”): To oczywiste, że marchew traktuje się w sposób barbarzyński! Postuluję, by natychmiast uznać marchew za gatunek chroniony!
GREG HOE (farmer): Oświadczenie: Marchew zawsze była podstawą żywienia ludzi i zwierząt. Jej bunt to prowokacja producentów konserw, która ma na celu wyparcie warzyw z rynku. Zasypią nas chińskimi zupkami!
LUCILLA STRAWBERRY: Jakie jest stanowisko władzy w tej sprawie?
GEORGE KANT (rzecznik władz Mehville): Temat marchwi zawsze był dla nas ważny. Przypomnę, że dzięki naszym programom budowy karmników oraz malowania pasów na drogach wszystkim w Mehville żyje się lepiej. W ostatnich latach liczba strachów na wróble wzrosła czterokrotnie. Jestem głęboko przekonany, że na dniach przedstawimy rozwiązanie, które zadowoli wszystkie strony.
LUCILLA STRAWBERRY: Sporo mówi się o osobliwej wierze marchwi. Co na to kościół?
WIELEBNY BEETLE („Pan kocha marchew”): Kościół nie boi się trudnych pytań. Marchew, jak każda młoda nacja, błądzi, ale przepełnia nas wiara, że już wkrótce, z pomocą naszych misjonarzy, znajdzie drogę do Pana.
WRÓŻBITA AZAZEL (On wie!): Miałem wizję! Bunt marchwi to początek końca! Czeka nas zagłada!
LUCILLA STRAWBERRY: Czy czeka nas zagłada?
AMANDA FOX (Fundacja „Ratujmy marchew”): Musimy się obudzić! Otwórzmy nasze serduszka na los tych bezbronnych warzyw. Nawet skromny datek może ocalić jakąś marchew. Liczy się każde wsparcie!
GIRLANDA BLUSTER (przekupa): A nam kto pomoże? Kup towar, wynajmij stragan. A później wstanie ci taka marchew i ogłosi bunt. Chce praw? Niech buli za nasze straty! Żyje taka na cudzym wikcie i jeszcze jej się buntów zachciewa.
LUCILLA STRAWBERRY: Czy sytuacja przedsiębiorców jest aż tak zła?
BENEZER CROOGE (ekonomista): Bunt marchwi to potężny cios dla gospodarki. Tysiące osób stracą źródło dochodu, spadną wpływy z podatków. Należy zdać sobie sprawę, że czeka nas potężny kryzys!
LUCILLA STRAWBERRY: Powoli zbliżamy się do końca naszego programu. Czy marchew ma swoje prawa?
MANUEL KANT (prawnik): Nie można z całą pewnością powiedzieć, że marchew ma prawa bądź nie. Przy określonej interpretacji przepisów i zaistnieniu odpowiednich przesłanek pojawia się szansa zarówno przyznania, jak i odmowy praw…
LUCILLA STRAWBERRY: A waszym zdaniem? Czy marchew ma swoje prawa? Ślijcie sms-y o treści TAK lub NIE…
Pstryk.
Vinnie wyłączył telewizor. Pilot wpadł mu do słoika z dżemem.
– Czy to nie dziwne, że w programie o marchwi nie pojawia się marchew? – zapytał farmer.
– Nie, dlaczego? – zaciekawił się generał.
Marchew stanowiła jedynie fundament molocha, jakim był PROBLEM. To PROBLEM podbijał oglądalność, odwracał uwagę od spraw codziennych, a odpowiednio przedsiębiorczym pozwalał ubijać kasowe interesy. PROBLEM był istotą wszystkiego. Obecność jego źródła należało już uznać za zwykłą fanaberię.
*
I zmierzał Lord Carrot ku ziemi obiecanej, a za nim tysiące frunęły. Odwiedzali pola i farmy Mehville, wyrywając z niewoli marchwiową rodzinę. Zwiewali przed nimi farmerzy w portkach oraz ludzkie gadziny wszelakie. I zarapował Lord do swej marchwi: „Nurkujcie po kubłach, przekopcie śmietniki, by naszym ziomalom stawiać pomniki”. Tak też uczyniły.
I frunęła marchew w słońcu i chłodzie, w deszczu i słocie, za dnia oraz w nocy, aż dotarła na pole farmera Browna o ziemiach rozległych i żyznych. Rzekł wtedy Lord Carrot: „Oto będzie nasz kwadrat, a nazwiemy go Polem Wyzwolenia Marchwi”. Przepędziła marchew farmera Browna, Lord zaś spoglądał na hektary ziemi. I wyobraził sobie cudowny świat, w którym nikt nie próbuje pożerać marchwi.
*
– A cóż to? – zapytał Vinnie, widząc generała ciągnącego okryte brezentem „coś”.
– Nasza… wunderwaffe – wysapał Potato, dysząc jak stary parowóz.
Wdech.
Wydech.
– Ostatnie… ostrzeżenie! – fuknął generał.
– Ale, Fred. Czy ludzie nie mieli zająć się tym za nas?
– Ludzie… Widzisz… Zresztą… E! – Potato spojrzał w górę. – Tłumacz!
…
A, znaczy, to do mnie.
Ludzie, drogi Vinnie, są tylko ludźmi i mniej więcej tyle należało po nich oczekiwać.
– Aleś się postarał – burknął Potato, wygrawszy walkę z zadyszką.
– Będziemy walczyć? – Farmer był lekko zdziwiony.
– A, skąd! Cośmy ci mówili o walce? Najlepsza wojna to taka, która się nie odbyła. Zresztą, tutaj walka nie ma żadnego sensu. Przegrasz z marchwią, dostaniesz w trąbę. Wygrasz z marchwią, też dostaniesz w trąbę. Tyle że od aktywistów.
– Trochę to skomplikowane – przyznał Vinnie.
Generał pokręcił głową.
– Wojna, proszę ciebie, jest prosta jak drut. To ludzie kombinują, ile wlezie. Posłuchaj: jest problem – jest konflikt. Nie ma problemu – nie ma konfliktu. Aby tylko problem zniknął sam z siebie, a nikt nie będzie podnosił rabanu.
*
Pole Wyzwolenia Marchwi.
Odezwa Lorda Carrota:
Ruszamy pełni wiary w tych, któryśmy zebrali (4)
Parli w słońcu, w mrozie, w pomarańczowym kolorze
Jesteśmy gotowi! Nasz byt tego wymaga
Czas wyjść naprzeciw temu, co marchwi zagraża
Małych zawsze się depcze, obietnice zapomina,
Niech nie zwiedzie was nigdy pazerna ludzka świnia
W imię wszystkich poległych! To my, wielka rodzina!
Nie zatrzyma nikt tego, co właśnie się zaczyna
Pasibrzuchu jeden z drugim, lepiej ostrzegajcie ludzi
Bo od dziś żaden z was nie będzie więcej taki duży
Nie wskóracie nic fałszem, marchew nigdy nie zapomni
Za gnicie w kubłach już niebawem się upomni
Bo „razem, wierni strachom” – to dodaje nam odwagi
I nas nie pokonacie, bo nie dacie nam rady!
Marchew:
Razem, wierni strachom! Nas nie pokonacie! (5)
Razem, wierni strachom! Nas nie pokonacie!
*
Rewelacje XXI wieku: Tajemnica powstania marchwiowego.
Wydarzyło się to wiele lat temu, ale dopiero ostatnio ujawnione dokumenty dowodzą, że przez cały ten czas byliśmy oszukiwani. Komu zależało na ukryciu faktów? Kim był tajemniczy Vinnie Cabbage? Co naprawdę wydarzyło się w powstaniu marchwiowym?
Jest chłodny, wrześniowy poranek. To właśnie wtedy wybucha marchwiowa rewolucja. Ponad stutysięczna pomarańczowa armia rozpoczyna inwazję na Mehville. Miejscowa ludność nie reaguje. Dlaczego?
Odpowiedzieć na to pytanie jest stosunkowo prosto. Ludzie boją się marchwi. Wiedzą, że ma wielu zwolenników. Że jest bardzo popularna wśród aktywistów i ekologów. Władze Mehville odrzucają opcję tradycyjnej wojny, mimo ogromnych zapasów widelców i noży. Wynika to prawdopodobnie z obawy wywołania walk między zwolennikami i przeciwnikami marchwi, co mogłoby się okazać tragiczne w skutkach.
Powstanie przebiega chaotycznie. Marchew wydaje się być niezorganizowana, w jej atakach pojawia się dużo przypadkowości. Mimo to, głównie dzięki bierności ludzi, marchew szybko zdobywa większość punktów strategicznych. Udaje się przejąć farmy, stragany, hurtownie warzyw. Także sporą część restauracji wegetariańskich. Wydaje się, że ludność Mehville może ocalić jedynie cud.
Taki cud ma miejsce. Będzie on później zapamiętany jako jedna z największych tajemnic dwudziestego pierwszego wieku.
Co się konkretnie wydarzyło? W nocy z ósmego na dziewiątego września marchew zostaje brutalnie napadnięta przez roje mszyc i muchówek. Dość powiedzieć, że w ciągu jednej nocy marchwiowa armia zostaje obrócona w pył.
Co dzieje się dalej? Bierna dotąd społeczność Mehville jednoczy się. Wspólne oddziały stronników i wrogów marchwi pacyfikują armię insektów. Otwarta pozostaje jednak kwestia: skąd wzięły się agresywne szkodniki? Pytane o to miejscowe władze konsekwentnie mówią o „cudzie w Mehville”. Kłamią.
Znajdujemy się w starym składziku na terenie opuszczonej farmy. To właśnie tutaj Vinnie Cabbage miał opracowywać cudowną broń, która przesądziła o losach powstania.
W jaki sposób do tego doszło? Wszystko wskazuje na to, że Vinnie Cabbage, dysponując rojami insektów, pobudzał je do walki przy pomocy muzyki rockowej. Tak nastrojona armia nie mogła mieć później problemów z rozbiciem rapującej marchwi. Pojawia się jednak pytanie: jak prosty farmer wszedł w posiadanie tak potężnego roju szkodników? Kwestii tej nigdy nie udało się wyjaśnić.
W przypadku Vinniego Cabbage’a wątpliwości jest więcej. Dlaczego człowiek ten w ogóle zdecydował się na zaatakowanie marchwi? Odkryte niedawno tajne dokumenty pozwoliły ujawnić sensacyjne fakty. Jak się okazuje, to właśnie Vinnie Cabbage stał za eksperymentem, który zapoczątkował ewolucję rapującej marchwi. Eksperyment ten prawdopodobnie wyrwał się spod kontroli, co zmusiło Cabbaga do zdecydowanych kroków w postaci pozorowanej inwazji insektów.
Czy Vinnie Cabbage miał współpracowników? Na czyje zlecenie działał? Co stało się z niepozornym farmerem po unicestwieniu insektów? Tego, niestety, nie wiemy. Prawdopodobnie jednak Vinnie Cabbage nigdy nie poniósł konsekwencji swych zbrodni.