- Opowiadanie: danka - Nie słuchać!

Nie słuchać!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy V, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Nie słuchać!

Jest piątek, moi znajomi docierają do Rozbiegówki, a ja tkwię w środku lasu i sprzątam. Kręcę się w samej bieliźnie i brudnym T-shircie po starej kuchni i przygotowuję drinka. Do wysokiego słoja po przetworach wlewam gin, wódkę, tequilę i rum. Zaglądam do zamrażarki. Babcia chowała tam obiady na parę tygodni w przód. Już ich nie potrzebuje. Zdrapuję z zamrożonych pudełek lód i wrzucam do słoika. Zakręcam, potrząsam i próbuję. Long island nie smakuje tak dobrze jak w pawilonach w Warszawie, czuję w nim nutę stęchłej lodówki, ale jak na dane warunki, to może być.

Babcia zmarła parę tygodni temu. Rodzice poprosili, abym przez weekend posprzątała jej stary dom. Chcą chyba wynajmować go turystom, nie wiem. Mieszkam najbliżej, nie miałam się jak wykręcić. A teraz włóczę się po zakurzonej graciarni, w którą zamieniła mieszkanie babcia i popijam drinka ze słoja.

Zawsze był z niej oryginał. Uparła się, by mieszkać daleko od nas, w środku lasu. Mówiła, że potrzebuje wyciszenia. Po przejściu na emeryturę została pisarką. Nie wiem dokładnie, co pisała, nikomu z rodziny się nie chwaliła. Coś jednak udało jej się wydać, nawet robiła objazd promocyjny po bibliotekach. O czym mogą pisać starsze panie? Pewnie poradniki dla innych starszych pań. Teraz to i tak nieważne.

Patrzę po szafach. Stare ubrania wrzucam do worków na śmieci. Po tylu latach nawet do lumpeksów się nie nadają. Dezodoranty w puszkach i perfumy za dwadzieścia złotych też lądują w śmieciach. Przeglądam sztućce. Nie ma co liczyć, że miała srebrną cukiernicę, którą przekazałaby następnemu pokoleniu. Swoje mieszkanie w Warszawie zapisała na mnie i wyjechała do tej głuszy. Chciała żyć minimalistycznym slow-lifem. Jak pieprzony Diogenes w beczce. Może jak znajdę jej stare zapiski to sprzedam je fankom. Ludzie chyba kolekcjonują takie rzeczy: odręczne notatki swoich ukochanych autorów. Nie wiem. Popijam drinka. Zdrówko, babciu.

Z pobieżnie wyczyszczonej sypialni przechodzę do salonu. Wielkie okna wpuszczają ostatnie promienie zachodzącego słońca. Kurz tańczy wokół mnie, kiedy otwieram drzwiczki szafy. Myślę, że znajdę tam resztki nalewek, którymi raczą się starsze panie. Najlepiej takie domowej roboty. Ale od góry do dołu, na wąskich półkach poupychane są kasety magnetofonowe. Każda w białym pudełeczku, z opisem na grzbiecie. Odczytuję pierwszą z brzegu: „Morderstwo wśród lasu”. „Ciało na drzewie”. „Cień w oknie”. „Przybądź i umrzyj”. Unoszę brwi. Osobliwe tytuły. Czyli babcia pisała kryminały, a nie przepisy na wyciąg z pędów sosny.

Przejeżdżam palcami bo grzbietach. Na opuszkach zostaje mi gruba warstwa kurzu. Wycieram je o T-shirt. Pochylam się i po kolei czytam wypisane czarnym flamastrem napisy. Czas poznać twoje grafomaństwo, babciu. Zobaczymy, czy miałaś się czego wstydzić.

Tandetne tytuły mieszają mi się przed oczyma. Zastanawiam się pomiędzy „Krwawą księżniczką” a „Pająkiem w piwnicy”, ale zauważam napis „NIE SŁUCHAĆ!”. Sięgam po kasetę. Magnetofon stoi obok, na szafce z telewizorem. Jeszcze pamiętam, jak to się obsługiwało, w dzieciństwie miałam nawet walkmana.

Wsadzam kasetę do środka i wciskam wielki guzik „play”. Wracam do kuchni po drinka. Jestem z tych, dla których szklanka z rumem i ginem jest zawsze do połowy pusta. Muszę zastanowić się, co zrobić z tymi elektronicznymi gratami. To pudło kineskopowe na szafce i tak pewnie odbiera tylko TV Trwam. A z magnetofonu już nikt nie korzysta. Szkoda, że nie miała gramofonu. One się doskonale prezentują w takich retro chatach.

– Pusty dom wiał grozą.

Podskakuję na dźwięk głosu babci. To dziwne usłyszeć ją tak wyraźnie po śmierci. Pomimo starego sprzętu i przestarzałej technologii, jej głos wydaje mi się mocny i czysty. Jakby stała tuż obok. Ciarki przebiegają mi przez plecy.

– Katarzyna była sama, wokół gęstniał zapadający w mroku las.

Zerkam w stronę okna. Wrześniowe słońce znikło już za koronami drzew. Tuż za niewielkim podwórkiem, na którym stoi zaparkowany mój samochód, zaczyna się nieprzebyta ściana lasu. Teraz zupełnie czarna.

– Zamknęła wszystkie drzwi i okna. Ostatni raz zeszła do piwnicy dołożyć do pieca i zaryglowała zejście. Zostawiła światło na ganku, miała nadzieję, że będzie świecić się całą noc. Od rana jeździła policja i ostrzegała, że uciekł groźny przestępca ze szpitala psychiatrycznego nieopodal.

Dobrze, że obok nie ma żadnego wariatkowa. Jest wioska, w której ludzie są nieco dziwni, bo kto chciałby mieszkać w takiej dziurze, jak pięćdziesiąt kilometrów dalej jest już Warszawa.

– Katarzyna zaparzyła ziół z miodem i zasiadła do lektury w swoim ulubionym fotelu. Nie wiedziała, że morderca czai się w pobliżu i już obserwuje dom.

Jeszcze raz wyglądam przez okno. Nie dlatego, że się boję. Po prostu upewniam się, że jestem sama. Moje autko nadal stoi na podjeździe i ciemnieje wraz ze zbliżającą się nocą. Upijam łyk i wracam do porządkowania starych poduszek.

– Ciemność opadła na okolicę jak ciężki całun. Kasia zobaczyła ruch między drzewami, ale to zignorowała. Zagłębiona w książce nie zdawała sobie sprawy z nadciągającego zła.

Podskakuję na dźwięk uderzenia. Alarm w samochodzie zaczyna wyć.

– Usłyszała na zewnątrz trzask. Nie zwróciła na to uwagi, zbyt pogrążona w lekturze.

Chwytam komórkę, kluczyki do wozu i na bosaka zbiegam na dół, po krętych schodach. Wyskakuję na ganek. Samochód wyje i wyje, domagając się mojej uwagi. Włączam latarkę w telefonie. Na dachu leży suchy konar. To pewnie on włączył alarm. Klikam w guzik pilota. Wóz nie reaguje. Kurde, miałam wymienić baterie, oczywiście zapomniałam. Klnąc na szyszki, które wbijają mi się w nagie stopy, przebiegam od drzwi do auta. Otwieram od strony kierowcy i ręcznie wyłączam wyjca. Wracam tą samą drogą, tym razem klnąc na zimno. Noce we wrześniu są takie chłodne.

Wycieram stopy o łydki i biegnę na górę. Tam powinno być cieplej. Przybiegam akurat, jak głos babci oznajmia, że Kasia usłyszała dźwięk kroków na ścieżce. Wracam na dół. Zapomniałam zaryglować drzwi frontowych. Przekręcam klucz w zamku i nasłuchuję. Dobiegają mnie pojedyncze słowa:

– …ciężkie kroki …męskie …świszczący oddech…

Stoję i z uchem przy framudze. I faktycznie, słyszę kroki na ścieżce. Zamieram. Są powolne, jakby spacerowe. Pod ciężkimi butami łamią się gałęzie. Co się robi w takich sytuacjach? Może powinnam otworzyć drzwi, wyjrzeć, krzyknąć w czarną otchłań? A może to po prostu pan z psem, który codziennie przechodzi koło domu babci? Wprawdzie nie słyszę psich łap, ale zwierzęta przecież nie hałasują, prawda? Poza tym nie wyskoczę nieubrana w taką noc. Gdyby działał mój pilot, mogłabym znowu włączyć alarm. Ale nie działa, a ja tkwię jak ten kołek pod drzwiami.

Mam wrażenie, że kroki ucichły. Osoba na zewnątrz albo zatrzymała się i stoi już dłuższą chwilę nie wiem po co, albo od początku był to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni, pobudzonej opowieścią z kasety.

– Intruz czaił się na zewnątrz, poza kręgiem światła. Przez okna na piętrze wyraźnie widział jej poruszającą się sylwetkę, samemu pozostając niewidocznym. Jego ciemne oczy błyszczały wśród nocy. Obserwował jej poruszające się pod bluzką piersi. Wyjął z kieszeni nóż. Otworzył go z trzaskiem, a koniuszek wsadził sobie do ust. Poczuł gorącą krew na języku.

– Jezu, babciu!

Wracam pospiesznie na górę. Mój palec wskazujący zatrzymuje się na przycisku „play”. Jeśli teraz wyłączę, to udowodnię, że jestem przesądna. Że naiwnie wierzę, że zatrzymany na taśmie głos zmarłej babci potrafi… no właśnie, co? Ożywić historię? Nie, na pewno nie. Jestem dorosłą, wykształconą kobietą! Nie dam się tak łatwo przestraszyć!

W nagrodę za zwycięstwo nad samą sobą popijam drinka. Wracam do porządkowania rzeczy. Nie wyłączyłam magnetofonu, ale staram się go nie słuchać. To tylko hałas w tle, to wszystko.

– Wydawało jej się, że to koniec niespodzianek – słyszę. – Nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

Robię harmider wrzucając stare książki do torby na śmieci. Głośno tupiąc biegam między sypialnią a łazienką, gdzie znalazłam stertę makulatury. Po drodze zapalam wszystkie światła. Żałuję, że nie mam ciężkich butów. Narobiłabym jeszcze większego hałasu.

– Nie wiedziała, że morderca zakradł się od drugiej strony. Odnalazł niedomknięte okno w spiżarni. Powoli, jak wąż, wsuwał się do środka.

To nie tak, że jestem przestraszona, ale biegnę w dół i podpieram drzwiczki do spiżarki krzesłem. Nawet ich nie otwieram, by zerknąć, czy ktoś jest w środku. Mogłabym, przecież to by mnie uspokoiło. Ale nie robię tego. Pospiesznie wracam na górę. Już na klatce schodowej nasłuchuję, co następnego powie mi głos babci.

– …dotknął zamkniętych drzwi. Uderzył w nie pięścią, by sprawdzić ich wytrzymałość.

W tej chwili słyszę walenie na dole. Ostatnie stopnie pokonuję biegiem. Ślizgam się na piętrze, moje stopy są mokre od potu. Wywalam się i boleśnie obijam lewy policzek. Podnoszę się i pędzę do sypialni. Zatrzaskuję drzwi i przylegam uchem do framugi. Słyszę ciężkie kroki na schodach. Rozglądam się w poszukiwaniu czegoś do obrony.

– Był coraz bliżej, Kasia słyszała jego świszczący oddech.

Kurde, czemu nie wyłączyłam tego cholernego magnetofonu! Czemu ukryłam się akurat w sypialni?! Mogłam pobiec do łazienki, zabrać stamtąd jakiś stary dezodorant i prysnąć nim facetowi w twarz! Albo do kuchni: powinnam znaleźć tam jeszcze jakieś noże! Moja komórka też została w salonie, koło przycisku „play”, więc po pomoc, o ile jakakolwiek tu dojeżdża, nie zadzwonię. Przeklinam samą siebie!

Słychać kroki na korytarzu. Odskakuję od drzwi. Pod starym łóżkiem jest wąska szpara. Rzucam się i wciskam w nią, waląc się w głowę i obijając sobie tyłek. Żałuję teraz tych wszystkich long island, które wypiłam. Przepocony T-shirt roluje mi się na plecach. Od kurzu kręci mi się w nosie. Lewy policzek pulsuje bólem.

Kroki zatrzymują się. Zatykam sobie usta ręką. W oddali słyszę przytłumiony głos babci. Ktokolwiek jest na korytarzu, zawraca. Idzie do salonu. Stoi tam chwilę, nie wiem, co się dzieje, ale i tak nadal staram się nie oddychać. Pyknięcie i głos babci zanika. Wokół mnie zapada cisza.

 

 

***

 

Pod łóżkiem spędziłam całą noc. Leżałam i nasłuchiwałam. Rękę od ust odważyłam się odjąć dopiero koło trzeciej nad ranem. Wysunęłam się, kiedy zrobiło się zupełnie widno. Wciągnęłam spodnie, wybiegłam z sypialni i nie oglądając się na salon uciekłam z domu. Wsiadłam do samochodu i odjechałam. Niech ktoś inny posprząta ten cholerny dom.

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

interesująca historia, powiedziałbym, że przyjemna. Jest w niej lekki dreszczyk, nieco erotyzmu, a wszystko podlane odpowiednią dawką alkoholu. Podoba mi się :)

Bohaterkę nie darzę dużą sympatią, jej babcia wydaje mi się być ciekawą osobą, no i zapisała bohaterce mieszkanie w Wawie, więc trochę nie rozumiem tego lekkiego szydzenia ze zmarłej, że pisarstwo, to tylko dla starszych pań, a tv odbiera tylko tv trwam ;) Zero wdzięczności. W tym kontekście ta mała przygoda jawi się jako zemsta zza grobu.

No właśnie, mała przygoda, bo końcówka nieco rozczarowuje. Jakby Ci zabrakło pomysłu. A aż się prosi, żeby po odjechaniu spod domu babci bohaterka natrafiła na konar leżący w poprzek drogi :P

 

Jeszcze drobiazg:

po kręcone klatce schodowej.

– “kręconej”. Choć brzmi to nieco dziwnie, nie wiem, czy ta forma jest poprawna :/

Che mi sento di morir

Hej, sprawdziłam, masz rację, jest ‘kręta’ klatka schodowa, a nie kręcona :)

Danka

Nie jestem ekspertem od schodów, jakoś mi to nie brzmiało po prostu :) Fajnie, że pomogłem.

Miłego wieczoru!

Che mi sento di morir

Zaglądam do zamrażalki.

 

Zamrażarki/zamrażalnika :)

 

W gruncie rzeczy jest to niezłe lekkie opowiadanko. Pomysł, jakkolwiek dość przewidywalny, jest opakowany w zjadliwą formę. Co prawda narratorka jak dla mnie była irytująca – ale to tylko subiektywne stwierdzenie :)

I po co to było?

Dzięki za zwrócenie uwagi na ‘zamrażalkę’, nie rozumiem, czemu word mi tego nie wyłapał.

Danka

No, dostała dziewczyna za swoje. Ładnie to tak się ze świętej pamięci babci nabijać ;)

Przyzwoicie napisane, napięcie jest. Trochę szkoda, że nie wiemy, co się właściwie stało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Myślałem jeszcze trochę o Twojej historii i coraz bardziej podoba mi się motyw kasety :) Kaseta przepowiadająca przyszłość, fajne to. Może jeszcze kiedyś pociągniesz ten temat? W razie czego chętnie podrzucę kilka pomysłów, wesprę w becie;)

 

A Twoje opko zgłaszam do biblioteki :)

Che mi sento di morir

Dzięki, BasementKey :) W takim razie pomyślę nad rozwinięciem tematu. Na razie chciałam uchwycić sam klimat, bo wpadłam na pomysł leżąc w łóżku i słuchając podcastu. Pomyślałam sobie “omg, ale to byłoby straszne, gdyby to co się słyszy sekundę później wydarzyło się naprawdę”. A że jestem osobą strachliwą, od tego momentu nie słucham podcastów :D

Danka

Hej!

Fajna, krótka historia z dreszczykiem i happy endem. Spodziewałem się czegoś mroczniejszego i mniej neutralnego w końcówce. Ale to zakończenie dało radę. Pomysł z kasetą oklepany, jak z Ringu, tyle że nośnik inny. Nie przeszkadzało mi to jednak w czytaniu, bo w ładny sposób zbudowałaś napięcie.

Że nie wiadomo, kto to był i czego szukał to nawet lepiej. Pozostawienie czytelnikowi możliwości spekulacji na temat tego, co się właściwie stało i dlaczego mnie zupełnie nie przeszkadza.

 

Przyjemna lektura

Pozdrawiam :)

Q

Known some call is air am

Dzięki Outta Sewer :) Ring to mój ultimate horror i bardzo mi się podoba pomysł z nawiedzonym sprzętem elektronicznym. Powinno być więcej takich horrorów!

Danka

Niezamaco ;)

 

Kiedyś byłem w kinie na naprawdę strasznym filmie. Ten film był horrorem, ale nie dlatego był straszny, że taka jest konwencja gatunku. Straszny był, bo zarówno fabuła, jak i dialogi były okropne. A był niejako kalką Ringu, w którym mordercza była gra komputerowa. Nazwa tego cuda to “Stay alive”. Nie polecam, tak tylko wspominam ;)

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Dla mnie ta kaseta dankowa nie jest kalką ringu. Myślę, że ma potencjał, żeby rozwinąć się nawet w coś poza horrorem, w takie stricte jasnowidzenie.

 

Anegdota z ringiem, kumpel ileś tam lat temu mnie zaprasza na film: Słuchaj ściągnąłem nowość, chyba coś o boksie, bo się nazywa “The ring”.

True story :D

Che mi sento di morir

Słuchaj ściągnąłem nowość, chyba coś o boksie, bo się nazywa “The ring”.

Złoto :D

Danka

“Jak pieprzony Diogenes w beczce. Może jak znajdę jej stare zapiski to sprzedam je fankom. (…)Pudło kineskopowe na szafce i tak pewnie odbiera tylko TV Trwam.”

 

I teraz mam bardzo poważne do Ciebie pytanie podstawowe: czy, Autorko, napisałaś te zdania, aż bijące w oczy wzgardliwą dezynwolturą, by dobitnie ukazać porażającą i do gruntu paskudną (jak dla mnie) mizerię moralną bohaterki Twego opka, czy też jest to może część Twojego autorskiego podejścia, że tak powiem – życiowego?

Jesli to pierwsze (a mam nadzieję że to pierwsze) – to Ci się naprawdę udało.

Jesli to drugie – też Ci się coś udało, ale zgoła inaczej…

Tak czy siak, bez rozstrzygnięcia – a priori – tego prostego dylematu, zwyczajnie nie potrafię ocenić Twego opowiadania

pozdr.

P.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Hej rrybaku a jak mogę inaczej odpowiedzieć na tak postawione pytanie? :) Jeśli pytasz, czy utożsamiam się z bohaterką i czy jest moim alter-ego? No nie, raczej nie. Czy gdyby moja babcia pisała popularne książki i przez przypadek odnalazłabym jej rękopisy, to czy bym sprzedała je prywatnym kolekcjonerom? Też raczej nie. Wolałabym otworzyć mini-muzeum mojej babci i pokazywać te rękopisy w gablotach. Pewnie też bym na tym zarobiła, a zysk dla społeczeństwa byłby większy.

Danka

Jesli uznasz to za stosowne – odpowiedz po prostu jasno i prawdziwie :) . Bez tego niepewnego – “raczej”. Przecież to Ty jesteś Autorką i Ty sama wiesz to najlepiej.

Zatem: to pierwsze, czy – to drugie?

I wyjaśniam – nie chodzi tu bynajmniej o dylemat: sprzedawanie notatek babci, czy ich odpłatne pokazywanie, ale o sprawę dalece bardziej podstawową przy jakiejkolwiek ocenie czyjejś twórczości.

O ewentualne walory pozaliterackie utworu: o stosunek Autora/rki do świata i innych ludzi, czy tzw. wartości ogólnoludzkich. O to, co chce nam Autor/rka przekazać i (może nawet) w jakim chce to uczynić kontekście itd… Jaśniej tego wytłumaczyć Ci nie potrafię.

pozdr.

P.

p.s. Ja tam dość często tworzę opka z moim alter-ego i RACZEJ nie muszę odpowiadać – “raczej” ;).

p.s.2. Jesli to pierwsze – to udało Ci się całkiem udatnie zbudować postać paskudnej moralnie dziewoi, wyrachowanej i cynicznej, pustej i mało wartościowej, nie zdającej przy tym sobie nawet sprawy z tego – jak dalece zasługuje na to (a nawet o wiele więcej) co ją w Twoim opku spotkało.

I tu (dopiero teraz) ocena opka (w tym wariancie) – kara dla owej dziewoi – zdecydowanie za niska, a zwłaszcza zerowy (w finale) poziom autorefleksji bohaterki – zdecydowanie zmniejszają (jak dla mnie) wartość tego opka.

Jesli zaś to drugie – czyli jeśli w postaci bohaterki zawarłaś, Autorko (a wydaje mi się, że jednak nie;) – cześć swojego podejścia do ludzi – już nawet nie rodziny – to na tym moje ocena tego opowiadania się kończy.

pozdr.

P.

 

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Ok, rrybak, to powiem tak: nie piszę nigdy o sobie. Nie prowadzę pamiętników, nie zastanawiam się ‘co ja bym zrobiła w danej sytuacji’. Po prosu mnie to nie kręci. Lubię sobie wymyślać innych ludzi i o nich pisać. Moje ‘raczej’ w poprzedniej wypowiedzi wynika z tego, że nie wierzę, że jesteśmy w stanie całkowicie wyjść z siebie i napisać o kimś totalnie innym niż my. Każdy nasz bohater ma trochę z autora. Pewnie jakiś mądry psycholog wskazałby powiązania między moją bohaterką a mną (obie byłyśmy w Rozbiegówce i piłyśmy Long Island tam, ale mnie to miejsce nie zachwyciło). Jednak nigdy nie robię tego celowo, bo to mnie zwyczajnie nie interesuje. Moje postacie są oddzielnymi bytami niż ja, bo wtedy mogę im robić krzywdę :D Lubię swoich bohaterów spoliczkować i zmieszać z błotem. Sobie bym przecież tego nie zrobiła. I jak teraz oceniasz moją moralność? ;)

Danka

Nie oceniam. Wiem jedynie, że gdybyś w taki sposób zaprezentowała swoje podejście do świata i ludzi czy swoje alter-ego – to właściwie nie miałbym w nim czego oceniać.

Ale jeśli – jak wyjaśniasz – to postać z premedytacją wymyślona, stworzona na potrzeby tego opka jako – nie bójmy się tego okreslenia – moralny i emocjonalny, egoistyczny pustak – to (bo nie mam powodu, by Ci nie wierzyć) uznanie – i to szczere i spore! I za lapidarne – w kilku dosłownie zdaniach – umiejscowienie owej panny na mapie ludzkiej głupoty i niegodziwości (a to jest naprawdę niełatwe, uwierz, stworzyć w tak niewielu zdaniach aż tak odstręczającą postać) – i za bardzo udatne wpisanie owej osoby w horrorek. Może nie do końca spełniony, ale jednak – przekonujacy.

Jak napisałem powyżej – zabrakło mi w tym może nieco więcej grozy w finale – dziewczyna przyjechała, walnęła lufę, okazała niczym nietłumioną pogardę dla swej własnej bliskiej rodziny i dostała za to delikatne bęcki. Ale – nic z tego dalej nie wynika. Ani nie dało jej to do myslenia, ani nie odczuła tego jakoś szczególnie boleśnie – jaka wredna przyjechała, taka wredna wróciła do siebie.

O – tu widzę (podobnie jak ktoś oceniający powyżej) – istotną słabość Twego opka.

Groza jest niepełna, a postać pierwszoplanowa – zdecydowanie w związku z tym nadmiarowa. Czytelnik oczekuje więcej… ;)

pozdr.

P.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

A było napisane NIE SŁUCHAĆ! Ale nie, wnuczka musiała nie posłuchać i posłuchać. No to miała za swoje! I dobrze jej tak! Jest tu nawet klimat horroru i przypuszczam, że dziewczyna była mocno wystraszona, choć podejrzewam też, że do wszystkiego przyczynił się czytany/ słuchany tekst, a jeszcze bardziej wyobraźnia wnuczki nasączonej alkoholem.

Wykonanie, co stwierdzam z prawdziwą przykrością, pozostawia sporo do życzenia.

 

Kręcę się w samej bie­liź­nie i brud­nym t–shir­cie… ―> Kręcę się w samej bie­liź­nie i brud­nym T-shir­cie

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Long Is­land nie sma­ku­je tak do­brze… ―> Long is­land nie sma­ku­je tak do­brze

Nazwy trunków piszemy małymi literami. http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Teraz to i tak nie ważne. ―> Teraz to i tak nieważne.

 

Chcia­ła żyć mi­ni­ma­li­stycz­nym slow–lifem. ―> Chcia­ła żyć mi­ni­ma­li­stycz­nym slow-lifem.

 

kiedy otwie­ram drzwicz­ki ko­mo­dy. ―> Komoda to mebel z szufladami, nie drzwiczkami, więc: …kiedy otwie­ram drzwicz­ki szafki. Lub: …kiedy wysuwam szuflady ko­mo­dy.

 

Myślę, że znaj­dę tam nie­do­koń­czo­ne na­lew­ki… ―> Raczej: Myślę, że znaj­dę tam niedopite na­lew­ki… Lub: Myślę, że znaj­dę tam resztki nalewek

Słowo niedokończone sugeruje, że sporządzanie nalewek zostało przerwane.

 

Od­czy­tu­ję pierw­szą z brze­gu: „Mor­der­stwo Wśród Lasu”. „Ciało na Drze­wie”. „Cień w Oknie”. „Przy­bądź i Umrzyj”. ―> Od­czy­tu­ję pierw­szą z brze­gu: „Mor­der­stwo wśród lasu”. „Ciało na drze­wie”. „Cień w oknie”. „Przy­bądź i umrzyj.

Tylko pierwsze słowo tytułu piszemy wielką literą, chyba że w tytule występuję nazwa własna. Rozumiem też, że babcia mogła oznaczyć kasety po swojemu.

 

Wy­cie­ram je o t–shirt. ―> Wy­cie­ram je o T-shirt.

 

Za­sta­na­wiam się po­mię­dzy „Krwa­wą Księż­nicz­ką” a „Pa­ją­kiem w Piw­ni­cy… ―> Za­sta­na­wiam się po­mię­dzy „Krwa­wą księż­nicz­ką” a „Pa­ją­kiem w piw­ni­cy

 

wokół gęst­niał za­pa­da­ją­cy w mroku las. ―> Czy na pewno gęstniał las, czy może miało być: …wokół gęst­niał za­pa­da­ją­cy w lesie mrok.

 

Tuż za krót­kim po­dwór­kiem… ―> Raczej: Tuż za niewielkim po­dwór­kiem

 

Biorę łyk i wra­cam do… ―> Upijam łyk i wra­cam do

Łyków nie bierze się.

 

zbie­gam na dół, po krę­tej klat­ce scho­do­wej. ―> Kręte mogą być schody, ale nie klatka schodowa.

Proponuję: …zbie­gam na dół, po krę­tych schodach.

 

Klnąc na szysz­ki, które wbi­ja­ją mi się w nagie stopy… ―> O stopach powiedziałabym raczej: Klnąc na szysz­ki, które wbi­ja­ją mi się w bose stopy

 

bie­gnę na górę. Tam po­win­no być cie­plej. Przy­bie­gam aku­rat, jak głos babci oznaj­mia, że Kasia usły­sza­ła dźwięk kro­ków na ścież­ce. Zbie­gam z po­wro­tem na dół. ―> Powtórzenia

Masło maślane – czy mogła zbiec na górę? Wystarczy: Zbie­gam z po­wro­tem.  

 

Za­po­mnia­łam za­ry­glo­wać drzwi fron­to­wych. ―> Za­po­mnia­łam za­ry­glo­wać drzwi fron­to­we.

 

cho­rej wy­obraź­ni, roz­bu­ja­łej przez opo­wieść z ka­se­ty. ―> Wyobraźnia może być wybujała, ale nie rozbujana.

Proponuję: …cho­rej wy­obraź­ni, pobudzonej opowieścią z ka­se­ty.

 

Kroki są na ko­ry­ta­rzu. ―> Nie wydaje mi się, aby kroki mogły gdzieś być.

Proponuję: Słychać kroki na ko­ry­ta­rzu.

 

Ża­łu­ję teraz tych wszyst­kich Long Is­land, które wy­pi­łam. ―> Ża­łu­ję teraz tych wszyst­kich long is­land, które wy­pi­łam.

 

Spo­co­ny t–shirt ro­lu­je mi się na ple­cach. ―> T-shirty nie pocą się, może się spocić człowiek w T-shircie.

Proponuję: Przepocony T-shirt ro­lu­je mi się na ple­cach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mało czytuję podobnych rzeczy, więc mogę nie mieć właściwego punktu odniesienia, ale wydaje mi się, że całkiem nieźle wykreowałaś napięcie. Bohaterka rzeczywiście zasługiwała na małą “nauczkę” za swój stosunek do zmarłej babci, choć wierzę, że dla niewdzięcznej wnuczki była jeszcze jakaś nadzieja. Czasem właśnie takie mocne doświadczenia otwierają oczy i skłaniają do refleksji ;).

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Hej, danka! Okropnie nieprzyjemne opowiadanie (w dobrym znaczeniu!). Czuć ten obmierzły klimat, łatwo można wejść w przedstawioną sytuację. Podobają mi się takie zdanie dodające realności typu, że otarła brudną stopę o łydkę czy że weszła w szyszki.

Napisane bardzo zgrabnie i mam nadzieję, że twoim zamiarem było znielubienie bohaterki :P Szczególnie:

“Po tylu latach nawet do lumpeksów się nie nadają. Dezodoranty w puszkach i perfumy za dwadzieścia złotych też lądują w śmieciach. Przeglądam sztućce. Nie ma co liczyć, że miała srebrną cukiernicę, którą przekazałaby następnemu pokoleniu”

 

“Czas poznać twoje grafomaństwo, babciu. Zobaczymy, czy miałaś się czego wstydzić.

 

Okropne babsko!

 

 

Jedyne co mi trochę przeszkadzało, to że bohaterka (taka cyniczna i zblazowana) tak szybko się przestraszyła i powiązała opowieść z rzeczywistością. No chyba że to była tylko poza, no ale była sama, więc raczej nie.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć Danka, 

ciekawe opowiadanie! Najbardziej podoba mi się Twoja bohaterka, która nie wzbudza sympatii, ale dzięki temu zapada w pamięć:-) Trochę rozpieszczona, zbuntowana nastolatka, bez autorytetów. Jest piątek, znajomi imprezują, a ona musi sprzątać dom babci:-) więc wali drinka za drinkiem, bo co jej pozostało:-) 

Nieźle budujesz napięcie. Chociaż motyw z taśmą nie jest nowy, ale nie czuję się rozczarowana lekturą. 

Zastanawia mnie pewna kwestia, skoro babcia miała dom, to gdzie klatka schodowa w domu? Tak z ciekawości pytam:-)

Zdecydowanie zgadzam się z BasementKey co do zakończenia. Brakowało mi mocnego akcentu, bo potencjał był.

polecam do biblioteki i pozdrawiam

 

Dzięki za wszystkie uwagi :) Tekst został poprawiony

Danka

Fajny klimat. Głos zmarłej babci w gęstniejącej ciemności…

Trochę za lekko się skończyło. Abstrahuję przy tym od moralnej wartości bohaterki, ale gdyby na wszystkie horrorowe straszydła wystarczało schowanie się pod łóżkiem, to gatunek by długo nie pociągnął.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka