- Opowiadanie: Plasterix - Wiklinowy koszyk

Wiklinowy koszyk

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wiklinowy koszyk

Ostera była średnią wioską. Nie za dużą, nie za małą. Miała swoją własną świątynię, a w innych, mniejszych wioskach mieszkańcy czasem musieli zadowolić się samą kaplicą. Miejscowość była też najdalej na wschód położoną od miasta królewskiego osadą. Najdalej od miasta, a jednocześnie najbliżej Puszczy Wschodniej. Większość mieszkańców Ostery była drwalami.

Trzynastoletni Koven, syn jednego z drwali, bawił się właśnie beztrosko z rówieśnikami nad strumieniem, którego nurt zgrabnie omijał wystające kamienie. Przeskakiwali z jednego brzegu na drugi. Bez stawania na kamieniach. Rozrywkę przerwał mu znajomy krzyk matki:

– Koven! Chodź tu do mnie, ale szybciutko!

Chłopiec odwrócił się w kierunku domu stojącego nieopodal strumienia.

– No już! – ponagliła matka.

Od razu dało się słyszeć szydercze komentarze kolegów:

– Koven, do domu, bo będzie lanie.

– Do domu, bo nie dostaniesz jeść.

– Zamknijcie się – odburknął i ze spuszczoną głową ruszył w stronę gospodarstwa rodziców. Dlaczego matka zawsze tak bezlitośnie przerywała mu dobrą zabawę?

Na pewno trzeba będzie iść coś komuś zanieść. Albo podnieść coś ciężkiego. Albo przypilnować młodszego brata, bo matka musi gdzieś iść.

Tori bawił się akurat w pościg za przerażonymi kurami po podwórzu.

– Weźmiesz koszyk i pójdziesz nazbierać jagód. Zrobię ulubiony placek ojca, to się ucieszy, jak wieczorem wróci z wyrębu.

– Tak, matko.

– Pamiętasz gdzie najlepiej szukać jagód?

– Po lewej stronie drogi, przed zakrętem przy skale? – wyrecytował chłopiec.

– Tylko nie zapuszczaj się zbyt głęboko w las, rozumiemy się? – stanowczo dodała kobieta.

– Tak, tak, jak za bardzo się oddalę to nikt nawet nie usłyszy moich krzyków.

– I uważaj na Isir – wtrącił się dziecięcym głosikiem Tori.

Koven spojrzał na braciszka, malec wpatrywał się w niego z całkowicie poważną miną.

– Leśna wiedźma to bajka dla takich małych chłopców, jak ty – zakomunikował z wyższością chłopak – żeby nie oddalali się sami od domu – dodał.

– Nieprawda, widziałem ją kiedyś jak szliśmy z ojcem zbierać grzyby.

– Ty ją widziałeś, a ojciec zapewne nie, pomimo, że szedł obok? – naskoczył szyderczo na brata.

– Tylko mi się pokazała w zaroślach i zakryła sobie usta palcem, to i bałem się powiedzieć ojcu.

– Jak ją spotkam, to powiem, żeby nie straszyła mi brata, bo on potem sika w nocy na posłanie – wybuchnął śmiechem starszy z braci.

– Przestańcie natychmiast obydwaj! – przerwała im rozzłoszczona matka – Kovenie, zabieraj koszyk i zmiataj po jagody. Napełnij go do połowy i wracaj czym prędzej. Ty natomiast powiedz mi, kto ci naopowiadał bredni o jakiś leśnych dziwadłach?

Chłopak, nie chcąc tracić czasu na słuchanie dziecięcego bełkotu, wszedł do chaty po wiklinowy kosz na jagody. Opuszczając rodzinne siedlisko słyszał za sobą cichnącą rozmowę matki i Toriego.

Poszedł przez środek wioski, mijając krzątających się przy codziennych zajęciach mieszkańców. Karczmarz zamiatał przed wejściem do gospody. Sprzedawcy z małych kramów przekrzykiwali się z kupującymi. Dwójka małych dzieci toczyła właśnie pojedynek rycerski na patyki. Po chwili zostawił za sobą popołudniowy zgiełk centralnej części wsi.

Kierując się w stronę lasu, zastanawiał się czy zdąży wrócić i dołączyć do kolegów, zanim ci zaczną się rozchodzić do domów. Przyśpieszył kroku i po dłuższym spacerze wszedł drogą w zagajnik.

Las natychmiast ogarnął jego zmysły. Oczy musiały się przyzwyczaić do wszędobylskiej zieleni. W nosie mieszały się zapachy liści, grzybów, mchu i wszelkiej roślinności. Słyszał skrzypienie drzew, piskliwy śpiew ptaków, stukanie dzięcioła gdzieś w oddali i pękające pod stopami gałązki.

Koven zszedł w lewą stronę z drogi wiodącej przez las i zaczął stąpać ostrożnie po ściółce w kierunku północnym. Powoli coraz bardziej zagłębiał się w las. Mijał promienie słoneczne, które niestrudzenie przebijały się przez gęste korony drzew. 

Zaczął rozglądać się wokoło za rosnącymi tuż nad ziemią jagodami. Po chwili znalazł kilka i zerwał do koszyka. 

Mało, zazwyczaj rośnie ich więcej w jednym miejscu. Ruszył dalej.

Znów tylko kilka, ale parę kroków dalej widział kolejny krzaczek. Spodziewał się raczej znaleźć wystarczająco owoców w jednym miejscu, ale chyba jednak będzie musiał trochę się wysilić w poszukiwanianiu.

Jakiś duży cień zniknął za drzewami niedaleko. Chłopak przystanął na chwilę. Na pewno była to sarna lub może nawet jeleń. W każdym razie coś dużego. Nic nie słyszał, więc zwierzę napewno uciekło.

Spuścił wzrok i ponownie zajął się szukaniem. Kolejne kilka sztuk i od razu widok następnego krzaczka dalej w głębi lasu. Zupełnie jakby prowadziły go w jakimś kierunku. Pomyślał, że zaraz pewnie pojawi się duże skupisko i będzie mógł nazbierać potrzebną ilość jagód. 

Po kilku chwilach ukazał mu się krzaczek pełen owoców, ale jego uwagę przykuło drzewo, pod którym rosła roślina. Kora na pniu miała nietypowy krztałt. Normalnie pęknięcia szły pionowo nieregularnymi liniami, a tutaj niektóre były poziome.

Powoli zaczął zbliżać sie do dziwnego drzewa. Mrużąc oczy badał wzrokiem wyjątkowe zjawisko przed sobą. Nie chciał uwierzyć w to co widzi, ale kiedy był już na wyciągnięcie ręki, nie miał wątpliwości. Kora miała kształt ludzkiej twarzy. Kobiecej.

Osłupiały wpatrywał się w nią, kiedy niespodziewanie twarz otworzyła oczy. Zobaczył otwartą dłoń trzymaną płasko przed ustami, a następnie nadymające się policzki. Nagle jakiś pył został zdmuchnięty z dłoni prosto na niego. Nogi się pod nim ugięły i upadł na plecy. Czuł gorzki smak w ustach, ostry zapach świdrował mu nos, a oczy zaczęły obficie łzawić. Pojękując leżał na ziemii i próbował wytrzeć twarz i przetrzeć piekące oczy.

Mgła przed oczami rozrzedzała się nieśpiesznie . Przez łzy zaczął dostrzegać kształty wokół siebie. Wpatrzył się w drzewo z twarzą, ale ono stało jakby nigdy nic. Miał zamęt w głowie, kiedy próbował ocenić sytuację wokół. Las pociemniał. Drzewa pochylały się nad nim groźnie, niczym strażnicy oczekujący odpowiedzi na pytanie “czego tu szukasz?”. Poczuł się malutki jak robak. Robak, który właśnie przebiegł mu po szyi. Za nim następny. Chyba pająk.

Panika coraz bardziej go ogarniała. Coraz więcej robactwa wyłaziło spod jego koszuli. Chrabąszcze, stonogi, pająki, mrówki. Z przerażeniem zaczął otrzepywać się z pełzających stworzeń. Wychodziły z włosów na głowie i łaskotały, biegając po twarzy. Wygrzebywał je z uszu. Nagle zobaczył dwie przeogromne ropuchy. Ich cielska były nabrzmiałe i pokryte purchlami. Obie wpatrywały się w niego wielkimi czarnymi ślepiami, trzymając jego stopy w paszczach. Kaven zaczął krzyczeć wniebogłosy. Wił się i skręcał, próbując oswobodzić kończyny z uścisku obrzydliwych płazów. Robactwo pokrywało całe jego ciało. Zaczęły pojawiać się węże. Coraz większe. Chłopak zrywał je z siebie, nie bacząc na niebezpieczeństwo ukąszenia. Wtedy, z głośnym mlaśnięciem wyrwał jedną z uwięzionych stóp i od razu zaparł się nią o ziemię. Udało się uwolnić drugą stopę. Natychmiast dźwignął się na nogi. Otrzepując z siebie całe plugastwo, zaczął pędzić w stronę, z której przyszedł. Nie zważał nawet na gałęzie i krzaki smagające go po twarzy i ramionach.

 

****

 

Kiedy pojawił się pomiędzy pierwszymi zabudowaniami w Osterze, nie biegł już. Szedł sztywnym krokiem, oddychając głęboko i wpatrując się w przestrzeń szeroko otwartymi oczami. 

Pierwsi ludzie, którzy go zobaczyli przerywali natychmiast swoje zajęcia i z rozdziawionymi ustami wpatrywali się w niego niedowierzając.

Szedł środkiem osady, nie patrząc na boki. Poprostu chciał wrócić do domu. Coraz więcej ludzi zbierało się na drodze. Zaczęli go otaczać, aż w końcu nie mógł już iść dalej. Sąsiedzi, znajomi, koledzy z którymi jeszcze tego samego dnia bawił się nad strumieniem. Wszyscy gapili się na niego. Niektórzy, szczególnie dziewczęta, zaczynali się podśmiechiwać szeptając sobie do uszu. Inni kręcili głowami lub wzruszali ramionami na błądzące w tłumie pytanie: “Co mu się stało?”

Matka i Tori po chwili pojawili się na miejscu i zaczęli przedzierać się przez tłum w jego kierunku.

– Bogowie! Dziecko, kto ci to zrobił? – spytała matka ze łzami w oczami, zakrywając usta dłonią.

Chłopak stał na środku bez skrawka ubrania na sobie. Cały umorusany i podrapany. Gdzieniegdzie liście i igły przylegały do nagiego ciała i włosów.

– Mówiłem, żebyś uważał – stwierdził ze smutną miną jego młodszy brat.

Kaven spojrzał na niego, a następnie zobaczył, że sam, w lewej dłoni kurczowo ściska wiklinowy koszyk… napełniony do połowy jagodami.

 

 

Koniec

Komentarze

Plasteriksie, kropka w tytule jest błędem, usuń ją.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Już. Dzięki :)

OK :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, że lubisz pisać szorty, Plasterixie. Mi ktoś kiedyś również polecił je pisać, ale niestety do tej pory napisałam tylko jeden, a to i tak z powodu limitu znaków nakazanego w konkursie. Ciekawa jestem, czy stworzysz kiedyś coś dłuższego :)

Co do samego tekstu: niestety nie porywa aczkolwiek nie jest zły. Zdecydowanie jest za krótki. Szort powinien być skondensowany, twój wydaje się napisany na szybko – jakby jego “krótkość” wynikała z braku pomysłu. Historia jest trochę zbyt prosta, zupełnie nieoryginalna.

Jednak, jak już napisałam, nie jest źle. Trzeba by ten tekst trochę podrasować. Jest zalążek na coś fajnego ;)

 

Ja generalnie wolę zostawiać wyłapywanie błędów innym, zdecydowanie lepszym w tym względzie osobom. To te, które szczególnie rzuciły mi się w oczy:

 

13 letni Koven

Trzynastoletni. 

 

Napewno trzeba będzie iść, coś komuś zanieść.

Na pewno. I bez przecinka. 

 

-Tylko nie zapuszczaj się zbyt głęboko w las, rozumiemy się? – stanowczo dodała kobieta.

Brakuje spacji na początku.

 

-Kovenie, zabieraj koszyk i zmiataj po jagody.

To samo.

 

– Mówiłem, żebyś uważał.– stwierdził ze smutną miną jego młodszy brat.

Bez kropki na końcu wypowiedzi. 

 

Powodzenia!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Hej Lana! Dziękuję za Twój czas. To moje pierwsze kroki, ale z biegiem czasu chciałbym pisać coraz dłuższe kawałki. Wszystkie wyłapane przez Ciebie błędy, poprawione. Pozdrawiam :)

Podczas lektury co rusz potykałam się o masę błędów (w tym ortografy!), więc czytałam w systemie szarpano-urywanym. Przyznam, że nie wiem, co chciałeś przekazać tą historią, choć wyczuwam, że czai się tu pewien potencjał. Początek się nieco dłuży, jest jakiś taki sztywny i niezajmujący, potem serwujesz nam scenę grozy, a kończysz nutką humoru. Jest to dość nietypowe zagranie, więc choć w sumie opowieść nie zrobiła na mnie wrażenie, a Tobie potrzeba jeszcze dużo wprawy w pisaniu, sądzę, że jeśli będziesz wytrwały i będziesz dużo pisał, kiedyś możesz zaserwować czytelnikom naprawdę fajną historię ;) Powodzenia!

 

 

„Miejscowość była też najdalej[-,] na wschód oddaloną od miasta królewskiego osadą.” – Poza przecinkiem jeszcze tak: raczej najbardziej oddaloną, bo „oddalony daleko” brzmi kulawo. Dodatkowo jest powtórzenie „najdalej” oraz „wschodu” zdanie po zdaniu.

 

„– Leśna wiedźma[-,] to bajka dla takich małych chłopców, jak ty”

 

„– Przestańcie natychmiast obydwaj! – przerwała im rozzłoszczona matka.

– Kovenie, zabieraj koszyk…”

Czemu to jest w dwóch linijkach? Kwestię wypowiada ta sama osoba, trzeba to połączyć.

 

„Napełnij go do połowy i wracaj[-,] czym prędzej. Ty natomiast powiedz mi[+,] kto ci naopowiadał bredni o jakiś leśnych dziwadłach?”

 

W „średniej wiosce” pod ścianą puszczy jest karczma i iluś kramarzy? Komu oni sprzedawali towar? Na początku kreujesz wrażenie, że mamy do czynienia z niewielką osadą, raczej nie spodziewałabym się w niej kwitnącego handlu.

 

„Oczy musiały sie przyzwyczaić” – się

 

„Mijanie promieni słonecznych” brzmi cokolwiek dziwnie.

 

„Nic nie słyszał, więc zwierze napewno uciekło.” – zwierzę, a „na pewno” piszemy rozdzielnie.

 

„Zupełnie jakby prowadziły go w jakim kierunku.” – jakimś

 

„prowadziły go w jakim kierunku. Pomyślał, że zaraz pewnie pojawi się duże skupisko i będzie mógł nazbierać potrzebną ilość jagód. 

Po kilku chwilach ukazał mu się krzaczek z dużą ilością owoców, ale jego uwagę przykuło drzewo, pod którym rosła roślina. Kora na pniu miała jakiś nietypowy krztałt.”

Nie wierzę, że widzę „krztałt” zamiast kształtu ;( Włącz moduł sprawdzania pisowni, byś nie prezentował światu takich straszydeł.

 

„kiedy był juz na” – już

 

„dłoń trzymaną płasko przed ustami[+,] a następnie nadymające się policzki.”

 

„Mgła przed oczami zaczęła się nieśpiesznie rozrzedzać . Przez łzy zaczął dostrzegać krztałty wokół siebie.”

Znowu krztałty!!!

 

„Wpatrzył się w drzewo z twarzą, ale ono stało jakby nigdy nic. Kręciło mu się w głowie, ale starał się ocenić sytuację wokół. Zrobiło się ciemniej. Las jakby się zmienił. Drzewa pochylały się nad nim groźnie, jakby domagając się odpowiedzi na pytanie “czego tu szukasz?”. Poczuł się malutki jak robak.”

O wiele za duże nagromadzenie zaimków zwrotnych. Powtarzanie tak samo skonstruowanych zdań sprawia, że tekst wygląda brzydko, a czytelnik traci zainteresowanie czytaniem. W tekście potrzebna jest zmienność.

 

„Wnet, z głośnym mlaśnięciem wyrwał jedną z uwięzionych stóp i odrazu zaparł się nią o ziemię.” – od razu rozdzielnie; nie mam przy tym pewności, czy słowo „wnet” zostało tu użyte z sensem, a zdanie generalnie jest niezgrabne.

 

„Natychmiast dzwignął się na na nogi.” – podwójne na na, a poza tym dźwignął.

 

„szeroko otwartymi oczami. 

Pierwsi ludzie, którzy go zobaczyli przerywali natychmiast swoje zajęcia i z otwartymi ustami”

 

„Szedł środkiem drogi, nie patrząc na boki. Poprostu chciał wrócić do domu. Coraz więcej ludzi zbierało się na drodze.”

 

„nie mógł juz iść dalej” – już

 

„błądzące w tłumie pytanie: “Co mu się stało?”

Matka i Tori po chwili pojawili się na miejscu i zaczęli przedzierać się przez tłum w jego kierunku.

– Bogowie! Dziecko, co się stało?”

 

„wiklinowy koszyk…napełniony” – brak spacji po wielokropku

 

Na końcu masz masę pustych linijek, usuń je.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wiataj Joseheim! Dziękuję za Twój komentarz. Masz rację, jeszcze dużo nauki przede mną. Wrzucam to moje teksty z nadzieją na konstruktywną krytykę, a taką właśnie od Ciebie otrzymałem. Wiem, że mam problem z przecinkami(i nie tylko), ale pracuję nad tym :) Bardzo dużo wniosków udało mi się wyciągnąć z Twojego komentarza. Jeśli chodzi o opis osady to zaznaczyłem na początku, że jest tam świątynia, a nie jak w mniejszych wioskach – jedynie kaplica. A karczma w miejscu gdzie większość mieszkańców ma stałą i ciężką pracę to złoty interes ;) Z kramarzy się nie wybronię :) Jeszcze raz dziękuję Ci za Twój czas i cenne wskazówki. Pozdrawiam.

Po poprawkach robi się z tego wszystkiego całkiem ładny wstęp do czegoś. Zastanawiam się co mi umknęło, bo nie do końca rozumiem rolę młodszego brata i jego koszyka. Cy to tylko żarcik na koniec czy coś więcej w tym siedzi? Scena w lesie sugestywna, choć nie do końca widzę co miała mieć na celu (wiedźma chciała zażartować z chłopaka, utrzeć mu nosa czy też pochwycić?)

Owocnego pisania życzę.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej Krar! Masz rację z tym utarciem nosa. To co stało się w lesie, to taka kara za naśmiewanie się z lokalnej legendy. Ogólnie to kolejna mała scenka, w celu pracy nad pisownią. Dziękuję, że zajrzałeś. Pozdrawiam.

Hejo!

Taka subiektywna uwaga i rada zarazem: staraj się unikać takich wstępów, jaki serwujesz tutaj. Opis wioski, pojawia się słowo królestwo, Wschodnia Puszcza, czyli krótki bo krótki, ale opis geografii i nazw świata przedstawionego. Nie racz takim czymś czytelnika na dzień dobry, proszę! Zacznij od skakania chłopców przez rzekę, od czegokolwiek nieoczywistego, a potem zgrabnie staraj się wpleść informacje o świecie.

Wyjustuj tekst, ułatwi to czytanie.

 

którego nurt zgrabnie omijał wystające kamienie. Przeskakiwali z jednego brzegu na drugi. Bez stawania na kamieniach. – Całkowicie zbędne dopowiedzenie. Raz, że wprowadza powtórzenie, dwa, niczego nie wnosi, trzy, jeśli przeskakiwali z brzegu na drugi to wiadomo, że po drodze nie stawali na kamieniach w wodzie.

 

No, w obecnej formie tekst czyta się całkiem, całkiem nieźle. Fabuła raczej bez szału. Prosta historyjka bez powiewu świeżości. Jednak jako wprawka może być. Widać, że próbujesz budować klimat poprzez opisy zapachów, smaków itp. I jednocześnie potrafisz to wyważyć. To na duży plus. Widać też, że masz dryg, więc działaj dalej :)

Pozdrawiam

dO.ob

 

Dzięki Realuc! Doceniam Twoje uwagi i przyjmuję na pokład. Pozdawiam serdecznie!

Z technikaliów – jeszcze jakieś drobiazgi widziałam po drodze, ale zapamiętałam, że gdzieś trafiło się “ziemii” → powinno być “ziemi”, oczywiście.

Nie do końca przypadło mi do gustu. Może przez wstęp, dialogi, całą tę sielską otoczkę i małoletniego bohatera po prostu nie czułam się, jakbym była targetem tego opowiadania. Takie baśniowe historie do mnie niezbyt przemawiają, niestety. Choć ogólnie szorcik całkiem zgrabny. Szkoda, że nie ma tutaj żadnego porywającego pomysłu czy twistu. Brak tu czegoś, dzięki czemu zapamiętałabym tekst na dłużej.

deviantart.com/sil-vah

Nowa Fantastyka