- Opowiadanie: Mitch - Percepcja

Percepcja

Opowiadanie było pisane na konkurs. Nie dostało się. Wrzucam tutaj, może kogoś zaciekawi.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Percepcja

Witaj.

Nie mam złudzeń. Nie wierzę w to, że kiedykolwiek doznasz tego, co dla Ciebie przygotowałem. Jednak wszystko jest możliwe. Może za sto, dwieście lat znajdziesz mój dysk leżący pośród sterty kości. Uznałem więc, że powinienem przygotować się na taką ewentualność, dlatego zmontowałem dla Ciebie te kompilacje. Może być odrobinę chaotyczna, przepraszam za to z góry (ostatnio mój stan psychiczny nie jest najlepszy). Dobra, jak mamy już za sobą ten przydługi wstęp, to możemy zaczynać.

– Na pewno dwieście? – mówi Gruby.

– Dawaj mordo, będzie dobrze – to z kolei mówię ja.

– Nie wiem, Fakir… Sto pięćdziesiąt to już było za dużo. Wojskowi mają na sto i nieźle ich później telepie. Jak ustawię na dwieście, to nie będzie żadnych ograniczeń.

Zwróciłeś uwagę na ksywkę? Dobra, nie. Chciałbym ci powiedzieć, skąd się wzięła, ale z ksywkami z dzieciństwa tak już bywa, że nikt nie wie, skąd się biorą. No chyba, że mówimy o Grubym.

– Dawaj, zapłaciłem ci, to nie przeciągaj. Dawałem sobie radę ze sto pięćdziesiątką bez problemu. Na robotę potrzebuję dwieście. Dostaniesz swoją działkę jak się obłowimy – zapewniam go szczerze. No może nie do końca, ale lubię gościa, więc coś bym mu odpalił.

Przekonuję go przez dłuższą chwilę. Wreszcie wizja pieniędzy (a bardziej tancerek, jakie za nie opłaci) wpływa na jego decyzję, bo mówi:

– Dobra, rudy sukinsynu. Ale reklamacji nie przyjmuję.

– Dobra, dobra. Podkręcaj!

Wiesz, zawsze kręciło mnie podłączanie. Nie umiem wyjaśnić, o co konkretnie chodzi. Może o ten chwilowy niepokój na samym początku. Zawszę przez ułamek sekundy czuję się zagubiony. Jak się podłączałeś, to wiesz o co chodzi, jak nie… to Ci nie wytłumaczę.

– Jestem – słyszę stłumiony głos.

Nie próbuję odpowiedzieć, nie muszę. Gruby w życiu sobie nie radzi, ale jest najlepszym druciarzem, jakiego znam. Czuję, jak zaczyna działać. Zagłębia się w moje wszczepy i szuka tego najnowszego, założonego w jego zakładzie pół roku temu. Gdybym wiedział to, co teraz, to bym znalazł inne przeznaczenie dla tych pieniędzy. Wódka byłaby odpowiednia.

– Masz ostatnią szansę, by się rozmyślić. Wiem, że tego nie zrobisz. Ustawiam na dwieście. Mówię Ci, to niebezpieczne. Będziesz otwarty na haka – dalej marudzi, ale i tak działa.

Podkręca.

Wiem dobrze, że prawdziwa różnica nastąpi dopiero po uruchomieniu wszczepki, ale już teraz coś czuję. Subtelną zmianę. Uśmiecham się, wirtualnie oczywiście.

Budzę się i znowu się uśmiecham, teraz już naprawdę. Ryj mi się cieszy, jakby to powiedział mój stary przyjaciel.

– I czego się tak szczerzysz? Siadaj.

Słucham Grubego i siadam ostrożnie. Ciągle jestem lekko skołowany.

– Spróbuj.

Nie musi mnie długo przekonywać. Sięgam w głąb siebie i uruchamiam spowalniacz. Musiałeś o nim coś słyszeć, pewnie same kłamstwa. Wielu twierdzi, że daje super moce. Sam pamiętam jakie wrażenie zrobili na mnie wojskowi, gdy pacyfikowali naszą dzielnice. Byli jak duchy i poruszali się z szybkością nieosiągalną dla ich przeciwników. Teraz już wiem, że wszczep to tylko wszczep. Bez treningu jest bezużyteczny. Trzeba umieć poruszać się przy przyśpieszonej percepcji. Co z tego, że zauważysz pocisk, jak nie będziesz w stanie odpowiednio zareagować i zamiast uciec, połamiesz sobie nogi i ręce.

 

Mam siedem lat. Matka trzyma mnie za rękę, płacze. Ja też płaczę. Krew, wszędzie krew…

 

 Sorry. Trzeba było zainwestować w lepszy dysk.

 

Włączam spowalniacz. Najpierw na sto pięćdziesiąt. Jestem przyzwyczajony, więc nie robi to na mnie większego wrażenia. Widzę, jak usta Grubego komicznie wolno się rozciągają. Widzę, jak kropelki śliny wydobywają się z nich i powoli lecą w moją stronę. Przestawiam na dwieście. Kropelki zastygają. No może nie do końca, bo ciągle widzę ich ruch, ale jest tak powolny, że prawie nie zauważalny. Pięknie, myślę wtedy. Przyśpieszam powoli, bo pamiętam jakim szokiem jest przejście z minimalnej prędkości na normalną. Ślina przyśpiesza i ląduje na mojej twarzy.

– Obrzydliwe – mówię przecierając się dokładnie.

– Pamiętaj o jednym. Musiałem zdjąć wszystkie zabezpieczenia. Nie baw się, nie testuj. Dwieście to naprawdę maksimum dla człowieka. Mówię serio.

– Ta, dzięki mordeczko. Obłowimy się dzisiaj. Na razie!

Patrzę na to i mam ochotę walnąć się w łeb. Nic nie zrobię, jedyne co mi zostało to patrzeć i łapać tę chwilę raz za razem.

 

Jesteśmy w innym mieście. Zima. Jej skóra pachnie wyłącznie nią i niczym więcej, ale i tak nie mogę się od niej oderwać.

– Dlaczego jeszcze nie są otwarte? – pyta Feed.

Jesteśmy na dachu. Feed z naciągniętym na głowę kapturem i gnatem w ręku opiera się o filar patrząc na wciąż zamknięte wejście.

Plan był prosty. Nasz człowiek wewnątrz wyłącza zabezpieczenia i wpuszcza nas do środka. My wkradamy się na górę, likwidujemy strażników i bierzemy dziennik Starego. Łatwo i przyjemnie.

– Może ją złapali? Wracam – mówi Feed.

– Zamknij się, czekamy. Dziennik tam jest. Zarobimy fortunę.

Feed milknie. Nasłuchujemy.

Po niespełna minucie drzwi się otwierają. Zrywam się z miejsca, lecz Feed silnym szarpnięciem osadza mnie na miejscu. Nic nie mówię. Czekam jeszcze przez chwilę.

– Nie widzę jej. Miała na nas czekać.

– Jest w środku. Ja idę, jak nie chcesz to pójdę sam. – mówię pewny siebie.

Ruszam. Słyszę, że Feed idzie tuż za mną. To dobrze, samemu mogłoby być ciężko dać sobie radę z ochroną. Gdy zbliżam się do czarnej bramy, włączam spowolnienie i ustawiam je na połowę. Wystarczająco, by odpowiednio zareagować. W razie niebezpieczeństwa system powinien sam zadziałać i zwolnić jeszcze bardziej.

Wchodzimy do środka, nie widać nikogo. Nie ma śladu po ochroniarzach. To akurat jest zgodne z planem. Piękna zapewniła mnie osobiście, że pozbędzie się straży na dole. Wyłączam wszczepkę.

– Gdzie ona jest? – słyszę pytanie Feeda wysłane za pomocą łącza neuronowego.

Obracam się w jego stronę i wysyłam mu odpowiedź:

– Idziemy dalej, na pewn…

Nie udaje mi się dokończyć myśli. Głowa Feeda w jednej chwili jest cała, w następnej zamienia się fontannę krwi. Wszystko zamiera oprócz moich myśli. Słyszę je teraz znowu. Dysk odtwarza pełne spektrum wspomnień. Emocje, myśli, ból. Pełen wypas.

Zaczynam się obracać. Wszystko dzieję się bardzo powoli. Strzał padł od strony bramy. Widzę teraz fragment pocisku, który zabił Feeda. Koziołkuję, ciągnąc za sobą strużkę złożoną z krwi i tkanki mózgowej. Wygląda jak makabryczna kometa z czerwonym ogonem.

Dojrzałem strzelca. Widzę błysk, oddał strzał. Nie widzę pocisku, mimo to rzucam się na lewy bok. Upadając zaczynam celować w mężczyznę. Przyśpieszam. Feed zaczyna upadać. Leżę już prawie na ziemi. Pociski wroga powoli przelatują obok mnie nie czyniąc mi żadnej krzywdy. Strzelam raz. Celnie. Jest coś niezwykłego w obserwowaniu pocisku sunącego ku ofierze. Ona nie wie, co się za chwilę stanie, ja tak. Mężczyzna dostaje w klatkę piersiową i upada w rozbryzgu krwi. Następny już wybiega z drugiej strony korytarza. Nie muszę się śpieszyć. Wymierzam powoli i powalam go jednym celnym strzałem. Czekam na ziemi. Nikt nowy się nie pojawia, przyśpieszam więc do połowy i ruszam po schodach na górę. Nie chcę odpuścić, nie teraz gdy jestem tak blisko celu. Znam dobrze rozkład domu Starego, więc bez problemu trafiam do jego gabinetu. Puszczam przodem drona. Nic nie wykrywa, wchodzę do środka. Pusty. Dwaj strażnicy musieli z jakiegoś powodu opuścić swoje stanowisko i zejść na dół, tak myślę. Mówiłem już, że jestem debilem?

Księga leży na drewnianym stole.

Podchodzę do niej. Cała wiedza siwego na wyciągnięcie ręki. Od lat krążyły plotki, że Stary trzyma gdzieś wszystkie istotne dane. Hakerzy nie byli w stanie dotrzeć do niczego, nie byli, bo wszystko było na papierze.

Biorę księgę. Jest oprawiona prawdziwą skórą. Zaglądam do środka.

– O kur…! – klnę.

Świadomość gaśnie przesłonięta gęstym mrokiem.

 

Mam osiem lat. Jem ciastko. Za oknem pada deszcz. Matka całuje mnie w czoło i wychodzi. Już nie wraca.

 

– Obudź się, śmieciu.

Nie mogę się poruszyć. Próbuję z całych sił, bezskutecznie. Jestem sparaliżowany.

– Myślałeś, że uda ci się mnie okraść. Naprawdę musisz być debilem. – Stary klęczy koło mnie i się uśmiecha. W ręku trzyma paralizator. – Widzisz to cudo? Wyłącza cały organizm. Jesteś teraz do mojej dyspozycji.

Stary wstaje i znika mi z pola widzenia, nie jestem nawet w stanie poruszyć gałkami ocznymi. Po chwili jednak znowu się pojawia. Trzyma w drugiej ręce księgę.

– Ciekawa lektura, co nie? – mówi przerzucając puste strony. – Musiałeś się nieźle zdziwić, jak zobaczyłeś, że nic tam nie ma. Serio myślałeś, że będę to trzymał w gabinecie? W sumie to nie do końca twoja wina. Ach, te kobiety! Poczekaj tutaj chwilę.

Krzyczę z całych sił. Wrzeszczę, lecz bezgłośnie. Nie jestem w stanie nic zrobić. Krzyczę, bo wiem, co nastąpi. Wiem to teraz, ale wiedziałem i wtedy.

Stary szarpię ją. Siłą zmusza, by klękła przy mnie. Pod podbitym okiem widzę rozmazany makijaż, płakała, ale i tak jest piękna.

Dopiero teraz rozumiem, co do niej naprawdę czuję.

– Widzisz kolego, moja piękna małżonka wszystko mi powiedziała. Oczywiście nie po dobroci, jest dość krnąbrna. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się po niej takiej zdrady. Cóż, człowieka nigdy nie da się do końca poznać. Rozumiem oczywiście, że ktoś wam to musiał zlecić. Ona nie wiedziała zbyt dużo. Sądzę, że Ty za to wiesz o wiele więcej.

Wyciąga pistolet i pociąga za spust. Bezwładne ciało opada na podłogę.

Odtwarzam te scenę bez końca, raz za razem. Przyglądam się twarzy ukochanej próbując wyczytać o czym myślała w ostatnich sekundach. Blond grzywka odskakuje, odkrywając na chwilę całą twarz. Przyglądam się jej, próbując ujrzeć coś więcej niż strach. Pierwotny i czysty.

– Widzisz kolego, to nic osobistego. Muszę wiedzieć, kto mi zagraża. Zaraz poproszę innego kolegę, by Ci lekko prześwietlił myśli. Myślę, że nie będziesz stawiał oporu – Stary uśmiecha się wyglądając przy tym jak hiena. Po gęstej, siwej brodzie cieknie mu krew.

Ktoś podchodzi do mnie i podłącza mnie do softu.

– Odpręż się, to nie potrwa długo – mówi.

Po kilku minutach zadawania mi cierpienia wiedzą wszystko. Przewijam, nie jestem masochistą.

– Szefie, mam wszystko – mówi nieznany głos.

– To dobrze.

– Jest jeszcze coś, ktoś przy nim grzebał. Ma spowalniacz.

– Wielu go ma.

– Tak, ale ten jest scrackowany. Nie ma limitu. Widzę, że działał na dwustu ostatnio.

Stary przeciągle gwiżdże.

– Szaleniec z niego.

– Tak szefie, długotrwałe działanie na takim przyśpieszeniu ugotowałoby mu mózg. Jest jeszcze coś. Crack zdjął wszystkie zabezpieczenia, więc teoretycznie można wartość spowolnienia jeszcze zwiększyć. Kto wie do jakiej wartości.

Stary uśmiecha się jeszcze szerzej.

– Możesz sam przestawić tę wartość?

– Tak szefie, nic trudnego. Tylko po co mam to robić?

– Mam pomysł. Myślę, że spodoba się naszemu nowemu przyjacielowi.

Krzyczę, choć nadal mnie nie słychać.

 

Jestem teraz w punkcie startowym. Patrzę w lufę pistoletu. Cienka strużka dymu zaczyna już powoli wydobywać się z niej. Ile czasu minęło? Skąd mam to wiedzieć. Czas to pojęcie względne, dopiero teraz zaczynam to rozumieć. Na początku miałem nadzieję, każdy by ją miał. Potem, gdy ją już porzuciłem, zacząłem przyglądać się uważnie otoczeniu. Znam już wszystko na pamięć. Każdą zmarszczkę na twarzy starego, każde zagięcie na jego koszuli. Myślałem, że uchroni mnie to przed szaleństwem, myliłem się.

Zacząłem więc przeglądać dysk. Wspomnienia dają mi chwilową ulgę. Wolę zagłębiać się w dalszą niż bliższą przeszłość. Może wtedy byłem szczęśliwszy. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłem. Wiesz, nie mam w sumie za dużo do roboty. Po prostu siedzę i czekam. Najpierw, aż pojawi się nabój. Będę mógł w spokoju obserwować jak się do mnie zbliża, by za wiele lat (stuleci, mileniów?) roztrzaskać mi czaszkę. Mam tylko nadzieję, że gdy to się stanie i gdy pocisk będzie bardzo powoli wgryzał się w mój mózg, zdążę już popaść w całkowite szaleństwo.

 Muszę coś ci wyznać. Kłamałem na początku, przepraszam. To nie prawda, że nie mam już nadziei, Człowieku, który odczytasz te wspomnienia. Nie wiem kim jesteś, ale proszę Cię o jedno. Spraw, by o mnie nie zapomniano. Mam przed sobą nieskończoność, codziennie patrzę w jej lufę. Spraw, by ta nieskończoność nie skończyła się nicością.

Zrobisz to?

Prawda?

Prawda!!!

 

 

Zapisano jako 21-06-2098_Data_781.vp3

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się podobał motyw w końcówce, oryginalny i ciekawy.

Szkoda, że środek taki jakiś…. no oklepany. Nie wzbudził u mnie żadnych emocji. Miałem wrażenie, jakby ta część nie była w ogóle istotna. To także z powodu bardzo poszarpanej narracji – zdaję sobie sprawę, że był to celowy zabieg, ale jakoś tak wyszło, że trudno się w tej opowieści po prostu połapać. 

A z drobniejszych uwag…

W paru miejscach brakuje ę, np tu:

dlatego zmontowałem dla Ciebie te kompilacje

– O kur…! – klnę.

Nie ma potrzeby chyba tak tłumaczyć że bohater klnie ;) no i nie ma potrzeby cenzurować.

 

Prawda?

Prawda!!!

Moim zdaniem pozostawienie samego “Prawda?” wyglądałoby lepiej. 

Pewnie masz rację, niepotrzebnie cenzurowałem. 

Niezły tekst. Spodobał mi się pomysł z niewyobrażalnym zwolnieniem czasu. Wstrząsający i pozostający w pamięci.

Nowa Fantastyka