- Opowiadanie: HollyHell91 - Modern Kafkaesque

Modern Kafkaesque

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Modern Kafkaesque

 

Gdy usłyszała sygnał detektora śluzy, zaczęła gorączkowo poszukiwać okularów “zerówek”, które poleciła jej koleżanka. “Klienci lubią ten przestarzały gadżet – mówiła Xanax – bo po pierwsze, robi z Ciebie od razu inteligenta, a po drugie, ludzie mają bzika na punkcie antyków. Zresztą, sama dobrze znasz ten ból” – uśmiechnęła się na samo wspomnienie boxu Melisy.

Właścicielka boxu numer 25X, dystrykt 15., w kompleksie Mega-City 5, faktycznie urządziła go w nietypowy sposób, nawet jak na ówczesne standardy. Zdarzało się, że ktoś posiadał w boxie jeszcze telewizor, pralkę lub samochód bo uchodzenie za osobę nostalgiczną i sentymentalną było modne. Ale Melisa miała chyba najwięcej sprzętów ze wszystkich osób, które znała. I oni również to potwierdzali.

Nawet gdy nie miała już energii i cierpliwości, by wymieniać chip w telewizorze, i tak wisiał on na honorowym miejscu pośrodku ściany. Co prawda posiadała wyświetlacz, jak każdy, ale czasami, gdy telewizor działał, wolała oglądać filmy na tym przeuroczym malutkim sprzęcie. Nikomu się do tego nie przyznawała, ale też podczas oglądania telewizora oczy bolały ją mniej niż gdy włączała projektor. 

Naprzeciwko telewizora na szufladzie wysuwanej ze ściany stało radio obok gramofonu. Ten drugi antyk był jej najwspanialszym znaleziskiem, a jednocześnie największym utrapieniem. Wysuwała szufladę z tym wspaniałym instrumentem, tylko wtedy, gdy była sama w boxie i zamykała śluzę na dziesięć blokad. Lubiła sobie cieszyć nim oczy, tym prawdziwym majstersztykiem. Nic na nim nie odtwarzała, bo nikt już nawet nie wiedział, jak dokładnie ów sprzęt działał, wiedziano tylko, że służył do słuchania muzyki. Obecnie w obydwu Światach nikt nie posiadał takiego sprzętu, nie widniał on w Spisie Antyków, więc teoretycznie był nielegalny. Stałby się legalny, gdyby trafił do Rządu i wspomnianego Spisu. Z tego właśnie powodu był on też zmartwieniem Melisy. Musiała być z nim bardzo ostrożna i chować go za każdym razem w ścianie, gdy tylko nadlatywały drony, by skanować boxy. W imię Porządku i Bezpieczeństwa.

Znalazła okulary i zamiast korzystać z pilota, podeszła do śluzy i manualnie ją otworzyła. Znajomi zawsze obserwowali ją wtedy z lekkim rozbawieniem, kompletnie nie rozumiejąc, po co podchodzić do sprzętów i uruchamiać je ręcznie, skoro wszystko jest teraz na pilota albo słowne polecenia. Ale Melisa wiedziała po co to robi: po prostu panicznie bała się przytyć, bała się zaniku mięśni i chorób serca. Wystarczyło wyjść na mega miasto albo do tuneli, popatrzeć na ludzi, wszechobecną technologię i połączyć kropki: człowiek poruszający się za pomocą własnych mięśni, a nie melexa, był prawdziwą rzadkością.

Otworzyła śluzę i ukazała się klientowi, który podskoczył na jej widok. Nie spodziewał się widzieć właścicielkę boxu zaraz przy wejściu, nikt tak przecież nie robił. 

– Chwała Rządowi – dygnął jegomość, wciąż zaskoczony, mierząc wzrokiem Melisę. Jego oczy zwróciły najpierw uwagę na nogi, które sięgałyby niemalże do sufitu, gdyby nie tułów w kształcie osy, głowa i ramiona, które musiały się gdzieś przecież podziać. Nogi mógł podziwiać do momentu, w którym kończyły się wraz z krótkim czarnym kitlem. Był on lekko rozpięty u góry, dzięki czemu mógł dojrzeć również bordowy gorset. Gdy odważył się podnieść wzrok wyżej, zauważył też czarny choker na szyi podpisany jej imieniem.

– Dobry wieczór – przywitała go przestarzałym pozdrowieniem i przywołała gestem do środka. – Pan jest…

– Świętopełk.

Jej policzki nabrzmiały od powietrza, które zaraz miało przerodzić się w śmiech.

– Słucham?

– Zmieniłem imię. Rodzice nazwali mnie Prozac.

Pokiwała głową na znak, że rozumie.

– Pani jest… – nabrał odrobinę odwagi, by przyjrzeć się chokerowi. – Meli…

– Cii! – przerwała mu przykładając palec do ust. – Nie musisz wymawiać na głos. Ten choker to jest informacja dla ciebie, byś nie miał wątpliwości, że dobrze trafiłeś.

– Telefon mam wyłączony, pani zapewne też.

– Nie jestem pani, możesz mi mówić Maria. – Przeszła do barku, który wysunął się ze ściany, podświetlając halogenami każdą butelkę trunku. – Poza tym, nie wiemy w jakich innych urządzeniach może być podsłuch. Lepiej dmuchać na zimne. A ja będę do ciebie mówić Prozac. Chociaż raczej nie będę mówić do ciebie za dużo. – Wyjęła piękną butelkę z rubinową zawartością. – Może być 20-letnia whisky?

Nie dawała szans klientowi na wyjście z szoku.

– Jasne – powiedział już śmielej, kierując się do środka boxu. Coraz bardziej mu się ta obsługa podobała. Z bladego światła halogenów i neonów wyłoniła się kanapa, która była również rzadkim widokiem. – Ma pani… masz kanapę? – Odwrócił się do niej, ale gdy nie odpowiedziała mu zajęta otwieraniem butelki, kontynuował: – Mój pradziadek miał podobną. Zawsze chciałem taką mieć, była o wiele wygodniejsza niż te wysuwane krzesła… Musi mieć pani… musisz mieć oko do antyków – usiadł na kanapie i podziękował za trunek, który podała mu do ręki Melisa.

– Uwielbiam antyki – odpowiedziała siadając na kanapie naprzeciwko, którą dopiero teraz Prozac zauważył. – Mają w sobie to coś, mają duszę – poprawiła okulary, które ją odrobinę uwierały, była do nich kompletnie nieprzyzwyczajona. – I większość z nich moim zdaniem jest praktyczniejsza i mniej szkodzi zdrowiu, niż te obecne wynalazki.

– No tak, wszystko teraz emituje fale… Czasami je słyszę i piszczy mi w głowie – pożalił się klient, który wraz z łapczywie pochłanianym trunkiem zaczął czuć się coraz swobodniej. Nie uszło to uwadze Melisy, które wypiła całą zawartość jednym duszkiem. Spojrzał na nią zaskoczony. Zauważyła to i zaśmiała się.

– Nie musimy się bawić w konwenanse, im szybciej i więcej będziemy pić, tym łatwiej nam pójdzie – powiedziała rozbawiona wyciągając rękę w jego stronę. Prozac patrząc jej w oczy również opróżnił szklankę i delikatnie ułożył w jej ręce. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zwróciła w stronę barku. Napełniła kieliszki.

– Sam nie podjeżdża? – zapytał Prozac zdziwiony, jak każdy nowy klient.

Melisa westchnęła. Miała już dość tłumaczeń.

– Jest zepsuty – skłamała i wróciła do niego ze szklanką oraz z odrobinę wymuszonym uśmiechem. Prozac przyjął szklankę z wdzięcznością, a ona usiadła na poprzednim miejscu. Usadowiła się wygodnie, założyła nogę na nogę i rozpostarła ramiona na kanapie. – No więc, słucham.

Prozac westchnął. Już miał zacząć, gdy niebieska strużka światła przebiła się przez okno i rozpoczęła skanowanie całego boxu. Pracodawca i pracobiorca wpatrywali się w siebie w milczeniu. Trwało to może minutę. Po tym czasie niebieskie światło znikło, Prozac odetchnął. Melisa spojrzała na wyświetlacz na suficie, by sprawdzić godzinę.

– Przyszedłeś odrobinę za wcześnie – powiedziała i wzięła łyk whisky. – Na szczęście nic nie znaleźli ciekawego, to i odlecieli. Mamy aż trzy godziny. Możesz zacząć mówić.

Klient mimowolnie się uśmiechnął. Miał przed sobą naprawdę miły widok, który miał również miły głos, a i whisky krążyło już we wszystkich żyłach. 

– Nienawidzę mojej pracy. – Zaczął, rozglądając się po boxie. – Ale z drugiej strony dobrze płacą. Mam dylemat. Z jednej strony lubię pieniądze, ale z drugiej chciałbym robić coś sensownego. Coś, co kocham. Ale gdybym robił to, co kocham, zarabiałbym marne grosze.

– Masz rodzinę? – zapytała, przyglądając się własnej szklance, która znów już była prawie pusta.

– Nie. 

– To połowę problemów masz już z głowy.

– To prawda – uśmiechnął się szczerze. – A ty masz?

– Mam znajomych, przyjaciół i to jest moja rodzina.

– A w tym sensie, w jakim wiesz, że pytam?

– Nie. Nigdy nie pociągało mnie małżeństwo ani macierzyństwo. Zwłaszcza w tych czasach.

– Wymieramy.

W jej oczach zapaliły się ognie.

– Więc co? Mam teraz zaludniać planetę? Bo jestem kobietą i to jest mój obowiązek rodzić dzieci? – zapytała, lekko zaciskając zęby.

– Nie, nie, na Rządu Chwałę, nie o to chodzi.

Zacisnęła zęby jeszcze bardziej.

– Przestań tak mówić. Nienawidzę tych powiedzeń.

Prozac energicznie przytaknął.

– Tak, tak, ja też, ale sama mówiłaś, że nie wiadomo, czy nie ma podsłuchu poza telefonami…

– Ale bez przesady, za inne formy pozdrowień i powiedzeń nie ma jeszcze kary.

– Jeszcze.

Zamilkli obaj jednocześnie, wypijając do dna alkohol. Melisa klasnęła trzy razy w dłonie i barek podjechał wypełniając im obu szklanki.

– Mówiłaś, że zepsuty.

– Może miał update i się naprawił – Machnęła ręką. – A co robisz w swojej pracy?

– Jestem administratorem jakości w fabryce metadronu. Sprawdzam, czy maszyny nie zrobiły żadnego błędu.

– Więc tylko stoisz i…

– Obserwuję. Tak.

Pokiwała ze zrozumieniem głową, uśmiechając się smutno. 

– To się nie dziwię, że nienawidzisz swojej pracy. Ja pewnie po tygodniu tam weszłabym do dystryktu 20. A co chciałbyś robić, co kochasz robić?

– Chciałbym mieć hodowlę psów.

Melisie zakręciła się łezka w oku.

– Psów – powtórzyła. – A jakie rasy kojarzysz?

– Te najpiękniejsze i najzdrowsze. Owczarki australijskie, shiba inu, border collie, syberyjskie husky, zwykłe kundelki.

– Tak, z tego co pokazuje Liouville, to były piękne psy. – Powiedziała lekko łamiącym się głosem, wpatrując się w ekran telefonu. Odłożyła go po chwili i ukradkiem otarła malutką łezkę. – A z tych realnych rzeczy, co chciałbyś robić?

– Dlaczego uważasz, że to nierealne marzenie? 

– A jak je przywieziesz ze Świata Drugiego?

Prozac wzruszył ramionami. Wyciągnął rękę z pustą szklanką, barek posłusznie wypełnił szklankę gościa.

– No właśnie nie wiem. Ale zapytałaś, co chciałbym robić, więc ci odpowiedziałem.

– Dobrze. Coś jeszcze innego chciałbyś robić?

– Żyć.

Parsknęła.

– A teraz co niby robisz?

– Nie w tym sensie. Nie chodzi mi o biologię. Chodzi mi o sens.

Spoważniała i pokiwała głową. Prozac odłożył szklankę i wbił wzrok w podłogę.

– Na przykład ty. – Powiedział, nie podnosząc głowy. – Ty masz o wiele ciekawszą pracę, sensowną. Pomagasz ludziom.

– Ja tylko słucham.

– Tylko? Ja bym powiedział “aż”.

Przytaknęła.

– Może i racja. Ale nie zawsze jest kolorowo. Nie chciałbyś wszystkiego wiedzieć. Nie chciałbyś codziennie słuchać tyle, co ja. Im więcej człowiek wie, tym ma gorsze sny, tym bardziej się wierzga w łóżku. Ciężko jest normalnie funkcjonować, nawet wyjście do marketu jest wyzwaniem. Bo widzisz przed dystrybutorem pigułek klienta, który był u ciebie dzień wcześniej i dusił się własnym płaczem mówiąc, że niedługo popełni samobójstwo. I nie wiesz, czy tylko tak sobie gadał, bo ma gorszą chwilę, czy naprawdę zamierza to zrobić. Nie wiesz, kiedy to zrobi i czy jeszcze do ciebie przyjdzie. A gdy nie przyjdzie i wiesz, że już nigdy nie przyjdzie, to się zastanawiasz, czy to twoja wina. 

Przerwała, by klasnąć w dłonie trzy razy, też chciała uzupełnić sobie szklankę. Zrobiła to tak przesadnie głośno, że gość natychmiast oderwał wzrok od podłogi, na której wyświetlały się hologramy łąk i motyli. 

– Te też wyginęły już dawno temu – westchnął, myśląc o pięknych owadach. Spojrzał na nią z nostalgią w oczach. Trochę już mu wirowało przed oczami od gotujących się w ciele procentów. Zmarszczył brwi, wpatrując się w kusy strój Melisy.

– Co jest? – zapytała, zauważając jego wzrok.

– Zastanawiam się, czemu się ubrałaś akurat w taki sposób. Nie mówię, że źle wyglądasz, ale wiesz… no, wyglądasz jak…

– Prostytutka?

– No tak.

– Hah. Lubię to zdziwienie i konsternację na twarzy klienta, gdy po raz pierwszy otwieram mu śluzę. Mają w oczach wypisane: “To jeszcze ktoś uprawia ten zawód?”.

– No tak. To też już wymarło. Jak listonosze, kasjerzy, kelnerzy, grabarze…

– Łał, sentymentalista pełną gębą. Połowy zawodów, które wymieniłeś, już chyba nawet w Liouville’u nie ma.

– Zgadza się. A prostytutka jeszcze jest?

– Może jeszcze jest definicja, ale w praktyce już chyba nikt tego nie robi. A co się dziwić, nie opłaca się, jak każdy teraz może sobie kupić lalkę z prawdziwą skórą… I nie tylko. Poza tym lalka też nie będzie się opierać, gdy facet zechce załadować ją w drugą…

Przerwał jej telefon klienta. Kliknął na nim palcem, wyłączając dźwięk. 

– Ciągle dzwonią. Nie, żeby porozmawiać, tylko zawsze coś chcą. 

– Znajomi?

– Rodzina. Kuzyn.

– Yhym.

Świętopełk westchnął ciężko, jakby dźwigał na klatce piersiowej ogromny ciężar. 

– Ja chcę, żeby było tak, jak kiedyś, jak dziadek mi opowiadał, jak to było w czasach z kolei jego dziadka – zaczął ponownie. – Chciałbym żyć w czasach, kiedy można było normalnie wyjść na dwór, na łąkę, zrobić sobie piknik, pójść po prostu na spacer. Kiedy istniały lasy. Kiedy istniała jeszcze warstwa ozonowa, słońce nie było śmiertelnym zagrożeniem, tylko przyjacielem i nie trzeba było się przemieszczać tunelami z jednego mega miasta do drugiego. Chciałbym żyć w świecie, w którym ludzie nie przemieszczali się melexami. Kiedy czasy nie były tak niespokojne i tragiczne do tego stopnia, by nadawać dzieciom imiona związane ze środkami uspokajającymi, tak na wszelki wypadek, choć i tak każdy wie, że to nic nie da; to tylko kolejny zabobon. Kiedy było normalne jedzenie, którym można się było normalnie rozkoszować, poczuć zapach, przemielić w ustach, kiedy można było wybierać wśród milionów rodzajów dań, a nie tylko między pigułkami i fast foodem. Chciałbym wyjść do marketu na zewnątrz, spacerkiem, podziwiać po drodze drzewa i owady, zamiast reklam i plakatów w pociągach pionowych. Mieć normalne mieszkanie z kilkoma pokojami, a nie żyć w boxie, w którym meble wysuwają się ze ścian, a toaleta stoi obok płyty indukcyjnej. Chciałbym żyć w świecie, w którym biegają psy, jeden człowiek wysłuchuje drugiego i ma dla niego czas, żeby nie musiał płacić drugiej osobie za to, by go w ogóle wysłuchała!

Tu przerwał, by odłożyć szklankę na kanapę i zasłonić sobie twarz. Barek automatycznie podjechał i ją wypełnił. Wracając, zahaczył jeszcze o pustą szklankę Melisy, która milczała. Wiedziała, że to dopiero początek. Prawie każdy klient na początku mówił to samo.

– Ja też za tym wszystkim tęsknię. Dlatego tak ochoczo otaczam się antykami. Pomagają mi czuć się tak, jakbym żyła w tamtych beztroskich czasach. Chociaż na chwilę.

– Ty i tak masz duży ten box, 30 metrów to dużo miejsca.

– Na tym piętrze nie jest aż tak duża gęstość zaludnienia. Ale to też odpowiednio więcej kosztuje. Jak wszystko, wiadomo.

– No właśnie problem jest taki, że pieniądze mam, ale pozwolenia nie mogę uzyskać na taki dystrykt.

– Problemy z prawem?

– Mój pradziadek miał.

– Co zrobił?

– Był właścicielem baru w Utah Mega City 3. Za pierwszym razem nie wyraził zgody na urządzenie performance’u feministkom, bo bał się, że nic z tego baru nie zostanie. Został oskarżony o szowinizm. Dostał wtedy upomnienie i grzywnę, ale za drugim razem, gdy Afroamerykanie…

– Przedstawiciele Rasy Lepszej. – Upomniała go Melisa, krzywiąc się przy tym.

Prozac również się skrzywił.

– Tak, Przedstawiciele Rasy Lepszej chcieli napaść na jego bar, on chcąc się bronić, wyciągnął broń, no i…

– Zastrzelił kogoś?

– Nie. Ale wyciągnięcie broni wystarczyło. Oskarżono go o rasizm i poszedł siedzieć. 

Melisa westchnęła współczująco. Klient wyciągnął szklankę w stronę barku.

– Także widzisz, co z tego, że mam pieniądze, jak nie mogę z nich zrobić pożytku…

 

* * *

 

Wreszcie fajrant. Wyjść. Zjeść coś. 

Czekając na bullet train, podeszła do szklanej ściany, by poobserwować, co się dzieje na zewnątrz. Marzyła o przepustce na wyjście z Mega City. Ale nieliczni ją dostawali. “Przecież wszystko, czego potrzebujesz, jest w Mega City” – zdawały się krzyczeć plakaty i hologramy. Najbardziej irytowały ją hasła, które miały na całym świecie identyczny wzór, zmieniał się tylko przymiotnik, zależny od usytuowania miasta: Chiński sen, Amerykański sen, Arabski Sen.

– A ja nie chcę – myślała głośno Melisa. – Nie chcę całe życie siedzieć w pionowym mieście. – Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wzdycha z tęsknoty tak często, że aż ludzie oglądali się za nią. I nie rozumieli jej, bo Melisa nie spoglądała na nie wiadomo jak cudowny krajobraz: karłowate drzewka nie wypuszczające już nawet liści ustępowały ogromnym kompleksom fabryk, z których strzelały do nieba smukłe kominy, zasłaniając je szarą powłoką, na tyle często, że dzieci w przedszkolach malowały niebo na kolor szary, przekonane, że taki jest właśnie jego prawdziwy kolor. Mimo tych obłoków hamujących promienie słońca, było ono w tym momencie śmiertelnie niebezpieczne. Jeśli zachowała się gdzieś trawa, to była doszczętnie spalona i brązowa, gdzieniegdzie można było dostrzec żółtą. Do publicznej wiadomości podano fakt, iż naukowcy pracują nad ogromną kopułą nałożoną na pół globu, by ludzkość znów mogła niedługo wyjść na zewnątrz i by znów zapanowało tam życie. I właśnie na takie życie, oczami wyobraźni, patrzyła Melisa. Ona nie widziała szarych fabryk i obłoków, widziała piękne budynki między ogromnymi drzewami wypuszczającymi soczyste zielone liście, widziała ludzi chodzących między budynkami, biegające dzieci, latające motyle i słońce, które nie paliło żywcem.

Lecz Melisa wierzyła wyłącznie swojej wyobraźni, nie wierzyła naukowcom. Orientowała się w temacie i przypuszczała, że nikt nie będzie chciał zainwestować w taką kopułę. Poza tym już żyją w kopułach, więc po co jeszcze nakładać wielką kopułę na mniejsze? Kompletnie bez sensu. Domyślała się też, że Prezydent Super Państwa, stojący na czele Najwyższego Rządu, planuje przenieść się wkrótce do Świata Drugiego, gdy już wszyscy w Świecie Pierwszym wyginą. Dlatego też zaczęto wynagradzać rodziny, które nie posiadają dzieci. Oficjalnie ma to zapobiec przeludnieniu. Zdaniem Melisy było już na to za późno, bo przeciętnie w jednym Mega City mieszkały dwa miliardy ludzi. Ale z drugiej strony, znając życie, pewnie się pan Prezydent zahibernuje wraz z Rządem, czy coś. W końcu było ich na to stać.

Z rozmyślań wyrwał ją podmuch bullet trainu. Wsiadła do niego, zapięła pasy i poczuła odruch wymiotny. Zawsze towarzyszył jej w pociągach przy tej prędkości, która przeciętnie przekraczała sto kilometrów na godzinę. Po dwóch minutach była już na piętrze, na którym znajdowały się markety i restauracje z pigułkami lub fast foodami. Z tej wysokości, gdy się zajrzało przez szklaną ścianę, widać było jedynie słupy kominów fabryk i chmury, zaś same fabryki wyglądały w dole jak legendarne klocki Lego z dwudziestego wieku, o których opowiadała jej prababcia.

Napełniła torbę pigułkami, zapłaciła wyciągając rękę do scanu. Podeszła do McDonalda, by zamówić burgera. Starała się odżywiać zdrowo, ale burger był jedyną alternatywą dla pigułek, a tych już miała serdecznie dość.

Gdy wróciła do domu, nakazała inteligentnemu boxowi puścić prysznic, a potem zaścielić łóżko. Oczywiście był problem z mechanizmem wysuwającym materac. Kopnęła w ścianę ze złością i mechanizm na szczęście puścił.

Rzuciła się dosłownie na materac i była pewna, że od razu zaśnie, tak była zmęczona. Niestety jak na złość, pojawiały się w jej głowie wypowiedzi klientów-pacjentów. Znów widziała łzy w ich oczach, wyraźne kafkaesque i słyszała ich łamiące się głosy.

Nie ma dokąd uciec.

“Nie ma dokąd uciec. Dlaczego nie mogę zdecydować, kim być? Dlaczego musiałem się urodzić w ludzkiej farmie?”

“Kobiety nie kochają mnie, kochają moją niepełnosprawność. Podnieca je fakt, że górują nad mężczyzną. A przecież już dawno temu zdobyły władzę. Nie musiały mi łamać nóg”.

“Chciałbym urodzić się ciemnoskóry. Albo kobietą. Prawie w ogóle nie wychodzę z boxu, boję się. Ostatnio w kolejce do Pharmaconu nie ustąpiłem Przedstawicielowi Rasy Lepszej, bo go po prostu nie zauważyłem i zabroniono mi dożywotnio wstępu do gmachu. Nie mogę kupić teraz leków. Nie mogę nawet wysłać drona, bo mają w środku scan i strzelają do niego, już raz próbowałem.”

“Codziennie porównuję zdjęcia z archiwum Liouville i spoglądam za szybę. Wpadłem w taką depresję, że kazałem sobie zabetonować ściany. Ale to nie pomaga. Mam już dosyć, jutro chyba wejdę do dystryktu 20.”

W oczach Melisy również wirowało kafkaesque. Wymieszało się ze łzami, tak obfitymi, że po minucie robot wymienił jej poduszkę na świeżą. Każdego wieczora była przekonana, że nie da rady ciągnąć tego dłużej. Ale tak samo każdego ranka była przekonana, że m u s i dać radę ciągnąć to dłużej. 

Bo kto tych biednych mężczyzn wysłucha? 

Koniec

Komentarze

Całkiem fajny tekst, ale przede wszystkim w środkowej części.

Podoba mi się pomysł i podoba mi się potencjał. Język, tak mi się wydaje, nie jest też taki najgorszy. Zawsze się znajdzie coś do poprawy, ale nie jest źle.

Tylko tutaj:

podeszła do śluzy i manualnie ją otworzyła.

zrobił mi się supeł na mózgu. Było jeszcze parę miejsc, ale nie chce mi się ich już szukać. Szyk wyrazów jest jakiś dziwny no i… jakbyś chciała powiedzieć, żeby ktoś włączył telewizor bez użycia pilota (w końcu to nie jest futurystyczna technologia) to jak byś to zrobiła w dzisiejszych czasach?

Trochę na początku przeszkadzały mi takie opisowe nazwy własne, jak Mega-City. Ale są do tego stopnia konsekwente, że po jakimś czasie do nich przywykłem i zaczęły grać.

Natomiast nie podoba mi się za bardzo poświęcanie czasu na kolejny świat z przeludnieniem, małymi klitkami w wielkiej metropolii, światowy rząd podsłuchujący wszystkich i wszędzie, lepsi i gorsi obywatele. Kondensat Orewlla parę wieków później. Jeśli takie ma być tło to ok, ale temat jest tak oklepany w tysiącach (przypuszczam) książek, że szkoda się nad tym rozpisywać. Nie ma już uroku oryginalności, a kwestia samotności w tłumie czy monitorowania jest aktualna już dziś, w naszych realiach.

Widzę w tym tekście i w tym pomyśle spory potencjał na fajny dramat albo thriller SF, a najlepiej jedno i drugie. Tutaj zrobił się taki remix: trochę polityki, trochę futurologii, trochę więcej obyczajówki. Sporo obracania głowy jak na tej długości kawałek.

Ogólnie tekst mi się podoba, ale czuję niedosyt, dlatego tak marudzę ;)

No siema :)

Przeczytałem, a że lubię taki klimat, to całkiem mi się podobało. Jest jednak kilka ale, o których za chwilę.

Przede wszystkim chcę zacząć od tego, do których powieści odniesienia widzę. Może czytałeś i zasugerowałeś się nimi, a może nie czytałeś, ale powinieneś. Glukhovsky i jego “Futu.re” oraz “Zamknięty świat” Silverberga to powieści, których fragmenty co i rusz przypominały mi się podczas lektury. Przede wszystkim sposób organizacji społeczeństwa bardzo przypomina mi te ze wspomnianych książek. Oprócz wspomnianych, miałem jeszcze flashbacki z “Miasta na górze” Kira Bułyczowa i “Wiecznej wojny” Joe Haldemana. Jednak najbardziej Glukhovsky.

A teraz ale: sporo błędów w postaci literówek, kuriozalna konstrukcja zdań, przeszkadzająca w płynnym odbiorze. Ale to są rzeczy do dopracowania. Z większych zgrzytów, nie podoba mi się przedstawienie politycznej poprawności, doprowadzonej do absurdu i zamienionej w futurystyczny faszyzm. Rozumiem skąd ci Przedstawiciele Lepszej Rasy, łamiące facetom nogi feministki i cała reszta bagienka, ale ekstrapolowanie dzisiejszych niepokojów społecznych w tę stronę, śmierdzi mi prawicowym konserwatyzmem. A tego nie lubię, choć sam czasami mam ochotę strzelić w pysk jakiegoś neofitę ekstremalnej politpoprawności. To główny zarzut, bo te motywy zniechęcą wielu odbiorców i narażą Cię na ataki, ale to Twoje opowiadanie i Twoje przemyślenia, więc musisz sam się z tym zmierzyć :)

Zgrzyty logiczne: kobiety doszły do władzy, co wynika z opowiadania, a zastraszeni kolesie przychodzą się wygadać do kobiety właśnie. Ok, kupuję to, ale jednak się czepiam. Drugi zgrzyt to premiowanie ludzi bezdzietnych, co w jakimś sensie błędem nie jest, jednak skoro piszesz o ekstremalnej tolerancji, która przeradza się w ściśle ukierunkowaną nietolerancję (na białych facetów of kors, bo jakżeby inaczej), to dziwi mnie fakt, że nie poszedłeś w tym kierunku co Haldeman w “Wiecznej wojnie” – premiowanie i propagowanie związków jednopłciowych.

To tyle czepialstwa :) Ale czytało się nieźle, bo ja naprawdę lubię takie dystopijne klimaty.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

PS. Następnym razem, jeśli będziesz chciał coś opublikować, spróbuj skorzystać z betowania. To fajna mozliwość, jaką daje Ci portal NF. W trakcie betowania osoby betujące raczej wychwycą większość literówek i zgrzytów, dzięki czemu opublikowany tekst będzie łatwiejszy w odbiorze.

Known some call is air am

Hej Seener,

 

dziękuję za poświęcenie uwagi mojemu tekstowi i komentarz. Co do oklepanej tematyki masz rację, ale to moje pierwsze opowiadanie fantastyczne i natchnęło mnie w tę stronę. Do tej pory nie pisałam żadnych opowiadań fantastycznych, więc to był dla mnie duży krok do przodu.

Co do nazwy pionowych miast Mega City to nie jest mój wymysł, zaczerpnęłam nazwę z projektu architektonicznego, który sięga tak daleko w przyszłość, że nie ma obecnie jeszcze materiałów, które by umożliwiły budowę.

To zdanie „otworzyła śluzę manualnie” wydawało mi się być istotne, ponieważ w czasie, w którym przebiega opowiadanie, prawie wszystkie sprzęty mają funkcję zdalną.

Jeszcze raz dziękuję za komentarz ;) Miłego dnia.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć Outta Sewer,

dziękuję za konstruktywny komentarz. 

Przyznam się szczerze, że nie przeczytałam ani jednej z książek, które wymieniłeś, mimo tego, że staram się czytać jak najwięcej. Może dlatego, że dopiero od niedawna interesuję się fantastyką. Ale i tak czuję się zaszczycona, że moje opowiadanie skojarzyło Ci się z tak wybitnymi nazwiskami.

Polityczna poprawność już w tym momencie wydaje mi się sięgać absurdu i faktycznie może z nią tutaj przesadziłam, ale najwyraźniej musiałam dać upust mojemu wewnętrznemu buntowi. 

Kobiety doszły do władzy a mężczyzna przychodzi się wygadać kobiecie – tutaj akurat nie widzę żadnych nieścisłości, bo przecież i dzisiaj jest tak, że ludzie boją się lub nie ufają jakiejś społeczności, ale to nie znaczy, że każdy jej przedstawiciel jest tym złym. Główna bohaterka jest po to, by właśnie pomóc i też ją przeraża rozrastający się radykalny feminizm. Może to moja wina, że tego nie podkreśliłam umiejętnie.

No i na koniec… co to jest to betowanie? Jestem tu od niedawna i próbowałam czytać regulamin i zasady, ale przyznam szczerze, że początkującemu ciężko się tu odnaleźć wśród tylu możliwości.

Jeszcze  raz dziękuję za komentarz, miłego dnia ;)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

HollyHell91, ponad dwadzieścia tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Polityczna poprawność już w tym momencie wydaje mi się sięgać absurdu i faktycznie może z nią tutaj przesadziłam, ale najwyraźniej musiałam dać upust mojemu wewnętrznemu buntowi. 

Chillin. Też czasem muszę się gdzieś wyżyć. Biorę wtedy siekierę i idę rąbać drewno :)

Ale to mój sposób, mało kreatywny, za to pożyteczny. Aha, wybacz zwracanie się do Ciebie jak do mężczyzny. Po prostu nie zauważyłem przy nicku tego “kobieta” :)

 

No i na koniec… co to jest to betowanie? Jestem tu od niedawna i próbowałam czytać regulamin i zasady, ale przyznam szczerze, że początkującemu ciężko się tu odnaleźć wśród tylu możliwości.

Łap linka, tam jest wszystko ładnie wyjaśnione: Klik!

 

Pozdrawiam i spokojnego wieczoru

Q

Known some call is air am

@regulatorzy, zmieniłam, dziękuję za uświadomienie.

@ Outta Sewer, dziękuję za linka, biorę się za czytanie.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

W pełni zgadzam się z uwagami zawartymi w komentarzach Seenera i Outty Sewera, więc podpisuję się pod nimi, a od siebie dorzucam łapankę.

 

– bo po pierw­sze, robi z Cie­bie od razu in­te­li­gen­ta… ―> – bo po pierw­sze, robi z cie­bie od razu in­te­li­gen­ta

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Ale Me­li­sa miała chyba naj­wię­cej sprzę­tów ze wszyst­kich osób, które znała. I oni rów­nież to po­twier­dza­li. ―> Raczej: Ale spośród wszyst­kich osób, które znała, Me­li­sa miała chyba naj­wię­cej sprzę­tów. I oni to potwierdzali.

 

Wy­su­wa­ła szu­fla­dę z tym wspa­nia­łym in­stru­men­tem… ―> Wy­su­wa­ła szu­fla­dę z tym wspa­nia­łym urządzeniem/ gadżetem

Radio nie jest instrumentem.

 

Lu­bi­ła sobie cie­szyć nim oczy, tym praw­dzi­wym maj­stersz­ty­kiem. ―> Można czymś cieszyć oczy, ale nie cieszymy oczu sobie. Czy o radiu można powiedzieć, że to majstersztyk?

Proponuję: Lubiła cieszyć oczy tym przedmiotem.

 

Nic na nim nie od­twa­rza­ła… ―> Radio nie odtwarza, radio nadaje.

Proponuję: Nie słuchała go.

 

jak do­kład­nie ów sprzęt dzia­łał, wie­dzia­no tylko, że słu­żył do słu­cha­nia mu­zy­ki. Obec­nie w oby­dwu Świa­tach nikt nie po­sia­dał ta­kie­go sprzę­tu… –> Powtórzenie.

 

Wy­star­czy­ło wyjść na mega mia­sto… ―> Wy­star­czy­ło wyjść na megamia­sto

 

Nie spo­dzie­wał się wi­dzieć wła­ści­ciel­kę boxu… ―> Raczej: Nie spo­dzie­wał się zobaczyć wła­ści­ciel­kę boxu

 

– Chwa­ła Rzą­do­wi – dy­gnął je­go­mość… ―> Jegomoście nie dygają, dygają małe dziewczynki.

Za SJP PWN: dygnąćdygać «ukłonić się, uginając lekko nogi w kolanach»

 

Jego oczy zwró­ci­ły naj­pierw uwagę na nogi… ―> Uwagę mógł zwrócić jegomość, nie jego oczy.

 

za­uwa­żył też czar­ny cho­ker na szyi pod­pi­sa­ny jej imie­niem… ―> …za­uwa­żył też czar­ny cho­ker, pod­pi­sa­ny jej imie­niem

Czy mogła mieć naszyjnik w innym miejscu, nie na szyi?

 

– Pani jest… – nabrał odrobinę odwagi, by przyjrzeć się chokerowi. ―> – Pani jest… – Nabrał odrobinę odwagi, by przyjrzeć się chokerowi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

– Wy­ję­ła pięk­ną bu­tel­kę z ru­bi­no­wą za­war­to­ścią. Może być 20-let­nia whi­sky? ―> – Wy­ję­ła pięk­ną bu­tel­kę z bursztynową za­war­to­ścią. Może być dwudziestoletnia whi­sky?

Obawiam się, że whisky nie ma rubinowej barwy.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Nie uszło to uwa­dze Me­li­sy, które wy­pi­ła… ―> Literówka.

 

wy­pi­ła całą za­war­tość jed­nym dusz­kiem. ―> …wy­pi­ła całą za­war­tość dusz­kiem. Lub: …wy­pi­ła całą za­war­tość jed­nym haustem.

 

Na­peł­ni­ła kie­lisz­ki. ―> Jeśli nadal raczą się whisky, to: Na­peł­ni­ła szklanki.

Zwłaszcza że dalej piszesz, że podeszła ze szklankami.

 

po­wie­dzia­ła i wzię­ła łyk whi­sky. ―> …po­wie­dzia­ła i wypiła łyk whi­sky.

Łyków nie bierze się.

 

Na szczę­ście nic nie zna­leź­li cie­ka­we­go… ―> Na szczę­ście nie zna­leź­li nic cie­ka­we­go

 

Miał przed sobą na­praw­dę miły widok, który miał rów­nież… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

a i whi­sky krą­ży­ło już we wszyst­kich ży­łach. ―> Whisky jest rodzaju żeńskiego, więc: …a i whi­sky krą­ży­ła już w ży­łach.

 

Za­mil­kli obaj jed­no­cze­śnie… ―> Piszesz o kobiecie i mężczyźnie, więc: Za­mil­kli oboje jed­no­cze­śnie

Obaj to dwóch mężczyzn.

 

barek pod­je­chał wy­peł­nia­jąc im obu szklan­ki. ―> Czy dobrze rozumiem, że szklanki zostały wypełnione barkiem?

A może miało być: …barek pod­je­chał i napełnił trunkiem szklanki obojga.

 

we­szła­bym do dys­tryk­tu 20. ―> …we­szła­bym do dys­tryk­tu dwudziestego.

 

barek po­słusz­nie wy­peł­nił szklan­kę go­ścia. ―> …barek po­słusz­nie na­peł­nił szklan­kę go­ścia.

 

Pro­zac odło­żył szklan­kę… ―> Pro­zac odstawił szklan­kę

Z położonej szklanki wyleje się jej zawartość.

 

tym bar­dziej się wierz­ga w łóżku. ―> Do wierzgania służą nogi. Można nimi wierzgać, ale nie można wierzgać się.

 

Cięż­ko jest nor­mal­nie funk­cjo­no­wać… ―> Trudno jest nor­mal­nie funk­cjo­no­wać

 

też chcia­ła uzu­peł­nić sobie szklan­kę. ―> Czy szklance czegoś brakowało? Czy może miało być: …też chcia­ła uzu­peł­nić trunek w szklance.

 

Spoj­rzał na nią z no­stal­gią w oczach. Tro­chę już mu wi­ro­wa­ło przed ocza­mi… ―> Powtórzenie.

 

od go­tu­ją­cych się w ciele pro­cen­tów. ―> Procenty nie gotują się w ciele.

 

Prze­rwał jej te­le­fon klien­ta. Klik­nął na nim pal­cem, wy­łą­cza­jąc dźwięk. ―> Klik­nęła na nim pal­cem, wy­łą­cza­jąc dźwięk.

 

z jed­ne­go mega mia­sta do dru­gie­go. ―> …z jed­ne­go megamia­sta do dru­gie­go.

 

Tu prze­rwał, by odło­żyć szklan­kę na ka­na­pę i za­sło­nić sobie twarz. Barek au­to­ma­tycz­nie pod­je­chał i ją wy­peł­nił. ―> Barek ypełnił twarz?

Proponuję: Tu prze­rwał, odstawił szklan­kę i za­sło­nił sobie twarz. Barek au­to­ma­tycz­nie pod­je­chał i napełnił naczynie.

 

– Ty i tak masz duży ten box, 30 me­trów to dużo miej­sca. ―> – Ty i tak masz duży ten box, trzydzieści me­trów to dużo miej­sca.

 

Także wi­dzisz, co z tego, że mam pie­nią­dze… ―> Tak że wi­dzisz, co z tego, że mam pie­nią­dze

 

było ono w tym mo­men­cie śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ne. Jeśli za­cho­wa­ła się gdzieś trawa, to była do­szczęt­nie spa­lo­na i brą­zo­wa, gdzie­nie­gdzie można było do­strzec… ―> Lekka byłoza.

 

Pre­zy­dent Super Pań­stwa… ―> …Pre­zy­dent Superpań­stwa

 

już raz pró­bo­wa­łem.” ―> …już raz pró­bo­wa­łem”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

jutro chyba wejdę do dys­tryk­tu 20.” ―> …jutro chyba wejdę do dys­tryk­tu dwudziestego”.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bo ja wiem… Chwytasz wszystkie wrony za ogony i przez to opko wydaje mi się niespójne. Z jednej strony jest społeczeństwo pod absolutną kontrolą, a z drugiej strony kobiety mogą bezkarnie łamać nogi facetom. To co właściwie jest kontrolowane? Co oznacza porządek i bezpieczeństwo? I jak udało Ci się w ogóle dojść do sytuacji, w której takie zachowania są możliwe? Jak udało Ci się dojść do Przedstawicieli Rasy Lepszej? Wiesz, dla nie dystopia jest pokazaniem najgorszego kierunku, w jakim mogą się rowinąć istniejące problemy społeczne. I powiem szczerze nie widzę przełożenia istniejącego stanu rzeczy na to, co wymyśliłaś. Owszem, mnie też czasem irytuje polityczna poprawność, ale jeśli próbuję ją sprowadzić do absurdu, wychodzą mi przeróżne rzeczy, natomiast ni cholery to, co Tobie wyszło.

Dalej, ludzie mieszkają w ogromnych blokach, megacity, które liczą sobie już nie miliony, a wręcz miliardy mieszkańców. Wygląda to na skrajne przeludnienie, więc skąd to:

– Nie. Nigdy nie pociągało mnie małżeństwo ani macierzyństwo. Zwłaszcza w tych czasach.

– Wymieramy.

W jej oczach zapaliły się ognie.

– Więc co? Mam teraz zaludniać planetę? Bo jestem kobietą i to jest mój obowiązek rodzić dzieci? – zapytała, lekko zaciskając zęby.

Tu się dodatkowo pojawia inny problem, z jednej strony wydaje się, że kobiety są w tym społeczeństwie na dominującej pozycji, więc skąd ta wzmianka o obowiązku rodzenia dzieci. PPrzypuszczam, że pierwszą rzeczą w tak mocno sfeminizowanym społeczeństwie byłoby uwolnienie się od konieczności tradycyjnej prokreacji.

Do tego dorzucasz jeszcze problemy ekologiczne, zdrowotne (to mi się akurat podobało, już jesteśmy zbyt leniwi, żeby zwlec cztery litery z sofy i wyłączyć światło. Po co, kiedy może zrobić to alexa), żywnościowe. Są rzeczy, których w ogóle nie wyjaśniasz: czym jest świat drugi, o co chodzi z tą listą antyków, a od antyków nota bene zaczynasz całe opko, więc czytelnik ma pełne prawo przypuszczać, że temat jest istotny. Wreszcie czym jest dystrykt 20. W efekcie robi Ci się misz-masz, w którym poszczególne elementy nie do końca do siebie pasują :(

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@regulatorzy, serdecznie dziękuję Ci za wychwycenie wszystkich błędów i wskazówki, od razu je sobie zapisuję. Dzięki takim solidnym komentarzom mogę poprawiać i ulepszać swój warsztat. Jestem bardzo wdzięczna.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

@Irka_Luz, masz rację, chwilami opowiadanie jest mocno niespójne. Ciężko nabrać dystansu do własnego tekstu i zauważyć tego typu nieścisłości, gdy się ciągle nad nim pracuje, ale spróbuję robić sobie dzień albo dwa przerwy przed opublikowaniem tekstu, by móc spojrzeć na niego z innej strony. Trafna uwaga i dziękuję Ci za nią, będę następnym razem bardziej uważać na to, czy wydarzenia w tekście nie przeczą sobie nawzajem.

Opisy antyków i wzmianka o Spisie mają na celu pokazać czytelnikowi, jak nostalgiczną osobą jest główna bohaterka i mają spotęgować wrażenie, że zazdrości współczesnemu nam człowiekowi warunków do życia, choć sama tego nawet nie wie. Bo póki co nie ma w tym momencie (jeszcze) tak radykalnej inwigilacji jak latanie dronami i raportowanie o tym, co masz w mieszkaniu. Choć jest nawiązanie też już do współczesnych środków inwigilacji (telefony komórkowe), więc te opisy wcale nie wydawały mi się być przesadzone, ani nieuzasadnione. Może źle to przedstawiłam.

A czym jest Świat Drugi i Dystrykt Dwudziesty? To chciałam pozostawić czytelnikowi do własnej interpretacji i dedukcji. Ja lubię jak w książce czy opowieści są rzeczy niedopowiedziane, dają one pole do popisu naszej wyobraźni.

Jeszcze raz dziękuję za komentarz, jest dla mnie niezwykle cenny! Miłego dnia :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

@re­gu­la­to­rzy, ser­decz­nie dzię­ku­ję Ci za wy­chwy­ce­nie wszyst­kich błę­dów…

Cóż, HollyHell, muszę wyprowadzić Cię z błędu – obawiam się, że nie wychwyciłam wszystkich byczków i usterek, bo przy jednokrotnym czytaniu i poświęceniu części uwagi na śledzenie fabuły, jest to niemożliwe.

Jednakowoż cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skusił mnie tytuł – przypadł mi kiedyś do gustu film The Squid and the Whale (po polsku Walka Żywiołów ;) ), pamiętam, że kilkakrotnie padało tam słowo “kafkaesque”. 

Podpisuję się za to pod komentarzem Irki. Dwie najbardziej nielogiczne rzeczy w moim odczuciu to nieustanny monitoring i napady na bary oraz przeludnienie i wymieranie. Być może miałaś w głowie jakieś sensowne wytłumaczenie, ale po lekturze miałem w głowie mętlik. Całość, słusznie bądź nie, odebrałem jako próbę odniesienia się do aktualnych wydarzeń.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka