- Opowiadanie: Francis Bloodline - Opowieści z Damalen - Nocna wróżka

Opowieści z Damalen - Nocna wróżka

Opowieść o wróżce uważającej się za najlepszego złodzieja na całym kontynencie Damalen 

Oceny

Opowieści z Damalen - Nocna wróżka

Arina Tinowood zakasłała. Płuca wróżki paliły jak po przebiegnięciu maratonu, z pękniętej wargi spływała stróżka krwi. Na domiar złego podbite oko napuchło, co znacznie utrudniło dostrzeżenie czegokolwiek innego, poza sińcem.

Dziewczyna szarpnęła łańcuchami, sprawdzając ich zasięg. Był niewielki. Pozwalał, zaledwie na zrobienie trzech kroków w każdym kierunku. Kroków wróżki mierzącej trzydzieści centymetrów.

Arina rozejrzała się, próbując znaleźć coś przydatnego. Rzecz, która pobudziłaby jej kreatywność.

Cela, w której została zamknięta, należała do zbiorowych klitek przeznaczonych dla drobnych przestępców, pijaczków i wszelkiego poniższego ścierwa niewartego uwagi. Arina posiadała pomieszczenie na wyłączność z trzema upitymi facetami chrapiącymi jak automobil pozbawiony tłumika. W rogu stało wiadro przeznaczone na odchody, który jeden z pijaczków potraktował jako kochankę i przytulał z całej siły. Po przeciwnej stronie wróżka dostrzegła ławę, na której można byłoby przespać noc. Jednak Arina wątpiła, żeby ktokolwiek na niej kiedyś spał. W końcu trafiła do izby zatrzymań, gdzie maksymalny czas zamknięcia wynosił dobę. Za to zapach szczyn, słodkawa woń alkoholu zmieszana z wymiocinami doskonale oddawały stosunek złodziejki do tego miejsca. 

Wróżka zaś miała spędzić w niej cały dzień, za kradzież kosza z jedzeniem i to dopiero po mocnych negocjacjach w postaci przekleństw i środkowego palca.

Dziewczyna splunęła na podłogę. Te pół doby, wspólna cela pozbawiona strażników przed wejściem były dla niej jawną kpiną. Policzkiem wymierzonym w samozwańczą króla złodziei. Króla, bo tytuł królowej dla Ariny oznaczał kogoś na drugim miejscu. Pozycji niewartej splunięcia.

ー Chociaż kajdany macie porządne ー rzekła wróżka, ponownie ciągnąc za łańcuch przytwierdzony do ściany.

Rozległ się zgrzyt i trzask. Kilka z ogniw pękło pod naporem mięśni dziewczyny, po czym, uderzyło o ziemię z brzękiem.

ー Cholera! Ej wy tam! Nawet porządnego łańcucha nie macie w tej całej waszej dziurze. To kpina wobec profesjonalistów! W nędzne pieprzone łajdaki. Takich jak ja trzyma się w izolatce, zakneblowaną i przymocowaną każdą konieczną do ściany. Jeszcze do tego pod strażą i to co najmniej złożoną z trzech rzecznych demonów!

Głos Ariny poniósł się echem po celi oraz korytarzach komendy policji. Złodziejce odpowiedziała cisza i gwałtowniejszy ruch śpiącego na wiadrze pijaka, który wylał całą zawartość prowizorycznego wychodka na podłogę.

ー A utop się w tym gównie, śmieciu ー rzekła wróżka do mężczyzny.

Dziewczyna przekroczyła kałużę ekskrementów i podeszła do drzwi. Wykonane z drewna, bo czego innego mogła się spodziewać w takim miejscu. Metalowe okucia wzmacniające konstrukcie wyglądały na mocne, jednak rdza i powykrzywiane zawiasy natychmiast niszczyły to wrażenie.

ー Phii ー skomentowała wróżka, po czym szarpnęła za klamkę. Metal zatrzeszczał, lecz nie ustąpił pod wpływem mięśni Ariny. Wróżka zatrzepotała skrzydełkami, zdwajając wysiłki.

Rozległ się trzask. Złodziejka poleciała do tyłu wraz z klamką w dłoniach. Wróżka zaklęła siarczyście, gdy poczuła wilgoć na spodniach. Wściekłą podeszła do pijaka z wiaderkiem i kopnęła wróża w brzuch. Alkoholik przetoczył się pod ścianę, jednak się nie obudził. Na koniec przypieczętowała całość rzutem klamką krocze mężczyzny.

ー Górniaku jeden, wsadź sobie ją w dupę.

Wyładowawszy gniew, Arina, podeszła do drzwi i przyjrzała się zamkowi. Natychmiast rozpoznała najpopularniejszy model zapadkowy. Stosowany w masowej produkcji i, w praktyce, nic niewart.

ー Ścierwojady! Moglibyście, chociaż w porządne zamek we drzwiach zainwestować! To co tu macie, to pięciolatki z zamkniętymi oczami potrafią otworzyć!

Wróżka wzięła głęboki oddech i odzyskała panowanie nad sobą. Wyjęła z włosów dwa wytrychy udające spinki. Następnie w trzy sekundy uporała się z zamkiem i wyszła z celi. Przejście korytarza i opuszczenie posterunku pilnowanego przez śpiącego emeryta należało do formalności.

 

* * *

Enestadia zwana także spalonym lasem była malutkim krajem zamieszkany przez plemię nocnych wróżek zwane w Damalen nocnymi motylami bądź aranenami z powodu swego zamiłowania do ciemnoniebieskich barw oraz hodowli pająków wielkości kur domowych. Same domostwa wróżek znajdowały się pod ziemią w kompleksie jam przywodzących na myśl nory zwierząt. Jednak myślenie o nich, jak o prymitywnych mieszkaniach byłoby wielkim błędem. Technologia stosowana w siedzibach wróżek, niczym nie ustępowała innym rozwiązaniom stosowanym w Damalen. Dzięki wykorzystaniu zdolności gleby do gromadzenia ciepła mieszkańcy Enestadi posiadali naturalną klimatyzację zdolną utrzymać ciepło w chłodne dni i zimno w letnie popołudnia.

Dom Ariny, zwany przez właścicielkę dziuplą, tak naprawdę nie należał do niej i był pozbawionym właściciela pustostanem, zagarniętym bezprawnie przez wróżkę. Składał się z pięciu komór oświetlanych mikrobami rzucającymi niebieskawą poświatę. Znajdował się zaś na skraju spalonego lasu w dzielnicy pajęczej nici, należącej do najbiedniejszej w stolicy Enestadi.

Wróżka znajdowała się w głównej komorze. Oświetlona blaskiem bakterii siedziała nad biurkiem. Studiowała budowę podwójnego zamku runicznego typu zębatkowego, którego do tej pory nie udało jej się złamać. Konstrukcja była prosta, a zarazem genialna.

Zamek otwierało się za pomocą naładowanego energią kinetyczną kamienia energetycznego oraz klucza. Kofanem należało narysować zindywidualizowany dla każdego zamka symbol. Energia przekazana w ten sposób do mechanizmu poruszała odpowiednie koła zębate zwalniające pokrywę, za którą znajdowała się otwór przeznaczony dla klucza otwierającego drzwi.

Druga część zamku nie stanowiła dla dziewczyny problemu. Pierwsza zaś, bez znajomości kodu oraz kofana stanowiła element nie do sforsowania. Wróżka pochyliła się nad mechanizmem, szukając słabego punktu. Elementu, którym mogłaby poruszyć standardowym narzędziem, by odblokować sobie drogę do mechanizmu zamka.

Brutalna siła nie wchodziła w grę. Zabezpieczenie wykonano w taki sposób, by wszelkie próby sforsowania blokady kończyły się zatrzaśnięciem rygli i uniemożliwieniem otworzenie drzwi. Arina wierzyła w istnienie rozwiązania umożliwiającego złamanie zabezpieczenia, jednak do tej pory nie potrafiła go odnaleźć.

Wróżka wzięła diamentowe dłuto i narysowała na blokadzie kwadrat w miejscu klucza do zamka. Następnie spróbowała pogłębić rysę za pomocą młoteczka. Udało jej się.

Dzyn-dzyn.

Dziewczyna westchnęła.

ー Kurwa, czego! ー Arina odłożyła narzędzia na bok, po czym klnąc pod nosem podeszła do środka tunelu, gdzie znajdował się konar spalonego drzewa. Zatrzepotała skrzydłami, by znieść się w górę, ku drzwiom. Stanęła na platformie i gotowa złajać każdego, nawet króla Enstandi, nacisnęła na klamkę.

ー Ty, gruby, niewypa… ー wróżka w ostatniej chwili ugryzła się w język.

Przed Ariną wisiał w powietrzu wróż w krótkich spodenkach koszuli i kamizelce. Posiadał krótkie białe włosy, na czole zaś zawsze miał okulary ochronne, których nigdy nie zakładał. Jednak najbardziej charakterystycznym elementem stroju gościa były buty z cholewami sięgającymi aż do końca łydki. Owe obuwie bardziej należało do kobiecej garderoby niż męskiej, lecz wróż miał to gdzieś.

ー Witaj Rik, jak tam zdrowie?

ー W porządku. Co prawda mam trochę problemów z pęcherzem, ale o tym zapewne wiesz.

Wróżka przytaknęła. Problemy z pęcherzem mafijnego bosa były znane każdemu z podziemia, zwłaszcza tym, co mieli okazję podpaść Rikowi.

Dziewczyna stała w progu, patrząc w rude oczy gościa i zastanawiając się co dalej, czy właśnie nadszedł jej kolej na złagodzenie problemów mafiozy.

ー Pamiętam. Proszę, wejdź do środka i rozgość się w salonie.

Wróżek uśmiechnął się do Ariny i przekroczył próg dziupli. Złodziejka zamknęła drzwi i wraz z gościem ruszyła ku salonowi.

ー Udało ci się złamać zamek, który ci dostarczyłem?

ー Pracuję na tym. Jednak daleko mi jeszcze do sukcesu.

Gość skinął głową i wszedł do pokoju.

Salon w dziupli prezentował się skromnie i czysto. Poniszczone meble, pozdobywane przez właścicielkę kryjówki ze śmietniska, wyglądały na zadbane. Co prawda w sekretarzyk i toaletkę poskładano z kilku, niepasujących do siebie zestawów, ale i tak wyglądały znacznie lepiej niż typowe meble ze slamsów.

Wróżek podszedł do krzesła bujanego naprzeciwko sekretarzyka, po czym zgonił z mebla rybika domowego i rozsiadł się wygodnie.

Arina odprowadziła wzrokiem pupila, który pomaszerował do jadalni zapewne coś przekąsić. Podeszła do gościa i usiadła na, stojącym obok fotelu, którego sprężyny głośno zaskrzypiały.

ー Słyszałem, że jesteś ścigana za ucieczkę z izby zatrzymań w południowym Olfotad.

ー Naprawdę? Ile jestem warta?

Rik spojrzał w orzechowe oczy przepełnione iskierkami podniecenia. Napawał się tym widokiem przez kilka sekund, nim gestem dłoni zgasił entuzjazm towarzyszki.

ー Nic. Zapłaciłem kaucję wynoszącą ćwierć Miry i uwolniłem cię od kłopotów.

Arina opadła ciężko na krzesło. Uśmiech dziewczyny natychmiast przekształcił się w odwróconą podkówkę. Wróżka wstała, podeszła do sekretarzyka i sięgnęła po sakiewkę. Wyjęła monetę pięć pry i rzuciła ją gościowi.

ー Miło się z tobą robi interesy ー rzekł dżentelmen, chwytając krążek w powietrzu.

ー Bez wzajemności.

Rik zachrumkał pod nosem. 

ー Uwielbiam twoją minę, gdy się złościsz. Jesteś wtedy taka słodka. Jednak jestem tu z innego względu. Mam robotę, a ty masz u mnie dług. Robota jest zbyt łatwa, żebyś mogła go spłacić, ale na pewno będziesz znacznie bliżej końca niż w tej chwili.

Wróż zrobił pauzę, dając Arinie czas na zastanowienie. Jednak tak naprawdę gospodyni nie miała wyboru, a przerwa należała do teatralnej zagrywki gościa. Gościa lubującego się w scenicznych pokazach.

ー Biorę tę robotę. Co mam zrobić?

ー Trzeba wykraść kilka konkretnych jaj pająków z książęcej hodowli w Sornabyt. Są to okazy należące do wielce obiecującego nowego gatunku przedników, na chwilę dzisiejszą, obecne jedynie w mi mniejszej hodowli. Oczywiście nie chcemy dopuścić do monopolu rodziny królewskiej w tym zakresie. Przydzielę ci pomoc do transportu jaj w bezpieczne miejsce. Jednak resztę pozostawiam tobie. Dla króla złodziei powinna być to kaszka z mleczkiem. Prawda?

 

* * *

Miasteczka w krainie zamieszkanej przez aranenamidy o nocnej porze wyglądały urzekająco, wręcz tajemniczo, jakby pochodziły z innego świata, z miejsca spoza gwiazd. W przypadku Sornabyt to wrażenie było największe w całej Enestadi.

Gwiazdy jaśniejące z węglowego nieboskłonu wraz z księżycem Nunk rzucały szarą poświatę na kikuty drzew sterczące jak pale z ziemi. Oświetlały glebę pokrytą popiołem z wijącymi się drogami pomiędzy korzeniami pokrywającymi dno miejscowości. Gdzie, niegadzie ustawiono kolonie bakterii luminescencyjnych tego samego gatunku, jakie zastosowała Arina w dziupli. Większość wróżek o tej porze spała, jednak zdarzały się takie, które chadzały ścieżkami we własnych kierunkach, obserwowały gwiazdy, bądź bawiły się z przyjaciółmi.

Samozwańczej król złodziei to nie przeszkadzało. Idąc drogą ku książęcej hodowli, bardziej obawiała się towarzyszy ciągnących wózek, niż nakrycia przez przypadkowego gapia. Instynkt złodziejki mówił, by porzucić robotę. Wrócić do dziupli i zając się rozpracowywaniem zamku. Może powodem takiego stanu był stres związany z pierwszym tak dużą kradzieżą, a może obecnością dwóch mięśniaków o karkach grubości gałęzi. Tego Arina nie umiała rozgryźć.

Dziewczyna machnęła skrzydełkami, po czym minęła ciasny zakręt i przekroczył ścieżkę prowadzącą do monarszych włości. Byli na miejscu.

Książęca hodowla pająków przędnych przywodziła na myśl przydomowy sad, w którym można znaleźć śliwy, jabłka i czereśnie, a pomiędzy nimi płożyły się jeżyny wraz z krzakami porzeczek. Jak okiem sięgnąć wszelką roślinność pokrywała pajęcza sieć tworząca nieskończony labirynt korytarzy oraz pięter poprzecinany posterunkami strażników. Labirynt zdawał się być niezamieszkany, jednak każdy, kto choć trochę znał się na hodowli przedników, wiedział, iż to tylko pozory. Wystarczyło rzucić w sieć owoc lub warzywo, a zastęp pająków żuci się na jedzenie niczym wygłodniały rekin na fokę.

Arina dowiedziała się od kilku pewnych źródeł, że książęce hodowle posiadają ponad pięciuset przedników i dwieście włóczników, będących nieco szlachetniejszą odmianą hodowaną pająków przeznaczoną głównie na mięso.

Wróżka nakazała mięśniakom czekać w pobliżu. Sama zaś podeszła do palisady oddzielającej tereny królewskie od zwykłych śmiertelników. Dopchnęła pasa, upewniając się, że maczeta wraz z kilkoma drobiazgami znajduję się na miejscu. Klepnęła sakiewkę zawierającą kamienie wraz z wyrysowanymi na nich runami. Sprawdziła, czy bransoletka z kofanami dobrze się trzyma. Następnie sięgnęła do plecaka i wyjęła linkę z hakiem, przy pomocy której chciała się wspiąć na palisadę. Co prawda mogła nad nią przelecieć bez problemu, jednak trzepot skrzydeł zwracał więcej uwagi potencjalnych strażników niż metody innych ras.

Arina zarzuciła linę, hak wbił się w drewno i pozostał na miejscu. Wróżka pociągnęła za linę. Sznur odpowiedział mocnym oporem. Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym wspięła na szczyt konstrukcji. Schowała linę na powrót do plecaka. Rozpędziła się i wyskoczyła w górę, by nabrać wysokości. Następnie przy pomocy skrzydeł poszybowała bezszelestnie w kierunku biura nadzorcy, po drodze omijając wszelkie pajęcze sieci.

Wylądowawszy, wróżka złożyła skrzydła i podeszła do drzwi niewielkiego budyneczku wykonanego w pniaku drzewa. Sięgnęła do pasa, wyjmując wytrych. Przyległa do drzwi i w pół minuty uporała się z zamkiem. Weszła do środka.

Wnętrze było ciemne, co działało na korzyść złodziejki i świadczyło o nieobecności właścicieli. Dziewczyna założyła gogle z runem wzmocnienia, który naładowała energią świetlną. Dzięki takiej kombinacji widziała pomieszczenie jak za dnia. Katalogi, szafy, kontuary i biurko zarządcy wyłoniły się z ciemności niczym duchy z otchłani. Przestały stanowić niewidzialnych pułapek zastawionych na złodziei, lecz zwyczajne meble użytkowe.

Arina podeszła do biurka i zajrzała do szuflad.

Znalazła stertę bezużytecznych papierów, paczkę gumy do żucia i kilka prezerwatyw. Do kolekcji dołączyły linijka i stłuczony kubek, który znalazła we wnętrzu katalogu z literą a.

Dziewczyna spojrzała na ciągnące się wzdłuż ścian katalogi. Westchnęła. Przeszukanie wszystkich szafek zajęłoby całą noc, na co nie mogła sobie pozwolić. Dlatego też usiadła na fotelu nadzorcy.

Zachowując bezwzględną ciszę, wróżka zaczęła myśleć. Zastanawiać się, czy nie została wyprowadzona w pole, i informację od wtyczek Rika są trefne. Jednak do tej pory wróż nigdy w tej kwestii nie zawodził. Zwłaszcza gdy chodziło o własne interesy, to mafiozo nic nie pozostawiał przypadkowi. Wróżka zmrużyła oczy. Biurko w oczach dziewczyny pomału zaczęło tracić barwy i znikać w cieniach.

Arina chwyciła kofan z bransoletki i naładowała gogle. Następnie zeskoczyła z fotela i ponownie zajrzała do szuflad. Przyjrzała się dokładniej ich konstrukcji. Po chwili znalazła, to czego szukała. Podwójne dno wraz z dokumentami opisującymi specjalną dietę dla nowego gatunku przedników złożoną z owsa oraz jabłek. Wróżce to wystarczyło. W tej chwili wiedziała, czego ma szukać. Resztki zboża będą stanowiły doskonały trop, po którym odnajdzie gniazdo pajęczaków wraz z jajami.

Złodziejka schowała dokumenty do skrytki, po czym zamaskowała ślady swojej bytności.

* * *

Wróżka zaczynała już tracić cierpliwość. Przeszła ponad pół książęcej hodowli i nic nie znalazła. Zmagała się z wszechdobylskimi pajęczynami. Wspinała w górę po drzewach, omijała strażników. Omal raz nie wpadła na dziką muszycę hodowlaną. Kilkukrotnie, o włos, nie spadła w przepaść, lecz starania Ariny nic nie dawały. Dziewczyna zaczynała się martwić. Do wschodu słońca pozostawało coraz mniej czasu, a powrót z niczym lub oszustwo nie wchodziły w grę w przypadku Rika. Chyba że chciało się poznać metody leczenia problemów z pęcherzem bez znieczulenia.  

Postąpiła krok naprzód, kierując się na południe, gdy poczuła szarpnięcie za skrzydło. Dziewczyna syknęła ze złości. Cofnęła się i wyjęła maczetę, po czym odcięła pajęczą nić i chciała pójść dalej, gdy katem oka ujrzała ziarno owsa przylepione do białego włókna.

ー Bingo ー wyszeptała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Arina zerknęła w górę, gdzie dostrzegła coraz większą ilość zboża oraz gęstniejącą sieć. Problem stanowił sposób na dotarcie do niej. Linka z hakiem odpadała z powodu własnego ciężaru i wróżki. Skrzydła także się nie nadawały, bo zbyt łatwo zahaczały o pajęcze nici. Został ostatni sposób, przygotowany zawczasu.

Dziewczyna wyjęła z sakiewki kamień z wyrytym runem powietrza, który napełniła energią kinetyczną. Postawiła go na ziemi, po czym nadepnęła na run.

Magia zadziała natychmiast. Wytworzony przez symbol podmuch wybił Arinę pionowo w górę. Wróżka machnęła maczetą, rozcinając sieć i tworząc dla siebie przejście. Wylądowała na ugiętych kolanach na białej nici. Utrzymując równowagę, za pomocą rąk i skrzydeł dotarła do pieczary wytworzonej z pajęczej przędzy.

Pasma budujące gniazdo różniły się od dotychczas spotykanych przez Arinę. Były grubsze, postrzępione, giętkie oraz na tyle puszyste, żeby stopy wróżki zapadały się, przy każdym kroku, aż po kostki. Śnieżnobiały kolor nici uderzał w oczy patrzących. Przędza wykonana za jej pomocą musiała być warta fortunę. Nic dziwnego, że Rik pragną jaj przednika pochodzącego z tejże hodowli.

Wróżka naładowała gogle, resztkami energii zawartymi w kofanie, zacisnęła dłonie na maczecie, po czym wkroczyła do środka.

Półokrągłe wnętrze rozmiarami przywodziły na myśl jamy wykopywane przez borsuki. Proste pozbawione wszelkiego życia komnata cuchnęła niemiłosiernie zgnilizną zmieszaną z wonią gówna. Centralną zajmował kokon z jajami pająka przytwierdzony do sufitu. Po rogach zaś walały się resztki ostatniego posiłku pająka.

Arina zacisnęła wolną dłoń na nosie. Podeszła do kokonu i delikatnie rozcięła zewnętrzną warstwę. Dotarła w ten sposób do pokrytych śluzem jaj. Dziewczyna zdjęła plecak i zaczęła do wnętrza wkładać przyszłe pajęczaki, gdy ujrzała kość leżącą w pobliżu. Wróżka przerwała pracę. Podeszła bliżej. Smród nasilił się tak mocno, że Arinie zebrało się na wymioty.

Dziewczyna ujrzała wyschniętego gryzonia wielkości kundla z grubymi tylnymi odnóżami uwięzionego w pajęczym kokonie. Natychmiast rozpoznała gryzoskoczka olbrzymiego, często używanego przez wróżki z innych plemion za środek transportu.

Arina przełknęła ślinę. Widok martwego zwierzaka oznaczał jedno. Nowy gatunek, nie był taki nowy, lecz dobrze znanym rodzajem mięsożercy, polującym na…

Dziewczyna usłyszała chrzęst za plecami. Odwróciła się powoli, trzymając w jednej dłoni maczetę, a w drugiej kamień z runem siły napełniony energią kinetyczną.

Kokon z jajami zniknął, a po karku wróżki przepłynęły ciarki. Na domiar złego wizja zapewniona przez gogle zaczęła słabnąć. Arina stawiała krok za krokiem, robiąc najmniej hałasu, jak potrafiła. Stopy dziewczyny zapadały się w sieci niczym na sprężynowym łóżku. Obecny przy tym skrzyp przypominał dziewczynie wybuchy rac podczas święta odrodzenia.

Wyjście było coraz bliżej. Wróżka ostrożnie chwyciła plecak i przewlekła ręce przez szelki. Postąpiła krok do przodu. W ten, z góry, sunął się pająk i odciął Arine od wyjścia.

Dziewczyna zamarła. Pokryte włoskami odnóża przywodziły na myśl lance, którymi konni przebijają piechotę na wylot. Szczękoczułki znajdowały się na wysokości głowy wróżki, a z ich haczykowatych końców spływały krople śmiertelnej trucizny. Nieprzeniknione czarne oczy, patrzyły wszędzie na raz, w każdym możliwym kierunku, przez co Arina nie mogła liczyć na bycie niezauważonym. Odwłok stworzenia spowijała pajęczyna, na której dziewczyna odnalazła rozcięcie.

Drapieżnik ugiął odnóża, szykując się do ataku. Wróżka rzuciła kamieniem w szczękę stawonoga. Run rozbłysnął. Rozległ się huk, który ogłuszył Arinę. Fala uderzeniowa odepchnęła pająka do tyłu, oszołamiając go. Wróżkę zaś posłała na ziemię. Dziewczyna wstała. Pobiegła do wyjścia, modląc się w duchu do Elda, by zdążyć. Pająk wstał. Wystrzelił odnóżami w kierunku złodziejki. Dziewczyna wykonała wślizg, w ostatniej chwili omijając odnóża pająka, wybiegła z gniazda mięsożercy. Wściekła matka ruszyła w pościg za złodziejką. Arina rzuciła drugi kamień, lecz pajęczyca uchyliła się i uniknęła pocisku.

Wróżka zaklęła. Nie mając wyboru, wzbiła się w powietrze, co było koszmarnym błędem. Skrzydła dziewczyny niemal natychmiast zaczepiły o pajęcze nici, co uniemożliwiło dalszą ucieczkę. Drapieżnik, widząc bezradność ofiary, zbliżał się powoli, prostując szczękoczułki ze spływającym jadem. Złodziejka zaczęła się szarpać, próbując maczetą wyciąć sobie wolność. Jednak z każdym ruchem coraz bardziej się plątała i zaczepiała o nowe nicie. W końcu znieruchomiała. Wizja zapewniana przez gogle znikła. Została ciemność oraz świadomość nadchodzącej śmierci. Arina sięgnęła do sakwy, chwyciła pierwszy kamień i cisnęła przed siebie. Rozległ się huk. 

Wróżka nie miała pojęcia czy trafiła. Nadwyrężając skrzydła, spróbowała się wyrwać, lecz i tym razem nic nie osiągnęła. Chwyciła kolejny kamień, trafiła na run wzmocnienia napełniony energią świetlną. Dzięki takiej kombinacji minerał stawał się istną latarką zużywającą niewielkie ilości energii w porównaniu do zwykłego kofana wypełnionego światłem.

Arina uniosła dłoń wyżej. W blasku kamienia ujrzała oszołomionego pajęczaka z połamanymi odnóżami, który wytrwale wlekł się w kierunku złodziejki. Dziewczynie zaimponowała determinacja drapieżnika. Wróżka schowała maczetę, po czym wyjęła kolejny kamień hukowy z sakwy i dobiła pająka. Jednak na tym nie poprzestała. Nie tracąc czasu, sięgnęła po maczetę i w świetle kamienia, odcięła odpowiednie nici i uwolniła skrzydła.

Dziewczyna opadła na ziemię. Z dala, do uszu Ariny doszły odgłosy strażników zmierzających do gniazda. Wróżka zgasiła kamień. Kierując się bardziej wyczuciem niż wzrokiem, poszła w kierunku ogrodzenia hodowli. Minutę później wzrok Ariny przystosował się i wróżka widziała znacznie lepiej.

Strażnicy zdradzali swe pozycje kamieniami świetlnymi, co znacznie ułatwiało złodziejce przekradanie się między nimi. Mim tego wróżka kilkakrotnie omal nie wpadła na jednego, czy drugiego wróża patrolującego okolicę. 

Arina przekradała się między poszukującymi ją strażnikami. Robiła to najszybciej, jak potrafiła, przecinając pajęcze nicie i pozostawiając wiele śladów. Wiedziała, że kwestią czasu jest użycie przez ochroniarzy gryzoskoczków w ramach tropicieli, dla których zapach spoconej wróżki stanowił doskonały ślad bezwzględu na widoczność oznak bytności kogokolwiek na terenie.

 

* * *

Gardło paliło Arine niemiłosiernie. Wróżka przeklinała się w duchu za nie zabranie na rabunek choćby najlichszej butelczyny z wodą. W tej chwili byłaby gotowa oddać cały lup za lichy bidon.

Wróżka zadarła nosek do góry. Stała przed ogrodzeniem, które kolejny raz musiała pokonać za pomocą liny z hakiem. Westchnęła. Zarzuciła linę i zaczęła się wspinać w górę, stękając z wysiłku. Stawiała krok za krokiem, walcząc z siłą ciążenia i ślizgającymi się ramionami plecaka. Będąc w połowie drogi, usłyszała strażników, zmierzających prosto na nią.

Arina owinęła lewą rękę wokół liny, wyjęła z sakwy ostatni kamień hukowy i zamarła bez ruchu. Dziewczyna obserwowała strażników, czekając na dalszy rozwój wypadków.

Wróżowie ubrani w granatowe płaszcze ze znakiem pająka na plecach lustrowali okolicę, pomagając sobie kamieniami z runem wzmocnienia. Ich spojrzenia padały głównie ku niebu bądź ziemi. Nikt z nich nawet nie pomyślał o sprawdzeniu ogrodzenia.

Arina zacisnęła szczękę. Ramię rwało, ścięgna zaś paliły żywym ogniem. Wróżce zdawało się, że lada chwila odpadnie od ściany i zdradzi swą pozycję. Dziewczyna ostrożnie przetarła czoło. Strażnicy podeszli bliżej. Na tyle by można było usłyszeć ich rozmowę. Jak na złość Arinę zaczęły swędzić ramiona, łydki oraz plecy. Jakby specjalnie czekały na ten właśnie moment, gdy najdrobniejszy ruch mógł ją zdradzić. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i odepchnęła wszelkie niedogodności. Strażnicy dyskutowali na temat rozgrywek badmintona i szans czempionów na zwycięstwo. Na szczęście dla dziewczyny zbytnio nie skupiali się na robocie i wkrótce minęli Arine nie zauważywszy złodziejki ani odrobinę.

Wróżka schowała kamień do sakwy i chwyciła linę drugą ręką. Poczekała, aż konieczna wróci do dawnej formy, po czym pokonała resztę drogi i opuściła książęcą hodowlę.

Po drugiej stronie ogrodzenia Arina spokojnym krokiem udała się do umówionego wcześniej miejsca, gdzie mieli na nią czekać przypakowani pomocnicy. Odnalazła ich ukrytych za zasłoną mchu. Siedzieli naprzeciw siebie i grali w pokera.

Wróżka zakręciła oczami.

ー Macie wodę?

Mięśniak po prawej uniósł głowę i znacząco spojrzał na Arinę. Jego towarzysz, także odłożył karty.

ー Masz towar?

Wróżka postawiła plecak na wozie, po czym wyjęła z wnętrza jajo pająka.

ー Udało mi się zdobyć dwanaście. Powinno starczyć. Zresztą ta rzekoma nowa odmiana to doskonale znany staroszkolny wróżkojad. Myślałam, że wyginęły, a tu proszę bardzo. Jeden omal nie zjadł mnie na podwieczorek. Dostanę w końcu tę wodę?

Dryblasy popatrzyły po sobie nawzajem. Podeszli do Ariny, równym wyćwiczonym krokiem. Zmęczona dziewczyna napięła mięśnie. Ukradkiem sięgnęła do sakwy.

ー Ktoś jeszcze o tym wie?

ー Niby skąd?

Pierwszy z dryblasów zamachnął się pięścią prosto w głowę Ariny, chcą załatwić sprawę, raz a dobrze. Wróżka uchyliła się i już miała rzucić w agresora ostatni kamień hukowy, gdy drugi z pachołków Rika chwycił ją za nadgarstek i pozbawił broni. Dziewczyna szarpała się i chwyciła wolną dłonią maczetę. Następnie ostatkiem sił wbiła ostrze w przedramię napastnika, odrąbując mięśniakowi konieczne. Mężczyzna zaryczał z wściekłości oraz bólu próbując dłonią zatamować krwotok. Drugi z pachołków także zawył, wyprowadził dwa szybkie ciosy. Złodziejka uchyliła się przed jednym, lecz zmęczenie spowolniło ruchy wróżki, i drugi cios trafił dziewczynę w brzuch. Arina zgięła się w pół, Poczuła jak żołądek, podchodzi do gardła, a fala mdłości wypala resztki oporu. W ten nadszedł trzeci, cios powalając dziewczynę na ziemię. Złodziejka splunęła krwią. Instynktownie skuliła się, chroniąc głowę oraz brzuch. Kątem oka dostrzegła but zmierzający w jej stronę. Zadrżała, szykując się na nadchodzącą falę bólu.

ー Stać policja! Ręce do góry!

Dryblas zatrzymał stopę w ostatniej chwili, po czym wyszedł poza zasięg wzroku wróżki, która oddała się w objęcia Avanty.

 

* * *  

 Arina otworzyła oczy i natychmiast tego pożałowała. Ostre światło wdarło się do świadomości wróżki, wnikając w myśli niczym łom we framugę drzwi. Chwilę później dołączył ból oraz zapach środków dezynfekujących.

Dziewczyna spróbowała wstać, zrozumieć, gdzie się znajduję. Jednak szybko się zorientowała, że jest przykuta kajdankami do łóżka. Odruchowo sięgnęła do włosów po wytrych, jednak nic nie znalazła. Zerknęła na stanik, w miejsce ukrycia zapasowego narzędzia, ale intymna część ubrania kompletnie znikła. Dopiero po tym Arina zorientowała się, że jest jedynie w majtkach i szpitalnym szlafroku.

ー Nareszcie znalazł się ktoś kompetentny na tym zadupiu.

Złodziejka uśmiechnęła się, mimo niepokoju odczuwanego w sercu. Do tej pory nie miała do czynienia z tego kalibru profesjonalizmem.

Wróżka rozejrzała się. W pokoju szpitalnym oprócz standardowego łóżka, stolika z dzbankiem wody i szklanką znalazła drugie, bliźniacze, łóżko i nic poza tym. Arina sięgnęła po dzbanek, nalała do kubka wody, tworząc przy okazji małą kałużę, po czym chciwie zaspokoiła pragnienie. Dopiero po opróżnieniu trzeciej szklanki zwróciła uwagę na postać leżącą na klozetce.

Istota była typowej postury dorosłego wróża. Ubrana w garnitur z białym cylindrem co chwilę podrzucała i łapała klucz wielkości dłoni. Nie posiadała skrzydeł, a przy boku łóżka leżała prosta laska z kamienną główką.

Nieznajomy, jakby wyczuł spojrzenie Ariny, przerwał zabawę. Usiadł na skraju łóżka, posyłając dziewczynie szeroki uśmiech.

ー Co pali bardziej? Zdrada, czy pragnienie?

Arina uniosła brew, próbując zrozumieć intencje współwięźnia. Po chwili milczenia nieznajomego zrozumiała, że ten oczekuje odpowiedzi.

ー Obydwie palą jak Tenebris.

Kapelusznik wybuchnął perlistym śmiechem, który poniósł się echem po pomieszczeniu. Wkrótce umilkł i badawczo przyjrzał się wróżce.

ー Obydwa świetnie gasi woda. Jednak bez odpowiednich narzędzi wszystko staje się mozolne, albo prawie niemożliwe ー rzekł nieznajomy, wpatrując się w kajdanki Ariny.

Dziewczyna przekrzywiła głowę.

ー Zaraz się przekonasz, że dla króla złodziei, byle kajdanki, nie stanowią żadnego problemu.

Wróżka przyjrzała się bliżej mechanizmowi bransoletek Rozpoznała konstrukcję, którą potrafiła otworzyć czymkolwiek odpowiednio twardym i małym mieszczącym się w dziurce od klucza, choćby spinaczem biurowym. Jednak niczego takiego w zasięgu dłoni nie było. Arina pomyślała o rozbiciu wazonu i zastosowaniu w tym celu szkła, ale po chwili uświadomiła sobie, że to absurdalny pomysł.

ー Brak weny?

Dziewczyna pokręciła głową.

ー Mnie nie oszukasz ー rzekł nieznajomy wstając. ー Trzymaj. To może ci się przydać.

Kapelusznik rzucił klucz w kierunku wróżki, która chwyciła go bez najmniejszego problemu. Dziewczyna natychmiast użyła podarunku na kajdankach, nie zwracając uwagi na nieznajomego. Prezent pasował idealnie.

ー Byłbym zapomniał. Gdy będziesz otwierać drzwi, pomyśl o miejscu, w którym chciałabyś się znaleźć.

Arina zdjęła kajdanki i odwróciła się do kapelusznika, by mu podziękować, jednak nieznajomy zniknął, pozostawiając wróżkę samą.

Dziewczyna wstała. Myślenie co się stało z dziwnym wróżem, pozostawiła na później. Aktualnie ważniejsze było odzyskanie sprzętu i ucieczka ze szpitala.

Wróżka podeszła do drzwi. Nacisnęła klamkę i zerknęła na korytarz. Natychmiast zauważyła dwóch policjantów pilnujących wyjścia i uniemożliwiających ucieczkę. Arina westchnęła. Przyjrzała się z bliska podarunkowi, po czym wsadziła go do zamka w drzwiach. Ku zaskoczeniu wróżki klucz pasował idealnie i bez problemu mogła zamknąć pomieszczenie.

ー Ciekawe ー wyszeptała Arina pod nosem, po czym przekręciła klucz, myśląc o swoim domu i uchyliła drzwi.

Zamiast spodziewanego szpitalnego korytarza, zobaczyła własną sypialnię z niepościelonym łóżkiem, na której drzemał rybik zwinięty w kłębek. Dziewczyna szerzej otworzyła drzwi i z kluczem w dłoni ostrożnie przekroczyła próg. Następnie zamknęła je za sobą i ponownie otworzyła. W miejscu szpitalnego korytarza zobaczyła przedsionek domostwa oraz wieszak z płaszczami.

ー Łusko z tym kluczem jesteśmy najbogatszymi złodziejami w całym Damalen, ba na całym świecie. Zapomnij o nędzę karmie, z nie wiadomo czego. Od dzisiaj będziesz jadła jedynie papier najlepszej jakości.

Po tych słowach Arina przekręciła klucz w zamku i weszła do tajnego skarbca Rika.

 

Koniec

Komentarze

Francisie, im więcej opowiadań wrzucisz jednego dnia, tym mniejsze mają szanse na szybkie przeczytanie. Rozsądniej jest zamieścić opowiadanie, poczekać na odzew czytelników, ustosunkować się ich komentarzy, a po kilku, kilkunastu dniach zaprezentować kolejny tekst.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka