- Opowiadanie: Jan Grądkowski - Łowca

Łowca

UNIWERSUM

To nie jest kolejna  kraina fantasy, owszem potwory tutaj uświadczycie ale magia…czas na coś oryginalnego.
U mnie tego nie będzie więc jeżeli bez magii nie wytrzymasz….to przestań czytać te opowiadanie. W tym uniwersum występują krasnoludy, niziołki, elfy…..
lecz światem rządzą ludzie!
wstęp

Witam cię! Nazywam się Roderik i mam 17 lat…i no cóż moje życie mogło się potoczyć lepiej.
Zawszę chciałem zostać rycerzem Akmaronu….no ale cóż, przez moje lenistwo udało mi się zostać tylko łowcą. Pewnie się zapytasz kto to do jasnej ciasnej łowca?
Krótko mówiąc: ktoś kto poluję za pieniądze na potwory oraz ludzi.
Ale mam zasady, nigdy nie zabiję człowieka który niczym nie zawinił, choćby ktoś mi miał zapłacić 10000 koron Akmarońskich.
 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Łowca

 

Polowanie:

Właśnie wracam z kolejnej roboty, tym razem było całkiem….prosto.

Trzech bandytów okradało wioskę Middenmark, wieśniacy uzbierali razem 100 koron, i akurat w pobliżu byłem ja…a ja takich okazji nie przepuszczam, bo trójka bandytów to nie zbyt trudni przeciwnicy, przynajmniej dla mnie.

Właśnie wróciłem do wioski, wioska nie jest zbyt duża, na oko trzydziestu mieszkańców, wioska jest dosyć biedna oraz często napadana przez bandytów, coś mi mówi że to zasługa tego że wioska znajduję się pośrodku lasu a do najbliższej wioski lub miejscowości jest pół dnia drogi, krótko mówiąc ZADUPIE.

Właśnie zmierzam prosto do karczmy gdzie mam się spotkać z zarządcą wioski to on ma mi dać zapłatę za tych bandytów, karczma wygląda dość ubogo, ściany nie wyglądają zbyt solidnie są wykonane całe z drewna, konia zostawiłem przy wejściu.

Za karczmą jest już las, zaś przed i po bokach karczmy stoją domy.

Przed wejściem poprawiłem moje średniej długości blond włosy, zaślepił mnie zachód słońca, poczułem także chłodny wiaterek.

Karczma w środku wcale nie wygląda lepiej niż z zewnątrz, brudna podłoga, na jednej ze ścian widać grzyba…jak miło.

Do tego wszystkiego kilku obdartusów zaś w rogu siedzi zarządca wioski, trzeba przyznać że człowiek dość pulchny, na oko sześćdziesiąt lat około jeden metr siedemdziesiąt, siwe włosy oraz w miarę eleganckie ubranie, białe spodnie i czarna góra.

-Witaj. Powiedział bez emocji.

-Usiądź.

Usiadłem więc koło niego, dał mi kufel ciemnego piwa, założę się że i tak to ja będę musiał za nie zapłacić.

-Widzę że żyjesz, czyli…pokonałeś ich?

-Oczywiście! Chyba nie spodziewał się pan niczego innego.

-Prawdę mówiąc, miałem obawy.

-Najważniejsze że ich pokonałem.

-Czy dostanę zapłatę? Dodałem.

-Oczywiście, już ci daję.

Dostałem umówioną sumę, co mnie bardzo ucieszyło gdyż nie zawszę dostaję umówioną sumę.

Następnego ranka pojechałem oczywiście dalej, konkretnie mówiąc do miasta Obersfish, to dość sporę miasto mieszka w nim około 5000 ludzi, miasto leży na wschodzie, akmaronu czyli tam gdzie obecnie przebywałem. Jadę już od pięciu godzin przez las. Czyli nuda, do mojego celu pozostał mi jeden dzień, jeśli coś się po drodze wydarzy to wam powiem.

Nic się nie wydarzyło, a w sumie szkoda. Właśnie wjeżdżam do miasta i muszę przyznać że imponuję mi to miasto, chyba do dla tego że od miesiąca jeżdżę po jakiś małych śmierdzących wsiach…nie żeby tu nie śmierdziało bo śmierdzi, ale przynajmniej trochę mniej, trzeba szukać plusów, tak sobie zawszę powtarzam.

Po około dziesięciu minutach dodarłem do karczmy żeby zaklepać nocleg.

Wszedłem więc do karczmy, ta karczma wygląda o niebo lepiej:

Po pierwsze karczma jest czysta.

Po drugie są tu normalni ludzie a nie jak w poprzedniej gdzie była banda obdartusów.

No i po trzecie karczmarz wygląda jak normalny człowiek a nie brudas, nawet nie pytajcie jak wyglądał karczmarz w poprzedniej karczmie, uwierzcie mi nie chcecie wiedzieć.

Kiedy wszystko już załatwiłem miałem wychodzić kiedy odezwał się człowiek dzięki któremu mogłem stać się bogaty.

-(szepta) Ej ty! Blond włosy do ciebie mówię .

Odwróciłem się.

-Czego? zapytałem

-Wiem że jesteś łowcą, mam dla ciebie najciekawszą robotę twojego życia.

Przyjrzałem mu się dokładniej, ciemne średniej długości włosy które spływają mu po jego wychudzonej twarzy, ciemne ubranie które wyglądają na nim komicznie głównie dlatego że na nim wiszą, jest naprawdę chudy.

-Kim jesteś?

-Wysyła mnie lady Regilda.

Wtedy pamiętałem tylko tyle że to fajna laska.

-Mam pytanie. powiedziałem.

– Cóż to za pytanie?

– Skoro wysyła cię pani z Winterocku która jeśli mnie pamięć nie myli jest zamożną osobą, to czemu wyglądasz jakbyś nie jadł niczego od kilku dni?

-Bo nie jadłem, okradli mnie.

-W takim razie co to za robota?

-Wampir wyższy.

szerzę, pomyślałem sobie coś w stylu:

No chyba cię zdrowo porąbało.

Gdyż musicie wiedzieć że wampiry to bardzo BARDZO potężne istoty….mogłem odmówić.

-Ile możesz mi zaoferować? zapytałem więc

-5000 złotych koron.

myślałem że żartuję, za 5000 złotych koron mogłem przez rok siedzieć w jakieś karczmie i cały czas pić więc musicie mnie zrozumieć że mnie to zaciekawiło.

-Mam rozumieć że żartujesz? zapytałem

-Czemu miałbym żartować?

-5000 KORON!

-Przecież wiesz że za wampiry płaci się sporo, to jak będzie?

-Niech będzie, pojadę z tobą do Winterocku i pozwól mi tam porozmawiać z panią Regildą.

-Ma się rozumieć, ona ci wszystko wyjaśni.

 

 

l

Następnego dnia z ranka ruszyliśmy więc do stolicy tego ‘’wspaniałego” państwa, podróż ma trwać około dwóch może dwóch i poł tygodni, zwykle nie zapamiętuje podróży ale tą ‘’umilał” mi Grejmold bo tak się nazywał, przez całą drogę śpiewał pieśni które podobno śpiewa się w wojsku (on naprawdę źle śpiewa) ale przynajmniej nic lub nikt nas nie zaatakował co dla mnie jest nie lada wyczynem, minęliśmy las o którym opowiedziałem wam wcześniej, potem w zasadzie tylko podróżowaliśmy przez równiny, niedawno zaczęło się lato, obecnie był lipiec więc było dosyć gorąco więc jak się domyślacie nie było fajnie, do tego wszystkiego kiedy robiło się gorąco nie wiadomo czemu ale właśnie wtedy Grejmold śpiewał jeszcze częściej i oczywiście głośniej.

Obecnie mamy około dnia drogi do stolicy lecz właśnie przed chwilą Grejmold znowu zaczął śpiewać.

Kiedy po raz trzeci śpiewał piosenkę o tym jak Akmaron zniszczył armie bandytów miałem już dość.

– Grejmold, zamknij się! Wykrzyczałem mu więc w twarz.

– Czemu? odpowiedział

-….Hmmm, może dlatego że… jesteś strasznie irytujący!

-Szkoda…myślałem że podoba ci się jak śpiewam.

-…Ja od blisko tygodnia musiałem się użerać z tym jak śpiewałeś ale wiec że to koniec, jeśli jeszcze raz coś zaśpiewasz przysięgam że moim mieczem(wyciągnąłem miecz) przyszyje ci łeb.

-….Przepraszam, już nie będę. Odpowiedział Grejmold ze smutkiem na twarzy.

Kiedy uznałem że ta podróż pójdzie już idealnie wydarzyło się oczywiście coś.

Po około dziesięciu minutach pięknej ciszy przed nami z krzewów obok drogi wyskoczyło czterech bandytów ubranych w lekkie pancerze oraz czapki z piórami nie znanego mi ptaka do tego mieli jeszcze miecze …wspaniale.

-Czego chcecie? zapytałem więc.

– A jak myślisz, pieniędzy! Odpowiedział ten z przodu zaś reszta stała za nim.

– Uważaj bo zaraz zabiorę twoje pieniądze i życie.

-A to dobre! Co nie? Powiedział do swoich ludzi. Oczywiście oni zaczęli się od razu fałszywie śmiać, uznałem że dłużej nie wytrzymam piosenek Grejmolda i udawanego śmiechu.

Szybko wyciągnąłem miecz i bez chwili wahania doskoczyłem do tego (przywódcy) i wbiłem mu miecz w głowę co najwyraźniej poskutkowało gdyż chwilę później ten gość już leżał na ziemi, dostrzegłem także że chyba nie spodobało się to jego ziomkom gdyż ruszyli na mnie i to bardzo BARDZO wkurzeni, przez chwile nawet się przestraszyłem lecz szybko się otrząsnąłem, ten który pierwszy dobiegł spróbował mi przeciąć głowę lecz uniknąłem jego ciosu i jednym szybkim uderzeniem odciąłem mu rękę w której miał miecz, miecz razem z ręką upadły na ziemie i szybko trawa zmieniła kolor na czerwony, wiedząc że nie mam dużo czasu gdyż dwóch innych już prawie dobiegło, szybko zadałem kończący cios delikwentowi bez ręki, nie chciałem żeby cierpiał dlatego odciąłem mu głowę, głowa i ciało upadły z ciężkością na ziemie, od razu przeturlałem się pomiędzy moimi innymi dwoma przeciwnikami, spróbowałem uderzyć tego po lewej lecz on sparował mój cios swoim mieczem i słychać było przepiękny odgłos szczęku obydwu mieczy.

Nie próbowałem uderzać tego samego przeciwnika dwa razy więc szybko doskoczyłem do przeciwnika po prawej i wykonałem szybkie pchnięcie w kierunku prawej nogi co poskutkowało gdyż mój przeciwnik przykucną na chwile na ziemie gdyż trudno było mu się poruszać, od razu więc przeturlałem się za lewego przeciwnika, kiedy się tak turlałem on próbował mnie uderzyć nie wiedział nawet konkretnie gdzie, widać było że po prostu chce mnie trafić, niestety trafił mnie, konkretnie mówiąc w moją lewą nogę i poczułem duży ból, poczułem jak moje buty zaczynają się robić mokre od krwi tak jakbym wyszedł z rzeki w butach, zagryzłem jednak zęby i szybkim cięciem uderzyłem w lewe kolano oponenta, i okazało się to dobrym pomysłem gdyż od razu mój przeciwnik krzyknął, usłyszałem jak Grejmold krzyczy żebym walczył tak dalej, szczerze mówiąc nie za bardzo mnie to zmotywowało lecz bez chwili namysłu kopnąłem w miecz mojego przeciwnika i zrobiłem to tak szybko i sprawnie że miecz poleciał do boku a on do tyłu jednak mój drugi przeciwnik zdążył już wstać i od razu na mnie zaszarżował, na szczęcie nie udało mu się to gdyż rękojeścią mojego miecza uderzyłem mu w twarz i on także upadł, szybko więc dokończyłem tego który już leżał i tego co dopiero upadł.

Kiedy uznałem że już po wszystkim nakrzyczałem na Grejmolda.

-Czemu mi nie pomogłeś i sobie usiadłeś! Jeszcze brakowało żebyś zaczął śpiewać!

-Ale ja jestem tylko medykiem i dyplomatą….

-W takim razie opatrz moją stopę!

-Właśnie to chciałem zrobić.

Przez następne kilka minut Grejmold oparzał moją stopę, pierwsze oczyścił ją wodą którą wcześniej pobrał ze studni, po czym nasmarował ją jakąś maścią, powiedział że ta maść ma uniemożliwiać wdarciu się zakażenia.

Pierwszy raz od kilku dni pomyślałem że dobrze że Grejmold tu jest bo inaczej mógłbym mieć zakażenie.

-Dziękuję, Grejmold.

Nie wiadomo czemu Grejmold zaczął płakać, nawet nie chciałem wiedzieć lecz Grejmold powiedział że to pierwszy raz kiedy ktoś mu dziękuję. Nie obchodziły mnie jego uczucia i co najgorsze musiałem przez następną minutę nakładania bandaża słuchać historie o tym jak to ludzie nie mają szacunku dla niego lecz po chwili ruszyliśmy dalej.

