- Opowiadanie: Deuter - Dom wschodzącego słońca

Dom wschodzącego słońca

Fragment pochodzi z  “Domu wschodzącego słońca”, nad którym prace rozpoczęłam w listopadzie 2018 roku – nigdy jednak ich nie zakończyłam i nie uważam, żeby w najbliższym czasie mi się to udało. Świat Domu to... spora rzecz, do “przyjęcia” której chciałabym być jak najlepiej przygotowana, dlatego postanowiłam dać sobie tyle czasu, ile będzie trzeba. Siedzę więc, notuję nowe pomysły (jeśli akurat jakieś przychodzą mi do głowy) i powolutku puszczam  je w świat.

Oceny

Dom wschodzącego słońca

Słabe światło łagodnie przebijało się przez gęsty dym papierosowy, tworząc wszechobecną poświatę w kolorze ciemnego bursztynu. Fetor uryny, która klejącymi kałużami pokrywała podłogę w kątach pomieszczenia, okrutnie drażnił nos i osadzał się w gardle. Niektórzy popijali tu paskudne wino i inne najtańsze badziewia prosto z krążących od rąk do rąk butelek, pokładając się na meblach z poszarpanymi, zamokłymi, śmierdzącymi tapicerkami.

Inni grzali nad niewielkimi własnej roboty palnikami łyżki lub dzielili kawałkami szkła biały sen, marząc o pięknym jutrze. Ono natomiast, mimo ich nieustających, natarczywych prób nie miało ochoty nadejść. Wszyscy czekali na nie długo, ale większości nie udawało się nawet dotrwać świtu.

Daurless stał, opierając się o zagłówek jednej z kanap. W prawej dłoni trzymał dymiącego papierosa, a w lewej na wpół opróżnioną, trochę niedomytą po poprzednim użytkowniku szklankę z burbonem. Przyglądał się tym małym, żałosnym ludziom i wspominał czasy, gdy sam spał w kałuży brejowatej mieszaniny błota, moczu i resztek brudnego śniegu, dokładnie w tym pokoju. Wspominał bezzębną, ale wiecznie wyszczerzoną Łysą, cichego Davona, entuzjastycznego Bouldera i… cholera, tak bardzo brakowało mu Łuski. Jej radosnych, ciemnobrązowych oczu, zadartego noska i drobnych, spękanych ust.

Poprawił krawat i westchnął głęboko. Gdyby tak desperacko nie usiłował pogodzić się z jej stratą, pewnie nigdy nie poznałby Deuter. Zawiesił wzrok na nieskazitelnie czystym mankiecie swojej koszuli, wystającym spod ciemnobrązowego płaszcza. 

W tamtych czasach za samo takie spojrzenie na cudze dobro w najlepszym wypadku zostałby zwyzywany i opluty, w najgorszym mógłby dostać kulkę. Z ćpunami, taką bursztynową młodzieżą, do której należał, nikt się nie patyczkował, bo nikomu na nich nie zależało. Byli wyrzutkami, choć jak na wyrzutków było ich bardzo wielu – tak wielu, że równie dobrze tą “podłą” mogłaby być druga strona. Ale kto ma pieniądze, ten rządzi − tego chyba nie trzeba tłumaczyć.

Mimo wszystko wspominał te beztroskie lata spędzone z przyjaciółmi cudownie, z sentymentem i żalem. Pamiętał to wspaniałe uczucie przynależności ogarniającego go za każdym razem, ilekroć wchodził do tego pomieszczenia i widział Bouldera rozwalonego na innej, ale równie zdezelowanej sofie, Davona dłubiącego w jakimś kawałku drewna przy pomocy złamanego gwoździa oraz śmiejące się głośno Łysą i Łuskę.

Pociągnął łyk burbonu, westchnął głośno, otarł zmarznięty nos wierzchem dłoni w rękawiczce i wstał. Ogarnął raz jeszcze wzrokiem to wszystko, co kiedyś zostawił za sobą i zrobił to znów – miał nadzieję, że po raz ostatni.

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałam krótki opis meliny narkomanów i kontemplującego ten widok mężczyzny i nijak nie potrafię się domyślić, Deuter, co miałaś nadzieję opowiedzieć. :(

Dodam jeszcze, że fragmenty nie cieszą się powodzeniem wśród użytkowników tego portalu. Mało kto chce tracić czas na lekturę tekstu, nawet krótkiego, nie mając gwarancji, że kiedykolwiek doczeka się dalszego ciągu. Dlatego lepiej zamieszczać skończone opowiadania.

Ponadto fragmenty nie wchodzą do grafiku dyżurnych, więc ci nie mają obowiązku ich czytać. Nie mogą też być nominowane do piórka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Deuter, skoro nie planujesz w przewidywalnej przyszłości zakończyć pracy nad tym tekstem, to wrzucanie tu malutkich, pozbawionych fabuły, niczym niebędących w stanie zaciekawić i na dodatek niefantastycznych kawałków mija się z celem. Jeśli chcesz poćwiczyć warsztat, bo do tego ten portal nadaje się znakomicie, to może napisz niezbyt długie opowiadanie (tak np. na ok. 20k znaków), które będzie stanowiło zamkniętą fabularną całość. Może być z uniwersum tego, co piszesz, może być czymś zupełnie innym. Byle miało fantastykę, bo obyczajówki też nie są tu zbyt gorąco witane, zwłaszcza od nowych użytkowników – bo jak ktoś się już dał poznać jako fantasta i zaprzyjaźnić z portalem, to więcej mu uchodzi.

 

Aha, nie robiłam łapanki, bo na fragmenty zasadniczo co najwyżej rzucam okiem, ale

 

burbonu → burbona

 

Łap cenny poradnik portalowy (jak być czytanym i komentowanym) i powodzenia!

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałem i odczuwam zawód, bo nic tu tak naprawdę ciekawego nie znalazłem ;/ w tym fragmencie po postu nic się nie dzieje (pomijając już kwestię, że to fragment)

Ale skoro już przeczytałem… 

Inni grzali nad niewielkimi własnej roboty palnikami łyżki lub dzielili kawałkami szkła biały sen, marząc o pięknym jutrze. Ono natomiast, mimo ich nieustających, natarczywych prób nie miało ochoty nadejść. Wszyscy czekali na nie długo, ale większości nie udawało się nawet dotrwać świtu.

Musiałem to przeczytać kilka razy żeby zrozumieć o co tu chodziło. Pierwsze zdanie jest niepoprawne stylistycznie, przekombinowane, a przez to dalszy fragment także jest niezrozumiały. 

Ten krótki tekst jest pisany w dobrym stylu, lecz brakuje jakiegoś zakończenia lub – chociaż szczątkowych – informacji sugerujących, że być może coś się jeszcze wydarzy.

Jednakże, bardzo dobrze (i zwięźle) wytworzyłaś i zarysowałaś niepokojący nastrój panujący w miejscu, gdzie przebywa główny bohater.

Pozdrawiam. Geeogrraaf

 

PS Zgadzam się z komentarzem Podziałowego – cytowany tekst jest napisy zbyt zawile.

 

Wpisuję tutaj uwagę do rozważania.

 

Mianowicie, spróbuj zamiast

Inni grzali nad niewielkimi własnej roboty palnikami łyżki lub dzielili kawałkami szkła biały sen, marząc o pięknym jutrze. Ono natomiast, mimo ich nieustających, natarczywych prób nie miało ochoty nadejść. Wszyscy czekali na nie długo, ale większości nie udawało się nawet dotrwać świtu.

 

napisać krócej, na przykład:

Inni podgrzewali nad prowizorycznie skleconymi palnikami łyżki z wątpliwą zawartością lub dzielili kawałkami szkła biały sen, marząc jedynie o pięknym jutrze. Jednak, mimo długiego wyczekiwania, tylko nieliczni dotrwali świtu.

 

Pozdrawiam.

No, fragment, który nie ma fabuły, więc w zasadzie niczym nie zaciekawił. Jak już wspomniała reg, opis meliny i faceta, który się wyrwał nałogowi i teraz sobie patrzy na ruiny życia, które kiedyś wiódł. Kilka karkołomnych zdań, kilka błędów, ale łapanki nie robię, bo jak już napisała drakaina, chyba nie ma większego sensu. Idź za jej radą i opublikuj jakieś opowiadanie lub szorta osadzone w tym świecie, na pewno wtedy ktoś Ci pomoże i dostaniesz feedback.

Bo naprawdę mało kto czyta tutaj fragmenty, a ten przeczytałem bo jest bardzo krótki.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Mimo mankamentów, mi się dobrze czytało. Taka historia, która wydała mi się dość mocno prywatna, o nałogu i powrocie do niego. Jak do kochanki, wielkiej miłości, która ostatecznie okazała się porażką i obiecujemy sobie, że nigdy już nie wrócimy, a mimo wszystko…

Fantastyki jak na lekarstwo, zachęcam do rozbudowania historii o ten element, może jakieś konszachty ze Smiercią? Wydaje się, że opisani bohaterowie są dość mocno z nią zaznajomieni.

 

Kilka uwag tekstowych na koniec, od których nie mogłem się powstrzymać:

 

 

[…] krążących od rąk do rąk butelek,[…].

 

– "krążących z rąk do rąk".

 

Wszyscy czekali na nie długo, ale większości nie udawało się nawet dotrwać świtu.

 

– nie rozumiem tego zdania, to długo czekali, czy tylko do świtu? Plus szyk do poukładania, IMO

 

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka