
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Niech słowa nie znużą.
Tekstu nie za dużo.
Reklamować więcej
już się nie ośmielę.
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Dziękuję za betę: herox002 oraz ManeTekelFares <3
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Niech słowa nie znużą.
Tekstu nie za dużo.
Reklamować więcej
już się nie ośmielę.
Tekstu nie za dużo,
Lecz trochę się dzieje.
Dziękuję za betę: herox002 oraz ManeTekelFares <3
Prolog
Leżał twarzą w ziemi, po ciosie w tył głowy i upadku z wysokości. Ze wszystkich sił starał się nie stracić przytomności, powtarzał sobie, że nie może zemdleć. Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy były prawdziwe, czy były to tylko omamy. Mimo wszystko zaczął się im przysłuchiwać.
– Jak on to zrobił? Wyjaśnijcie mi to!
– Jakimś odbiciem magii chyba, nie wiem, szefie…
– Jakim odbiciem, co ty pieprzysz? Chyba nie wywaliłeś w niego impulsu elektromagnetycznego?
– No nie, niczego nawet nie zaczęliśmy… To czymś innym pewnie.
– I kto, do cholery, daje sobie ukraść magotronikę. No kto?! Takiego kogoś od razu, na zbity ryj…
– Szefie spokojnie, Julka już nam wszystko opowiedziała, omamił ją jedną z tych swoich iluzji. Ale w końcu go mamy, leży tutaj i zaraz będzie po nim.
– À propos iluzji, Piotrusiu, ja się z tobą policzę po tym wszystkim. Ze Staszkiem również. Tak się dać porobić, przecież prawie uciekł.
Tytułowany szefem mężczyzna umilkł, by po chwili zwrócić się do leżącego:
– No magiku, czas na eksplozję. A może implozję. A może w sumie na jedno i drugie. Hej, magiku!
Magik powtarzał w myślach jak mantrę: nie zemdleć, nie zemdleć, nie zemdleć, nie zemdleć.
– Papierosa – wyszeptał po chwili. – Papierosa…
– Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca. Piotruś, daj papierosa – leżący usłyszał szelest ubrań i dźwięk przetrząsania kieszeni. – Schowaj tę magijną zapalniczkę, idioto. Daj bezczarowe zapałki.
Podawali sobie coś z rąk do rąk, podczas gdy mężczyzna u ich stóp czuł intensywny zapach ziemi. Co chwilę oblizywał spierzchnięte wargi, na których błąkały się drobiny piasku. W jego głowie pojawiły się skojarzenia z grobem, miejscem w którym miał ogromne szanse już niedługo spocząć. Wyściełana trumna, pachnąca drewnem i ziemią, będzie mógł wreszcie odpocząć, zasnąć. Oczy same zaczęły mu się zamykać. Nie zemdleć! – wrzasnął do siebie ponownie w myślach.
– Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę – nachylił się nad nim szef.
Trzask zapałki o pudełko, i kolejny, i kolejny… Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
– Patrzcie nie chcą się zapalić. Zamokły, czy co… – denerwował się szef.
Leżący wiedział, że musi podnieść głowę w odpowiednim momencie. Jeden raz, jeden jedyny, ostatnia szansa. Musi.
***
Odwiedzał starego przyjaciela, który mieszkał na jedenastym piętrze w bloku z wielkiej płyty na osiedlu Przyjaźni. Na szczęście działała jedna z wind, bo idąc po schodach bardzo by się zmęczył.
– Starość – powiedział do niego gospodarz, gdy już siedzieli pochyleni nad dwiema szklankami mocnej herbaty bez cukru.
– Nie gadaj lepiej bzdur – obruszył się przybyły.
– A słyszałeś, co spotkało Kacpra?
Gość pokręcił głową, przygładzając długie, siwe włosy i przeglądając się w lustrze, znajdującym się za szybą starego kredensu. A może serwantki, z tą meblową terminologią zawsze był na bakier. Mieszkanie było jakby żywcem wyjęte z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, podobnie zresztą jak jego jedyny mieszkaniec.
– Aleksandrze, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – dopytywał gospodarz.
– Oczywiście, Jerzy, mówiłeś coś o Kacprze.
– No tak, o Kacprze, więc słuchaj. Poszedł do podstawówki, tutaj niedaleko, kilka ulic dalej. Zaproponował, że zrobi przedstawienie dla dzieciaków. Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał. – Jerzy zrobił krótką pauzę, na dwa łyki herbaty ze szklanki, obejmowanej przez metalową siatkę staromodnego koszyczka. Po czym kontynuował: – Kobieta w sekretariacie od razu się Kacprowi nie spodobała. Ciągle wpatrywała się w tę, taką deseczkę z ruchomymi obrazkami, zamiast skupić na nim uwagę.
– Tablet, to się nazywa tablet.
– Tablet, no właśnie. Powiedziała Kacprowi odrywając się na chwilę od tej swojej deseczki, że jeżeli chce występować, musi najpierw złożyć oficjalną ofertę. Tę ofertę trzeba następnie przekazać do dyrektora, to nie takie proste i nie tak szybko. Może później nawet konieczny okaże się przetarg, żeby wszystko odbyło się zgodnie z wymogami prawa.
– Przetarg – mruknął Aleksander – I co na to Kacper?
– A jak myślisz? Zdenerwował się trochę. Spytał kobietę, czy aby nie postradała rozumu. Powiedział, że nie chce przecież szkoły remontować, tylko w niej występować. Kobieta nic na to nie odpowiedziała, przerzucała sobie tylko dalej jakieś strony na tej swojej deseczce.
– Nowa magia – podsumował Aleksander.
– Tak. Sam widzisz jak to daleko zaszło – przyznał mu rację Jerzy. – Kacper pomyślał sobie wtedy, że nici z występu, na wszelki wypadek jednak zostawił swoją wizytówkę. Kobieta z sekretariatu wzięła ją w rękę i przeczytała: Kacper Magnus, Prestydigitator. I słuchaj teraz, bo to najlepsza część. – Pojedynczy tym razem łyk herbaty, wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę. – Nie zrozumiała ostatniego słowa, więc pyta Kacpra, co to znaczy, że jest prestydigitatorem. Ten zamiast odpowiedzieć, prosi ją, żeby mu się dobrze przyjrzała i powiedziała kim, według niej, jest. Ona tylko wzruszyła ramionami. Otworzył zatem drzwi i zawołał jakieś, stojące najbliżej sekretariatu dziecko. Akurat była przerwa między lekcjami. Dziecko podeszło, a on poprosił, żeby powiedziało pani z sekretariatu, kim on jest. A wiesz przecież, jak wygląda Kacper.
– Tak samo od lat, długa broda, okulary w okrągłych oprawkach, kapelusz, płaszcz i laseczka w dłoni. Mag pełną gębą.
– No właśnie. A to dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster. Hipster, rozumiesz to? Dziecko nazwało go hipsterem!
Gospodarz był wyraźnie zdenerwowany, jednak Aleksander westchnął tylko. Wstał i spojrzał na widoczny z okna akademik, do którego wchodziła właśnie grupa studentów.
– Co zrobić, świat się zmienia. Choćby Wrześniak. – Wskazał palcem na budynek za oknem. – Pamiętasz, że kilka lat temu groził zawaleniem? Musieli nawet zburzyć kilka pięter.
– A ty, czy jesteś gotów, żeby zburzyli ci kilka pięter? – odpowiedział Jerzy zza stołu.
– Niech tylko spróbują.
Gospodarz westchnął, bez słowa zebrał puste szklanki i podreptał do kuchni. Aleksander dalej patrzył przez okno.
– Dobrze, że skończyłem z tym, bo w dzisiejszych czasach zupełnie bym się nie odnalazł. – Jerzy pojawił się znowu z dwoma szklankami parującej herbaty, by po chwili ponownie usiąść za stołem.
– No właśnie. – Uśmiechnął się Aleksander, dołączając do niego. – Przychodzę do ciebie z jedną taką sprawą.
– Mogłem się domyślić. – Jerzy siorbnął nieco brązowego płynu i zmrużył jedno oko.
– Owszem, mogłeś, a teraz do rzeczy. Z chęcią bym jeszcze porozmawiał, ale musisz zrozumieć, że mam niewiele czasu. Wiesz, że zapadł już wyrok i oficjalnie jestem wyjęty spod opieki Gildii.
Jego rozmówca kiwnął powoli głową.
– Muszę wiedzieć, kiedy po mnie przyjdą. Zrobisz to dla mnie?
– Wiesz dlaczego odszedłem na emeryturę?
– Tak.
– I nie boisz się?
– Po prostu nie mam innego wyjścia.
– Dobrze, więc zróbmy to.
***
– Oszalałeś chyba, upadłeś na tę swoją siwą głowę.
Ledwo Aleksander powiesił płaszcz w przedpokoju i powiedział, kogo dziś odwiedził, już na niego napadła. Jakby nie wiedziała, ile pola do manewru mu pozostało, jak mało miał dróg wyjścia.
– Może chociaż zaprosisz mnie do środka, czy będziemy tutaj tak stać?
Cofnęła się i wskazała ręką na skórzaną kanapę. Wszedł i usiadł.
– Dobrze ci tu, niemal w samym centrum, niedaleko ratusza – rozejrzał się po mieszkaniu z ciekawością, która dla niewprawnego oka mogłaby zostać uznana za podziw.
– Nie zmieniaj tematu – odgarnęła z czoła niesforny blond kosmyk i załozyła go za ucho. – Byłeś tu zresztą już wcześniej.
To prawda był już tutaj, bodaj raz. Spore mieszkanie w odnowionej kamienicy przy ulicy Reja, podobne do innych mieszkań tego rodzaju, jakich wiele w Zielonej Górze. Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. Mieszkanie Julii różniło się tylko tym od pozostałych, że puder był grubiej nałożony, architektoniczny makijaż mocniejszy.
Przyniosła wody z cytryną, napił się powoli, delektując się chwilą milczenia. Cisza nie trwała jednak długo:
– Wiesz przecież, jak go nazywali, zanim został wyrzucony z Gildii – nie usiadła na kanapie, kontynuowała patrząc na niego z góry. – Samozwaniec, Jerzy Samozwaniec.
– Nie został wyrzucony, tylko odszedł na zasłużoną emeryturę.
– Nie rozśmieszaj mnie, sam wiesz jak było. – Usiadła wreszcie i zaczęła obracać w dłoniach szklankę. – Amnezja postępowa go dopadła, przestał widzieć przyszłość. Przez lata jednak nie przyznawał się do tego i bazował na wypracowanej wcześniej reputacji. Samozwańczo przepowiadał dalej, nawet z niewielkimi sukcesami, bazując na regule samosprawdzającej się przepowiedni.
– Proszę, tylko nie rób z niego dodatkowo psychologa. – Skrzywił się, bynajmniej nie z powodu cytryny.
– Dla niego to byłby komplement. – Wzruszyła ramionami. – Co mnie to zresztą obchodzi, ty i ja jesteśmy już dawno po rozwodzie. Odwiedzaj sobie tylu świrów, ilu ci się podoba.
– Rzeczywiście Julio – przytaknął. – Nie powinno cię to obchodzić.
Prześlizgnął się ponownie wzrokiem po nowocześnie urządzonym mieszkaniu. Plastik i szkło, trochę drewna, metal. Lekki zapach wilgoci, maskowany przez odświeżacz powietrza, meble od projektantów, trochę sprzętu magicznego, tzw. magotroniki. Wpływy nowej magii widać było tutaj na każdym kroku.
– Widzę, że nieźle ci się powodzi – zauważył, nieco chłodno.
– Nie narzekam – odpowiedziała niespeszona. – Równoumagicznienie otworzyło mi parę dróg, stłukło niejeden szklany sufit.
– Słyszałem, że gość, który to wymyślił już nie żyje.
– Co to ma za znaczenie?
– Tak tylko mówię. – Spojrzał prosto w jej odmłodzoną twarz. Przesunięte kości policzkowe, zmniejszony nos, powiększone oczy, kurzajki usunięte z cery.
– Wiedźma. Kiedyś nią byłaś, kim jesteś teraz zbratawszy się z nową magią?
– W nowej magii, każdy może być kim chce.
– Albo się jest sobą, albo nikim. Nie ma trzeciej możliwości.
– Przyszedłeś się kłócić? – Wyrwała go z chwilowego zamyślenia.
– Nie – odpowiedział cicho. – Nie, Julio, przyszedłem się pożegnać.
Ta informacja docierała do niej powoli, obrastając obrazami z ich wspólnej przeszłości. Po chwili Julia rozpłakała się. Drżącą ręką sięgnęła po papierosa, którego pomógł jej zapalić przy pomocy jej własnej, magotronicznej zapalniczki.
***
Zmierzchało, gdy wracał do swojego domu przy dworcu PKP. Kiedy tylko wszedł, zrozumiał, że Anna nadal tam jest. Nigdzie nie odeszła, choć przecież mówił jej wyraźnie, że tak będzie bezpieczniej. W końcu tak naprawdę to jej szukają, ją chcą skrzywdzić, a Aleksander tylko stoi im na przeszkodzie.
Westchnął i usiadł przy stole. Zapalił lampkę i wyciągnął z kieszeni magijną zapalniczkę, którą ukradł swojej żonie. Byłej żonie - poprawił się w myślach.
– Zrobić ci coś do jedzenia? – zapytała.
– Tak, poproszę.
Był na nią zły i wiedziała o tym, dlatego więcej się nie odezwała. Aleksander kątem oka obserwował jak naczynia i sztućce fruwają po kuchni podczas przygotowywania posiłku.
Jak człowiek może stać się niewidzialnym? Anna próbowała mu to wytłumaczyć, ale nie zdołał tego pojąć. Mówiła o tym, że człowiek w pewnym momencie czuje, jakby go już nie było, że ta niewidzialność zaczyna się wewnątrz, a potem wystarczy ją tylko wypuścić z siebie. Aleksander czuł, że ma to związek z jakąś tragedią, która spotkała Annę, próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała się otworzyć.
Położył zapalniczkę na stole, wszedł do kuchni i delikatnie objął dziewczynę. Pod wpływem bliskości, zaczęła się powoli materializować, wytarła dłonie w papierowy ręcznik, odwróciła się i pocałowała go w policzek. Może gdyby był młodszy, gdyby nie miał tylu wrogów w Gildii, a świat tak szybko by się nie zmieniał. Może wtedy… Mrzonki.
Puścił ją i wrócił do salonu. Usiadł na krześle i skupił się na zapalniczce.
Magotronika, elektronika połączona z czarami. Modne słowo wymyślone na potrzeby takich właśnie modnych przedmiotów. Położył gadżet na blacie stołu i ustawił wokół niego, w niewielkim okręgu, małe lustra. Zmarszczył czoło, dokonując drobnych poprawek układu. Następnie wstał i z ciężkiej dębowej skrzyni wyciągnął grubą świecę, którą umieścił obok zapalniczki, wewnątrz okręgu z luster. Spojrzał z góry i raz jeszcze delikatnie poprzestawiał znajdujące się na blacie zwierciadła. Zamruczał coś pod nosem, podniósł zapalniczkę i zapalił nią świecę. Skradziony gadżet położył następnie pod spód świecy i patrzył przez chwilę, jak wosk kapie łącząc oba przedmioty.
– Chodź, zjemy – dobiegł do niego głos z kuchni.
– Już idę. – Odwrócił wzrok od instalacji w salonie.
Zajął jedno z dwóch krzeseł przy kuchennym stoliku.
– Co robisz teraz? – dopytywała nakładając kolację.
– Nowa magia wypracowała coś, co angielscy czarodzieje nazywają “magic of things”. Każda rzecz ma być czarodziejska, wszystkie komunikują się ze sobą, a zaklęcia przeskakują niejako z jednej rzeczy na drugą. Próbuję to wykorzystać.
– Jak?
– Lustra. Od zawsze były podstawą magii. Ale w tej prawdziwej, to coś więcej niż załamywanie światła i tworzenie prostych iluzji.
– Odbiłeś ten przedmiot w magicznych lustrach, tylko po co?
– Stworzyłem coś, co da mi szansę. Za pomocą magotronicznej zapalniczki, spróbuję podłączyć się do ich czarów.
Spojrzał na swój talerz: kurczak, cukinia, jasny sos i coś żółtego zmielone na papkę.
– To pesto z orzechów – dostrzegła jego pełne wątpliwości spojrzenie.
– Pesto z orzechów, oczywiście – przytaknął lekko.
Jedli w milczeniu, a po skończonym posiłku talerze pofrunęły do zlewu. Puściła wodę i zaczęła zmywać.
– Słyszałam o magii ognia, magii wody, ziemi i powietrza. O czarnej magii, białej magii, magii pierwotnej i magii śmierci. Ale odbicia? Jaka to szkoła magii?
– Jeśli wyjdę z tego cało, nie omieszkam podzielić się z tobą tą wiedzą – powiedział nieco sarkastycznie, bo był jeszcze na nią trochę zły za zlekceważenie jego polecenia, żeby opuścić jego mieszkanie. Choć równocześnie jej towarzystwo cieszyło go, musiał to sam przed sobą przyznać.
– To wszystko przeze mnie, prawda? – zapytała ze smutkiem.
– Zmiany – westchnął. – Zmiany są nieuniknione. Kogo będziesz winić za wyginięcie dinozaurów?
– Ponoć uderzył wtedy meteoryt. Czy ja jestem meteorytem dla magii?
– Dla starej magii – poprawił ją. – Tak ją teraz nazywają. I nie, nie jesteś meteorytem dla nas, masz tylko coś, czego oni pragną.
– Niewidzialność?
– Niewidzialność – potwierdził.
– Co będzie, jeśli posiądą tę umiejętność?
Przeczesał dłonią swoje długie włosy.
– Katastrofa – stwierdził krótko. Po chwili ciszy dodał: – Oni są brutalni i bezwzględni, kilku magów, którzy sprzeciwiali im się w Gildii spotkała straszna śmierć. A mają apetyt na więcej, chcą rządzić całym światem. – Przeczesał siwe włosy szczupłymi palcami – Musisz zrozumieć, że to nie są już czasy mistrzów i terminatorów. Nowa magia jest dostępna dla wszystkich i od razu, a pseudo czarodzieje, adepci nowej magii, są ze sobą połączeni na tej samej zasadzie, co ich magiczne przedmioty. “Magic of things” moja droga, "magic of things".
– To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?
– Dokładnie.
– Czy jesteś w stanie ich powstrzymać?
– Nie wiem, ale muszę spróbować.
Wstał i wyszedł z kuchni, czując na sobie jej wzrok. Z zawieszonego na wieszaku w przedpokoju płaszcza wyciągnął portfel, a z niego sto złotych. Spojrzał na znajdujące się w pobliżu lustro, które odbijało jego postać, po czym sięgnął dłonią poprzez taflę szkła i zabrał odbiciu banknot. Po zwierciadle przeszły niewielkie fale, jakby wkładał rękę do spokojnych wód jeziora. Gdy powierzchnia lustra się uspokoiła, znów pojawiło się jego odbicie, tym razem z dwoma banknotami w dłoni. Zabrał pieniądze ponownie sięgając poprzez lustro i jeszcze raz, i jeszcze… Po chwili miał już w garści spory plik pieniędzy.
– Weźmiesz je i uciekniesz stąd. Nie wiem, może na wschód, tam nowa magia wydaje się słabsza. Staraj się płacić nimi pojedynczo i w żadnym wypadku nie wpłacaj ich do banku, mają ten sam numer serii.
– A ty? – zapytała.
– Ja będę tutaj – wzruszył ramionami. – To jest moje miasto.
Wrócił do stołu w dużym pokoju i przyglądał się spokojnie jak świeca się pali. Słyszał dziewczynę za ścianą, pakowała swoje rzeczy. Cieszył się ostatnimi chwilami jej obecności.
***
Dwóch mężczyzn w obcisłych ciemnych kurtkach i czarnych czapkach z daszkiem, krążyło po wąskich ulicach wokół dworca PKP.
– Mówiłeś, że wiesz, gdzie mieszka, że tam byłeś – powiedział jeden z nich do towarzysza.
– Poleciałem do niego, nie szedłem przecież. Te wszystkie szare ulice z dołu są podobne do siebie jak dwie krople wody – odpowiedział drugi i splunął na asfalt. Czarne piórko, przyczepione do jego czapki, mało nie spadło na chodnik.
– Piotruś Pan. – Pierwszy pokręcił głową. – Ciągle byś tylko latał, a szef przecież wyraźnie zabronił. Po tych aferach z magic dronami, ma się trochę uspokoić.
– Czekaj jest wiadukt, jaka to ulica?
– Batorego.
– To tutaj, jego dom jest za wiaduktem. A może przed…
– Piotruś, do jasnej cholery!
– Staszek, za czy przed, wszystko przecież zależy, z której strony się leci. Jesteśmy już blisko, weź go namierz czarolokalizacją.
– Nie przechwyci sygnału?
– O co ty go podejrzewasz, to stary dziad. Pewnie czary odpala na korbkę.
– Na korbkę, dobre… – zarechotał Staszek. – Odpaliłem czarolokalizację, czar kręci się już, zaraz go namierzę. Zatrzymajmy się na chwilę.
Usiedli na krawężniku, zaklęcie lekko magnetyzowało powietrze, unosił się zapach jak po burzy.
– A słyszałeś, Piotruś, o tej aferze w Parku Tysiąclecia? – zagadnął Staszek.
– Nie słyszałem, co się stało?
– Staromagijni… Jeden z nich urządzał w parku pokaz. Zebrał się mały tłumek, a gość jak to oni, z brodą, w turbanie. No i recytował głośno jedno z ich zaklęć: “Abbra Kadabra”, a ktoś w tłumie usłyszał “Allach Akbar”. Się zjechało policji, czarodziej aresztowany, afera na całe miasto.
– Może wreszcie zrozumieją, że w tym mieście nie ma dla nich miejsca.
– Wątpię. – Tym razem Staszek splunął na asfalt – Chodź, jest sygnał, idźmy w kierunku tego szarego domu.
– Nareszcie, miejmy to już z głowy – powiedział Piotruś Pan.
W dużym pokoju, w domu magika, paliła się tylko świeca. Weszli swobodnie, korzystając z aplikacji otwarcia i zaproszenia do środka, którą Staszek miał zainstalowaną w swoim magicphonie.
– Stara magia – powiedział cicho Piotruś Pan do towarzysza. – Żadnych zabezpieczeń.
W przedpokoju minęli porozwieszane na ścianach plakaty, “Aleksander Głaz, pokazy ognia, Hala Ludowa 10 marca 1980”, "Aleksander Głaz i jego lustra, Amfiteatr Zielonogórski 6 czerwca 1990”. Przeszli obok starego dębowego stołu w salonie, na którym paliła się świeca i dotarli w końcu do fotela, w którym siedział Aleksander z przymkniętymi oczami.
– Zbieraj się starcze – powiedział Staszek. – Z rozkazu Gildii, pójdziesz z nami.
Magik powoli otworzył oczy, spojrzał na antyczny zegar wiszący nad stołem i zadumał się nad precyzją Jerzego Samozwańca w przewidywaniu przyszłości.
– Wstawaj, kurwa, idziemy! – Piotruś Pan pomyślał, że dobrze rozkaz podeprzeć przekleństwem, żeby pokazać, że nie ma z nimi żartów.
Wyglądało nawet, że się udało, podstarzały mag podniósł się z trudem z fotela i zmierzał do przedpokoju. Otworzył szafę, wziął cylinder i laskę ze szklaną gałką, ściągnął płaszcz z wieszaka.
– Aha – powiedział Aleksander, gdy już otworzyli drzwi na klatkę schodową. – Czy mogę panów prosić o zdmuchnięcie świecy?
To nie była zwykła świeca. Staszek zauważył, że wosk wyrastał z magotronicznej zapalniczki. Piotruś Pan, niczego nie podejrzewając, spełnił prośbę magika i zdmuchnął płomień. I wtedy się zaczęło.
***
Cisza i ciemność.
– Spójrz mi prosto w oczy – teatralny szept zabrzmiał jakby tuż obok ucha Piotrusia Pana.
Piotruś odwrócił się ze strachem i zobaczył szklaną gałkę laski, w której świeciły dwa czerwone światełka.
– Nie ma nigdzie tego magika, a ja nie mogę się połączyć ze spellbookiem – zakomunikował Staszek.
– Cicho – odpowiedział mu Piotruś Pan. – Cicho bądź!
Usłyszeli trzask, jakby coś pękało. Zegar spadł na podłogę, a stół w salonie zaczął się trząść, by po chwili podskakiwać na wszystkich swoich czterech nogach.
– Spadajmy stąd! – krzyknął Staszek.
Piotrusiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wypadli na klatkę schodową, trzaskając ciężkimi drzwiami wejściowymi, a dalej pognali prosto w noc. Było czarno jak na jakiejś zapadłej wsi, a nie w środku miasta.
– Jakby cała elektronika wysiadła, cała elektryczność – powiedział Staszek patrząc na miasto.
– Co ten magik… – zaczął Piotruś Pan, kiedy przerwał mu odgłos walącego się za nimi budynku.
Zaraz potem runęły kolejne bloki na ulicy Batorego oraz pobliskich Dworcowej i Jana z Kolna. Ciemne kształty rozpadały się z hukiem w gruzy, znacząc nocne niebo kłębami pyłu. Upadli na ziemię, chroniąc się przed fruwającymi odłamkami, które odbijały się od asfaltu oraz chodnika i koziołkowały w ich stronę. Gdy się uspokoiło, wstali i otrzepali z kurzu swoje czarne kurtki. Gdzieś zgubili czapki, ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać. Rozglądali się wokół, patrząc ze zgrozą na ruiny.
– Magik, w dupę kopany, czary na korbkę, tfu!
– Coś się rusza pod gruzami, patrz Staszek, to on.
– Bierzemy go, Piotruś.
Podeszli bliżej. Postać, którą w pierwszej chwili wzięli za Aleksandra, rosła, była coraz większa i większa. Jednocześnie zwały gruzów wokół niej stawały się mniejsze, tak jakby je pochłaniała.
– To golem! – krzyknął Staszek.
Padli ponownie na ziemię, licząc, że ich nie zauważył.
– Magicphone nie działa, spellbook? – dopytywał szeptem Piotruś.
– Padła cała magotronika.
– Dobijaj się na łączu awaryjnym, przez sto dwanaście.
– Próbuję!
Potwór ogromny jak dom, ruszył w ich kierunku. Rzucili się do ucieczki, biegnąc w stronę Dworca PKP.
– Do Gęśnika, utopimy go w Gęśniku! – komenderował Piotruś Pan.
– W tym strumyczku?
– Masz, kurwa, lepszy pomysł!?
Biegli ulicą Dworcową, a nad kolejnymi mijanymi ruinami bloków wykwitały następne sylwetki golemów.
– Gęśnik jest w drugą stronę! – krzyknął w pewnym momencie Staszek.
Zawrócili w kierunku ulicy Batorego i pobiegli w górę, w stronę torów. Musieli przebiec pod wiaduktem, a Staszkowi wydawało się, że stał na nim magik, który oparty o niebieską barierkę, uchylił swój cylinder w szyderczym pozdrowieniu.
– Staszek, uważaj! – huknął nagle Piotruś.
Tuż przed nimi wyrósł jeden z golemów. W świetle księżyca zauważyli kawałki gruzu, futrynę okna i różnokolorowe części drzwi domów, które składały się na cielsko potwora. Uskoczyli w bok, wdrapali się na nasyp i biegli dalej torami.
– Nie damy rady. – Staszek oddychał z coraz większym trudem. – Gęśnik jest za daleko.
Nagle mężczyzna potknął się o szynę i runął jak długi na ziemię. Piotruś klęknął przy nim, wokół szybko zaroiło się od golemów, które zasłoniły nocne niebo.
– Już po nas – smutno podsumował Piotruś Pan.
Dźwięk tłuczonego szkła. Staszek leżał na posadzce w przedpokoju mieszkania magika, a pochylony nad nim Piotruś Pan zaciskał mocno zęby ze strachu. W otwartych drzwiach na korytarz, tuż obok potłuczonego lustra, stał łysy mężczyzna w czarnym, skórzanym płaszczu.
– To ty, szefie? – upewnił się Staszek.
– Ja, matoły, ja – odpowiedział przybyły. – Iluzja – wskazał ręką na zwierciadło, które rozbił przed chwilą pięścią, owiniętą w połę płaszcza. – Po prostu iluzja.
***
Szef stał nadal w przedpokoju, podczas gdy jego podwładni siedzieli na kanapie. Nawet nie zdjął płaszcza, z którego sypały się na podłogę szklanymi łzami drobinki stłuczonego lustra.
– Nie wiem jak on to zrobił, ale rozpieprzył całą magijną elektronikę.
– Nie tylko magijną, szefie – zauważył Staszek. – Całe miasto nie ma prądu, nawet telefony nie działają.
– No właśnie, to bardzo ciekawe. Musiał włamać się do jednej z naszych aplikacji, z wykorzystaniem któregoś z gadżetów. No dobra, wrócimy do tego później. Aktywowałem dostęp do spelków i skilli bezpośrednio z chmury. Udostępnianie czarów dla wszystkich członków, pełna komunikacja bez żadnych ścian. – Klasnął w dłonie. – A teraz skupcie się i dobrze zastanówcie. Gdzie on jest?
– Szefie, chwileczkę, daj nam ochłonąć – odpowiedział Staszek.
Szef, ciągle w płaszczu, zaczął nerwowo przechadzać się po przedpokoju tam i z powrotem.
– Gdzie jest?! – wykrzyknął po chwili pauzy nie przestając chodzić. – Gdzie? – walnął pięścią w drzwi od salonu.
– Szefie, spokojnie – włączył się Piotruś Pan.
– Co, spokojnie? Może wam jeszcze tutaj herbatkę zaparzyć, a magik siedzi już pewnie w Gorzowie, albo jeszcze dalej. Jeśli się Gildia dowie, to jesteśmy udupieni. Miesiące budowania autorytetu, zastraszeń… I jeszcze ten prąd wyłączony, jebany dziadyga!
– Szefie, w Gorzowie nie ma nawet porządnej Gildii – zauważył Piotruś Pan, ale szybko umilkł spiorunowany spojrzeniem mężczyzny w płaszczu.
– Chyba wiem, gdzie go szukać – powiedział w pewnym momencie Staszek. – Kiedy byliśmy w iluzji, zobaczyłem go przez krótką chwilę.
– Prowadź – szef zgrzytnął zębami i opuścił mieszkanie, wypychając przed siebie Staszka przy akompaniamencie zgrzytu drobinek szkła pod butami.
Na wiadukcie zawieszonym nad ulicą Batorego strasznie wiało. Siwe włosy Aleksandra wymykały się spod cylindra i unosiły we wszystkie strony.
– Jak teatralnie, jak filmowo. – Na torach od strony dworca pojawiła się czarno ubrana postać, która zbliżała się do magika. Szef.
Aleksander wyciągnął laskę w kierunku zbliżającego się mężczyzny.
– Spójrz mi w oczy – ciche słowa dochodziły jakby wprost z laski.
Wtem szklana gałka rozpadła się z jękiem tłuczonego szkła.
– W dziesiątkę – powiedział Piotruś Pan unosząc się nad ulicą. W ręku ściskał kolejny kamień przygotowany do rzutu.
– Dosyć iluzji na dziś – powiedział stanowczo szef.
– To jeszcze nie koniec – odpowiedział Aleksander.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął woreczek wielkości paczki papierosów. Otworzył go i rzucił zawartość w kierunku Piotrusia, unoszącego się wciąż nad wiaduktem. Wiatr jednak porwał magiczny proszek i uniósł go daleko, w kierunku pobliskiego budynku Szpitala Wojskowego.
– Nie rozśmieszaj mnie tymi chałupniczymi czarami. To miasto się zmienia, nie ma w nim już miejsca na takie głupoty – odezwał szef.
– Owszem miasto się zmienia – przytaknął Aleksander.
– Mówiłem ci to już na posiedzeniu Gildii i powtórzę jeszcze raz – odezwał się ponownie szef. – To nie jest miasto dla starej magii. Trzeba się rozwijać, opracowywać nowe technologie, nowe czary. Aplikacje, gadżety, chmury, sieci – to jest przyszłość, a nie cylindry i laski. I magiczne proszki, które byle pierdnięcie rozwiewa po całej Zielonej Górze.
– Miasto się zmienia i my zmieniamy się wraz z nim – powiedział magik.
– Nie zmieniacie się, skończ z tym pierdoleniem i tak nikt już w to nie wierzy – zaprotestował szef. – A tę niewidzialną dziewczynę też znajdziemy i nie myśl sobie, że nie. Jak ona się nazywała?
– Anna, ona ma na imię Anna.
– Właśnie, Anna Wieruszowska. Dopadniemy ją po tych staromagijnych banknotach, które jej dałeś.
– Nie dopadniecie.
– No, ty chyba się już o tym nie przekonasz. Staszek, bierz magika – szef wskazał Aleksandra drugiemu mężczyźnie przyczajonemu za barierką wiaduktu.
Aleksander nie zdążył zobaczyć ciosu, rozpędzony Staszek uderzył go prosto w brzuch.
– Jestem Flash, szefie, jestem Flash! – krzyczał Staszek.
Magik zachwiał się i pochylił w spazmie bólu. Wówczas Piotruś Pan rzucił w niego ponownie kamieniem. Uderzenie w tył głowy sprawiło, że cylinder spadł Aleksandrowi z głowy i potoczył się po betonowym podłożu wiaduktu. Jak przez mgłę zobaczył dwa gołębie, które wyfrunęły z cylindra oraz białego królika, który wyskoczył zaraz po nich. Następny cios kamieniem sprawił, że Aleksander runął z wiaduktu głową w dół, wprost na porośnięty rzadką trawą nasyp. Kamieniami rzucają – pomyślał magik – a z nas się śmieją, że jesteśmy staromodni. Zaraz potem pożarła go ciemność.
***
Aleksander Głaz leżał twarzą w ziemi, po ciosie kamieniem w głowę i upadku z wiaduktu. Ze wszystkich sił starał się nie zemdleć, powtarzał sobie, że nie może zemdleć. Słyszał głosy w ciemności, którym starał się przysłuchiwać. Słyszał strzępy rozmowy, ale nie był w stanie się na niej skupić, żeby cokolwiek zrozumieć. Wygodnie jak w łóżku, pomyślał. Nie zemdleć! – po raz nie wiadomo który, nakrzyczał na siebie w myślach.
Któryś z mężczyzn do niego mówił, a on uniósł nieco głowę, żeby odpowiedzieć.
– Papierosa – poprosił – Papierosa…
– Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca – pauza, w trakcie której coś się dzieje, mężczyźni coś do siebie mówią, coś sobie podają. – Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę.
Trzask zapałki o pudełko, i kolejny, i kolejny… Z pudełka poleciały iskry, a na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
Magik podniósł się z ziemi w odpowiednim momencie i przechylił głowę dokładnie w chwili, gdy szef trzymał zapałkę na wysokości swojej twarzy, a płomień odbijał mu się w zwierciadłach duszy.
– Spójrz mi prosto w oczy – szepnął Aleksander teatralnie.
A szef spojrzał.
Po awaryjnych łączach, na opuszczonych magicwallach, Aleksander wdarł się do samego środka sieci nowej magii. Szef miał prawa administratora, a magik przejął jego profil. Nie napotkał żadnego oporu, demony monitorujące procesy zostały również wyłączone, wszystko na ręcznym sterowaniu, bezbronne jak nowo narodzone kocię.
Magik palił i niszczył bez litości i opamiętania. Dopadł chmurę z czarami, którą porwał na strzępy, aż huczały błyskawice danych. Wszystkie serwery stopił i zalał na dokładkę antymagią, jak zalewa się toaletę domestosem. Rrwał sieci komunikacyjne i międzyzaklęciowe, jakby starą szczotką omiatał pajęczyny pod sufitem. Nie pozostawił żadnego zaklecia, żadnej nowomagijnej aplikacji, żadnej zdolności. Zniszczył wszystko. Piotruś Pan już nie poleci, Staszek nie będzie szybki niczym Flash, była żona Aleksandra nie będzie już miała jędrnego biustu. Nie został ślad po magic of things, a cała megatronika z danymi w chmurze, to od teraz zwyły szmelc. Wypalił to jak zarazę, wyrwał, zmielił, zanihilował.
Gdy otworzył oczy zobaczył, że trzech dorosłych, ubranych na czarno mężczyzn szlocha jak dzieci, którym ktoś zniszczył ukochaną zabawkę. Zdobył się na słaby uśmiech triumfu, zanim zemdlał.
Epilog
Lubiła być niewidzialna, czuła się wtedy bezpiecznie. Myślała bardzo prosto: nikt jej przecież nie może skrzywdzić, jeśli jej nie zobaczy. Anna szła korytarzem dworca PKP, z lekkim uśmiechem patrząc raz po raz na podróżnych, którzy zakłopotani rozglądali się wokół, kiedy delikatnie ich potrącała. Nikogo nie widzieli.
Wyjeżdżała z Zielonej Góry, pociąg wtaczał się właśnie na pierwszy peron, jak informował bezbarwny głos z głośnika. Jechała na wschód, tak jak radził Aleksander, tam gdzie stara magia była wciąż silna.
Wokół kręciło się sporo ludzi, jak to zwykle bywa na dworcu. Wyszła na peron, a następnie wsiadła do środkowego wagonu podstawionego pociągu. Przecisnęła się wąskim korytarzykiem i usiadła przy oknie, wewnątrz sześcioosobowego przedziału. W pociągu musiała znów stać się widzialna, nie chciała żeby ktoś na niej usiadł, zajmując, wolne z pozoru, miejsce w zatłoczonym wagonie. Obserwowała przez chwilę stojących na peronie dwóch mężczyzn w czarnych obcisłych kurtkach, którzy zachowywali się jakby na kogoś czekali. Wkrótce jednak jej myśli skupiły się wyłącznie na Aleksandrze. Nie wiedziała co o nim myśleć. Niepokoił ją i jednocześnie ją pociągał. Wyciągnęła plik banknotów, które jej podarował i pogładziła szorstki papier dłonią. Może na mnie też rzucił jakiś czar – pomyślała. – Może to, co czuję, to tylko iluzja.
Patrzyła dalej przez okno i snuła marzenia. Wyobrażała sobie na przykład, że magik stanie w drzwiach przedziału i powie jej: Nie odjeżdżaj, jesteś mi potrzebna.
W tym momencie usłyszała kłótnię na korytarzu i ostatnie zdanie wypowiedziane obrażonym tonem:
– Szefie, nie po to sterczałem na dworcu cały dzień, żeby teraz ją zgubić, jest w tym przedziale, na pewno.
Pomyślała, że powinna stać się niewidzialna, kiedy do przedziału weszło trzech mężczyzn.
– Wysiądziesz i pójdziesz z nami – powiedział stanowczo ten w środku, łysy, ubrany w czarny, skórzany płaszcz. – Jesteś mi potrzebna.
Jego dwaj towarzysze, doskoczyli do Anny i mocno złapali ją pod ramiona.
– Szybko, wychodzimy – rozkazał szef, a Piotruś Pan i Staszek posłusznie wyprowadzili dziewczynę z pociągu. – Może stara magia na chwilę zwyciężyła, ale zobaczymy, co powiedzą te stare pryki, gdy opanujemy niewidzialność.
Realizm magiczny osadzony w Polsce, z dynamiczną akcją, ciekawym pomysłem i licznymi analogiami do dzisiejszych rozwiązań technicznych. Szkoda, że autorzy częściej nie decydują się na pisanie tego typu tekstów, bo czytało się naprawdę dobrze. Twoje opko można czytać jako typowo rozrywkowy tekst, ale jednocześnie umieściłeś w nim garść przemyśleń i nawiązań do współczesnych „problemów”.
Na plus te wszystkie internet of magic, spellbook, magicwall itd. Kilka razy się uśmiechnąłem, wprowadzasz to wszystko do świata tak jakby były jego naturalnymi elementami. Ogólnie humor w tekście stoi na niezłym poziomie – nienachalny, czasem subtelny. Kiedy przeczytałem fragment o Gorzowie, prawie parsknąłem. Wiadomo, bohaterowie są z Zielonej Góry, więc niechęć do Gorzowa musi być ;)
Ładnie też przedstawiasz postęp. Analogia między rozwojem elektroniki i rozwojem „magotroniki” jest zdecydowanie widoczna, a pokazane w tekście zagubienie w szybko rozwijającym się świecie oddaje uczucia niejednej osoby „w średnim wieku”, której przyszło żyć w naszych czasach.
Jeśli chodzi o wykonanie, jest nieźle. Czasami brakuje przecinków, kilka zdań wydało mi się dziwnych, ale ogólnie czyta się szybko i płynnie, a całość napisana jest po prostu dobrze. Co osobiście nie przypadło mi do gustu, to takie trochę „szkolne” wypowiedzi bohaterów pojawiające kilka razy w trakcie akcji. Na przykład:
– To golem! – krzyknął Staszek.
– Staszek, uważaj! – huknął nagle Piotruś.
– Już po nas – smutno podsumował Piotruś Pan.
Aha, prawie zapomniałem wspomnieć. Spodobał mi się tytuł – niebanalny i przykuwający uwagę.
@Perruxie, dziękuję za wizytę, poświęcony czas i komentarz. Miło mi, że dostrzegłeś te elementy, które starałem się w tę historię wpleść i oceniasz tekst pozytywnie. Dodam, że bety pomogły wygładzić tę historię, więc duża również ich zasługa (jeszcze raz dzięki, chłopaki!).
Pomyślę nad Twoimi uwagami, co do stylu, być może jeszcze ktoś zwróci na to uwagę. Staszek i Piotruś to takie głąby, więc starałem się dostosować ich poziom wypowiedzi do założonego poziomu intelektualnego ;)
Tytuł – cieszę się, że Ci się podoba :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Cześć:-)
ślady łez wilgoci zbierającej się w kącikach okien. coś mi tu nie pasuje
– Dla niego to byłby komplement. – Wzruszyła ramionami. – Co mnie to zresztą obchodzi, jesteśmy już dawno po rozwodzie.
Ja w tym zdaniu zrozumiałam, że jest po rozwodzie z Jerzym, a chyba chodzi o Aleksandra tak?
Bardzo mi się podoba, że wprowadziłeś magię do polskiego miasta, fajnie się to czyta:-) Świetny tytuł, a po lekturze już wiem, że jest też i nowa magia:-) Na plus konstrukcja opowiadania. Na wstępie zaciekawiasz czytelnika (prawie) końcową sceną, a następnie wyjaśniasz, jak do niej doszło.
Opowiadanie napisane z odpowiednią dawką humoru. Ciekawe porównanie mieszkania w kamienicy do starej prostytutki:-)
Jednak nie bardzo rozumiem po co wplotłeś historię o Kacprze… Żeby pokazać, że nikt nie wierzy w magię? Coś w stylu mugoli?:-) Szczerze mówiąc myślałam, że będzie mieć jakieś rozwinięcie.
Jestem zadowolona z lektury. Polecam do biblioteki i pozdrawiam
Cześć, wrócę później z komentarzem, ale czy aby nie zapomniałeś konkursowego tagu?
@Olciatka dzięki za wizytę i komentarz. Wskazane dwa zdania poprawiłem, przychylając się do Twoich uwag.
Jeżeli chodzi o historię o Kacprze, moim zamiarem było wprowadzić czytelnika w realia świata przedstawionego, pokazać starą magię, jako coś staroświeckiego i odchodzącego w zapomnienie; w opozycji do nowych technologii. No i dodać szczyptę humoru. Podobną funkcję pełni krótka historia o magu w parku, opowiadana przez Staszka. Tak to sobie skonstruowałem i obawiam się, że wyjęcie któregoś z tych klocków położy historię.
Cieszę się, że Ci się podobało, za polecenie dziękuję i pozdrawiam ciepło :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
@oidrin, dzięki za odwiedziny. Miałem dodany tag z(a)miana w becie, ale go usunąłem. Patrząc na inne teksty konkursowe i na zasady z wątku, uważam, że moja zamiana słabo wpisuje się w przyjętą konwencję.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Światotwórstwo w tym tekście jest naprawdę interesujące, bo wrzucasz wojnę tradycyjnej magii z nową magią w bardziej swojski kontekst. Ładnie oddajesz też kontrast pomiędzy starą gwardią, a tymi, którzy są zwolennikami nowego. Rzeczywiście, tak jak mówisz, to chyba nie byłby tekst w stu procentach na z(a)mianę zgodnie z wymogami konkursu, ale z drugiej strony może dodanie taga dałoby szansę na większą grupę czytelników? W końcu teraz można więcej niż jeden tekst.
Z rzeczy, które grały mi mniej – w początkowym fragmencie jest troszkę powtórzeń, które zamiast poprawiać rytm trochę zatrzymują. Ale może to rzecz gustu.
Ze wszystkich sił starał się nie zemdleć, powtarzał sobie, że nie może zemdleć.
Ogólnie spodobało się, więc daję polecajkę i pozdrawiam.
Witaj ponownie :) Cieszę się, że świat i ścieranie się magii starej z nową w moim wydaniu Cię zainteresowało. Co do tagu, dodaję go, krzywda chyba się nikomu nie stanie, będę się najwyżej tłumaczył w komentarzach ;)
O zdaniu, które wskazałaś myślałem i postanowiłem je zmienić (pierwsze “nie zemdleć” na “ nie stracić przytomności”).
Dzięki za uwagi i polecenie :) Pozdrawiam serdecznie.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
No i w końcu się doczekałem z tym moim starannie przgotowywanym komentarzem.
Podobało mi się.
Jest całkiem fajny realizm magiczny, jest fajne scalenie magii z technologią (to chyba najbardziej mi się podoba w tym tekście), jest trochę nostalgii, bo przynajmniej ja bardziej kibicowałem staremu.
Jest organizacja opowieści. Hak na początku, Wprowadzenie, pomysł, powrót haka w kryzysie i rozwiązanie. A na koniec jeszcze podwójny zwrot z wyjściem na sequel.
Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.
Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…
Ogólnie sprawnie napisane, ale widzę, że to dla Ciebie nie pierwszyzna.
Seenerze, dziękuję za odwiedziny, lekturę tekstu i pozostawiony komentarz.
Miło mi, że doceniłeś moje ujęcie magii i zaplanowanie fabuły – z tym takim swoistym prologiem, sceną, która wraca pod koniec tekstu.
Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.
Dziękuję <3 Chyba :)
Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…
Pomyślę, bo to kolejny komentarz wskazujący, że ta para słabo sobie radzi w tekście. Dzięki!
Jeżei chodzi o pisanie – to czuję się wciąż żółtodziobem, aczkolwiek staram się pisać dla przyjemności, więc akceptuję to :)
PS. Twoja “Śmieciarka” jest już od jakiegoś czasu w mojej kolejce, spodziewaj się komentarzowego rewanżu :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Hejo!
Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice.
→ Oh, yesss…
. Spore mieszkanie w odnowionej kamienicy przy ulicy Reja, podobne do innych mieszkań tego rodzaju, jakich wiele w Zielonej Górze. Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien.
→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D
– Szefie, w Gorzowie nie ma nawet porządnej Gildii
→ Tam nic nie ma.
Nie rozmieszaj mnie tymi chałupniczymi czarami.
→ Rozśmieszaj?
Kupiłeś mnie. Tekst o Zielonej Górze zawsze na propsie. Humor faktycznie niezły i z wyczuciem. Gorzów? ŻE CZO!?
Magia w Polskim mieście – ideolo.
Miałem ochotę na hejterkę – ale nie tym razem. Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p
No nic, dzisiaj krótko bo padam na pysk, jednak klikiem do biblioteki się zrekompensuję.
Kolacja udana, następnym razem postaram się być mniej miły – obiecuję!
Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada
ND, dzięki za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że nie dostałeś niestrawności czytając moje opoko przy kolacji ;)
→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D
Nieeee, ale Zielona zawsze w moim sercu <3 Trochę czasu poświęciłem na research, cieszę się, że nic Ciebie, zielonogorzanina z krwi i kości, nie razi.
→ Tam nic nie ma.
Filharmonię chyba mają :P Tak tylko mówię…
Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p
W przecinki nie umiem za bardzo, wiem :/
Dzięki za poświęcony czas i za polecenie. Trzymaj się, man!
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Przecinki to pierdoły? Jakby Tarnina to przeczytała… albo Reg…
Nie no, są ważne, bez dwóch zdań. I niestety mają często tendencję do pojawiania się i znikania, niczym skarpetki w praniu :/ Patrzę potem na swój tekst i się łapię za głowę.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Fajny pomysł na nową magię. Walka dwóch rodzajów też niezgorsza, ale to już bardziej wyeksploatowane – jeśli ludzie czymś się różnią, to wiadomo, że wcześniej czy później zaczną o się o to tłuc. Choćby o to, od którego końca należy zaczynać jajko na miękko…
Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.
Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.
Babska logika rządzi!
Dzięki za wizytę i uwagi.
Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.
– hmm, no cóż trochę słaba ta zamiana, wiem :/ Film był, ale fabularnie równie daleko odszedłem, co w przypadku Piotrusia, a może nawet dalej.
Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.
– nie wiem, czy aż obrzydliwie, ale pewnie pachnie stereotypem ;) Czy Anna jest głupia? W zamyśle miała taka nie być, raczej zagubiona i niepewna swoich uczuć; skrzywdzona.
Zresztą patrząc z tej perspektywy, była żona magika też jest dość stereotypowa. Spróbuję popracować nad bardziej konkretnymi kreacjami kobiecymi, to ważna uwaga dla mnie, dzięki! Tym bardziej, że źdźbło w oczach innych to widzę… ;)
PS. A jajko na miękko, to wiadomo, że trzeba przekroić na pół i zaczynać jeść od żółtka :P
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Nooo, z takimi poglądami na jajka to Lilipuci Cię zjedzą bez soli. ;-)
Babska logika rządzi!
Tekstu nie za dużo,
A i tak się dzieje!
Uwaga, bo w tym mieście,
Tłuką czarodzieje!
Magii tam, aż kipi,
Starą gryzie nowa,
“Trochę mi jej szkoda!”
– płacze Koimeoda.
Akcja wartka, wciąga,
Płynie mi jak woda!
Bawię się czytając,
Równocześnie dumam.
Co to za baśń jest?
Czego tu nie kumam?
Kto ma płeć zmienioną,
Kto jest pan, kto pani?
Próbuję się dogrzebać,
W pamięci otchłani.
I szukam, i myślę -
Czy to jest Dzwoneczek?
Skoro mam Piotrusia…
Lecz, nie – to Wendy przecież!
Mój umysł szybko,
Uciekł w inną stronę.
To Oz być musi!
Bo miasto Zielone!
Nie, to też nie to, nadal coś zawadza,
I tu pan, i tam samiec – znowu płeć się zgadza!
Laska magiczna, siwe włosy, czary…
Wiem! Prospera widzę i jego kabały!
O książę Neapolu, za twe zdolności nieludzkie,
Wiem, że cię wygnano, ale… aż w lubuskie?!
Przyglądam się temu,
Myślę – jest i zmiana!
Jeśli za Ariela,
Jest Anna przebrana!
Choć nie o to chodziło,
Jam ukontentowana.
Bawiłam się przednio,
Do kawy, od rana!
Kończę, nim przyjdzie burza i nas wszystkich zmiecie,
Nie tylko w zielonogórskim powiecie.
***
Zastanawiam się co dodać? :D
Bo tego, że mi się podobało chyba nie muszę powtarzać, nie?
Fajne! Dobrze skonstruowane opowiadanie, jest tempo, jest rytm. Klamra mi mega siadła, lubię takie sceny w otwarciu, do których się później wraca (*ekhm, nie żeby moje opko na zamianę, które właśnie klecę tak się otwierało, ekhm, teraz będzie ekhm, że zrzynałam*).
Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D
Gdzieś tam uciekły wspomniane przecinki i słynne kropki przy zapisach dialogów – osławione przykłady dźwięków gębowych i niegębowych, przeczytasz jeszcze raz, poprawisz sobie :)
W kilku miejscach mogę się zgodzić z Perruxem, że dialogi tak zalatywały lekko szkolnie, choć ja bym bardziej powiedziała, że są “milordowskie”. Ten przykład:
– Aleksandrze, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – dopytywał gospodarz.
– Oczywiście, Jerzy, mówiłeś coś o Kacprze.
→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!
Ok, może Anna jest lekko stereotypowa, ale wg mnie nie ma w tym nic przesadnego, szczególnie, że mamy taki fragment jak: Aleksander czuł, że ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę, próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała się otworzyć.
Mnie takie coś sugeruje, że Anna jest naprawdę bardzo biedna, przeszła jakieś piekło, tak mocne, że aż zniknęła (!). Ja tam od takiej bohaterki nie oczekuję wielkiej odwagi i heroicznych czynów.
Dobra – zamiany płci, jak widzisz po moim chałupnicznym wierszoklectwie, doszukiwałam się ostro, ale nie znalazłam :D
Może dlatego, że a) nie widziałam filmu (chociaż tytuł skojarzyłam i tytuł jest fajny!) b) nie brałam pod uwagę filmu, bo myślałam, że to stare teksty mają być c) zmylił mnie Piotruś Pan.
Ale to nic, serio nie przeszkadzało to w czytaniu, wręcz kazało się bardziej skupić i wysilić. A mój zszekspirowany mózg uczepił się tej “Burzy” i już tak zostało ^^
Na koniec zdania, co mi się spodobały:
Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. → <3 W ogóle ten opis mieszkania Julii był super.
(…) przy akompaniamencie zgrzytu drobinek szkła pod butami. → słyszę to.
Dziękuję!
Wydrukuję , powieszę na ścianie
Twój komentarz. Potem westchnę: Panie,
Choć ślepym mnie uczyniłeś na słowa urodę,
Postawiłeś na drodze mojej Koimeodę.
Gdyby ktoś chciał mnie zniszczyć słowem jak taranem,
Gdybyś ktoś chciał mnie wyśmiać, nazwał Kalibanem,
Zerknę na Twój komentarz i przypomnę sobie,
Że może jest okruch sensu w tym wszystkim, co robię.
Zejdę do piwnicy, w zamku klucz przekręcę,
Zapomnę o codziennej życiowej udręce.
Otworzę szufladę i wyjmę z niej światy,
Co rosną w niej jak łzami podlewane kwiaty.
I może coś kiedyś jeszcze tu opublikuję,
Koimeodo, to ja Tobie szczerze dziękuję.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Cześć!
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co oznacza komentarz CM-a w tym konkursie, ale jeśli nie, to…
…za chwilę sobie zdasz. ;-)
Wcale nie dawno temu (bo akurat dzisiaj) przybył nad tekst Z(A)MIAN-owy CM. Był to mag złośliwy, co Gildią Malkontentów władał, a przyleciał na starej wycieraczce, bo latający dywan zeżarły mu mole.
Rozsiadł się CM nad tekstem Z(A)MIAN-owym, przyglądał mu się chwil kilka, aż wreszcie sięgnął po słynny artefakt. I pocierał tak niespiesznie lampę Alladyna, aż zobaczył napis “Made in China”. Wyfrunął wtedy z lampy Chin Alladin i powiada:
– Dobri Pan pitania mieć tri, ale migiem, bo stignąć mie sajgonki.
– A zatem powiedz mi, Chinie Alladinie – odparł CM – cóż mam autorowi tego dzieła napisać?
– Dobri Pan mówić tak: opowiadanie twe ze sobą nie zabrać mnie. Bić problem, aby mocniej wciągnąć się w historia. Nie znać powoda. Masa dialog. Tyci tyci akcja. Paskudna wulgarizma. Nic nie wnosić. Tyko zniechęcać. Zesłać ich do budowa chiński mur.
– Ależ Chinie Alladinie! Ja to jednak przeczytałem! Gdyby było tak, jak to mówisz, rzuciłbym ten tekst w cholerę. A to się jednak czytało całkiem fajnie.
– Więc mówić to do autor, nie do Chin Alladin! I dodać: tekst lekki, pomysła wcale, wcale fajna. Być dobre momenty. Postaci pasować do konwencja. Prologa zaciekawiać. Tekst mieć sporo zaleta. Inne opinie dobre. Nie wiciągać pochopna wnioska z papalanina CM-a. Cm lubić lekka teksta. Zachodzić w głowę, czego ten go do końca nie porwać. Autor się nie martwić.
– No dobrze, a dalej?
– A dalej CM dać autor chińska sentencja. A mnie święty spokoj!
I dał CM autorowi chińską sentencję. Później zaś odleciał na wycieraczce gnębić inne bezbronne teksty.
法律越多,盗贼就越多
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Dzień dobry. CM-ie :) Cieszę się bardzo, że raczyłeś zerknąć na mój tekst i zostawić swój komentarz ubrany w interesującą mini historię. Tak sobie myślę, że jesteś najbardziej pozytywnie po… kręconą enefową postacią.
Jezeli chodzi o wulgaryzmy, było ich jeszcze więcej, ale po becie usunąłem część (dzięki Bety!). Chciałem tym zbudować obraz nowej magii, chamskiej i bezkompromisowej.
Historia jest naprawdę lekka, taka miała być, co ma swoje plusy i minusy. Prolog był pomysłem na utrzymanie uwagi czytelnika i i chyba nieźle się sprawdził.
PS – wiem już, dlaczego się mianowałeś lotnym dużurnym, bo latasz na starej wycieraczce :P A co do sentencji, cóż zrobisz – złodziej na złodzieju, złodziejem pogania.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
@koimeodo, jeszzcze odniosę się do kilku uwag od Ciebie:
Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D
– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)
→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!
– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)
Na koniec zdania, co mi się spodobały.
– świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.
No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3
Dzięki za to, że wpadłaś i podzieliłaś się swoimi uwagami. Twój komentarz, jak zwykle, onieśmiela :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)
→ ej ej ej ale to nie jest nic złego, naprawdę nie zawsze wszystko musi być turbo-nowe, żeby było ciekawe i niosło fajną historię! :)
– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)
→ znowu się wytłumaczę, bo faktycznie nie zawsze wyrażę się jasno (czemu przez internety nie słychać tonu głosu, uh!): moje heheszki, to pozytywne heheszki, nigdy kpina. Śmiałam się z tego dialogu trochę, że taki sieriozny bardzo, ale nie szydzę, a skoro mówisz, że tak miało być – no to wyszło i jest ok!
– świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.
→ a tak, lubię to robić. Nawet w tekstach, w których fabuła mnie nie porywa, wyłapuję zdania, które po prostu mi się podobają jako zlepki słów, albo mają fajną metaforę, brzmienie, cokolwiek. Lubię ładne słowa.
No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3
→ de nada, dobrze się bawiłam :D i dziękuję za Twoją odpowiedź, piękna jest! Wyjmuj te światy z piwnicznych szuflad, nie tam ich miejsce!
Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty.
Podobało mi się połączenie magii i technologii, podobał mi się sposób, w jaki pokazałeś używanie magii, nawet jeśli część rzeczy była trudna do wyobrażenia, jak miałaby dokładnie wyglądać.
I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.
Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat. Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję.
Pomysł godzien jeszcze dłuższego tekstu, może nawet całej serii.
Przychodzi mi dać klika. :)
P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się.
Dojechałam. Przepraszam za spóźnienie, ale najpierw pomyliłam trasy autobusów, potem padła sieć i zanim przeczytałam papierowe rozkłady jazdy to ze trzy tramwaje mi odjechały, a gdy już wiedziałam czym dojechać, zaczęła się przerwa nocna i odwiedziny musiałam przełożyć na następny dzień, bo kto to widział składać wizytki w środku nocy. :-)
Podobało mi się, choć nie jest idealnie. Co perfektne i mnie ujęło: miasto, które opisujesz. Jest żywe i prawdziwe. Zręcznie wprawiasz w ruch bohaterów, ganiają po ulicach, wiaduktach, fajnie ich prowadzisz, pokazując z najbliższej okolicy konieczne znaki rozpoznawcze.
Po drugie, misię – rozwijanie dwóch wątków, świat jeden lecz różne nań zapatrywania. Uważam, że odpuszczenie wątku z młodzieżą naruszyłoby konstrukcję tekstu, czyli być musi. Postaci fajnie zarysowane, wystarczająco charakterystyczne, choć w drobiazgach czepiałabym się, ale o tym za chwilę.
Historia i wymyślony świat włącznie z gadżetami również ciekawy, choć to fantasy (może urban?), dla której poprzeczkę – mimowolnie – wyżej zawieszam.
Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-) Aż by się chciało poczytać dalej: co z dziewczyną, co ze starą magią itd itp.
Teraz kilka słów o moich zatrzymaniach.
Trochę bym powalczyła z atrybucjami dialogowymi, niekiedy są mało naturalne przez, jak sądzę, nieodpartą pokusę wykończenia obrąbkiem i podwójną zakładką. Podobnie z zamiennikami na bohaterów. Czasami wiadomo „kto to mówi” i nie ma potrzeby przypominania, że gospodarz, Aleksander, gość, Jerzy. Czasami, również, chciałam skreślić tu i ówdzie jakieś słówko z dialogu, aby stał się szybszy i bardziej płynny. Szczególnie dokuczało mi to w wymianach zdań pomiędzy młodymi gangstami, co z jednej strony oznacza, że „poczułam” Twoich chłopaków – byli określeni, z drugiej, że przyjrzałabym się zwrotom, słowom, które niepotrzebne. Pewnie ustaliłabym też sama ze sobą jakich przekleństw używać i jak je zapisywać. To bardzo charakterystyczne rozmówki.
Zastanawiałam się jeszcze, czy samej narracji nie dałoby radę cośkolwiek odchudzić, ale to już praca redakcyjna i czasu więcej plus gadania byłoby do tego potrzebne.
Kilka zauważonych po drodze drobiazgów:
,Otworzył zatem drzwi i zawołał jakiś(+,) stojące najbliżej sekretariatu(+,) dziecko. Akurat była przerwa między lekcjami. Dziecko podeszło, a on poprosił, żeby powiedziało pani z sekretariatu(+,) kim on jest. A wiesz przecież(+,) jak wygląda Kacper.
Literówka – jakieś.
,Co zrobić, świat się zmienia – łagodził gość. – Choćby Wrześniak. – Wskazał palcem na budynek za oknem. – Pamiętasz, że kilka lat temu groził zawaleniem? Musieli nawet zburzyć kilka pięter.
– A ty, czy jesteś gotów, żeby zburzyli ci kilka pięter? – ripostował Jerzy zza stołu.
Pierwsze, chyba niepotrzebne, drugie może też. Z drugim – chyba – zaripostował, bo uczynił to raz i choć rozumiem, że mają różnicę zdań w tej sprawie od dawna, to w tym momencie odnosisz się do pojedynczej wypowiedzi.
,Uśmiechnął się Aleksander(+,) dołączając do niego, odgarnęła z czoła niesforny blond kosmyk i wsadziła go za ucho.
Może – założyła?
,Wiesz przecież(+, ?) jak go nazywali, zanim został wyrzucony z Gildii
,ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę,
Może by nie podkręcać, czyli bez – wielką?
,– Dokładnie.
Może po prostu – Tak?
,Piotruś, do jasnej cholery!
Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny.
srd:-)
a
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
@Geki dziękuję za wizytę i komentarz :)
Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty.
– ooo, jak mi miło, dzięki ;)
I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.
– taki był plan, ekstra, że się udało.
Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat.
– zamysł był taki, że to miało być trochę z innej bajki, takie bardziej społeczno-psychologiczne. To jest też trochę osobiste dla mnie, zależało mi, żeby tę niewidzialność umieścić w historii.
Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję.
– tak, raczej ta druga opcja, dobra jest Twoja intuicja, choć sam tekst o tym nie stanowi.
P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się.
Mocnego akcentu na zamianę w sumie nie ma w historii. Trochę starałem się nawiązać do filmu, nie do końca to wyszło. Trochę Staszek i Piotruś nawiązują do Pana i Flasha. Słaba ta zamiana i zdaję sobie z tego sprawę.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
@Asylum dziękuję za wizytę i przekazane uwagi. Wpadaj o każdej porze dnia i nocy, jesteś mile widziana :)
Cieszę się, że niektóre aspekty historii, Ci zagrały :) Świat, ruch , bohaterowie – choć jasne, zawsze jest przestrzeń, żeby zrobić to lepiej.
Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-)
Dziękuuuuuję! :) Bardzo miłe słowa, rumienię się :)
Dialogi i język – trudno mi to poprawić, może za jakiś czas przysiądę i świeżym spojrzeniem zerknę. Może być też tak, że lepiej nie będzie, bo nie umiem lepiej :/ Za Twoje cenne uwagi narracyjno-językowe dziękuję.
Jestem także Ci wdzięczny za uwagi do konkretnych sformułowań z tekstu, większość uwzględniłem.
Może po prostu – Tak?
“Tak”, nie brzmi mi w tym miejscu, “dokładnie” bardziej mi pasuje, więc zostawiam.
Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny.
– samo “Piotruś” w moim zamyśle już miało być taką ksywą. Ciekawy pomysł z tym ksywami, można by pewnie to połączyć z poprawkami w sposobie, w jaki się wypowiadają. Pomyślę.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Ależ tu wysoki poziom komentarzy, aż się wstydzę prostoty i łopatologiczności mojego. XD Tak bywa, że ciekawy tekst inspiruje eee… inne formy kreatywności? Koimeoda chyba coś nam niedługo zarapuje, a CM poszedł w klimaty orientalne. Ech, czas popracować nad orginalnym stylem komentarzy na kolejny konkurs….
法律越多,盗贼就越多
Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD
Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele.
Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.
Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D
Nooo, Koimeodo, już się rozkręcasz z rapsami, jak widzę :D A może to są… rapsodie?
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Ha, i linka do piosenki zapomniałam dołączyć.
https://www.youtube.com/watch?v=-LtmvnTK_y4
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
@Anet– cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby tutaj wpaść. Dzięki za komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podobało :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Freddie <3
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Nie mówcie mi, że Freddie rapował… Nie znam się na muzyce, ale moja naiwność ma swoje granice.
Babska logika rządzi!
Hahaha no nie, nie, nie, tego naprawdę nikt nie mówi :D
Freddi, Finklo, nie rapował, ale przekaz był. Rap to dla mnie przekaz i beat, ale może zniekształcam/upraszczam, wtedy – naprostujcie mnie. :-) Z kolei hip-hop to kultura, w której mieści się rap.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele.
Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.
Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd
Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.
Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D
Koimeodo teraz aż idę zgadywać, który z tych dwóch rapsów może być twój.XD
Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD
Cholera, człowiek bierze najprostszą możliwą sentencję, a translator i tak coś przy przerabianiu słów na krzaczki pochrzani. No nic, musi zostać, jak jest. Wina translatora, niech on poprawia. ;-)
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.
Rodziców nie słuchamy, no chyba że przez filtry, dobrze jeśli są swoje, tak sobie jeśli “za” lub “przeciw”.
a jak anarchistka :DDD
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
"Mag pełną gębą.
– No właśnie. A to dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster"
Cudo XD
"kurzajki usunięte z cery ."
"wosk kapie łącząc oba przedmioty ."
Nadmiarowa spacja.
"Czarne piórko, przeczepione do jego czapki"
przyczepione
"Wypadli na klatkę schodową, a dalej w noc, trzaskając ciężkimi drzwiami wejściowymi."
Do przeredagowania. Rozumiem zamysł, bo czytając na głos to brzmi bardzo dobrze. W wersji pisanej – nie.
Opowiadanie spodobało się. Styl płynny, wszelkie predyspozycje do tego, żeby z czasem uczynić go jeszcze bardziej wartkim. Już jest dobrze, a widać, ze może być jeszcze lepiej. Co ciekawe, sam pomysł, choć nie jest specjalnie nowy, ani świeży, to i tak pozwala na spędzenie odrobinę czasu na fajnej lekturze.
Co najwyżej z finału mam pewien niedosyt, bo można było pokazać pełną bezradność nowomagów, gdy im się wyłączyło nowinki (tak mi się trochę skojarzyli z młodzieżą, której nagle wyłączono internet :P). Zasygnalizowałeś to ich płaczem, ale można było jednak w tym miejscu zbić szpilę mocniej, nawet gdyby to przełamało lekki styl całości. podobnie można było pokazać chwilę niepewności maga, czy po pozbawieniu magii nie skatują go butami (choć reakcja załamania jest tu wiarygodna).
Epilog – jakkolwiek samo szukanie czegoś nowego przez nowomagów jest sensowne, to trochę tu osłabiłeś wymowę finału. Nie wiem czy przez obecność epilogu, czy przez jego formę. Trudno powiedzieć. Do rozważenia. Może tylko ja mam takie wrażenie. Ale nawet z zachowaniem epilogu, można by coś z nim pokombinować. Jedna tylko uwaga – trochę za szybko się pozbierali, że złapali ją już na dworcu (teoretycznie to może być inne miasto, dużo później, ale czyta się to tak, jakby było jeszcze zanim zdążyła opuścić miasto, też kwestia jakiegoś zaakcentowania czasu lub miejsca).
W ogóle skojarzyło mi się z shadowrunowym podziałem na magów i adeptów – nawet jeśli tu podział jest na zupełnie innej linii.
“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”
Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.
“No i recytował głośno jedno z ich zaklęć: “Abbra Kadabra”, a ktoś w tłumie usłyszał “Allach Akbar”.”
A tu społeczeństwo w pigułce.
"Wszystkie serwery stopił i zalał na dokładkę antymagią, jak zalewa się toaletę domestosem"
Fajne zdanie, nieźle uśmiechnęło.
Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.
EDIT:
Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.
Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.
Hmmm. Jeszcze “The Invisible Man” może wchodzić w grę…
Babska logika rządzi!
Wilku, dzięki za wizytę i cenne uwagi, Poprawiłem spacje i to jedno, wskazane, zdanie. Co do potencjału historii, dzięki za zwrócenie uwagi, może kiedyś, gdzieś wykorzystam.
“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”
Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.
No, to jest ciekawe, można jakieś fajne opko na tym wykuć ;)
Bardzo się cieszę, że kilka miłych chwil spędziłeś przy tej historii i nawet się uśmiechnąłeś, mam nadzieję, że nie był to uśmiech wilczy :D Nawet kilka zdań przytoczyłeś z tekstu, jest to miód na moje piwniczne serduszko. A poniższa opinia, to już w ogóle mnie wzrusza:
Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.
Pogłaskałeś, a jednocześnie zachęciłeś do pracy, dzięki, man!
W Shadowruna nie grałem, gdzieś coś czytałem dobrych kilka lat temu, teraz odświeżam wikipedią.
Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.
Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.
@Finklo, @wilku – ta zamiana kompletnie nie wyszła, niestety, chciałem luźno nawiązać do filmu “To nie jest kraj dla starych ludzi” + te nawiązania w rodzaju Piotrusia Pana i Flasha. No nie siadło :/
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
A czy tam w zasadach nie stało czasem, że oryginalne historie powinny być stare? W sumie, Piotruś Pan by się łapał…
Babska logika rządzi!
Patrząc, na inne konkursowe opka, to tak trochę na siłę by się łapał… Widzę, że rozstrzygnięcie się zbliża, nie będę teraz usuwał konkursowego tagu, ale chyba jest on jednak trochę na wyrost :/
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Nie usuwaj, bo jeszcze się okaże, że przedłużysz konkurs. ;-)
Babska logika rządzi!
Tak, wiem, nie usuwam :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Sztama z Tobą i Finklą. Nie usuwaj tagu. To ciekawe opko i niezły pomysł na cały świat. :-) Nie wiem na ile związałeś się z bohaterami i widzisz/wiesz, co dalej, co obok, co wcześniej. Może jakieś drugie?
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dzięki Asylum, miło, że pytasz. Może drugie, kto wie… Wilk mnie dość mocno zainspirował dziś ;)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Cześć! Swojskie opowiadanie, walka starych z młodymi, starego z nowym, a w tle walka magików, golemy i magotronika. Piękne! Takie high fantasy tuż za rogiem, nie w śródziemiu, a w bloku, w mieszkaniu pod tobą. Super się czytało. Przy scenie z golemami zamykałem oczy i wyobrażałem sobie tą majestatyczna wizję. Miodzio!
Jak ktoś już wyżej napisał, postacie kobiet są dosyć stereotypowe (spece od gender balance zapewne już ustawiają stos…)
Zakończenie trochę filmowe. Alaksander, oszołomiony i poobijany, w jednej chwili niszczy zły system, który pozwolił szefowi zajść tak wysoko. Dobro zwycięża, zło zostaje ukarane. Dobre, piękne ale trochę nie pasuje do klimatu, tytułu i przesłania reszty. Happyend, ale taki jakby nieżyciowy. No i Epilog, dama w opałach, więc Olo będzie jeszcze musiał założyć cylinder i ruszyć do boju – ale jest furtka na kontynuację ;-)
"Nie, żebym nie chciał! Wręcz zazdroszczę Tym, co potrafią ujść zatraty I łączą swe talenty owcze W stada wzajemnej aprobaty." J.Kaczmarski
@krar85, dzięki za wizytę :)
Miło mi, że dobrze Ci się czytało. Mój zamysł był właśnie taki, żeby to była fantastyka na wyciągnięcie ręki, prawie że należąca do naszego, współczesnego świata, lekko tylko podkolorowana zaklęciami. Bo przecież, czyż nasza technika, to nie magia? ;)
Tworzenie kobiecych postaci jest dla mnie wyzwaniem, na pewno będę się starał lepiej to robić. Doceniam przełamywanie stereotypów w tekstach innych autorów, czas popracować nad tym na własnym podwórku.
Zgadzam się, co do zakończenia, rzekłbym nawet, że cała historia fabularnie jest dość prosto zbudowana, a takie zakończenie po prostu się w nią wpisuje. Trochę podobnie działają tutaj stereotypy, na co sam zwróciłeś ponownie uwagę – “dama w opałach”.
Mam kilka pomysłów na ciąg dalszy, może się pokuszę ;)
Dzięki raz jeszcze za komentarz! Dobrego wieczoru!
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
czyż nasza technika, to nie magia? ;)
Podobno magia to technika, której nie rozumiemy. Więc to już zależy od Ciebie. ;-p
Babska logika rządzi!
Uhm, a potem przyjdzie mr.maras i mi spuści… zasłonę milczenia na takie techno-magiczne wymysły :)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Podobno magia to technika, której nie rozumiemy.
Feliks Kres opisywał Szerń z “księgi Całości” jako rodzaj mechanizmu (nie w samych książkach, w komentarzach na jej temat).
Fajne opowiadanie, wielu bohaterów, wartka akcja. Wciągnęło mnie bez reszty. Cieszyłam się, że Aleksander zniszczył dane nowych magów. Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych.
Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?
Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej. Fabuła pięknie zapleciona relacyjnie, tu była żona, tutaj kolega – rebeliant. No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)
@wilku nie czytałem Kresa, polecasz? Od razu sucharek: czy akcja jego powieści dzieje się na Kresach?
@Cytryno, dziękuję :) Cieszę się, że wpadłaś i że się podobało.
Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych.
Dzięki <3
Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?
W sumie racja, już prędzej mógłby strzelać z jakiegoś nerfa na kamienie. Pomyślę.
Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej.
Przyznam, że ja również czasem sceptycznie podchodzą do fantastyki dziejącej się w polskich realiach, tym bardziej czuję radość, że tutaj zagrało dla Ciebie :)
No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)
Może napiszę, mam już nawet pomysł, choć się nieco waham, bo chciałbym pójść w bardziej mroczną stronę, zgodnie z sugestią wilka. Nie wiem czy dam radę. Poza tym obecnie priorytet ma ten konkurs ;)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Klimat rzeczywiście jak z braci Coen:) Humor świetny, pomysł świetny, wykonanie świetne. Mag Hipster… taaak… ta dzisiejsza młodzież;)
Witaj czarna adelajdo, dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się niezmiernie, że Ci się spodobało moje opko :)
Aż chciałoby się rzec: pomysł mój, wykonanie moje, darowałem Ci życie :D
A jeżeli chodzi o dzisiejszą młodzież, to kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów.
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)
Podobało mi się. Tekstu nie tak mało, ale przeczytałam na jedno posiedzenie i to na dodatek na laptopie, a nie czytniku. Fajna wariacja na temat Piotrusia Pana. Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię. Kupiłeś mnie tym opkiem :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dzięki, Irko, za odwiedziny i komentarz. Niezmiernie się cieszę, że Ci się spodobała moja historia.
Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)
Otóż to :) Gdzieś tam w planach mam rozwinięcie tej historii, żeby jeszcze bardziej to podkreślić, ale najpierw muszę ogarnąć bieżące konkursy, zwłaszcza RAPsodiowy ;)
Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię.
Wiem, wiem, miałem okazję poznać Widara. Twoja magia jest… boska ;)
Kupiłeś mnie tym opkiem :)
Zabawne stwierdzenie :) Cóż, pozostaje mi tylko się cieszyć i od razu zaznaczyć, że nie będę dochodził żadnych roszczeń z tytułu własności :D
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
BK, przestrasz się Boga i popraw tego okropnego ortografa, zanim jakieś dziecko przeczyta i zapamięta.
Babska logika rządzi!
Przecież „bierzący” jest od „brać”. O co chodzi? ;)
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
O to, że od brać, to byłby “bierny”. ;-)
No. Już dobrze.
Babska logika rządzi!
To dobrze, dzięki!
A dzieci, to powinny spać o tej porze ;) No, chyba że klikają z Nowej Zelandii…
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma
To nie jest konkurs dla tego tekstu, niestety.
Elementy retellingu tu są, ale tych, których szukałam w tym konkursie, w zasadzie brak. Natomiast poza tym – to jest zdecydowanie udane opowiadanie. Ma tempo, wciągającą fabułę i szybką akcję, a także bohaterów na tyle zróżnicowanych, żeby byli w stanie zainteresować, ale nie w takiej ilości, żeby przytłoczyli czytelnika. Ma fajnie ograne lokalne realia. Generalnie, jest naprawdę solidną, przyjemną lekturą, tylko że chyba nie na ten konkurs…
Hej :)
Dzięki za wizytę i komentarz. Tekst pewnie ma jakieś elementy, ale zgodzę się, że nie spełnia wymogów konkursowych w takim stopniu jak inne historie opowiedziane tutaj.
Miło mi, że przyjemnie się czytało i mam nadzieję, że nie był to czas stracony ;)
Pozdrawiam!
Martwe liście i brudna ziemia, kiedy Ciebie obok mnie nie ma