- Opowiadanie: ANDO - Król Śniegu

Król Śniegu

Nie su­ge­ruj­cie się pierw­szą sceną, tym razem lekki kli­mat, bez dra­ma­tów. Za­pra­szam do prze­czy­ta­nia. :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Król Śniegu

Wio­sna 2020

 

Ma­leń­ka dusza coraz sła­biej trzy­ma­ła się nie­mow­lę­ce­go ciał­ka. W wiej­skim domu pa­no­wa­ła cisza nie­mal ka­le­czą­ca uszy.

Gerda pa­trzy­ła na parę mło­dych ludzi po­chy­lo­nych nad dzie­cię­cym łó­żecz­kiem; za­pła­ka­ną sio­strę po­pra­wia­ją­cą kocyk w misie, jej męża, mil­czą­ce­go, z ocza­mi prze­peł­nio­ny­mi prze­ra­że­niem. Bab­cia w kra­cia­stej spód­ni­cy sie­dzia­ła przy stole z ró­żań­cem w rę­kach i bez­gło­śnie po­wta­rza­ła mo­dli­twy spierzch­nię­ty­mi usta­mi.

Gerda otwo­rzy­ła okno. Do środ­ka wdar­ło się ra­do­sne ćwier­ka­nie ptac­twa, ogła­sza­ją­ce ko­niec zimy. Przy­grze­wa­ło słoń­ce, a pierw­sze kwia­ty pod­no­si­ły kie­li­chy z trawy.

Ma­lut­ki chłop­czyk z coraz więk­szym tru­dem łapał od­dech, nawet nie pła­kał, tylko po­sa­py­wał ci­chut­ko.

Męż­czy­zna się­gnął po te­le­fon le­żą­cy na stole.

– Wołam po­go­to­wie.

– Bła­gam, nieee! – za­wy­ła hi­ste­rycz­nie ko­bie­ta przy ko­ły­sce. – Sły­sza­łeś, co mówił le­karz! Dla niego nie ma już ra­tun­ku! Niech przy­naj­mniej odej­dzie w domu…

Z jej oczu pły­nę­ły łzy, zna­cząc ślad na po­licz­kach, czer­wo­ne jak po sma­gnię­ciach batem.

Gerda po­de­szła do sio­stry, do­tknę­ła jej ra­mie­nia. Od­waż­nie spoj­rza­ła w twarz pełną roz­pa­czy i bez­sil­no­ści.

– Jest jeden spo­sób. – Wy­grze­ba­ła z kie­sze­ni wi­sio­rek.

Na dłoni za­lśnił nie­bie­ski kamyk, zimny ni­czym brył­ka lodu.

– Mu­si­my to zro­bić – po­wie­dzia­ła.

– Jak mo­gła­bym…?

– To nasza je­dy­na na­dzie­ja. – Gerda ści­snę­ła w ręce wi­sio­rek, przy­wo­łu­jąc w my­ślach słowa, które od dawna chcia­ła wy­po­wie­dzieć.

Spoj­rza­ła przez okno, słoń­ce scho­wa­ło się za chmu­ry, a ptaki umil­kły. Grube płat­ki śnie­gu za­czę­ły pły­nąć z nieba jak za­mar­z­nię­te aniel­skie łzy.

 

***

 

Zima 2019

 

Wciąż takie same, pięk­ne, ale cze­goś bra­ku­je – po­my­ślał Król Śnie­gu, prze­mie­rza­jąc sa­nia­mi mil­czą­ce, sa­mot­ne bez­dro­ża, przy­kry­te pie­rzy­ną bia­łe­go puchu.

Po­pra­wił na ra­mio­nach ko­żuch, na­rzu­co­ny na jasny strój. Po­pę­dził czwór­kę si­wych koni, które par­ska­ły na mro­zie, zry­wa­jąc się do szyb­sze­go biegu. Me­ta­licz­ny od­głos dzwon­ków przy uprzę­ży prze­ci­nał ciszę pust­ko­wia.

Pęd już nie upa­jał Króla, jak kie­dyś. Nie cie­szy­ła Kra­ina Wiecz­nej Zimy.

Ty­siąc razy te same miej­sca, jedne po­dob­ne do dru­gich. Znam je na pa­mięć – prze­mknę­ło mu przez myśl. A gdyby tak…

Do­tarł do lasu. Smu­kłe cho­iny, ustro­jo­ne śnie­go­wy­mi cza­pa­mi, stały w sze­re­gach ni­czym uśpio­ne woj­sko. Za nimi roz­cią­ga­ła się ko­lej­na prze­strzeń przy­kry­ta śnie­go­wą koł­drą.

Wład­ca Zimy zwol­nił, wy­szep­tał słowa za­klę­cia. Kiedy zo­ba­czył za­bu­do­wa­nia na ho­ry­zon­cie, moc­niej ści­snął lejce. Od­wykł od to­wa­rzy­stwa ludzi. Już nie pa­mię­tał, kiedy ostat­ni raz roz­ma­wiał z kimś innym poza pin­gwi­na­mi i niedź­wie­dzia­mi po­lar­ny­mi.

Zbli­żał się do wsi, wy­raź­nie wi­dział par­ka­ny po­se­sji, oka­la­ją­ce mu­ro­wa­ne domy. Wy­po­wie­dział na­stęp­ną for­mu­łę. Sanie stały się nie­wi­dzial­ne, tylko dźwięk dzwon­ków i rże­nie koni zdra­dza­ły ta­jem­ni­cze­go przy­by­sza.

Po­wo­li je­chał głów­ną ulicą, z za­cie­ka­wie­niem ob­ser­wo­wał ludzi krzą­ta­ją­cych się w obej­ściach. Wokół uno­sił się za­pach pie­czo­ne­go chle­ba.

Nie­spo­dzie­wa­ny widok spra­wił, że Wład­ca Zimy na­tych­miast za­trzy­mał sanie. W ogro­dzie, obok bia­łe­go domu ze spa­dzi­stym da­chem, dwie młode ko­bie­ty le­pi­ły bał­wa­na. Roz­ma­wia­jąc i śmie­jąc się ra­do­śnie, to­czy­ły śnie­go­we kule.

Król pa­trzył jak urze­czo­ny na ru­do­wło­są nie­zna­jo­mą. Gęste locz­ki wy­my­ka­ły się spod weł­nia­nej czap­ki, opa­da­jąc na jej ra­mio­na. Krót­ka kurt­ka od­sła­nia­ła zgrab­ne nogi w ob­ci­słych spodniach i ko­zacz­kach na ob­ca­sie. Kiedy dziew­czy­na uśmie­cha­ła się do to­wa­rzysz­ki, Wład­cy Zimy wy­da­wa­ło się, że za chwi­lę śnieg stopi się wokół i za­mie­ni w lawę.

Wy­siadł z sań, pod­szedł do par­ka­nu. Nie mógł ode­rwać wzro­ku od pięk­nej nie­zna­jo­mej, która z gra­cją le­pi­ła ostat­nią kulę. Czuł, jakby pio­run ude­rzył w lo­do­wą pu­sty­nię.

– Kaja, już wy­star­czy, sta­wia­my! – za­wo­ła­ła druga, młod­sza dziew­czy­na, ubra­na w chło­pię­cą kurt­kę i czer­wo­ną czap­kę-uszat­kę.

Razem umie­ści­ły głowę bał­wa­na na dwóch wcze­śniej przy­go­to­wa­nych ku­lach.

Król Śnie­gu za­pra­gnął, żeby Kaja go zo­ba­czy­ła. Otrze­pał płat­ki śnie­gu z wło­sów i brody, wraz z nimi opa­dło za­klę­cie nie­wi­dzial­no­ści.

Pięk­na nie­zna­jo­ma chyba wy­czu­ła obec­ność Króla, bo zer­k­nę­ła w jego stro­nę. Po­słał jej spoj­rze­nie zdol­ne sto­pić naj­grub­szy lód.

Ucie­kła wzro­kiem i za­czę­ła coś szep­tać z to­wa­rzysz­ką. Tamta prze­sta­ła ozda­biać ka­wał­ka­mi pa­ty­ków buzię bał­wa­na.

Obie pa­trzy­ły na Króla, który stał jak spa­ra­li­żo­wa­ny. Jego myśli błą­dzi­ły wśród bez­dro­ży Kra­iny Wiecz­nej Zimy. Ma­rzył, że pędzi sa­nia­mi razem z ru­do­wło­są Kają, szep­czą­cą mu do ucha…

Pac! Śnie­go­wa kula ude­rzy­ła go w pierś. Usły­szał gło­śny, dziew­czę­cy śmiech.

– Gerda! Prze­stań! – za­wo­ła­ła Kaja do to­wa­rzysz­ki, która już le­pi­ła ko­lej­ny po­cisk.

Wy­rwa­ny z roz­my­ślań Wład­ca Zimy szyb­ko wsiadł do sań i po­pę­dził przed sie­bie, sam nie wie­dząc, dla­cze­go uciekł. Wró­cił do swo­jej kra­iny.

Wzbu­rzo­ny, gnał po bia­łym pust­ko­wiu, dro­bin­ki śnie­gu pry­ska­ły spod płóz i koń­skich kopyt. Sanie zo­sta­wia­ły głę­bo­ki ślad, tak samo, jak wi­zy­ta w Kra­inie Ludzi. Pierw­szy raz czło­wiek od­wa­żył się po­de­ptać ma­je­stat. Wład­ca Zimy znał czary, któ­ry­mi mógł na­tych­miast uka­rać śmiał­ka, ale nie miał na to naj­mniej­szej ocho­ty.

Kaja, Kaja, Kaja – po­wta­rzał w my­ślach. Skrzą­ce się bielą pola i lasy wy­da­wa­ły się bu­dzić z głę­bo­kie­go snu.

Wy­obra­ził sobie, jak za­bie­ra pięk­ną nie­zna­jo­mą do swo­je­go pa­ła­cu, który roz­świe­tla się ty­sią­cem lo­do­wych iskier. Jak tań­czą na rzeź­bio­nych mro­zem po­sadz­kach, a on widzi w jej oczach wła­sne od­bi­cie i obiet­ni­cę.

 

***

Gerda sie­dzia­ła na ławce przy sta­wie i sznu­ro­wa­ła łyżwy. Obok niej za­ję­ła miej­sce sio­stra. Wy­da­wa­ło się, że tego dnia cała wieś po­sta­no­wi­ła wy­brać się na śli­zgaw­kę. Wokół było tłocz­no, z prze­no­śne­go gło­śni­ka roz­brzmie­wał prze­bój di­sco-po­lo.

– Uwa­żaj na prze­rę­ble – mó­wi­ła Kaja.

– Spo­koj­nie, dam sobie radę – od­par­ła Gerda.

Zręcz­nym ru­chem ze­sko­czy­ła z ławki i prze­szła na lód. Po­ma­cha­ła sio­strze z uśmie­chem, po czym ru­szy­ła po za­mar­z­nię­tej tafli na śro­dek stawu, omi­ja­jąc in­nych łyż­wia­rzy. Wy­krę­ci­ła kilka pi­ru­etów.

Wtedy go zo­ba­czy­ła. Ta­jem­ni­czy nie­zna­jo­my z ogro­du stał na brze­gu, w tłu­mie. Roz­glą­dał się, jakby kogoś szu­kał. Od razu roz­po­zna­ła go po ja­snych, pra­wie bia­łych wło­sach i bro­dzie, oka­la­ją­cych cał­kiem młodą twarz. Do tego ten strój i sanie… Zu­peł­nie, jak w opo­wie­ści babki.

Po­wiem Kai. Nie, znów bę­dzie tłu­ma­czy­ła, że to bajki. Muszę się upew­nić – po­my­śla­ła Gerda.

Przy­stoj­ny nie­zna­jo­my in­try­go­wał ni­czym nowo od­kry­ta droga w lesie. Dziew­czy­na pod­je­cha­ła do niego. Miał zdzi­wio­ną minę.

– Hej, nie je­steś stąd, praw­da? – za­py­ta­ła.

Spoj­rzał na nią prze­ni­kli­wym wzro­kiem.

– Przy­je­cha­łem z da­le­ka – od­parł ni­skim, przy­jem­nym dla ucha gło­sem.

– Lu­bisz się śli­zgać?

– O, tak.

Gerda mo­gła­by się za­ło­żyć, że jesz­cze przed chwi­lą miał na no­gach dłu­gie, skó­rza­ne buty za­miast łyżew.

– Ści­ga­my się? Kto pierw­szy na drugi brzeg stawu? – za­py­ta­ła.

– Zgoda. – Uśmiech­nął się lekko.

Sta­nę­li obok sie­bie na lo­dzie.

– Go­to­wi, do biegu, start! – za­wo­ła­ła Gerda.

Pierw­sza wy­rwa­ła do przo­du. Pę­dzi­ła z ca­łych sił, ale nie­zna­jo­my szyb­ko ją do­go­nił. Zrów­na­li się, mknę­li jak wiatr, lu­dzie roz­stę­po­wa­li się przed nimi. Wy­da­wa­ło się, że łyżwy męż­czy­zny le­d­wie do­ty­ka­ją lodu. Gerda czuła, że w pier­siach bra­ku­je jej tchu, a mię­śnie nóg palą nie­zno­śnym bólem. Nie­zna­jo­my wcale się nie zmę­czył, mimo gru­be­go ko­żu­cha. Wy­glą­dał, jakby wy­brał się na nie­dziel­ny spa­cer.

Gerda za­ci­snę­ła zęby, po­sta­no­wi­ła nie pod­da­wać się, moc­niej od­py­cha­ła się od lodu. Nagle ząbki łyżwy za­ha­czy­ły o nie­rów­no­ści, dziew­czy­na stra­ci­ła rów­no­wa­gę, pod­ci­na­jąc nie­zna­jo­me­go. Usły­sza­ła, jak wy­mru­czał kilka dziw­nych słów w nie­zna­nym ję­zy­ku.

Za­miast bo­le­sne­go zde­rze­nia z twar­dą po­wierzch­nią, opa­dli na taflę po­wo­li, ni­czym płat­ki śnie­gu. Do­my­śli­ła się, że jej to­wa­rzysz to spra­wił.

– Kim je­steś? – za­py­ta­ła.

Jego szare oczy wy­glą­da­ły z bli­ska jak dwie brył­ki lodu.

– Kró­lem Śnie­gu – od­parł z po­waż­ną miną.

Z kocią zręcz­no­ścią pod­niósł się z ziemi, Gerda też szyb­ko wsta­ła, zanim zdą­żył podać jej rękę.

– Tym Kró­lem, który miesz­ka w pięk­nym pa­ła­cu w Kra­inie Wiecz­nej Zimy i ma pin­gwi­ny i niedź­wie­dzie po­lar­ne za sługi? – za­py­ta­ła.

– Tym samym. – Uśmiech­nął się lekko, po czym spoj­rzał w stro­nę Kai, za­ję­tą smart­fo­nem. Wpa­try­wał się w nią, jakby za­po­mniał o wszyst­kim do­oko­ła.

– Moja sio­stra jest naj­pięk­niej­sza, praw­da? Za­wsze tak było – po­wie­dzia­ła Gerda smut­nym gło­sem. – Po­do­ba się wszyst­kim fa­ce­tom, ale ma na­rze­czo­ne­go, Antka. Na wio­snę biorą ślub.

Król skrzy­wił się na te słowa, otrze­pał ubra­nie ze śnie­gu.

– Hej, ści­ga­my się dalej? – za­py­ta­ła Gerda z na­dzie­ją.

– Innym razem – od­parł chłod­nym tonem. – Do zo­ba­cze­nia.

– Cześć.

Pa­trzy­ła, jak Wład­ca Zimy szyb­ko i pew­nie sunie na łyż­wach do brze­gu stawu, z któ­re­go ru­szy­li, a póź­niej znika w tłu­mie.

Wró­ci­ła do Kai, wciąż sie­dzą­cej na ławce.

– Nie uwie­rzysz, co się stało… – Opo­wie­dzia­ła o spo­tka­niu z Kró­lem Śnie­gu.

Żadna z sióstr nie wie­dzia­ła, że po­tęż­ny cza­rnok­sięż­nik wła­śnie przy­pad­kiem roz­bił zwier­cia­dło zła, któ­re­go okru­chy roz­sy­pa­ły się po całym świe­cie. Jeden z ka­wał­ków wpadł do oka Kai, drugi tra­fił wprost do jej serca.

– Król Śnie­gu! – po­wtó­rzy­ła dziew­czy­na z roz­anie­lo­ną miną. – Ten po­tęż­ny i bo­ga­ty! Ach, wy­rwać się z tej wio­ski w da­le­ki świat!

Gerda nie po­zna­wa­ła star­szej sio­stry.

– A co z Ant­kiem?! – za­py­ta­ła.

– Och, głup­ta­sie! Prze­cież żaden król po mnie nie przyj­dzie. Ten facet na pewno przy­je­chał z mia­sta, wy­my­ślił bajer na pod­ry­wa­nie dziew­czyn. Wyjdę za Antka, zo­sta­nę na go­spo­dar­stwie. Tak tylko sobie gło­śno marzę.

 

***

Kilka słów, za­mie­nia­ją­cych ra­dość w śnie­go­wą breję. Do­kład­nie taką samą, jak roz­bry­zgu­ją­ca się pod ko­py­ta­mi koni cią­gną­cych sanie.

Kaja jest z innym. Wkrót­ce mu przy­się­gnie – po­my­ślał ze smut­kiem Król Śnie­gu.

Le­d­wie od­po­czął w lo­do­wym pa­ła­cu i zjadł obiad, po­czuł, że znów musi ją zo­ba­czyć. Cho­ciaż przez chwi­lę. Mimo wszyst­ko. Ko­lej­ny raz prze­niósł się do Kra­iny Ludzi.

Do­tarł do domu sióstr, ale ni­ko­go nie za­stał, w oknach nie pa­li­ło się ani jedno świa­tło. Po­dą­żył za gło­śną mu­zy­ką, która do­bie­ga­ła z re­mi­zy stra­żac­kiej.

Król sta­nął przy oknie, zaj­rzał do środ­ka. W sali, ustro­jo­nej ba­lo­na­mi i wstąż­ka­mi, wi­ro­wa­ły tań­czą­ce pary. Wy­da­wa­ło mu się, że w tłu­mie mi­gnę­ła Kaja w zie­lo­nej su­kien­ce, w ob­ję­ciach ciem­no­wło­se­go chło­pa­ka.

Wład­ca Zimy po­czuł pa­lą­ce ukłu­cie we­wnątrz, jakby do­tknę­ła go za­tru­ta strza­ła. Za­ci­snął pię­ści, a z jego ust wy­rwa­ło się ciche prze­kleń­stwo. Gdyby tylko mógł tam wejść!

Przed re­mi­zę wy­szła gro­ma­da ro­ze­śmia­nych, gło­śno roz­ma­wia­ją­cych gości.

– Ty, pod­glą­dacz, czego tu chcesz? – za­cze­pił go wy­so­ki chło­pak z pa­pie­ro­sem w zę­bach.

Król uświa­do­mił sobie, że za­po­mniał o cza­rze nie­wi­dzial­no­ści. Od­wró­cił się w stro­nę przy­by­szy, go­to­wy ode­przeć atak. Miny męż­czyzn wska­zy­wa­ły, że bę­dzie po­trzeb­ne dużo magii.

– Zo­staw­cie, on przy­szedł do mnie – po­wie­dzia­ła Gerda, która stała w tej samej gru­pie.

– A, to in­na spra­wa. – Męż­czyź­ni prze­sta­li in­te­re­so­wać się Wład­cą Zimy.

Dziew­czy­na po­de­szła do niego.

– To we­se­le mo­je­go ku­zy­na. Za­tań­czy­my?

– Tutaj? – zdzi­wił się.

– Nigdy nie tań­czy­łam na śnie­gu.

– Skoro chcesz…

Miała takie cie­płe dło­nie. Usi­ło­wa­ła wy­tłu­ma­czyć Kró­lo­wi, jak zła­pać rytm dys­ko­te­ko­we­go prze­bo­ju. Śmia­li się oboje, kiedy wpa­dli w zaspę, pró­bu­jąc jed­no­cze­śnie zro­bić obrót. Wład­ca Zimy pod­trzy­mał Gerdę, zanim stra­ci­ła rów­no­wa­gę. Za­pa­dła krę­pu­ją­ca cisza.

– Chodź­my do środ­ka, za­pra­szam cię. – Wy­po­wie­dzia­ła słowa, dzię­ki któ­rym mógł wejść do sali.

Po­szedł za nią, cho­ciaż myśl, że znaj­dzie się w tłu­mie ludzi, w za­mknię­tej prze­strze­ni, wy­da­wa­ła się nie­po­ko­ją­ca. Sta­nę­li z Gerdą z boku, znów pró­bo­wa­li tań­czyć. Król dawno tak do­brze się nie bawił.

Wtedy zo­ba­czył Kaję. Na­praw­dę miała zie­lo­ną su­kien­kę, a ciem­no­wło­sy chło­pak wła­śnie gdzieś po­szedł.

Wład­ca Zimy za­trzy­mał się i pu­ścił rękę Gerdy. Na­tych­miast po­rwał ją do tańca ktoś inny.

Król pod­szedł do Kai. Czuł magię zwier­cia­dła, roz­ta­cza­ją­cą wokół zły czar i ku­szą­cą, aż do sza­leń­stwa. Pa­trzył na dziew­czy­nę prze­ni­kli­wym wzro­kiem, w któ­rym naj­zim­niej­szy lód mie­szał się z ogniem. Wie­dział, że wy­star­czy tak nie­wie­le, by jego ma­rze­nie się speł­ni­ło.

Szep­nął Kai do ucha kilka słów. Póź­niej w my­ślach po­wtó­rzył słowa za­klę­cia, po czym wy­szedł z sali, zo­sta­wia­jąc ją ze zdzi­wio­ną miną, zanim skoń­czył się ta­niec.

 

***

We­se­le wciąż trwa­ło, or­kie­stra nie­stru­dze­nie wy­gry­wa­ła nowe prze­bo­je. Wład­ca Zimy nie­cier­pli­wie prze­cha­dzał się na ty­łach re­mi­zy. Dłu­gie buty grzę­zły w głę­bo­kim śnie­gu.

Król splótł dło­nie, szep­cząc zna­jo­mą for­muł­kę. Z nieba za­czę­ły padać drob­ne płat­ki, osia­da­ją­ce na wło­sach i ubra­niu.

Wkrót­ce usły­szał od­głos nóg za­pa­da­ją­cych się w śnie­gu. Krót­ka kurt­ka od­sła­nia­ła we­sel­ną su­kien­kę, przy­sy­pa­ną bia­łym pu­chem, po­dob­nie, jak rude włosy. Kaja miała nie­przy­tom­ne oczy, a kiedy zo­ba­czy­ła Króla, jej twarz roz­ja­śnił sze­ro­ki uśmiech.

Wie­dział, że wy­star­czy tak nie­wie­le, by do­peł­nić czaru.

– Chodź, prze­je­dzie­my się – po­wie­dział.

Siwe konie wy­ło­ni­ły się z mroku, cią­gnąc sanie.

Dziew­czy­na wa­ha­ła się, wciąż stała w tym samym miej­scu. Na po­dwór­ku sły­chać było głosy gości we­sel­nych. Król wie­dział, że musi się spie­szyć, zanim ktoś im prze­szko­dzi.

– Do pa­ła­cu? – za­py­ta­ła Kaja.

– Tak. Po­ka­żę ci miej­sca, któ­rych nie od­wie­dził dotąd żaden czło­wiek – szep­nął jej do ucha. Gdy na­chy­lił się, czuł hip­no­ty­zu­ją­cą magię zwier­cia­dła.

Po­mógł jej wejść do sań. Kiedy umo­ści­ła się na sie­dze­niu, przy­krył ją cie­płym ple­dem. Sły­szał we­sel­ni­ków coraz bli­żej.

– Kaja! Kaja! – wołał męski głos.

– Jedź­my, prę­dzej! – szep­nę­ła, mocno ła­piąc go za ramię.

Król Śnie­gu chwy­cił lejce. Krót­kie za­klę­cie spra­wi­ło, że konie ru­szy­ły z ko­py­ta, zo­sta­wia­jąc za sobą tuman bia­łe­go puchu i gło­śną me­lo­dię dzwon­ków.

 

***

Śnieg, który miał stać się lawą, wciąż tra­cił blask. Wład­ca Zimy nie wie­rzył, że dzia­ło się to tak szyb­ko. Jego pałac wciąż po­zo­sta­wał mroź­ną, lo­do­wą sa­mot­nią.

– Chodź­my na łyżwy – po­wie­dział do Kai, która prze­cha­dza­ła się po kom­na­cie pa­ła­cu z gry­ma­sem nie­za­do­wo­le­nia na pięk­nej twa­rzy.

– Nie lubię jeź­dzić! – skrzy­wi­ła się. – Jak tu zimno! Jak w psiar­ni! – do­da­ła, szczel­niej okry­wa­jąc się gru­bym ko­żu­chem.

– Wiem! – za­wo­łał Król Śnie­gu. – Zro­bi­my ucztę! Albo bal! Co byś wo­la­ła?

– Bal! – prych­nę­ła. – My, pin­gwi­ny i niedź­wie­dzie po­lar­ne. Też mi za­ba­wa!

– To czego byś chcia­ła? – Pod­szedł i do­tknął dło­nią jej po­licz­ka.

– Zo­staw! – Od­su­nę­ła się. – Masz taką lo­do­wa­tą rękę. Brr! Po­dob­no je­steś bo­ga­ty?! Chcę je­chać do cie­płych kra­jów!

– Je­stem Kró­lem Śnie­gu, umarł­bym w upale – mruk­nął.

Złote pan­to­fel­ki za­stu­ka­ły po pod­ło­dze. Kaja po­de­szła do okna, spoj­rza­ła przez ma­lo­wa­ne mro­zem szyby na je­zio­ro skute lodem i do­li­nę ukry­tą pod białą pie­rzy­ną.

– U nas już pew­nie przy­szła wio­sna – wes­tchnę­ła. – Tę­sk­nię za słoń­cem i kwia­ta­mi. Tu jest bez­na­dziej­nie!

Wład­ca Zimy sta­nął obok niej, przy oknie. Spoj­rzał na to samo je­zio­ro co Kaja, po­kry­te grubą taflą lodu, nie­moż­li­wą do roz­pusz­cze­nia. Wy­da­ło mu się prze­raź­li­wie sa­mot­ne. Bar­dziej, niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej.

Sta­rał się za­cho­wać obo­jęt­ną twarz, ale czuł, że lada chwi­la ta fa­sa­da roz­sy­pie się jak domek z kart. Nie mogła wi­dzieć. Od­wró­cił się szyb­ko, po czym uciekł z kom­na­ty.

 

***

Gerda wy­szła na po­dwór­ko przed domem. Zima po­wo­li od­cho­dzi­ła, spod śnie­gu prze­świ­ty­wa­ły kępki zmar­z­nię­tej trawy. Po­my­śla­ła o sio­strze i wes­tchnę­ła. Wciąż bo­la­ło jak nigdy nie za­skle­pio­na rana. Nie mogła tego tak zo­sta­wić.

Na myśl o tym, co pla­no­wa­ła, prze­cho­dził ją dreszcz. Chcia­ła po­biec do Antka, prze­cież na­rze­czo­ny Kai po­wi­nien za­cho­wać się ina­czej. Przy­po­mnia­la sobie, jak sie­dział, zre­zy­gno­wa­ny, cał­kiem za­ła­ma­ny w po­ko­ju. Jakby umarł za życia razem z odej­ściem jej sio­stry.

Nie za­mie­rza­ła od­pusz­czać.

Muszę po­ra­dzić sobie sama – po­my­śla­ła, otwie­ra­jąc drzwi szopy.

We­wnątrz stał sku­ter śnież­ny, pre­zent od ro­dzi­ców na osiem­na­ste uro­dzi­ny. Wy­pro­wa­dzi­ła go na po­dwór­ko, wsia­dła i od­pa­li­ła sil­nik. Usły­sza­ła zna­jo­my ter­kot. Pa­mię­ta­ła, jak ob­jeź­dzi­ła wszyst­kie dróż­ki w wio­sce i w oko­li­cy, ale tego dnia zna­jo­my dźwięk już nie cie­szył. Pla­no­wa­ła coś znacz­nie więk­sze­go.

Wy­je­cha­ła na ulicę i szyb­ko do­tar­ła do końca wsi. Ru­szy­ła ścież­ką pro­wa­dzą­cą wzdłuż sadów. Uśpio­ne drze­wa owo­co­we wy­cią­ga­ły bez­list­ne ga­łę­zie do słoń­ca roz­grze­wa­ją­ce­go bez­chmur­ne niebo. Na wpół roz­to­pio­ny śnieg pla­skał pod pło­za­mi sku­te­ra.

Mocno ści­ska­ła rącz­ki kie­row­ni­cy. Od babci wie­dzia­ła, że po­win­na je­chać na pół­noc. Od niej usły­sza­ła za­klę­cie, zdol­ne prze­nieść czło­wie­ka do Kra­iny Wiecz­nej Zimy.

Pa­mię­ta­ła słowa babci: "Magia za­dzia­ła tylko na tego, kto na­praw­dę chce tam do­trzeć. Zwłasz­cza, jeśli zo­sta­wił w tej kra­inie cząst­kę wła­snej duszy".

Była pewna, że jej się uda. Drżą­cy­mi usta­mi wy­po­wie­dzia­ła za­klę­cie.

Kiedy po­czu­ła lo­do­wa­ty po­wiew na twa­rzy, wci­snę­ła nos w sza­lik. Drzew­ka owo­co­we i zna­jo­ma droga znik­nę­ły mgnie­niu oka. Przed nią roz­cią­ga­ły się pola przy­kry­te dy­wa­nem bia­łe­go puchu, w od­da­li ma­ja­czył las przy­stro­jo­ny śnież­ny­mi cza­pa­mi.

Przy­sta­nę­ła, ocza­ro­wa­na, roz­glą­da­ła się po nie­zmie­rzo­nych, dzi­kich prze­strze­niach. Ode­tchnę­ła kry­sta­licz­nie czy­stym po­wie­trzem. Wy­cią­gnę­ła kom­pas, który dała jej babka. Mała, czer­wo­na igła wska­zy­wa­ła pół­noc.

Dziew­czy­na od­pa­li­ła sil­nik sku­te­ra i po­mknę­ła w tym kie­run­ku. Pę­dzi­ła jak sza­lo­na, wresz­cie nie mu­sia­ła uwa­żać na znaki, prze­chod­niów, czy ogra­ni­cze­nia pręd­ko­ści.

– Ju­hu­uu! – za­wo­ła­ła do­no­śnym gło­sem.

Sku­ter parł do przo­du jak bły­ska­wi­ca, w zwy­kłym świe­cie nie był nigdy taki szyb­ki. Sza­lik spadł Ger­dzie z twa­rzy, czap­ka zsu­nę­ła się z uszu, ale nie przej­mo­wa­ła się wcale. Pa­da­ją­ce z nieba płat­ki wy­da­wa­ły się ma­ły­mi świa­teł­ka­mi, tań­czą­cy­mi w po­wie­trzu.

 

***

Gerda prze­mknę­ła obok lasu. Kiedy my­śla­ła o tej kra­inie, wy­obra­ża­ła sobie upior­ne pust­ko­wia i krwio­żer­cze niedź­wie­dzie po­lar­ne. Nie przy­pusz­cza­ła, że znaj­dzie się w takim ma­gicz­nym, za­chwy­ca­ją­cym miej­scu. Nie czuła zmę­cze­nia, zimna, czy stra­chu.

Zo­ba­czy­ła ko­lej­ne pola, po­prze­ci­na­ne sku­pi­ska­mi wy­so­kich choin, a w od­da­li po­ja­wi­ła się strze­li­sta syl­wet­ka pa­ła­cu. Jasny, gó­ru­ją­cy nad oto­cze­niem kształt przy­po­mi­nał sa­mot­ne­go lo­do­we­go ol­brzy­ma, wy­ła­nia­ją­ce­go się z bez­kre­snej, bia­łej toni.

Po­my­śla­ła o Kai.

Tylko spraw­dzę. Jeśli jest szczę­śli­wa, po pro­stu po­ga­dam z nią i wrócę – pla­no­wa­ła.

Pa­mię­ta­ła sen, który bu­dził ją przez kilka nocy z rzędu. Jej sio­stra, wzy­wa­ją­ca po­mo­cy przez okno lo­do­we­go zamku.

Król Śnie­gu nie może być zły – po­my­śla­ła o jego sza­rych oczach. Ale jeśli Kaja jest nie­szczę­śli­wa, muszę ją uwol­nić, zna­leźć spo­sób, żeby wró­ci­ła ze mną.

Sku­ter mknął po śnie­gu. Zbli­ża­ła się do pa­ła­cu z każdą chwi­lą. Strze­li­sta syl­wet­ka po­tęż­nia­ła w oczach, skrząc się całą zorzą od­cie­ni błę­kitu i bieli. Pa­trzy­ła z otwar­ty­mi usta­mi na te wspa­nia­ło­ści. Wprost nie mogła ode­rwać wzroku od bu­dow­li. Obok pa­ła­cu do­strze­gła je­zio­ro, znacz­nie więk­sze niż staw w wio­sce.

Tutaj to do­pie­ro byłby wy­ścig na łyż­wach – po­my­śla­ła.

Zdzi­wi­ła się, bo wokół bu­dow­li nie do­strze­gła żad­ne­go muru, tylko nie­wy­so­ki pło­tek utka­ny z lo­do­wych sopli, z sze­ro­ką, otwar­tą bramą.

Omi­nę­ła sla­lo­mem pin­gwi­ny sto­ją­ce na dzie­dziń­cu. Czar­ne pióra zwie­rząt kon­tra­sto­wa­ły z bielą śnie­gu.

Za­trzy­ma­ła po­jazd nie­da­le­ko wej­ścia. Do pa­ła­cu pro­wa­dzi­ły sze­ro­kie scho­dy wy­ku­te w ośnie­żo­nym pa­gór­ku, a po bo­kach stały lo­do­we rzeź­by ry­ce­rzy i pa­nien.

Zo­ba­czy­ła po­lar­ne­go niedź­wie­dzia, który szedł w jej stro­nę. Za­mar­ła z prze­ra­że­nia, ale nie za­mie­rza­ła ucie­kać. Zwie­rzak zbli­żył się, po­wą­chał jej nogę, po czym usiadł i pa­trzył.

– Dobry miś, spo­koj­nie – po­wie­dzia­ła, zsia­da­jąc ze sku­te­ra.

Spoj­rze­nie zwie­rzę­cia wy­da­wa­ło się przy­ja­zne.

Po­wo­li wcho­dzi­ła po scho­dach, aż do po­bie­lo­nej szro­nem bramy. Niedź­wiedź wdra­py­wał się za nią.

Się­gnę­ła do klam­ki, drzwi otwo­rzy­ły się dziw­nie lekko, bez naj­mniej­sze­go skrzyp­nię­cia. Aż dech jej za­par­ło w pier­siach z prze­ję­cia, kiedy zaj­rza­ła do środ­ka. Jej oczom uka­za­ła się ogrom­na sala z pięk­ną, jakby szkla­ną pod­ło­gą, przy­po­mi­na­ją­cą wzory z mrozu na szy­bach. Ścia­ny skrzy­ły się śnie­go­wy­mi gwiazd­ka­mi, a z su­fi­tu zwi­sa­ły ogrom­ne ży­ran­do­le z ty­sią­ca­mi lśnią­cych krysz­tał­ków.

Na pię­tro pro­wa­dzi­ły sze­ro­kie scho­dy. Nagle roz­legł się stu­kot pan­to­fel­ków. Spoj­rza­ła w tamtą stro­nę i uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko.

Kaja zbie­gła z góry, rzu­ci­ła się jej w ob­ję­cia.

– Tak tę­sk­ni­łam! – po­wie­dzia­ła.

– Ja też. – Gerda przy­tu­li­ła ją, a wtedy okruch zwier­cia­dła zła sto­pił się w sercu sio­stry, która szlo­cha­ła cicho.

To z prze­ję­cia – po­my­śla­ła Gerda. W takim miej­scu nie można być nie­szczę­śli­wym.

– Ślicz­nie wy­glą­dasz – po­wie­dzia­ła do Kai, kiedy się przy­wi­ta­ły.

Po­dzi­wia­ła jej białą suk­nię z de­li­kat­ne­go ma­te­ria­łu, ha­to­wa­ny ko­żuch i złote pan­to­fel­ki. – Je­ste­ście szczę­śli­wi z Kró­lem Śnie­gu?

– Ratuj mnie! – szep­nę­ła Kaja, po czym roz­pła­ka­ła się na dobre. Wtedy okruch zwier­cia­dła zła wy­padł z jej oka. – Za­bierz mnie stąd! Tu jest tak nudno i zimno! Król znika na całe dnie. Chcę wró­cić do wio­ski, do Antka.

– Co ty mó­wisz? Na­praw­dę? – Gerda nie do­wie­rza­ła. – Prze­cież sama mó­wi­łaś, że chcesz je­chać z Kró­lem.

– Po­my­li­łam się! Wra­caj­my, szyb­ko, zanim on wróci! – Kaja po­cią­gnę­ła sio­strę w stro­nę wyj­ścia.

Ger­dzie zro­bi­ło się jej żal. Nie do­wie­rza­ła, że Wład­ca Zimy mógł oka­zać się zły, ale po­sta­no­wi­ła ura­to­wać sio­strę. Cicho prze­szły obok niedź­wie­dzia po­lar­ne­go, który drze­mał nie­da­le­ko drzwi. Gerda otwo­rzy­ła je, obie zbie­ga­ły po scho­dach, jakby ktoś je gonił.

Do­tar­ły do ostat­nie­go stop­nia, kiedy nagle, ni­czym duch, po­ja­wił się Król Śnie­gu, za­gra­dza­jąc im drogę.

Kaja pi­snę­ła i scho­wa­ła się za sio­strę. Wład­ca Zimy strzą­snął płat­ki śnie­gu z ko­żu­cha. Zmie­rzył Gerdę prze­ni­kli­wym spoj­rze­niem.

– To ty! Do­tar­łaś nawet tutaj – po­wie­dział do niej.

– Od­wie­dzi­łam sio­strę – Spoj­rza­ła mu od­waż­nie w oczy. – My­śla­łam, że… – Umil­kła, szu­ka­jąc od­po­wied­nie­go słowa.

– Czyli chce­cie wró­cić? – za­py­tał, marsz­cząc brwi.

Za nim usta­wi­ły się dwa niedź­wie­dzie po­lar­ne i kilka pin­gwi­nów.

Gerda go­rącz­ko­wo szu­ka­ła spo­so­bu uciecz­ki. Gdyby udało się do­stać do sku­te­ra…

– Jeśli chce­cie, droga wolna, nie będę was za­trzy­my­wał – wes­tchnął Król.

Jego słowa zdzi­wi­ły Gerdę.

– Ale dla­cze­go? – za­py­ta­ła.

– Chodź­my już! – Kaja cią­gnę­ła sio­strę za rękę.

– Nawet nie po­że­gnasz się ze mną? – Wład­ca Zimy spoj­rzał na nią ze smut­kiem.

– Do wi­dze­nia. – Kaja le­d­wie mu­snę­ła war­ga­mi jego oszro­nio­ny po­li­czek.

– Weź to. – Podał jej łań­cu­szek z wi­sior­kiem przy­po­mi­na­ją­cym brył­kę lodu. – Jeśli ści­śniesz go w dłoni i za­wo­łasz mnie pięć razy w my­ślach, na­tych­miast przy­ja­dę.

– Nie trze­ba. – Kaja mi­nę­ła go, trą­ca­jąc ra­mie­niem, po­bie­gła w kie­run­ku sku­te­ra.

– Ja to wezmę – po­wie­dzia­ła Gerda.

Ich dło­nie się ze­tknę­ły. Dziew­czy­na po­czu­ła ma­gicz­ną moc ka­my­ka, jakby trzy­ma­ła w ręku pul­su­ją­ce serce.

Król po­pa­trzył na nią. Wy­glą­dał na bar­dzo zmę­czo­ne­go.

– Po­my­li­łem się wtedy. Nie wiesz nawet, jak bar­dzo. Nie po­wi­nie­nem za­bie­rać tutaj two­jej sio­stry.

Szare oczy pełne były smut­ku.

– Życzę wam szczę­ścia – dodał.

– Dzię­ku­ję. Ja tobie też – od­par­ła Gerda, uśmie­cha­jąc się. – Muszę już iść, Kaja czeka. – Po­ka­za­ła na sio­strę, która zdą­ży­ła usa­do­wić się na sku­te­rze.

– Oczy­wi­ście.

Król usu­nął się, Gerda po­bie­gła do po­jaz­du sto­ją­ce­go na dzie­dziń­cu. Wład­ca Zimy stał na scho­dach i pa­trzył w ich stro­nę.

– My­śla­łam, że się za­ko­cha­cie. Wiesz, tak na za­wsze i do śmier­ci – po­wie­dzia­ła Gerda do sio­stry.

– Daj spo­kój! To nu­dziarz, w do­dat­ku zimny jak umar­lak – prych­nę­ła Kaja. – Jedź­my już!

Gerda od­pa­li­ła sil­nik sku­te­ra. Po­pa­trzy­ła jesz­cze raz na Króla Śnie­gu.

Znów zo­sta­nie sam – po­my­śla­ła.

Ru­szy­ła przez ośnie­żo­ne pola do domu.

 

***

Wio­sna 2020

 

Król Śnie­gu stał na scho­dach pa­ła­cu. Zi­mo­wą magią rzeź­bił ko­lej­ny posąg. Srebr­ne gwiazd­ki sy­pa­ły się z jego dłoni, a wiel­ka bryła lodu po­wo­li zy­ski­wa­ła nowy kształt. Chciał cho­ciaż tro­chę od­po­cząć od myśli, które wciąż go na­cho­dzi­ły, nie­ustę­pli­we i drę­czą­ce jak stado much. Wy­kro­ił z bryły syl­wet­ki dwóch osób, trzy­ma­ją­cych się pod rękę. Długa suk­nia damy, uśmiech na twa­rzy ry­ce­rza. Ze zdu­mie­niem za­uwa­żył, że oboje mają na no­gach łyżwy.

Nagle usły­szał głos, wo­ła­nie do­bie­ga­ją­ce z Kra­iny Ludzi. We­zwał konie, bły­ska­wicz­nie za­przągł sanie i wsko­czył do nich.

Droga mi­nę­ła szyb­ko jak bły­śnię­cie pro­mie­nia zi­mo­we­go słoń­ca. W Kra­inie Ludzi za­czy­na­ła się już wio­sna. Sanie z tru­dem je­cha­ły po tra­wie miej­sca­mi wy­sta­ją­cej spod śnie­gu. Wład­ca Zimy wy­po­wie­dział za­klę­cie, które spra­wi­ło, że za­czął sypać śnieg.

Kiedy do­tarł przed dom sióstr, Kaja i Gerda już na niego cze­ka­ły z za­wi­niąt­kiem na rę­kach.

Król Śnie­gu po­czuł, jak wra­ca­ją wszyst­kie emo­cje, które sta­rał się uśpić. Usły­szał płacz nie­mow­lę­cia i szept Kai do sio­stry:

– Na pewno z nim nie po­ja­dę.

Kaja cof­nę­ła się o krok, kiedy wy­siadł z sań. Wy­glą­da­ła, jakby chcia­ła uciec do domu, ale Gerda chwy­ci­ła ją za ramię.

– Wo­ła­ły­ście mnie – po­wie­dział Król, sta­jąc na­prze­ciw sióstr.

– Mu­sisz za­brać Jasia do Kra­iny Wiecz­nej Zimy. – Gerda po­ka­za­ła na nie­mow­lę. – Lato go za­bi­je. On jest taki, jak ty.

Król Śnie­gu aż wstrzy­mał od­dech z przej­cia.

– Czy to zna­czy…?– Spoj­rzał na Kaję, która ski­nę­ła głową. – Nic nie mó­wi­ły­ście – dodał.

– Mały umrze, jeśli go nie za­bie­rzesz – od­par­ła Gerda. – To jak bę­dzie?

Po­pa­trzył prze­ni­kli­wym wzro­kiem, marsz­cząc brwi.

– Po­je­dzie ze mną – od­parł w końcu.

– Obie­caj, że przy­wie­ziesz Jasia na zimę – po­wie­dzia­ła Kaja, po­da­jąc Kró­lo­wi becik.

Wziął nie­mow­lę ostroż­nie, wy­da­wa­ło mu się, że za chwi­lę ta kru­cha isto­ta wy­śli­zgnie się z jego rąk. Pa­trzył na po­bla­dłą twarz dziec­ka, które prze­sta­ło się krztu­sić, kiedy przy­tu­lił je do zim­nej pier­si. Spo­glą­da­ły na niego szare oczka, po­dob­ne do dwóch bry­łek lodu. Król nie do­wie­rzał, mil­czał, kom­plet­nie za­sko­czo­ny. I dumny.

– Spa­ko­wa­łam już naj­po­trzeb­niej­sze rze­czy. – Gerda wy­tasz­czy­ła z sieni ogrom­ną torbę i zło­żo­ne łó­żecz­ko tu­ry­stycz­ne.

Król z ulgą oddał jej dziec­ko. Za­brał bagaż, umie­ścił go w po­jeź­dzie.

– Zima już nie­dłu­go, czas szyb­ko zleci – po­wie­dzia­ła Gerda do sio­stry, po czym wsia­dła z nie­mow­lę­ciem do sań.

– Je­steś pewna? – za­py­tał zdzi­wio­ny Król Śnie­gu, zaj­mu­jąc miej­sce obok niej. – Rok w Kra­inie Wiecz­nej Zimy to po­waż­ny krok.

– Małym musi się ktoś opie­ko­wać, a Kaja nie… może – od­par­ła Gerda. – Poza tym, chcia­łam po­jeź­dzić na łyż­wach po tym je­zio­rze obok pa­ła­cu.

Król Śnie­gu uśmiech­nął się. Wziął lejce i za­wo­łał na konie. Sanie ru­szy­ły, nio­sąc de­li­kat­ną me­lo­dię dzwon­ków. Kiedy do­tar­ły się do Kra­iny Wiecz­nej Zimy, mały Jasio od­zy­skał ru­mień­ce na buzi i za­czął ga­wo­rzyć.

– Zło­ścisz się, że po­je­cha­łam? – za­py­ta­ła Gerda, po­da­jąc chłop­cu grze­chot­kę.

Król Śnie­gu po­krę­cił głową.

– Ża­łu­ję tylko jed­nej rze­czy – od­parł. – Kiedy pewna dziew­czy­na ude­rzy­ła mnie śnież­ką, za­miast od­rzu­cić kulkę, tra­ci­łem czas na złu­dze­nia.

Objął ra­mie­niem Gerdę i nie­mow­lę. Czuł, że wresz­cie prze­stał być sam.

 

Koniec

Komentarze

Fajna historyjka. Bardzo pozytywna. Troszkę zmęczył mnie środek opowiadania, ale przy końcu czytało się znów z zaciekawieniem, chociaż podejrzewałem jak całość się zakończy. Masz w tekście kilka literówek, w paru miejscach poprzestawiałbym słowa, ale to nie przeszkadzało w płynności czytania.

Ale jedna rzecz mi przeszkadzała. Pokażę Ci co :)

 

Gerda wyszła na podwórko przed domem. Zima powoli odchodziła, spod śniegu prześwitywały kępki zmarzniętej trawy. Pomyślała o siostrze i westchnęła. Wciąż bolało jak nigdy nie zasklepiona rana. Nie mogła tego tak zostawić.

Na myśl o tym, co planowała, przechodził ją dreszcz. Chciała pobiec do Antka, przecież narzeczony Kai powinien zachować się inaczej. Przypomniala sobie, jak siedział, zrezygnowany, całkiem załamany w pokoju. Jakby umarł za życia razem z odejściem jej siostry.

Gerda nie zamierzała odpuszczać.

Muszę poradzić sobie sama – pomyślała, otwierając drzwi szopy.

Wewnątrz stał skuter śnieżny, prezent od rodziców na osiemnaste urodziny. Wyprowadziła go na podwórko, wsiadła i odpaliła silnik. Usłyszała znajomy terkot. Pamiętała, jak objeździła wszystkie dróżki w wiosce i w okolicy, ale tego dnia znajomy dźwięk już nie cieszył. Planowała coś znacznie większego.

Wyjechała na ulicę i szybko dotarła do końca wsi. Ruszyła ścieżką prowadzącą wzdłuż sadów. Uśpione drzewa owocowe wyciągały bezlistne gałęzie do słońca rozgrzewającego bezchmurne niebo. Na wpół roztopiony śnieg plaskał pod płozami skutera.

Gerda mocno ściskała rączki kierownicy. Od babci wiedziała, że powinna jechać na północ. Od niej usłyszała zaklęcie, zdolne przenieść człowieka do Krainy Wiecznej Zimy.

Pamiętała słowa babci: "Magia zadziała tylko na tego, kto naprawdę chce tam dotrzeć. Zwłaszcza, jeśli zostawił w tej krainie cząstkę własnej duszy".

Gerda była pewna, że jej się uda. Drżącymi ustami wypowiedziała zaklęcie.

Kiedy poczuła lodowaty powiew na twarzy, wcisnęła nos w szalik. Drzewka owocowe i znajoma droga zniknęły mgnieniu oka. Przed nią rozciągały się pola przykryte dywanem białego puchu, w oddali majaczył las przystrojony śnieżnymi czapami.

Gerda przystanęła, oczarowana, rozglądała się po niezmierzonych, dzikich przestrzeniach. Odetchnęła krystalicznie czystym powietrzem. Wyciągnęła kompas, który dała jej babka. Mała, czerwona igła wskazywała północ.

Dziewczyna odpaliła silnik skutera i pomknęła w tym kierunku. Pędziła jak szalona, wreszcie nie musiała uważać na znaki, przechodniów, czy ograniczenia prędkości.

– Juhuuu! – zawołała donośnym głosem.

Skuter parł do przodu jak błyskawica, w zwykłym świecie nie był nigdy taki szybki. Szalik spadł Gerdzie z twarzy, czapka zsunęła się z uszu, ale dziewczyna nie przejmowała się wcale. Padające z nieba płatki wydawały się małymi światełkami, tańczącymi w powietrzu.

W tym fragmencie mamy jedynie Gerdę, więc to ciągłe przypominanie nie jest potrzebne. Usunąłbym to wszystko w cholerę, zostawiając podmiot domyślny.

W kolejnej części, po tej zacytowanej, też sporo Gerd i dziewczyn:

 

Gerda przemknęła obok lasu. Kiedy myślała o tej krainie, wyobrażała sobie upiorne pustkowia i krwiożercze niedźwiedzie polarne. Nie przypuszczała, że znajdzie się w takim magicznym, zachwycającym miejscu. Nie czuła żadnego zmęczenia, zimna, czy strachu.

Dziewczyna zobaczyła kolejne pola, poprzecinane skupiskami wysokich choin, a w oddali pojawiła się strzelista sylwetka pałacu. Jasny, górujący nad otoczeniem kształt przypominał samotnego lodowego olbrzyma, wyłaniającego się z bezkresnej, białej toni.

Gerda pomyślała o siostrze.

Tylko sprawdzę. Jeśli Kaja jest szczęśliwa, po prostu pogadam z nią i wrócę – planowała.

Pamiętała sen, który budził ją przez kilka nocy z rzędu. Jej siostra, wzywająca pomocy przez okno lodowego zamku.

Król Śniegu nie może być złypomyślała o jego szarych oczach. Ale jeśli Kaja jest nieszczęśliwa, muszę ją uwolnić, znaleźć sposób, żeby wróciła ze mną.

Skuter mknął po śniegu. Gerda zbliżała się do pałacu z każdą chwilą. Strzelista sylwetka potężniała w oczach, skrząc się całą zorzą odcieni błękiu i bieli. Gerda patrzyła z otwartymi ustami na te wspaniałości. Wprost nie mogła oderwać oczu od budowli. Obok pałacu dostrzegła jezioro, znacznie większe niż to w wiosce.

Tutaj to dopiero byłby wyścig na łyżwach pomyślała.

Zdziwiła się, bo wokół budowli nie dostrzegła żadnego muru, tylko niewysoki płotek utkany z lodowych sopli, z szeroką, otwartą bramą.

Gerda ominęła slalomem pingwiny stojące na dziedzińcu. Czarne futra zwierząt kontrastowały z bielą śniegu.

Dziewczyna zatrzymała pojazd niedaleko wejścia. Do pałacu prowadziły szerokie schody wykute w ośnieżonym pagórku, a po bokach stały lodowe rzeźby rycerzy i panien.

Gerda zobaczyła polarnego niedźwiedzia, który szedł w jej stronę. Zamarła z przerażenia, ale nie zamierzała uciekać. Zwierzak zbliżył się, powąchał jej nogę, po czym usiadł i patrzył na nią.

– Dobry miś, spokojnie – powiedziała, zsiadając ze skutera.

Spojrzenie zwierzęcia wydawało się przyjazne.

Gerda powoli wchodziła po schodach, aż do pobielonej szronem bramy. Niedźwiedź wdrapywał się za nią.

Dziewczyna sięgnęła do klamki, drzwi otworzyły się dziwnie lekko, bez najmniejszego skrzypnięcia. Aż dech jej zaparło w piersiach z przejęcia, kiedy zajrzała do środka. Jej oczom ukazała się ogromna sala z piękną, jakby szklaną podłogą, przypominającą wzory z mrozu na szybach. Ściany skrzyły się śniegowymi gwiazdkami, a z sufitu zwisały ogromne żyrandole z tysiącami lśniących kryształków.

Na piętro prowadziły szerokie schody. Nagle rozległ się stukot pantofelków. Gerda spojrzała w tamtą stronę i uśmiechnęła się szeroko.

Potem już dochodzi Kaja i Król, więc tam można informować, kto co mówi. Podkreśliłem w cytowanym tekście też literówkę, która Ci się zdarzyła oraz słowa, według mnie, do usunięcia lub zastąpienia.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Gerda siedziała na ławce przy stawie

po czym ruszyła po zamarzniętej tafli na środek jeziora,

Ślizgawka na stawie, czy jeziorze? Ostawiam, że pierwsze, bo częściej się potem pojawia w tekście.

 

pingwinami i niedźwiedziami polarnymi

Wiem, że to bajka, ino u Andersena są bodajże tylko niedźwiedzie, a jedne i drugie na tym samym kontynencie też się nie trafiają.

 

Przyjemne opowiadanie, czytało się szybko, ale mam parę uwag.

Najbardziej podobało mi się pozytywne zakończenie i i ogólnie relacja króla z Gerdą. Fajnie, ze król wcale nie był taki zły, tylko po prostu samotny. Polubiłam też Gerdę.

Nie pasował mi za to wiek bohaterek. Poznajemy je jak lepią bałwana, potem jeżdżą na łyżwach, a starsza siostra upomina młodszą, żeby nie wpadła do przerębli. Wydawało mi się więc, że są to dziewczynki w wieku około 10 lat. Następnie Gerda mówi Królowi Śniegu, że Kaja ma narzeczonego. W tym momencie trochę się zagubiłam. Można by jakoś wcześniej napisać coś o wieku bohaterek. Co prawda po drugim przeczytaniu zauważyłam, że Kaja była opisana bardzie “po dorosłemu”, ale na początku nie zwróciłam na to uwagi.

Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z kawałków wpadł do oka Kai, drugi trafił wprost do jej serca.

Nie do końca wiem, o co chodzi z tym zwierciadłem. Rozumiem, że to nawiązanie do oryginału, ale w Twojej opowieści zwierciadło nie ma wiele wspólnego z fabułą. Okruch wpada, a Kaja zachowuje się jak dawniej. Poza tym zacytowany fragment wybija z rytmu, można by go wprowadzić bardziej subtelnie. 

Oni w ogóle nie szukali Kai po tym, jak zaginęła? Moim zdaniem dobrze by było coś o tym wspomnieć, zwłaszcza, że pewnie od razu by wezwali policję i w ogóle. 

Poza tym nie do końca rozumiem motywy Króla Śniegu. Na początku więzi Kaję, Kaja płacze, a kiedy pojawia się Gerda, tak po prostu pozwala jej odejść. 

Pozdrawiam :)

Oluta, już tłumaczę. :)

Oni w ogóle nie szukali Kai po tym, jak zaginęła? Moim zdaniem dobrze by było coś o tym wspomnieć, zwłaszcza, że pewnie od razu by wezwali policję i w ogóle. 

W bajce Andersena też nie było policji. ;) Tu pewnie szukali, ale to nie miało znaczenia, bo Kaja była w Krainie Wiecznej Zimy, gdzie żaden radiowóz nie mógł dotrzeć.

Poza tym nie do końca rozumiem motywy Króla Śniegu. Na początku więzi Kaję, Kaja płacze, a kiedy pojawia się Gerda, tak po prostu pozwala jej odejść. 

Odpowiedzią jest scena między Królem Śniegu a Kają w pałacu. Miała być wielka love, a wyszło jak to w życiu… Idealna kobieta okazała się nieidealna. Król miał jej dosyć, poza tym, zdał sobie sprawę, że źle wybrał.

Nie do końca wiem, o co chodzi z tym zwierciadłem. Rozumiem, że to nawiązanie do oryginału, ale w Twojej opowieści zwierciadło nie ma wiele wspólnego z fabułą. Okruch wpada, a Kaja zachowuje się jak dawniej. Poza tym zacytowany fragment wybija z rytmu, można by go wprowadzić bardziej subtelnie. 

Nawiązanie do oryginału. Akurat w tym momencie zwierciadło się zbiło, dlatego Kaja zapragnęła lepszego życia z Królem. Okruchy zwierciadła sprawiły, że zapomniała o narzeczonym.

Nie pasował mi za to wiek bohaterek. Poznajemy je jak lepią bałwana, potem jeżdżą na łyżwach, a starsza siostra upomina młodszą, żeby nie wpadła do przerębli. Wydawało mi się więc, że są to dziewczynki w wieku około 10 lat.

Myślałam, że to będzie oczywiste, że mają więcej niż osiemnaście lat. Pomyślę nad tym. W dalszej części jest wzmianka, że Gerda dostała skuter na osiemnastkę. Można lepić bałwana w starszym wieku, jeździć na łyżwach też, nawet grubo po dwudziestce. Wiem z własnego doświadczenia. ;)

Fajnie, że opowiadanie dobrze się czytało.

 

Edit. Dopisałam, że to były młode kobiety, wiek będzie czytelniejszy. Kiedy Kaja skarży się siostrze, dodałam zdanie. Teraz lepiej widać, co nie zagrało w ich znajomości z Królem. Dzięki za uwagi.

 

PanKratzek, jezioro poprawione.

Wiem, że to bajka, ino u Andersena są bodajże tylko niedźwiedzie, a jedne i drugie na tym samym kontynencie też się nie trafiają.

Wiem, powinny być lisy polarne, ale pingwiny bardziej pasują. To bajka, więc zostawię.

 

Outta Sewer, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało.

Podmioty już poprawiłam, dzięki za wskazówki.

Dzięki za wyjaśnienia. Co do tego wieku, to myślałam o nich jak o małych dziewczynkach tylko do czasu, gdy przeczytałam o narzeczonym, później już załapałam, ile mają lat.

edit: A ona na weselu nie tańczyła z narzeczonym? Przecież to już było po wpadnięciu okrucha.

Dobrze się czyta, fajny pomysł. Królowa była zła, a król jedynie samotny – trochę to niesprawiedliwe ;) Powiedziałabym, że okruch trochę niepotrzebny i wytrąca z czytania. Wiem, że był w oryginale, ale tutaj obyłoby się bez niego. Młoda dziewczyna po prostu się zapomniała i chciała być królewną, a potem okazało się, że to wcale nie takie fajne, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. To się zdarza.

Ale generalnie fajne opko. Misie i kliczek :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Oluta, Kaja tańczyła z narzeczonym, bo nie wiedziała, że Król po nią przyjdzie, ale jak go tylko zobaczyła, nawet specjalnie nie musiał jej namawiać na ucieczkę. ;)

 

Irko, dziękuję za klika. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Masz rację, Kaja mogła się skusić na wyjazd z Królem nawet bez zwierciadła. Chciałam umieścić wątek, który był w oryginale.

Ładna bajka.

Trudno polubić Kaję, zwłaszcza po kontakcie z okruchami. Podejrzanie łatwo było pozbyć się okrucha z serca. Jeśli wystarczyło przytulenie, to skąd wziął się Jasio? ;-)

drobinki śniegu pryskały spod płozów

A nie płóz?

Ominęła slalomem pingwiny stojące na dziedzińcu. Czarne futra zwierząt kontrastowały z bielą śniegu.

Od kiedy pingwiny mają futra?

Babska logika rządzi!

chyba mają futra, przynajmniej takie małe 

Finklo, dziękuję za klika i komentarz. Przed Tobą nic się nie ukryje. ;) U mnie Kaja jest czarnym charakterem. Pingwiny sprawdzę, jak wrócę do domu, płozy też. Król Śniegu był zimny, dlatego nie stopił okrucha. Hmmm, zimna sypialnia źle się kojarzy, a dziecko jednak się pojawiło. Ale to bajka, więc może śniegowe wróżki przyniosły Jasia. ;)

Pomyślę nad dopisaniem czegoś w treści, żeby to wyjaśnić.

Cześć Ando,

ciekawa postać Króla Śniegu, wydaje mi się nie tylko samotny, ale też niepewny. Podoba mi się kontrast między Kają a Gerdą, która ma zdecydowanie więcej empatii. Ciekawa relacja Króla z Kają, oboje rozczarowani wspólnym życiem:-) Ale tak bywa jak on dostrzega tylko jej urodę, a ona jego bogactwo:-) 

Fajny początek, rzeczywiście zaczynasz mrocznie tą duszyczką, ale ja lubię takie klimaty.

polecam do biblioteki i pozdrawiam

Przecież pingwiny to ptaki. Skąd by wzięły sierść?

Babska logika rządzi!

Finklo, racja z tymi pingwinami, mają pióra. Już zmienione.

 

Olciatko, dziękuję za klika i komentarz. Wydaje mi się, że w tej bajce to Gerda jest Alfą, a nie Król. ;)

Mnie też się podoba. Ciekawy pomysł na zamianę zaowocował opowiadaniem, które bardzo przyjemnie się czyta :) Bohaterowie też na plus, zarówno król jak i dziewczyny, a także fajnie pokazałaś relacje między nimi. Poza tym ładnie to wszystko opisałaś. 

Oczywiście klikam bibliotekę :)

Katiu, cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Dziękuję za komentarz i kliczka.

 

Wreszcie udało mi się napisać coś z pozytywnym zakończeniem. Właśnie sobie przypomniałam, że dawno temu, pod opowiadaniem o terrorystach, obiecałam coś takiego Reg.

U mnie dużo się ostatnio zmienia, nastrój też. :)

Tak, to powiadanie ma w sobie dużo czegoś pozytywnego. Nie tylko zakończenie. Mimo Króla Śniegu jest w nim dużo ciepła :) heartsmiley

Hm, początek trochę wybił mnie z rytmu przez ilość powtórzeń, ale całość naprawdę mi się spodobała. Żeby skończyć narzekanie jeszcze jedno.

Maleńka dusza coraz słabiej trzymała się niemowlęcego ciałka. W wiejskim domu panowała cisza niemal kalecząca uszy.

Odwróciłabym kolejność tych zdań, bo tutaj lepiej przejść od ogółu do szczegółu.

A teraz pochwalę, bo może początki są trochę po grudzie, ale dalej czyta się naprawdę przyjemnie. Zamiana też bardzo ciekawa, bo kulturowo znacząca i postać Kai jest skrojona tak, że czerpie z oryginału, ale nie jest jego kompletną kalką. I więź między Królem Śniegu a Gerdą wydaje się interesującym smaczkiem – przyznaję się bez bicia, że Andersen to nie mój konik, bo jego historie są mocno łzawe, nie pamiętam więc dobrze oryginału.

Pozdrawiam.

 

 

 

 

O, znowu spodobały mi się Twoje bajkowe klimaty, Ando. Król Śniegu jako postać świetny, taki melancholijny i pasujący do swej roli. Wątek romansowy też ładny, nieoczywisty i dość przewrotny. Opowiadanie jest inspirujące i pobudza wyobraźnię. Opisy zimowych krajobrazów tworzą w tekście magiczny klimat. Zgrabna pętla łącząca początek z końcem i ciekawie wymyślone zakończenie z tym dzieckiem i tym, że nie może ono przeżyć bez zimy. Cieszę się, że dobrze się skończyło i że Król Śniegu nie jest już samotny i że Gerda z nim pojechała – od początku była w nim zakochana, no i pasowała do niego doskonale.

Zgrzytnął mi nieco ten wątek z odłamkiem lustra – wiem, że chciałaś odwołać się do baśni, ale wg mnie mogłoby równie dobrze go nie być i nie wpłynęłoby to na fabułę, ani zachowanie bohaterów – tzn. nie zauważyłam szczególnie wielkich różnic w zachowaniu Kai z okruchem lustra i bez niego. Tak samo Królowi Śniegu nie było to potrzebne do zakochania się, bo przecież Kaja spodobała mu się już od pierwszego wejrzenia, jak jeszcze nie roztaczała kuszącej aury magicznego lustra.

I ten fragment nieco nienaturalnie i zdawkowo wpleciony w opowiadanie, można by było pokusić się o jakieś subtelniejsze wprowadzenie go:

Wróciła do Kai, wciąż siedzącej na ławce.

– Nie uwierzysz, co się stało… – Opowiedziała o spotkaniu z Królem Śniegu.

Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie. Jeden z kawałków wpadł do oka Kai, drugi trafił wprost do jej serca.

Ale mimo że gadanie o zaletach zajmuje dość małą część mojego komentarza, to tak naprawdę opowiadanie bardzo mi się spodobało, a wady przeze mnie wspomniane nie rażą jakoś szczególnie. Tekst oczywiście zasługuje na Bibliotekę, idę więc polecać :)

Dziękuję za kliki i komentarze :)

 

Katiu, to bardzo budujące, że tak myślisz. heart

 

Oidrin, przyznam, że trochę odeszłam od oryginału, szukałam pomysłów na postać Króla Śniegu. Cieszę się, że opowiadanie dobrze się czytało. Zgadzam się, początek jest specyficzny.

W którym miejscu znalazłaś powtórzenia?

 

Sonato, fajnie, że wpadłaś. Starałam się, żeby wątek romansowy i opisy zimy wypadły ciekawie.

Masz rację, okruchy lustra pojawiają się niespodziewanie, może lepiej było napisać o nich na początku, ale chyba też wydawałyby się doklejone na siłę. W oryginale też było podobnie.

Hej Ando, przyjemna historia. Zacnie ułożyłaś fabułę, zaczynamy od zaciekawienia, co też ta Gerda wymyśliła, by uratować malca i kończymy, szczęśliwie, na jego odratowaniu. Klamerka otwarta, klamerka zamknięta.

Wspaniale odmalowałaś krajobrazy przedstawione w opowiadaniu. Zwróciłam uwagę na barwne opisy przyrody oraz zamku Króla. Mogłam się zatopić w tym świecie, niemalże jak w śniegu :).

Sam pomysł również godny docenienia, mamy tutaj nie lodowatą władczynię, a pana i to w dodatku wcale nie aż tak zimnego ;). Jest niespodziewane dziecko (chyba działo się w tej Krainie Lodu ;)), a Kaja to płomiennoruda, nieco kapryśna, kobieta.

Mam kilka drobnych uwag:

hatowany kożuch 

 → domyślam się, że miał być haftowany(?)

 Uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał w stronę Kai, zajętą smartfonem.

→ tutaj chyba powinno być: w stronę Kai, zajęTEJ smartfonem (sama nie jestem pewna)

 Kilka słów, zamieniających radość w śniegową breję.

→ dla mnie ten fragment brzmi niejasno; jako czytelnik nie wiedziałam, o które słowa chodzi

Poza dużą sympatią do Twojego tekstu, niestety nie przekonało mnie zakończenie. Było aż zbyt różowo. Gerda ot tak wskoczyła do sań, zostawiając życie pośród ludzi na długi okres, a Król tak nagle uznał, że odtąd happily ever after i nie jest już sam ;).

Pozdrawiam!

W którym miejscu znalazłaś powtórzenia?

W pierwszym rozdziale za dużo tej Gerdy na początku akapitów. Z jednej strony rozumiem, że skupiamy się na jej perspektywie, z drugiej trochę mi zgrzytnęło. A że potem już tego nie ma, czytało mi się dużo lepiej. Myślę, że dobór środków nie jest tutaj koniecznie zły, po prostu każdy na ma swoje czytelnicze gusta.smiley

Cześć!

Tym razem bez rozwlekania komentarza. Napisane masz to bardzo przyjemnie dla czytelnika, bo wszystko ma określone tempo, więc i czas przy tekście leci szybko. Opowieść dość konsekwentna, bo trzymasz się bajkowych założeń. Historia jest stosunkowo prosta, zawiera też w sobie określone przesłania i wartości, więc na tym poziomie (patrzę pod kątem gatunku) wszystko jest w porządku. Zamiana przebiega tu dość naturalnie, nie widać, żeby coś było robione na siłę, albo żeby jakieś skutki zamiany przeszkadzały historii, bądź ją w jakimś stopniu hamowały (myślę o hamulcach typu: trzeba się trzymać fundamentów oryginału, a ten i ten element nie bardzo pasuje, itp.; tutaj tego problemu nie ma). Bohaterów masz takich bajkowo-prawdziwych, że tak to ujmę, ta kombinacja też wypada całkiem nieźle, bo jednak z jednej strony trzymasz się konwencji, z drugiej gdzieś tam w tym wszystkim przewija się jednak krzta realności i prawdziwego życia.

Jest więc to sympatyczna, dobrze napisana, konsekwentna historia i… w zasadzie trudno mi w tym przypadku napisać coś więcej. Miło, że ten końcowy wydźwięk jest pozytywny, bo ileż można zbierać łopatą między oczy. ;-) Fajnie, że tu jest coś innego.

Innym razem rozpiszę się bardziej. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM, miło Cię widzieć. :)

Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało. Przyznam, że liczyłam na komentarz wierszem, ale i tak jestem zadowolona. ;)

 

Oidrin, widzę to miejsce z powtórzeniem, ale nie mam jak zamienić, żeby został punkt widzenia Gerdy w scenie.

 

Cytryno, witam. Miło, że zwróciłaś uwagę na krajobrazy. Sposób opisu miał pokazywać emocje bohatera, którego punkt widzenia mamy w scenie.

Odnośnie zakończenia: jest konsekwencją wcześniejszych zdarzeń. Nie wiem, czy to dobrze widać, ale wszystkie wydarzenia w wiosce rozgrywają się między Królem i Gerdą. A jednak on woli Kaję i rozczarowuje się. Król wiedział jeszcze przed wyjazdem Kai, że wybrał nie tę siostrę. Mówi o tym do Gerdy na schodach lodowego pałacu i w zakończeniu. Jej też jest ciężko, bo starała się zwrócić na siebie uwagę Króla. W pierwszej scenie, kiedy go woła, mamy wzmiankę, że od dawna chciała wypowiedzieć te słowa. Gdybym napisała jaśniej, spaliłabym efekt zaskoczenia w końcówce.

Przyznam, że liczyłam na komentarz wierszem

Limit rymowanek na głowę wynosił w tym konkursie: jeden. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Choć żaden tam ze mnie CeeM,

Dla Ciebie zrymuję komentarz ten:

 

Król z francuska powinien zakrzyknąć: “Oh merde”!

Kiedy wziął do siebie Kaję, a nie Gerdę.

I choć historia piękna, skończona happy endem,

Zimny drań szczęście swoje osiągnął psim swędem.

A Gerda ciut zbyt łatwo przyjęła los tułacza.

Żadna kobieta wzgardy tak łatwo nie wybacza.

 

Na koniec mam kilka uwag już nierymowanych

Do zdań z Twego tekstu bezpośrednio wyrwanych:

 

 

Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz rozmawiał z kimś innym poza pingwinami i niedźwiedziami polarnymi.

Ale wiesz, że niedźwiedzie i pingwiny, to są dwa różne bieguny, nie? ;)

 

Żadna z sióstr nie wiedziała, że potężny czaroksiężnik właśnie przypadkiem rozbił zwierciadło zła, którego okruchy rozsypały się po całym świecie.

– ”czarnoksiężnik”. 

– poza tym – co to za czarnoksiężnik, co to za lustro? Dlaczego niezdary dysponują tak potężnymi artefaktami? ;)

Che mi sento di morir

BasementKey, nie mogę się doczekać Twoich rymów w RAPorcie:-)

Dzięki, Olciatko :D Zobaczymy, co z tego wyjdzie ;) Ja raczej lepiej się sprawdzam w krótkich formach…

Che mi sento di morir

Ando, co do zakończenia, jak najbardziej widziałam logiczne powiązania z wcześniejszymi wydarzeniami. Od pierwszej jazdy na łyżwach pojawia się wyraźna sugestia, że król leci nie za tą siostrą, co trzeba ;). Zadziwiła mnie pewność faceta, że z Gerdą będzie dobrze. Niewiele się znali i zero zawahania. Kobieta wskakuje do sań na wiele miesięcy (a według sugestii na zawsze) i też zdaje się nie zastanawiać nad konsekwencjami czy życiem, jakie ją tam czeka. Ileż można jeździć po lodzie? ;)

Ale też rozumiem, że to bajka i stąd happy-end.

CM, i tak było miło przeczytać komentarz, nawet bez rymów.

 

BasementKey, dziękuję :) Wierszyk zacny.

O niedźwiedziach i pingwinach wiem, ale to bajka, więc uznałam, że przejdzie. ;)

Czarnoksiężnik i lustro są w oryginale, też jako kilka zdań wtrącenia do tekstu. Literówkę zaraz poprawię.

 

Cytryno, dobrze zauważyłaś, pewne uproszczenia są, jak to w bajce typu love story. ;)

Król przekonał się już wcześniej, że się pomylił. Starał się powiedzieć o tym Gerdzie na schodach pałacu, przy pożegnaniu. Przy tworzeniu lodowych rzeźb on tęskni właśnie za nią. Nie mogłam napisać wprost, bo spaliłabym zakończenie.

 

BasementKey, Cytryno, Gerda u mnie jest motorem całej historii. To ona decyduje, miesza, sprawia. Usuwa się z drogi Króla tylko dla dobra siostry.

W oryginale dużo zależało od Królowej Śniegu. Tu chciałam pokazać silną kobiecą postać, wyjść poza stereotyp silnego mężczyzny i słabej kobiety w tego typu historiach.

 

Bardzo ładnie, pomysłowo przetworzyłaś tutaj opowieść Andersena o Królowej Śniegu. Zawsze mi w tamtej historii brakowało większej ilości informacji o samej królowej, a ty dałaś nam tutaj fajną, pomysłową koncepcję jej męskiego odpowiednika.

Bardzo doceniam w tym opowiadaniu fakt, że nie przydzielasz łatwo swoim postaciom ról dobrych i złych. Kaja jest płytka, interesowna i niezbyt lojalna, ale nie jest zła. Król jest egocentryczny i skupiony na siebie, ale też samotny i zdolny do zrozumienia własnych błędów. Bardzo fajnie wybrzmiał mi w tym tekście happy end – taki baśniowy, ciepły, nie nagły ani przyspieszony, ale wynikający z rozwoju postaci. Zamiana Kaja na Kaję, poza możliwościami fabularnymi (dziecko) podkreśliła też rolę siostrzanej miłości w tym tekście. Masz kilka zdań-perełek („Kaja nie… może” w końcówce, na przykład).

Konstrukcyjnie tekst jest trochę nierówny i chwilami przeładowany informacją, ale to są rzeczy, które można wyszlifować w pracy redakcyjnej. Bardzo chętnie wezmę ten tekst do antologii J

ninedin.home.blog

Ninedin, dziękuję za komentarz. Miło, że tekst Ci się spodobał.

Zgłoszę się na priv do pracy redakcyjnej.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się. :)

Nowa Fantastyka