Przez resztę drogi był względny spokój, Grejmold nie śpiewał nawet tak często co mnie bardzo ucieszyło.

W końcu jednak do stolicy Akmaronu Winterock, miasto jest położone na ogromnym wzgórzu, według spisu ludności przeprowadzonym dwa lata temu Winterock liczy bagatela dwa i pół miliona mieszkańców, sporo co nie?

Sam byłem tam w wieku dwóch lat, nie pamiętam z tego w zasadzie nic.

Ale matka mi opowiadała mi że to wielkie miasto i cóż…to jest wielkie miasto, wokół kilka wiosek a na wzgórzu ogromne miasto.

-Stolica kultury mody, nauki oraz wina.

Powiedział Grejmold

-Okaże się, Grejmoldzie.

Mijając jedną wioskę doszliśmy do bramy, właśnie zaczyna się zachód słońca.

ll

Grejmold mówił prawdę ale częściowo,

owszem można tu dostrzec przepiękne budowle i resztę tego ‘’szajsu’’ ale można też dostrzec ulicy biedy, brudu…

cóż…

w końcu jednak dotarliśmy do domu pani Regildy, pani Regilda należy do rodu Van Loop który kiedyś rządził nawet Akmaronem lecz to było dawno temu.

Obecnie ród rządzi całym rynkiem wydobycia surowców na czym traci król i całe państwo lecz zyskuję na tym (i to cholernie dużo) ród Van Loop, ród rządzi też kilkoma miastami ale nie są one zbyt duże.

Rozgadałem się co? Przejdźmy do rzeczy, jej dom leży na obrzeżach miasta w dzielnicy bogatych, jej dom jest otoczony jakby małym murem obronnym wykonanym z kamienia, przed domem znajduję się mały placyk które także wykonany jest z kamienia, zaś na nim (tym razem nie z kamienia tylko z marmuru) znajdują się posągi członków rodziny którzy umarli oraz tych żywych.

Nie mieliśmy problemów z wejściem najwyraźniej Grejmold jest jej kochankiem czy coś gdyż po chwili wyszła ona sama, w prawdzie otoczona strażnikami ale nie kazała nam czekać pięciu godzin aż nas z łaski swojej wpuści, i oznacza to jedno albo Grejmold jest rzeczywiście jej kochankiem albo to ja jestem taki przystojny. (mam nadzieję że to ta druga opcja) Regilda to naprawdę niezła laska, ma około 20 lat, ma długie blond włosy które pięknie powiewają na wietrze, piękną długą żółtą suknie zrobioną z drogich materiałów, ma piękne oczy o koloru oceanu, ma długie brwi oraz piękną cerę, no po prostu ideał!

-W końcu przybyłeś. powiedziała 

-W końcu….

– Nie czepiaj się. odpowiedziała z nutką wkurzenia.

-Słyszałem że masz dla mnie robotę. powiedziałem

-Dokładnie chłopcze.

-Hola hola, to tylko 3 lata różnicy. powiedziałem sarkastycznie

-Przypominam ci że ty jesteś łowcą a ja arystokratką, ale masz trochę racji przepraszam cię.

Strażnicy nieco przybliżyli się do mnie ale nikt poza mną nie zwrócił na to uwagi.

-Co tak chłodno moi kochani? Powiedział Grejmold ze swoim kaprawym poczuciem humoru.

-No właśnie, witaj Grejmoldzie, czemu jesteś taki chudy? zapytała swoim pięknym głosem patrząc na niego z zatroskaną miną (oni są naprawdę kochankami…mam nadzieję że nie.)

-Okradli mnie. powiedział ze wstydem.

-Służba…dać mu taki obiad po którym będzie miał nadwagę!

-Nie róbmy od razu zwrotu o 180 stopni.

-Jak ja tęskniłam za twoimi żartami.

-Ja nie żartowałem. Dodał z pewnością w głosie. Przyznam się że nawet ja zacząłem się śmiać co nie zdarza mi się często.

-Halo ja też tu jestem. Powiedziałem z nutą rozgoryczenia.

-…No tak…przepraszam cię, jak Grejmold ci powiedział masz do ukatrupienia wampira, grasuję on po mieście lecz uznałam że pośle po ciebie gdyż mówią że jesteś młodym talentem. Kiedy ona to powiedziała stałem się bardzo szczęśliwy

-Cóż…z grzeczności drogiej pani nie zaprzeczę.

-Och, nie musisz mówić tak formalnie. Powiedziała to z uśmiechem.

Udało mi się, zauważyła mnie, uniosłem lekko ręce i cicho powiedziałem, super!

-Ale koniec tego gadania na to będzie czas potem, wampir zabił już 10 osób w mieście.

-Czy byli biedni…a może bogaci?

-Jak tak sobie myślę to były to osoby pijane.

-Czy mogę obejrzeć ciała?

-Oczywiście lecz teraz zapraszam cię na kolacje. Powiem wam że to był chyba najlepszy moment mojego życia.

-Grejmold ciebie też zapraszam, dodała.

No i mój cały misterny plan poszedł się walić, cóż takie jest życie, co nie?

Weszliśmy do jej willi, dom jest cały wykonany z najlepszej jakości materiałów.

Przeszliśmy przez kilka pokoi aż doszliśmy do jadalni, przez cały czas Grejmold aż skakał z radości.

Weszliśmy do sporego pokoju w którym znajdował się spory stół dla 12 osób, wykonany jest z drewna, krzesła wydają się wygodne (zaraz to przetestuję) na ścianach powieszone są różne dekoracje, zaś nic innego w tym pokoju nie ma, po prostu sala biesiadna w drogim domu, na prawo widać drzwi które zapewne prowadzą do kuchni.

-siadajcie, powiedziała

Usiadłem więc, ona zaś (co mnie bardzo ucieszyło) obok mnie.

Grejmold usiadł trochę dalej, co za szczęście!

– Jak się nazywasz? Jeszcze się nie przedstawiałeś.

-Nazywam się Roderik, ty się przedstawiać nie musisz. odpowiedziałem

-To całkiem spore ułatwienie, czyż nie?

Przez chwile panowała niezręczna cisza. Jednak po około 10 sekundach Grejmold (bo kto inny) zaczął gadać.

-Co będzie do jedzenia? zapytał

-Baranina w sosie z mięty oraz bataty, oczywiście także zielenina…

szczerze to przestałem słuchać właśnie wtedy gdyż wiedziałem jedno, będę musiał przejść na dietę.

Po około 10 minutach służący przynieśli żarcie, w między czasie Grejmold opowiadał o jego wyprawie oraz o tym jak pokonałem bandytów, cóż…lepszego skrzydłowego w podrywaniu załatwić sobie nie mogę, ale nie oszukujmy się, kto by mnie chciał, mam sporo blizn na twarzy, moje blond włosy też nie są zbyt super, jedynie moje oczy mi się podobają, no i sylwetka, może nie jestem najgorszy ale zdecydowania nie jestem idealny.

Zacząłem jeść, wziąłem baraninę, zieleń i bataty, uznałem że jeśli chcę być zauważony przez Regildę to muszę się zachowywać więc nie rzuciłem się jak świnia na to jedzenie (czyli odwrotnie do tego co zrobił Grejmold) do tego trochę sosu dostało mu się na jego ciemne włosy.

-Nie smakuję ci? Nie jesz za dużo. powiedziała

-Po prostu mam maniery i potrafię się zachować. Odpowiedziałem jak mam nadzieję z gracją.

-Powiem ci że wywarłeś na mnie dotychczas dobre wrażenie.

-Dziękuję, odpowiedziałem

-Ale do rzeczy, tutaj masz papier który pozwala ci wejść i przeszukać każdy budynek w mieście.

-O to ten dokument pozwala posiadaczowi tego dokumentu przeszukać i wejść do każdego domu w Akmaronie, kłamanie przeciw posiadaczowi tego dokumentu jest karane….podpisano Regilda Van Loop. przeczytałem

-Umiesz czytać! Zadziwiasz mnie. Tym czasem Grejmold wziął już trzeci kawałek ciasta zaś ja byłem w połowie mojej baraniny z zieleniną oraz batatami, powiem wam jedno, to jest zacne!

-Dziękuję za dokument pani…czy masz jeszcze jakąś sprawę do mnie??

-Tak mam, mam nadzieję że zgadzasz się na umówione wynagrodzenie?

-Oczywiście moja pani.

 

-Uznałam także pojedzie z tobą Grejmold.

W tym samym momencie, cały w cieście Grejmold podniósł głowę od ciasta.

-Czego pani? zapytał Grejmold

-Na bogów, jak ty jesz?

-Przepraszam ale zanim go spotkałem jadłem szczury zaś kiedy go poznałem nie wiele lepiej.

-Porozmawiamy sobie o tym Grejmoldzie.

-Mam pytanie droga pani, po co Grejmold ma ze mną iść?

-Umie leczyć więc sądzę że przyda ci się jego pomoc.

-…Niech będzie.

-Roderik, przestań do mnie mówić pani, przecież sam chciałeś żebym nie mówiła do ciebie chłopcze.

Nie odpowiedziałem, tylko popatrzyłem na nią wymownie.

-Więc, gdzie mam zacząć szukanie?

-Grejmold zaprowadzi cię do kostnicy, do miejsc zbrodni oraz świadków, to chyba powinno wystarczyć.

-Myślę że tak.

-…Mam jeszcze jedną sprawę, powiedziała.

-Jaką to znowu sprawę ma do mnie miłosierna ‘’pani”.

Popatrzyła na mnie spode łba.

-Jak się czegoś dowiesz masz mi natychmiast dać znać.

-Nie ma sprawy.

Uśmiechnęła się, po czym jedliśmy, gadaliśmy, Grejmold zaśpiewał nawet piosenkę, i co dla mnie najważniejsze, Regilda zwróciła na mnie uwagę.

Krótko mówiąc był to wieczór idealny.

Noc spędziłem w posiadłości Van Loopów, dostałem naprawdę świetny pokój, przepych pełną parą.

Trzeba jednak ruszyć do pracy, bo jakoś żyć trzeba, co nie?

Wstałem więc, szybko się ubrałem, ogarnąłem się trochę po czym poszedłem do sali biesiadnej na śniadanie gdzie siedzieli Grejmold i Regilda, Grejmold uznał że ubierze zbroję, powiedział że w końcu ruszamy na wampira, Regilda ubrała zaś luźne ubranie (oczywiście jest strasznie drogie) ja zaś ubrałem się jak typowy mieszczanin.

-Dzień dobry! Powiedziała Regilda z dużym uśmiechem na ustach.

Odpowiedziałem tym samym ale nie potrafię się aż tak uśmiechać więc wyszło źle.

Na śniadanie był barszcz, oczywiście był wyśmienity.

-Gdzie idziemy najpierw? Zapytał z entuzjazmem Grejmold

-Do kostnicy, odpowiedziałem sucho.

Jedliśmy jeszcze przez jakiś czas zaś potem ja ubrałem lekki pancerz, zabrałem swoje rzeczy i ruszyliśmy, pożegnaliśmy się z Regildą a potem ruszyliśmy do kostnicy.

 

 

lll

Grejmold był zachwycony że będzie mógł mnie poznać lepiej oraz (co cieszyło go troszkę mniej) wyruszy na przygodę, zaprowadził mnie do kostnicy która mieści się niedaleko portu, jak już mówiłem, stolica Akmaronu jest z jednej strony piękna a z drugiej do bani…

minęliśmy dzielnice mieszkalną dla osób przeciętnych, nie biednych nie bogatych, było tam naprawdę całkiem ładnie, domy ładnie wykonane, sporo drzew, sklepów oraz ładnych ścieżek.

Potem przeszliśmy przez kilka ulic gdzie były głównie sklepy po czym stanęliśmy na ulicy gdzie po bokach były zwykłe budynki zaś na końcu ulicy był ciemny budynek który według mnie jest upiorny, cały z ciemnego kamienia, za oknami także jest ciemno, TRAGEDIA.

Grejmold podszedł do dużych stalowych drzwi i zapukał.

Brak odpowiedzi…po czym Grejmold zapukał jeszcze z 10 razy aż wreszcie ogromne drzwi otworzyły się powoli a zza nich wyłonił się człowiek który wygląda jak typowy straszny, ciemna szata, jak jakiegoś uczonego, do tego kaptur, ciemne buty oraz sam gość wydaję się dość…ciemny co mnie zdziwiło gdyż ciemni ludzie występują tylko w cesarstwie Nibui oraz w krajach pustynnych, nieważne.

-Czego chcecie, nie wyglądacie na martwych, powiedział powolnym i oschłym głosem. Odpowiedziałem mu więc.

-My ten no…yyy…chcemy te zwłoki obejrzeć…te co wampir zabił.

-Zwłok nie da się zabić młody człowieku ale nie będę cię wyzywał za niski poziom inteligencji, powiedział jeszcze bardziej strasznym tonem i głosem.

-Teraz może ja coś powiem, jesteśmy tu na zlecenie pani Regildy, mamy wytropić wampira, powiedział Grejmold.

-Pokaż dowód na to że działacie na zlecenie pani.

Pokazałem mu ten dokument po czym nas wpuścił.

Szliśmy około pięć minut przez ponure ciemne i śmierdzące korytarze razem z tym strasznym typem.

Przy jednej z pokoi zatrzymał się.

-Po co chcecie obejrzeć tych ludzi skoro i tak wiecie że to wampir, powiedział w tym swoim strasznym stylu.

-Mamy nadzieję że natrafimy na jakiś trop, odpowiedziałem mu próbując naśladować ten jego straszny głos.

Weszliśmy do sali gdzie mieszczą się 10 łóżek które leżą przy ścianie, pokój tak jak każdy inny w tym budynku jest ponury i śmierdzący, podłoga tak jak reszta jest zrobiona z kamienia, nie ma tu okien zaś jedynym źródłem światła to dwie pochodnie nad wejściem do tego pomieszczenia, pochodnie dają też trochę ciepła temu pomieszczeniu.

-Zaczekam aż skończycie śmiertelnicy, powiedział jeszcze spokojniej i powolniej.

Podszedłem więc do ciała, smukły dość ubogi człowiek, bez blizn, włosy są jasne jak słońce tak samo jak skóra, obecnie jest zupełnie nagi, obejrzałem rany, to na sto procent wampir, ugryzienia wokół tętnicy oraz żył, nie ma wątpliwości, poza tym nic ciekawego.

-Wiemy że to wampir ale nic poza tym, co teraz Grejmold?

-Teraz pójdziemy obejrzeć miejsce zbrodni.

Ten straszny gość odprowadził nas do wyjścia po czym ruszyliśmy do miejsca zbrodni.

Byłem dość mocno zdziwiony tym człekiem z kostnicy więc zapytałem Grejmolda.

-Co to był za gość?

-Oni wszyscy tacy są, ja ich po prostu omijam i się tego trzymam gdyż dzięki moim umiejętnościom omijania problemów jeszcze żyję, tobie radzę to samo.

-Ty i omijanie problemów? Dobre!

Grejmold spojrzał na mnie jak by chciał powiedzieć coś w stylu: Zamknij się albo ci walne w ryj co nie jest zbyt prawdopodobne.

Okazało się że nasz cel znajduję się w slumsach, wspaniale…

Grejmold tym faktem również nie był zadowolony że aż przestał śpiewać, wreszcie!

Slumsy były po drugiej stronie miasta, czyli przynajmniej pół godziny łażenia, powiem wam jak już dojdziemy.

 

Dotarliśmy, po 40 minutach gdyż Grejmold przez jakiś czas szedł złą drogą, ale w końcu dotarliśmy, od razu rzucały mi się w oczy: Biedni ludzie, brudne oraz śmierdzące najróżniejszymi rzeczami ulice, no i żeby było mało zniszczone oraz brudne kurzem budynki.

Po przebyciu kilku takich ulic przyzwyczaiłem się do smrodu, rzygów taniego i zepsutego żarcia, tanich alkoholów oraz cuchnących ludzi, nauczyłem się także sprawnie omijać najróżniejsze śmiecie.

W końcu weszliśmy do małej uliczki która była ślepym zaułkiem, po prawej i lewej stronie znajdowały się domy zaś na końcu ulicy karczma nosząca nazwę „pod stołem” muszę przyznać że to zacna nazwa, po ulicy poruszają się zaledwie trzy osoby.

Przed karczmą dokonało się zabójstwo tak jak poinformował mnie Grejmolt.

Podeszliśmy więc pod karczmę lecz nic tu po prawdzie nie było, tylko spora wyschnięta plama krwi pokryta kurzem.

-Yyy…Grejmolt po co żeśmy tu przyszli? Zapytałem Grejmolda z lekkim pod denerwowaniem.

-Myślałem że może uda nam się coś tu znaleźć. Odpowiedział mi Grejmold z przerażeniem na twarzy i nie winnym głosem.

Spojrzałem za siebie i dostrzegłem coś dziwnego, człeka z kapturem przerzuconym na czoło ubranego w ciemną szatę, lecz co najdziwniejsze, jego ubranie nie było brudne (a w tej dzielnicy to coś) od razu zrozumiałem że on coś wie, krzyknąłem żeby tu przyszedł lecz on nie posłuchał i zaczął uciekać.

-Biegniemy za nim Grejmold!

-Czemu?

-Nie czas na pytania!

Razem z Grejmoldem biegliśmy przez kilka minut za tajemniczym człowiekiem, po drodze krzyczeliśmy żeby ktoś go zatrzymał (nikt nie słuchał) w końcu wbiegliśmy do centrum gdzie roiło się od ludzi więc pościg można uznać za nieudany.

-To co szefie, wracamy do karczmy?

Zapytał Grejmold dysząc lekko ze zmęczenia.

-Po co?

-Może przepytamy karczmarza albo coś.

-Niech będzie.

Wróciliśmy więc pod karczmę po czym do niej weszliśmy, karczma wyglądała dokładnie tak jak się spodziewałem…syf kiła i mogiła, bandyci, kilkoro krasnoludów i śmierdzący brzydki i gruby karczmarz.

-Czego? Zapytał z nutą obojętności karczmarz.

Zapytałem więc:

-To u was było to morderstwo?

-U mnie… a co?

-Zauważyliście coś?

Tymczasem Grejmold rozgościł się tutaj i popijał piwo.

-A co wam do tego, ja dbom o prywotność mych klientów.

-Dbasz o wampira?

-Jeśli zapłaci to co mi do tego.

-Ale on zabija ci klientele! Odpowiedziałem mu z goryczą.

-To nie był stały klient. Powiedział karczmarz jednocześnie wzruszając ramionami.

-Ale on ci straszy innych klientów.

-Niby tak ale…kim ty jesteś?

-Jestem łowcą…wynajęła mnie pani Regilda Van Loop.

-Jaki ona ma interes w tym żeby pozbyć się wampira?

-Pomyślmy….boi się o własne życie, o swój interes, ród i masę innych rzeczy.

Powiedziałem z irytacją.

-Widziałem go, przyszedł tutaj i siedział w rogu…nic nie zamowiał, czekał.. kiedy jeden z klientów wyszodł on także wyszodł, a że był wieczór to nikogo nie było na ulicy więc i warunki idealne do zabicia, wypicia.

-Widziałeś jak wyglądał?

-Wompierz był średniego wzrostu zwyczajnej postury, miał kaptur więc tworzy nie widziołem, jedynie że brody i blizn nie mioł.

-Był sam?

-Som.

-Dzięki, czy mogę popytać gości?

-Możesz ale żaden z tu obecnych nie był obecny wczoraj wieczorem.

-Idziemy Grejmolt.

Grejmolt wstał z niechęcią, zapłacił za piwo po czym wyszliśmy z karczmy.

 

lV

– Wracamy Grejmolt, trzeba raport zdać a człek by też coś zjadł (po prostu byłem bardzo głodny)

– Ja też bym coś zjadł…

– To chodźmy.

Wróciliśmy więc po drodze Grejmolt zakupił trochę przypraw z listy którą dała mu zapewne jego pani.

Kiedy wróciliśmy było trochę po południu, bramę otworzono nam od razu.

Weszliśmy do rezydencji, Grejmolt gdzieś poszedł a ja uznałem że pójdę do pokoju Regildy.

Musicie wiedzieć że nie wyszła jeszcze za mąż więc cały czas nie tracę nadziei.

Przeszedłem trochę korytarzy aż wreszcie dotarłem pod pokój z ładnymi kamiennymi drzwiami z napisem :

Nie wchodzić!!

Wszystko jest jasne, rozejrzałem się po korytarzu aby upewnić się że nikogo w nim nie ma… nie ma nikogo, wszedłem więc do środka.

Pokój olśniewający… Marmurowa podłoga, ściany oraz sufit, piękne ogromne okno wykonane z najlepszego szkła, na podłodze dywan ze skóry krokodyla, przepych.

Przy oknie sporę łóżko na którym jest piękna kołdra z najdroższych materiałów i z różowym barwnikiem, na prawo od łóżka spore biuro z masą papierów, zaś na ścianach masa drogich obrazów, w pokoju jest sporo szafek, na lewo i prawo od wejścia są jeszcze dwa drzwi, poszedłem na lewo, uff nikogo nie ma…duża łazienka z masą kremów i innych kobiecych rzeczy, ogromna wanna oraz kominek , na szafkach nie mogło zabraknąć także zapachowych świec. Kiedy tak se patrzyłem usłyszałem głos…Regildy.

– Co tu robisz? Zapytała z nutką złości i udawanym zaciekawieniem.

– Ten no…zwiedzałem! Powiedziałem to z udawanym uśmiechem.

– Wykonujesz dla mnie prace… nie jesteś przyjacielem, wypad stąd, idź jeść, służący przygotowali rosół z kaczki.

-A ty nie jesz? Zapytałem z nadzieją.

Odpowiedziała jedynie gestem głowy który nakazywał mi opuścić te pomieszczenie.

Cholera, nie dowiem się co było w pokoiku na prawo.

 

W Sali jadalnej siedział już Grejmolt i kilka nie znanych mi osób, zjadłem zupę (była dobra) po czym razem z Grejmoltem wszyliśmy na dwór.

-Gdzie teraz? Zapytałem Grejmolta z obojętnością.

-Ten karczmarz kłamał.

-O czym ty mówisz Grejmold?

-Wiem gdzie są świadkowie a on nam chciał wmówić że nie ma żadnych świadków.

-Idziemy do niego! Krzyknąłem ze wściekłością.

-Pierwsze świadkowie.

-…Niech będzie, idę po rzeczy i wyruszamy.

Poszedłem po mój miecz, miksturę leczniczą, moją sakiewkę ze złotymi monetami oraz odtrutkę.

Resztę ekwipunku zostawiłem w rezydencji, w obecnej sytuacji się nie przyda.

-Przed wyruszeniem w drogę, kim są i gdzie są ci świadkowie.

-No… jest strażnik, on właśnie idzie do pracy więc pójdziemy do koszarów, no i mieszkańcy tamtej ulicy gdzie była karczma.

-Czemu mi nic nie powiedziałeś wcześniej, zaoszczędzilibyśmy czas.

-Nie chce robić z siebie mądrego ale to wzbudziło by podejrzenia karczmarz, a on trzyma z wampirem, co nie?

-Przymknij się Grejmolt.

-Powiedz Grejmoldzie, gdzie są koszary?

-Nie daleko targu.

-Idziemy więc. Powiedziałem z niechęcią.

 

Wróciliśmy więc do tej karczmy, weszliśmy do karczmy, karczmarz cały czas stał za barem, liczba gości zmniejszyła się do…jednego, cóż nie dobra pora, tamten klient chyba dostrzegł jak wkurzeni jesteśmy więc wstał i wyszedł.

-Mogę wam pomóc panowie, zapytał z lekkim niepokojem, karczmarz.

Odpowiedziałem mu więc z ogromną złością ale nie z taką żeby strażnicy tu się zleźli.

-Na cholerę trzymasz z wampirem!

-O czym tu mówisz?

-Nie mów tak jakbyś nic nie wiedział, byli świadkowie i dobrze o tym wiesz!

Nastąpiło milczenie.

Kontynuowałem więc.

-Nic teraz nie powiesz! Czemu układasz się z nieumarłym!

-On ma nieskończoną ilość pieniędzy więc może przekupywać kogo chce, przez ten jeden wieczór zarobiłem więcej niż przez rok! Wykrzyczał jednocześnie płacząc karczmarz.

-Możesz to jeszcze naprawić.

Tymczasem Grejmold przystępował z nogi na nogę z zniecierpliwieniem.

-Niby jak mam to naprawić!?

-Po pierwszej uspokój się bo zachowujesz się jak mała dziewczynka.

-Po drugie powiesz nam coś użytecznego o tym wampirze?

-Ukrywa się za miastem, w takiej opuszczonej chacie, powiedział żebym tam poszedł i powiedział mu jak ktoś się nim za bardzo będzie interesował.

-Czemu tam jeszcze nie poszedłeś, dostałbyś więcej pieniędzy.

-No właśnie, dodał Grejmold.

-Ja się go boję, wy też powinniście!

-Proszę zabijcie go, bo jak się znudzi tym miastem to na sto procent mnie zabije!

-Nie martw się, po prostu pokaż mi gdzie jest jego chata, zrobisz to?

-Tak, czekajcie chwile mam coś dla was, 300 złotych koron za uratowanie mi życia.

-Dzięki, idźmy już.

 

Przed wyruszeniem zameldowaliśmy to co się dowiedzieliśmy u Regildy, ja zaś wziąłem kilka sztyletów do rzucania ze srebra, Grejmold powiedział że umie strzelać więc dałem mu moja kuszę ze srebrnymi bełtami, poszliśmy więc.

Podróż trwała godzinę, teren wokół miasta nie jest może najgorszy ale do raju mu daleko, las jak las.

Grejmold był trochę wystraszony ale przemówiłem mu do rozsądku, w końcu zaraz będzie bitka.

 

Dotarliśmy do małej chatki, wokół drzewa, słońca za dużo tu nie ma, jest chłodno, dobrze że pod nogami jest sucha ziemia a nie mokradła, sama chatka stoi pomiędzy drzewami, jest nie wielka, wykonana z drewna, chatka jest bardzo stara, zawala się powoli.

Dach jest zrobiony także z drewna, są także z przodu dwa nie duże okna oraz drzwi, na oknach wisi biała zasłonka.

-Www….wchodzimy? Zapytał z przerażeniem Grejmold.

-Tak, ty dobry człowieku oddal się tu będzie gorąco.

Człek się oddalił, mieliśmy tam wejść ale wampirowi przestało się chcieć czekać.

Już bez kaptura, jego twarz blada niczym śnieg zaś włosy ciemne jak węgiel, twarz bez blizn, człek…to znaczy wampir jest średniej postury oraz wzrostu.

-Nie potrzebnie tu przyszedliście.

-Roderik, on gada jak ten gość z kostnicy.

-Ta, dobrze że tylko brzmi.

-Nie musicie ze mną walczyć, zabije was w chwile, zróbmy tak, dam wam tyle pieniędzy ile chcecie a wy dacie mi dostęp do Regildy, co ty na to łowco, podobno jesteście chciwi na kasę.

Poprawiłem moje średniej długości blond włosy i powiedziałem ze wkurzeniem.

-Mam kilka powodów dlaczego tego nie zrobię:

Po primo kocham ją a po secundo nigdy nie pomogę takiej kreaturze takiej ty!

-Teraz Grejmold!

Grejmold wystrzelił bełt z kuszy, pofruną przez powietrze tak 100 razy szybciej niż galopujący koń, trafił wampira w jego głupi łeb, wampir krzyknął z bólu i złości, po czym teleportował się do Grejmolda i zanim zdążyłem co kolwiek zrobić jego pazury zabiły Grejmolda.

Upadł na ziemie.

-Ty..ty..ty!

Bez namysłu rzuciłem sztyletami w niego, trzy z czterech trafiło w niego.

To go zabolało.

Już nie tak sprawnie teleportował się za moje plecy i uderzył mnie swoimi szponami ale ja w czas kucnąłem, szybko wyciągnąłem miecz i pół obrotu ciąłem w korpus, wampir nie miał już dość sił aby się teleportować, po chwili już nie żył.

 

Odebrałem moje pięć tysięcy koron, Regilda ze łzami w oczach pochowała Grejmolda, powiedziała żebym wyjechał ale żebym ją kiedyś odwiedził jak będę miał czas.

Koniec

Komentarze

Piszcie co myślicie

????CO TO?????

Dzień doberek, młody. 

Zacznę od technikaliów:

 

wieśniacy uzbierali razem 100 koron, i akurat w pobliżu byłem ja…a ja takich okazji nie przepuszczam, bo trójka bandytów to nie zbyt trudni przeciwnicy, przynajmniej dla mnie.

→ W tekstach liczby zapisujemy słownie – sto. 

→ Spacja po kropeczkach. 

→ niezbyt 

 

Właśnie wróciłem do wioski, wioska nie jest zbyt duża, na oko trzydziestu mieszkańców, wioska jest dosyć biedna oraz często napadana przez bandytów, coś mi mówi że to zasługa tego że wioska znajduję się pośrodku lasu a do najbliższej wioski lub miejscowości jest pół dnia drogi, krótko mówiąc ZADUPIE.

→ W jednym zdaniu słowo “wioska”, pojawia się pięć razy. Proponowałbym na początku budowanie krótszych zdań, przez co łatwiej będzie uniknąć powtórzeń. 

 

-Witaj. Powiedział bez emocji.

→ Dialogi w całym tekście są źle zapisane. Polecę Ci poradnik, który powinien pomóc. 

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

 

Ogólnie powinno to wyglądać tak:

Witaj – powiedział bez emocji. 

Też z tymi dialogami na początku miałem problem, więc spoko – ogarniesz. Ale mówię… dialogi w całym tekście mają niepoprawny zapis, więc nie będę z każdego z osobna tutaj wymieniał. 

 

Dostałem umówioną sumę, co mnie bardzo ucieszyło gdyż nie zawszę dostaję umówioną sumę.

→ zawsze (ten błąd również pojawia się kilkukrotnie). 

 

Następnego ranka pojechałem oczywiście dalej, konkretnie mówiąc do miasta Obersfish, to dość sporę miasto mieszka w nim około 5000 ludzi…

→ spore

 

Właśnie wjeżdżam do miasta i muszę przyznać że imponuję mi to miasto, chyba do dla tego że od miesiąca jeżdżę po jakiś małych śmierdzących wsiach…

→ to 

 

-Wampir wyższy.

szerzę, pomyślałem sobie coś w stylu:

 

→ szczerze?

 

Następnego dnia z ranka ruszyliśmy więc do stolicy tego ‘’wspaniałego” państwa, podróż ma trwać około dwóch może dwóch i poł tygodni…

→ pół 

 

Doczytałem do końca, jednak błędów już w komentarzu nie wymieniałem, bo jest ich bardzo dużo. 

To co mogę Ci polecić:

*Primo – kilkukrotne przeczytanie tekstu przed jego publikacją – w taki sposób z pewnością kilka błędów wyłapałbyś samodzielnie. Tylko polecam robić to po przynajmniej kilku dniach, kiedy skończysz pisać – wtedy spojrzysz na tekst nieco bardziej świeższym okiem

* Po drugie Primo – Zerknięcie w poradnik jak wyglądają poprawnie zapisane dialogi (na samym początku będzie ciężko, ale dasz radę). Poradnik już zalinkowałem wyżej.

* Po trzecie ultimo – No to betalista. 

Zalinkuję również. Jesteś tu nowy, to pewnie nie wiesz o czym ja w ogóle gadam? Z linka się dowiesz, ale w skrócie – są na portalu osoby, które jak nie mają co robić i się okrutnie w życiu nudzą, to sprawdzają tekst autora pod kątem błędów itp, zanim opowiadanie ujrzy światło dzienne i zawita na forum. 

https://www.fantastyka.pl/loza/17

 

To powinno nieco pomóc. 

Na koniec:

Jeśli wiek w profilu jest prawdziwy, to i tak propsy za to, że piszesz. Ja w wieku 15 lat nawet nie czytałem książek ;p

Fabularnie jest całkiem ok, jednak musisz popracować nad opowiadaniem od strony technicznej. Zakładam, że to Twój początek z pisaniem, więc z pewnością się wyrobisz. 

No nic… kibicuję! 

 

EDIT: Jak w przyszłości będziesz coś tutaj publikował i ogarniesz zalinkowany temat betalisty, mogę pomóc przy tekście. 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Przeczytałam do momentu, gdy bohater postanowił udać się do lady Regildy i na tym poprzestanę, albowiem nie umiem czytać tak źle napisanego opowiadania. Nie potrafię skupić się na treści, albowiem niemal co słowo potykam się o różne błędy i nieprawidłowości.

Wybacz więc, Janie, ale dopóki nie postarasz się, aby opowiadanie nadawało się do czytania, nie mogę obiecać, że dokończę lekturę.

Sugeruję też, abyś – dopóki nie opanujesz warsztatu – nie porywał się na długie opowieści. Ćwicz, pisząc krótkie opowiadania i czytaj, dużo czytaj. Postaraj się też poznać przynajmniej podstawowe zasady rządzące językiem polskim.

 

Wła­śnie wra­cam z ko­lej­nej ro­bo­ty, tym razem było cał­kiem….pro­sto. ―> Brak spacji po wielokropku – ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie. Wielokropek ma zawsze trzy kropki – dodatkowa kropka pojawia się w wielokropkach wielokrotnie.

Winno być: Wła­śnie wra­cam z ko­lej­nej ro­bo­ty, tym razem było cał­kiem pro­sto.

 

karcz­ma wy­glą­da dość ubogo, ścia­ny nie wy­glą­da­ją zbyt so­lid­nie… ―> Powtórzenie.

 

Przed wej­ściem po­pra­wi­łem moje śred­niej dłu­go­ści blond włosy… ―> Zbędny zaimek – czy poprawiałby cudze włosy?

A może wystarczy: Przed wej­ściem po­pra­wi­łem fryzurę… Lub: Przed wejściem przeczesałem włosy palcami.

 

za­śle­pił mnie za­chód słoń­ca… ―> Pewnie miało być: …oślepiło mnie zachodzące słońce

Za SJP PWN: zaślepićzaślepiać  1. «o uczuciach, namiętnościach: uczynić kogoś niezdolnym do obiektywnego myślenia» 2. «zatkać czymś otwór»

 

brud­na pod­ło­ga, na jed­nej ze ścian widać grzy­ba…jak miło. ―> A może: …brud­na pod­ło­ga, jedna ściana zagrzybiona… jak miło.

 

na oko sześć­dzie­siąt lat około jeden metr sie­dem­dzie­siąt… ―> Skąd w opisywanym świecie znane są metry?

Proponuję: …na oko sześć­dzie­siąt lat, słusznego wzrostu

 

-Wi­taj. Po­wie­dział bez emo­cji. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Zbędna kropka po wypowiedzi. Brak półpauzy po wypowiedzi. Didaskalia małą literą.

Winno być: Wi­taj – po­wie­dział bez emo­cji.

Jak już zauważył NearDeath, źle zapisujesz dialogi. Mam nadzieję, że podany poradnik pomoże Ci opanować podstawowe zasady ich zapisywania.

 

Do­sta­łem umó­wio­ną sumę, co mnie bar­dzo ucie­szy­ło gdyż nie za­wszę do­sta­ję umó­wio­ną sumę. ―> Literówka. Brzydkie powtórzenie.

 

mia­sto leży na wscho­dzie, ak­ma­ro­nu… ―> …mia­sto leży na wscho­dzie Ak­ma­ro­nu

 

Wła­śnie wjeż­dżam do mia­sta i muszę przy­znać że im­po­nu­ję mi to mia­sto… ―> Powtórzenie.

Proponuję: Wła­śnie wjeż­dżam do mia­sta i muszę przy­znać, że im­po­nu­ję mi ono

 

chyba do dla tego że od mie­sią­ca jeż­dżę po jakiś ma­łych śmier­dzą­cych wsiach…nie żeby tu nie śmier­dzia­ło bo śmier­dzi… ―> …chyba to dlatego, że od mie­sią­ca jeż­dżę po jakichś ma­łych śmier­dzą­cych wsiach… nie żeby tu nie śmier­dzia­ło, bo śmier­dzi

 

Po około dzie­się­ciu mi­nu­tach do­dar­łem do karcz­my żeby za­kle­pać noc­leg.

Wsze­dłem więc do karcz­my, ta karcz­ma wy­glą­da o niebo le­piej: Po pierw­sze karcz­ma jest czy­sta. […] No i po trze­cie karcz­marz wy­glą­da jak nor­mal­ny czło­wiek a nie bru­das, nawet nie py­taj­cie jak wy­glą­dał karcz­marz w po­przed­niej karcz­mie… ―> Powtórzenia.

 

-(szep­ta) Ej ty! Blond włosy do cie­bie mówię . ―> Skoro szepcze, to po co wykrzyknik?

Szepcze:

– Ej, ty, blondwłosy, do cie­bie mówię.

 

Przyj­rza­łem mu się do­kład­niej, ciem­ne śred­niej dłu­go­ści włosy które spły­wa­ją mu po jego wy­chu­dzo­nej twa­rzy, ciem­ne ubra­nie które wy­glą­da­ją na nim ko­micz­nie głów­nie dla­te­go że na nim wiszą… ―> Nadmiar zaimków.

Może: Przyjrzałem mu się dokładniej – ciemne, średniej długości włosy spływają wzdłuż wychudzonej twarzy, ciemne ubranie wygląda komicznie, głównie dlatego, że na nim wisi

 

-Wy­sy­ła mnie lady Re­gil­da. ―> Przysłała mnie lady Re­gil­da.

 

Wtedy pa­mię­ta­łem tylko tyle że to fajna laska. ―> To słowo, jako zbyt współczesne, nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

 

wam­pi­ry to bar­dzo BAR­DZO po­tęż­ne isto­ty… ―> Czemu służy powtórzenie i wielkie litery?

 

my­śla­łem że żar­tu­ję… ―> My­śla­łem, że żar­tu­je

Nowe zdanie rozpoczyna wielka litera.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

Inspirujące, że mając 15 lat nie tylko chcesz ale i zaczynasz pisać. Ja w tym wieku t raczej wolałem grać w grę Tombrajder ;-)

Przebrnąłem przez pierwszą część i pasuję. Przeczytaj spostrzeżenia od NearDeath i regulatorów, weź głęboki oddech i działaj. Z chęcią przeczytam dalej, ale już po poprawkach.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka