- Opowiadanie: Rudra42 - Kierunek jazdy

Kierunek jazdy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Kierunek jazdy

Siedzę w pustym przedziale pociągu a za oknem mgła. Migają w niej kształty, które trudno rozszyfrować; może drzewa, może budynki, może coś zupełnie innego… Dokąd właściwie jadę? Nie wiem. Zdaję sobie sprawę, że nie wiem tego już od dłuższej chwili, nie pamiętam jak długo. Kiedyś chyba wiedziałem. Zastanawiam się, czy w ogóle muszę wiedzieć. Przecież jadę, a w końcu wysiądę. Nieważne gdzie, nic to nie zmienia, podróż wciąż się odbędzie. Moje rozmyślania przerywa dźwięk otwierających się drzwi. Staje w nich człowiek ubrany w czerwony uniform. Za nim stoi wózek.

– Kawę? Herbatę? Coś słodkiego?

Myślę przez chwilę i w końcu decyduję się na herbatę, ale myślałem za długo, człowiek z wózkiem już odszedł do następnego przedziału, być może następnego wagonu. Ciekawe, ile wagonów ma ten pociąg.

I dokąd właściwie jedzie?

To pytanie kołatało mi się w myślach pomimo jego irrelewancji. Oczywiście będę wiedział kiedy mam wysiąść, ale gdzie to będzie? Chcę wiedzieć już, teraz. Lubię wiedzieć. Popytam.

Wstaję i wychodzę z przedziału. Na korytarzu jest pusto i cicho, nie słychać nawet pociągu. To jeden z tych nowoczesnych. Za oknami wciąż mgła. Mgła i zrobiło się ciemno, nic nie widać. W sąsiednich przedziałach nikogo nie ma a jeśli są, to śpią, lub udają że ich nie ma. Nie będę przeszkadzał. Idę do kolejnego wagonu.

Ten nie ma przedziałów, jest otwarty. Układ samolotowy, choć przecież jesteśmy w pociągu. Na siedzeniach siedzą ludzie i zajmują się ludzkimi sprawami. Czytają, oglądają seriale na telefonach, niektórzy nawet ze sobą rozmawiają lub grają w karty na rozkładanych stolikach.

– Przepraszam, dokąd jedzie ten pociąg?

– A po co ci to wiedzieć? Siedź na dupie i czekaj, aż dojedziesz – burczy jakaś stara kobieta.

– Ale ja chcę wiedzieć…

– Wy młodzi wszystko musicie wiedzieć! Nie wystarczy wam być teraz, zawsze musicie wybiegać w przyszłość, wiedzieć co będzie, jakbyście mieli na to wpływ! Otóż nie macie, pociąg dojedzie w to samo miejsce niezależnie od ciebie. Kiedyś się nie myślało o takich sprawach.

Mam ochotę powiedzieć coś o przywiązaniu jej pokolenia do przeszłości ale odpuszczam. I tak niedługo umrze.

Szukam wzrokiem innej osoby, innej odpowiedzi i spotykam spojrzenie dwóch wielkich, brązowych oczu, podobnych do moich. Chłopiec siedzi sam, nie może mieć więcej niż osiem lat. Góra trzynaście, nie wiem, nie znam się na dzieciach. Odzywa się nieśmiało:

– Wydaje mi się, że pociąg jedzie do przodu, proszę pana. Stamtąd – pokazał palcem w kierunku przeciwnym do kierunku jazdy.

Ma rację. Pociąg jedzie stamtąd do przodu, to oczywiste. Tylko co jest z przodu? Żeby tego dociec, na chłopski rozum, muszę pójść do przodu. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę i zastanawiam, dlaczego chłopiec siedzi sam, ale w końcu wzruszam ramionami. Jego mama na pewno zaraz wróci. Przechodzę przez korytarz i wchodzę do kolejnego wagonu.

Otwiera się przede mną szeroka polana. Jest noc, gwiazdy nie przebijają się przez korony drzew. Na środku polany płonie ognisko, a wokół niego postaci ubrane w luźne szaty tańczą, palą zioła, opowiadają historie. Czy aby na pewno wciąż jestem w pociągu? Podchodzę do ogniska.

– Witaj, wędrowcze. Zgubiłeś się? – pyta dziewczyna i uśmiecha się do mnie.

Wygląda, jakby była w moim wieku, może odrobinę młodsza. Ma długie blond włosy i brązowe oczy. Na twarzy w kształcie serca pojawiły się już pierwsze zmarszczki, w kącikach oczu i ust. To pewnie od śmiania się, dodają jej uroku. Jej ciało jest ukryte w luźnej szacie ale jestem pewien, że jest idealne. Jest idealna a ja tonę w pustce jej brązowych oczu. Kogoś mi przypomina.

– Tak – odpowiadam. – Tak, chyba się zgubiłem.

Siadam obok a dziewczyna podaje mi fajkę. Nie pytam co w niej jest, ufam jej. Zaciągam się mocno i dym wypełnia moje płuca a szczęście wypełnia mnie całego. Kładę się na ziemi, czuję pod sobą każde źdźbło trawy, każdą grudkę ziemi, czuję wszystko. Dziewczyna wchodzi na mnie i kochamy się, czuję ją i jestem szczęśliwy. Później poznaję więcej ludzi, tak samo szczęśliwych, o tak samo pustych oczach. Opowiadają mi historie. Dowiaduję się jak tu przyszli, dlaczego zostali. Nie obchodzi mnie to ale słucham. Mówią, że też powinienem zostać. Są szczęśliwi. Mijają godziny, może dni, może lata. Przestaję przejmować się czasem, skupiam się na szczęściu, choć z każdą chwilą czuję go coraz mniej i mniej, aż w końcu nie czuję już nic, tylko pustkę. Wypuszczam dym z płuc.

Zdaję sobie sprawę, że to nigdy nie było prawdziwe szczęście, jedynie kłamstwo, fatamorgana z pachnących oparów. Nie da się jednak utrzymać iluzji wiecznie, tak samo, jak nie da się złapać dymu. Sztuczne szczęście uciekło i ja muczę uciekać, muszę iść naprzód. Odnajduję między drzewami drzwi do kolejnego wagonu. Wchodzę.

Rozciągają się przede mną taśmy produkcyjne, a wzdłuż nich w rzędach stoją ludzie ubrani w jednakowe, szare stroje. Wytwarzają przedmioty, których celu nie jestem w stanie się domyślić. Pracuję sprawnie pomimo wyraźnego zmęczenia, wszyscy wykonują jednakowe ruchy, wszyscy jak jeden, ku chwale tego, który na górze.

– Co to za wagon? – pytam. – Wiecie może dokąd jedzie ten pociąg?

Nikt nie odpowiada, nie przerywają pracy, nie podnoszą nawet wzroku.

– Halo? – próbuję dalej. – Słyszycie mnie?

Macham ręką przed oczami jednej z pracownic. Wyraźnie wystraszona podnosi na chwilę wzrok i szepcze:

– Nie wolno.

– Czego nie wolno?

Przerażenie w oczach tej kobiety robi się coraz większe, ale mimo to odpowiada:

– Nie wolno przerywać pracy. Musimy… -

Przerywa jej ostre uderzenie bicza w plecy. Jego drugi koniec ściskały tłuste paluchy mężczyzny stojącego na górze, na antresoli.

– Musicie pracować! – ryczy. – Zero przerw! Zero rozmów!

Jest ubrany w drogi garnitur ciasno opinający grube nogi i brzuch. Nalana twarz trzęsie się z wściekłości. Mimo tego wygląda, jakby wiedział rzeczy, przynajmniej niektóre. Nie zaszkodzi spróbować.

– Może pan wie, dokąd jedzie ten pociąg?

Patrzy na mnie z góry, tak jak wszyscy patrzymy na tych, którzy są niżej.

– Dokąd? – przeciąga sylaby w naprawdę irytujący sposób. – Nieważne dokąd jedziemy, młody człowieku. Ważne, ile w tym czasie zarobimy. Kierunek jazdy nie ma znaczenia gdy trzeba mnożyć kapitał.

Zmieniłem zdanie, ten człowiek nie wie nic i wyraźnie nie chce się niczego dowiedzieć. Odwracam się i idę w kierunku kolejnych drzwi.

– A ty dokąd? – słyszę za sobą przeciągane sylaby. – Skoro już tu jesteś, to będziesz pracował. No już, znajdź sobie wolne stanowisko.

Ignoruję go i idę dalej ale dosięga mnie bicz. Mocne uderzenie rozcina skórę na plecach, czuję cieknącą w dół krew. Ktoś podaje mi szary strój roboczy ale ja odchodzę, wciąż chcę wyjść. Kolejne uderzenie trafia w nogi, uginają się pode mną i padam na ziemię. Ból jest nie do zniesienia ale nie zamierzam pracować na majątek grubasa w garniturze. Czołgam się w kierunku wyjścia. Kolejne uderzenie trafia w głowę, tracę przytomność.

Budzę się w szarym stroju roboczym obok wolnego stanowiska przy taśmie. Wstaję i zaczynam robić to co wszyscy. Praca nie jest szczególnie trudna, jedynie szalenie monotonna. Wciąż nie wiem do czego służą urządzenia, które składamy, mają dziwny kształt, wiele pokręteł i guzików, po złożeniu wyglądają, jakby zaraz miały się rozlecieć. Stoję tak i pracuję przez kilka godzin, zaczynam się robić głodny i okropnie zmęczony.

– Hej. Kiedy przerwa? – pytam ukradkiem mężczyznę stojącego obok mnie.

Bicz uderza mnie w ramię, delikatniej niż wcześniej, wciąż boleśnie. Mężczyzna nie odpowiedział.

– Chyba dostaniemy coś do jedzenia, prawda? – pytam nadzorcę.

Bicz uderza mnie w twarz. Czuję w wargach pulsujący ból. To powinno mi wystarczyć za obiad. Mówię najgłupszą rzecz, jaka przychodzi mi do głowy:

– Nie boję się ciebie.

Teraz uderza na oślep, wielokrotnie. Chowam twarz w przedramionach i zbieram cięgi. Zostanie po tym kilka blizn, trudno. Przynajmniej się postawiłem. Zastanawiam się, czy mnie zabije. Chyba taki ma plan. Czyli moja podróż kończy się tutaj. Tak naprawdę bardzo się boję.

– Dość!

Chcę wiedzieć kto krzyknął. Głos brzmiał kobieco. Razy na chwilę ustały, więc rozglądam się wzdłuż taśm. To ta, która odezwała się do mnie pierwsza. Najodważniejsza. Teraz zaczął katować ją. Pomimo uderzeń kobieta krzyczy:

– Nie boję się ciebie!

– Nie boję się ciebie! – wtóruję jej, choć głos mi się łamie.

Nadzorca waha się przez chwilę, nie wie co zrobić. Ma tylko jeden bicz. W końcu kontynuuje bicie kobiety.

Coraz więcej pracowników przerywa pracę, patrzą co się dzieje. Wszyscy wiedzieli, że taki los spotka buntownika, ale jednocześnie nie spodziewali się, że kiedykolwiek do tego dojdzie.

– Co robicie? Wracać do pracy! – krzyczy Nadzorca dysząc ze zmęczenia.

– Nie boję się ciebie! – odzywa się ktoś nieśmiało.

W oczach Nadzorcy pojawia się uczucie, które do tej pory obserwował jedynie u innych.

– Nie boimy się ciebie – odzywają się kolejne głosy. – Nie boimy się ciebie!

Teraz krzyczą już wszyscy. Są wściekli. Od dawna byli wściekli, potrzebowali tylko delikatnego pchnięcia. Ściągają Nadzorcę z antresoli, zrywają z niego drogi garnitur, zrywają skórę, odrywają mięśnie od kości. Nadeszła przerwa obiadowa. Pożerają bogacza, posilam się razem z nimi i dla każdego wystarcza. W końcu odchodzę, znowu jestem wolny. Odwracam się ostatni raz i widzę, jak pracownicy niszczą taśmy produkcyjne, palą urządzenia o niewiadomym celu. Na gruzach i zgliszczach z pewnością zbudują coś lepszego. Idę do kolejnego wagonu.

Jestem w pustym, słabo oświetlonym pomieszczeniu. Nie ma w nim nic oprócz pojedynczego krzesła na środku i siedzącej na nim kobiety. Ma blond włosy i brązowe oczy, na pomarszczonej twarzy w kształcie serca odcisnęły się czas i cierpienie. Patrzę jej w oczy i widzę wszystko, co było. Widzę jak mnie dotykała, chociaż tego nie chciałem. Widzę jak mnie biła, kiedy mówiłem co myślę, jak udawała, że jej na mnie zależy, choć tak naprawdę zależało jej wyłącznie na pozorach. Widzę miłość będącą jedynie fasadą bólu. W końcu kobieta odzywa się:

– Cześć, synku.

Wstaje, podchodzi i próbuje pogładzić mnie po policzku ale odsuwam się. Chcę jej powiedzieć, że jej nienawidzę. Chcę jej powiedzieć, że mnie zniszczyła, że mnie zostawiła, chcę jej powiedzieć to wszystko, ale słowa nie chcą przejść przez gardło. Łzy rozmywają wzrok, teraz widzę już tylko kształt kobiety, która dała i odebrała mi życie. W końcu pytam:

– Dokąd jedzie ten pociąg?

– Czy to ważne? Najważniejsze, że znów jesteśmy razem. Dopóki mamy siebie, to pociąg równie dobrze może się zatrzymać. Kocham cię – mówi, ale ja wiem, że kłamstwo powtarzane wiele razy nie staje się prawdą.

Przechodzę obok niej i idę w stronę drzwi. Nie patrzę na nią, nie chcę, ale w końcu udaje mi się powiedzieć coś, co powinienem był powiedzieć już dawno:

– Nie potrzebuję cię.

Wychodzę. Wagony przez które przeszedłem odczepiają się od pociągu, widzę jak zostają w tyle, wypadają z torów, stają w płomieniach, w końcu znikają. Zniknęła również mgła. W świetle gwiazd widzę wyraźnie drzewa i góry, rzeki i mijane wioski. Nigdy nie widziałem tak wyraźnie.

Przechodzę przez wagon, zwyczajny, z dwoma rzędami siedzeń wzdłuż każdej ściany. Już się nie zatrzymuję, żeby pytać o drogę, od razu przechodzę do następnego wagonu a z niego do kolejnego, zaczynam biec, mijam różnych ludzi i ich różne zmartwienia, W końcu doganiam człowieka z wózkiem. Podaje mu wyświechtany banknot i proszę o herbatę. Z kubkiem gorącego napoju w dłoni przechodzę przez ostatnie drzwi, do lokomotywy. W samotnym fotelu siedzi maszynistka, co jakiś czas pociąga za jakąś wajchę, naciska jakiś guzik. Nie mam pojęcia co robi, ale ufam, że ona wie. Podchodzę, opieram się ręką o jej fotel. Przed sobą widzę przesuwające się tory.

– Ty z pewnością wiesz, dokąd jedzie ten pociąg – stwierdzam.

– Ty mi powiedz.

Pociągam łyk herbaty, zastanawiam się chwilę.

– Do przodu.

Za szybą wschodzi słońce.

Koniec

Komentarze

Co ja będę ściemniać, technicznie nie jest idealnie, ale podczas lektury wciągnęłam się tak, że nie zwracałam uwagi na błędy.

Tekst zrobił na mnie wrażenie. Nie powiem, że go zrozumiałam w pełni, ale też w mojej ocenie to nie jest historia, w której chodzi o zrozumienie wszystkiego. To taka trochę tajemnica, zagadka, a przy tym coś, co będzie odczytywać się na swój własny, osobisty sposób.

Klimat jest istotnie oniryczny (jak to mówi tag), niczym ze snu. Całość zresztą zdaje się zapisem snu, kieruje się podobną logiką, ale pod całą tą senną “pierzyną” jest przesłanie. Wiele ciekawych, celnie wyrażonych myśli. Czasem może zbyt oczywistych (jak w scence z kapitalistą), ale to mi nie przeszkadzało. Moje ulubione: “(…) pociąg dojedzie w to samo miejsce niezależnie od ciebie”, a także odpowiedź chłopca. Dodatkowy plus, że mocne rzeczy wyrażane są zwięźle, wręcz na chłodno (vide wagon z matką). Ogólnie emocji nie ma, a raczej nie tyle ich nie ma, co są przygaszone, jak za zasłoną – to dodatkowo podkreśla wrażenia snu, ukazuje wydarzenia w “surowym” świetle, takimi, jakie one są, bez zaangażowania emocjonalnego bohatera, wykrzywienia ich w lustrze jego subiektywnego odbioru.

A najważniejsze: symbolika! Tym stoi ten tekst i to mnie oczarowało. Pociąg zmierzający nie wiadomo dokąd, pasażerowie, wygląd poszczególnych wagonów, fakt, że potem są odczepiane…

Mi trafiło w gusta bardzo. Polecam do biblioteki.

deviantart.com/sil-vah

Bardzo dobry tekst. Czytałem, zastanwiając się, czy nie jest przypadkiem zapisem snu który miałeś. Ale nie, scena z grubym bogaczem swoją dosłownością nie mogła się wyśnić. Jednak nadal to fajne opowiadanie, w którym bohater mierzy się ze swoim życiem. Samotny chłopczyk bez mamy, później okres wczesnej dorosłości, dobra zabawa, narkotyki, zawód miłosny. Potem obowiązek pracy i zrozumienie, że można inaczej. A wreszcie matka i uświadomienie sobie, że pomimo bólu jaki zadała i tęsknoty, tak naprawdę teraz, kiedy jest się dorosłym, nie jest już do niczego potrzebna. Katharsis, pozwalające stać się wreszcie kowalem swego losu, maszynistą swojego pociągu, kimś kto decyduje dokąd zmierza. Nie obciążany wagonami przeszłości. Bardzo ładna symbolika.

To jest to, co naprawdę można nazwać oniryzmem.

Polecam do biblioteki.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć :)

Świetne opowiadanie. Daje do myślenia, ciągle zastanawiam się, jak rozumieć niektóre osoby i zdarzenia. Jedyne, co trochę mi zazgrzytało, to scena z matką. Sam pomysł jest świetny, tylko wyrażony trochę zbyt dosłownie. Spodziewałam się jakiegoś głębszego sensu niż to, że główny bohater w dzieciństwie nie był kochany. Nie zrozum źle, ten pomysł też jest dobry, tylko można by to przedstawić ciut niej dosłownie. 

Za to samo zakończenie – odczepiające się wagony, herbata i pociąg jadący do przodu jest naprawdę dobre.

Samo chodzenie i pytanie, i ci wszyscy ludzie przypominało mi trochę Małego Księcia (która to książka bardzo mi się podobała, więc potraktuj to jak komplement :)

Pozdrawiam :)

 

Cześć. Ja nie zostałam jakoś szczególnie kupiona, bo nie przepadam za powiastkami filozoficznymi i przypowieściami. Metafory, paralele i tym podobne rzeczy w zbyt dużym natężeniu na ogół mnie nużą. Prawdopodobnie zresztą nie zrozumiałam nawet połowy Twoich zamysłów (np. nie rozumiem jakie znaczenie dla życia bohatera miał mieć ten fragment z taśmą produkcyjną…). Koniec końców jednak przeczytałam z pewnym zainteresowaniem i cieszę się, że koniec jest taki, jaki jest, że pociąg nie dojechał do oklepanych “Nieba”, “Piekła” czy “Nicości”.

 

„Jej ciało jest ukryte w luźnej szacie[+,] ale jestem pewien, że jest idealne. Jest idealna[+,] a ja tonę w pustce jej brązowych oczu.”

 

„Siadam obok[+,] a dziewczyna podaje mi fajkę.”

 

„Zaciągam się mocno i dym wypełnia moje płuca[+,] a szczęście wypełnia mnie całego.”

 

„Nie obchodzi mnie to[+,] ale słucham.”

 

„Pracuję sprawnie pomimo wyraźnego zmęczenia” – Pracują

 

wszyscy wykonują jednakowe ruchy, wszyscy jak jeden” – masło maślane

 

„– Nie wolno przerywać pracy. Musimy… -” – zbędny dywiz na końcu kwestii dialogowej.

 

„Ignoruję go i idę dalej[+,] ale dosięga mnie bicz. Mocne uderzenie rozcina skórę na plecach, czuję cieknącą w dół krew. Ktoś podaje mi szary strój roboczy[+,] ale ja odchodzę, wciąż chcę wyjść. Kolejne uderzenie trafia w nogi, uginają się pode mną i padam na ziemię. Ból jest nie do zniesienia[+,] ale nie zamierzam pracować na majątek grubasa w garniturze.” – Za dużo tych „ale”.

 

„Wstaje, podchodzi i próbuje pogładzić mnie po policzku[+,] ale odsuwam się. Chcę jej powiedzieć, że jej nienawidzę. Chcę jej powiedzieć, że mnie zniszczyła, że mnie zostawiła, chcę jej powiedzieć to wszystko, ale słowa nie chcą przejść przez gardło.”

 

„od razu przechodzę do następnego wagonu[+,] a z niego do kolejnego”

 

„mijam różnych ludzi i ich różne zmartwienia, W końcu doganiam człowieka z wózkiem.” – albo „w” małą literą, albo przed nim zamiast przecinka powinna być kropka.

 

„Podaje mu wyświechtany banknot” – Podaję

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mam wrażenie, że to nie tyle opowiadanie, co przypowieść filozoficzno-terapeutyczna. I muszę przyznać, że za tego typu literaturą niespecjalnie przepadam.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Mam wrażenie, że tekst jest w wielu miejscach niedoprzecinkowany, ale poza tym technicznie w porządku. Obawiam się, Autorze, że trochę nie trafiłeś z grupą odbiorców – tu, na portalu, raczej przeważają umysły ścisłe i ludzie, którzy wolą konkretne historie, a nie opowiastki filozoficzne. Ale mimo wszystko podobało mi się.

 

ich różne zmartwienia, W końcu doganiam – tu miała być kropka.

 

Dziękuję bardzo, że Outta pokusił się o interpretację, chociaż sam podejrzewałem, że chodzi o coś w tym rodzaju. Uderza mnie też to, że nikt nie odpowiada bohaterowi na proste pytanie – dokąd jedzie ten pociąg? – oprócz chłopca, który stwierdza, że “do przodu”… To też wiele mówi o ludziach.

Precz z sygnaturkami.

Mgła za oknami i niewiedza pasażera, dokąd jedzie, nasunęły mi myśl, że to pociąg zmierzający w zaświaty. Kolejne sceny to chyba etapy życia bohatera, który jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że nie żyje, ale w drodze do „nie wiadomo dokąd”, dokonuje przeglądu przeszłości. Nie wykluczam też możliwości, że to opis snu.

Z pierwszą możliwością spotykałam się już wielokrotnie, więc pomysł na Kierunek jazdy, jako niezbyt oryginalny, nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, a jeśli to druga możliwość, to muszę wyznać, że cudze sny są czymś, co mnie zupełnie nie interesuje.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia i szkoda, Rudro42, że nie poprawiłeś błędów i usterek wskazanych przez wcześniej komentujących. Szkoda też, że nie reagujesz na komentarze czytelników.

 

Na sie­dze­niach sie­dzą lu­dzie… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Może: Na fotelach sie­dzą lu­dzie

 

– Wy­da­je mi się, że po­ciąg je­dzie do przo­du, pro­szę pana. Stam­tąd – po­ka­zał pal­cem w kie­run­ku prze­ciw­nym do kie­run­ku jazdy. ―> – Wy­da­je mi się, że po­ciąg je­dzie do przo­du, pro­szę pana. Stam­tąd.Po­ka­zał pal­cem w kie­run­ku prze­ciw­nym do kie­run­ku jazdy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

z każdą chwi­lą czuję go coraz mniej i mniej, aż w końcu nie czuję już nic… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

– Nie wolno prze­ry­wać pracy. Mu­si­my… - ―> Czemu służy dywiz po wielokropku?

 

Mimo tego wy­glą­da, jakby wie­dział rze­czy, przy­naj­mniej nie­któ­re. ―> Co to znaczy wiedzieć rzeczy?

 

czuję ciek­ną­cą w dół krew. ―> Zbędne dopowiedzenie – czy krew mogła cieknąć w górę?

 

i padam na zie­mię. ―> Rzecz dzieje się w pomieszczeniu, więc: …i padam na podłogę.

 

krzy­czy Nad­zor­ca dy­sząc ze zmę­cze­nia. ―> Dlaczego wielka litera?

 

palą urzą­dze­nia o nie­wia­do­mym celu. ―> …palą urzą­dze­nia o nie­wia­do­mym przeznaczeniu.

 

Nie ma w nim nic oprócz po­je­dyn­cze­go krze­sła na środ­ku… ―> Czy bywają krzesła podwójne?

Proponuję: Nie ma w nim nic oprócz jednego krze­sła na środ­ku

 

W sa­mot­nym fo­te­lu sie­dzi ma­szy­nist­ka… ―> A może wystarczy: W fo­te­lu sie­dzi ma­szy­nist­ka

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Obstawiam, że to metafora życia. Nie przepadam za takimi tekstami, ale czytało się w miarę dobrze. A odpowiedź, dokąd jedzie ten pociąg może być banalna, głęboka albo mistyczna. Zależy, kogo się spyta.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka