- Opowiadanie: BasementKey - To nie jest miasto dla starej magii

To nie jest miasto dla starej magii

Tekstu nie za dużo,

Lecz trochę się dzieje.

 

Niech słowa nie znużą.

Tekstu nie za dużo.

 

Reklamować więcej

już się nie ośmielę.

 

Tekstu nie za dużo,

Lecz trochę się dzieje.

 

 

Dziękuję za betę: herox002 oraz ManeTekelFares  <3

 

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

To nie jest miasto dla starej magii

Pro­log

 

Leżał twa­rzą w ziemi, po cio­sie w tył głowy i upad­ku z wiaduktu. Ze wszyst­kich sił sta­rał się nie stracić przytomności, po­wta­rzał sobie, że nie może ze­mdleć. Nie wie­dział, czy sły­sza­ne w ciem­no­ści głosy były praw­dzi­we, czy to tylko omamy.

– Jak on to zro­bił? Wy­ja­śnij­cie mi to!

– Ja­kimś od­bi­ciem magii chyba, nie wiem, sze­fie…

– Jakim od­bi­ciem, co ty pie­przysz? Chyba nie wy­wa­li­łeś w niego im­pul­su elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go?

– No nie, ni­cze­go nawet nie za­czę­li­śmy… To czymś innym pew­nie.

– I kto, do cho­le­ry, daje sobie ukraść ma­go­tro­ni­kę. No, kto?! Ta­kie­go kogoś od razu, na zbity ryj…

– Sze­fie spo­koj­nie, Julka już nam wszyst­ko opo­wie­dzia­ła, oma­mił ją jedną z tych swo­ich ilu­zji. Ale w końcu go mamy, leży tutaj i zaraz bę­dzie po nim.

– À pro­pos ilu­zji, Pio­tru­siu, ja się z tobą po­li­czę po tym wszyst­kim. Ze Stasz­kiem rów­nież. Tak się dać po­ro­bić, prze­cież pra­wie uciekł.

Szef umilkł, by po chwi­li zwró­cić się do le­żą­ce­go:

– No, ma­gi­ku, czas na eks­plo­zję. A może im­plo­zję. A może w sumie na jedno i dru­gie. Hej, ma­gi­ku!

Magik po­wta­rzał w my­ślach jak man­trę: nie ze­mdleć, nie ze­mdleć, nie ze­mdleć, nie ze­mdleć.

– Pa­pie­ro­sa – wy­szep­tał po chwi­li. – Pa­pie­ro­sa…

– Pa­trz­cie pań­stwo, ostat­nie ży­cze­nie ska­zań­ca. Pio­truś, daj pa­pie­ro­sa – leżący usły­szał sze­lest ubrań i dźwięk prze­trzą­sa­nia kie­sze­ni. – Scho­waj tę ma­gij­ną za­pal­nicz­kę, idio­to. Daj bez­cza­ro­we za­pał­ki.

Po­da­wa­li sobie coś z rąk do rąk, pod­czas gdy męż­czy­zna u ich stóp ob­li­zy­wał spierzch­nię­te wargi, do których przykleiły się dro­bi­ny pia­sku. Pomyślał o grobie, miejscu, w którym już niedługo mógł się znaleźć. Może to nawet nie byłoby takie złe? Wy­ście­ła­na trum­na, pach­ną­ca drew­nem i zie­mią, bę­dzie mógł wresz­cie od­po­cząć, za­snąć. Oczy same za­czę­ły mu się za­my­kać. Nie ze­mdleć! – wrza­snął do sie­bie po­now­nie w my­ślach.

– Po­nie­waż spra­wi­łeś nam tyle kło­po­tów, okażę ci sza­cu­nek i sam przy­pa­lę. – Na­chy­lił się nad nim szef.

Trzask za­pał­ki o pu­deł­ko, i ko­lej­ny, i ko­lej­ny… Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na noc­nym nie­bie Zie­lo­nej Góry za­pa­li­ły się bły­ska­wi­ce. 

– Pa­trz­cie, nie chcą się za­pa­lić. Za­mo­kły, czy co… – de­ner­wo­wał się szef.

Le­żą­cy wie­dział, że musi pod­nieść głowę w od­po­wied­nim mo­men­cie. Jeden raz, jeden je­dy­ny, ostat­nia szan­sa. Musi.

 

***

 

Od­wie­dzał sta­re­go przy­ja­cie­la, który miesz­kał na ostatnim piętrze w bloku na osie­dlu Przy­jaź­ni. Na szczę­ście dzia­ła­ła jedna z wind.

– Sta­rość – po­wie­dział do niego go­spo­darz, gdy już sie­dzie­li po­chy­le­ni nad dwie­ma szklan­ka­mi moc­nej her­ba­ty bez cukru.

– Nie gadaj le­piej bzdur – ob­ru­szył się przy­by­ły.

– A sły­sza­łeś, co spo­tka­ło Kac­pra?

Gość po­krę­cił głową, po czym przy­gła­dził dłu­gie, siwe włosy i zerknął ukradkiem w stronę lu­stra, znaj­du­ją­cego się za szybą sta­re­go kre­den­su. A może ser­want­ki, z tą me­blo­wą ter­mi­no­lo­gią za­wsze był na ba­kier. Miesz­ka­nie było jakby żyw­cem wy­ję­te z lat osiem­dzie­sią­tych ubie­głe­go wieku, po­dob­nie zresz­tą, jak jego miesz­ka­niec.

– Alek­san­drze, czy ty mnie w ogóle słu­chasz? – do­py­ty­wał go­spo­darz. 

– Oczy­wi­ście, Jerzy, mó­wi­łeś coś o Kac­prze.

– No tak, o Kac­prze, więc słu­chaj. Po­szedł do pod­sta­wów­ki, tutaj nie­da­le­ko, kilka ulic dalej. Za­pro­po­no­wał, że zrobi przed­sta­wie­nie dla dzie­cia­ków. Głupi po­mysł, jeśli byś mnie spy­tał. – Jerzy zro­bił krót­ką pauzę, na dwa łyki her­ba­ty ze szklan­ki, obej­mo­wa­nej przez me­ta­lo­wą siat­kę sta­ro­mod­ne­go ko­szycz­ka, po czym kon­ty­nu­ował. – Ko­bie­ta w se­kre­ta­ria­cie od razu się Kac­pro­wi nie spodo­ba­ła. Patrzyła nieustannie w tę, taką de­secz­kę z ru­cho­my­mi ob­raz­ka­mi, za­miast sku­pić na nim uwagę.

– Ta­blet, to się na­zy­wa ta­blet.

– Ta­blet, no wła­śnie. Po­wie­dzia­ła Kac­pro­wi, od­ry­wa­jąc się na chwi­lę od tej swo­jej de­secz­ki, że je­że­li chce wy­stę­po­wać, musi naj­pierw zło­żyć ofi­cjal­ną ofer­tę. Tę ofer­tę trze­ba na­stęp­nie prze­ka­zać do dy­rek­to­ra, to nie takie pro­ste i nie tak szyb­ko. Dodatkowo może być wymagany prze­targ, jeżeli ktoś jeszcze w tym samym czasie będzie chciał zrobić przedstawienie w szkole.

– Prze­targ – mruk­nął Alek­san­der – I co na to Kac­per?

– A jak my­ślisz? Zde­ner­wo­wał się tro­chę. Spy­tał ko­bie­tę, czy aby nie po­stra­da­ła ro­zu­mu. Po­wie­dział, że nie chce prze­cież szko­ły re­mon­to­wać, tylko w niej wy­stę­po­wać. Ko­bie­ta nic na to nie od­po­wie­dzia­ła, prze­rzu­ca­ła sobie tylko dalej ja­kieś stro­ny na tej swo­jej de­secz­ce.

– Nowa magia – pod­su­mo­wał Alek­san­der.

– Tak. Sam wi­dzisz jak to da­le­ko za­szło – przy­znał mu rację Jerzy. – Kac­per po­my­ślał sobie wtedy, że nici z wy­stę­pu, na wszel­ki wy­pa­dek jed­nak zo­sta­wił swoją wi­zy­tów­kę. Ko­bie­ta z se­kre­ta­ria­tu wzię­ła ją w rękę i prze­czy­ta­ła: Kac­per Ma­gnus, Pre­sty­di­gi­ta­tor. I słu­chaj teraz, bo to naj­lep­sza część. – Po­je­dyn­czy tym razem łyk her­ba­ty wy­peł­nił krót­ką, acz ko­niecz­ną przed fi­na­łem hi­sto­rii, pauzę. – Nie zro­zu­mia­ła ostat­nie­go słowa, więc pyta Kac­pra, co to zna­czy, że jest pre­sty­di­gi­ta­to­rem. Ten za­miast od­po­wie­dzieć, prosi ją, żeby mu się do­brze przyj­rza­ła i po­wie­dzia­ła kim, we­dług niej, jest. Ona tylko wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. Otwo­rzył zatem drzwi i za­wo­łał jakieś sto­ją­ce naj­bli­żej se­kre­ta­ria­tu dziec­ko. Aku­rat była prze­rwa mię­dzy lek­cja­mi. Dziec­ko po­de­szło, a on po­pro­sił, żeby po­wie­dzia­ło pani z se­kre­ta­ria­tu, kim on jest. A wiesz prze­cież, jak wy­glą­da Kac­per.

– Tak samo od lat, długa broda, oku­la­ry w okrą­głych opraw­kach, ka­pe­lusz, płaszcz i la­secz­ka w dłoni. Mag pełną gębą. 

– No wła­śnie. A to dziec­ko wska­za­ło na niego pal­cem i po­wie­dzia­ło: hip­ster. Hip­ster, ro­zu­miesz to? Dziec­ko na­zwa­ło go hip­ste­rem!

Go­spo­darz był wy­raź­nie zde­ner­wo­wa­ny, jed­nak Alek­san­der wes­tchnął tylko. Wstał i spoj­rzał na wi­docz­ny z okna aka­de­mik, do któ­re­go wcho­dzi­ła wła­śnie grupa stu­den­tów.

– Co zro­bić, świat się zmie­nia. Choć­by Wrze­śniak. – Wska­zał pal­cem na bu­dy­nek za oknem. – Pa­mię­tasz, że kilka lat temu gro­ził za­wa­le­niem? Mu­sie­li nawet zbu­rzyć kilka pię­ter.

– A ty, czy je­steś gotów, żeby zbu­rzy­li ci kilka pię­ter? – odpowiedział Jerzy zza stołu.

– Niech tylko spró­bu­ją.

Go­spo­darz wes­tchnął, bez słowa ze­brał puste szklan­ki i po­drep­tał do kuch­ni. Alek­san­der dalej pa­trzył przez okno.

– Do­brze, że z tym skończyłem, bo w dzi­siej­szych cza­sach zu­peł­nie bym się nie od­na­lazł. – Jerzy wrócił z dwoma szklan­ka­mi pa­ru­ją­cej her­ba­ty, by po chwi­li po­now­nie usiąść za sto­łem.

– No wła­śnie. – Uśmiech­nął się Alek­san­der, do­łą­cza­jąc do niego. – Przy­cho­dzę do cie­bie z jedną taką spra­wą.

– Mo­głem się do­my­ślić. – Jerzy siorb­nął nieco brą­zo­we­go płynu i zmru­żył jedno oko.

– Ow­szem, mo­głeś, a teraz do rze­czy. Z chę­cią bym jesz­cze po­roz­ma­wiał, ale mu­sisz zro­zu­mieć, że mam nie­wie­le czasu. Wiesz, że za­padł już wyrok i ofi­cjal­nie je­stem wy­ję­ty spod opie­ki Gil­dii.

Jego roz­mów­ca kiw­nął po­wo­li głową.

– Muszę wie­dzieć, kiedy po mnie przyj­dą. Zro­bisz to dla mnie? 

– Wiesz, dla­cze­go od­sze­dłem na eme­ry­tu­rę?

– Tak.

– I nie boisz się?

– Po pro­stu nie mam in­ne­go wyj­ścia.

– Do­brze, więc zrób­my to.

 

***

 

– Osza­la­łeś chyba, upa­dłeś na tę swoją siwą głowę.

Ledwo Alek­san­der po­wie­sił płaszcz w przed­po­ko­ju i po­wie­dział, kogo dziś od­wie­dził, już na niego na­pa­dła. Jakby nie wie­dzia­ła, ile pola ma­new­ru mu po­zo­sta­ło, jak mało miał dróg wyj­ścia.

– Może cho­ciaż za­pro­sisz mnie do środ­ka, czy bę­dzie­my tutaj tak stać?

Cof­nę­ła się i wska­za­ła na skó­rza­ną ka­na­pę. Wszedł i usiadł.

– Do­brze ci tu, nie­mal w samym cen­trum, nie­da­le­ko ra­tu­sza – ro­zej­rzał się po miesz­ka­niu z cie­ka­wo­ścią, która mo­gła­by zo­stać uzna­na za po­dziw.

– Nie zmie­niaj te­ma­tu – od­gar­nę­ła z czoła nie­sfor­ny blond ko­smyk i założyła go za ucho. – Byłeś tu zresz­tą już wcze­śniej.

To praw­da był już tutaj, bodaj raz. Ulica Mikołaja Reja, spore miesz­ka­nie w od­no­wio­nej ka­mie­ni­cy, po­dob­ne do in­nych miesz­kań tego ro­dza­ju, ja­kich wiele w Zie­lo­nej Górze. Takie miesz­ka­nia w więk­szo­ści są jak stare pro­sty­tut­ki, ob­fi­cie upu­dro­wa­ne i uma­lo­wa­ne tak, że, gdy pa­trzysz na nie z ulicy, wy­da­ją się pięk­no­ścia­mi. Gdy jed­nak się zbli­żysz, gdy za­czniesz się przy­pa­try­wać, wi­dzisz zmarszcz­ki od­pa­da­ją­cych tyn­ków na su­fi­cie, ko­li­ste sińce brudu na ścia­nach oraz łzy wil­go­ci zbie­ra­ją­cej się w ką­ci­kach okien. Miesz­ka­nie Julii tylko tym róż­ni­ło się od po­zo­sta­łych, że puder był gru­biej na­ło­żo­ny, ar­chi­tek­to­nicz­ny ma­ki­jaż moc­niej­szy.

Przy­nio­sła wody z cy­try­ną, napił się po­wo­li, de­lek­tu­jąc się chwi­lą mil­cze­nia. Cisza nie trwa­ła jed­nak długo:

– Wiesz prze­cież, jak go na­zy­wa­li, zanim zo­stał wy­rzu­co­ny z Gil­dii – nie usia­dła na ka­na­pie, kon­ty­nu­owa­ła, pa­trząc na niego z góry. – Sa­mo­zwa­niec, Jerzy Sa­mo­zwa­niec.

– Nie zo­stał wy­rzu­co­ny, tylko od­szedł na zasłużoną eme­ry­tu­rę.

– Nie roz­śmie­szaj mnie, sam wiesz jak było. – Usia­dła wresz­cie i za­czę­ła ob­ra­cać w dło­niach szklan­kę. – Amne­zja po­stę­po­wa go do­pa­dła, prze­stał wi­dzieć przy­szłość. Przez lata jed­nak nie przy­zna­wał się do tego i ba­zo­wał na wy­pra­co­wa­nej wcze­śniej re­pu­ta­cji. Sa­mo­zwań­czo prze­po­wia­dał dalej, nawet z nie­wiel­ki­mi suk­ce­sa­mi, ba­zu­jąc na re­gu­le sa­mo­spraw­dza­ją­cej się prze­po­wied­ni.

– Pro­szę, tylko nie rób z niego do­dat­ko­wo psy­cho­lo­ga. – Skrzy­wił się, by­naj­mniej nie z po­wo­du cy­try­ny.

– Dla niego to byłby kom­ple­ment. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. – Co mnie to zresz­tą ob­cho­dzi, ty i ja je­ste­śmy już dawno po roz­wo­dzie. Odwiedzaj sobie tylu świrów, ilu ci się podoba.

– Rze­czy­wi­ście, Julio – przy­tak­nął. – Nie po­win­no cię to ob­cho­dzić. 

Rozejrzał się po­now­nie po no­wo­cze­śnie urzą­dzo­nym miesz­ka­niu. Pla­stik i szkło, tro­chę drew­na, metal. Lekki za­pach wil­go­ci, ma­sko­wa­ny przez od­świe­żacz po­wie­trza, meble od pro­jek­tan­tów, tro­chę ma­go­tro­ni­ki. Wpły­wy nowej magii widać było tutaj na każ­dym kroku.

– Widzę, że nie­źle ci się po­wo­dzi – za­uwa­żył chłod­no.

– Nie na­rze­kam – od­po­wie­dzia­ła niespe­szo­na. – Rów­no­uma­gicz­nie­nie otwo­rzy­ło mi parę dróg, stłu­kło nie­je­den szkla­ny sufit. 

– Sły­sza­łem, że gość, który to wy­my­ślił, już nie żyje.

– Co to ma za zna­cze­nie?

– Tak tylko mówię. – Spoj­rzał pro­sto w jej od­mło­dzo­ną twarz. Prze­su­nię­te kości po­licz­ko­we, zmniej­szo­ny nos, po­więk­szo­ne oczy i oczywiście usu­nię­te kurzajki. 

– Wiedź­ma. Kie­dyś nią byłaś, kim je­steś teraz, zbra­taw­szy się z nową magią? 

– W nowej magii każdy może być, kim chce.

– Albo się jest sobą, albo nikim. Nie ma trze­ciej moż­li­wo­ści.

– Przy­sze­dłeś się kłó­cić?

– Nie – od­po­wie­dział cicho. – Nie, Julio, przy­sze­dłem się po­że­gnać.

Ta in­for­ma­cja do­cie­ra­ła do niej po­wo­li, ob­ra­sta­jąc wspomnieniami ich wspól­nej prze­szło­ści. Po chwi­li Julia roz­pła­ka­ła się. Drżą­cą ręką się­gnę­ła po pa­pie­ro­sa, któ­re­go pomógł jej zapalić jej własną, ma­go­tro­nicz­ną za­pal­nicz­ką.

 

***

 

Zmierz­cha­ło, gdy wra­cał do swo­je­go domu przy dwor­cu PKP. Kiedy tylko przekroczył próg, zauważył, że Anna nadal tam jest. Ni­g­dzie nie ode­szła, choć prze­cież mówił jej wy­raź­nie, że tak bę­dzie bez­piecz­niej. W końcu tak na­praw­dę to jej szu­ka­ją, ją chcą skrzyw­dzić, a Alek­san­der tylko stoi im na prze­szko­dzie.

Wes­tchnął i usiadł przy stole. Za­pa­lił lamp­kę i wy­cią­gnął z kie­sze­ni ma­gij­ną za­pal­nicz­kę, którą ukradł swo­jej żonie. Byłej żonie - po­pra­wił się w my­ślach.

– Zro­bić ci coś do je­dze­nia? – za­py­ta­ła.

– Tak, po­pro­szę.

Był na nią zły i wie­dzia­ła o tym, dla­te­go wię­cej się nie ode­zwa­ła. Alek­san­der również milczał, ob­ser­wo­wał tylko kątem oka, jak na­czy­nia i sztuć­ce fru­wa­ją po kuch­ni niczym samoloty kołujące przed lądowaniem na ruchliwym lotnisku.

Jak czło­wiek może się stać nie­wi­dzial­ny? Anna pró­bo­wa­ła mu to wy­tłu­ma­czyć, ale nie zdo­łał tego pojąć. Mó­wi­ła o tym, że ta nie­wi­dzial­ność za­czy­na się we­wnątrz, a potem wy­star­czy ją tylko wy­pu­ścić z sie­bie. Alek­san­der czuł, że ma to zwią­zek z jakąś tra­ge­dią, która spo­tka­ła Annę, pró­bo­wał z nią o tym roz­ma­wiać, ale nie chcia­ła się otwo­rzyć. 

Po­ło­żył za­pal­nicz­kę na stole, wszedł do kuch­ni i de­li­kat­nie objął dziewczynę. Pod wpły­wem bli­sko­ści za­czę­ła się po­wo­li ma­te­ria­li­zo­wać, wy­tar­ła dło­nie w pa­pie­ro­wy ręcz­nik, od­wró­ci­ła się i po­ca­ło­wa­ła go w po­li­czek. Może gdyby był młod­szy, gdyby nie miał tylu wro­gów w Gil­dii. Gdyby świat tak szyb­ko się nie zmie­niał. Może wtedy…

Mrzon­ki.

Wyplątał się z ramion Anny i wró­cił do sa­lo­nu. Usiadł na krze­śle, sku­piając się na za­pal­nicz­ce. 

Ma­go­tro­ni­ka, elek­tro­ni­ka po­łą­czo­na z cza­ra­mi. Modne słowo wy­my­ślo­ne na po­trze­by właścicieli mod­nych przed­mio­tów. Po­ło­żył ga­dżet na bla­cie stołu i usta­wił wokół niego, kilka niewielkich luster. Zmarsz­czył czoło, do­ko­nu­jąc drob­nych po­pra­wek ukła­du. Na­stęp­nie wstał i z cięż­kiej dę­bo­wej skrzy­ni wy­cią­gnął grubą świe­cę, którą umie­ścił obok za­pal­nicz­ki, we­wnątrz okrę­gu z lu­ster. Spoj­rzał z góry i raz jesz­cze po­prze­sta­wiał o kilka milimetrów lustra. Za­mru­czał coś pod nosem, pod­niósł za­pal­nicz­kę i za­pa­lił nią świe­cę. Płomień przybrał dziwny kształt przypominający klucz. Skra­dzio­ny gadżet Aleksander położył tuż obok świecy tak, że roztopiony wosk wnikał do środka, oblepiając metal i plastik.

– Chodź, zjemy – do­biegł do niego głos z kuch­ni.

– Już idę. – Odwrócił wzrok od instalacji w salonie.

Zajął jedno z dwóch krze­seł przy ku­chen­nym sto­li­ku.

– Co ro­bisz teraz? – wy­py­ty­wa­ła, na­kła­da­jąc ko­la­cję.

– Nowa magia wy­pra­co­wa­ła coś, co an­giel­scy cza­ro­dzie­je na­zy­wa­ją “magic of things”. Każda rzecz ma być cza­ro­dziej­ska, wszyst­kie ko­mu­ni­ku­ją się ze sobą, a za­klę­cia prze­ska­ku­ją nie­ja­ko z jed­nej rze­czy na drugą. Pró­bu­ję to wy­ko­rzy­stać.

– Jak?

– Lu­stra. Od za­wsze są pod­sta­wą magii, to coś wię­cej niż proste za­ła­my­wa­nie świa­tła i two­rze­nie ilu­zji.

– Od­bi­łeś ten przed­miot w ma­gicz­nych lu­strach, tylko po co?

– Stwo­rzy­łem coś, co da mi szan­sę. Za po­mo­cą magotronicznej zapalniczki spróbuję pod­łą­czyć się do ich cza­rów. 

Spoj­rzał na swój ta­lerz: kur­czak, cu­ki­nia, jasny sos i coś zmie­lo­ne na złotą papkę.

– To pesto z orze­chów – do­strze­gła jego pełne wąt­pli­wo­ści spoj­rze­nie.

– Pesto z orze­chów, oczy­wi­ście – przy­tak­nął lekko.

Jedli w mil­cze­niu, a po skoń­czo­nym po­sił­ku ta­le­rze po­fru­nę­ły do zlewu. Pu­ści­ła wodę i za­czę­ła zmy­wać.

– Sły­sza­łam o magii ognia, magii wody, ziemi i po­wie­trza. O czar­nej magii, bia­łej magii, magii pier­wot­nej i magii śmier­ci. Ale od­bi­cia? Jaka to szko­ła magii?

– Jeśli wyjdę z tego cało, nie omiesz­kam po­dzie­lić się z tobą tą wie­dzą – po­wie­dział chłodno i niemal natychmiast pożałował swoich słów.

Był jesz­cze na nią zły za zlek­ce­wa­że­nie jego po­le­ce­nia, żeby opu­ścić mieszkanie. Choć rów­no­cze­śnie jej to­wa­rzy­stwo cie­szy­ło go, mu­siał to sam przed sobą przy­znać. Był więc także zły na siebie.

– To wszyst­ko prze­ze mnie, praw­da? – za­py­ta­ła ze smut­kiem.

– Zmia­ny – wes­tchnął. – Zmia­ny są nie­unik­nio­ne. Kogo bę­dziesz winić za wy­gi­nię­cie di­no­zau­rów?

– Ponoć ude­rzył wtedy me­te­oryt. Czy ja je­stem me­te­ory­tem dla magii? 

– Dla sta­rej magii – po­pra­wił ją. – Tak ją teraz na­zy­wa­ją. I nie, nie je­steś me­te­ory­tem dla nas, masz tylko coś, czego oni pra­gną.

– Nie­wi­dzial­ność?

– Nie­wi­dzial­ność – po­twier­dził.

– Co bę­dzie, jeśli jej użyją?

Prze­cze­sał dło­nią swoje dłu­gie włosy.

– Ka­ta­stro­fa – stwier­dził krót­ko. Po chwi­li ciszy dodał: – Oni są brutalni i bezwzględni, kilku magów, którzy sprzeciwili im się w Gildii, spotkała straszna śmierć. A mają apetyt na więcej, chcą rządzić całym światem. – Przeczesał siwe włosy szczupłymi palcami – Mu­sisz zro­zu­mieć, że to nie są już czasy mi­strzów i ter­mi­na­to­rów. Nowa magia jest do­stęp­na dla wszyst­kich i od razu, a pseu­docza­ro­dzie­je, adep­ci nowej magii, są ze sobą po­łą­cze­ni na tej samej za­sa­dzie, co ich ma­gicz­ne przed­mio­ty. “Magic of things” moja droga, "magic of things".

– To zna­czy, że jeden cze­goś się na­uczy, a wszy­scy będą to umie­li?

– Zaiste.

– Czy je­steś w sta­nie ich po­wstrzy­mać?

– Nie wiem, ale muszę spró­bo­wać.

Wstał i poszedł do przedpokoju, czu­jąc na sobie jej wzrok. Z za­wie­szo­ne­go na wie­sza­ku płasz­cza wy­cią­gnął port­fel, a z niego sto zło­tych. Spoj­rzał w znaj­du­ją­ce się naprzeciw niego lustro, po czym się­gnął przez taflę szkła i za­brał od­bi­ciu bank­not. Po zwier­cia­dle prze­szły nie­wiel­kie fale, jakby wkła­dał rękę do spo­koj­nych wód je­zio­ra. Gdy po­wierzch­nia lu­stra się uspo­ko­iła, jego od­bi­cie, miało już dwa banknoty w dłoni. Za­brał pie­nią­dze po­now­nie się­ga­jąc ­przez lu­stro i jesz­cze raz, i jesz­cze… Po chwi­li miał już w gar­ści spory plik pie­nię­dzy.

– Weź­miesz je i uciek­niesz stąd. Nie wiem, może na wschód, tam nowa magia wy­da­je się słab­sza. Sta­raj się pła­cić nimi po­je­dyn­czo i w żad­nym wy­pad­ku nie wpła­caj ich do banku, mają ten sam numer serii.

– A ty? – za­py­ta­ła.

– Ja będę tutaj – wzru­szył ra­mio­na­mi. – To jest moje mia­sto.

Wró­cił do stołu w dużym po­ko­ju i spokojnie obserwował, jak świe­ca się dalej pali. Sły­szał dziew­czy­nę za ścia­ną, pa­ko­wa­ła swoje rze­czy. Cie­szył się ostat­ni­mi chwi­la­mi jej obec­no­ści, już bez żadnych wyrzutów sumienia.

 

***

Dwóch męż­czyzn w ob­ci­słych ciem­nych kurt­kach i czar­nych czap­kach z dasz­kiem krą­ży­ło po wą­skich uli­cach wokół dwor­ca PKP.

– Mó­wi­łeś, że wiesz, gdzie miesz­ka, że tam byłeś – po­wie­dział jeden z nich do to­wa­rzy­sza.

– Po­le­cia­łem do niego, nie sze­dłem prze­cież. Te wszyst­kie szare ulice z dołu są po­dob­ne do sie­bie jak dwie kro­ple wody – od­po­wie­dział drugi i splu­nął na as­falt. Czar­ne piór­ko, przy­cze­pio­ne do jego czap­ki, mało nie spa­dło na chod­nik.

– Pio­truś Pan. – Pierw­szy po­krę­cił głową. – Cią­gle byś tylko latał, a szef prze­cież wy­raź­nie za­bro­nił. Po tych afe­rach z magic dro­na­mi ma się tro­chę uspo­ko­ić.

– Cze­kaj, jest wia­dukt, jaka to ulica?

– Ba­to­re­go.

– To tutaj, jego dom jest za wia­duk­tem. A może przed…

– Pio­truś, do ja­snej cho­le­ry!

– Sta­szek, za czy przed, wszyst­ko prze­cież za­le­ży, z któ­rej stro­ny się leci. Je­ste­śmy już bli­sko, weź go na­mierz cza­ro­lo­ka­li­za­cją.

– Nie prze­chwy­ci sy­gna­łu?

– O co ty go po­dej­rze­wasz, to stary dziad. Pew­nie czary od­pa­la na korb­kę.

– Na korb­kę, dobre… – za­re­cho­tał Sta­szek. – Od­pa­li­łem cza­ro­lo­ka­li­za­cję, czar kręci się już, zaraz go na­mie­rzę. Za­trzy­maj­my się na chwi­lę, żeby sygnał nie uciekł.

Usie­dli na kra­węż­ni­ku, w powietrzeu uno­sił się za­pach jak po burzy.

– A sły­sza­łeś, Pio­truś, o tej afe­rze w Parku Ty­siąc­le­cia? – za­gad­nął Sta­szek.

– Nie sły­sza­łem, co się stało?

– Sta­ro­ma­gij­ni… Jeden z nich urzą­dzał w parku pokaz. Ze­brał się mały tłu­mek, a gość, jak to oni, z brodą, w tur­ba­nie. No i re­cy­to­wał gło­śno jedno z ich za­klęć: “Abbra Ka­da­bra”, a ktoś w tłu­mie usły­szał “Al­lach Akbar”. Się zje­cha­ło po­li­cji, cza­ro­dziej aresz­to­wa­ny, afera na całe mia­sto.

– Może wresz­cie zro­zu­mie­ją, że w tym mie­ście nie ma dla nich miej­sca.

– Wąt­pię. – Tym razem Sta­szek splu­nął na as­falt – Chodź, jest sy­gnał.

– Na­resz­cie, miej­my to już z głowy – po­wie­dział Pio­truś Pan.

W dużym po­ko­ju, w domu ma­gi­ka, pa­li­ła się tylko świe­ca. We­szli swo­bod­nie, ko­rzy­sta­jąc z aplikacji otwar­cia i za­pro­sze­nia do środ­ka, którą Staszek miał zainstalowaną w swoim magicphonie.

– Stara magia – wyszeptał Staszek. – Żad­nych za­bez­pie­czeń.

W przed­po­ko­ju mi­nę­li po­roz­wie­sza­ne na ścia­nach pla­ka­ty, “Alek­san­der Głaz, po­ka­zy ognia, Hala Lu­do­wa 10 marca 1980”, "Alek­san­der Głaz i jego lu­stra, Am­fi­te­atr Zie­lo­no­gór­ski 6 czerw­ca 1990”. Prze­szli obok sta­re­go dę­bo­we­go stołu w sa­lo­nie, na któ­rym pa­li­ła się świe­ca i do­tar­li w końcu do fo­te­la, w któ­rym z zamkniętymi oczami sie­dział Alek­san­der.

– Ty, chyba umarł – powiedział Piotruś. – A nie, żyje, poruszył ręką.

– Zbie­raj się, dziadu– po­wie­dział Sta­szek. – Z rozkazu Gildii pójdziesz z nami.

Magik po­wo­li otwo­rzył oczy, spoj­rzał na an­tycz­ny zegar wi­szą­cy nad sto­łem i za­du­mał się nad pre­cy­zją Je­rze­go Sa­mo­zwań­ca w prze­wi­dy­wa­niu przy­szło­ści.

– Wsta­waj, kurwa, idzie­my! – Pio­truś Pan po­my­ślał, że do­brze roz­kaz po­de­przeć prze­kleń­stwem, żeby po­ka­zać, że z nimi nie ma żar­tów.

Udało się, pod­sta­rza­ły mag pod­niósł się z tru­dem z fo­te­la i przeszedł do przed­po­ko­ju. Otwo­rzył szafę, wziął cy­lin­der i laskę ze szkla­ną gałką, ścią­gnął płaszcz z wie­sza­ka.

– Aha – po­wie­dział Alek­san­der, gdy już otwo­rzy­li drzwi na klat­kę scho­do­wą. – Czy mogę panów pro­sić o zdmuch­nię­cie świe­cy?

To nie była zwy­kła świe­ca. Sta­szek za­uwa­żył, że wosk otaczał ma­go­tro­nicz­ną za­pal­nicz­kę. Pio­truś Pan, ni­cze­go nie po­dej­rze­wa­jąc, speł­nił proś­bę ma­gi­ka i zdmuch­nął pło­mień. I wtedy się za­czę­ło.

 

***

Cisza i ciem­ność. 

– Spójrz mi pro­sto w oczy – te­atral­ny szept za­brzmiał jakby tuż obok ucha Pio­tru­sia Pana.

Piotruś od­wró­cił się ze stra­chem i zo­ba­czył szkla­ną gałkę laski, w któ­rej świe­ci­ły dwa czer­wo­ne świa­teł­ka.

– Nie ma ni­g­dzie tego ma­gi­ka, a ja nie mogę się po­łą­czyć ze spel­l­bo­okiem – krzyczał Sta­szek.

– Cicho – od­po­wie­dział mu Pio­truś Pan. – Cicho bądź!

Usły­sze­li trzask, jakby coś pę­ka­ło. Zegar spadł na pod­ło­gę, a meble w całym mieszkaniu drgały, poruszały się, jakby miały zamiar opuścić mieszkanie.

– Spa­daj­my stąd! – krzyk­nął Sta­szek.

Pio­tru­sio­wi nie trze­ba było dwa razy po­wta­rzać. Wy­pa­dli na klatkę schodową i pognali prosto w noc. Było czarno jak na ja­kiejś za­pa­dłej wsi, a nie w środ­ku mia­sta. 

– Jakby cała elek­tro­ni­ka wy­sia­dła, cała elek­trycz­ność – Sta­szkowi w głowie się to nie mogło pomieścić.

– Co ten magik… – za­czął Pio­truś Pan, kiedy prze­rwał mu donośny łoskot wa­lą­ce­go się za nimi bu­dyn­ku.

Zaraz potem ru­nę­ły ko­lej­ne bloki na ulicy Ba­to­re­go oraz po­bli­skich Dwor­co­wej i Jana z Kolna. Ciemne prostokąty zmieniały się z hu­kiem w gruzy, zna­cząc nocne niebo kłę­ba­mi szarego pyłu. Upa­dli na zie­mię, chro­niąc się przed fru­wa­ją­cy­mi odłam­ka­mi, które od­bi­ja­ły się od as­fal­tu oraz chod­ni­ka. Gdy się uspo­ko­iło, wsta­li i otrze­pa­li z kurzu swoje czar­ne kurt­ki. Gdzieś zgu­bi­li czap­ki, ale nawet nie po­my­śle­li, żeby ich szu­kać. Roz­glą­da­li się wokół, pa­trząc ze zgro­zą na ruiny.

– Magik, w dupę ko­pa­ny, czary na korb­kę, tfu!

– Coś się rusza pod gru­za­mi, patrz, Sta­szek, to on.

– Bie­rze­my go, Pio­truś.

Po­de­szli bli­żej. Po­stać, którą w pierw­szej chwi­li wzię­li za Alek­san­dra, rosła, była coraz więk­sza i więk­sza. Jed­no­cze­śnie zwały gru­zów wokół niej sta­wa­ły się mniej­sze tak, jakby je po­chła­nia­ła.

– To golem! – krzyk­nął Sta­szek.

Rzucili się po­now­nie na zie­mię, li­cząc, że ich nie za­uwa­żył.

– Ma­gic­pho­ne nie dzia­ła, spel­l­bo­ok? – do­py­ty­wał szep­tem Pio­truś.

– Padła cała ma­go­tro­ni­ka.

– Do­bi­jaj się na łączu awa­ryj­nym, przez sto dwa­na­ście.

– Pró­bu­ję!

Po­twór ogrom­ny jak dom ru­szył w ich kie­run­ku. Rzu­ci­li się do uciecz­ki w stro­nę Dwor­ca PKP.

– Do Gę­śni­ka, uto­pi­my go w Gę­śni­ku! – wołał Pio­truś Pan.

– W tym stru­mycz­ku?

– Masz, kurwa, lep­szy po­mysł!?

Bie­gli ulicą Dwor­co­wą, ze zgrozą zauważając, że z ruin pobliskich budynków powstają na­stęp­ne syl­wet­ki go­le­mów. 

– Gę­śnik jest w drugą stro­nę! – krzyknał Sta­szek.

Za­wró­ci­li w kie­run­ku ulicy Ba­to­re­go i po­bie­gli w górę, w stro­nę torów. Mu­sie­li prze­biec pod wia­duk­tem, a Stasz­ko­wi wy­da­wa­ło się, że stoi na nim magik, który opar­ty o nie­bie­ską ba­rier­kę, uchy­la swój cy­lin­der w szy­der­czym po­zdro­wie­niu. 

– Sta­szek, uwa­żaj! – huk­nął nagle Pio­truś.

Tuż przed nimi wy­rósł go­le­m. W świe­tle księ­ży­ca za­uwa­ży­li ka­wał­ki gruzu, fu­try­nę okna i róż­no­ko­lo­ro­we czę­ści drzwi domów, które skła­da­ły się na ciel­sko po­two­ra. Usko­czy­li przed sięgającym po nich łapskiem, wdra­pa­li się na nasyp i bie­gli dalej to­ra­mi.

– Nie damy rady. – Sta­szek od­dy­chał z coraz więk­szym tru­dem. – Gę­śnik jest za da­le­ko.

Nagle męż­czy­zna po­tknął się o kamień i runął jak długi na zie­mię. Pio­truś klęk­nął przy nim, golemy się zbliżały, po chwili były już tak blisko, że za­sło­ni­ły nocne niebo.

– Już po nas – smut­no pod­su­mo­wał Pio­truś Pan.

Dźwięk tłu­czo­ne­go szkła. Sta­szek leżał na po­sadz­ce w przed­po­ko­ju mieszkania ma­gi­ka, a po­chy­lo­ny nad nim Pio­truś Pan za­ci­skał mocno zęby ze stra­chu. W otwar­tych drzwiach na korytarz, tuż obok po­tłu­czo­ne­go lu­stra, stał łysy męż­czy­zna w czar­nym skó­rza­nym płasz­czu.

– To pan, sze­fie? – upew­nił się Sta­szek. 

– Ja, ma­to­ły, ja – od­po­wie­dział przy­by­ły. – Ilu­zja – wska­zał ręką na zwier­cia­dło, które roz­bił przed chwi­lą pię­ścią, owi­nię­tą w połę płasz­cza. – Po pro­stu ilu­zja.

 

***

Szef stał nadal w przed­po­ko­ju, pod­czas gdy jego pod­wład­ni sie­dzie­li na ka­na­pie. Nawet nie zdjął płasz­cza, z któ­re­go sy­pa­ły się na pod­ło­gę szkla­ny­mi łzami dro­bin­ki stłu­czo­ne­go lu­stra.

– Nie wiem, jak on to zro­bił, ale roz­pie­przył całą ma­gij­ną elek­tro­ni­kę.

– Nie tylko ma­gij­ną, sze­fie – za­uwa­żył Sta­szek. – Całe mia­sto nie ma prądu, nawet te­le­fo­ny nie dzia­ła­ją.

– Mu­siał wła­mać się do jed­nej z na­szych apli­ka­cji… No dobra, wró­ci­my do tego póź­niej. Ak­ty­wo­wa­łem do­stęp do spel­ków i skil­li bez­po­śred­nio z chmu­ry. Udo­stęp­nia­nie cza­rów dla wszyst­kich człon­ków, pełna ko­mu­ni­ka­cja bez żad­nych ścian. – Kla­snął głośno. – A teraz skup­cie się i do­brze za­sta­nów­cie. Gdzie on jest?

– Sze­fie, chwi­lecz­kę, daj nam się ogarnąć – od­po­wie­dział Sta­szek.

Zapadła nerwowa cisza.

– Gdzie jest?! – wy­krzyk­nął po chwi­li szef. – Gdzie? – wal­nął pię­ścią w drzwi do sa­lo­nu.

– Sze­fie, spo­koj­nie – włą­czył się Pio­truś Pan.

– Co, spo­koj­nie? Może wam jesz­cze tutaj her­bat­kę za­pa­rzyć, a magik sie­dzi już pew­nie w Go­rzo­wie, albo jesz­cze dalej. Jeśli się Gil­dia dowie, to je­ste­śmy udu­pie­ni. Miesiące budowania autorytetu, zastraszeń… I jesz­cze ten prąd wy­łą­czo­ny, je­ba­ny dzia­dy­ga!

– Sze­fie, w Go­rzo­wie nie ma nawet po­rząd­nej Gil­dii – za­uwa­żył Pio­truś Pan, ale szyb­ko umilkł, spio­ru­no­wa­ny spoj­rze­niem męż­czy­zny w płasz­czu. 

– Chyba wiem, gdzie go szu­kać – po­wie­dział w pew­nym mo­men­cie Sta­szek. – Kiedy by­li­śmy w ilu­zji, zo­ba­czy­łem go przez krót­ką chwi­lę.

– Pro­wadź – szef zgrzyt­nął zę­ba­mi i opu­ścił miesz­ka­nie, wy­py­cha­jąc przed sie­bie Stasz­ka przy akom­pa­nia­men­cie kruszonych pod butami dro­bi­nek szkła.

 

Na wia­duk­cie nad ulicą Ba­to­re­go strasz­nie wiało. Siwe włosy Alek­san­dra wy­my­ka­ły się spod cy­lin­dra i sterczały we wszyst­kie stro­ny.

– Jak te­atral­nie, jak fil­mo­wo. – Na to­rach pojawił się szef.

Alek­san­der wy­cią­gnął laskę w kie­run­ku zbli­ża­ją­ce­go się męż­czy­zny.

– Spójrz mi w oczy. – Ciche słowa do­cho­dzi­ły jakby wprost z laski.

Wtem szkla­na gałka roz­pa­dła się z hukiem.

– W dzie­siąt­kę – po­wie­dział Pio­truś Pan uno­sząc się nad ulicą. W ręku ści­skał ko­lej­ny ka­mień przy­go­to­wa­ny do rzutu.

– Dosyć ilu­zji na dziś – po­wie­dział sta­now­czo szef.

– To jesz­cze nie ko­niec – od­po­wie­dział Alek­san­der.

Się­gnął do kie­sze­ni po wo­re­czek wiel­ko­ści pacz­ki papierosów. Otwo­rzył go i rzu­cił za­war­tością w kie­run­ku Pio­tru­sia, uno­szą­ce­go się wciąż nad wia­duk­tem. Wiatr jed­nak po­rwał ma­gicz­ny pro­szek i uniósł w kie­run­ku po­bli­skie­go bu­dyn­ku Szpi­ta­la Woj­sko­we­go. 

– Nie rozś­mie­szaj mnie tymi cha­łup­ni­czy­mi cza­ra­mi. To mia­sto się zmie­nia, nie ma w nim już miej­sca na takie głu­po­ty – ode­zwał się szef.

– Ow­szem, mia­sto się zmie­nia – przy­tak­nął Alek­san­der.

– Mó­wi­łem ci to już na po­sie­dze­niu Gil­dii i po­wtó­rzę jesz­cze raz – ode­zwał się po­now­nie szef. – To nie jest mia­sto dla sta­rej magii. Trze­ba się roz­wi­jać, opra­co­wy­wać nowe tech­no­lo­gie, nowe czary. Apli­ka­cje, ga­dże­ty, chmu­ry, sieci – to jest przy­szłość, a nie cy­lin­dry i laski. I ma­gicz­ne prosz­ki, które byle pierd­nię­cie roz­wie­wa po całej Zie­lo­nej Górze.

– Mia­sto się zmie­nia i my zmie­nia­my się wraz z nim – po­wie­dział magik.

– Nie zmie­nia­cie się, skończ z tym pier­do­le­niem i tak nikt już w to nie wie­rzy – za­oponował szef. – A tę nie­wi­dzial­ną dziew­czy­nę też znaj­dzie­my i nie myśl sobie, że nie. Jak ona się na­zy­wa­ła?

– Anna, ona ma na imię Anna.

– Wła­śnie, Anna Wie­ru­szow­ska. Do­pad­nie­my ją po tych sta­ro­ma­gij­nych bank­no­tach, które jej dałeś.

– Nie do­pad­nie­cie.

– No, ty chyba się już o tym nie prze­ko­nasz. Sta­szek, bierz ma­gi­ka – szef wska­zał Alek­san­dra dru­gie­mu.

Alek­san­der nie zdą­żył zo­ba­czyć ciosu, roz­pę­dzo­ny Sta­szek ude­rzył go pro­sto w brzuch.

– Je­stem Flash, sze­fie, je­stem Flash! – krzy­czał Sta­szek.

Magik za­chwiał się i po­chy­lił. Wów­czas Pio­truś Pan rzu­cił w niego po­now­nie ka­mie­niem. Ude­rze­nie w tył głowy strąciło Aleksandrowu cy­lin­der, który po­to­czył się po be­to­nie. Magik ujrzał jeszcze dwa go­łę­bie, które wy­fru­nę­ły z kapelusza oraz bia­łe­go kró­li­ka, który wy­sko­czył zaraz po nich. Na­stęp­ny cios ka­mie­niem spra­wił, że Alek­san­der runął z wiaduktu głową w dół, wprost na po­ro­śnię­ty rzad­ką trawą nasyp. Ka­mie­nia­mi rzu­ca­ją – po­my­ślał magik – a z nas się śmie­ją, że je­ste­śmy sta­ro­mod­ni. Zaraz potem po­żar­ła go ciem­ność.

 

***

Alek­san­der Głaz leżał twa­rzą do ziemi, po cio­sie ka­mie­niem w głowę i upad­ku z wia­duk­tu. Ze wszyst­kich sił sta­rał się nie ze­mdleć, po­wta­rzał sobie, że nie może ze­mdleć. Sły­szał głosy w ciem­no­ści, któ­rym sta­rał się przy­słu­chi­wać. Sły­szał strzę­py roz­mo­wy, ale nie był w sta­nie się na niej sku­pić, żeby co­kol­wiek zro­zu­mieć. Wy­god­nie jak w łóżku, po­my­ślał. Nie ze­mdleć! – po raz nie wia­do­mo, który na­krzy­czał na sie­bie w my­ślach. 

Któ­ryś z męż­czyzn do niego mówił, a on uniósł nieco głowę, żeby od­po­wie­dzieć.

– Pa­pie­ro­sa – po­pro­sił – Pa­pie­ro­sa…

– Pa­trz­cie pań­stwo, ostat­nie ży­cze­nie ska­zań­ca – Pauza, w trak­cie któ­rej coś się dzie­je, męż­czyź­ni coś do sie­bie mówią, coś sobie po­da­ją. – Po­nie­waż spra­wi­łeś nam tyle kło­po­tów, okażę ci sza­cu­nek i sam przy­pa­lę.

Trzask za­pał­ki o pu­deł­ko, i ko­lej­ny, i ko­lej­ny… Z pu­deł­ka po­le­cia­ły iskry, a na noc­nym nie­bie Zie­lo­nej Góry za­pa­li­ły się bły­ska­wi­ce.

Magik pod­niósł się z ziemi w od­po­wied­nim mo­men­cie i prze­chy­lił głowę do­kład­nie w chwi­li, gdy szef trzy­mał za­pał­kę na wy­so­ko­ści twa­rzy, a pło­mień od­bi­jał mu się w zwier­cia­dłach duszy.

– Spójrz mi pro­sto w oczy – szep­nął Alek­san­der te­atral­nie.

A szef spoj­rzał.

Po awa­ryj­nych łą­czach, niezatrzymany przez zdezaktywowane ma­gi­cwal­le, Alek­san­der wdarł się do sa­me­go środ­ka sieci nowej magii. Szef miał prawa ad­mi­ni­stra­to­ra, a magik prze­jął jego pro­fil. Nie na­po­tkał żad­ne­go oporu, de­mo­ny mo­ni­to­ru­ją­ce pro­ce­sy rów­nież zostały wy­łą­czo­ne, wszyst­ko na ręcz­nym ste­ro­wa­niu, bez­bron­ne jak nowo na­ro­dzo­ne kocię. 

Magik palił i nisz­czył bez li­to­ści i opa­mię­ta­nia. Do­padł chmu­rę z cza­ra­mi, którą po­rwał na strzę­py, aż hu­cza­ły bły­ska­wi­ce da­nych. Wszyst­kie ser­we­ry sto­pił i zalał na do­kład­kę an­ty­ma­gią, jak za­le­wa się to­a­le­tę do­me­sto­sem. Rrwał sieci ko­mu­ni­ka­cyj­ne i mię­dzy­za­klę­cio­we, nie po­zo­sta­wił żad­ne­go czaru, żad­nej no­wo­ma­gij­nej apli­ka­cji, żad­nej zdol­no­ści. Znisz­czył wszyst­ko. Pio­truś Pan już nie po­le­ci, Sta­szek nie bę­dzie szyb­ki ni­czym Flash, była żona Alek­san­dra nie bę­dzie już miała jędr­ne­go biu­stu. Nie zo­stał ślad po magic of things, a cała me­ga­tro­ni­ka z da­ny­mi w chmu­rze to od teraz zwykły szmelc. Wy­pa­lił to jak za­ra­zę, wy­rwał, zmie­lił, za­ni­hi­lo­wał.

Gdy otwo­rzył oczy, zo­ba­czył, że trzech do­ro­słych, ubra­nych na czar­no męż­czyzn szlo­cha jak dzie­ci, któ­rym ktoś znisz­czył uko­cha­ną za­baw­kę. Zdo­był się na słaby uśmiech trium­fu, zanim ze­mdlał.

 

Epi­log

 

Lu­bi­ła być nie­wi­dzial­na, czuła się wtedy bez­piecz­nie. My­śla­ła bar­dzo pro­sto: nikt jej prze­cież nie może skrzyw­dzić, jeśli jej nie zo­ba­czy. Anna szła ko­ry­ta­rzem dwor­ca PKP, z lek­kim uśmie­chem pa­trząc raz po raz na po­dróż­nych, któ­rzy za­kło­po­ta­ni roz­glą­da­li się wokół, kiedy de­li­kat­nie ich po­trą­ca­ła. Ni­ko­go nie wi­dzie­li.

Wy­jeż­dża­ła z Zie­lo­nej Góry, po­ciąg wta­czał się wła­śnie na pierw­szy peron, jak in­for­mo­wał bez­barw­ny głos z gło­śni­ka. Je­cha­ła na wschód, tak, jak ra­dził Alek­san­der, tam gdzie stara magia była wciąż silna. 

Wokół krę­ci­ło się sporo ludzi, jak to zwy­kle bywa na dwor­cu. Wy­szła na peron, a na­stęp­nie wsia­dła do środ­ko­we­go wa­go­nu pod­sta­wio­ne­go po­cią­gu. Prze­ci­snę­ła się wą­skim ko­ry­ta­rzy­kiem i usia­dła przy oknie, we­wnątrz sze­ścio­oso­bo­we­go prze­dzia­łu. W po­cią­gu mu­sia­ła znów stać się wi­dzial­na, nie chcia­ła przecież, żeby ktoś na niej usiadł, w za­tło­czo­nym wagonie.

Wspominała Aleksandra, nie wie­dzia­ła co o nim my­śleć. Niepokoił ją i jed­no­cze­śnie ją po­cią­gał. Wy­cią­gnę­ła plik bank­no­tów, które jej po­da­ro­wał i po­gła­dzi­ła szorst­ki pa­pier dło­nią. Może na mnie też rzu­cił jakiś czar – po­my­śla­ła. – Może to, co czuję, to tylko ilu­zja.

Pa­trzy­ła dalej przez okno i snuła ma­rze­nia. Wy­obra­ża­ła sobie na przy­kład, że magik sta­nie w drzwiach prze­dzia­łu i powie jej: Nie od­jeż­dżaj, je­steś mi po­trzeb­na.

W tym mo­men­cie usły­sza­ła kłót­nię na ko­ry­ta­rzu i ostat­nie zda­nie wy­po­wie­dzia­ne ob­ra­żo­nym tonem:

– Sze­fie, nie po to ster­cza­łem na dwor­cu cały dzień, żeby teraz ją zgu­bić, jest w tym prze­dzia­le, na pewno.

Po­my­śla­ła, że po­win­na stać się nie­wi­dzial­na, kiedy do prze­dzia­łu we­szło trzech męż­czyzn.

– Wy­sią­dziesz i pój­dziesz z nami – po­wie­dział sta­now­czo ten w środ­ku, łysy, ubra­ny w czar­ny, skó­rza­ny płaszcz. – Je­steś mi po­trzeb­na.

Jego dwaj to­wa­rzy­sze do­sko­czy­li do Anny i mocno zła­pa­li ją pod ra­mio­na.

– Szyb­ko, wy­cho­dzi­my – roz­ka­zał szef, a Pio­truś Pan i Sta­szek po­słusz­nie wy­pro­wa­dzi­li dziew­czy­nę z po­cią­gu. – Może stara magia na chwi­lę zwy­cię­ży­ła, ale zo­ba­czy­my, co po­wie­dzą te stare pryki, gdy opa­nu­je­my nie­wi­dzial­ność.

Koniec

Komentarze

Realizm magiczny osadzony w Polsce, z dynamiczną akcją, ciekawym pomysłem i licznymi analogiami do dzisiejszych rozwiązań technicznych. Szkoda, że autorzy częściej nie decydują się na pisanie tego typu tekstów, bo czytało się naprawdę dobrze. Twoje opko można czytać jako typowo rozrywkowy tekst, ale jednocześnie umieściłeś w nim garść przemyśleń i nawiązań do współczesnych „problemów”.

Na plus te wszystkie internet of magic, spellbook, magicwall itd. Kilka razy się uśmiechnąłem, wprowadzasz to wszystko do świata tak jakby były jego naturalnymi elementami. Ogólnie humor w tekście stoi na niezłym poziomie – nienachalny, czasem subtelny. Kiedy przeczytałem fragment o Gorzowie, prawie parsknąłem. Wiadomo, bohaterowie są z Zielonej Góry, więc niechęć do Gorzowa musi być ;)

Ładnie też przedstawiasz postęp. Analogia między rozwojem elektroniki i rozwojem „magotroniki” jest zdecydowanie widoczna, a pokazane w tekście zagubienie w szybko rozwijającym się świecie oddaje uczucia niejednej osoby „w średnim wieku”, której przyszło żyć w naszych czasach.

Jeśli chodzi o wykonanie, jest nieźle. Czasami brakuje przecinków, kilka zdań wydało mi się dziwnych, ale ogólnie czyta się szybko i płynnie, a całość napisana jest po prostu dobrze. Co osobiście nie przypadło mi do gustu, to takie trochę „szkolne” wypowiedzi bohaterów pojawiające kilka razy w trakcie akcji. Na przykład:

– To golem! – krzyknął Staszek.

– Staszek, uważaj! – huknął nagle Piotruś.

– Już po nas – smutno podsumował Piotruś Pan.

 

Aha, prawie zapomniałem wspomnieć. Spodobał mi się tytuł – niebanalny i przykuwający uwagę.

@Perruxie, dziękuję za wizytę, poświęcony czas i komentarz. Miło mi, że dostrzegłeś te elementy, które starałem się w tę historię wpleść i oceniasz tekst pozytywnie. Dodam, że bety pomogły wygładzić tę historię, więc duża również ich zasługa (jeszcze raz dzięki, chłopaki!).

Pomyślę nad Twoimi uwagami, co do stylu, być może jeszcze ktoś zwróci na to uwagę. Staszek i Piotruś to takie głąby, więc starałem się dostosować ich poziom wypowiedzi do założonego poziomu intelektualnego ;)

Tytuł – cieszę się, że Ci się podoba :)

Che mi sento di morir

Cześć:-)

ślady łez wilgoci zbierającej się w kącikach okien.  coś mi tu nie pasuje

 

– Dla niego to byłby komplement. – Wzruszyła ramionami. – Co mnie to zresztą obchodzi, jesteśmy już dawno po rozwodzie.

Ja w tym zdaniu zrozumiałam, że jest po rozwodzie z Jerzym, a chyba chodzi o Aleksandra tak?

 

Bardzo mi się podoba, że wprowadziłeś magię do polskiego miasta, fajnie się to czyta:-) Świetny tytuł, a po lekturze już wiem, że jest też i nowa magia:-) Na plus konstrukcja opowiadania. Na wstępie zaciekawiasz czytelnika (prawie) końcową sceną, a następnie wyjaśniasz, jak do niej doszło.

Opowiadanie napisane z odpowiednią dawką humoru. Ciekawe porównanie mieszkania w kamienicy do starej prostytutki:-)

Jednak nie bardzo rozumiem po co wplotłeś historię o Kacprze… Żeby pokazać, że nikt nie wierzy w magię? Coś w stylu mugoli?:-) Szczerze mówiąc myślałam, że będzie mieć jakieś rozwinięcie. 

Jestem zadowolona z lektury. Polecam do biblioteki i pozdrawiam

Cześć, wrócę później z komentarzem, ale czy aby nie zapomniałeś konkursowego tagu?

@Olciatka dzięki za wizytę i komentarz. Wskazane dwa zdania poprawiłem, przychylając się do Twoich uwag.

Jeżeli chodzi o historię o Kacprze, moim zamiarem było wprowadzić czytelnika w realia świata przedstawionego, pokazać starą magię, jako coś staroświeckiego i odchodzącego w zapomnienie; w opozycji do nowych technologii. No i dodać szczyptę humoru. Podobną funkcję pełni krótka historia o magu w parku, opowiadana przez Staszka. Tak to sobie skonstruowałem i obawiam się, że wyjęcie któregoś z tych klocków położy historię.

Cieszę się, że Ci się podobało, za polecenie dziękuję i pozdrawiam ciepło :)

Che mi sento di morir

@oidrin, dzięki za odwiedziny. Miałem dodany tag z(a)miana w becie, ale go usunąłem. Patrząc na inne teksty konkursowe i na zasady z wątku, uważam, że moja zamiana słabo wpisuje się w przyjętą konwencję.

Che mi sento di morir

Światotwórstwo w tym tekście jest naprawdę interesujące, bo wrzucasz wojnę tradycyjnej magii z nową magią w bardziej swojski kontekst. Ładnie oddajesz też kontrast pomiędzy starą gwardią, a tymi, którzy są zwolennikami nowego. Rzeczywiście, tak jak mówisz, to chyba nie byłby tekst w stu procentach na z(a)mianę zgodnie z wymogami konkursu, ale z drugiej strony może dodanie taga dałoby szansę na większą grupę czytelników? W końcu teraz można więcej niż jeden tekst.

Z rzeczy, które grały mi mniej – w początkowym fragmencie jest troszkę powtórzeń, które zamiast poprawiać rytm trochę zatrzymują. Ale może to rzecz gustu.

Ze wszystkich sił starał się nie zemdleć, powtarzał sobie, że nie może zemdleć.

Ogólnie spodobało się, więc daję polecajkę i pozdrawiam.

Witaj ponownie :) Cieszę się, że świat i ścieranie się magii starej z nową w moim wydaniu Cię zainteresowało. Co do tagu, dodaję go, krzywda chyba się nikomu nie stanie, będę się najwyżej tłumaczył w komentarzach ;)

O zdaniu, które wskazałaś myślałem i postanowiłem je zmienić (pierwsze “nie zemdleć” na “ nie stracić przytomności”).

Dzięki za uwagi i polecenie :) Pozdrawiam serdecznie.

Che mi sento di morir

No i w końcu się doczekałem z tym moim starannie przgotowywanym komentarzem.

Podobało mi się.

Jest całkiem fajny realizm magiczny, jest fajne scalenie magii z technologią (to chyba najbardziej mi się podoba w tym tekście), jest trochę nostalgii, bo przynajmniej ja bardziej kibicowałem staremu.

Jest organizacja opowieści. Hak na początku, Wprowadzenie, pomysł, powrót haka w kryzysie i rozwiązanie. A na koniec jeszcze podwójny zwrot z wyjściem na sequel.

Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.

Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…

Ogólnie sprawnie napisane, ale widzę, że to dla Ciebie nie pierwszyzna.

Seenerze, dziękuję za odwiedziny, lekturę tekstu i pozostawiony komentarz.

Miło mi, że doceniłeś moje ujęcie magii i zaplanowanie fabuły – z tym takim swoistym prologiem, sceną, która wraca pod koniec tekstu.

Bez zbytniej ironii, może to nie Hollywood ale spece od polskich komedii romantycznych XXI wieku powinni przy Tobie odrobić parę lekcji.

Dziękuję <3 Chyba :)

 

Trochę mi odstają od reszty dwaj “chłopcy”, czyli Piotruś i Staszek. Trochę są za bardzo dziecinni w zachowaniu i niektórych wypowiedziach. Zgaduję, że pewnie planowo są takimi rozbrykanymi urwisami w sklepie z zabawkami, ale… odstają mi…

Pomyślę, bo to kolejny komentarz wskazujący, że ta para słabo sobie radzi w tekście. Dzięki!

 

Jeżei chodzi o pisanie – to czuję się wciąż żółtodziobem, aczkolwiek staram się pisać dla przyjemności, więc akceptuję to :)

 

PS. Twoja “Śmieciarka” jest już od jakiegoś czasu w mojej kolejce, spodziewaj się komentarzowego rewanżu :)

Che mi sento di morir

Hejo! 

Z pudełka poleciały tylko iskry, w tym samym momencie na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice. 

→ Oh, yesss… 

. Spore mieszkanie w odnowionej kamienicy przy ulicy Reja, podobne do innych mieszkań tego rodzaju, jakich wiele w Zielonej Górze. Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien.

→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D

 

– Szefie, w Gorzowie nie ma nawet porządnej Gildii

→ Tam nic nie ma. 

Nie rozmieszaj mnie tymi chałupniczymi czarami.

→ Rozśmieszaj? 

 

Kupiłeś mnie. Tekst o Zielonej Górze zawsze na propsie. Humor faktycznie niezły i z wyczuciem. Gorzów? ŻE CZO!? 

Magia w Polskim mieście – ideolo. 

Miałem ochotę na hejterkę – ale nie tym razem. Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p 

No nic, dzisiaj krótko bo padam na pysk, jednak klikiem do biblioteki się zrekompensuję. 

Kolacja udana, następnym razem postaram się być mniej miły – obiecuję! 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

ND, dzięki za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że nie dostałeś niestrawności czytając moje opoko przy kolacji ;)

 

→ Wywodzisz się z Zielonej, right? ;D

Nieeee, ale Zielona zawsze w moim sercu <3 Trochę czasu poświęciłem na research, cieszę się, że nic Ciebie, zielonogorzanina z krwi i kości, nie razi.

 

→ Tam nic nie ma. 

Filharmonię chyba mają :P Tak tylko mówię…

 

Stylowo narzekać nie będę – pamiętaj, przecinki to pierdoły ;p 

W przecinki nie umiem za bardzo, wiem :/

 

Dzięki za poświęcony czas i za polecenie. Trzymaj się, man!

 

 

Che mi sento di morir

Przecinki to pierdoły? Jakby Tarnina to przeczytała… albo Reg…

Nie no, są ważne, bez dwóch zdań. I niestety mają często tendencję do pojawiania się i znikania, niczym skarpetki w praniu :/ Patrzę potem na swój tekst i się łapię za głowę.

Che mi sento di morir

Fajny pomysł na nową magię. Walka dwóch rodzajów też niezgorsza, ale to już bardziej wyeksploatowane – jeśli ludzie czymś się różnią, to wiadomo, że wcześniej czy później zaczną o się o to tłuc. Choćby o to, od którego końca należy zaczynać jajko na miękko…

Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.

Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.

Babska logika rządzi!

Dzięki za wizytę i uwagi.

 

Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.

– hmm, no cóż trochę słaba ta zamiana, wiem :/ Film był, ale fabularnie równie daleko odszedłem, co w przypadku Piotrusia, a może nawet dalej. 

 

Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić. Za głupia, żeby uciec, mężczyzna musi się nią bez przerwy opiekować… Noooo, jestem przekonana, że to tak nie działa.

– nie wiem, czy aż obrzydliwie, ale pewnie pachnie stereotypem ;) Czy Anna jest głupia? W zamyśle miała taka nie być, raczej zagubiona i niepewna swoich uczuć; skrzywdzona.

Zresztą patrząc z tej perspektywy, była żona magika też jest dość stereotypowa. Spróbuję popracować nad bardziej konkretnymi kreacjami kobiecymi, to ważna uwaga dla mnie, dzięki! Tym bardziej, że źdźbło w oczach innych to widzę… ;)

 

PS. A jajko na miękko, to wiadomo, że trzeba przekroić na pół i zaczynać jeść od żółtka :P

 

 

Che mi sento di morir

Nooo, z takimi poglądami na jajka to Lilipuci Cię zjedzą bez soli. ;-)

Babska logika rządzi!

Tekstu nie za dużo,

A i tak się dzieje!

 

Uwaga, bo w tym mieście,

Tłuką czarodzieje!

 

Magii tam, aż kipi,

Starą gryzie nowa,

 

“Trochę mi jej szkoda!” 

– płacze Koimeoda.

 

Akcja wartka, wciąga,

Płynie mi jak woda!

 

Bawię się czytając, 

Równocześnie dumam.

 

Co to za baśń jest? 

Czego tu nie kumam?

 

Kto ma płeć zmienioną,

Kto jest pan, kto pani?

 

Próbuję się dogrzebać,

W pamięci otchłani. 

 

I szukam, i myślę -

Czy to jest Dzwoneczek?

 

Skoro mam Piotrusia…

Lecz, nie – to Wendy przecież!

 

Mój umysł szybko,

Uciekł w inną stronę.

 

To Oz być musi!

Bo miasto Zielone!

 

Nie, to też nie to, nadal coś zawadza,

I tu pan, i tam samiec – znowu płeć się zgadza!

 

Laska magiczna, siwe włosy, czary…

Wiem! Prospera widzę i jego kabały!

 

O książę Neapolu, za twe zdolności nieludzkie,

Wiem, że cię wygnano, ale… aż w lubuskie?!

 

Przyglądam się temu,

Myślę – jest i zmiana!

Jeśli za Ariela, 

Jest Anna przebrana!

 

Choć nie o to chodziło,

Jam ukontentowana. 

Bawiłam się przednio,

Do kawy, od rana!

 

Kończę, nim przyjdzie burza i nas wszystkich zmiecie,

Nie tylko w zielonogórskim powiecie. 

 

***

 

Zastanawiam się co dodać? :D

Bo tego, że mi się podobało chyba nie muszę powtarzać, nie?

 

Fajne! Dobrze skonstruowane opowiadanie, jest tempo, jest rytm. Klamra mi mega siadła, lubię takie sceny w otwarciu, do których się później wraca (*ekhm, nie żeby moje opko na zamianę, które właśnie klecę tak się otwierało, ekhm, teraz będzie ekhm, że zrzynałam*). 

 

Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D

 

Gdzieś tam uciekły wspomniane przecinki i słynne kropki przy zapisach dialogów – osławione przykłady dźwięków gębowych i niegębowych, przeczytasz jeszcze raz, poprawisz sobie :) 

 

W kilku miejscach mogę się zgodzić z Perruxem, że dialogi tak zalatywały lekko szkolnie, choć ja bym bardziej powiedziała, że są “milordowskie”. Ten przykład:

– Aleksandrze, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – dopytywał gospodarz. 

– Oczywiście, Jerzy, mówiłeś coś o Kacprze.

→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są! 

 

Ok, może Anna jest lekko stereotypowa, ale wg mnie nie ma w tym nic przesadnego, szczególnie, że mamy taki fragment jak: Aleksander czuł, że ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę, próbował z nią o tym rozmawiać, ale nie chciała się otworzyć. 

Mnie takie coś sugeruje, że Anna jest naprawdę bardzo biedna, przeszła jakieś piekło, tak mocne, że aż zniknęła (!). Ja tam od takiej bohaterki nie oczekuję wielkiej odwagi i heroicznych czynów. 

 

Dobra – zamiany płci, jak widzisz po moim chałupnicznym wierszoklectwie, doszukiwałam się ostro, ale nie znalazłam :D

Może dlatego, że a) nie widziałam filmu (chociaż tytuł skojarzyłam i tytuł jest fajny!) b) nie brałam pod uwagę filmu, bo myślałam, że to stare teksty mają być c) zmylił mnie Piotruś Pan. 

Ale to nic, serio nie przeszkadzało to w czytaniu, wręcz kazało się bardziej skupić i wysilić. A mój zszekspirowany mózg uczepił się tej “Burzy” i już tak zostało ^^ 

 

Na koniec zdania, co mi się spodobały: 

 

Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. → <3 W ogóle ten opis mieszkania Julii był super.

 

(…) przy akompaniamencie zgrzytu drobinek szkła pod butami. → słyszę to. 

 

Dziękuję! 

 

Wydrukuję , powieszę na ścianie

Twój komentarz. Potem westchnę: Panie,

Choć ślepym mnie uczyniłeś na słowa urodę,

Postawiłeś na drodze mojej Koimeodę.

 

Gdyby ktoś chciał mnie zniszczyć słowem jak taranem,

Gdybyś ktoś chciał mnie wyśmiać, nazwał Kalibanem,

Zerknę na Twój komentarz i przypomnę sobie,

Że może jest okruch sensu w tym wszystkim, co robię.

 

Zejdę do piwnicy, w zamku klucz przekręcę,

Zapomnę o codziennej życiowej udręce.

Otworzę szufladę i wyjmę z niej światy,

Co rosną w niej jak łzami podlewane kwiaty.

 

I może coś kiedyś jeszcze tu opublikuję,

Koimeodo, to ja Tobie szczerze dziękuję.

Che mi sento di morir

Cześć!

Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co oznacza komentarz CM-a w tym konkursie, ale jeśli nie, to…

…za chwilę sobie zdasz. ;-)

 

Wcale nie dawno temu (bo akurat dzisiaj) przybył nad tekst Z(A)MIAN-owy CM. Był to mag złośliwy, co Gildią Malkontentów władał, a przyleciał na starej wycieraczce, bo latający dywan zeżarły mu mole.

Rozsiadł się CM nad tekstem Z(A)MIAN-owym, przyglądał mu się chwil kilka, aż wreszcie sięgnął po słynny artefakt. I pocierał tak niespiesznie lampę Alladyna, aż zobaczył napis “Made in China”. Wyfrunął wtedy z lampy Chin Alladin i powiada:

– Dobri Pan pitania mieć tri, ale migiem, bo stignąć mie sajgonki.

– A zatem powiedz mi, Chinie Alladinie – odparł CM – cóż mam autorowi tego dzieła napisać?

– Dobri Pan mówić tak: opowiadanie twe ze sobą nie zabrać mnie. Bić problem, aby mocniej wciągnąć się w historia. Nie znać powoda. Masa dialog. Tyci tyci akcja. Paskudna wulgarizma. Nic nie wnosić. Tyko zniechęcać. Zesłać ich do budowa chiński mur.

– Ależ Chinie Alladinie! Ja to jednak przeczytałem! Gdyby było tak, jak to mówisz, rzuciłbym ten tekst w cholerę. A to się jednak czytało całkiem fajnie.

– Więc mówić to do autor, nie do Chin Alladin! I dodać: tekst lekki, pomysła wcale, wcale fajna. Być dobre momenty. Postaci pasować do konwencja. Prologa zaciekawiać. Tekst mieć sporo zaleta. Inne opinie dobre. Nie wiciągać pochopna wnioska z papalanina CM-a. Cm lubić lekka teksta. Zachodzić w głowę, czego ten go do końca nie porwać. Autor się nie martwić.

– No dobrze, a dalej?

– A dalej CM dać autor chińska sentencja. A mnie święty spokoj!

I dał CM autorowi chińską sentencję. Później zaś odleciał na wycieraczce gnębić inne bezbronne teksty.

法律越多,盗贼就越多

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzień dobry. CM-ie :) Cieszę się bardzo, że raczyłeś zerknąć na mój tekst i zostawić swój komentarz ubrany w interesującą mini historię. Tak sobie myślę, że jesteś najbardziej pozytywnie po… kręconą enefową postacią. 

Jezeli chodzi o wulgaryzmy, było ich jeszcze więcej, ale po becie usunąłem część (dzięki Bety!). Chciałem tym zbudować obraz nowej magii, chamskiej i bezkompromisowej. 

Historia jest naprawdę lekka, taka miała być, co ma swoje plusy i minusy. Prolog był pomysłem na utrzymanie uwagi czytelnika i i chyba nieźle się sprawdził.

 

PS – wiem już, dlaczego się mianowałeś lotnym dużurnym, bo latasz na starej wycieraczce :P A co do sentencji, cóż zrobisz – złodziej na złodzieju, złodziejem pogania.

Che mi sento di morir

@koimeodo, jeszzcze odniosę się do kilku uwag od Ciebie:

 

Może mało oryginalny, ale zabawnie przedstawiony wątek walki starego świata z nowym – uśmiałam się z tymi tabletami, hipsterami, abakadabrami, bookspellami :D

– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)

 

→ “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są! 

– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)

 

Na koniec zdania, co mi się spodobały.

– świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.

 

No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3

 

Dzięki za to, że wpadłaś i podzieliłaś się swoimi uwagami. Twój komentarz, jak zwykle, onieśmiela :)

Che mi sento di morir

– cieszę się bardzo :) Uwielbiam być oryginalny, ale pewnie nie zawsze mi się to udaje, popracuję nad tym ;)

→ ej ej ej ale to nie jest nic złego, naprawdę nie zawsze wszystko musi być turbo-nowe, żeby było ciekawe i niosło fajną historię! :) 

 

– teraz z kolei ja się uśmiałem ;) Intencją autora było wyśmianie starego świata (starej magii), a Jerzy jest jej najbardziej konserwatywnym reprezentantem. Nie siadło, no okej ;)

→ znowu się wytłumaczę, bo faktycznie nie zawsze wyrażę się jasno (czemu przez internety nie słychać tonu głosu, uh!): moje heheszki, to pozytywne heheszki, nigdy kpina. Śmiałam się z tego dialogu trochę, że taki sieriozny bardzo, ale nie szydzę, a skoro mówisz, że tak miało być – no to wyszło i jest ok! 

 

 – świetnie, że na koniec podesłałaś sformułowania, które były fajne. Muszę też częściej to robić w komentowaniu tekstów innych.

→ a tak, lubię to robić. Nawet w tekstach, w których fabuła mnie nie porywa, wyłapuję zdania, które po prostu mi się podobają jako zlepki słów, albo mają fajną metaforę, brzmienie, cokolwiek. Lubię ładne słowa.

No i na koniec – fajnie, że nawiązałaś do rymowanej przedmowy <3

→ de nada, dobrze się bawiłam :D i dziękuję za Twoją odpowiedź, piękna jest! Wyjmuj te światy z piwnicznych szuflad, nie tam ich miejsce!

Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty. 

Podobało mi się połączenie magii i technologii, podobał mi się sposób, w jaki pokazałeś używanie magii, nawet jeśli część rzeczy była trudna do wyobrażenia, jak miałaby dokładnie wyglądać. 

I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.

Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat. Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję. 

Pomysł godzien jeszcze dłuższego tekstu, może nawet całej serii. 

 

Przychodzi mi dać klika. :) 

 

P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Dojechałam. Przepraszam za spóźnienie, ale najpierw pomyliłam trasy autobusów, potem padła sieć i zanim przeczytałam papierowe rozkłady jazdy to ze trzy tramwaje mi odjechały, a gdy już wiedziałam czym dojechać, zaczęła się przerwa nocna i odwiedziny musiałam przełożyć na następny dzień, bo kto to widział składać wizytki w środku nocy. :-)

 

Podobało mi się, choć nie jest idealnie. Co perfektne i mnie ujęło: miasto, które opisujesz. Jest żywe i prawdziwe. Zręcznie wprawiasz w ruch bohaterów, ganiają po ulicach, wiaduktach, fajnie ich prowadzisz, pokazując z najbliższej okolicy konieczne znaki rozpoznawcze.

Po drugie, misię – rozwijanie dwóch wątków, świat jeden lecz różne nań zapatrywania. Uważam, że odpuszczenie wątku z młodzieżą naruszyłoby konstrukcję tekstu, czyli być musi. Postaci fajnie zarysowane, wystarczająco charakterystyczne, choć w drobiazgach czepiałabym się, ale o tym za chwilę. 

Historia i wymyślony świat włącznie z gadżetami również ciekawy, choć to fantasy (może urban?), dla której poprzeczkę – mimowolnie – wyżej zawieszam.

Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-) Aż by się chciało poczytać dalej: co z dziewczyną, co ze starą magią itd itp.

 

Teraz kilka słów o moich zatrzymaniach.

Trochę bym powalczyła z atrybucjami dialogowymi, niekiedy są mało naturalne przez, jak sądzę, nieodpartą pokusę wykończenia obrąbkiem i podwójną zakładką. Podobnie z zamiennikami na bohaterów. Czasami wiadomo „kto to mówi” i nie ma potrzeby przypominania, że gospodarz, Aleksander, gość, Jerzy.  Czasami, również, chciałam skreślić tu i ówdzie jakieś słówko z dialogu, aby stał się szybszy i bardziej płynny. Szczególnie dokuczało mi to w wymianach zdań pomiędzy młodymi gangstami, co z jednej strony oznacza, że „poczułam” Twoich chłopaków – byli określeni, z drugiej, że przyjrzałabym się zwrotom, słowom, które niepotrzebne. Pewnie ustaliłabym też sama ze sobą jakich przekleństw używać i jak je zapisywać. To bardzo charakterystyczne rozmówki.

Zastanawiałam się jeszcze, czy samej narracji nie dałoby radę cośkolwiek odchudzić, ale to już praca redakcyjna i czasu więcej plus gadania byłoby do tego potrzebne.

 

Kilka zauważonych po drodze drobiazgów:

,Otworzył zatem drzwi i zawołał jakiś(+,) stojące najbliżej sekretariatu(+,) dziecko. Akurat była przerwa między lekcjami. Dziecko podeszło, a on poprosił, żeby powiedziało pani z sekretariatu(+,) kim on jest. A wiesz przecież(+,) jak wygląda Kacper.

Literówka – jakieś.

,Co zrobić, świat się zmienia – łagodził gość. – Choćby Wrześniak. – Wskazał palcem na budynek za oknem. – Pamiętasz, że kilka lat temu groził zawaleniem? Musieli nawet zburzyć kilka pięter.

– A ty, czy jesteś gotów, żeby zburzyli ci kilka pięter? – ripostował Jerzy zza stołu.

Pierwsze, chyba niepotrzebne, drugie może też. Z drugim – chyba – zaripostował, bo uczynił to raz i choć rozumiem, że mają różnicę zdań w tej sprawie od dawna, to w tym momencie odnosisz się do pojedynczej wypowiedzi.

,Uśmiechnął się Aleksander(+,) dołączając do niego, odgarnęła z czoła niesforny blond kosmyk i wsadziła go za ucho.

Może – założyła?

,Wiesz przecież(+, ?) jak go nazywali, zanim został wyrzucony z Gildii

,ma to związek z wielką tragedią, która spotkała Annę,

Może by nie podkręcać, czyli bez – wielką?

,– Dokładnie.

Może po prostu – Tak?

 

,Piotruś, do jasnej cholery!

Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny. 

srd:-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Geki dziękuję za wizytę i komentarz :)

 

Świetny tekst, wciągnął mnie bez reszty. 

– ooo, jak mi miło, dzięki ;)

 

I fabuła, i sposób w jaki ją poprowadziłeś, wzbudzała zainteresowanie od pierwszych zdań.

– taki był plan, ekstra, że się udało.

 

 

Jeśli miałbym przy czymś po marudzić, to przy niewidzialnosci – troche banalna rzecz, jak na tak niebanalny świat.

– zamysł był taki, że to miało być trochę z innej bajki, takie bardziej społeczno-psychologiczne. To jest też trochę osobiste dla mnie, zależało mi, żeby tę niewidzialność umieścić w historii.

 

Nie wiem też dokładnie, czy magia jest w nim wszechobecna, czy korzystają z niej wybrani, jak w takim Harrym Potterze i wszystko dzieje się w "normalnym" świecie. Wyobrażałem sobie tę drugą opcję. 

– tak, raczej ta druga opcja, dobra jest Twoja intuicja, choć sam tekst o tym nie stanowi.

 

 

P. S. Jakiej historii to była Zamiana? Niestety, nie zorientowałem się.

Mocnego akcentu na zamianę w sumie nie ma w historii. Trochę starałem się nawiązać do filmu, nie do końca to wyszło. Trochę Staszek i Piotruś nawiązują do Pana i Flasha. Słaba ta zamiana i zdaję sobie z tego sprawę.

Che mi sento di morir

@Asylum dziękuję za wizytę i przekazane uwagi. Wpadaj o każdej porze dnia i nocy, jesteś mile widziana :)

 

Cieszę się, że niektóre aspekty historii, Ci zagrały :) Świat, ruch , bohaterowie – choć jasne, zawsze jest przestrzeń, żeby zrobić to lepiej.

 

Gratuluję opka, a słowa NIE ZNUŻYŁY, lecz wciągnęły. :-)

Dziękuuuuuję! :) Bardzo miłe słowa, rumienię się :)

 

Dialogi i język – trudno mi to poprawić, może za jakiś czas przysiądę i świeżym spojrzeniem zerknę. Może być też tak, że lepiej nie będzie, bo nie umiem lepiej :/ Za Twoje cenne uwagi narracyjno-językowe dziękuję.

 

Jestem także Ci wdzięczny za uwagi do konkretnych sformułowań z tekstu, większość uwzględniłem.

 

Może po prostu – Tak?

“Tak”, nie brzmi mi w tym miejscu, “dokładnie” bardziej mi pasuje, więc zostawiam.

 

 

Piotruś – a może tutaj już: Piotrek, Pietrek, skoro skojarzenie-odniesienie zostało wprowadzone i postać mamy w wyobraźni. Kiedy używa Piotruś, widzę małego chłopczyka – wiekiem, a nie młodocianego „gangsta”. W ogóle, chyba dałabym im (chłopakom) jakieś ksywy, aby nie posługiwali się „Piotruś i Staszek”, np. Pietro i Stos. Sam pomysł „Piotrusiów Panów” – fajny. 

– samo “Piotruś” w moim zamyśle już miało być taką ksywą. Ciekawy pomysł z tym ksywami, można by pewnie to połączyć z poprawkami w sposobie, w jaki się wypowiadają. Pomyślę.

 

 

Che mi sento di morir

Ależ tu wysoki poziom komentarzy, aż się wstydzę prostoty i łopatologiczności mojego. XD Tak bywa, że ciekawy tekst inspiruje eee… inne formy kreatywności? Koimeoda chyba coś nam niedługo zarapuje, a CM poszedł w klimaty orientalne. Ech, czas popracować nad orginalnym stylem komentarzy na kolejny konkurs….

 

法律越多,盗贼就越多

Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD

Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele. 

Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.

Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D 

Nooo, Koimeodo, już się rozkręcasz z rapsami, jak widzę :D A może to są… rapsodie?

 

Che mi sento di morir

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

@Anet– cieszę się, że znalazłaś chwilę, żeby tutaj wpaść. Dzięki za komentarz, bardzo się cieszę, że Ci się podobało :)

 

Che mi sento di morir

Freddie <3

Che mi sento di morir

Nie mówcie mi, że Freddie rapował… Nie znam się na muzyce, ale moja naiwność ma swoje granice.

Babska logika rządzi!

Hahaha no nie, nie, nie, tego naprawdę nikt nie mówi :D 

Freddi, Finklo, nie rapował, ale przekaz był. Rap to dla mnie przekaz i beat, ale może zniekształcam/upraszczam, wtedy – naprostujcie mnie. :-) Z kolei hip-hop to kultura, w której mieści się rap.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Daj spokój, oidrin, idziemy w prostotę i kopanie rowów, przed czym nas przestrzegali rodziciele. 

Bohu, dziękować za googla, bo bym nie odszyfrowała.

Tak, przyjaciele, znajomi, i niech będzie ich jak najwięcej, są warci krocie. xd

Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.

 

Oidrin co Ty się w ogóle przejmujesz, zaraz nas wszystkich po chińsku zamurujesz ;D 

Koimeodo teraz aż idę zgadywać, który z tych dwóch rapsów może być twój.XD

Początek frazy do lekkiego liftingu, ale Konfucjusz powiedziałby, zdecydowanie że taka jest jedyna rada. XD

Cholera, człowiek bierze najprostszą możliwą sentencję, a translator i tak coś przy przerabianiu słów na krzaczki pochrzani. No nic, musi zostać, jak jest. Wina translatora, niech on poprawia. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Prostota i kopanie rowów to jest to, czemu, ach czemu słuchamy czasem rodziców? XD Głowa pełna takich dziwactw potem i męczą.

Rodziców nie słuchamy, no chyba że przez filtry, dobrze jeśli są swoje, tak sobie jeśli “za” lub “przeciw”.

a jak anarchistka :DDD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

"Mag pełną gębą. 

– No właśnie. A to dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster"

Cudo XD

 

"kurzajki usunięte z cery ."

"wosk kapie łącząc oba przedmioty ."

Nadmiarowa spacja.

 

"Czarne piórko, przeczepione do jego czapki"

przyczepione

 

"Wypadli na klatkę schodową, a dalej w noc, trzaskając ciężkimi drzwiami wejściowymi."

Do przeredagowania. Rozumiem zamysł, bo czytając na głos to brzmi bardzo dobrze. W wersji pisanej – nie.

 

Opowiadanie spodobało się. Styl płynny, wszelkie predyspozycje do tego, żeby z czasem uczynić go jeszcze bardziej wartkim. Już jest dobrze, a widać, ze może być jeszcze lepiej. Co ciekawe, sam pomysł, choć nie jest specjalnie nowy, ani świeży, to i tak pozwala na spędzenie odrobinę czasu na fajnej lekturze.

Co najwyżej z finału mam pewien niedosyt, bo można było pokazać pełną bezradność nowomagów, gdy im się wyłączyło nowinki (tak mi się trochę skojarzyli z młodzieżą, której nagle wyłączono internet :P). Zasygnalizowałeś to ich płaczem, ale można było jednak w tym miejscu zbić szpilę mocniej, nawet gdyby to przełamało lekki styl całości. podobnie można było pokazać chwilę niepewności maga, czy po pozbawieniu magii nie skatują go butami (choć reakcja załamania jest tu wiarygodna).

Epilog – jakkolwiek samo szukanie czegoś nowego przez nowomagów jest sensowne, to trochę tu osłabiłeś wymowę finału. Nie wiem czy przez obecność epilogu, czy przez jego formę. Trudno powiedzieć. Do rozważenia. Może tylko ja mam takie wrażenie. Ale nawet z zachowaniem epilogu, można by coś z nim pokombinować. Jedna tylko uwaga – trochę za szybko się pozbierali, że złapali ją już na dworcu (teoretycznie to może być inne miasto, dużo później, ale czyta się to tak, jakby było jeszcze zanim zdążyła opuścić miasto, też kwestia jakiegoś zaakcentowania czasu lub miejsca).

 

W ogóle skojarzyło mi się z shadowrunowym podziałem na magów i adeptów – nawet jeśli tu podział jest na zupełnie innej linii.

 

“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”

Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.

 

“No i recytował głośno jedno z ich zaklęć: “Abbra Kadabra”, a ktoś w tłumie usłyszał “Allach Akbar”.”

A tu społeczeństwo w pigułce.

 

"Wszystkie serwery stopił i zalał na dokładkę antymagią, jak zalewa się toaletę domestosem"

Fajne zdanie, nieźle uśmiechnęło.

 

Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.

 

 

EDIT:

Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.

Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.

Hmmm. Jeszcze “The Invisible Man” może wchodzić w grę…

Babska logika rządzi!

Wilku, dzięki za wizytę i cenne uwagi, Poprawiłem spacje i to jedno, wskazane, zdanie. Co do potencjału historii, dzięki za zwrócenie uwagi, może kiedyś, gdzieś wykorzystam.

 

“To znaczy, że jeśli jeden czegoś się nauczy, wszyscy będą to umieli?”

Niezła szpila wewnątrz tekstu, którą swoją droga przy innym tonie opowiadania, mniej pop-kulturowym, można by nieźle rozwinąć w jakąś poboczną dygresję. Bo konsekwencje tej myśli są naprawdę spore, tak dla magów, jak i dla społeczeństwa w ogóle.

No, to jest ciekawe, można jakieś fajne opko na tym wykuć ;)

 

Bardzo się cieszę, że kilka miłych chwil spędziłeś przy tej historii i nawet się uśmiechnąłeś, mam nadzieję, że nie był to uśmiech wilczy :D Nawet kilka zdań przytoczyłeś z tekstu, jest to miód na moje piwniczne serduszko. A poniższa opinia, to już w ogóle mnie wzrusza:

 

Dobre opowiadanie, zasłużona biblioteka, a jednocześnie potencjału na więcej i mocniej sporo, gdyby tylko spróbować napisać je w formie mniej lajtowej, a bardziej mrocznej.

 

Pogłaskałeś, a jednocześnie zachęciłeś do pracy, dzięki, man!

 

W Shadowruna nie grałem, gdzieś coś czytałem dobrych kilka lat temu, teraz odświeżam wikipedią.

 

Ale nie mam pojęcia kto uległ tu zamianie.

Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.

@Finklo, @wilku – ta zamiana kompletnie nie wyszła, niestety, chciałem luźno nawiązać do filmu “To nie jest kraj dla starych ludzi” + te nawiązania w rodzaju Piotrusia Pana i Flasha. No nie siadło :/

 

 

Che mi sento di morir

A czy tam w zasadach nie stało czasem, że oryginalne historie powinny być stare? W sumie, Piotruś Pan by się łapał…

Babska logika rządzi!

Patrząc, na inne konkursowe opka, to tak trochę na siłę by się łapał… Widzę, że rozstrzygnięcie się zbliża, nie będę teraz usuwał konkursowego tagu, ale chyba jest on jednak trochę na wyrost :/

Che mi sento di morir

Nie usuwaj, bo jeszcze się okaże, że przedłużysz konkurs. ;-)

Babska logika rządzi!

Tak, wiem, nie usuwam :)

Che mi sento di morir

Sztama z Tobą i Finklą. Nie usuwaj tagu. To ciekawe opko i niezły pomysł na cały świat. :-) Nie wiem na ile związałeś się z bohaterami i widzisz/wiesz, co dalej, co obok, co wcześniej.  Może jakieś drugie? 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki Asylum, miło, że pytasz. Może drugie, kto wie… Wilk mnie dość mocno zainspirował dziś ;)

 

 

Che mi sento di morir

Cześć! Swojskie opowiadanie, walka starych z młodymi, starego z nowym, a w tle walka magików, golemy i magotronika. Piękne! Takie high fantasy tuż za rogiem, nie w śródziemiu, a w bloku, w mieszkaniu pod tobą. Super się czytało. Przy scenie z golemami zamykałem oczy i wyobrażałem sobie tą majestatyczna wizję. Miodzio!

Jak ktoś już wyżej napisał, postacie kobiet są dosyć stereotypowe (spece od gender balance zapewne już ustawiają stos…)

Zakończenie trochę filmowe. Alaksander, oszołomiony i poobijany, w jednej chwili niszczy zły system, który pozwolił szefowi zajść tak wysoko. Dobro zwycięża, zło zostaje ukarane. Dobre, piękne ale trochę nie pasuje do klimatu, tytułu i przesłania reszty. Happyend, ale taki jakby nieżyciowy. No i Epilog, dama w opałach, więc Olo będzie jeszcze musiał założyć cylinder i ruszyć do boju – ale jest furtka na kontynuację ;-)

 

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

@krar85, dzięki za wizytę :)

Miło mi, że dobrze Ci się czytało. Mój zamysł był właśnie taki, żeby to była fantastyka na wyciągnięcie ręki, prawie że należąca do naszego, współczesnego świata, lekko tylko podkolorowana zaklęciami. Bo przecież, czyż nasza technika, to nie magia? ;)

Tworzenie kobiecych postaci jest dla mnie wyzwaniem, na pewno będę się starał lepiej to robić. Doceniam przełamywanie stereotypów w tekstach innych autorów, czas popracować nad tym na własnym podwórku.

Zgadzam się, co do zakończenia, rzekłbym nawet, że cała historia fabularnie jest dość prosto zbudowana, a takie zakończenie po prostu się w nią wpisuje. Trochę podobnie działają tutaj stereotypy, na co sam zwróciłeś ponownie uwagę – “dama w opałach”.

Mam kilka pomysłów na ciąg dalszy, może się pokuszę ;)

 

Dzięki raz jeszcze za komentarz! Dobrego wieczoru!

Che mi sento di morir

czyż nasza technika, to nie magia? ;)

Podobno magia to technika, której nie rozumiemy. Więc to już zależy od Ciebie. ;-p

Babska logika rządzi!

Uhm, a potem przyjdzie mr.maras i mi spuści… zasłonę milczenia na takie techno-magiczne wymysły :)

Che mi sento di morir

Podobno magia to technika, której nie rozumiemy.

Feliks Kres opisywał Szerń z “księgi Całości” jako rodzaj mechanizmu (nie w samych książkach, w komentarzach na jej temat).

Fajne opowiadanie, wielu bohaterów, wartka akcja. Wciągnęło mnie bez reszty. Cieszyłam się, że Aleksander zniszczył dane nowych magów. Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych. 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?

Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej. Fabuła pięknie zapleciona relacyjnie, tu była żona, tutaj kolega – rebeliant. No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)

 

@wilku nie czytałem Kresa, polecasz? Od razu sucharek: czy akcja jego powieści dzieje się na Kresach?

 

@Cytryno, dziękuję :) Cieszę się, że wpadłaś i że się podobało.

 

Bardzo realistycznie pokazujesz rzeczywistość, w której starzy wyjadacze rywalizują z innowatorami, którzy korzystają ze zdobyczy technologicznych.

 

Dzięki <3

 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?

W sumie racja, już prędzej mógłby strzelać z jakiegoś nerfa na kamienie. Pomyślę.

 

 

Przyznaję, na początku nie byłam przekonana, gość leży na ziemi i nie chce zemdleć, potem miasto w Polsce… Jednak chwila po chwila podobało mi się coraz bardziej.

 

Przyznam, że ja również czasem sceptycznie podchodzą do fantastyki dziejącej się w polskich realiach, tym bardziej czuję radość, że tutaj zagrało dla Ciebie :)

 

No ogólnie, szkoda, że to koniec! Może napiszesz kontynuację? ;)

 

Może napiszę, mam już nawet pomysł, choć się nieco waham, bo chciałbym pójść w bardziej mroczną stronę, zgodnie z sugestią wilka. Nie wiem czy dam radę. Poza tym obecnie priorytet ma ten konkurs ;)

 

Che mi sento di morir

Klimat rzeczywiście jak z braci Coen:)  Humor świetny, pomysł świetny, wykonanie świetne.  Mag Hipster… taaak… ta dzisiejsza młodzież;) 

Witaj czarna adelajdo, dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się niezmiernie, że Ci się spodobało moje opko :)

 

Aż chciałoby się rzec: pomysł mój, wykonanie moje, darowałem Ci życie :D

 

A jeżeli chodzi o dzisiejszą młodzież, to kiedyś to były czasy, teraz nie ma czasów.

Che mi sento di morir

Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)

Podobało mi się. Tekstu nie tak mało, ale przeczytałam na jedno posiedzenie i to na dodatek na laptopie, a nie czytniku. Fajna wariacja na temat Piotrusia Pana. Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię. Kupiłeś mnie tym opkiem :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irko, za odwiedziny i komentarz. Niezmiernie się cieszę, że Ci się spodobała moja historia.

 

Wychodzi na to, że najlepsze efekty daje połączenie starej magii z nową ;)

Otóż to :) Gdzieś tam w planach mam rozwinięcie tej historii, żeby jeszcze bardziej to podkreślić, ale najpierw muszę ogarnąć bieżące konkursy, zwłaszcza RAPsodiowy ;)

 

Magię wprowadzoną do naszego świata bardzo lubię i sama to chętnie robię.

Wiem, wiem, miałem okazję poznać Widara. Twoja magia jest… boska ;)

 

Kupiłeś mnie tym opkiem :)

Zabawne stwierdzenie :) Cóż, pozostaje mi tylko się cieszyć i od razu zaznaczyć, że nie będę dochodził żadnych roszczeń z tytułu własności :D

Che mi sento di morir

BK, przestrasz się Boga i popraw tego okropnego ortografa, zanim jakieś dziecko przeczyta i zapamięta.

Babska logika rządzi!

Przecież „bierzący” jest od „brać”. O co chodzi? ;)

Che mi sento di morir

O to, że od brać, to byłby “bierny”. ;-)

No. Już dobrze.

Babska logika rządzi!

To dobrze, dzięki!

A dzieci, to powinny spać o tej porze ;) No, chyba że klikają z Nowej Zelandii…

Che mi sento di morir

To nie jest konkurs dla tego tekstu, niestety.

Elementy retellingu tu są, ale tych, których szukałam w tym konkursie, w zasadzie brak. Natomiast poza tym – to jest zdecydowanie udane opowiadanie. Ma tempo, wciągającą fabułę i szybką akcję, a także bohaterów na tyle zróżnicowanych, żeby byli w stanie zainteresować, ale nie w takiej ilości, żeby przytłoczyli czytelnika. Ma fajnie ograne lokalne realia. Generalnie, jest naprawdę solidną, przyjemną lekturą, tylko że chyba nie na ten konkurs…

ninedin.home.blog

Hej :)

 

Dzięki za wizytę i komentarz. Tekst pewnie ma jakieś elementy, ale zgodzę się, że nie spełnia wymogów konkursowych w takim stopniu jak inne historie opowiedziane tutaj.

Miło mi, że przyjemnie się czytało i mam nadzieję, że nie był to czas stracony ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

 

BasementKey,

 

opowiadanie po prostu świetne. Bardzo w moim klimacie, czytało mi się wartko i z prawdziwym zainteresowaniem.

 

Opis kamienicy:

 

“Takie mieszkania w większości są jak stare prostytutki, obficie upudrowane i umalowane, tak, że, gdy patrzysz na nie z ulicy, wydają się pięknościami. Gdy jednak się zbliżysz, gdy zaczniesz się przypatrywać, widzisz zmarszczki odpadających tynków na suficie, koliste sińce brudu na ścianach oraz łzy wilgoci zbierającej się w kącikach okien. Mieszkanie Julii różniło się tylko tym od pozostałych, że puder był grubiej nałożony, architektoniczny makijaż mocniejszy.”

 

– zrobił na mnie spore wrażenie.

 

 

Pozdrawiam – Goch.

"bądź dobrej myśli, bo po co być złej" Lem

Cześć, Gochaw :)

 

opowiadanie po prostu świetne. Bardzo w moim klimacie, czytało mi się wartko i z prawdziwym zainteresowaniem.

Bardzo mi miło, że tak oceniasz ten tekst. Cóż mogę powiedzieć, ja widzę nieco mankamentów w tej historii, może kiedyś napiszę coś lepszego w tym klimacie :)

 

Opis kamienicy […]zrobił na mnie spore wrażenie.

Cieszę się, z tak pochlebnej opinii :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Leżał twarzą w ziemi, po ciosie w tył głowy i upadku z wysokości. Ze wszystkich sił starał się nie stracić przytomności, powtarzał sobie, że nie może zemdleć.

A mimo to był na tyle trzeźwy, że rozważał swoje położenie. Rymując.

 Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy były prawdziwe, czy były to tylko omamy.

Nie wiedział, czy słyszane w ciemności głosy są prawdziwe, czy to tylko omamy. Ale tę końcówkę bym obcięła.

 No kto?!

No, kto?!

Szefie spokojnie

Szefie, spokojnie.

 dać porobić

Hem?

 Tytułowany szefem mężczyzna

Niezręczne trochę.

 No magiku

No, magiku.

 magijną

Hmm.

 podczas gdy mężczyzna u ich stóp czuł intensywny zapach ziemi

Dobra, ale jak to się łączy?

 wargi, na których błąkały się drobiny piasku

Na wargach może się błąkać uśmiech, ale nie coś materialnego.

 W jego głowie pojawiły się skojarzenia z grobem, miejscem w którym miał ogromne szanse już niedługo spocząć.

Rozwleczone.

 – Ponieważ sprawiłeś nam tyle kłopotów, okażę ci szacunek i sam przypalę – nachylił się nad nim szef.

Nachylanie nie jest verbum dicendi. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi

 na nocnym niebie Zielonej Góry zapaliły się błyskawice

Zielona Góra pewnie jest ważna, ale tu trochę na siłę wepchana.

Patrzcie nie chcą się zapalić.

Patrzcie, nie chcą się zapalić.

 Odwiedzał starego przyjaciela, który mieszkał na jedenastym piętrze w bloku z wielkiej płyty na osiedlu Przyjaźni. Na szczęście działała jedna z wind, bo idąc po schodach bardzo by się zmęczył.

Rozwleczone.

 pokręcił głową, przygładzając długie, siwe włosy

Jednocześnie?

 podobnie zresztą jak jego jedyny mieszkaniec

Podobnie zresztą, jak jego jedyny mieszkaniec. Trochę aliteracyjne.

 Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał.

Bo w innym przypadku głupi by nie był?

 Jerzy zrobił krótką pauzę, na dwa łyki herbaty ze szklanki, obejmowanej przez metalową siatkę staromodnego koszyczka. Po czym kontynuował

Nie rozdzielałabym tego na dwa zdania.

od razu się Kacprowi nie spodobała. Ciągle wpatrywała się w tę

Dwa "się" obok siebie zwracają uwagę.

 Powiedziała Kacprowi odrywając się

Wtrącenie: Powiedziała Kacprowi, odrywając się.

 Tę ofertę trzeba następnie przekazać do dyrektora

Przekazać dyrektorowi.

 Może później nawet konieczny okaże się przetarg

Niezbyt to wymowne.

Sam widzisz jak to daleko zaszło

Sam widzisz, jak to daleko zaszło.

 Kacper Magnus, Prestydigitator

https://filolozka.brood.pl/polam-sobie-jezyk/ :)

 Pojedynczy tym razem łyk herbaty, wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę.

Wrrr. Pojedynczy tym razem łyk herbaty wypełnił krótką, acz konieczną przed finałem historii, pauzę.

zawołał jakieś, stojące najbliżej sekretariatu dziecko

Zawołał jakieś stojące najbliżej dziecko.

 dziecko wskazało na niego palcem i powiedziało: hipster

… 

yes

 Dobrze, że skończyłem z tym

Czkawka fonetyczna i nienaturalny szyk.

znowu z dwoma

Przeczytaj na głos?

 Wiesz dlaczego

Wiesz, dlaczego.

 Jakby nie wiedziała, ile pola do manewru mu pozostało

Przeczytaj na głos?

 wskazała ręką na skórzaną kanapę

A czym innym miała wskazać?

 z ciekawością, która dla niewprawnego oka mogłaby zostać uznana za podziw.

Nie po polsku: którą niewprawne oko mogłoby wziąć za podziw. Ale tego oka też nie jestem pewna.

 załozyła

Literówka.

 To prawda był już tutaj, bodaj raz.

To prawda, był już tutaj, bodaj raz. Co tu robi to "bodaj"?

 kamienicy przy ulicy

Rym.

 umalowane, tak, że, gdy patrzysz

Umalowane tak, że, gdy patrzysz.

 Mieszkanie Julii różniło się tylko tym od pozostałych

Mieszkanie Julii tylko tym różniło się od pozostałych. Obraz świetny.

 kontynuowała patrząc

Rozdzielaj czasowniki: kontynuowała, patrząc.

 Rzeczywiście Julio

Wołacz oddzielamy: Rzeczywiście, Julio.

 Prześlizgnął się ponownie wzrokiem po nowocześnie urządzonym mieszkaniu.

Hmm.

 trochę sprzętu magicznego, tzw. magotroniki

Skrót? W ogóle bym tego nie dodawała, "magotronika" jest zupełnie jasna i nie wymaga tłumaczenia.

 nieco chłodno

"Chłodno" już jest słabym słowem, po co je dodatkowo osłabiać?

 gość, który to wymyślił już nie żyje.

Wtrącenie: gość, który to wymyślił, już nie żyje.

 kurzajki usunięte z cery.

"Z cery" nic nie wnosi, wręcz jest błędne.

 kim jesteś teraz zbratawszy się

Kim jesteś teraz, zbratawszy się.

W nowej magii, każdy może być kim chce.

W nowej magii każdy może być, kim chce.

 – Przyszedłeś się kłócić? – Wyrwała go z chwilowego zamyślenia.

Nie widzę tego zamyślenia.

 obrastając obrazami

Aliteracja.

 pomógł (…) przy pomocy

M-m.

 obserwował jak

Obserwował, jak.

 podczas przygotowywania posiłku.

To nic nie wnosi.

 Jak człowiek może stać się niewidzialnym?

Jak człowiek może się stać niewidzialny?

 Mówiła o tym, że człowiek w pewnym momencie czuje, jakby go już nie było

Czuje się. Hmm.

 Pod wpływem bliskości, zaczęła

Bez przecinka.

 a świat tak szybko by się nie zmieniał

Gdyby świat tak szybko się nie zmieniał.

 Puścił ją i wrócił do salonu. Usiadł na krześle i skupił się na zapalniczce.

Powtórzona konstrukcja zdania.

 na potrzeby takich właśnie modnych przedmiotów

Przedmioty nie mają potrzeb.

 w niewielkim okręgu, małe lustra

Hmm.

 dokonując drobnych poprawek układu

Hmm.

 delikatnie poprzestawiał

Co to znaczy "delikatnie"?

 znajdujące się na blacie zwierciadła

Tak, wiem, gdzie są te lusterka. Wystarczy ich.

 położył następnie pod spód świecy

Hmmm.

 wosk kapie łącząc

Wosk kapie, łącząc. Hmmmm.

 dopytywała nakładając

Wypytywała, nakładając.

Od zawsze były podstawą magii.

Są.

 Ale w tej prawdziwej, to coś więcej niż załamywanie światła i tworzenie prostych iluzji.

Hmm.

 Za pomocą magotronicznej zapalniczki, spróbuję podłączyć się do ich czarów.

Bez przecinka.

 coś żółtego zmielone na papkę

Hmm. Coś żółtego, zmielonego? Żółte coś, zmielone?

pesto z orzechów

https://aniagotuje.pl/przepis/pesto

 dostrzegła jego pełne wątpliwości spojrzenie

Hmm.

 był jeszcze na nią trochę zły za zlekceważenie jego polecenia, żeby opuścić jego mieszkanie

Niezgrabne.

 Choć równocześnie jej towarzystwo cieszyło go, musiał to sam przed sobą przyznać.

Jak wyżej.

 – Co będzie, jeśli posiądą tę umiejętność?

Hmm.

 magów, którzy sprzeciwiali im się w Gildii spotkała straszna śmierć.

Wtrącenie: magów, którzy sprzeciwiali im się w Gildii, spotkała straszna śmierć.

 pseudo czarodzieje

To chyba powinno być łącznie.

jeśli jeden

Aliteracja. Zaraz, intelekt zbiorowy?

 – Dokładnie.

Anglicyzm. Aleksander jest przecież staroświecki?

 wyszedł z kuchni, czując na sobie jej wzrok

Tej kuchni?

lustro, które odbijało jego postać

Chyba wiem, o co chodzi, ale nie wygląda to dobrze.

 sięgnął dłonią poprzez taflę

Sięgnął (dłonią) przez taflę.

lustra się uspokoiła, znów pojawiło się jego odbicie

Dwa "się".

 przyglądał się spokojnie jak świeca się pali

Przyglądał się, jak. Ale dwa "się" lepiej wyrzucić: spokojnie obserwował, jak świeca się pali.

 Dwóch mężczyzn w obcisłych ciemnych kurtkach i czarnych czapkach z daszkiem, krążyło

Nie pchaj przecinka między podmiot, a orzeczenie.

 Po tych aferach z magic dronami, ma się trochę uspokoić.

Bez przecinka.

Czekaj jest wiadukt

Czekaj, jest wiadukt.

 czar kręci się już

Hmm. Niby zabawne…

 magnetyzowało powietrze

?

 gość jak to oni, z brodą

Gość, jak to oni, z brodą.

 idźmy w kierunku tego szarego domu

Mało naturalne.

korzystając z aplikacji otwarcia i zaproszenia do środka

Hmm.

 powiedział cicho Piotruś Pan do towarzysza

Wiadomo, do kogo mówi.

 siedział Aleksander z przymkniętymi oczami

Hmm. Szyk trochę…

 Zbieraj się starcze

Zbieraj się, starcze.

 Z rozkazu Gildii, pójdziesz z nami.

Tu bez przecinka.

pokazać, że nie ma z nimi żartów

Że z nimi nie ma żartów.

 Wyglądało nawet, że się udało

Rym.

 podniósł się z trudem z fotela i zmierzał do przedpokoju

Mieszasz aspekty.

 zauważył, że wosk wyrastał

C.t., wyrasta. I wosk nie wyrasta.

 zakomunikował Staszek

Znaczy jak? Nie przez magiczną sieć, bo stracił dostęp, nie? Więc na głos? Ale "zakomunikował" sugeruje spokój, który tu by nie pasował.

na wszystkich swoich czterech nogach

"Swoich" zbędne. Jest ciemno. Skąd oni to wszystko wiedzą?

 ciężkimi drzwiami wejściowymi

Przedłużasz.

 Było czarno jak na jakiejś zapadłej wsi

Było czarno, jak na jakiejś zapadłej wsi.

 powiedział Staszek patrząc na miasto.

Powiedział Staszek, patrząc na miasto. Ale patrzenie na miasto nic nie wnosi, a sposób mówienia by wniósł, nie?

 przerwał mu odgłos walącego się za nimi budynku

Jak brzmi walący się budynek, hmm?

 Ciemne kształty rozpadały się z hukiem w gruzy, znacząc nocne niebo kłębami pyłu.

Jesteś pewien tego obrazu?

 chroniąc się przed fruwającymi odłamkami, które odbijały się od asfaltu oraz chodnika i koziołkowały w ich stronę

Powolne.

 Gdy się uspokoiło, wstali i otrzepali z kurzu swoje czarne kurtki.

Pokaż to i nie nadużywaj zaimków.

 ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać

To po co zwracasz na to uwagę?

 patrz Staszek

Patrz, Staszek.

stawały się mniejsze, tak jakby

Stawały się mniejsze tak, jakby.

 Padli ponownie

Hmm.

 Potwór ogromny jak dom, ruszył w ich kierunku.

Albo bez przecinka (bo podmiot i orzeczenie) albo wtrącenie: Potwór, ogromny jak dom, ruszył w ich kierunku.

 Rzucili się do ucieczki, biegnąc w stronę Dworca PKP.

Sztucznie przedłużone. Rzucili się w stronę Dworca PKP.

 komenderował

Mmm, no, nie wiem.

nad kolejnymi mijanymi ruinami bloków wykwitały następne sylwetki golemów

Hmm.

krzyknął w pewnym momencie Staszek

Przedłużasz: krzyknął Staszek.

 wydawało się, że stał na nim magik

C.t. – stoi.

 wyrósł jeden z golemów

Wyrósł golem. Kropka.

 które składały się na cielsko potwora.

Tego się domyśliłam.

 Uskoczyli w bok

Nie można uskoczyć nie w bok.

 potknął się o szynę

Ale biegną po torach, tak? Pomijając, że strasznie trudno się po nich biegnie, to potknął się raczej o podkład.

 wokół szybko zaroiło się od golemów

"Szybko" raczej tu przeszkadza. Zwłaszcza, że zaraz znowu jest przysłówek.

czarnym, skórzanym płaszczu

Bez przecinka.

 To ty, szefie?

Oni są z szefem na "ty"?

 sypały się na podłogę szklanymi łzami

Nie, żeby te łzy nie pasowały, ale jesteś ich pewien? To chcesz przekazać?

Nie wiem jak on to zrobił

Nie wiem, jak on to zrobił.

 Musiał włamać się

Anglicyzm.

 z wykorzystaniem któregoś z gadżetów.

Chyba bym to wycięła, o ile nie zapowiada czegoś później.

 Klasnął w dłonie.

Przepraszam Cię bardzo, tyłkiem miał klasnąć?

 Szef, ciągle w płaszczu

A czemu miałby go zdejmować? Jeśli na tym płaszczu Ci zależy ("szef" to poszukiwany, okryty magicznym płaszczem – iluzją, dobrze myślę?), to może pokaż, jak łopocze?

 wykrzyknął po chwili pauzy nie przestając chodzić

Wykrzyknął po chwili. Kropka. Less is more.

 drzwi od salonu

Drzwi do salonu.

umilkł spiorunowany

Umilkł, spiorunowany.

 Kiedy byliśmy w iluzji, zobaczyłem go przez krótką chwilę.

I uwierzyłem? Nie, oczywiście, postacie w opowiadaniu mogą się tak podkładać, ale uch, głupek z tego Staszka. Robi złą prasę mojemu Staszkowi, którego napiszę, przysięgam :)

 przy akompaniamencie zgrzytu

Źle to brzmi.

 wiadukcie zawieszonym

Niby prawda, ale brzmi dziwnie.

 unosiły we wszystkie strony

Włosy się unosiły, hmm.

 Na torach od strony dworca pojawiła się czarno ubrana postać, która zbliżała się do magika

Przedłużone. I "postać", uch.

 – Spójrz mi w oczy – ciche słowa dochodziły jakby wprost z laski.

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#didaskalia_komentarz

 szklana gałka rozpadła się z jękiem tłuczonego szkła

Dwa razy "szkło" i brzęk nie przypomina jęku. Nijak.

 Sięgnął do kieszeni i wyciągnął woreczek

A może: sięgnął do kieszeni po woreczek? Dynamiczniejsze, a i pozbędziesz się powtórzonej konstrukcji.

 rzucił zawartość w kierunku Piotrusia, unoszącego się wciąż nad wiaduktem

Znaczy, w górę podrzucił?

 uniósł go daleko, w kierunku pobliskiego budynku

Oksymoron.

 To miasto się zmienia, nie ma w nim już miejsca na takie głupoty – odezwał szef.

Jak ja nie lubię takich gości… Im bardziej go pognębisz, tym bardziej będę zadowolona. "Odezwać" wymaga "się".

 Owszem miasto się zmienia

Owszem, miasto się zmienia.

 zaprotestował szef

https://sjp.pwn.pl/szukaj/protestować.html

 szef wskazał Aleksandra drugiemu mężczyźnie przyczajonemu za barierką wiaduktu

Przedłużone.

 pochylił w spazmie bólu

I pochylił. Kropka. https://sjp.pwn.pl/szukaj/spazm.html

 Wówczas Piotruś Pan rzucił w niego ponownie kamieniem.

Przedłużone, cała scena mało obrazowa.

 Uderzenie w tył głowy sprawiło, że cylinder spadł Aleksandrowi z głowy i potoczył się po betonowym podłożu wiaduktu.

A może tak: Uderzenie w tył głowy strąciło Aleksandrowi cylinder, który potoczył się po betonie? Szybciej i dynamiczniej!

 Jak przez mgłę zobaczył

Cylinder?

 Następny cios kamieniem sprawił, że Aleksander runął

Znowu przedłużasz.

 twarzą w ziemi

Twarzą do ziemi. Po tym nie dawałabym przecinka.

 żeby cokolwiek zrozumieć.

Zbędne.

 po raz nie wiadomo który, nakrzyczał

Po raz nie wiadomo, który nakrzyczał.

 – Patrzcie państwo, ostatnie życzenie skazańca – pauza, w trakcie której coś się dzieje, mężczyźni coś do siebie mówią, coś sobie podają.

https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/#didaskalia_komentarz

 zapałkę na wysokości swojej twarzy

"Swojej" można by tu w zasadzie wybronić, ale nie wiem, czy warto.

 na opuszczonych magicwallach

"Na"? I – Aleksander przed chwilą ledwo żył, a teraz staje na nogach? Kozak.

 zostały również wyłączone

Szyk: również zostały wyłączone.

 Rrwał sieci komunikacyjne i międzyzaklęciowe, jakby starą szczotką omiatał pajęczyny pod sufitem.

Niespójny obraz.

 zaklecia

Literówka.

 cała megatronika z danymi w chmurze, to od teraz zwyły szmelc

Literówka, przecinek zbędny.

 Gdy otworzył oczy zobaczył

Gdy otworzył oczy, zobaczył.

 Jechała na wschód, tak jak radził

Jechała na wschód, tak, jak radził.

 przy oknie, wewnątrz sześcioosobowego przedziału

A miała usiąść poza przedziałem?

 nie chciała żeby

Nie chciała, żeby.

 usiadł, zajmując, wolne z pozoru, miejsce

Hmm.

 Obserwowała przez chwilę stojących na peronie dwóch mężczyzn w czarnych obcisłych kurtkach

Szyk trochę…

 zachowywali się jakby na kogoś czekali

Zachowywali się tak, jakby.

 Nie wiedziała co o nim myśleć.

Nie wiedziała, co o nim myśleć.

towarzysze, doskoczyli

Podmiot. Orzeczenie. Przecinek:

 Może stara magia na chwilę zwyciężyła, ale zobaczymy, co powiedzą te stare pryki, gdy opanujemy niewidzialność.

Here we go again…

 

Mam wrażenie trochę…

Bo to naprawdę fajny kawałek, tylko tu rozwleczony, tam nie wiadomo, o co chodzi… Kurczę, to w zasadzie jest pierwszy rozdział! Bo zmagania trwają, nie? Jest dynamicznie (choć tu i ówdzie to psujesz), jest wciągająco. Napisz dalszy ciąg, migusiem ;)

 Staszek i Piotruś to takie głąby, więc starałem się dostosować ich poziom wypowiedzi do założonego poziomu intelektualnego ;)

Trochę nie wychodzi :) w sensie, że ciut za mądrze gadają. Ale bardzo to nie przeszkadza.

 Jednak nie bardzo rozumiem po co wplotłeś historię o Kacprze… Żeby pokazać, że nikt nie wierzy w magię? Coś w stylu mugoli?:-) Szczerze mówiąc myślałam, że będzie mieć jakieś rozwinięcie.

No, czekamy na ten dalszy ciąg :)

 obawiam się, że wyjęcie któregoś z tych klocków położy historię.

Nie położyłoby, ale na pewno ją zdobią. Mają sens.

 Przecinki to pierdoły? Jakby Tarnina to przeczytała… albo Reg…

 Obawiam się, że nie znam wyjściowej opowieści. To jakiś film? Bo jeśli miał być “Piotruś Pan”, to daleko odszedłeś od oryginału.

Chwila, to to Z(a)miana była?

 Trochę przeszkadzała mi rola kobiety. Jest taka obrzydliwie klasyczna – śliczna księżniczka, napastowana przez złego potwora, która sama z siebie nic nie potrafi zrobić.

No, bez przesady. Ale trochę z niej MacGuffin Girl.

 była żona magika też jest dość stereotypowa

Ale też nie ma tu nic do roboty. Facet tylko kradnie jej zapalniczkę… kolejny element do rozwinięcia w dalszym ciągu.

 O książę Neapolu, za twe zdolności nieludzkie,

Wiem, że cię wygnano, ale… aż w lubuskie?!

Niby niemetryczne, ale… heart

 “Drogi Watsonie, Dostojny Sherlocku, bylbyś tak laskaw mi szarmancko podać ten czaj w szklanicy i luksusowym koszyczku?” :D A to ziomki są!

TAK! XD

 Mnie takie coś sugeruje, że Anna jest naprawdę bardzo biedna, przeszła jakieś piekło, tak mocne, że aż zniknęła (!). Ja tam od takiej bohaterki nie oczekuję wielkiej odwagi i heroicznych czynów.

Niom.

przyleciał na starej wycieraczce, bo latający dywan zeżarły mu mole

XD

 Zastanawia mnie tez czy niewidzialna Anna to postać z jakiejś legendy.

Mnie się skojarzyła z Muminkami, ale to ja.

 Feliks Kres opisywał Szerń z “księgi Całości” jako rodzaj mechanizmu

Mechanizm i technika – to nie to samo. Don't get me started ;P

 Jedyne do czego bym się przyczepiła to rzucanie kamieniami w zbiega. Czemu nowo magijni mają takie bajery, a używają zwykłych kamyków?

Bo mają kamyki pod ręką?

 Opis kamienicy: (…) zrobił na mnie spore wrażenie.

Bo to dobry opis. Choć niekoniecznie do tego tekstu, bo zobacz – opisy powinny coś pokazywać. Co on tutaj pokazuje?

Cóż mogę powiedzieć, ja widzę nieco mankamentów w tej historii, może kiedyś napiszę coś lepszego w tym klimacie :)

No, spróbowałbyś nie :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tarnino :)

 

dziękuję za wizytę i uwagi, jestem wdzięczny za poświęcony czas – kilka godzin siedzenia nad cudzym tekstem to nie w kij dmuchał. No i mimo wszystkich wynotowanych przez Ciebie mankamentów opka, na koniec wyraziłaś nadzieję na kontynuację fabuły, co niezwykle mnie cieszy.

 

No, czekamy na ten dalszy ciąg :)

 

Chyba nie było aż tak źle ;) Dalszy ciąg, może kiedyś, ale myślę, że z innymi postaciami. Choć wezmę niewidzialność od Anny, lustra od Aleksa, pewnie też będzie jasnowidzenie, ale reprezentowane przez młodego jasnowidza. Jakiegoś szorta postaram się tutaj wrzucić. Ready when it’s done.

 

Generalnie smutno widzieć te wszystkie błędy w swoim tekście. No cóż…

 

99% uwag uwzględniłem, niektóre fragmenty nieco przeredagowałem, mam nadzieję, że nie na gorsze :P

 

Do kilku uwag bezpośrednio się odniosłem:

 

 dać porobić

Hem?

W necie nie znalazłem definicji, więc rozumiem, że może być niezrozumiałe, chyba to regionalizm. Ja znam ludzi, którzy tak mówią, zostawiam.

 

 Głupi pomysł, jeśli byś mnie spytał.

Bo w innym przypadku głupi by nie był?

Takie powiedzonko, próbowałem ująć to jak starsi ludzi mówią. Może nie wyszło, ale zostawiam :P

 

Dzięki za linka: https://filolozka.brood.pl/polam-sobie-jezyk/ :) <3

 

pesto z orzechów

https://aniagotuje.pl/przepis/pesto

To takie “pesto” bardziej. Bo Anna nie umiała gotować :D

 

Aliteracja. Zaraz, intelekt zbiorowy?

Haha :) Zaraz intelekt ;)

 

 ale nawet nie pomyśleli, żeby ich szukać

To po co zwracasz na to uwagę?

No tak sobie wymyśliłem – żeby pokazać, jak spieprzali w pośpiechu, aż czapki pogubili i nawet tego nie zauważyli.

 

 To ty, szefie?

Oni są z szefem na "ty"?

Faktycznie, niech będzie “pan”.

 

Robi złą prasę mojemu Staszkowi, którego napiszę, przysięgam :)

Czekamy :)

 

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

No i mimo wszystkich wynotowanych przez Ciebie mankamentów opka, na koniec wyraziłaś nadzieję na kontynuację fabuły, co niezwykle mnie cieszy.

Ej, mankamenty nie oznaczają, że jest beznadziejnie :)

 W necie nie znalazłem definicji, więc rozumiem, że może być niezrozumiałe, chyba to regionalizm. Ja znam ludzi, którzy tak mówią, zostawiam.

OK. Faktycznie, może być regionalizm.

 Takie powiedzonko, próbowałem ująć to jak starsi ludzi mówią. Może nie wyszło, ale zostawiam :P

To powiedzonko chyba brzmi trochę inaczej :)

 Bo Anna nie umiała gotować :D

A, no, chyba, że :)

 No tak sobie wymyśliłem – żeby pokazać, jak spieprzali w pośpiechu, aż czapki pogubili i nawet tego nie zauważyli.

Hmm, to akurat ma sens. Tylko sposób pokazania tego ciut nie teges.

 Czekamy :)

To se czekajcie XD

Sorry, couldn't resist XD

 Pozdrawiam serdecznie!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To se czekajcie XD

broken heartcheeky

Che mi sento di morir

Porwało mnie UFO, zaraz wracam XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Podobało mi się, chociaż żal starej magii. Szkoda, że nie mogą współżyć stara z nową.

 Nowe zawsze wypiera stare, aczkolwiek serca czytelników pewnie są za słabszym zawodnikiem (taki był mój zamiar) i w tym wypadku jest to stara magia.

BTW, śmieszne słowo “współżyć” ;)

 

Pozdrawiam i dzięki za komentarz!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka