- Opowiadanie: Rearnakedbite - Biały Pokój

Biały Pokój

Drodzy czytelnicy, opowiadanie to, jest wariacją na znany już i ograny temat SF, jednak mam nadzieję, że jego wariacja w moim wykonaniu mimo wszystko sprawi wam odrobinę przyjemności podczas czytania.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Biały Pokój

Biały Pokój

 

Tej nocy obudziły go ostre szpilki mrozu, wbijające się w stopy. Marek ocknął się w ogródku, w samych majtkach, zziębnięty na kość. Wrócił szybko do domu i natychmiast wskoczył pod prysznic. Dziękował sobie w duchu, że trzymali ukryty zapasowy klucz w szczelinie pod parapetem. Dzięki temu nie musiał budzić Kryśki i tłumaczyć się z kolejnego epizodu.

Rozgrzewał się pod strugami gorącej wody, patrząc jak para osiada na lustrze nad zlewem. Kondensowała się w krople, które powoli po nim spływały skapując z krawędzi i niknąc w odpływie. Miał wrażenie, że właśnie w taki sam sposób niknie jego zdrowy rozsądek przez coraz częściej przydarzające się lunatykowanie. Kończyło się coraz gorzej. Nigdy wcześniej nie budził się poza domem i cieszył się, że Kryśka nie zauważyła jego zniknięcia. Jak dotąd odnajdowała go w korytarzu, czasem sam ocknął się w salonie lub kuchni. Zastanawiające było to, że przeważnie był ubrany, jednak w tym absurdalnym przypadku, w środku zimy, wylazł podczas snu na zewnątrz, bez okrycia.

Wrócił do sypialni, delikatnie wsunął się pod kołdrę, przytulił żonę i zasnął.

***

– Kochanie wstawaj, zrobiłam już kawę!

Marek otworzył oczy. Nie spał już od jakiegoś czasu, ale leniuchował, mając nadzieję, że usłyszy podobne słowa. W myślach budował sobie scenariusze, w których dochodzi do bogactwa i nie musi już chodzić do pracy. Ech, gdyby tylko potrafił je zrealizować.

Zapach smażonego boczku przyjemnie zaatakował jego nozdrza, gdy schodził na dół. W radiu grała „Szklanka wody” Bajmu. Przystanął na chwilę zaskoczony. Miał wrażenie deja vu.

– Jak ci się spało? – spytał niewinnie. Kryśka stała przy kuchence i wyglądała olśniewająco, oświetlona wpadającymi przez okno promieniami słońca. Przytulił ją, odgarnął włosy i pocałował w szyję. Pachniała delikatnie perfumami. Lubił je, choć w tym momencie dochodząca z patelni do jego nosa zapachowa konkurencja była dość silna.

– Dobrze, dziękuję, ale to ja powinnam spytać o to samo. – Uniosła lekko brwi w oczekiwaniu.

– Całkiem znośnie. – Marek wyjął z szafki kubki oraz talerze i postawił obok kuchenki. Nalał im obojgu kawy, gdy Kryśka rozbijała jajka.

– Wiesz, że wiem? – wypaliła, kiedy zaczął pałaszować jajecznicę. Sama zadowoliła się grzanką z dżemem.

– Wiesz, co? – Spuścił wzrok i udał, że nie rozumie, choć zdawał sobie sprawę z tego co nieuchronne.

– Widziałam ślady stóp na śniegu, prowadzące spod okna do parapetu i wejścia. Nie powiesz mi chyba, że ktoś obcy łaził w nocy boso po podwórku i stanął tam, gdzie chowamy klucz? – Kryśka oparła łokieć na dłoni trzymając w ręku kubek.

Marek przeżuwał porcję jajek dużo dłużej niż należy. Zaczynała tracić smak.

– Przepraszam. Nie chciałem cię niepokoić. – Zerknął na nią smutno. – Pyszna dziś ta jajecznica. Nikt nie robi jej tak jak ty.

– To nie twoja wina, ale musisz coś z tym zrobić. Co będzie jak wyjdziesz na ulicę? Nawet nie chcę o tym myśleć. – Nie dawała za wygraną.

– Ech, wiem, wiem. Tylko, że nie chcę wyjść na wariata.

Odłożył widelec i siorbnął łyk kawy. Wiedział, że miała rację, ale oddalał od siebie tę decyzję najdłużej jak mógł.

– Nie wyjdziesz. Wyszedłbyś, gdybyś trwał uparcie w zaprzeczeniu. Kochanie, ja się zaczynam o ciebie bać. Proszę cię, skontaktuj się z jakimś specjalistą. Czy mam to za ciebie zrobić? – Odstawiła kawę, z poważną miną oparła ręce na stole i pochyliła się w jego kierunku.

– Nie musisz. Załatwię to jeszcze dziś. Chyba już najwyższy czas – odparł zrezygnowany. Dziubał resztę jajecznicy widelcem.

– Mam nadzieję. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Wkrótce wypoczniemy. Wczoraj zarezerwowałam lot na zimowy urlop.

– Jakoś mnie to nie cieszy, po wczorajszej katastrofie Boeinga.

– Była jakaś? To straszne. Musiałam przegapić to w wiadomościach, ale wiesz co mówią statystyki. Marne szanse, by szybko nastąpiła kolejna. Lecę, bo się spóźnię. Miłego dnia kochanie.

Ucałowała go na pożegnanie i po chwili został sam z myślami i brudnym talerzem. Posprzątał po śniadaniu i wyruszył do pracy.

W biurze nic specjalnego się nie działo. Marek sprawdził pocztę. Serwer był dziś wyjątkowo wolny. Potem poczytał trochę wiadomości – konflikt między Turcją, a Rosją o wpływy w Syrii wciąż się zaostrzał, a pokojowe negocjacje spełzły na niczym. W wyobraźni widział, jak wpada z bronią na naradę ich przedstawicieli i siłą zmusza tych durni do zawarcia pokoju.

Przewijał informacje bez emocji. Zdziwił się, że nie znalazł nic na temat wczorajszej katastrofy. Z reguły takie tematy wałkowano kilka dni z rzędu.

Swoje zadania w biurze wykonał na ponad godzinę naprzód, a do popołudniowej przerwy miał jeszcze około trzydziestu minut. Westchnął i postanowił poszukać specjalisty od zaburzeń snu. Po minucie w sieci miał kilka numerów telefonów.

– Klinika dr.Sawickiej, przy telefonie Hanna, w czym mogę pomóc? – Po kilku szczęknięciach na linii, rozległ się miękki i życzliwy głos w słuchawce.

– Dzień dobry. Chciałbym się umówić na konsultację. Mam… Mam przypadek lunatykowania i potrzebuję porady. – Wykrztusił z wahaniem w głosie, rozglądając się po biurze, by sprawdzić, czy napewno nikt go nie słyszy.

– Czy interesuje pana jakiś konkretny termin?

– Dziś popołudniu pewnie nie wchodzi w grę? Jeśli dałoby się coś znaleźć w tym tygodniu, byłbym zobowiązany.

– Chwileczkę, już patrzę w plan. Ma pan szczęście. Pani Sawicka jest wolna dziś między siedemnastą, a osiemnastą jeśli to panu odpowiada. Jeśli nie, to następny termin jest w piątek od jedenastej do dwunastej i później od czternastej, aż do osiemnastej.

– No proszę, w takim razie chętnie przyjdę dziś po południu. – Marek postanowił nie czekać. Skoro już zadzwonił to należało pchnąć sprawę naprzód jak najprędzej. Wspomnienie zmarzniętych nóg upewniło go, że im szybciej, tym lepiej.

– Poproszę jeszcze pana nazwisko i zapisuję na siedemnastą. Czy wie pan jak do nas dojechać?

– Wierzba, tak. Mam wasz adres na monitorze przed sobą, dziękuję.

– Jest pan zapisany. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić? Ma pan jakieś specjalne wymagania lub potrzeby?

– Męczy mnie w sumie jeden sen i miałem nadzieję, że doktor będzie mogła mi pomóc albo do kogoś z nim pokierować? – Marek pocierał palcami brodę wodząc wzrokiem po biurku.

– Bez obaw, pani Sawicka panu pomoże.

– W takim razie to wszystko. Dziękuję bardzo.

Odłożył słuchawkę na widełki. Cóż, zobaczymy co mi na to powie, pomyślał.

Po pracy pojechał wprost do kliniki. Uprzedził wcześniej Krystynę, że się spóźni, ale ucieszyła ją informacją dokąd jedzie. W radio grali kawałek Wilków, który właśnie przerwano, by nadać wiadomość z ostatniej chwili. Nastąpiła katastrofa Boeinga 747 w Rosji. Służby ratownicze gasiły uszkodzony samolot. Przyczyn awarii jeszcze nie znano. Marek zwolnił ze zdziwienia. No i mamy swoje statystyki, pomyślał.

Dr. Sawicka przyjmowała w budynku przy ulicy Poziomkowej 4. Uśmiech leżącej w łóżku blondwłosej pacjentki na szyldzie reklamowym, zapraszał do przeszklonego wejścia. Marek minął stojące w recepcji wysokie, doniczkowe kwiaty, potwierdził przybycie i skierował się do gabinetu. Wykładzina wyścielająca podłogę imitowała sztuczną trawę i trzeszczała cicho przy stawianych krokach.

– Proszę. – Rozległo się zza drzwi, gdy zapukał.

– Dzień dobry, Marek Wierzba.

Wszedł do środka przytulnego pomieszczenia. W powietrzu czuć było zapach kwiatowego odświeżacza.

– Maria Sawicka, zapraszam. – Wysoka kobieta, na oko po pięćdziesiątce, poprawiła na nosie okulary, wstała zza biurka by go powitać i gestem ręki skierowała na kremową, skórzaną kanapę. Wzięła podkładkę z notatnikiem i usiadła na pasującym do kompletu fotelu. – Co pana do mnie sprowadza? – Poprawiła długą, czarną spódnicę.

– Od jakiegoś czasu mam przypadki lunatykowania. Zaczęło się od spaceru na korytarz. Ocknąłem się przy ścianie i nie pamiętam jak tam szedłem. – Marek usiadł i bezwiednie splatał dłonie, by po chwili je rozłączać.

– Rozumiem – zapisała coś w notatniku – jak często pojawiają się pana przypadki?

– W sumie dość nieregularnie, ale wczorajszej nocy wyszedłem na podwórko. Obudził mnie mróz w stopach. Nie miałem ubrania.

– Tak, to stanowczo wymaga pewnych kroków. Dobrze, że się pan do mnie zgłosił. Czy pije pan alkohol? Ma stresującą pracę?

– Pijam okazyjnie, raczej rzadko. Praca jest spokojna, biurowa. Składam raporty z dostępnych danych i wyrabiam się bez problemów. – Oparł ręce na udach zdając sobie sprawę, że się denerwuje.

– A jak się panu układa w małżeństwie? Zapewniam, że to standardowe pytania, mające na celu odnalezienie potencjalnego źródła pana przypadłości. – Doktor wyjaśniła widząc obrączkę. Zauważyła jak wyciera dłonie w spodnie.

– Krysia jest wspaniała. Nie mogę narzekać. Pani doktor, trapi mnie jeszcze jedno, ale chciałbym żeby żona o tym nie wiedziała. Dość już się o mnie martwi.

– Oczywiście, proszę mówić. – Poprawiła okulary.

– Mam wciąż powtarzający się sen. Zawsze wtedy, gdy lunatykuję. Jestem w białym pokoju bez okien. Są w nim za to zamknięte drzwi, widzę ich zarys, a ja siedzę na środku w fotelu i nie mogę się ruszyć. Jest bardzo realistyczny i mam wrażenie, że nie śpię. Poza tym, zawsze zanim mi się przyśni, tuż przez zaśnięciem czuję takie dziwne drżenie mięśni. Wie pani, jak się czasem człowiek położy na boku i przyciśnie rękę, aż straci czucie, a potem wraca krążenie. Mam takie igiełki. Czasem boję się zasnąć. Poza tym budzę się często w nocy, jak pani już wie, nie zawsze w łóżku.

– Hmm. To może być paraliż senny, choć ten zjawia się najczęściej przed przebudzeniem. Czy zdrowo się pan odżywia? Je pan warzywa i owoce? W grę może wchodzić brak witamin i mikroelementów.

– O tak, Krysia dobrze gotuje i zawsze wciska we mnie jakąś zieleninę.

– Dla pewności wypiszę panu skierowanie na badanie krwi, żeby sprawdzić poziom cukru itp. W ten sposób pokryjemy wszystkie możliwości.

– Tak. Oczywiście.

– Czy próbował pan korzystać z aplikacji monitorujących sen?

– Nie. Wydaje mi się to jakimś naciąganiem. – Marek skrzywił się lekko.

– Ależ skądże znowu. Myślę, że w tym przypadku mogą okazać się bardzo pomocne. Sugeruję też skorzystanie z tego. Okres próbny jest darmowy i nie ma obowiązku korzystania dłużej niż trwa, jeśli panu nie pomoże. – Doktor podeszła do biurka i wyjęła z szuflady niewielkie, płaskie pudełko z gumowaną bransoletką na obrazku.

– I co to mi da?

– To urządzenie wspierane aplikacją zapisuje pana ruchy podczas snu. Monitoruje jego fazy i wyszczególnia kiedy wpada pan w sen płytki, a kiedy w głęboki. Wystarczy założyć ją na noc i z wynikami może się pan zgłosić do mnie. W środku jest ulotka i instrukcja oraz kod do pobrania aplikacji.

– Czy oprócz tego, mógłbym dostać coś na sen? Nie chciałbym się tak często budzić. – Sięgnął po pudełko i położył je na kolanach.

– Proponuję najpierw sesje z bransoletką, a jeśli będą ciągłe kłopoty i nie damy sobie z tym szybko rady, zawsze znajdzie się czas na tabletki.

– Skoro tak pani uważa.

– Mogę polecić czytanie książki przed snem. Proszę też ograniczyć wieczorne korzystanie z telefonu. Światło z ekranu wpływa negatywnie na jakość snu.

Proszę też zaopatrzyć się w jakiś zeszyt lub notes i zapisywać sny, jak tylko się pan obudzi. Myślę, że jak na początek to wystarczy. – Doktor Sawicka odłożyła notatnik i splotła dłonie. Uśmiechała się lekko.

– Kiedy mam się zgłosić ponownie?

– Moja sekretarka umówi pana na spotkanie. Oczywiście jeśli zdarzyłby się jakiś wyjątkowo nieprzyjemny lub ciężki przypadek, proszę mnie niezwłocznie powiadomić.

– Dobrze. Dziękuję pani. – Marek się ukłonił i wyszedł z gabinetu.

Kolejną wizytę miał umówioną na piątek i jechał do domu zadowolony z siebie. Sam fakt, że podjął kroki ku rozwiązaniu problemu wprowadził go w dobry nastrój. Ten nieco się zmienił, gdy usłyszał w wiadomościach, że nikt nie przeżył lotniczej katastrofy.

– I jak ci poszło? – Kryśka powitała go uśmiechem.

– Jeszcze nie wiem. Doktor wypytała mnie o trochę szczegółów i kazała zapisywać sny. Dostałem też jakąś bransoletkę, która ma monitorować mój sen. – Marek odwiesił kurtkę na wieszak i wręczył jej pudełko.

– No widzisz? To już jakiś początek. Chodź na kolację, zrobiłam coś specjalnego. Zamknij oczy. – Chwyciła go za rękę i pociągnęła do kuchni. – Nie podglądaj.

Z uśmiechem dał się poprowadzić i usadzić na krześle. Intensywny miks zapachów w powietrzu nie dawał się zidentyfikować.

– Już.

Otworzył oczy i zobaczył ładnie przystrojony stół z kilkoma potrawami. Parujące risotto stało w misce tuż obok sałatki wyglądającej na grecką. Talerzyk z oliwkami skrywał się za dzbankiem z domowym kompotem. Kryśka dopełniła całości czerwonymi serwetkami, stojącymi z dala od zapalonych podgrzewaczy.

– Oszalałaś. Co to za okazja? – Marek przełknął ślinę i spojrzał na żonę z zachwytem.

– Pomyślałam, że przyda ci się odrobina motywacji i nagroda za podjęcie tematu. – Puściła do niego oko i odwróciła się do piekarnika. Po chwili dostawiła na stół półmisek z gorącymi grzankami. Usiadła za stołem i życzyła mu smacznego.

– Jesteś niesamowita – wymamrotał z pełnymi ustami.

– Tylko tyle? – prychnęła z przekornym uśmiechem, udając urażoną.

Po kolacji leniuchowali na kanapie. Kryśka oglądała film, a Marek czytał ulotkę dołączoną do spoczywającej już na nadgarstku niebieskiej bransoletki.

– I co, nie martwi cię ta druga katastrofa? – zagadnął od niechcenia.

– Wiesz co, coś ci się chyba pomyliło, jak o niej usłyszałam, poszperałam w sieci. Ten Boeing w Rosji to jedyna katastrofa lotnicza od kilku lat. Nic nie ma na temat tej, o której mówiłeś. – Kryśka poprawiła koc i podciągnęła go pod szyję.

– Niemożliwe, ale w sumie ja też nic o niej nie znalazłem. Dziwne. Ale dwie, tak na raz, jedna po drugiej? – Odłożył ulotkę po zeskanowaniu kodu i po chwili aplikacja instalowała się w telefonie.

– Kochanie, nie było żadnej wcześniejszej katastrofy. Może czytałeś jakieś stare wiadomości.

– Na pewno nie. Jestem pewny, że coś się wczoraj stało. Myślałem o tym od rana. – Zmarszczył brwi w skupieniu, wysilając pamięć. Nie mógł sobie przypomnieć skąd miał tę informację.

– Chyba się nie boisz co? – połaskotała go mrucząc.

– Nie, no bez przesady, ale to bardzo dziwne.

Dźwięk aplikacji przerwał mu rozmyślania i Marek zagłębił się w ustawieniach. Później, gdy oboje zaczynali wpadać w drzemkę, przenieśli się do sypialni.

***

W środku nocy Marek wiercił się niespokojnie. Zaczynał czuć to cholerne mrowienie.

Znów był w białym pokoju. Mógłby przysiąc, że nie śni, choć obraz był nieco rozmazany. Spojrzał na lewą rękę i zobaczył bransoletkę. Ku swemu zdziwieniu mógł się ruszyć. Wstał z fotela i zbliżył się do ściany. Przeszedł wzdłuż niej, aż do drzwi. Odznaczały się rysą w idealnej powierzchni i nie miały klamki. Obawiał się, że to jego podświadomość sugeruje mu miejsce, w którym skończy. Spojrzał do góry. Światło zdawało się sączyć wprost z sufitu, bez jednego, wyraźnego źródła. Pchnął drzwi, ale się nie poddały. Wbił w rysę paznokcie i pociągnął, ale nic to nie dało. Rozejrzał się lustrując kilka metrów kwadratowych otaczającej go bieli. Pokój był pusty i zawierał tylko prosty fotel. Zrezygnowany usiadł na nim i skrył głowę w dłoniach. Nagle usłyszał buczenie dochodzące ze ściany przeciwległej do drzwi. Podszedł i przyłożył do niej ucho. Trzy ciche, basowe burknięcia przerywały regularnie ciszę. Dźwięki się powtarzały, ale nic mu nie przypominały. Zastukał, ale nie było odpowiedzi. Nagle przez jego umysł przeleciała seria obrazów. Przeskoczyły jeden za drugim tak szybko, że nie był pewny co widział. W pamięci utkwił mu jedynie biały krawat w żółte paski, ozdabiający kogoś, kogo nie mógł wyraźnie zobaczyć. Wrócił na krzesło, założył nogę na nogę i starał się przypomnieć sobie coś jeszcze.

Obudził się na kanapie w domu. To już jakiś postęp, w porównaniu do wczoraj, pomyślał gładząc bransoletkę. Wrócił do łóżka i zapisał wspomnienie w leżącym na szafce nocnej zeszycie, po czym wsunął go do szuflady pod skarpetki. Reszta nocy minęła mu bez marzeń.

***

– Wstawaj leniuchu, dziś twoja kolej. – Kryśka szturchnęła go pod kołdrą. Była szósta rano i oboje mieli czas do alarmu o siódmej, ale żadne nie kwapiło się do szybkiego wstawania.

– Naprawdę? To nie będę miał tak dobrze codziennie? – Marek ziewnął mocno i przeciągnął się z westchnieniem.

– Za dobrze by ci było. Mam ochotę na kanapkę z białym serem i pomidorami. I duuużo czarnego pieprzu. – Obróciła się zawijając na sobie kołdrę tak, że ją z niego ściągnęła.

– Eeej, no weź. – Posiłował się z nią chwilę, ale w końcu założył szlafrok i zszedł do kuchni. Włączył telewizor na kanał informacyjny, przyciszył nieco z powodu głośnych reklam i zabrał się za przygotowanie śniadania. Kryśka nie dała na siebie długo czekać i po chwili poczuł jej ręce oplatające go w pasie.

– Kawa, czy herbata? – Spytał, gdy usadowiła się w fotelu obserwując go przy pracy.

– Owocową poproszę. Wiesz, jesteś strasznie sexy, gdy gotujesz.

– Nie nazwałbym robienia kanapek gotowaniem, ale skoro tak mówisz. – Obrócił się w jej stronę z uśmiechem, trzymając w ręku buchający obłokami pary elektryczny czajnik. Zaczął lać powoli wodę do kubka. W wiadomościach reporter mówił o zatrzymaniu Jamesa Harrisa – dyplomaty z USA, w związku z katastrofą samolotu. Określano to jako największy od lat incydent polityczny. Odruchowo zerknął na ekran i znieruchomiał.

– Marek! – Kryśka krzyknęła na niego widząc jak przepełnia kubek. Woda płynęła już po blacie i zbliżała się do magazynu mody leżacego na środku stołu. Relacja z wcześniejszego wystąpienia Harrisa pokazywała amerykanina w średnim wieku, w granatowym garniturze i białym krawacie w żółte paski.

– Och, przepraszam. – Spojrzał na nią błędnym wzrokiem. Odstawił czajnik, odsunął czasopismo i sięgnął po ścierkę.

– Co się stało? Wyglądasz na wyspanego. Wszystko w porządku? Śniło ci się coś tej nocy? – Jej badawcze spojrzenie świdrowało go na wylot.

– Tak, nie, wszystko w porządku. Trochę się zagapiłem. – Marek odwrócił od niej wzrok. Starał się nie okazać rosnącego zaniepokojenia.

– Właśnie widzę. – Kryśka przełączyła kanał na przyrodniczy, a on sięgnął do lodówki po szynkę dla siebie. Czy taki zbieg okoliczności był możliwy? Nie. Najpierw ten samolot, teraz to. Wariuję, pomyślał. Albo śnię.

Grzebał na półce między dżemem, a resztą produktów, aż uspokoił myśli. W końcu zebrał się w sobie i dokończył robienie kanapek. Pił kawę, gdy Kryśka poszła się przygotowywać do wyjścia. Miał dziś wizytę w celu oddania krwi do badania, poza tym czekał go kolejny nudny dzień w biurze.

Tego wieczoru na kolację zamówili pizzę. Kryśka komentowała coś na temat tego, jak się postarała dzień wcześniej, a on wykpił się gotowizną, ale tylko się z nim droczyła. Marek dawał radę ukryć przed nią swój niepokój. Nie miał ochoty na żaden sen tej nocy. Niestety ten przyszedł, czy tego chciał, czy nie. Tym razem zapisał w zeszycie wypadek samochodowy i pałac kultury oraz ciężarówkę z piwem. Miał przeczucie, że wiadomości znów go zaskoczą i rano specjalnie nie włączał telewizora ani radia. Kryśka zrobiła to za niego. Słuchał muzyki jedząc śniadanie i z obawą czekał na serwis informacyjny. Ulżyło mu, gdy nie podano nic z tego co widział w nocy.

W pracy niepokój i ciekawość wzięły jednak górę i Marek wpisał w wyszukiwarce wypadki ciężarówek, rozlane piwo oraz pałac kultury, w kilku różnych zapytaniach. Odprężył się nieco, gdy nic nie znalazł. Popołudniu, tuż przed wyjściem, zgarnął walające się papiery i schował do szuflady biurka. Wyłączył komputer i sięgnął po przewieszoną przez krzesło marynarkę.

– Nie jedź dziś do domu zwykłą trasą. Omijaj pałac kultury. – Andrzej pracujący z nim na piętrze rzucił ze swojego biurka. Też już zbierał się do domu.

– Dlaczego? – Marek zapytał sucho, czując jak przyspiesza mu tętno. Zmarszczył czoło i spojrzał w jego kierunku.

– Jest olbrzymi korek. Podobno ciężarówka z piwem wjechała w kolumnę rządową. Borowcy zablokowali spory odcinek, ale ja tam wiem swoje. Czy w tym kraju politycy nie mogą znaleźć dobrych kierowców? Co za beton.

Marek poczuł jak zimny pot zbiera mu się na skórze.

***

– Proszę pani, niech mi pani powie, że nie wariuję, Bo tego co powiedziałem, co jest w tym zeszycie, nie mogę wyjaśnić inaczej niż szaleństwem. – Marek trzymał głowę w dłoniach i opierał ręce na kolanach.

– Przyznam, że to dość niepokojące zbiegi okoliczności. Jest pan pewien, że nie spisał pan tego po zajściach? Umysł czasem płata nam figle. Niekiedy dość zaskakujące. – Doktor Sawicka odłożyła zeszyt na stolik obok plastikowej butelki z wodą i wzięła do ręki wyniki badań krwi.

– Myśli pani, że o tym nie pomyślałem? Tu nie ma pomyłki. Co noc widzę coś niepokojącego, co potem się dzieje. Ja nie chcę. To bez sensu. Ja nawet w to nie wierzę. – Marek zdjął bransoletkę z ręki i obracał ją w palcach.

– Spokojnie. Jest na to na pewno jakieś wyjaśnienie. Widzę, że ma pan podniesiony poziom kortyzolu i neutrofili. Myślę, że należałoby wykonać dodatkowe badania. Skieruję pana do odpowiedniego specjalisty.

– A co mówi ta aplikacja? – Podał kobiecie telefon i bransoletkę. Nie chciał sam jej otwierać. Wolał opinię fachowca.

– Hmm. Tak. Wygląda na to, że jest pan niespokojny, fazy snu wskazują… Ale chwileczkę, miał pan jej nie zdejmować. Co noc widzę braki w danych. Czy był ku temu jakiś powód? – Doktor poprawiła okulary i zmrużyła nieznacznie oczy. Zaczynała podejrzewać pacjenta o manipulację.

– Nie zdejmowałem jej. Co więcej, widziałem ją na ręku nawet we śnie. – Marek poprawił się na kanapie, wbijając głębiej w oparcie.

Chwila ciszy zaległa w gabinecie. Doktor wyraźnie się nad czymś zastanawiała. Zanotowała coś i oddała mu telefon.

– Mogę panu zaproponować spędzenie nocy wraz z małżonką u mnie w domu. Mam tam prywatny gabinet. Mogłabym monitorować pana zachowanie.

– I w czym to pomoże?

– Upewnimy się, że nieświadomie nie zsuwa pan bransoletki. Mam kamerę, możemy nagrać pana zachowanie, jeśli przytrafi się panu epizod. – Doktor napiła się wody.

– Muszę spytać żonę. Ale zgadzam się.

***

Tego samego wieczoru udali się do domu doktor Sawickiej. Mieszkała w ładnej, średniej wielkości willi z garażem. Punktualnie o dwudziestej zaparkowali na odśnieżonym podjeździe. Kryśka wyciągnęła z tylnego siedzenia sporą torbę i wkrótce stali przed drzwiami.

– Dobry wieczór. Proszę wchodzić, ziąb dziś niesamowity. Pani Krystyna? Maria Sawicka. – Kobieta otworzyła drzwi i przedstawiła się robiąc im miejsce w przejściu. Marek nie zdążył zadzwonić. Musiała ich widzieć przez okno, jak podjeżdżali. Oboje obstukali resztki śniegu z podeszw, zanim weszli do szerokiego korytarza o przyjemnym, piaskowym kolorze ścian.

– Dziękuję pani bardzo za takie poświęcenie. Proszę trzymać w poziomie. To w ramach podziękowania. – Kryśka wręczyła jej wyjęty z torby pakunek.

– Och, nie trzeba było. Leczenie to dla mnie nie tylko zawód, ale też pasja. – Otworzyła opakowanie i spojrzała z uśmiechem na szarlotkę w blasze. – Doskonale się nada, mąż ma dziś małą celebrację. Uczcimy jego sukces kawałkiem tego ciasta. Wygląda pysznie.

– I jest. Krysia świetnie gotuje. Co takiego robi pani mąż? – Marek wziął od żony płaszcz i powiesił obok swojej kurtki na wolnostojącym drewnianym wieszaku.

– Za chwilę do nas dołączy. Włodek chodź, państwo już przyszli – zawołała – jest fizykiem na uniwesytecie. Odkryli dziś jakąś nową cząstkę. Na pewno nie omieszka wam opowiedzieć. Wprost nie mógł przestać o tym gadać całe popołudnie. Ale bez obaw, jak zacznie przynudzać, zwrócę mu uwagę. Proszę sie rozgościć. – Wskazała im drogę, a sama skręciła do kuchni.

Przeszli do salonu i rozsiedli się wygodnie. Marek patrzył na obraz galopujących koni zajmujący sporą część ściany naprzeciwko ich kanapy. W kominku po lewej wesoło podrygiwał ogień, a Kryśka podziwiała wysokiej jakości drewniane meble z witrynami pełne pamiątek na szklanych półkach. Stały w dwóch rogach pokoju podświetlane ledowymi lampkami.

– Miło mi państwa poznać, Włodzimierz Sawicki. – Mężczyzna o przyprószonych siwizną czarnych włosach wszedł po pokoju i zbliżył się do nich z wyciągniętą dłonią. Jego brązowy sweter pasował do kolorów pomieszczenia. Kryśka zastanawiała się, czy to zamierzony efekt.

– My również, dziękujemy, że zgodził się pan na naszą wizytę. Pana żona wspomniała o jakimś odkryciu. Gratulujemy. – Marek grzecznościowo okazał uznanie.

– Tak. Jestem niesamowicie podekscytowany. Otóż potwierdziliśmy dziś doświadczalnie istnienie tachionów. Dzięki detektorowi mojej konstrukcji, ale oszczędzę wam szczegółów, bo zaśniecie przed kolacją. Maria też już dość się chyba dziś nasłuchała.

– Jestem pewna, że to bardzo ważne. – Kryśka się uśmiechnęła. Nie miała pojęcia o czym on mówi.

– Tak, ale cóż, ważniejsze jest to, by państwu pomóc. Staram się jak mogę wspierać Marię w jej pracy. Na tyle domu jest dodatkowy pokój, pozwoliłem sobie zanieść tam waszą torbę. Później przyniesiemy kamerę, ale oczywiście dopiero jak się państwo przebiorą i położą. Zresztą żona wam wszystko opowie. Wspominała coś o pana… niecodziennych snach, jeśli wolno mi zapytać?

– Ech, tak. Ale to chyba przypadek. W końcu jako człowiek nauki raczej nie wierzy pan we wróżby, ani przewidywanie przyszłości? – Marek westchnął głośno. Cały dzień próbował sam siebie przekonać, że to jeden wielki zbieg okoliczności i prawie mu się udało.

– Myślę, że fizyka kwantowa nie do końca zgadza się z tym w co chciałbym wierzyć. – Mężczyzna uśmiechnął się zagadkowo.

– O, już zaczął? Tylko dać mu chwilę. – Maria Sawicka weszła mu w słowo pojawiając się w salonie z małym stolikiem na kółkach. Wiozła na nim imbryk z herbatą i filiżanki oraz talerz z pokrojonym ciastem. – Za pół godziny kolacja będzie gotowa.

– Ależ skąd. To interesujące. To co to dokładnie są tachiony? – Marek sięgnął po talerzyk i nałożył sobie porcję.

– To cząstki podróżujące szybciej niż światło – odparł z dumą Sawicki.

– Myślałam, że nic nie może się poruszać szybciej? Było o tym na Discovery. Śliczne te filiżanki. – Kryśka nalała sobie herbaty i zerknęła na Marię. – To rozumiem, skąd ta celebracja.

– Tak. Ale w sumie, co w nich jeszcze ciekawsze, przekraczając prędkość światła zaczynają, de facto, poruszać się wstecz w czasie. Prawa fizyki tego nie wykluczają, a ja od jakiegoś czasu pracowałem nad sposobem ich znalezienia. Ku mojemu zaskoczeniu kilka dni temu detektor je wykrył, a dziś moi koledzy zweryfikowali eksperyment i go potwierdzili. – Rozmowę przerwał dźwięk w jego telefonie. Sawicki przeprosił, by zerknąć na ekran. – O, właśnie wykrył kolejny. Dostaję powiadomienia mailem z komputera sterującego. Mam prototyp na górze, który…

– Zaraz zaczniemy ziewać. Dostałam je od znajomej na urodziny. Przywiozła je z podróży po Turcji. – Maria zwróciła się do Krystyny. – Proszę. – Podała mężowi talerzyk mając nadzieję, że zajmie się jedzeniem i przestanie nudzić.

Marek słuchał. Przestał jeść, tylko zmusił się do przełknięcia, ale zaczynał sie znów niepokoić. Popił herbatą, rozmyślając nad słowami fizyka. Później gawędzili o nieistotnych sprawach, od pogody po kolor dywanu, aż doktor nie podała kolacji. Telefon przerywał im posiłek raz po raz, aż w końcu Sawicki musiał go wyciszyć.

Po posiłku jego telefon się uspokoił i korzystając z okazji, gdy kobiety rozmawiały o sztuce, zaprosił Marka na chwilę na poddasze do swojego mini laboratorium. Zaskoczony, nie mógł otworzyć drzwi. Zasuwka była zacięta. Sięgnął po stojącą nieopodal skrzynkę z narzędziami. Wyjął z niej scyzoryk oraz śrubokręt.

– Może mi pan tu przytrzymać, przy tej blaszce? – Podał scyzoryk Markowi, a sam przyłożył śrubokręt do wykrzywionego wkręta.

– Tak, jasne.

Po chwili odblokowali zasuwkę i weszli do środka.

– To jest moje cacko. – Fizyk wskazał stojące w pomieszczeniu urządzenie, wyglądające jak skrzyżowanie zbyt dużej, rozbebeszonej mikrofalówki i zestawu audio starego typu. Plątanina kabli spiętych plastikowymi spinkami ciągnęła się w stronę pudła przypominającego gitarowy wzmacniacz.

– I to wykrywa te tachiony? – Marek podrapał się w głowę. Nieświadomie schował scyzoryk do kieszeni. Chyba spodziewał się czegoś innego, choć niewiele wiedział o fizyce. Nagle zaczął się denerwować. Wprost czuł jak rośnie mu irytacja. Nie podobało mu się to pomieszczenie, ani fakt że do niego wszedł. – To imponujące, ale chcę już iść się położyć, jeśli to panu nie przeszkadza.

– Och, oczywiście – fizyk odpowiedział z rozczarowaniem.

Gdy tylko wyszli, Marek poczuł się lepiej. Zrozumial, że denerwowało go miarowe buczenie urządzenia, tylko nie wiedział dlaczego.

Zeszli na dół, gdzie doktor wyjaśniła mu działanie monitoringu w ich pokoju. Kamera miała nagrywać tylko obraz, bez dźwięku. Marek miał na ręku bransoletkę, którą teraz sparowali z aplikacją w jej telefonie. Czekały ją godziny czuwania, więc poszła napić się kawy, a Marek udał się do pokoju. Kryśka już na niego czekała w łóżku.

– Bardzo mili ludzie. Widzisz jakim jesteś szczęściarzem? – Przytuliła go i pogłaskała po brzuchu, gdy wsuwał się pod kołdrę. – A to co? – Spytała widząc odłożony na szafkę scyzoryk.

– Zapomniałem go oddać, pomagałem nim Sawickiemu, jak zacięła się zasuwka na górze. To prawda. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem, że są tak mili, ale mam nadzieję, że w końcu doktor będzie mogła mi powiedzieć, jak pozbyć się tego cholernego lunatykowania.

– Na pewno coś wymyśli. A ten jej mąż, też całkiem konkretny gość. Myślisz, że dostanie Nobla?

– Bo ja wiem? Ta jego aparatura na górze, z jakiegoś powodu mnie przeraża.

– Ćśś. Spokojnie kochanie. Dobrze, że nie ma tu okna. Przynajmniej nie pójdziesz na spacer. Śpij. – Ucałowała go i oparła głowę o tors.

Marek włączył kamerę. Starał się nie myśleć o niczym, ale wspomnienie buczenia nie chciało odejść. Wziął do ręki scyzoryk i obracał go w dłoniach. Przyszło mu do głowy, że gdzieś tam Sawicka przestraszy się, że coś sobie zrobi, ale w sumie po to tam była, by go monitorować.

Sawicki pojawił się w salonie z talerzykiem ciasta. Postawił go obok laptopa żony i usiadł koło niej.

– Pyszne jest. Myślisz, że mogłabyś czasem takie upiec? – Objął ją ramieniem jak nastolatek dziewczynę w kinie. Spojrzał na śpiących Marka i Krystynę.

– Jak przestaniesz nudzić o tych cząstkach, to może coś z tego będzie. Nie wiem co mam o nim myśleć. Nosi od prawie tygodnia bransoletkę monitorującą sen, ale aplikacja pokazała brak zapisu co noc. Zupełnie jakby ją wyłączał, ale widzę, że tego nie zrobił. To tak, jakby po prostu sama z siebie przestawała na jakiś czas działać. Dlatego zaproponowałam im tę wizytę. Muszę go sprawdzić. Poza tym nie wiem po co kręci z tymi snami. Przecież nie przewiduje przyszłości do cholery.

– Dobrze, już dobrze, ale wiesz, załóżmy przez chwilę, że coś w tym jest. Jego żona w tajemnicy mi powiedziała, że mu wierzy. Czytała ukradkiem rano co napisał i on naprawdę śnił o tym wypadku rządowej kolumny.

– I co, przekonała cię ciastem, żebyś mnie wkręcał? No weź się opanuj. – zdjęła okulary i pomasowała nos.

– Poważnie mówię. A co jeśli tachiony przenoszą informację? Ciekawe, że akurat teraz je wykryliśmy, jak on zaczyna mieć, hmm… przebłyski z przyszłości? – Sawicki zagapił się gdzieś w sufit pogrążając w rozmyślaniach. Rozważał implikacje swojego założenia.

– Wykryliście je teraz, bo dopiero co zbudowałeś ten swój detektor. Profesorze ty mój roztrzepany. – Potargała mu włosy z pobłażliwym spojrzeniem i ziewnęła, zakrywając usta dłonią.

– No właśnie nie. Jest włączony od miesiąca, tylko nic nie mówiłem, bo nic nie znalazł, to czym się miałem chwalić? – Jego telefon zawibrował. Po chwili jeszcze raz. Emaile nadchodziły jeden po drugim. Sawicki znów wyłączył powiadomienia i spojrzał na ekran laptopa. Czarny prostokąt zastąpił widok pokoju. Doktor zamknęła okienko, by po chwili włączyć transmisję ponownie. Obraz powrócił, ale Marka Wierzby nie było w łóżku.

– Poszedł do toalety. Akurat jak zniknął obraz. Wokół niego coś dużo tych przypadków zbiegów okoliczności, chyba sama przyznasz? – Sawicki stwierdził sięgając po ciasto.

– Tak? To zaraz zobaczymy, czy obraz zniknie, jak wejdzie z powrotem. – Doktor była niewzruszona. Upiła łyk kawy. – Daj kęsa. – Odwróciła się do niego i nadstawiła otwartą buzię nad talerz.

Mijały minuty, a Marek nie wracał do pokoju. W końcu postanowili sprawdzić, czy nie zasnął na sedesie. Sawicki zapukał cicho do drzwi, ale Marek nie odpowiadał. Postali chwilę, aż doktor zapukała energiczniej, a w końcu weszła do środka. Łazienka była pusta.

– Przecież nas nie minął w salonie? Gdzie on polazł? – Obejrzała się zdziwiona na męża.

– Nie mam pojęcia, ale idę zobaczyć na górę. 

***

Markowi zdawało się, że ledwie zamknął oczy, a już pojawiło się mrowienie mięśni. Gdy je otworzył, siedział w fotelu w białym pokoju, lecz tym razem miał w ręku scyzoryk. Rozłożył go, podszedł do drzwi i wcisnął ostrze w szczelinę. Weszło jak w miękką gumę. Pociągnął w dół, aż do podłogi, następnie wrócił do początku i ciął w górę, wzdłuż rysy wokół całych drzwi. W końcu zaczął napierać ostrzem tak, by je lekko podważyć i odciągnąć do siebie. Drgnęły. Przytrzymał je palcami, powoli ciągnąc do siebie. W końcu udało mu się je otworzyć i ujrzał niewielki pokoik z biurkiem oraz kulistym, świecącym urządzeniem stojącym na środku. Powierzchnia z wirującym światłem przyciągała go do siebie. Bezwiednie położył na niej dłonie.

***

– Na górze go nie ma. Z domu też nie wyszedł, bo alarm by się włączył. – Sawicki szepnął do żony.

– To gdzie on do cholery jest? Tu go nie ma. – Doktor zamknęła cicho drzwi od pokoju, do którego zajrzała. Kryśka spała spokojnie nieświadoma zniknięcia Marka.

– No nie wiem. W szafie w pokoju by się nie zmieścił. Pod łóżko też nie można wejść. Budzimy ją? – Sawicki patrzył na żonę, zastanawiając się co robić.

Nagle dobiegł ich cichy hałas z kuchni. Zastali w niej Marka stojącego z załamaną miną. Miał szeroko otwarte oczy i wodził nimi wokoło. Na podłodze leżał scyzoryk.

– Jakim cudem pan się tu dostał? – Sawicki podniósł swoją własność. Zdziwiony, nie mógł go złożyć, więc wrzucił do szuflady ze sztućcami.

– Ja nie wiem – wymamrotał Marek – dajcie mi zeszyt zanim coś zapomnę.

***

– Przecież to jakiś absurd. Jakim cudem mogłaby się zdarzyć tak nieprawdopodobna awaria w Płocku? I skąd pan wie, że mam tam dzisiaj jechać? – Doktor spytała z wściekłością. Nie życzyła sobie, by ktoś grzebał w jej prywatnym życiu.

– Ja nie wiem. Widziałem tylko masę dymu i jakichś oparów, panią, dzieci i tę blondynkę z szyldu nad pani gabinetem. Nie wiem, dlaczego akurat Płock mignął w jednym z tych obrazów. Nie wiedziałem, że się tam pani wybiera. – Marek opowiedział im sen, spisał wizję, a teraz siedział skołowany na kanapie. Prosił, by nie budzić żony.

Doktor zamilkła. Poza jej mężem nikt nie wiedział, że twarz ich praktykującej na nauczycielkę w Płocku córki, trafiła na reklamę gabinetu. Sawicki stał z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.

– Nigdzie dziś nie jedziesz. Zaraz do Olki zadzwonię. – Wyciągnął telefon. Najpierw skasował powiadomienia. Skrzynka mailowa była zapchana setkami nieprzeczytanych wiadomości. Wydzwaniał tak długo, aż córka odebrała.

– Halo, co się stało – zaspanym głosem wyszeptała dziewczyna, obudzona w środku nocy.

– Słuchaj, coś nam wypadło i mama dziś nie przyjedzie, ale za to ty musisz natychmiast przyjechać do nas. – Prawie krzyczał do telefonu Sawicki. Przełączył na głośno mówiący. Jego żona zaciskała usta w nerwowym grymasie. Nie patrzyła na Marka, siedzącego w salonie w szlafroku jej męża.

– Dobrze, już, ale to nie mogło poczekać do rana? Przyjadę wieczorem. Przez was będę dziś zamulona, a mam wizytę z dzieciakami i obchód po fabryce. – Żachnęła się niezadowolona.

Sawickiemu zrobiło się duszno, a doktor spojrzała na niego ze zdumieniem.

– Absolutnie nie idź dziś do fabryki. Odwołaj wszystko i przypadkiem niech nikt tych dzieciaków tam nie zabiera za ciebie. Rozumiesz mnie? I nie, nie czekaj do wieczora, tylko zbieraj się natychmiast.

– Tato, ja nie mogę tak po prostu wszystkiego odwołać. Co się dzieje? Po co to wszystko, mam się bać?

– Weź coś wymyśl. Powiedz, że masz odrę i myślisz, że dzieciaki są zarażone. To je zatrzyma w domu. – Sawicki zaczął chodzić tam i z powrotem po pokoju nie odrywając wzroku od telefonu.

– Weź mnie nie strasz, no ja to jeszcze pół biedy, ale co ty chcesz od dzieciaków? One mają tę wycieczkę zaplanowaną od kilku miesięcy. Przecież jak wytnę taki numer, to mnie w pracy zlinczują.

– Posłuchaj mnie, czy ja ci kiedyś robiłem problemy? Córeczko, zaufaj mi, proszę cię i natychmiast zrób co mówię. Wszystko wyjaśnię ci w domu.

– Zrób o co cię ojciec prosi. To bardzo ważne – dodała zlęknionym głosem Sawicka.

– Mamo, ty też nie śpisz? Co tam się dzieje? Przerażacie mnie.

– Przyjeżdżaj natychmiast. – Oboje powtórzyli razem.

– Dobrze, już dobrze. Zaraz się zbieram. Ale jak mnie wywalą to wracam do was na garnuszek. – Dziewczyna się rozłączyła, a Sawicki usiadł obok Marka.

– Czy jeden z was może mi wyjasnić co tu się wyrabia? – Doktor podeszła do barku i wyjęła z niego butelkę wódki. Patrzyli jak nalała sobie setkę. Bez wahania wypiła ją jednym haustem. Odwróciła się do mężczyzn z zapytaniem w oczach. Marek kiwnął głową potwierdzająco.

– Ja nie chcę. Muszę pomyśleć. Kiedy to się panu zaczęło przytrafiać? – Sawicki patrzył w skupieniu na podłogę.

– W cholerę jasną z tymi uprzejmościami, przejdźmy na ty. – Wtrąciła doktor siadając obok nich. Podała Markowi szklankę.

– Marek, dziękuję. – Wychylił zawartość równie szybko jak ona. Siedzący obok fizyk uścisnął mu dłoń. – Lunatykowanie i sny jakieś kilka tygodni temu, ale na początku widziałem tylko pokój i nie mogłem się w nim ruszyć. W tym tygodniu zacząłem widzieć obrazy, a w końcu dałem radę wstać z tego przeklętego fotela.

– Rozumiem. Wygląda na to, że twoje epizody mają coś wspólnego z tachionami. Od dwóch tygodni podnoszę czułość mojego urządzenia, a skoro one się poruszają wstecz w czasie, to by wyjaśniało, dlaczego pojawiają się przed wizją. Tym bardziej, że zanim poszedłeś spać, detektor wykrywał je praktycznie non stop. Tylko nie rozumiem dlaczego widzisz biały pokój i po co twój mózg zwizualizował scyzoryk. – Sawicki pocierał brodę. – I jakim cudem wylazłeś z pokoju do kuchni tak, że cię nie widzieliśmy?

– Ta wizualizacja może być po prostu potrzebą rozwiązania problemu. Marek czuł się zamknięty jak w pokoju, bo nie mógł przestać lunatykować. Drzwi symbolizują drogę ucieczki, więc potrzebował czegoś, by je otworzyć. Skontaktował się ze mną i do nas przyszedł, co jest równe z podjęciem kroków w tym celu, a scyzoryk to już tylko wizualizacja rozwiązania. Tylko do czego to wszystko prowadzi? – Maria gdybała, pozwalając sobie pod wpływem alkoholu na odrobinę fantazji.

– Do kolejnych wizji? Być może to kuliste urządzenie, to ich źródło? – Sawicki przechylił głowę na bok.

– No co wy, chcecie mi powiedzieć, że otworzyłem się na więcej i teraz będę medium? – Ja to szczerze pieprzę. To znaczy, wybaczcie, jeśli okaże się, że nastąpiła awaria w fabryce, a dzięki mojej wizji wasza córka nie zostanie jej ofiarą, to świetnie, ale… No i jak ja mam z tym żyć? Mam się dać zamknąć w prawdziwym białym pokoju bez klamek, żebym nie mógł nigdzie wyłazić? To ten twoj detektor to na mnie zsyła. Tak, to jego buczenie doprowadziło mnie dziś do szału. Dlatego chciałem wyjść z twojego laboratorium. Weź to wyłącz w cholerę. – Marek odstawił szklankę i patrzył oskarżycielskim wzrokiem na Sawickiego.

– Obawiam się, że to nic nie da. Mogę je wyłączyć, ale raz, że on nie produkuje tachionów, tylko je wykrywa. Dwa, podzieliłem się odkryciem z kolegami i na uniwerku jest już drugi detektor. Mówiłem wam, że niezależny zespół sprawdził oraz potwierdził moje odkrycie. Ponadto napisałem o tym artykuł, więc środowisko fizyków zacznie się tym zajmować, czy tego chcemy, czy nie. – Sawicki nie czuł się winny, bo nie był przekonany, że to jego urządzenie powoduje wizje. Musiał tu działać jeszcze jakiś nieznany im czynnik.

– Trzy, wcale nie wiemy, czy wizje będą się powtarzać, czy to tylko przypadek, a teraz po otwarciu, drzwi znikną – dodała doktor – jeszcze po kolejce? – Wstała i ruszyła do barku zakasując rękawy.

– No to pięknie. Oby się, cholera jasna, skończyły, albo sam pojadę na ten uniwerek i rozpieprzę to ustrojstwo. Polewaj. – Marek zwiesił głowę zrezygnowany.

Rano Sawiccy żegnali gości. Ich córka Aleksandra spała na kanapie, po nocnej podróży. Marek trochę narzekał, że się nie wyspał w nowym miejscu więc poprosił Kryśkę, żeby prowadziła. Nie wypił w nocy tak dużo żeby mieć kaca, ale wolał nie ryzykować.

– Marek, koniecznie jutro do mnie zadzwoń, jeśli znów coś ci się przyśni – doktor Sawicka rzuciła za nimi, gdy wsiadali do auta.

– Na pewno tak zrobię. – Trzasnął lekko drzwiami.

Sawiccy weszli z powrotem do domu. Włodek ruszył do kuchni, a doktor poszła po telefon.

– Obawiam się, że to jeszcze nie koniec. – Fizyk patrzył na zgięte ostrze scyzoryka.

– Boję się, że masz rację. Aplikacja pokazuje, że prawie pół godziny nie było zapisu z bransoletki. – Maria Sawicka przyłożyła dłoń do czoła, sprawdzając czy nie dostaje gorączki.

***

– Kiedy zdążyliście przejść na ty? – Kryśka włączyła radio. Zapowiedź wieczornych, ciężkich opadów śniegu rozbrzmiała trochę za głośno. Ściszyła tuż przed następującą za nią piosenką nieznanej im wokalistki.

– W nocy. – Marek nie był skory do rozmowy i gapił się przez okno na mijane śnieżne zaspy, zalegające na poboczu drogi. Po chwili jednak uznał, że jest jej winien wyjaśnienie, więc wszystko jej opowiedział.

– Nic dziwnego, że jesteś taki przybity. To się w głowie nie mieści. – Kryśka wysłuchała jego opowieści. – Powinniśmy chyba do nich zadzwonić. W tej fabryce będzie pewnie pełno pracowników, skoro czekają na wycieczkę. Pomimo tego, że jest sobota.

– I co im powiemy, że miałem wizję? Potem wybuchnie pożar, a mnie oskarżą o podpalenie.

Zbliżali się do domu. Oboje bardzo chcieli zalec na kanapie pod kocem, włączyć jakiś film i zapomnieć o wszystkim.

– Kurczę, nie pomyślałam o tym. – Skręciła pod dom by zaparkować. – Dobra, chodź, razem coś wymyślimy.

Marek poszedł pod prysznic i długo spod niego nie wychodził. Nie miał ochoty na przewidywanie przyszłości ani wizje. Zaczynał się bać zasypiania. Strumienie gorącej wody go uspokajały. W końcu wyszedł, a po chwili wślizgnął się do żony pod koc. Kryśka zdążyła zaparzyć kawę i otworzyła paczkę czekoladowych ciastek. W telewizji leciał jakiś film, ale oboje się na nim nie skupiali. Marek czytał w telefonie o tachionach i ich właściwościach.

– Wiesz, że nie mogę tego teraz oglądać? – Zagadała do niego gryząc ciastko. Zajrzała mu w telefon.

– Ja też nie. Cholera jasna, przełącz już.

Kryśka włączyła kanał informacyjny. Wiadomość z ostatniej chwili pokazywała akcję specjalizowanych służb w fabryce w Płocku, po anonimowym telefonie o awarii. Nie doszło do wycieku kwasów, ale podczas wstępnej inspekcji wykryto ulatniający się  gaz, mogący prowadzić do eksplozji. Policja zapowiadała dochodzenie w sprawie telefonu.

– To ty zrobiłaś? – Marek obejrzał się na Kryśkę z surowym wzrokiem.

– No przecież nie mogłam tego tak zostawić. Bez obaw, dzwoniłam przez prywatną internetową usługę, a nie z komórki.

Telefon Marka zadzwonił. Ekran wyświetlał doktor Sawicką.

– Widziałeś wiadomości? – Spytała krótko, gdy odebrał.

– Tak. Właśnie je oglądamy.

– Nie wiem jak ci dziękować. Marek, czy ty rozumiesz co to znaczy? Możliwe, że ocaliłeś dziś życie Olce, dzieciakom oraz mnóstwie innych ludzi. Masz wielki dar. Musimy to dokładnie zbadać. Włodek już pracuje nad jakąś teorią fali stojącej, która mogłaby przypuszczalnie…

– Hola, hola. Jaką znów teorią? Ja się chcę tego pozbyć. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. – Marek usiadł i oparł głowę na ręku z ciężkim westchnieniem. Kryśka położyła mu dłoń na ramieniu.

– No, ale może uda nam się odkryć co jest tego przyczyną. Może ktoś inny mógłby wtedy robić to samo, a ty miałbyś święty spokój? – Wtrącił Sawicki najwyrażniej stojący obok żony.

– Hmm. To ma sens. – Marek podrapał się w głowę. – To jaki mamy plan?

– Na początek zobaczmy, czy znów ci się coś przyśni. Jeśli tak będzie, spróbujemy was znów przenocować u nas, a Włodek powinien mieć już jakiś zarys eksperymentu, żeby zbadać zjawisko.

– Niech tak będzie. Zadzwonię jutro. – Marek się rozłączył i opadł na kanapę. Zjawisko. Tak to nazwali. Dobrze chociaż, że nikt nie zginął.

Wieczór zbliżał się nieubłaganie. Oboje z Kryśką wysprzątali mieszkanie. Marek pościerał nawet kurze, choć bardzo tego nie lubił. Robił wszystko byle tylko się czymś zająć. Wieczorne, intymne igraszki z żoną były wyjątkowo intensywne i długie. Oboje spoceni, leżeli teraz ciężko dysząc. Niestety chciał tego, czy nie, pora była już spać. Kryśka poszła pod prysznic. Gdy spod niego wróciła, Marka nie było w sypialni.

***

Znów nie mógł się ruszyć, siedząc na fotelu w białym pokoju. Naprzeciw niego stała postać świecąca oślepiającym światłem. Nie dał rady na nią spojrzeć.

– Czy ty wiesz co najlepszego zrobiłeś? Jakim cudem dostałeś się do pokoju wiedzy? – dobiegło do jego uszu.

– Kim ty jesteś i co ja tu robię? – Marek zmrużył oczy chcąc zobaczyć z kim rozmawia, niestety światło biło wprost z postaci.

– Teraz muszę znów wszystko poskładać w jedną linię. Pętla się kurczy za każdym skokiem, a ty mi ich właśnie dołożyłeś, durniu. Przez ciebie nigdy nie wrócę do siebie!

– Jakim skokiem, o czym ty mówisz?

– W sumie, chyba mogę ci opowiedzieć. I tak skok czyści ci pamięć, a ja mam powoli dość samotnego znoszenia tego wszystkiego. Jesteś w pokoju na końcu czasu, wyznaczającym pętlę.

Buczenie zza ściany było nieco głośniejsze niż poprzednim razem.

– Jaką znów pętlę? Cholerne, tachiony – wyrwało się Markowi. Coś zaczynało mu świtać w głowie, jak nie do końca sprecyzowany pomysł.

– Poczekaj chwilę. – Postać weszła za drzwi i wróciła po kilku minutach. – No jasne. Teraz rozumiem. Tylko dlaczego wcześniej tam tego nie było? – Postać mówiła bardziej do siebie, pytającym głosem. – Dobra, zacznę od początku. Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć?

– Co ja tu robię i kim jesteś? – Marek powtórzył starając się ignorować drażniący dźwięk.

– Jestem skoczkiem w czasie. Naprawiam, a może właściwie sklejam linię czasu z kawałków w jedną całość tak, by doprowadzić ją do porządanego wyniku. Doprowadzam do pewnych zdarzeń, a potem sprawdzam aktualizację w pokoju wiedzy, by sprawdzić czy naprowadzam ją na właściwy tor. Ty jesteś tylko kontrbalastem dla mnie. Zasada zachowania energii. Jak skaczę, ty przenosisz się tu.

– Dlaczego ja? – Marek trawił informacje. – I po co to wszystko?

– Dlaczego ty? Doskonałe pytanie Marku. Doskonałe. Nie wiem. Po to, żeby przerwać pętlę, a świat mógł trwać dalej. Otóż w przyszłości naukowcy odkryli, że czas się zatrzyma i według ich badań następuje koniec świata. Wszystko przestaje istnieć wraz z samym czasem. Zbudowali więc dwa białe pokoje i je ze sobą splątali. Jeden na początku czasu i jeden tuż przed jego końcem. Tak stworzyli pętlę, która się powtarza, a ja staram się ją modyfikować tak, by doprowadzić do powstania rozwiązania problemu. Nadążasz?

– Nie wiem, chyba. – Odpowiedział. Siedział bez ruchu i myślał nad tym co usłyszał.

– Przez twoją ingerencję córka Sawickiego przeżyła, a on nie zajął się budową wehikułu czasu, zamiast tego bada tachiony i nigdy poza nie nie wyjdzie. To jedna z wersji wydarzeń. Wszystko się znów oddala. Potrzebuję tej wersji, która go naprowadzi. Tej, w której rozpacz po stracie córki pcha go do pracy. Gdybyś tylko wiedział co narobiłeś. Nikomu nie życzę takiego brzemienia.

– Cholera, uratowałem przecież życie wielu ludziom.

– Tak i przy okazji… Nie, nie chcesz tego wiedzieć. Uwierz mi, spieprzyłeś konkretnie.

– Czy możesz mnie odesłać do momentu zanim im powiedziałem? – Marek zaczynał kombinować. Formuował w głowie plan.

– W sumie to chyba możliwe, ale nie będziesz pamiętał nic o tym czego się tu dowiedziałeś.

– Jakoś jednak miałem wizje i przekazałem Sawickiemu, więc możliwe, że coś zapamiętam. – Marek zaczynał podejrzewać, jakim cudem pamiętał to co widział.

– Hmm, to mogłoby mi oszczędzić wiele skoków. Dalej nie wiem tylko jak wlazłeś do pokoju wiedzy.

– Ja też nie wiem. Nie chciałem nic widzieć, ani się tu pojawić. Skoro skaczesz w czasie i masz dostęp do tego pokoju wiedzy, dlaczego ty nie wiesz?

– To nie takie proste. Nie da się zmagazynować wiedzy o każdym zajściu na świecie. Ilość informacji byłaby zbyt duża. Są tam tylko urywki, pewne kluczowe zdarzenia oraz sytuacje. Dlatego muszę skakać tyle razy i sklejać wszystko w całość. Praktycznie zapomniałem już do czego sam chcę wrócić, jak uda mi się zakończyć misję.

– A skąd wiesz, jak ma wyglądać ta ostateczna linia czasu? – Marka zaswędział nos, więc marszczył go, nie mogąc się podrapać.

– To pytanie do naukowców, którzy ją zapisali i zbudowali pokoje.

– I co cię powstrzymuje?

– Ty nie rozumiesz. Oni skonstruowali pętlę z zewnątrz i przestali istnieć. Zdołali jedynie zapisać informacje, sformułować plan co robić dalej. Obecna linia czasu jest poszarpana, sklejona z kawałków. Nie mogę sobie skoczyć dokąd zechcę. Nie mam się z kim skonsultować. Wiem tylko, że Włodzimierz Sawicki musi zbudować wehikuł.

***

Marek obudził się w kuchni w domu Sawickich. Z rąk wypadł mu scyzoryk. Miał deja vu.

– Jakim cudem pan się tu dostał? – Sawicki wszedł do kuchni i podniósł swoją własność. Zdziwiony, nie mógł go złożyć, więc wrzucił do szuflady ze sztućcami.

– Ja nie wiem – wymamrotał – ale wydaje mi się, że chciałem zobaczyć jeszcze raz pańskie laboratorium.

– Włodek, daj panu jakiś szlafrok. – Doktor zauważyła jak się trzęsie.

Po chwili wchodzili na poddasze. Marek powoli ruszył w stronę detektora. Czuł w głowie narastające ciśnienie, ale zmusił się do wysiłku i ją do niego zbliżył. Miarowe buczenie zaczynało rozsadzać mu czaszkę, choć wcale nie było głośne. Po chwili zachwiał się i opadł na kolana. Zebrało mu się na mdłości i ledwie zdołał przykryć usta ręką, gdy targnęła nim konwulsja.

– Co się panu stało? Maria, pomóż mi go stąd zabrać. – Sawicki chwycił go pod ramię, gdy razem z żoną odciągali go od urządzenia. Przy drzwiach Marek zdołał dźwignąć się na nogi i wyszli z pomieszczenia.

– Nie wiem dlaczego, ale coś mnie do niego ciągnęło, a jednocześnie źle się przy nim poczułem. – Marek napił się zimnej wody podanej przez fizyka. Oddychał powoli i głęboko. To co zobaczył go przeraziło, ale pamiętał rozmowę ze skoczkiem i wiedział, że to już przesądzone.

– Czy coś się panu śniło? – Sawicka usiadła obok niego z długopisem i notatnikiem w ręku.

– Nic. Kompletnie nic. – Ukrył twarz w dłoniach, by nie zdołali z niej odczytać, że kłamie. – Chyba mam dość tej nocy. Za chwilę obudzę Kryśkę i pojedziemy do siebie. Przepraszam. Czuję się bardzo nieswojo. Chyba lepiej będzie, jak wrócimy do domu.

– Skoro tak pan czuje, nie mogę pana do niczego zmusić. – Sawicka spojrzała ze smutkiem na męża.

Kryśka nawet nie protestowała, gdy usłyszała jak źle się poczuł. Chwilę jej zajęło zanim na dobre się obudziła, ale w końcu wsiedli do auta i odjechali.

– Obawiam się, że to jeszcze nie koniec. – Sawicki powiedział do żony, gdy weszli z powrotem do domu. Myślał o zgiętym ostrzu scyzoryka w szufladzie.

***

Rano Kryśka obudziła się z lekkim niepokojem. Oczywiście Marka nie było w łóżku. Przez chwilę zastanawiała się, czy robi śniadanie, czy wywlokło go gdzieś na zewnątrz. Zerwała się z łóżka na tę myśl i pobiegła na dół. Przeszukała mieszkanie, ale nigdzie go nie znalazła. Wybiegła na dwór by odkryć, że nie ma samochodu. Natychmiast wróciła do domu i poszła do sypialni po telefon. Marek nie odbierał. Po chwili przyszedł SMS.

„Pojechałem po zakupy, trochę mi zejdzie. Odezwę się później kochanie”

Usiadła uspokojona na łóżku wydychając ciężko powietrze przez nos. Potem zeszła do salonu, usiadła na kanapie, wciągnęła na siebie koc i włączyła telewizor. Parę godzin później Marek wrócił do domu.

– Coś ty takiego kupował tyle czasu i dlaczego nie oddzwoniłeś? – Kryśka malowała paznokcie.

– W sumie to tylko żarcie, ale mam też dla ciebie coś drobnego. – Wyjął z torby mały pakunek i jej wręczył.

– Co to jest? – Promienny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Niezgrabnie zerwała papier i dobierała się do pudełka, mając na uwadze schnący na paznokciach lakier.

– Zaraz zobaczysz. – Marek zabrał się za rozpakowywanie zakupów. Wyciągał puszki i wstawiał je do szafki. Świeże owoce wrzucił do koszyka na stole.

– Wariat! – skomentowała widząc srebrne kolczyki. Podeszła do niego i uściskała serdecznie, obsypując pocałunkami. – Czyżby wzięło cię na dodatek na gotowanie? – Podeszła do komody, by wyjąć z szuflady lusterko.

– Mam coś na myśli, ale najpierw się zdrzemnę. Ciężko mi się spało. – Marek cieszył się, że zauważyła jego zniknięcie dopiero nad ranem. Ciężko by było jej wcisnąć, że lunatykował i jeździł po nocy samochodem, a innego wyjaśnienia nie miał czasu zmyślić. Wciąż nie mógł uwierzyć, że dał radę zrobić to co zaplanował. Tak wiele jeszcze mogło się nie udać.

– Dobrze skarbie. Mówiłam ci, że cię kocham? – Jeden kolczyk już znalazł się w uchu. Właśnie mocowała się z zapięciem drugiego.

– Nic o tym nie wiem – rzucił przekornie i poszedł do sypialni.

Kryśka uśmiechała się do siebie w lusterku, podziwiając kolczyki. Nie zwróciła uwagi na wiadomości, w których reporter powtarzał o tragicznym zdarzeniu jakie stało się tego ranka w Płockiej fabryce chemii gospodarczej. Nastąpił wyciek z jednego ze zbiorników z kwasem. Niestety w wyniku przypadku jednego na milion, młoda nauczycielka mająca oprowadzić później tego dnia szkolną wycieczkę, wjechała omyłkowo na teren zastrzeżony i zaparkowała obok zbiornika bezpieczeństwa. Część żrącego płynu się wylała, a z samochodu zostało tylko kilka zdeformowanych kupek dymiącej substancji. Kobieta nie miała szans przeżyć. Rozpuściła się wraz z autem.

Marek zabrał się za gotowanie wczesnym popołudniem.

– Śniło ci się coś, mogę w czymś pomóc? – Kryśka wróciła od koleżanki i zastała go w kuchni. Zdjętą torebkę odłożyła na szafkę.

– Nie. Chyba sama wizyta u Sawickich mi pomogła. Jak chcesz pomóc, to możesz potem wrzucić naczynia do zmywarki. – Marek kroił czerwoną paprykę i wrzucał do garnka.

– No widzisz, a nie mówiłam?

– Mówiłaś kochanie. Mogłem posłuchać cię wcześniej.

Niecałą godzinę później jedli leczo. Słodko–kwaśny zapach unosił się w kuchni pomimo włączonego pochłaniacza.

– Pyszne, ale bardzo ostre – Kryśka dmuchała na łyżkę z porcją.

– Wiesz jak to na mnie działa? – Marek wymownie uniósł dwa razy brwi z szelmowskim uśmiechem.

– Zobaczymy – Odwzajemniła uśmiech i napiła się wody. – Co oglądamy wieczorem?

– Mam chęć na jakąś komedię. Może nawet być romantyczna.

Leczo znikało z jego talerza w błyskawicznym tempie. Dołożył sobie więcej.

– Co ci się stało? Nie poznaję cię. Chyba zadzwonię do tej doktor z podziękowaniami. – Kryśka otarła usta chusteczką i patrzyła jak Marek łapczywie pochłania jedzenie. – Spokojnie, mamy czas.

Czas. Cholernik nie schodził mu z myśli cały dzień. Specjalnie zabrał się za gotowanie i kupił kolczyki, żeby nie wracać z Kryśką do tematu snów, wizji, czy wizyty u Sawickich.

– Po prostu byłem strasznie głodny. Dalej jestem. – Znów wzruszył wymownie brwiami.

Kryśka pokręciła z uśmiechem głową. Zebrała talerze ze stołu, gdy skończył jeść. Marek w tym czasie zajął się wybieraniem filmu.

Kilka kolejnych tygodni minęło im prawie idyllicznie. Marek przestał lunatykować, ale za to zdarzało mu się spóźniać z pracy. Czasem nie odbierał wtedy telefonów. Kryśka zaczynała podejrzewać, że coś ukrywa, ale nie przejawiał typowych, znanych kobietom objawów zdrady. Życie toczyło się mniej więcej swoim torem, dla wszystkich oprócz Sawickich. Opłakiwali stratę córki. Doktor tymczasowo zawiesiła działalność gabinetu i zaczynała nadużywać alkoholu, a jej mąż rzucił się w wir pracy, by nie rozpaczać wraz z nią.

– Nie wiem, dlaczego mnie nie wspierasz. Jestem tu w domu sama całymi dniami, a ty wiecznie siedzisz albo na uniwerku, albo w tym swoim laboratorium. Twoja praca nam jej nie zwróci! – Wykrzyczała mu w twarz, gdy zszedł coś zjeść.

– To otwórz z powrotem gabinet. Użalanie się nic nie da. Myślisz, że ja nie cierpię? – Rzucił nerwowo z kuchni. Był tak blisko, ale nie chciał jej robić nadziei, dopóki się nie uda, inaczej by go wyśmiała.

– Jak możesz tak po prostu pracować? Oddalasz się ode mnie. – Maria Sawicka odstawiła kielich z winem i zalała się łzami. Mąż podszedł do niej i mocno przytulił.

– Przepraszam. Masz rację. Za dużo pracuję, ale to bardzo ważne. Muszę to skończyć. Dziś jeszcze trochę popracuję, ale wezmę w przyszłym tygodniu urlop i się tobą zajmę. Zrobimy coś dla siebie. Co ty na to? – Głaskał ją po głowie, gdy chlipała mu w ramionach.

– Obiecujesz?

– Tak kochanie. – Pocałował ją w czoło i nie wypuszczał z objęć. Był na siebie zły, że tak ją zaniedbał, ale też wiedział, że ma ku temu ważny powód. Najważniejszy w życiu.

Jeszcze tej nocy dokonał udanego testu. Wehikuł czasu działał. Na podstawce u szczytu budowanego urządzenia, zaraz po jego włączeniu pojawił się scyzoryk. Dwie minuty później Sawicki położył go na podstawkę i wysłał dwie minuty wstecz. Założył sobie, że skoro tachiony mogą przenosić informację, a Marek Wierzba źle się czuł w pobliżu detektora, istniała szansa na wykorzystania pola tachionowego do przeniesienia materii. Reszta była już problemem inżynieryjnym, który rozwiązał na uniwersytecie. Uspokojony poszedł spać, planując po urlopie budowę większego urządzenia oraz testy na materii organicznej.

Tej nocy Marek znów poczuł mrowienie. Po chwili siedział w fotelu i mrużył oczy.

– Sprytnie. Bardzo sprytnie. Ryzykowne. Gdybym wiedział co kombinujesz, nigdy bym do tego nie dopuścił. Pozostaje jeszcze sprawa ostatnia. Jak wzruszyć czas, by płynął dalej. – Skoczek pierwszy się odezwał.

– Mam na to pomysł, ale musisz mi zaufać. Puść mnie na moment z fotela. – Marek próbował się poruszyć.

– Po co? – Świecąca postać skrzyżowała ręce na piersiach.

– Muszę coś zrobić. Przecież się mnie nie boisz?

Poczuł jak znika niewidoczna siła przytrzymująca go w fotelu. Podszedł do ściany. Przysunął głowę w stronę buczenia i czekał. Kilka obrazów mignęło mu w głowie. Potwierdziły mu to co już wiedział.

Obudził się w łazience. Była szósta rano, ale na szczęście Kryśka jeszcze spała. Ubrał się i wyszedł do samochodu. Pojechał wprost do małego hotelu w Słupnie.

– Już czas. Udało się. – Wysłał SMSa, po czym kolejnym powiadomił żonę, że jest na zakupach. Miał w planie kupić jej łańcuszek pasujący do kolczyków.

Gdy podjechali pod dom Sawickich, Marek zastanawiał się czy ją zapowiedzieć, czy pozwolić jej po prostu pojawić się w drzwiach.

– Zróbmy to razem, w końcu jesteś im winny wyjaśnienia. – Aleksandra cieszyła się na powrót do domu. Wysiedli z samochodu i Marek zadzwonił. Dla policji mieli już przygotowaną historyjkę o chwilowym zaniku pamięci z powodu szoku.

– Olka? O Boże! – Maria Sawicka rzuciła jej się w objęcia. – Ty żyjesz, jak? – Rozpłakała się ze szczęścia przytulając ją i raz po raz odsuwając, by spojrzeć jej w twarz, sprawdzić, czy to na pewno ona.

– To ja mamo. Przepraszam, ale nie było innego wyjścia. Zaraz ci wszystko opowiemy. – Olka nie mogła się wyrwać z jej uścisku.

– Włodek! Włodek! – Sawicka krzyknęła wciąż stojąc w drzwiach. – Ty, ty masz z tym coś wspólnego? – Zwróciła się do Marka.

– Ech, długa historia. Chodźmy. Pani mąż musi się czegoś dowiedzieć.

Weszli do środka, gdy fizyk schodził z laboratorium. Gdy zobaczył córkę, z wrażenia usiadł na schodach i skrył na moment twarz w dłoniach. Olka podbiegła do niego, by go przytulić.

Parę minut później Marek wyjaśniał mu, że tylko dlatego, że tak ją kochał, rozpacz po stracie córki pchała go wystarczająco mocno do pracy i doprowadziła do budowy wehikułu. Gdy się o tym dowiedział, odnalazł ją i namówił na mistyfikację. Z początku wzięła go za wariata, ale wiedział o niej i rodzicach bardzo wiele, a gdy jej auto zniknęło rozpuszczone w kwasie, uwierzyła mu całkowicie i ukryła się w hotelu w oczekiwaniu na wiadomość.

Fizyk siedział na kanapie słuchając ich opowieści. Co chwila kręcił głową ze zdumienia.

– Wiesz, to jeszcze nie koniec. Pozostała sprawa tego zatrzymania czasu. – Marek powiedział do Sawickiego, gdy poszli na moment do kuchni. – Mówiłeś coś kiedyś o fali stojącej, choć tego nie pamiętasz, bo to się dla ciebie nie wydarzyło. Rozwiń teorię, jak ją pchnąć do przodu.

– Hmm. No nie wiem. To tylko takie mgliste przypuszczenia. – Sawicki podrapał się w brodę.

Marek wyszeptał mu coś do ucha. Fizyk spojrzał na niego, zerwał się i wbiegł po schodach na górę, mijając zaskoczoną żonę.

– Coś ty mu powiedział? – Sawicka patrzyła groźnie na Marka.

– Spytałem tylko, czy mocno panią kocha. Czas już na mnie. Miłego popołudnia. – Marek się pożegnał i wyszedł.

Koniec

Komentarze

Cześć, Rearnakedbite!

Podobało mi się :) 

Ciekawy pomysł i całkiem niezłe wykonanie, tylko zagubiło się kilka przecinków, ale o tym za chwilę. Najlepszy jest początek: próby wyjaśnienia snów i motyw z przenoszonymi do snu przedmiotami. Wyszło naprawdę intrygująco. Świetnie opisujesz też relację małżonków i jedzenie. Miałam wrażenie, jakbym naprawdę tam była i jadła (chociaż, możliwe, że to dlatego, że wczoraj na obiad miałam leczo ;))

Za to zakończenie średnio przypadło mi do gustu. Przez cały tekst budowałeś nastrój tajemnicy i byłam naprawdę ciekawa, jakie rozwiązanie wymyśliłeś, a motyw przenoszenia w czasie średnio mnie satysfakcjonował, ale to tylko moja subiektywna opinia. W ogóle to ładnie zapowiadałeś to zakończenie, eksperymenty z cząsteczkami podróżującymi w czasie, wszystkie rozważania na ten temat sprawiają, że zakończenie trzyma się kupy :).

Mimo wszystko, mam wrażenie, że trochę za mało jest wyjaśnione, na przykład, dlaczego wybrano akurat Marka. W ogóle samo tłumaczenie dotyczące pętli czasowej wydaje mi się trochę naciągane. Do końca miałam nadzieję, że Marek wejdzie do pokoju wiedzy i odkryje jakiś wielki spisek naukowców z przyszłości ;). Poza tym, trochę to dziwne, że Marek tak od razu ufa gościowi z koszmarów, który przedstawia mu całkiem nieprawdopodobną historię. I sam koniec, kiedy Marek szepce coś do ucha fizykowi, wydaje mi się trochę bez sensu. Przydałoby się konkretne tłumaczenie, co on tam szepce, albo chociaż czemu pani Sawicka nie może się tego dowiedzieć. 

Za to “ożywienie” Aleksandry na koniec wyszło świetnie :) 

No i nadszedł czas na przecinki. Wielkim specjalistów od nich nie jestem, ale kilka szczególnie rzuciło mi się w oczy. Pewnie było tego więcej, tylko nie zauważyłam. Mógłbyś jeszcze raz przejrzeć tekst pod tym kątem.

– Kochanie wstawaj, zrobiłam już kawę!

przydałby się przecinek przed “wstawaj”

Miłego dnia kochanie

Przed “kochanie”

Turcją, a Rosją o wpływy w Syrii wciąż się zaostrzał

tu akurat przecinek niepotrzebny

Cholerne, tachiony

tu tak samo

 

Trochę ponarzekałam, mam nadzieję, że się nie zniechęciłeś, ponieważ opowiadanie jest naprawdę dobre :)

Pozdrawiam :)

Cześć Oluta, dziękuję serdecznie za komentarz i narzekanie. Nie zniechęciem się, wręcz przeciwnie. O konstruktywną krytykę ciężko, więc wdzięczny jestem za poświęcenie czasu, by napisać opinię. Cieszę się bardzo, że opowiadanie ci się spodobało. Nad zakończeniem rozmyślałem i wciąż rozmyślam, czy mógłbym je jakoś “wzmocnić”. Pozdrawiam serdecznie :)

 

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

 

Fajna historia. Bardzo dobrze napisana, czyta się gładko. Podoba m się :)

Mnie osobiście trochę razi ta idylla relacji rodzinnych, Marek z Kryśką, Sawiccy i ich córka, tochę to dla mnie zbyt cukierkowe oraz idealne.

Koncepcja wybudowania wehikułu czasu + ruszenia tegoż czasu po jego zatrzymanu – a wszystko to uzależnione od prac jednego faceta? Nie kupuję tego. Może lepiej byloby zrobić Sawickiego szefem jakiejś naukowej międzynarodowej grupy? ;)

Biały pokój mnie straszył, widzę tutaj nieywkorzystany potencjał, bo okazało się, że to taki sobie pokoik, w którym i posiedzieć i porozmawiać można.

Twist z córką fajny, niby można po pustym acucie czegoś tam się domyślić, ale podoba mi się :)

Końcówka, jako się rzekło, nie urzeka. Może wiszące nad Sawickim fatum przeniesć do kolejnej rozmowy w białym pokoju?

 

I jeszcze garść uwag poniżej:

 

Biały Pokój

– Nie trzeba powtarzać tytułu.

 

– Jest pan zapisany. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić? Ma pan jakieś specjalne wymagania lub potrzeby?

– o kurczę, nie za dobra ta konsultantka? Zrezygnowałbym z ostatniego zdania.

 

Odłożył słuchawkę na widełki.

 

– hmm, niezły oldschool ;)

 

 

ale chciałbym żeby żona o tym nie wiedziała.

– “ale nie chciałbym, żeby żona się o tym dowiedziała”.

 

 

Po posiłku jego telefon się uspokoił i korzystając z okazji, gdy kobiety rozmawiały o sztuce, zaprosił Marka na chwilę na poddasze do swojego mini laboratorium. Zaskoczony, nie mógł otworzyć drzwi. Zasuwka była zacięta. Sięgnął po stojącą nieopodal skrzynkę z narzędziami. Wyjął z niej scyzoryk oraz śrubokręt.

Do przerobienia, warto dodać wykonawcę czynności, bo wygląda, jakby telefon zaprosił Marka do laboratorium.

 

 

Ucałowała go i oparła głowę o tors.

Czyja głowa gdzie się znalazła? ;)

 

Przecież nie przewiduje przyszłości[+,] do cholery.

 

Patrzyli jak nalała sobie setkę.

– chyba pięćdziesiątkę? Czy jest takim hardkorem? ;)

 

 

przez prywatną internetową usługę

– Ehm. A nie z budki telefonicznej?

 

– No, ale może uda nam się odkryć co jest tego przyczyną. Może ktoś inny mógłby wtedy robić to samo, a ty miałbyś święty spokój? – Wtrącił Sawicki najwyrażniej stojący obok żony.

– Hmm. To ma sens. – Marek podrapał się w głowę. – To jaki mamy plan?

Za łatwo dał się przekonać ;)

 

do powstania rozwiązania problemu.

 

– Wariat! – skomentowała widząc srebrne kolczyki

 

– a dlaczego nie złoto, albo białe złoto? Na takiej fajnej żonie oszczędza?;)

 

 

Che mi sento di morir

Zaciekawiło i nawet trzymało w napięciu, tyle że z czasem nabierałam wrażenia, że rzecz rozwadnia się i tonie w słodko-milusim sosie wzorowych układów obu par. Miejscami opowiadanie zdało mi się przegadane.

Mam też pewne zastrzeżenia do układu lekarz – pacjent. Sprawy, jak na mój gust poszły zbytnio w stronę towarzyską, zamiast zatrzymać się na kwestiach czysto medycznych.

Na manipulowaniu czasem w ogóle się nie znam, więc w tej materii się nie wypowiem, ale mam wrażenie, że to dość osobliwy zbieg okoliczności, że Sawicki akurat zajmował się sprawami wiążącymi się z przypadkiem Marka.

Wykonanie, co stwierdzam z przykrością, pozostawia sporo do życzenia – najbardziej przeszkadzały błędy, usterki, literówki, źle zapisane dialogi i nie zawsze czytelnie sformułowane zdania, że o nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę.

 

pa­trząc jak para osia­da na lu­strze nad zle­wem. ―> …pa­trząc, jak para osia­da na lu­strze nad umywalką.

Zlew instaluje się w kuchni, a w łazience umywalkę.

 

W radiu grała „Szklan­ka wody” Bajmu. ―> Piosenka nie gra.

Proponuję: Z radia dobiegała  „Szklan­ka wody” Bajmu.

 

– Jakoś mnie to nie cie­szy, po wczo­raj­szej ka­ta­stro­fie Bo­ein­ga. ―> – Jakoś mnie to nie cie­szy, po wczo­raj­szej ka­ta­stro­fie b­ein­ga.

Nazwę samolotu piszemy małą literą: http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

– Kli­ni­ka dr.Sawickiej… ―> – Kli­ni­ka doktor Sawickiej

Nie używamy skrótów, zwłaszcza w dialogach.

W innych okolicznościach, po skrócie dr nie stawia się kropki.

 

– Dzień dobry. Chciał­bym się umó­wić na kon­sul­ta­cję. Mam… Mam przy­pa­dek lu­na­ty­ko­wa­nia i po­trze­bu­ję po­ra­dy.Wy­krztu­sił z wa­ha­niem w gło­sie, roz­glą­da­jąc się po biu­rze, by spraw­dzić, czy na­pew­no nikt go nie sły­szy. ―> – Dzień dobry. Chciał­bym się umó­wić na kon­sul­ta­cję. Mam… Mam przy­pa­dek lu­na­ty­ko­wa­nia i po­trze­bu­ję po­ra­dy – wy­krztu­sił z wa­ha­niem w gło­sie, roz­glą­da­jąc się po biu­rze, by spraw­dzić, czy na­ pew­no nikt go nie sły­szy.

Tu znajdziesz wskazówki, jak poprawnie za[pisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

– Dziś po­po­łu­dniu pew­nie nie wcho­dzi w grę? ―> – Dziś po­ po­łu­dniu pew­nie nie wcho­dzi w grę?

Lub: – Dziś po­po­łu­dniem pew­nie nie wcho­dzi w grę?

 

Cóż, zo­ba­czy­my co mi na to powie, po­my­ślał. ―> Cóż, zo­ba­czy­my co mi na to powie – po­my­ślał.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: Zapis myśli bohaterów

 

Dr. Sa­wic­ka przyj­mo­wa­ła w bu­dyn­ku… ―> Doktor Sawicka przyj­mo­wa­ła w bu­dyn­ku…

 

– Dla pew­no­ści wy­pi­szę panu skie­ro­wa­nie na ba­da­nie krwi, żeby spraw­dzić po­ziom cukru itp. W ten spo­sób po­kry­je­my wszyst­kie moż­li­wo­ści. ―> Możliwości czego ma pokryć badanie krwi?

– Dla pew­no­ści wy­pi­szę panu skie­ro­wa­nie na ba­da­nie krwi, żeby spraw­dzić po­ziom cukru i tym podobne. W ten spo­sób sprawdzimy wszyst­kie moż­li­wo­ści.

 

– Mogę po­le­cić czy­ta­nie książ­ki przed snem. Pro­szę też ogra­ni­czyć wie­czor­ne ko­rzy­sta­nie

z te­le­fo­nu. Świa­tło z ekra­nu wpły­wa ne­ga­tyw­nie na ja­kość snu.

Pro­szę też za­opa­trzyć się w jakiś ze­szyt lub notes i za­pi­sy­wać sny, jak tylko się pan obu­dzi. Myślę, że jak na po­czą­tek to wy­star­czy. – Dok­tor Sa­wic­ka odło­ży­ła no­tat­nik i splo­tła dło­nie. Uśmie­cha­ła się lekko. ―> Dlaczego zaznaczona część wypowiedzi doktor Sawickiej i didaskalia są przeniesione do nowego wiersza?

 

Marek od­wie­sił kurt­kę na wie­szak i wrę­czył jej pu­deł­ko. ―> Nie brzmi to najlepiej. Może wystarczy: Marek od­wie­sił kurt­kę i wrę­czył jej pu­deł­ko.

 

Marek czy­tał ulot­kę do­łą­czo­ną do spo­czy­wa­ją­cej już na nad­garst­ku nie­bie­skiej bran­so­let­ki. ―> A może: Marek czy­tał ulot­kę, do­łą­czo­ną do otaczającej już nad­garstek nie­bie­skiej bran­so­let­ki.

 

Ten Bo­eing w Rosji… ―> Ten bo­eing w Rosji

 

Ale dwie, tak na raz, jedna po dru­giej? ―> Ale dwie, tak naraz, jedna po dru­giej?

 

Wró­cił na krze­sło, za­ło­żył nogę na nogę… ―> Przedtem siedział na fotelu, więc skąd nagle krzesło?

 

i za­brał się za przy­go­to­wa­nie śnia­da­nia. ―> …i za­brał się do przygotowania śnia­da­nia.

http://portalwiedzy.onet.pl/140056,,,,brac_sie_wziac_sie_do_czegos_brac_sie_wziac_sie_za_cos,haslo.html

 

do ma­ga­zy­nu mody le­ża­ce­go na środ­ku stołu. ―> Literówka.

 

po­ka­zy­wa­ła ame­ry­ka­ni­na w śred­nim wieku… ―> …po­ka­zy­wa­ła Ame­ry­ka­ni­na w śred­nim wieku

 

Miał dziś wi­zy­tę w celu od­da­nia krwi do ba­da­nia… ―> Skoro Marek miał mieć pobraną krew do badania, nie powinien wyciągać dla siebie szynki z lodówki, bo nie powinien jeść śniadania. Powinien być na czczo.

 

za­pi­sał w ze­szy­cie wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy i pałac kul­tu­ry oraz cię­ża­rów­kę z piwem. ―> Jeśli to ten w Warszawie, to: …za­pi­sał w ze­szy­cie wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy i Pałac Kul­tu­ry oraz cię­ża­rów­kę z piwem.

Uwaga dotyczy także zapisów w dalszej części opowiadania.

 

Po­po­łu­dniu, tuż przed wyj­ściem… ―> Po ­po­łu­dniu, tuż przed wyj­ściem

 

Oboje ob­stu­ka­li reszt­ki śnie­gu z po­de­szw… ―> Oboje ob­stu­ka­li reszt­ki śnie­gu z po­de­szew

 

jest fi­zy­kiem na uni­we­sy­te­cie. ―> Literówka.

 

Pro­szę sie roz­go­ścić. ―> Literówka.

 

Pana żona wspo­mnia­ła o ja­kimś od­kry­ciu. Gra­tu­lu­je­my. ―> Jakieś wydaje mi się mało ważne, jakby mówił o odkryciu z lekceważeniem.

Proponuję: Pana żona wspo­mnia­ła o pewnym od­kry­ciu. Gra­tu­lu­je­my.

 

ale za­czy­nał sie znów nie­po­ko­ić. ―> Literówka.

 

do swo­je­go mini la­bo­ra­to­rium. ―> …do swo­je­go minila­bo­ra­to­rium.

 

Wprost czuł jak ro­śnie mu iry­ta­cja. ―> Wprost czuł jak ro­śnie/ wzbiera w nim iry­ta­cja.

 

Zro­zu­mial, że de­ner­wo­wa­ło go… ―> Literówka.

 

Marek miał na ręku bran­so­let­kę, którą teraz spa­ro­wa­li z apli­ka­cją w jej te­le­fo­nie. Cze­ka­ły ją go­dzi­ny czu­wa­nia, więc po­szła napić się kawy… ―> Czy dobrze rozumiem, że bransoletka miała telefon, a ponieważ czekały ją godziny czuwania, poszła napić się kawy?

 

Nagle do­biegł ich cichy hałas z kuch­ni. ―> Hałas nie może być cichy, bo jest głośny z definicji.

Proponuję: Nagle do­biegły ich ciche odgłosy z kuch­ni.

 

Za­sta­li w niej Marka sto­ją­ce­go z za­ła­ma­ną miną. ―> Załamać może się człowiek, ale nie jego mina.

Proponuję: Za­sta­li w niej skonfundowanego Marka, sto­ją­ce­go z niewyraźną/ dziwną miną.

 

– Czy jeden z was może mi wy­ja­snić co tu się wy­ra­bia? ―> Literówka.

 

To ten twoj de­tek­tor to na mnie zsyła. ―> Literówka.

 

Za­po­wiedź wie­czor­nych, cięż­kich opa­dów śnie­gu roz­brzmia­ła tro­chę za gło­śno. ―> Za­po­wiedź wie­czor­nych obfitych opa­dów śnie­gu roz­brzmia­ła tro­chę za gło­śno.

 

Ści­szy­ła tuż przed na­stę­pu­ją­cą za nią pio­sen­ką… ―> Ści­szy­ła tuż przed na­stę­pu­ją­cą po niej pio­sen­ką

 

Marek usiadł i oparł głowę na ręku z cięż­kim wes­tchnie­niem. ―> Raczej: Marek usiadł i z ciężkim westchnieniem oparł głowę na ręku/ na ręce.

 

a ty miał­byś świę­ty spo­kój? – Wtrą­cił Sa­wic­ki naj­wy­raż­niej sto­ją­cy obok żony. ―> …a ty miał­byś świę­ty spo­kój – wtrą­cił Sa­wic­ki, naj­wy­raźniej sto­ją­cy obok żony.

 

Na­prze­ciw niego stała po­stać świe­cą­ca ośle­pia­ją­cym świa­tłem. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Na­prze­ciw niego stała po­stać, jaśniejąca ośle­pia­ją­cym świa­tłem.

 

by do­pro­wa­dzić ją do po­rzą­da­ne­go wy­ni­ku. Do­pro­wa­dzam do pew­nych zda­rzeń, a potem spraw­dzam ak­tu­ali­za­cję w po­ko­ju wie­dzy, by spraw­dzić czy na­pro­wa­dzam… ―> …by do­pro­wa­dzić ją do po­żą­da­ne­go wy­ni­ku.

Czy to celowe powtórzenia?

 

ale nie bę­dziesz pa­mię­tał nic o tym czego się tu do­wie­dzia­łeś. ―> …ale nie bę­dziesz pa­mię­tał nic z tego, czego się tu do­wie­dzia­łeś.

 

To co zo­ba­czył go prze­ra­zi­ło… ―> To, co zo­ba­czył, prze­ra­zi­ło go

 

Marek za­brał się za roz­pa­ko­wy­wa­nie za­ku­pów. ―> Marek za­brał się do rozpakowywania za­ku­pów.

 

Cięż­ko mi się spało. ―> Źle mi się spało. Lub: Źle dziś spałem.

 

Cięż­ko by było jej wci­snąć, że lu­na­ty­ko­wał… ―> Trudno byłoby jej wci­snąć, że lu­na­ty­ko­wał

 

Marek za­brał się za go­to­wa­nie wcze­snym po­po­łu­dniem. ―> Marek za­brał się do gotowania wcze­snym po­po­łu­dniem.

 

Słod­ko–kwa­śny za­pach uno­sił się w kuch­ni… ―> Słod­ko-kwa­śny za­pach uno­sił się w kuch­ni

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Spe­cjal­nie za­brał się za go­to­wa­nie… ―> Spe­cjal­nie za­brał się do go­to­wa­nia

 

Wy­słał SMSa… ―> Wy­słał SMS-a

 

że jest na za­ku­pach. Miał w pla­nie kupić jej… ―> Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga regulatorzy, dziękuję za wskazanie błędów i poświęcony czas. Faktycznie jest ich masa, dopiero teraz dostrzegam!

Jesteś nieoceniona, mam co poprawiać. Wrócę, mam nadzieję, z lepszym warsztatem :)

 

Naukowcy to wszechświat badający sam siebie.

Rearnakedbite, bardzo się cieszę, że uznałeś łapankę za przydatną. I ja mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie ciekawe i znacznie lepiej napisane.

Powodzenia. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo fajna historia, czytałam z zainteresowaniem. Faktycznie, trochę za bardzo idealne te rodziny, ale da się wytrzymać. Bardziej mnie dziwiła taka doskonała lekarka…

by doprowadzić ją do porządanego wyniku.

Ojjj, paskudny ortograf. Czemu jeszcze nie poprawiony?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka