- Opowiadanie: Cytryna - Gwiazda Szeryfa

Gwiazda Szeryfa

Czaiłam się i czaiłam, wreszcie wrzucam jeden ze swoich tekstów na NF. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. A jeśli nie to, że dowiem się dlaczego :).

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Gwiazda Szeryfa

Ten wieczór mnie zmienił. Pamiętam ubłocone ulice, przystanek ze śpiącym żulem i wrzynający się w ramię pasek od torby. Wiatr dął bezlitośnie w twarz. Godzina prawie dwudziesta trzecia. Uwielbiałem swój klub, ale powroty z treningów były fatalne. Zajrzałem do Internetu w telefonie, czekanie na autobus nużyło.

Naprzeciwko pojawił się człowiek, stukający obcasami kowbojskich butów. W św­ietle latarni mignęły ostrogi i srebrna gwiazda na piersi. Facet skłonił się, uchylając kapelusza i spojrzał na rozkład jazdy. 

– Wielkie nieba! Dopiero co odjechał, następnego trza wyglądać prawie trzydzieści minut! – Zadarł brodę, zobaczyłem obwisłe policzki i wystającą dolną wargę koloru wiśni.

Udałem, że stylizacja na Dziki Zachód wcale mnie nie śmieszy. Sensei powtarzał: kulturka i deko empatii to podstawa nie tylko na macie. Poza tym gość mógł akurat wracać z imprezy karnawałowej. Różnie bywa.

– Panie, luz. Zawsze się spóźnia. Uno momento i będzie! – zapewniłem, siląc się na przyjazny ton.

Powoli pokręcił głową.

– Chłopcze – zmarszczyłem brwi, od dawna uważałem się za mężczyznę – to nie takie proste, jak sądzisz. Pojazd przyjeżdża do zasłużonych, ja do nich nie należę. – Opuścił wzrok. – Do ciebie, owszem, ale gdy jest nas dwóch, sprawa najpewniej przegrana.

– Nie kumam – przyznałem. Widać trafiłem na współpasażera-wariata. Nowa kategoria w społeczeństwie. Pomyślałem, że przynajmniej czas minie szybciej.

– Już tłumaczę. Otóż, drogi chłopcze – znowu to “chłopcze”, ciśnienie mi skoczyło – pojazd, na który czekamy to nie zwykły autobus. Przyjeżdża ino do ludzi cnotliwych, czyniących słusznie.

– To znaczy, że jestem cnotliwym bohaterem, a pan niekoniecznie?

– Chciałbym, żeby to było takie proste.

Wyłamałem palce z gruchnięciem kostek. Typ zaczął mnie irytować.

– Tak, chciałbym mieć wyjaśnione czarno na białym zasady świata, lecz nie jest mi to dane. Pozostaje zgadywać… – Pogładził kciukiem wąsa i westchnął.

Milczałem. W nadziei, że to zakończy dyskusję, postanowiłem więcej nie reagować. Demonstracyjne spojrzałem w ekran smartfona. Przewijałem Instagrama.

– Widzę, że straciłem twoje zainteresowanie – zauważył. – Walka jest wierzchołkiem góry, na który wiodą żmudne wysiłki. Czwarte kuy, mam rację?

– Co? 

– Niebieski pas, nieprawdaż? Mistrz nie dopuszcza cię do egzaminu na brązowy. Twierdzi, że masz za słaby charakter. 

Miarka się przebrała. Jakim cudem dziadyga tyle wiedział?! Rozstawiłem szerzej nogi, wyprostowałem barki. 

– Ponownie zyskałem na znaczeniu, ach, dobrze – uśmiechnął się. – Zatem, autobus, na którego czekamy wozi nielicznych. Wielokrotnie przybywał, kiedy tutaj oczekiwałeś, ale teraz raczej się nie zjawi.

– Bo? 

– Ponieważ czekam razem z tobą. Jestem, jak podejrzewam, niegodny. Stanowię zagrożenie dla ustalonego porządku rzeczy. 

Przełknąłem siarczyste przekleństwa, które chciałem wykrzyczeć. 

– Dobra, poddaje się. Nie wiem, skąd pan wie, o karate, o trenerze, może pan go zna? Głowa mi pęka od zagadek! Zagrożenie dla porządku rzeczy?! 

– Jak cię zwą? – zmienił temat.

– Przemek, Tygrys. – Ścisnąłem mu łapę, specjalnie ciut za mocno. Chciałem usadzić gościa, żeby ze mną nie zadzierał. Czułem rozpierającą złość, która mogła przejść w czyny: uderzenie pięścią w policzek dziwaka.

– Szeryf. „Gwiazda szeryfa”. Strzegłem niegdyś rozległego regionu przed bandziorami, no, ale, jak to się kiedyś mawiało, wybrałem w życiu źle. Nocami przesiadywałem w saloonie. Waliłem z obu luf… Szkoda gadać.

Pożałowałem człowieka. Gadał farmazony, jak chory na umyśle, ale z drugiej strony męczyło go poczucie winy. Tylko skąd, do cholery, miał informacje na mój temat?! Czy trener ma podstarzałego wujka, kolegę z wąsem, a może dalekiego kuzyna? Przeszukiwałem wspomnienia, rysopisy, opowieści rodzinne i trenerskie anegdotki. Nikogo nie wygrzebałem z pamięci. Niepokój zakłuł nieprzyjemnie w trzewia.

– Szeryfie, skąd wiesz o niebieskim pasie? – Byłem zdecydowany nabić mu limo, gdyby dalej kręcił i wciągał mnie w zagadki.

– Nie daje ci to spokoju. – W jego głosie zabrzmiała satysfakcja. Złożył usta w ciup. Mniejszy, górny owoc złączył się z dolnym, mięsistym i nabrzmiałym. Wyjął lśniący rewolwer i pogładził go wierzchem dłoni, jak policzek kobiety. – Powiem ci, chociaż to nie ma sensu.

Nie bałem się broni, sam nie wiem czemu. Koniecznie chciałem poznać prawdę i jednocześnie pragnąłem walnąć go jak najmocniej. Niepokój przechodził w paraliżujący lęk. Dominował. Zastygłem w oczekiwaniu. Zrezygnowałem z walki, opuściłem ramiona.

– Jesteśmy piosenkami, tygrysie – ciągnął po przerwie. – Ty i ja. Różnica polega na tym, że jestem tego świadom. Uwierzyłem. Nie od razu, rzecz jasna. Odwiedzał mnie kilkakrotnie pewien jegomość i tłumaczył. Wierzgałem, parskałem, zatykałem uszy. Amnezja zaciemniała umysł. Zapominałem. Gdy przychodził ponownie i zaczynał tłumaczenia, uciekałem, aż się kurzyło. Po raz drugi, piąty, dziesiąty. Wreszcie, załapałem. Olśnienie paliło żarem południowego słońca. Przecież w głębi podejrzewałem od dawna. Podejrzewałem, kim jestem. – Wsadził kciuki za szlufki dżinsów. – Od tamtego czasu krążę po muzycznej mapie jako wolny elektron. Robię, co w duszy zagra. Nie, co cudza dusza zagrała o mnie.

Zacisnąłem szczęki. Wstrzymałem oddech. Samsung nie dodał otuchy – minęło trzydzieści pięć minut, a autobusu brak. Pociłem się jak tchórz. Sensei twierdził, że strach śmierdzi najgorzej. Ręcę zwisały mi bezwładnie, niezdolne do obrony.

– Ta. Mówiłem, nie przyjedzie. Niektórzy są uważni i nie biorą starego hultaja na pokład. Mimo to nie żałuję wolności. Nic a nic. Tyle lat przesiedziałem u Kazika.

– U K-kazika? – wydukałem.

– Dokładniej u Taty Kazika. Chłopcze, musisz się dowiedzieć, skąd jesteś, z którego kawałka pochodzisz. Brakuje ci wiary, ale da się to naprawić…

Zrobił krok do przodu i zmierzył mnie czujnym wzrokiem. Znieruchomiałem i to nie z własnej woli. 

– Musisz zrozumieć kim naprawdę jesteś. – Szeryf zbliżył się, poczułem woń tytoniu i wódki.

Nie mogłem się odsunąć. Strużki potu zalały mi oczy. Mrugałem oślepiony, a on przystąpił do “skanowania” mojej sylwetki, od stóp aż po czubek głowy. Zostałem bagażem na lotnisku, kolejnym produktem spożywczym na taśmie w markecie. Zastanawiałem się, co mnie czeka. Trwało to nieznośnie długo.

– Dobrze, pomogę ci – przerwał milczenie. Chciałem odmówić, wyrwać się, uciekać lecz nie mogłem wykrztusić słowa ani poruszyć ciałem choćby o milimetr. – W pierwszej chwili, nie mam pewności. Obstawiam hip hop. Grzeczną wersję. – Wycelował broń prosto mi w serce. – Choć, to karate… równie dobrze możesz być od Franka Kimono. – W środku wrzeszczałem, a na zewnątrz pozostałem figurą woskową zastygłą w panice. Pastwił się nade mną w najlepsze. – Hm. Chociaż to „uno momento” sugeruje niejakiego Dejwa… 

Mówił dalej i te wyrazy, kule, którymi strzelał, przebijały skórę. Traciłem grunt. Z ran postrzałowych trysnęła fala gorąca. Byłem jak kostka lodu zalana wrzątkiem. Uważałem, że jestem twardzielem, a stopniałem w kilka sekund. Ze stałego stanu skupienia przechodziłem w mokrą breję. Fizycznie nie bolało, lecz psychicznie słabłem. Świadomość topniała, wszystko traciło ostrość. Zrozumiałem, że kłamał od początku. Wsiąkałem w szary chodnik. Szeryf obserwował, co się dzieje. Niewzruszony, schował pistolet do kabury. Wyglądało na to, że robił to wielokrotnie. Rytualnie. Przetarł gwiazdę chustką i, jak gdyby nigdy nic, zniknął za rogiem. 

Ot, moja smutna historia. Nie wsiąkłem całkowicie. Od tamtego spotkania wiodę żywot ulicznej kałuży. Ktoś zabrał moje ubranie i torbę. Wydaje się, że zniknąłem dla ludzi. Nie odkryłem, skąd pochodzę, z której piosenki. Nie mam nawet pięści, by obić mordę szeryfowi, jeśli powróci. Drugi raz bym nie odpuścił.

Utwory, które wystąpiły w tekście:

KULT, Gwiazda szeryfa: https://www.youtube.com/watch?v=qfWLCmlJaCY 

Franek Kimono, King Bruce Lee Karate Mistrz: https://www.youtube.com/watch?v=cSDYYYe3wUs 

DEJW, Uno Momento: https://www.youtube.com/watch?v=GrmYSP7-raI 

 

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł na bohaterów. Niestety, za słabo znam temat, żeby rozpoznać, skąd obaj są. Ale sympatyczny tekst.

Masz garść literówek. Czy opko odleżało swoje?

Babska logika rządzi!

Przeczytałem opowiadanie i bardzo mi się podobało. Ładnie opisane przejście od spokojnego stanu, przez nastrój niepokoju aż do zakończenie, jakże dziwnego i przez to ciekawego.

W tekście zauważyłem:

 

Stużki potu zalały mi oczy (powinno być strużki)

oraz

Mrugałem oślepiony , a on przystąpił do (niepotrzebna spacja przed przecinkiem).

Podsumowując na koniec: opowiadanie bardzo ciekawe. Pozdrawiam.

Przyciągnęły mnie do Twojego opowiadania Twoje komentarze pod innymi opowiadaniami :) 

 

Ciekawy pomysł, choć pewnie znajomość piosenek, z których pochodzą postacie, mogłoby tu pomóc. Nie do końca rozumiem finał, dlaczego zamiast błąkania się jako postać, doszło do roztopienia w kałużę? Długość tekstu wydaje się odpowiednia dla treści, to duży plus. Niby dałoby się skrócić, ale jest ok. Czego mi natomiast brakło? Wydaje mi się, że spokojnie mogłabyś przy zachowaniu treści pójść w stronę weirdu, niepokoju, jakiś mroczniejszych emocji, zagubienia.

 

,,chłopcze"

– cudzysłów otwierający rozjechał się na dwa przecinki.

 

"Czwarty KYU, mam rację?"

– w którym stylu (lub w której federacji) mówią "czwarty kyu" zamiast "czwarte kyu"? Plus: w którym stylu brązowy pas jest już na trzecim, a nie dopiero na drugim kyu?

Z technikaliów: w nazwie stopnia nie trzeba wersalików w "kyu" (podobnie w danach).

 

"Przemek, tygrys"

Ksywa tez z dużej litery.

 

"Mrugałem oślepiony , a on "

Nadmiarowa spacja przed przecinkiem.

 

Finklo, bardzo mi miło, serdeczne dzięki za odwiedziny. Za literówki zaraz się zabiorę. Tekst odleżał ponad dwa tygodnie, a czytały go trzy osoby, także widocznie w toku ewolucji coś musiało umknąć. 

 

Geeogrraafie, ogromnie się cieszę, że tekst przypasował. Dziękuję za wyłapanie błędów!

 

Wilku, bardzo dziękuję za wizytę i Twoje sugestie. Obawiam się, że jeszcze nie umiem w weirdo ;). Błędy już spieszę poprawić! Co do kyu, stosowałam pasy wg karate tradycyjnego: http://www.karate.pl/stopnie_i_ich_zasadnicze_kryteria.php 

 

 

 

W sumie w weird to na portalu tylko Wybranietz umie. Ale zawsze można próbować w horror jako taki :)

 

A z tradycyjnym zaskoczyłaś mnie, w większości pozostałych, jeśli nie liczyć stopni dziecięcych, wszystko idzie na zasadzie “kolor, kolor z pagonem, następny kolor”, dopiero przy danach rośnie liczba pagonów. Cóż, człek się uczy całe życie :)

BTW, trochę mi zgrzyta chęć do walki z przypadkową osobą ze strony kogoś z względnie wysokim stopniem z karate. Tzn. zdarzają się takie osoby, ale jednak treningi karate czy kung fu trochę się różnią od treningów samoobrony – jednak ludzie rwący się do walk w wielu przypadkach odpadają do innych sportów walki, zanim dojdą do etapu kumite. Ale owszem, raz, ze sa wyjątki, dwa, że tu w grę wchodzi to, kim ostatecznie okazuje się postać.

 

 

Wilku, rozumiem Twoje obiekcje. Przez rok trenowałam karate kyokushin i poznałam bardzo różne charaktery. Większość z wyższych pasów zgadzała się z moimi wyobrażeniami spokoju i opanowania. Kiedy jednak wyjechałam z nimi na obóz jeden z brązowych pasów wyznał mi, że ze swoim bratem (też brązowym pasem) są chętni do ulicznych bójek. Bo wiedzą jak, bo ludzie ich drażnią. Unikają walki, lecz zdarzyło im się kogoś walnąć. Dało mi to do myślenia, że drzemią w nich spore pokłady agresji, które zazwyczaj przekuwają na ostre treningi i koncentracje. Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie budzi się w nich chęć wykorzystania energii w bardziej “praktyczny” sposób. Pytanie, co z tą chęcią zrobią.

Co ciekawsze, mam znajomych, którzy uprawiali inne sztuki walki, m.in taekwondo, i tam było więcej jawnych agresorów.

Pozdrawiam!

Cześć! Zacznę trochę nie typowo, a mianowicie od takiej uwagi, że bardzo fajnie “taktycznie” rozegrałaś wejście na portal. Wpaść, trochę pokomentować, pokazać się. Później wrzucić tekst, nie za długi, żeby na początek pokazać jakąś próbkę możliwości. Niby oczywistość, ale… prawie nikt tu tak nie robi, więc jeśli ktoś skorzystał ze zdrowego rozsądku, warto to zauważyć. ;-)

Dobra, ale ja tu w końcu wpadłem skomentować tekst. Napisane masz to całkiem fajnie. W taki dosyć przyjemny, bezpośredni sposób. Dobrze mi się tego szorta czytało.

Ten wieczór mnie zmienił.

Tak, jak cały tekst czytało się dosyć fajnie, tak pierwsze zdanie trochę odrzuca. Ono jest takie pospolicie typowe w swojej pospolitej typowości. ;-)

Słowem, zaczynasz od zdania tak powszechnego, że gdzieś tam pojawia się obawa, że cały tekst taki będzie. Na szczęście nieuzasadniona.

Bohater w kowbojskiej stylizacji dosyć osobliwy. Charakterystyczny (to dobrze), lekko irytujący (też dobrze, bo widać, że ta jego specyficzna paplanina ma w czytelniku budzić takie właśnie odczucia). Przy tym również nieco zagadkowy, bo końcówka wszystkiego mi nie wyjaśniła.

Sama historia, jak na szorta, w porządku. Potrafiła zaciekawić. Problem jest taki, że czytelnik może mieć trochę problem, żeby wyciągnąć z tej historii sto procent tego, co w niej zawarłaś. Ma się tu takie poczucie, że (jak pisali już Finklowie) potrzeba tu pewnej znajomości tematu, żeby wszystko w pełni załapać. Jeśli tej znajomości nie ma, pojawia się uczucie lekkiego zagubienia, przez co i finał zostawia z lekkim niedosytem.

Dosyć powszechna jest tutaj taka rada: zaufaj inteligencji czytelnika. Często jej używamy, kiedy ktoś próbuje w tekstach tłumaczyć coś łopatologicznie i do znudzenia. W odniesieniu do tego tekstu proponowałbym inną: nie ufaj nadmiernie w wiedzę czytelnika. ;-)

Generalnie nie jest dobrze oczekiwać od czytelnika znajomości danego tematu. Nawet nie dlatego, że jest to w jakiś sposób niewłaściwe. Zwyczajnie ryzykujesz w ten sposób, że czytelnik może na końcu zostać ze wspomnianym uczuciem niedosytu.

Natomiast tak, jak pojawił się ten lekki niedosyt, tak trzeba przyznać, że generalnie sam tekst wypada fajnie. Miałem tu w sumie za co chwalić, więc uznałbym tego szorta za taki bardzo solidny fundament do dalszego pisania. Finklowie pisali o literówkach, ja ich nie widziałem, więc albo zaczynam ślepnąć, albo zdążyłaś wysprzątać (jeśli tak, to bardzo dobrze, bo fajnie jest szybko reagować na komentarze dotyczące korekt – wysyłasz czytelnikowi sygnał, że go szanujesz).

Do samego sposobu pisania raczej też większych czepów nie miałem. Nie ma tu jakichś typowych chorób typu: siękoza, byłoza, szturm przymiotników i przysłówków.

Od biedy można wywalić to:

Naprzeciwko pojawił się człowiek, donośnie stukający obcasami kowbojskich butów.

Stukanie obcasami generalnie kojarzy się z czymś donośnym, więc nie ma chyba potrzeby tego dopowiadać. Ale to szczegół. Żaden błąd czy babol.

Od strony stricte technicznej nic mądrego Ci nie powiem, bo to nie moja działka. Musisz czekać na Reg bądź Tarninę. Jeśli któraś z nich wpadnie, czeka Cię swoisty chrzest portalowy. ;-)

Dobra tyle. Całkiem przyzwoity szort. Jak na początek, to może nawet wcale dobry.

Pozdrowił i poszedł.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cytryno, bardzo przyjemny szort:-)

Typowa sytuacja: natknięcie się na przystanku na dziwnego typa, który usilnie pragnie rozmowy:-) ale i tak czytałam z zainteresowaniem. Postać Szeryfa interesująca, odpowiednio tajemnicza. Fajnie atmosfera i stopniowanie napięcia.

Najbardziej podoba mi się zakończenie. Nie sądziłam, że właśnie to stanie się z bohaterem. Ciekawe porównanie człowieka do piosenki. Szkoda tylko, że bohater nie był w stanie podjąć żadnej walki.

polecam do biblioteki i pozdrawiam

Podoba mi się pomysł, nieco mniej wykonanie.

Nieuzasadniona agresja bohatera wobec obcego mężczyzny, zupełnie nie przystaje do mojego wyobrażenia o istocie karate.

Nie wiem, dlaczego Przemek przemienił się w kałużę i zastanawiam się, co się z nim działo, kiedy kałuża wysychała…

 

 W św­ietle la­tar­ni mi­gnę­ły ostro­gi przy pię­tach oraz srebr­na gwiaz­da na pier­si. ―> Zbędne dopowiedzenie – czy istniała możliwość, aby ostrogi były w innym miejscu? Ponadto ostrogi przypina się do butów, nie do pięt.

 

Facet skło­nił się, uchy­la­jąc rondo ka­pe­lu­szazaj­rzał w roz­kład jazdy. ―> Facet skło­nił się, uchy­la­jąc ka­pe­lu­sza i spojrzał na roz­kład jazdy. Lub: Facet skło­nił się, dotykając ronda ka­pe­lu­sza i spojrzał na roz­kład jazdy.

 

– Wiel­kie nieba! Do­pie­ro co od­je­chał, a na­stęp­ny trza wy­glą­dać… ―> Chyba miało być: – Wiel­kie nieba! Do­pie­ro co od­je­chał, na na­stęp­ny trza wy­glą­dać

 

Uda­łem, że sty­li­za­cja na dziki za­chód wcale mnie nie śmie­szy. ―> Uda­łem, że sty­li­za­cja na Dziki Za­chód wcale mnie nie śmie­szy.

 

Poza tym go­ściu mógł aku­rat wra­cać… ―> Poza tym go­ść mógł aku­rat wra­cać

 

Opu­ścił wzrok na roz­le­wa­ją­ce się ka­łu­że po be­to­nie. ―> Opu­ścił wzrok na kałuże roz­le­wa­ją­ce się po be­to­nie.

 

– Po­now­nie zy­ska­łem na zna­cze­niu, ah, do­brze… ―> – Po­now­nie zy­ska­łem na zna­cze­niu, ach, do­brze

 

Wsa­dził kciu­ki za szluf­ki je­an­sów. ―> Wsa­dził kciu­ki za szluf­ki dżinsów.

Używamy pisowni spolszczonej.

 

po­czu­łem tytoń zmie­sza­ny z wy­so­ko­pro­cen­to­wym al­ko­ho­lem. ―> W jakim celu miesza się tytoń z alkoholem?

A może miało być: …po­czu­łem woń tytoniu i wy­so­ko­pro­cen­to­wego al­ko­ho­lu.

 

Mia­łem się za twar­dzie­lem… ―> Mia­łem się za twar­dzie­la

 

Świa­dość top­nia­ła, wszyst­ko tra­ci­ło ostrość. ―> Świa­domość top­nia­ła, wszyst­ko tra­ci­ło ostrość.

 

Od tam­te­go spo­tka­nia wiodę żywot przy­ulicz­nej ka­łu­ży. ―> Od tam­te­go spo­tka­nia wiodę żywot ­ulicz­nej ka­łu­ży.

 

Ktoś za­brał moje ubra­nia i torbę. ―> Ktoś za­brał moje ubra­nie i torbę.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy/ mieliśmy na sobie to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

CM, pięknie dziękuję za lekturę i wskazówki! Jestem wdzięczna za objaśnienie, kiedy warto wytłumaczyć czytelnikowi nieco więcej – miałam zagwozdkę przy tym tekście, jak to wyjdzie. Obcasy już stukają bez nadmiarowego przymiotnika :).

 

Olciatko, ogromnie się cieszę, że tekst przypadł Ci do gustu! Kłaniam się za polecenie do biblio.

 

Regulatorzy, miałam cichą nadzieję, że tutaj zajrzysz! Widzę, że jednak nawaliłam sporo baboli. No cóż, człowiek uczy się całe życie. Stare powiedzenie, a niezmiennie aktualne. Dziękuję za wnikliwą analizę i wykazanie błędów, poprawiłam.

Co do agresji bohatera, to jak najbardziej odbiega to od koncepcji karate. Natomiast adepci sztuki walki nie są doskonali, a tym bardziej emocje, których doświadczają. Najważniejsze są czyny. Tutaj bohater powstrzymał się przed atakiem. Zaś jego nauczyciel wytykał mu “słaby charakter”, w moim rozumieniu, myślał właśnie o wybuchowym temperamencie ucznia… Chociaż może powinnam napisać o tym wprost, hmm.

 

Cieszę się, Cytryno, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)

Kiedy czytam o trenujących karate, mam przed oczami spokojną twarz Bruce’a Lee, wygrywającego walkę bez walki, i wyobrażam sobie, że każdy uczący się tej sztuki, dąży do osiągnięcia podobnego celu. No ale cóż, Przemkowi z opowiadania bardzo dużo brakowało do bycia mistrzem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czy to tylko Przemek był postacię z piosenki, czy też wszyscy nimi jesteśmy?

Trochę szkoda mi chłopaka, nie wiem, czy na to zasłużył. Może i miał słaby charakter, może i był tchórzem podszyty, ale przynajmniej coś z tym próbował zrobić.

Fajny szorcik, bo to szort jest, a nie opowiadanie :)

Kliczek na powitanie za ładny debiucik :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, pięknie dziękuję za klika :). W sumie mi też go szkoda, los bywa niesprawiedliwy i nieprzewidywalny. A czy tylko on pochodził z piosenki? Nie wiem.

Zmieniam na szorta. Zastanawiam się, od jakiej liczby znaków zaczyna się opowiadanie?

Do 10 tysięcy znaków to szort.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Różnie to powiadają…

Babska logika rządzi!

Kiedyś musiałem odpuścić koncert KNŻ, bo byłem nieprzytomny po innym koncercie. Do dzisiaj żałuję. Trudno.

 

Pomysł z przypisywaniem konkretnych utworów do ludzi bardzo mi się spodobał. Rozmowa na przystanku jest nieco abstrakcyjna i surrealistyczna, więc w moim guście. Widać, że posiadasz sporą wprawę w operowaniu słowem pisanym, chętnie przeczytam Twoje koleje opowiadanie.

Pozdrawiam!

Cześć, Cytryno! Wreszcie mam okazję odwdzięczyć się komentarzem.

Podobały mi bardzo nawiązania muzyczne, zwłaszcza do Franka Kimono i lekko weirdowy klimat. Pokazujesz jak spotkanie bohaterów z różnych (muzycznie) bajek mogłoby wyglądać w świecie snów, może snów na jawie, gdzie kogoś męczą dwie melodie naraz. XD Interesujący debiut, dorzucę się o wniosków o bibliotekę. Pozdrawiam!smiley

Hej,

ciekawa historia i niebanalna końcówka. Trochę nie mój klimat, bo to taka dziwna fanatastyka, a ja lubię prostotę. Choć z kałużami jestem bardzo związany, można powiedzieć, że osobiście.

Ogólnie mam mieszane uczucia, podoba mi się kowboj na przystanku, końcówka mnie zaskoczyła i to też jest pozytywne. Kilka rzeczy mi jednak zgrzyta – np.postać głównego boahtera, który jest niby spokojnym karateką, zaraz potem okazauje się być jednak lekkim furiatem, a na koniec tchórzem i ostatecznie kałużą :)

 

Podrzucam jeszcze kilka uwag:

 

niewygodny pasek od torby sportowej na ramieniu.

 

– propozycja: "pasek od torby sportowej boleśnie wrzynający się w ramię"

 

Zajrzałem do Internetu w telefonie, czekanie na autobus nużyło.

 

– jakoś nienaturalnie to mi brzmi, ja bym postarał się dać tutaj jakiś łącznik i część o nużeniu przesunął na początek np.: Czekanie na autobus nieznośnie mnie nużyło, więc zajrzałem do Internetu w telefonie.

 

W świetle latarni mignęły ostrogi oraz srebrna gwiazda na piersi

 

– ostrogi miał też na piersi? ;)

 

 Facet skłonił się, uchylając kapelusza i spojrzał na rozkład jazdy.

 

– kurde, ja to odebrałem jako gest grzecznościowy – ukłonić się komuś, uchylając kapelusza, a tutaj chyba chodzi, że fizycznie się nachylił :/ Zastanów się, czy nie warto nieco przeredagować ;)

 

kulturka i deko empatii to podstawa nie tylko na macie.

 

– mistrzowie, których ja znam nigdy by czegoś takiego nie powiedzieli, mówili za to: "dobre judo, dużo biegać", "trzy treningi w tygodniu, to utrzymanie formy a nie rozwój" i bardziej filozoficznie: "ustąp, żeby zwyciężyć", "kiedy przeciwnik pcha, ty ciągnij". Btw, czy karate trenuje się na macie?

 

Poza tym gości mógł akurat wracać z imprezy karnawałowej.

 

– "gość"

 

Chciałbym, żeby to było proste.

 

– "takie proste"?

 

Załamałem palce z gruchnięciem kostek

 

– "wyłamałem palce", albo ewentualnie "załamałem ręce", ale to drugie, to już metaforycznie bardziej i bez udziału kostek

 

Typ zaczął mnie irytować.

 

– no i gdzie ta empatia? :)

 

Mniejszy, górny owoc złączył się z dolnym, mięsistym i nabrzmiałym.

 

– Że co? :D

 

Wyjął lśniący rewolwer i pogładził go wierzchem dłoni, jak policzek kobiety.

 

– typa z bronią raczej nie traktuje się w ten sposób, zwłaszcza jeżeli jest na dokładkę wariatem – raczej nie myślisz, żeby go strzelić w pysk, tylko szybciutko się oddalić. "Dobre judo dużo biegać" oznacza też, żeby szybko spiepszać, a walkę poza matą traktować jako ostateczność.

 

Od wtedy krążę po muzycznej mapie jako wolny elektron.

 

– "od tego czasu".

 

Che mi sento di morir

adam_c4, również nigdy nie dotarłam na koncert Kultu, a bardzo bym chciała (o ile Staszewski dałby radę śpiewać ;)). Dziękuję bardzo za wizytę, cieszę się, że nieco odjechana konwencja przypadła Ci do gustu.

oidrin, ogromnie miło Cię widzieć pod moim skromnym debiutem! Piękne dzięki za klika i dobre słowo :).

BasementKey, jestem wdzięczna za odwiedziny i komentarz tak obfitujący w uwagi! :) Potrzebuję chwili czasu, by wszystko przemyśleć. Rozbawiło mnie Twoje podsumowanie krótkiej historii mojego bohatera, haha :). Coś w tym jest. Zastanowię się nad spójnością Przemka.

Co do trenowania na matach – u siebie w klubie mieliśmy specjalną podłogę wyłożoną grubymi matami. Zaś jeśli chodzi o mistrzów, to podobnie jak uczniowie, są tylko ludźmi i bywają różni. Poznałam dotychczas czterech i jeden z nich miał kłopoty z agresją i przekraczaniem granic na treningach – w dużym skrócie.

Poznałam dotychczas czterech i jeden z nich miał kłopoty z agresją i przekraczaniem granic na treningach – w dużym skrócie.

Trenowałem dobrych kilka lat różne sporty walki i dla mnie to jest standard. Rzadko spotykałem się z filizoficznym podejściem do sztuk walki, jako drogi samodoskonalenia czy odnajdywania łagodności, często to było promowanie chamskiej siły i pompowanie agresji. To bardzo przykre. Na szczęście dziś można dojść do wielu rzeczy samemu, studiując teksty prawdziwych mistrzów, takich jak Kano, Funakoshi czy Ueshiba. A także ucząc się siebie.

Che mi sento di morir

Bardzo dobrze, że odważyłaś się wrzucić tekst na portal. Z chęcią przeczytam Twoje inne opowiadania. A dla tego oczywiście ode mnie biblioteczny kliczek :) Przede wszystkim za pomysł i za bohaterów i za to, że dobrze mi się czytało :) Nie do końca znam się na poruszanych przez Ciebie kwestiach, ale tak czy inaczej, nie przeszkadzało mi to w lekturze :)

Nota bebe albo notabene, dawno temu nakręcono też western pod tym samym tytułem, a znakomici aktorzy w nim grali. Wiem, bo bardzo lubię westerny. Teraz jestem na etapie oglądania “Siedmiu wspaniałych”. Klasa!

Pozdrówka.

Znienacka wpada Tarnina. Draw!

 Ten wieczór mnie zmienił. Dosłownie.

Skoro zmienił go dosłownie, to chciałabym wiedzieć, w co? Albo, jeśli akurat zmienił go na warcie, to czego pilnowali? ;)

 ulice uwalone błotem

Aliteracja, ale "uwalony" może być (kolokwialnie) egzamin. Nie chodziło Ci o "uwalane" błotem? Tylko, że to jakoś średnio pasuje do ulic (słowo, nie stan).

 niewygodny pasek od torby sportowej na ramieniu

Mało obrazowe.

 Uwielbiałem swój klub, ale powroty z treningów były fatalne. Zajrzałem do Internetu w telefonie, czekanie na autobus nużyło.

Kolokwialność wypowiedzi w porządku, buduje postać, ale nie wiem, po co tak explicite zapewniasz, że mu się nudzi. To widać gołym okiem.

 ostrogi oraz srebrna gwiazda

Dałabym tu raczej "i", mniej się rzuca w oczy i nie odwraca uwagi od sedna (fajne sedno, swoją drogą).

 na następny trza wyglądać

Wygląda się następnego.

 Zadarł brodę, zobaczyłem

Rozdzieliłabym, ale to może być moja idiosynkrazja.

 wystającą dolną wargę koloru wiśni.

Hmm.

Poza tym gości mógł

Litrówka – gość albo gościu.

 Uno momento i będzie! – oznajmiłem

Ano, nie oznajmił. Zapewnił, pocieszył, tak.

 Powoli pokręcił

Aliteracja.

 Opuścił wzrok na

Jeśli "opuścił wzrok", to już bez dookreśleń. Nie wiem, czemu, tak się przyjęło.

kałuże rozlewające się po betonie

Kałuże są raczej statyczne… Z drugiej strony… nie wiem.

 Do ciebie owszem

Do ciebie, owszem.

 współpasażera wariata

Współpasażera-wariata. Bo tak wychodzi, że kowboj jechał dokądś z wariatem.

 Nowa kategoria w społeczeństwie. Uznałem, trudno, przynajmniej szybciej minie czas.

Tu się coś pokiełbasiło. Trudno mi wyłuskać, co dokładnie.

 pojazd, na który czekamy to nie zwykły przewoźnik

Wtrącenie: pojazd, na który czekamy, to nie zwykły przewoźnik. Przewoźnik to facet zajmujący się przewożeniem ludzi w różne miejsca, nie pojazd.

 Nie jakiś pospolity przedstawiciel komunikacji miejskiej.

Kowboj wychodzi z roli. Ma być?

 – Chciałbym, żeby to było proste.

Zwykle mówi się "Chciałbym, żeby to było takie proste."

 Załamałem palce z gruchnięciem kostek.

"Załamać ręce" to nie to samo, co wyłamywać sobie palce, a o to chyba Ci chodzi.

 Postanowiłem więcej nie reagować w nadziei, że to zakończy dyskusję.

Postanowiłem więcej nie reagować, w nadziei, że to zakończy dyskusję. Albo przestaw: W nadziei, że to zakończy dyskusję, postanowiłem więcej nie reagować.

 Walka jest wierzchołkiem góry, na którą wiodą żmudne wysiłki.

 Zatem, przewoźnik, na którego czekamy wozi nielicznych.

Zatem, przewoźnik, na którego czekamy, wozi nielicznych.

 Czerep mi pęka od zagadek!

Lampshade!

 Czułem rozpierającą złość, która mogła przejść w czyny: twardą pięść

To niegodne Jedi :) a pięść nie jest czynem.

 Strzegłem niegdyś rozległego regionu

Fonetycznie dziwne i mało naturalne. "Rozległy region"?

 no, ale jak

Jeszcze jeden przecinek.

 Niepokój zakłuł nieprzyjemnie w trzewia.

Hmm.

 Koniecznie chciałem poznać prawdę i jednocześnie pragnąłem walnąć go jak najmocniej. Niepokój przechodził w paraliżujący lęk.

Uu, niezłe pomieszanie emocjonalne.

 Jesteśmy piosenkami, tygrysie

Yup. Ale nie tymi samymi ;) https://www.youtube.com/watch?v=6XStbIfIQFM  

 Różnica polega na tym, że jestem tego świadom.

Tu jednak przydałby się zaimek.

 Amnezja ściskała powolny umysł.

"Powolny" jak żółw, czy jak Kitty z saloonu? Tak czy siak, nie bardzo wiem, o co chodzi.

 zaczynał oracje

Nie świrujmy. Chyba, że to ma być ironiczne, ale nie czuję tej ironii, nie w tym natężeniu.

 uciekałem aż się kurzyło

Uciekałem, aż się kurzyło.

 Wreszcie, załapałem

Tu bez przecinka.

 Olśnienie paliło żarem południowego słońca.

Bit… purple, partnah.

Od wtedy krążę

Od tamtego czasu.

jako wolny elektron

Co kowboj wie o elektronach?

a autobusu brak

Hmm.

 Dłonie miałem zwiotczałe, niezdolne do obrony.

Mało obrazowe.

Dokładniej u Taty Kazika

… aaa…

zmierzył mnie czujnym wzrokiem

Jednak "spojrzeniem".

 Musisz zrozumieć kim naprawdę jesteś

Musisz zrozumieć, kim naprawdę jesteś.

 Nie potrafiłem odsunąć się na komfortową odległość.

Niezgrabne, w ogóle bym skróciła: Nie mogłem się odsunąć.

 przystąpił do skanowania mojej sylwetki

Anglicyzm. Chyba, że szeryf jest robotem, czego nie podejrzewam.

 Zostałem bagażem na lotnisku, kolejnym produktem spożywczym na taśmie w markecie.

Ale tu "skanowanie" nabiera sensu. Hmm.

Trwało to nieznośnie długo.

Pokazuj, nie zapewniaj.

 przerwał milczenie

Szczerze nie znoszę tego sformułowania. Jest kiczowate, telewizyjne i niewiele wnosi.

 poruszyć ciałem

Duszą się nie rusza, nie? Zresztą do mówienia ruch też jest niezbędny.

 Wycelował broń prosto w moje serce.

Anglicyzm. Wycelował mi prosto w serce.

 możesz być od Franka Kimono

Wątpię :P

W środku wrzeszczałem, a na zewnątrz pozostałem figurą woskową zastygłą w panice.

Mmmm… no, nie wiem.

„uno momento” podpowiada

Nie podpowiada, najwyżej sugeruje.

 Miałem się za twardziela, a rozpuściłem w kilka sekund.

Tu naprawdę potrzeba drugiego "się", ale powtórzenie byłoby mocno rażące. Może: a stopniałem w kilka sekund?

 Ze stałego stanu skupienia przechodziłem w mokrą breję

Dobra, to już możesz wyciąć, przesadzasz trochę.

 Fizycznie nie bolało, lecz psychicznie słabłem.

To w sumie też bym wyrzuciła.

 Przetarł gwiazdę chustką i jakby nic zniknął za rogiem.

Idiom. Przetarł gwiazdę chustką i, jak gdyby nigdy nic, zniknął za rogiem.

 Wydaje się, że zniknąłem dla ludzi.

Trochę niezgrabne, choć zrozumiałe.

 Nie odkryłem, skąd pochodzę, z której piosenki.

Przecież szeryf kłamał?

Są emocje, partnerze. Fajny kawałek, akurat takiej długości, jakiej powinien być. Nie ma tu wprawdzie wielkiej głębi, ale też opowiadasz życiową historię kałuży :D W sumie myślę, że dobrze się zapowiadasz. I shall watch your career with great interest.

https://www.youtube.com/watch?v=nbuQeAJaBwE

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A tak przy okazji…

Ten fragment wymaga zdecydowanego przerobienia, jeżeli idzie o zapis dialogu:

“Powoli pokręcił głową.

– Chłopcze – zmarszczyłem brwi, od dawna uważałem się za mężczyznę – to nie takie proste, jak sądzisz. Pojazd przyjeżdża do zasłużonych, ja do nich nie należę. – Opuścił wzrok na kałuże rozlewające się po betonie. – Do ciebie owszem, ale gdy jest nas dwóch, sprawa najpewniej przegrana.”

Przybysz mówi, a to słuchacz marszczy brwi, bo od dawna uważa się za mężczyznę, no i wyszła była kiszka. 

Poprawnie byłoby na przykład tak:

Powoli pokręcił głową.

– Chłopcze…

Zmarszczyłem brwi, od dawna uważałem się za mężczyznę.

– To nie takie proste, jak sądzisz – ciągnął przybysz. – Pojazd przyjeżdża do zasłużonych, ja do nich nie należę. – Opuścił wzrok na kałuże rozlewające się po betonie. – Do ciebie owszem, ale gdy jest nas dwóch, sprawa najpewniej przegrana.

Zamiast “ciągnął” może być “kontynuował” albo “dodał po kilku sekundach namysłu”. Przybysza wprowadziłem do tego wyimka, bo trzeba zaznaczyć podmiot – kto mówi.

Widać, że jak na tekst biblioteczny już, tak bardzo dopracowany to on nie jest, niestety.

Pozdrówka.

Katia, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i klika do biblio :)! Cieszę się, że wpadłaś z wizytą!

 

Tarnino, powiem szczerze, że w pierwszej chwili ugięły się pode mną kolana, a właściwie łokcie, bo siedziałam przy biurku ;). Nie spodziewałam się, że jest jeszcze aż tyyyyyyyyle do poprawy w tak krótkim teście. Ogromnie dziękuję, że miałaś ochotę wskazać mi błędy i potencjalnie mniej strawne kawałki. Już raz siadłam nad edytką, będę siadać kolejny albo i jeszcze trzeci, żeby poprawić opko wedle wskazówek i przemyśleć kilka kwestii. Kłaniam się nisko za dodanie kilku słów otuchy na końcu :). No, wiele jeszcze pracy przede mną.

 

RogerRedeye, dzięki wielkie za odwiedziny! Przyznam, że większość westernowych klasyków wciąż przede mną ;). Ostatnio zapoznawałam się z klimatem przy okazji serialu Westworld. 

Rozumiem Twoje odczucia, że na biblio może być za wcześnie, mam nadzieję na dniach wyczyścić tekst możliwie jak najlepiejangel.

Nie ma sprawy :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ej, on serio został… kałużą? :D 

 

Fajnie się czytało, chociaż nie jestem pewna czy wiem, co chciałaś mi przekazać tą scenką :D 

Samo porównanie ludzi do piosenek bardzo mi siadło (Robię, co w duszy zagra. Nie, co cudza dusza zagrała o mnie. <3) ale później nagle… ta końcówka mnie wybiła, roztopiła i zostawiła bez odpowiedzi :x 

Najlepsza dla mnie była kreacja Szeryfa – opis plastyczny, działa na wyobraźnię, widzę tego dziada!

 

Widać trafiłem na współpasażera-wariata. Nowa kategoria w społeczeństwie.

→ oj, drogi Przemku “Tigerze”, jak mało wiesz o życiu :D

Bardzo ciekawa scena. Personifikacje piosenek, stopień ich uświadomienia oraz wynikłe z tego konsekwencje – z tego wynikła ładna fabuła. Co prawda wymaga pewnej znajomości utworów – inaczej jako czytelnik czułem się wyobcowany (skumałem Kazika, Franka Kimono, ale ostatniej nie znałem), co trochę odjęło przyjemności z całego utworu.

Technicznie czytało się przyjemnie, bez większych grud.

Tak więc bardzo przyjemny koncert fajerwerków :) Na przyszłość chwytaj przydatne linki, pomogą jeszcze lepiej szlifować teksty :)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Interesujący pomysł i odwieczne przy tym oraz wcale niebłahe pytanie: czy twory artystów nie wiodą aby niezależnego bytu? Jako u Platona my jako cienie Prawdy w jaskini? Scalzi to bardzo interesująco opisał na gruncie scifi e Czerwonych koszulach, ale i temu opku mało braknie. Oprócz – moim zdaniem, większej identyfikacji z bohaterami. Już tek szeryf wydawał mi się realniejszy, bardziej krwisty. Bohater drugi był jakiś taki… Bezpłciowy. Nie mogłem załapać jego motywacji… Ale poza tym ciekawe, ciekawe…

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Koimeodo, bardzo dziękuję za odwiedziny i podzielenie się wrażeniami! :) No, końcówka jest nieco roztapiająca i już dostawałam zażalenia, że jak, że co, że o co cho ;).

 

NoWhereMan, miło, że uznałeś scenkę za ciekawą! Kwiknęłam z radości, tyle cennych linków! Z częścią miałam już przyjemność się zaznajomić, ale dodałeś też i takie, które widzę pierwszy raz na oczy. I do tego wszystkie zebrane w jednym miejscu :). Dziękować!

 

rrybaku, dziękuję serdecznie za wizytę i interesujące rozważania. Scalziego nie czytałam, ale mam nadzieję w przyszłości nadrobić :).

Stylistycznie najbardziej spodobał mi się pierwszy akapit. Niby nic specjalnego, bo po prawdzie jedynie opisujesz otoczenie, ale już całkiem zgrabnie zapowiadasz, że właśnie rozpoczyna się opowieść. “Ten wieczór mnie zmienił.” w kontekście końca opowiadania uważam za majstersztyk. :D

Z piosenek znam tylko tę o Franku (choć Kultu słucham dość dużo i dziwne, że jakoś “Gwiazda” nigdy nie wpadła mi w ucho – nadrabiam pisząc komentarz). Niemniej, nie wypowiem się na temat tego, jak poszło wykorzystanie inspiracji.

Sam tekst jest intrygujący. Ciekawa idea – ludzie będący piosenkami, człowiek zamieniony w kałużę. Nieco mi nie pasowało, że Tygrys tak szybko zaczął się irytować, miałam wrażenie, że prędzej niż zyskał powód. Jeśli zrzucimy to na jego za słaby charakter, właściwie nawet szybkie wpadanie w złość zaczyna pasować, ale siak czy tak trochę mi to zazgrzytało.

Błędów niewymienionych w innych komentarzach właściwie nie wyłapałam. Na pewno czytało się płynnie i przyjemnie. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Verus, dzięki za wizytę i recenzję tekstu! Miło mi, że doceniłaś pierwsze zdanie – dokładnie taki miałam zamysł ;).

Niezła historia i ciekawy pomysł z tym, że piosenki to też byty, które sobie tam żyją, funkcjonują, myślą :). Nie załapałem o co chodzi z kałużą, ale może też nie chodzi o to aby zawsze wszystko załapać :)

Ogólnie zgrabna, żwawe opowiadanie, które szybko się czyta.

Kilka drobnych uwag do rozwagi lub odrzucenia:

 

Przyjeżdża ino do ludzi cnotliwych, czyniących słusznie.

Czemu ino? Rozumiem, że to stylizacja, ale reszta wypowiedzi nie jest w tym stylu.

 

Demonstracyjn[+i]e spojrzałem w ekran smartfona.

 

– Przemek, Tygrys

Może lepiej:

– Przemek. Tygrys

 

Złożył usta w ciup. Mniejszy, górny owoc złączył się z dolnym, mięsistym i nabrzmiałym.

Dziwnie zabrzmiało mi to zdanie.

Hej Edwardzie, dzięki za wizytację i skomentowanie :). Wiem, że to zdanie z ustami jest dziwaczne, ale jakoś je polubiłam ;). 

Bardzo fajny szorcik, i to muzyczny! Dla mnie plus za postać Szeryfa, tylko to „ino” mnie zirytowało. 

Hej Adelajdo, dziękuję za wizytę :).

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet, za odwiedziny :)

Nowa Fantastyka