- Opowiadanie: Plasterix - Seburion

Seburion

Oceny

Seburion

Generał Seburion w milczeniu przyglądał się otaczającemu go polu bitwy. Kolejne zwycięstwo. Nadal czuł pulsującą w żyłach krew, ale emocje pobudzone walką powoli opadały. Zewsząd dało się słyszeć krzyki i pojękiwania rannych i konających. W ogromnej większości byli to wojownicy kolejnej osady, która stała na ich drodze. Niektórych właśnie dobijano. Jeńcy nie byli mu do niczego potrzebni. Przeprowadzali czystki , nie brali udziału w regularnej wojnie. 

Był już gotów wbić miecz w ziemię i odmówić modlitwę dziękczynną do Hebousa, boga wojny, kiedy mu przerwano.

– Generale?

Był to jeden z jego nieustraszonych gwardzistów. Zbroja żołnierza była poplamiona krwią, a ściekający z czoła pot, zmywał brud z jego twarzy.

Seburion przeniósł ponownie wzrok na pobojowisko i odpowiedział.

 – Jedźcie, kiedy skończycie, spalcie wszystko.Pamiętaj też, że jeśli komuś uda się uciec, to dobrze. Niech opowie następnej bandzie dzikusów co tu się stało. Strach przed naszym nadejściem osłabi ich wolę walki.

 Żołnierz odpowiedział:

 – Siła i honor, Generale

 – Siła i honor.

 Popatrzył chwilę, jak żołnierz się oddala.

Gwałcenie kobiet pokonanego przeciwnika było swoistą nagrodą dla jego ludzi, pozwalało też ostudzić nastroje po bitwie.

Seburion wbił miecz w ziemię i uklęknął.

 “Niezwyciężony Hebousie, dziękujemy Ci za opiekę, którą otaczasz swoich wiernych synów i siłę, którą napełniasz nasze szeregi. Przyjmij to zwycięstwo, jako naszą wdzięczność i zapewnij miejsce u twego stołu wszystkim naszym, poległym braciom.”

Po zmówieniu modlitwy wsiadł na czekającego nieopodal konia i udał się do obozu.

Na miejscu największy ruch dało się zauważyć wokół lazaretu. Żołnierze pomagali rannym towarzyszom zsiadać z koni i zdejmować pancerze. Medycy krzątali się, gotowi udzielić pomocy pierwszym potrzebującym.

 Kiedy wszedł do swojego namiotu, służący natychmiast zabrali się za napełnianie balii gorącą wodą.

Odpiął pas z mieczem i odłożył go na bok, a następnie zaczął powoli rozpinać i zdejmować zbroję. Wyczyści ją pózniej. Seburion mógł oddać zbroję służącym, którzy zajęliby się nią z najwyższą starannością, ale było to coś, co wolał robić osobiście.

Zawsze uważał, że żołnierz sam powinien dbać o swój oręż, w końcu to coś na czym ma polegać podczas bitwy. Żaden pasek nie może być uszkodzony, żadna krawędź odgięta w niewłaściwy sposób. Zbroja to druga skóra prawdziwego żołnierza.

Kiedy już poukładał elementy pancerza na stole, powiesił kolczugę i ściągnął przepoconą przeszywanicę, służący wyszli bez słowa.

Rozebrał sie do naga i wszedł do wanny, usiadł, a muskularne ramiona oparł na jej krawędziach. Odchylił głowę i zamknął oczy.

Czuł jak ciepło wody powoli łagodzi jego napięte mięśnie, jak uspokaja jego rozszalałą podczas bitwy duszę.

Jedynym powodem, dla którego był na tych przeklętych przez boga stepach, było to, że Imperium nie prowadziło obecnie żadnej kampanii.

Seburion uważał, że żołnierz nie może przebywać zbyt długo poza polem bitwy. To sprawia, że mięknie. Sam poświęcił swoje życie służbie w armii Imperium. Postawił sobie za cel sumienne doskonalenie się w sztuce wojny. Nie założył rodziny. Oficjalnie był właścicielem ziemi, a nawet małego zamku, ale rzadko tam bywał. 

Miał pięćdziesiąt dwa lata i nadal był najlepszym szermierzem w Imperium. Mało kto miał odwagę wyzwać go na pojedynek. Nawet o połowę młodsi od niego zawadiacy kurczyli się, gdy padało jego imię.

Na szacunek Cesarza zapracował sobie jednak swoim talentem przywódczym.

Kompania, którą formował latami, nie miała sobie równych.

Zasłynęli z bitew przeciw nieustraszonym i brutalnym barbarzyńcom z Lodowych Wysp na północy. Wykazali się podczas inwazji na sąsiadujące z Imperium królestwa.

Byli wysyłani do najcięższych potyczek, przeciw najbardziej wymagającym przeciwnikom. Ich przybycie podnosiło też morale regularnej armii.

Marzeniem każdego zwykłego żołdaka była przynależność do słynnej kompanii generała Seburiona.

Każdy ochotnik musiał stoczyc pojedynek na śmierć i życie z jednym z najstarczych żołnierzy generała. Rzadko się udawało, ale jeśli już, to było to upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu. Pozbywano się starszego żołnierza, z należytymi honorami oczywiście, a w jego miejsce przychodził młody żądny krwii wojownik, gotowy poświęcić się dla służby w elitarnym oddziale generała.

Obecnie jedynym miejscem, w którym Seburion mógł zapewnić robotę swoim ludziom, były stepy na dalekich południowych obrzeżach Imperium Tarentu. Zamieszkiwały je plemiona śniadoskórych wyznawców Dżassy, religii absolutnie nie akceptowanej w Tarencie. Z tego powodu Cesarz pozwalał na przeprowadzanie czystek na osadach położonych blisko Imperium. Południe uważane było za krainę dziką i zacofaną. Zupełnie nie nadającą się do podboju.

Cóż, dopóki Cesarz nie postanowi kontynuować ekspansji, te stepy i bandy dzikusów będą musiały wystarczyć.

Generał czuł, że kąpiel i błądzenie myślami sprawiło, że stał się senny, wtedy z błogostanu wyrwał go narastający odgłos dudnienia. Gdy otworzył szeroko oczy zobaczył, że powierzchnia wody w balii drży. Podmiósł się natychmiast i czym prędzej wyszedł na środek namiotu. Dudnienie narastało w zastarszającym tępie. Dobrze wiedział co było żródłem tego hałasu. Końskie kopyta, tysiące kopyt.

Słyszał krzyki w poblizu namiotu. Pośpiesznie wydawane rozkazy, gorączkowa bieganina. Włożył spodnie i buty, zlapał za pas z mieczem i wybiegł na zewnątrz.

Widok, jaki zastał przyprawił go o trwogę.

Jeźdźcy. Tysiące, być może dziesiątki tysięcy. Przybywali zza wzgórz oddzielających obóz od pola bitwy. Okrążali obóz. Hałas nadjeżdżających zagłuszał wszystko wokół.

Żołnierze generała gotowi do walki, w niepełnych pancerzach ale z bronią w ręku stopniowo zbierali się na środku obozu.

Pomimo, że obóz dla około tysiąca żołnierzy Imperium, był juz otoczony, jeźdźców na wzgórzach ciągle przybywało.

Nietóre z opuszczonych namiotów były tratowane przez galopujące konie.

Kiedy Seburion i jego ludzie byli już ciasno zebrani na środku obozu, jeźdźcy powoli zaczęli zatrzymywać konie. To pozwoliło przyjrzeć się przybyłym.

Wszyscy nosili ciemne pustynne szaty, spod których miejscami połyskiwały kolczugi.

Uzbrojeni byli w krótkie włócznie lub zakrzywione miecze o grubych głowniach.

Pokrzykiwali do siebie z niezrozumiałym języku południowców.

Mieli wielokrotną przewagę i wyglądali bardzo groźnie, aczkolwiek nie atakowali, ustawiając sie równo wokół kompanii generała.

Szok i niedowierzanie utrudniały Seburionowi zebranie myśli. Skąd się wzięli? Aż tylu? Południe miało być zbieraniną plemion, niezdolną zebrać jakiejkolwiek siły zbrojnej.

Rumor tysięcy końskich kopyt powoli słabł.

– Nie ruszać się bez mojego rozkazu! – wykrzyczał do swych ludzi.

Stali w napięciu. Rozglądali się wokół, gotowi do ataku, mimo miażdżącej przewagi wroga.

Po dłuższej chwili jeźdźcy z jednej strony zaczęli się odsuwać robiąc przejście między swoimi szeregami.

Następnie w utworzonym korytarzu pojawiła się postać na koniu, której towarzyszyło dwóch potężnych strażników. Zapanowała cisza.

Przybyłym okazał się siwy starzec ubrany w luźne, jasne szaty. Blady uśmiech gościł na jego śniadej, pokrytej zmarszczkami twarzy. 

Generał powoli wyszedł mu na spotkanie i badawcze spojrzenie starca skupiło się na nim. Zatrzymali się. Potężnie zbudowani strażnicy zeszli z koni, a następnie pomogli zejść leciwemu przywódcy.

Wszyscy trzej podeszli i starzec przemówił płynnie w języku powszechnym.

– Sławny generał Seburion, nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał przyjemność poznać osobiście legendę Imperium.

– Kim jesteś i jakim cudem znasz naszą mowę? 

– Zdziwiony? Dzikus z południa mówi w języku powszechnym. Niesłychane.

Uśmiechnął się szerzej wpatrując sie wnikliwie w Seburiona.

– Nazywam się Suab N’dali, jestem przywódcą duchowym mego ludu a także kapłanem Dżassy, jak obaj wiemy, ogromnie znienawidzonej w Imperium religii. Mówię językiem powszechnym, ponieważ wiele lat temu mieszkałem w Tarencie…

– Wyzywam na pojedynek najlepszego z twoich ludzi! – Przerwał mu Seburion.

Suab N’dali roześmiał się.

– Dziś nie będzie już żadnej walki. Wiem, generale, że jesteś przywykły do rozwiązywania wszystkiego przemocą, ale tym razem do niej nie dojdzie. Ty i twoi ludzie przekażecie ode mnie wiadomość cesarzowi.

– Co z żołnierzami, którzy byli w osadzie?

– Och, oni dopuścili się okropnych czynów. – Zamknął mocno oczy i zacisnął usta.

– Zostali za to ukarani – dodał kiwając lekko głową.

Z tłumu ściśniętych żołnierzy Imperium dało się słyszeć pomruk rozeźlenia i wypowiadane pod nosem groźby. 

– “Siła i honor”, to słowa waszego pozdrowienia, nieprawdaż? Ja nie widzę nic honorowego w tym, co robili twoi ludzie w pobliskiej wiosce. Nazwałbym to raczej czynami godnymi tchórzy.

Wrzawa ze strony okrążonych podniosła się. Było czuć narastające napięcie, ale nikt nie odważył się ruszyć bez rozkazu. Pod wływem słów starca, twarz Seburiona wykrzywiała się coraz bardziej. Zdał sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu nie wie co zrobić. Chęć roztrzaskania głowy południowca była potwornie ciężka do opanowania. Z drugiej strony wiedział, że to oznaczałoby dla niego śmierć.

– Wrócicie do Tarentu, przekażecie cesarzowi, że nie chcemy wojny. Jako gest dobrej woli, darujemy wam życie – powiedział głośniej, aby słowa usłyszało jak najwięcej ludzi Seburiona.

– Zostawicie tylko całą swoją broń, chcę mieć pewność, że nie skrzywdzicie już nikogo po drodze.

Seburion nie mógł powstrzymac sie od zadania pytania.

– Jak udało wam się zebrać tak liczną armię?

– Armię? – Suab rozejrzał się wokół – To co widzisz, można nazwać naszą strażą przednią.

Marna zagrywka, pomyślał generał. Próbuje wywołać jak najwięcej niepokoju, zanim zdamy relację w Tarencie. Niemniej ilość wojska jaka przybyła ze starcem, zrobiłaby wrażenie na niejednym oficerze Imperium.

Na twarzy starca znów pojawił się blady usmieszek.

– Ignorancja panująca w Tarencie jest szokująca. Myślicie, że świat kończy się na granicach Imperium. Interesujecie się tylko państwami wartymi podbicia, tymczasem wielki generał Seburion został zaskoczony przez zbieraninę dzikusów z południa. Czy wiesz dlaczego Tarentianie tak bardzo nienawidzą Dżassy? Ze strachu.

– Co masz na mysli?

– Jeśli cesarz nie zaakceptuje naszej propozycji pokoju i nie przestaniecie najeżdżać moich braci, będziecie mogli sami się przekonać. – Suab zrobił surową minę wpatrując się w generała.

Generał przypomniał sobie, jak przed laty usłyszał raport kilku ocalałych członków ekspedycji, wracającej z dalekiego południa. Przerażeni podróżnicy bredzili o kapłanach przywołujących okrutne, złe duchy. Nikt nie chciał brać ich na poważnie. Stwierdzono, że zaszkodziło im bezlitosne południowe słońce i sprawę zamknięto.

Seburion po dłuższej chwili oderwał wzrok od kapłana. Wydał swoim ludziom rozkaz, aby rzucili broń. Czuł się zdruzgotany na myśl, jak wydarzenia dzisiejszego dnia wpłyną na morale jego kompanii. Postanowił, że jak tylko wyruszą w drogę powrotną do Imperium, zapewni swoich ludzi, że wrócą, by sie odegrać. Obietnica zemsty napompuje w ich żyły świeżą krew.

– Zemsta jest drogą głupców, generale. – Usłyszał za plecami. Natychmiast zesztywniał i odwrócił się zszokowany. Starzec znów świdrował go tym przenikliwym spojrzeniem.

– Żądza rewanżu zabiera w życiu czas, który można poświęcić na wiele innych, dających szczęście zajęć.

Czy ten przeklęty staruch czytał w jego myślach?

Suab N’dali uśmiechnął się szeroko a w jego oczach pojawiło się coś co wywołało u Seburiona strach. Strach, jakiego nie zaznał od bardzo dawna.

– Żegnaj, generale. Mam nadzieję, że nie będzie nam dane zobaczyć się ponownie.

Dowódca dołączył do swoich ludzi, którzy kończyli już zdawać broń. Na ich twarzach dało się wyczytać ogromne przygnębienie i …wstyd? Jego kompania pierwszy raz w historii została pokonana. Najbardziej bolał fakt, że była to porażka bez walki. Wiedział już, że czeka ich bardzo długa podróż powrotna.

Koniec

Komentarze

Ok, po pierwsze to brzmi jak fragment. Zakładam, że to część uniwersum, które budujesz. Proponuję, żeby to oznaczyć. 

Właściwie historia nie jest interesująca dla czytelnika, który nie zna kontekstu Twojego świata, ani postaci w nim występujących. Stary generał i jeszcze starszy mężczyzna-mag – raczej operowanie kliszami, co niekoniecznie musi być złe. Po prostu brakuje jakiegoś haczyka, który miałby sprawić, że jakkolwiek będą obchodzić mnie te postaci. Sama historia to już też raczej nijaka – jest generał i został zaskoczony. Emocji nie stwierdzono. 

Technicznie – jest trochę literówek, takich sobie sformułowań, ale pewnie odnajdą je osoby, które lubują się w takich łapankach. Ja zwrócę uwagę na początek: 

 

Generał Seburion w milczeniu przyglądał się otaczającemu go polu bitwy. Kolejne zwycięstwo. Nadal czuł pulsującą w żyłach krew, ale emocje pobudzone walką powoli opadały. Zewsząd słychać było krzyki i pojękiwania rannych i konających. W ogromnej większości byli to wojownicy kolejnej osady, która stała na ich drodze. Niektórzy byli właśnie dobijani. Jeńcy nie byli mu do niczego potrzebni. Przeprowadzali czystki , nie brali udziału w regularnej wojnie. 

Był już gotów wbić miecz w ziemię i odmówić modlitwę dziękczynną do Hebousa, boga wojny, kiedy mu przerwano.

– Generale?

Był to jeden z jego nieustraszonych gwardzistów. Zbroja żołnierza była poplamiona krwią…

Cały czas “było, byli, był”. Spróbuj może przeformułować zdania, żeby zwiększyć ich różnorodność. 

Nie chcę ostatecznie oceniać samego konceptu świata, bo w opowiadaniu znajduje się tylko jego wycinek. W tym krótkim fragmencie wykreowany świat jest generyczny i nie broni się sam. Potrzebuje ciekawych postaci lub dodatkowych elementów, których tu brakuje, ale mam nadzieję, że w przyszłości się pojawią :) 

Hej Arq! Dzięki za Twój komentarz i uwagi. Jeśli chodzi o błędy, to chcę nauczyć się ich unikać, udostępniając tu swoje prace. Wszystkie Twoje uwagi przyjęte na pokład. Może muszę popracować nad odzwierciedlaniem emocji w treści. Nie chcę też przesadzać z opisywaniem samego świata, bo zostałem już wcześniej skrytykowany za przydługie opisy. Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam!

Ja generalnie nie uważam, że worldbuilding oznacza długie opisy. Charakterystyczne zachowanie postaci, drobne akcenty, nawet jednozdaniowe wrzutki potrafią zbudować charakterystyczny świat o własnej specyfice. Myślę, że w kontekście swojego opowiadania masz na to przestrzeń. Przykład – mieszkańcy Dżassy z jakiegoś powodu budzą nienawiść. Możesz pokazać to opisując obrzydzenie generała wobec czegoś charakterystycznego dla tej kultury. Może jakieś elementy sztuki lub religii? Charakterystyczne figurki, cokolwiek. Możliwości jest wiele i wyjście myśleniem poza podział opisy/akcja na pewno zwiększy wartość Twojej twórczości.

Podobnie jak Arq, mam wrażenie, że zamieściłeś fragment większej całości. Tekst wygląda jak pierwszy rozdział powieści.

Zaciekawił mnie Twój świat. Wprowadzasz nowe religie, rasy, kraje – to na plus. Jednak wolę poznawać zamknięte historie, z niespodzianką w zakończeniu.

Opowiadanie czytało się dosyć dobrze. Postaraj się zastępować słowo “być” innymi wyrazami, warto też popracować nad interpunkcją. Bohaterowie wydali mi się przewidywalni i typowi, dobrze by było zaskoczyć czymś czytelnika w tworzeniu postaci.

Tekst dotyczy żołnierzy. Szkoda, że nie widzimy żadnego z nich na polu bitwy. Cechy Seburiona lepiej pokazać niż podawać gotową listę. Nie sądzę też, żeby wojownicy byli czyściochami kąpiącymi się zaraz po bitwie. ;)

Witam, Plasterixie. :-)

Tu piątkowa dyżurna. Podobało mi się Twoje opowiadanie! Podobnie jak inni odbieram go jako fragment, ale tekst jest dobrze napisany i mamy do czynienia ze kompletną sceną. Opowiedziane przez Ciebie zdarzenie z kampanii generała Seburiona jest zajmujące i czytałabym dalej.

Skojarzyło mi się z wyprawami i podbojami Tamerlana (Czyngis-Chana).

 

Poniżej drobiazgi, ktore zauważyłam:

a brud z jego twarzy rozmywał ściekający z czoła pot.

Podmieniłabym słowo.

Niech opowie następnej bandzie dzikusów(+,) co tu się stało. Strach przed naszym nadejściem osłabi ich szeregi.

 Oslabi wolę walki, przerzedzi szeregi

Popatrzył chwilę(+,) jak żołnierz się oddala.

Jedynym powodem(+,) dla którego był na tych przeklętych przez boga stepach, 

Oficjalnie był właścicielem ziemii 

Literówka.

Nawet o połowę młodsi od niego zawadiacy kurczyli się(+,) gdy padało jego imię.

Rzadko sie udawało, 

Literówka.

Wszyscy nosili ciemne pustynne szaty, spod których miejscami widniały kolczugi.

Podmień słowo, np. wyglądały albo na inne, lepsze.

Potężnie zbudowani strażnicy zeszli z koni(+,) a następnie pomogli zejść leciwemu przywódcy.

Ja nie widzę nic honorowego w tym(+,) co robili twoi ludzie w pobliskiej wiosce. 

ale nikt nie odwarzył się ruszyć bez rozkazu. 

Popraw, prędziutko, ort.

którzy kończyli juz zdawać broń.

Literówka.

 

Podsumowując, jest ciekawe, pisz dalej i proszę o kolejny fragment, ja będę czytała. Gdybym miała się czepiać trochę mało tu fantastyki, dużo realizmu, lecz byłby to zarzut chybiony, ponieważ nie znam całości i Twojego zamysłu.

 

Pozdrawiam serdecznie :-)

a

PS. Przeglądam to, co napisałam i własnym oczom nie wierzę, 2f (fragment i fantasy), a ja mówię Ci, że przeczytalabym następny. Jednak tak jest, opowieść zdaje mi frapująca. :-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dziękuję serdecznie za Wasze komentarze. Bardzo je doceniam. Poprawiłem wszystkie wyłapane przez Was błędy. Zmieniłem też opis z “Opowiadanie” na “Fragment”. W sumie to pisałem ten tekst z myślą o większym projekcie, za który chciałbym się zabrać w dalekiej przyszłości. Widzę, że nie dało się tego ukryć :) 

Arq, dziękuję za cenne wskazówki.

Ando, dziękuję za miłe słowa. Wojownicy absolutnie nie mogą być czyściochami, ale dowódca kompanii i zasłużony dla Imperium oficer, może pozwolić sobie na służbę i balię z ciepłą wodą ;)

Asylum, dziękuję za korektę i przychylną opinię.

Nie czytałem nigdy zbyt wielu opowiadań, a raczej same powieści. Może dlatego nie wiem jak to ugryźć.

Komentarze, jak Wasze są wodą na mój młyn. Z jeszcze większą ochotą zabieram się za pisanie, no i pracę nad ortografią i interpunkcją.

Pozdrawiam :)

Plasterixie, przeczytałam Twój tekst już jakiś czas temu, ale jakoś umknęło mi, żeby zostawić w komentarzu jakiś ślad. Całkiem niezły fragment, zaprasza do czegoś więcej. Asylum wspomniała o Czyngis-Chanie, rzeczywiście czuć tu powiew wschodnich klimatów.

Zgadzam się też z Ando, że pewne informacje lepiej by było pokazać, wpleść w akcję i dialogi, niż wymieniać :)

Na pewno będę wypatrywać Twoich kolejnych tekstów.

 

Pozdrawiam!

 

„Bóg jest Panem aniołów i ludzi, i elfów” – J.R.R. Tolkien

Cześć Nati! Dziękuję serdecznie za komentarz i uwagi. Każda sugestia i wskazówka się dla mnie liczy. Docelowo ten tekst jest częścią czegoś większego. Jeśli chodzi o te wschodnie klimaty, to taki był plan, więc cieszy mnie, że się udało :) Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka