- Opowiadanie: Francis Bloodline - Opowieści z Damalen - Tanu Poel

Opowieści z Damalen - Tanu Poel

Oceny

Opowieści z Damalen - Tanu Poel

 ー Fajnie by było, ale takie rzeczy dzieją się wyłącznie w powieściach, mamo. Bajkach dla dzieci, a ja już jestem dużym chłopcem. I wiem, co jest możliwe, a co nie. Jakbym nawet pracował nad runami całe życie to i tak nic z tego nie będzie. Po prostu jestem niezdolny do tego. Moje próby są jak śpiew Giraku na święcie Tanakula. Żałosny dla mnie i wszystkich innych.

ー On przynajmniej próbuje.

ー I co z tego. Prędzej bogowie zapłaczą nad Doqueadem, niż zaśpiewa choćby jedną poprawną nutę, a ja nauczę się pisać runy.

Matka chłopaka burknęła, a z jej ust wyleciały bąbelki powietrza, które uniosły się w górę ku powierzchni toni wodnej.

Alphen zwane przez mieszkańców Damalen podwodnymi elfami należały do istot zamieszkujących morza i oceany. Jako jedne z nielicznych stworzeń żyjących na Astonin potrafiły oddychać równie dobrze na powierzchni jak i pod wodą. Jednak z powodu budowy ciała wolały przebywać pod powierzchnią. Alpheni mieli gładką wytrzymałą skórę barwy toni morskiej, pozbawioną wszelakiego owłosienia. Budową przypominali ludzi bez uszu, którym między palcami wyrastała błona. Zamiast paznokci posiadali zakrzywione pazury podobne do kocich, lecz kilka razy grubsze. 

Stopy morskich elfów zawsze były o kilka numerów za duże, niż wynikałoby to z posiadanego wzrostu. Jednak na tym podobieństwa się kończyły. Jednobarwne oczy kształtu migdała i wielkości pięści były czarne bądź czerwone. Nos składał się z dwóch otworów. Warg nie posiadali wcale. Zęby zaś przypominały zakrzywione haczyki, z których ułożono barierę. Rosły one przez całe życie i często musiały być przycinane. Mężczyźni od kobiet różnili się od siebie niewiele. Jeśli nie liczyć podstawowych kwestii to płeć żeńska posiadała wydatne piersi w trakcie karmienia potomstwa. Poza tym okresem wyróżniały się w nikłym stopniu.

Jeśli zaś chodzi o ubrania, to Alphen gustowali w bazaltowych naszyjnikach, pierścieniach oraz rubinach, które cenili ponad wszelkie inne kamienie. Pod wodą nosili ubrania wykonane z rybich łusek uzyskanych ze specjalnego gatunku ryb zwanych Daremami. Zwierzęta owe z wyglądu przywodziły na myśl wiecznie nabrzmiałe rozdymki, które ktoś dla żartu pomalował srebrnym lakierem. Na lądzie zaś ubierali się jak zwykli mieszkańcy Damalen, preferując przy tym mokre szaty.

Tanu pod tym względem nie wyróżniał się od rówieśników.

ー Bycie dyslektykiem nie upoważnia cię do nieumiejętności posługiwania się magią.

Nastolatek burknął w odpowiedzi.

Matka westchnęła. Podsunęła synowi talerz ze ośmiornicą, która pośród Alphen była uważana za rarytas.

ー Proszę, zjedz jeszcze trochę. Jesteś taki drobny. Musisz więcej jeść, by urosnąć.

Tanu łypną na talerz, chwycił głowonoga i połknął w całości.

ー Grzeczny synek, a teraz możesz iść się pobawić z przyjaciółmi.

ー Dobrze, mamo ー rzekł nastolatek z wyczuwalną irytacją w głosie.

Tanu wstał, zasunął krzesło, pocałował mamę w policzek na pożegnanie, po czym opuścił dom, by zagrać w Abadaszah z przyjaciółmi.

Miasta Alphenów nie przypominały w budowie żadnych z zabudowań obecnych na Damalen. Najbardziej nowoprzybyłym w oczy rzucał się brak dróg. Mimo to istniały odpowiedniki mechmobilów z powierzchni. Nazywano je wodomobile. Wyglądem przypominały bańki mydlane pokryte siatką z roztopionego złota. Po bokach posiadały przymocowane turbiny, które napędzały pojazd i zapewniały manewrowość niespotykaną na lądzie.

Tanu wsiadł do własnego wodomobilu, którego dostał na święto odrodzenia, i pociągnął za dźwignie, uruchamiając pojazd. Następnie rozsiadł się wygodnie, Położył dłonie na kulach sterowniczych, działających na podobnej zasadzie co dźwignie w machinach kroczących z powierzchni,

Chłopak wcisnął kulę w dół, co zaowocowało ruszeniem pojazdu do przodu. Po chwili wymanewrował z rodzinnej posesji i włączył się do ruchu,

Po drodze na boisko Tanu mijał domostwa, sklepy, huty szkła, wytwórców obsydianu, chaty hodowców ośmiornic oraz wiele innych budowli, których łączył charakterystyczny dla Alphen styl składający się ze szkła, wodorostów, obsydianu oraz złota. Po dnie zaś ciągneły się rury dostarczające wrzątek do automatów, których sieć tworzyła istny labirynt. W zakamarkach owego labiryntu można było błądzić przez całe stulecie.

Mijane domostwa posiadały kopuły zdobione złotem, których skomplikowane wzory oddawały złożoność oceanów i wierzeń mieszkańców. Zdarzały się budowle proste, przypominające tuby po papierze toaletowym jak i ekstrawaganckie wykonane wyłącznie ze złota stylizowane na zatopione okręty wojenne. Z rzadka, także można było ujrzeć tradycyjne mieszkania Alphenów wybudowane na kształt gąbek i korali.

Chłopak zwolnił, mijając dwustuletnią świątynie Tanakula, której spadziste skosy wykonane z wodorostów budziły podziw aż po dziś dzień. Następnie skręcił w lewo i zatrzymał się na chwilę przed biblioteką. 

Tanu ujrzał w toni wodnej kulę wykonaną z matowego szkła i zdobioną siecią złotych zawijasów skrojoną na wzór układu krwionośnego. Budowle do dna przytwierdzał gatunek wodorostów wytrzymały jak najprzedniejsza stal z Damalen. U drzwi wisiała zaś tabliczka z napisem ー „Przerwa techniczna. Przepraszamy za utrudnienia”.

Wodny elf w odpowiedzi wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem. Trzeci raz z rzędu zdarzyło mu się zawitać pod bibliotekę i zastać tabliczkę z przeprosinami. Pomału zaczynał uważać, że ponad w niełaskę bóstw wiedzy, które przy pomocy owego napisu okazywali swoje niezadowolenie.

 

* * *

Tanu zaparkował wodomobil w rzędzie z innymi pojazdami należącymi do przyjaciół chłopaka. Po liczbie wehikułów wywnioskował, że dotarł na miejsce jako ostatni. Raz, dwa zamontował kotwice do własnego środka transportu, zabezpieczając go przed odpłynięciem wraz z prądem morskim. Następnie popłynął, jak najszybciej umiał na murawę.

Boisko, do którego dotarł chłopak, należało do amatorskiego klubu ostrygi, prowadzonego przez byłego zawodowego gracza w Abadaszah. Wielu mieszkających w pobliżu Alphenów dofinansowywało klub lub pomagało w utrzymaniu boiska w należytym stanie. W zamian klub udostępniał murawę wszystkim chętnym graczom, poza czasem treningów i spotkań.

Spotkania w Abadaszah toczyły się na dnie morskim na boisku w kształcie prostokąta. Naprzeciw siebie stały obręcze, należące do danej drużyny. Pomiędzy nimi znajdował się labirynt wykonany z wodorostów, który zawierał trzy ścieżki z jednego końca do drugiego. Dwie z nich wychodziły na rogach boiska, jedna zaś kończyła się na środku naprzeciw obręczy. Każde z boisk posiadało, własny unikalny układ korytarzy, który nie faworyzował żadnej z połów. Co w praktyce nigdy się nie zdarzało z powodu konieczności zamiany stronami po upłynięciu połowy czasu spotkania wynoszącego godzinę.

Tanu zatrzymał się przed grupą rówieśników, dyskutujących żywo na temat gry.

ー Ile razy trzeba ci tłumaczyć. Jesteś jakiś niedorozwinięty, czy może twoja matka robiła figo-fago z człowiekiem? Jak jeszcze raz będę musiał ci to wykładać, to nawet sam Tanakula nie ocali.

Chłopak westchnął. Kamonu należał do typu istot we wrzącej wodzie wychowanych, a do tego bardzo łatwo można było wyprowadzać go równowagi. Stojąc przy młodziku, wymachiwał pazurami przed twarzą dzieciaka. Reszta załogi obserwowała wydarzenie z boku, podśmiewając się z całego zajścia. 

Nastolatek klepnął Kamonu w ramie i odsunął się na bok. Kamonu bez zastanowienia walną pięścią w miejsce, w którym przed chwilą się znajdował przyjaciel.

ー Mówiłem ci. Nie rób tak, bo kiedyś oberwiesz i to nie będzie moja wina, tylko twoja ー rzekł Kamonu, gdy zorientował się, kogo chciał pobić.

ー Dobrze kumie. Ja mu to wszystko wytłumaczę, a ty odetchnij i przygotuj się do gry.

ー Zrób to porządnie, bo jak trafi do mojej drużyny i przez niego przegramy, to cię stłukę jak szklany wazon ー rzekł nastolatek na odchodne, po czym zgromił pozostałych spojrzeniem i zaczął płynąć dookoła boiska dla uspokojenia nerwów.

Tanu spojrzał na młokosa trzymającego się dzielnie mimo pierwszych oznak purpurowienia policzków, które było odpowiednikiem płaczu istot lądowych.

ー Nie bój się. Kamonu uklejki by nie skrzywdził. No może trochę przesadziłem i nie jest aż tak łagodny, ale znacznie więcej straszy, niż faktycznie robi. Oczywiście zdradzam ci to w sekrecie.

Dziesięciolatek przytaknął i otarł policzki.

ー Na początek jestem Tanu. Jak mniemam resztę, już zdążyłeś poznać.

Nowicjusz kiwnął głową, po chwili dodając.

ー Jestem Etume.

ー Miło cię poznać Etume ー rzekł Tanu, wyciągając rękę do dziesięciolatka, który natychmiast uścisnął dłoń chłopaka.

ー Skoro już się znamy to pora ci wszystko wytłumaczyć. W Abadaszah chodzi o to, by przerzucić piłkę przez obręcz przeciwnej drużyny. Jednocześnie zabronione jest wychlanie się nad ściany labiryntu i jakiekolwiek ich przekraczanie. W każdej drużynie są trzy role do obsadzenia. Dowódcy, wojownika i kawalerzysty. Dowódca to ten, co siedzi na obręczy i widzi z góry cały labirynt. Jego zadaniem jest informowanie wojowników i kawalerzystów o położeniu wrogów i sojuszników. Wojownik walczy o piłkę z wojownikami i kawalerzystami drużyny przeciwnej i może odbierać piłkę na wszelkie możliwe sposoby. Zazwyczaj gra się dwóch wojowników w centrum i dwóch na obronie. Kawalerzystów jest dwóch. Nigdy więcej nigdy mniej. I zazwyczaj są to najszybsi zawodnicy w drużynie. Ich zadaniem jest przejęcie piłki od wojownika i wrzucenie jej do obręczy, jednocześnie jako jedyni mogą ominąć przeciwnika bez obalania go na ziemię. Na starcie znajdują się po stronie przeciwnika, czekając na piłkę. Zdarza się, że jeden z kawalerzystów jest na obronie, ale to taktyka stosowana w profesjonalnych rozgrywkach. Wszystko rozumiesz?

Etume zamyślił się przez chwilę.

ー Chyba tak.

ー Nie bój się. To tylko zabawa i najwyżej nabawisz się kilku siniaków ー rzekł Tanu posyłając oczko do dziesięciolatka.

Przez następny kwadrans chłopaki wykłócali się, kto będzie wybierał składy do gry. Po wielu ustępstwach wybrano Tanu i Kamonu jako liderów. W konsekwencji nastąpiła kolejna sprzeczka dotycząca tym razem sprawiedliwego podziału sił. Na domiar złego pod sam koniec Rimoku posprzeczał się z bratem Dosemu i nie kategorycznie nie chcieli znajdować się w jednej drużynie.

Po wszystkim wyłoniły się dwa obozy. W skład pierwszego zwanego krabami wchodził Kamonu jako dowódca. Amanem, Sonu wyglądających jak bracia, ale nimi niebędący wraz z Rimoku oraz najsilniejszy ze wszystkich Omel zostali wojownikami. Klen o jednej nodze większej od drugiej oraz Wodu z wiecznie za dużymi zębami w drużynie krabów objęli stanowisko kawalerzystów.

Naprzeciw ich mieli stanąć otoczaki pod przywództwem Tanu. W skład ich wojowników wchodzili Dosemu, Panoku, Joden, który jako jedyny z przyjaciół miał czerwone oczy oraz gruby Zer, co bez przerwy coś przeżuwał. Jako kawaleria udział wziął szybkonogi Gin i Etume, który był wielce zaskoczony gdy dowiedział się jaką ważną rolę przypadnie mu pełnić.

Mecz rozpoczął się tradycyjnie w największej części labiryntu, o kształcie koła, leżącej na środku boiska.

Piłka poleciała w górę, po czym zaczęła opadać w dół. Stojący naprzeciw siebie Rimoku i Dosemu, zamiast wyskoczyć w górę, aby sięgnąć piłki, rzucili się sobie do gardeł. Okładając się wzajemnie pięściami, wpadli na Omela, który zderzył braci głowami. Na co dwójka natychmiast odpowiedziała wspólnym atakiem na nastolatka.

Piłka tymczasem zdążyła opaść na piasek. Kamonu wykrzykiwał groźby na całe gardło w kierunku walczącej trójki, obiecując, że po meczu wypatroszy ich jak węgorze. Joden, będący jedynym zawodnikiem w centrum niezwiązany walką, chwycił piłkę i pobiegł środkową aleją, po czym skręcił w prawo, wybierając drogę prowadzącą ku lewemu wyjściu z labiryntu. Zauważywszy to Tanu, przekazał położenie zawodnika kawalerzystą i dał tajny sygnał zdradzający położenie obrońców.

W tym momencie Kamonu dostrzegł, co się święci. Porzucił grożenie Omelowi i zaczął wykrzykiwać przekleństwa w stronę Amanemu, który znajdował się najbliżej biegnącego z piłką czerwonookiemu. Anamenu wystawił liderowi własnej drużyny środkowy palec, po czym wybrał odpowiednią odnogę i zagrodził drogę przeciwnikowi, na dodatek złego Sonu zdążył, odciąć drogę ucieczki wojownikowi otoczaków.

Mimo tragicznej sytuacji Joden zachował szeroki uśmiech na twarzy i rzucił się na Anamenu. W tym czasie Sonu przejął piłkę i zaczął biec do bramki przeciwnej drużyny. Dotarł niemal do połowy, gdy niespodziewanie przed nim pojawiła się noga, na którą wpadł, wskutek czego stracił równowagę i runął na piasek. Właścicielem owej nogi okazał się Etume, który chwycił piłkę, przebiegł kilka metrów, i przy pomocy wskazówek dowódcy, przerzucił rybi pęcherz nad ścianą labiryntu wprost do rąk szybkonogiego Gina.

Szybkonogi zacisnął pazury na piłce i pobiegł prawą aleją ku pierścieniowi, po drodze spotkał Anamenu z rozdartą koszulą oraz rosnącymi sińcami na twarzy. Korzystając z przywilejów kawalerzysty, wykonał zwód i przepłynął nad rówieśnikiem. Następne metry pokonał bez przeszkód i w kródce stanął naprzeciw Kamonu, klnącego, grożącego i obiecującego mannę z nieba za upuszczenie piłki.

Szybkonogi lekceważąc słowa przywódcy przeciwników, rzucił piłkę przez obręcz, zdobywając punkt.

Dalsza część meczu przebiegła w podobnym tonie. Nastolatkowie się tłukli, przeklinali i wyrywali piłkę, by za wszelką cenę zdobyć kolejny punkt. Zdarzały się nawet próby oszustwa po obu stronach barykady. Za co winni bracia zostali wyrzuceni z boiska na całe piętnaście minut. Nowicjusz spisywał się nieźle i mimo braku doświadczenia okazał się walecznym przeciwnikiem, którego nie można było lekceważyć. Pod koniec meczu zdarzyło się nawet, że Kamonu, psiocząc na czym świat stoi, wkroczył na boisko jako wojownik, awansując na lidera Omela. Tanu tymczasem spokojnie realizował plan, zapewniając dwupunktową przewagę otoczaków nad krabami. Mimo tego w ostatnich minutach przewaga stopniała do jednego punktu, którego Wodu prawie nie nadrobił szalonym biegiem przez trzy czwarte boiska po błędzie nowicjusza.

Ostatecznie mecz się zakończył wynikiem osiemnaście do dziewiętnastu dla otoczaków.

Potłuczeni, posiniaczeni, zmęczeni oraz szczęśliwi chłopcy padli na piasek, by odsapnąć po grze. Jedynie Tanu, jako lider otoczaków, wyszedł z meczu bez szwanku.

ー Świetna robota Gin, ta akcja ze wślizgiem to był istny majstersztyk. Panoku bez ciebie nasze zwycięstwo nie byłoby możliwe ー nastolatek przybił piątkę z rówieśnikiem, po czym stanął nad nowicjuszem, którego podbite oko ledwo się otwierało.

ー I oto nasz najnowszy nabytek Etume wielki bystrooki, który jest jak kolec jeża, zjawiający się tam, gdzie Alphen najmniej spodziewa. Twoja pierwsza akcja zasługuję na medal chłopie. Ten hak. To było zagranie na poziomie Pisimena.

Dziesięciolatek uśmiechnął się i przybił piątkę z Tanu.

ー Chłopaki ja znikam, do zobaczenia jutro o tej samej porze. Ciebie też się to dotyczy Etume.

ー Na razie.

ー Do zobaczenia.

ー Następnym razem złoję ci dupsko. Pa, patafianie.

ー Co on tak szybko zniknął?

ー No to ty jeszcze nie wiesz. Nasz Tanu jest…

 

* * *

 Chłopakowi tym razem dopisało szczęście i biblioteka była otwarta. Wnętrze wypełniał spokój oraz przytłumiony głos asystentki bibliotekarki, czytającej dzieciom bajki. Regały wypełnione książkami zajmowały wszelką dostępną przestrzeń. Dział literatury pięknej zdobił koral o kształcie przywodzącym na myśl płaszczkę, którego Tanu omal, przypadkiem nie połamał, gdy miał dziesięć lat.

Przy fantastyce dwójka Alphen studiowała tytuły w poszukiwaniu lektury. Obok działu z kryminałami oraz literaturą faktu stała rzeźba detektywa w meloniku i wąsach zakręconych na końcach. Nastolatek po dziś dzień nie mógł dojść, kim jest owa postać. Naprzeciw niej znajdowało się biurko bibliotekarki. Zajmowane przez pannę Minred lubującą się we wszelkiego rodzajach swetrach pochodzących z powierzchni.

Na widok Tanuego poprawiła okulary i gestem wskazała dział dziecięcy.

Chłopak podziękował i udał się we wskazanym kierunku.

Dział z książkami dla najmłodszych wyróżniał się od reszty największą ilością ozdób w baśniowych klimatach. Plakatami przedstawiającymi postacie z Tenego palucha, zająca z Alicji w krainie czarów, Jasika i Miliki, oraz wielu, wielu innych. Podobnie jak książki, były wykonane na specjalnym rodzaju papieru wytwarzanym z alg morskich, który charakteryzował się pełną odpornością na wodę.

W łuku siedziało ośmioro dzieci w wieku od czterech do jedenastu lat. Skupione podlotki, dłonie trzymały na kolanach. Patrzyły na asystentkę bibliotekarki, jakby była grajkiem bądź obwoźnym kramem rzecznych demonów przedstawiających sztukę przeznaczoną dla najmłodszych.

Krewna Minred posiadała czarne, migdałowate, pełne życia oczy, w które Tanu mógł patrzeć bez końca. Smagłą figurę ukrytą pod bluzką ozdobioną muszelkami. Zadbane, równe zęby oraz pazury u palców. Powyżej dłoni, które nastolatek chciałby choć raz w życiu dotknąć, asystentka nosiła bransoletki z obsydianowymi łezkami delikatnie falującymi przy każdym ruchu. Na kostce dziewczyna miała tatuaż przedstawiający jaszczurkę, wijącą się w górę łydki. 

Jednak to głos Lili wzbudzał w chłopaku najwięcej emocji. Czysty, harmonijny, podrażniający bębenki, przynoszący fale rozkoszy zwłaszcza przy dźwięcznych samogłoskach. Był on dla Tanu, poezją, smakiem czekolady, bądź krewetką rozpływającą się w ustach, wonią urukwi zwanych podwodnymi różami, wszystkim, co przynosiło rozkosz oraz ukojenie.

Asystentka odwróciła stronę książki i zakończyła opowieść.

ー Prosimy, jeszcze jedną… Prosimy… Ostatnią prosimy… ー rozległy się głosy wśród słuchaczy.

ー Na dzisiaj starczy. Już trzeci raz miała to być ostatnia bajka. No, zmykać mi na zewnątrz. To nie zdrowe tak długo siedzieć pod szkłem.

Grupka dzieciaków niechętnie posłuchała Lili i marudząc po drodze, opuściła bibliotekę.

Tanu został sam z asystentką. Chłopak rozejrzał się, żeby gdzieś usiąść, lecz Lili powstrzymała go gestem.

ー Skoro jesteś, to się przydaj na coś i pomóż mi porozkładać książki na półki.

Chłopak przytaknął, po czym chwycił za wózek i ruszył za dziewczyną. Lili przystawała co chwilę i sięgała po książkę, po czym odkładała wolumin na odpowiednie miejsce.

ー Wybacz. Nie musiałbyś mi pomagać, gdybym potrafiła odmówić dzieciakom. ー Asystentka odłożyła kryminał na miejsce. Spojrzała na wózek i ruszyła ku działowi fantastyki, który do tej pory zdążył opustoszeć.

ー Cała przyjemność po mojej stronie. 

ー Mimo to jestem ci winna przeprosiny. Umówiliśmy się, że oprowadzisz mnie po świątyni, a ja zawaliłam sprawę.

Chłopak podał Lili książkę z widniejącym na okładce cudaczny kwiatem, rzekomo należącym do paproci.

ー To nie jest aż takie pilne i jak chcesz, możemy to przełożyć.

Asystentka spojrzała prosto w oczy chłopaka, który z ledwością uniknął skompromitowania w postaci rumieńców na twarzy.

ー Jesteś kochany. Jednak ja nie mam zamiaru odwlekać tego ani chwili dłużej. W końcu świątynia nie będzie stać wiecznie.

Policzki Tanu spłonęły. Chłopak natychmiast odwrócił głowę od starszej dziewczyny, chcąc uniknąć odkrycia uczuć.

Lili zachichotała pod nosem, po czym udała się do działu literatury pięknej i odłożyła ostatnie książki na półki. Następnie zwróciła się do bibliotekarki.

ー Ciociu Minred wybieram się z Tanu na miasto. Wrócimy przed piętnastą.

Bibliotekarka skinęła głową na znak aprobaty.

 

* * *

Tanu zaburczało w brzuchu. Od śniadania nie miał nic w ustach. Do obiadu została zaledwie godzina, właściwie powinien wracać do domu. Jednak każda chwila spędzona z Lili była warta wszelkich wyrzeczeń.

Chłopak zaparkował wodomobil przed świątynią, po czym otworzył klapę pojazdu.

ー Jesteśmy na miejscu. ー Tanu wskazał poniszczoną budowlę ze spadzistymi dachami wznoszącą się przed nastolatkami.

Starodawna świątynia Tanakula, lata swojej świetności miała już dawno za sobą. Charakterystyczne dla dawnych budowli Alphen spadziste dachy wykonane z korali stołowych posiadały wiele ubytków, w których zamieszkały bliżej nieznane chłopakowi ryby. Wykonane z obsydianu ściany porosły algi oraz morska trawa. Szklane rzeźby, stojące wzdłuż drogi do bramy, przedstawiały rekiny z głową Alphena. Nadgryzione zębem czasu zdążyły popękać i pokryć się siatkami rys. Większości z nich brakowało płetw piersiowych lub ogona, a były też takie, co stanowiły nierozpoznawalną bryłę szkła.

Tanu poprowadził Lili ścieżką do bramy. Żołądek mu ściskało, w trzewiach czuł niewysłowiony niepokój. Chłopak miał wrażenie, jakby lada moment miał zostać wezwany do odpowiedzi przy tablicy. Jeden fałszywy krok, złe spojrzenie i niewiedza mogła być natychmiast ujawniona.

Stanęli przed bramą wykonaną z brązu pokrytą ryciną. Obrazem przedstawiającym wizerunek boskich braci wkraczających w morskie głębiny.

Nastolatek wziął głębszy oddech dla otuchy i otworzył wrota.

Wnętrze wypełniała ciemność. Poprzez witraże wpadały snopy światła, które łączyły się w centrum świątyni. Ołtarz otaczało dwanaście wapiennych kolumn, na których przedstawiono wędrówkę Tanakula i Doqueada stworzycieli Alphen. W centrum zaś stał obsydianowy obelisk ze złotym zwieńczeniem, na którym szczycie umieszczono rubin wielkości pięści. Na owym kamieniu skupiały się wszystkie promienie świetlne, przez co ołtarz nabierał krwistą, niepokojącą barwę.

Tanu rozejrzał się, poszukując wiernych w trakcie modlitwy. Świątynia była pusta, co wcale nie zaskoczyło chłopaka. Dla współczesnych Alphen wiara miała znacznie mniejsze znaczenie niż niespełna pół wieku wcześniej. Chłopak podszedł do obelisku, pokrytego piktogramami, po czym wskazał podest wraz z przymocowanymi do niego kajdanami. Lili stanęła krok za nastolatkiem.

ー Naprawdę tutaj zabijano ludzi? ー wszeptała dziewczyna.

ー Ludzi, kemonomimi, wróżki, rzeczne demony, a nawet Alphenów. Niezależnie od płci lub wieku. Wszystkich rytualnie topiono ku czci i chwale boskich braci. Najczęściej byli to jeńcy wojenni, lecz zdarzały się także dobrowolne ofiary. Możliwe, że stoimy przed miejscem kaźni setek niewinnych istot.

Lili kiwnęła głową. Podeszła do piedestału i przeciągła opuszkami palców po kamieniu. 

ー Niesamowite i przerażające zarazem.

ー Podobno w czasach świetności codziennie był ktoś tu topiony. Jednak najgorsze następowało wtedy, gdy ofiara była martwa. Kapłani rozpruwali pechowcowi klatkę piersiową, po czym wyjmowali serce i płuca. Krew z serca nalewano do kielichów i pito wśród kapłanów. Płuca natomiast krojono na kawałki i podawano wszystkim tym, co zyskali sławę w trakcie walki. Im sławniejszych czynów dokonałeś, tym większy kawałek otrzymywałeś.

Dziewczyna wzdrygnęła się na samą próbę wizualizacji całego procesu. Dziesiątek Aphenów czekających w kolejce i niemogących się doczekać swojej nagrody.

Lili chwyciła dłoń Tanu i ścisnęła mocno. Chłopaka przeszły ciarki po całym ciele. 

ー Jak myślisz, duchy tych topielców nadal tu są?

ー Tata mówił, że żadnego tutaj nie widział. Okoliczni mieszkańcy twierdzą zaś, że w noc po święcie Tanakula można usłyszeć głosy topielców. Jednak ja myślę, że to czyste bujdy.

Dziewczyna pociągnęła chłopaka w bok, ku jednej z kolumn, na której wyryto podobiznę dwóch braci siedzących przy wieczerzy i spożywających ryby wraz z winem oraz serem.

ー Opowiesz mi historię boskich braci?

ー Nie znasz jej? ー zapytał szczerze zaskoczony Tanu.

ー Oczywiście, że znam, głuptasie. Jak każdy Aphen. Jednak chcę usłyszeć ją z twoich ust ー rzekła Lili posyłając nastolatkowi uśmiech, któremu nie można było odmówić.

Tanu wziął głęboki oddech.

ー Dwaj bracia Tanakul i Doquen synowie Avanty wstąpili swego czasu na Damalen, gdzie wspólnie zamieszkali pod tym samym dachem, razem pracowali i sprawowali władzę nad naszymi przodkami, ku chwale Elda ojca i matki wszystkiego, co istnieje. Dni mijały, a czyny boskich braci zaczęły docierać po sam kraniec oceanów. Usłyszał je i Noke pomiot ciemności oraz chaosu. Powzięła go zazdrość o sławę braci, której nigdy nie zaznał i nie zazna po kres dziejów. Posłał, więc swoje dzieci na kontynent by przemieniły w proch dokonania Tanakula i Doquena. Szkaradztwa zalały kontynent jak szarańcza, pochłaniając wszelką roślinność i rozrywając na strzępy każdą żywą istotę. Nieokiełznana horda była zbyt potężna dla boskich braci. Nie widząc innego wyboru, Tanakula zadecydował schronić brata, siebie oraz pozostałe przy życiu istoty pod lustrem oceanu, gdzie dzieci Noke nie miały władzy. W przypływie geniuszu bracia otoczyli siebie i żywe stworzenie powietrzem i tak wkroczyli w odmęty oceanu. Dostrzegłszy to Noke, skraśniał cały ze złości i powziął nowy plan działania. Przemówił do braci za pomocą ust węgorza. Obiecał bogactwa, władzę nad krainą Tenebris będącą jego niepodzielnym królestwem, a nawet rękę swej córki Rinsen najpiękniejszej istoty na świecie ustępującej miejsca jedynie Lili.

Dziewczyna uderzyła Tanu w bark i groźnie spojrzała na chłopaka. Młodzieniec dostrzegł na policzkach towarzyszki lekki rumieniec, co skomentował uśmiechem.

ー Jednak roztropni bracie nie dali się zwieść pokusą Noke. Wtedy władca chaosu i ciemności powziął inną zgoła taktykę. Wyszeptał do ucha Doquena: twój brat zdradził mi w sekrecie, że zamierza cię porzucić dla mej córki i zabrać ci powietrze. Po tych słowach zniknął i czekał, aż ziarno wykiełkuje i przyniesie plon. Czas mijał. Bracia bezskutecznie szukali nowego domu dla siebie i istot. Doquen coraz bardziej wierzył w słowa Noke, aż końcu postanowił ubiec brata. Podczas nowiu wybrał najwierniejsze istoty i opuścił brata, zostawiając mu i jego poddanym resztki powietrza. Sam zaś udał się na powrót ku Damalen walczyć z dziećmi Noke. Kryjąc się w rzekach i toniach śródlądowych, a istoty, które za nim poszły, od tamtej pory zwane są rzecznymi demonami. Tenebris otworzył oczy, gdy było już za późno. Dostrzegł duszących się podwładnych i ulitował się nad ich losem. Zgromadził posiadaną boskość i przekazał jej cząstkę wiernym sługą, by mogli oddychać pod wodą. W ten oto sposób powstały skrzela. Jednak to, nie wystarczyło boskiemu bratu. Tenebris dał nam grubą skórę, błony między palcami oraz pazury byśmy nie mieli kłopotów z poruszaniem się pod wodą, ani polowaniem na ryby. Uczynił oczy większymi i wrażliwszymi na światło, aby łatwiej było nam dostrzec ofiarę w głębiach oceanu. W ten oto sposób narodzili się pierwsi Aphen, którzy uczynili se dno morskie poddanym. Stwórca ich usłyszawszy o planach brata, dotyczących odbicia kontynentu, postanowił nie być gorszy i wyszkolić Aphenów w wojaczce. Dał też nam nakaz walki z dziećmi Noke, dopóki choć jedno z nich, chodzi po Astonin. Sam zaś udał się do brata, by się z nim rozmówić. Władca chaosu przewidział i to wydarzenie. Ponownie okłamał Doquena. Wmawiając boskiemu bratu, iż Tenebris przybywa wraz z armią, by się zemścić. Doquen przygotował zasadzkę i postanowił ponownie uprzedzić brata. Stwórca Aphen wpadł w sidła, lecz w ostatniej chwili ocaliła go braterska więź i prawda. Wszelkie kłamstwa Noke wyszły na jaw. Bracia odzyskali wiarę w siebie. Tenebris udał się do Calantium w celu opatrzenia ran. Doquen zaś odnalazł najgłębszą z głębin, gdzie osiadł na dnie. W głębinie tej poddał się medytacji w oczekiwaniu na przebaczenie za atak na brata ze strony bogów.

Tanu skończył opowieść, stojąc przy ostatniej kolumnie, na której wyryto sylwetkę boskiego brata klęczącego na piasku i z uniesionymi oczami poszukującymi przebaczenia.

Lili puściła dłoń chłopaka, po czym opuszkami palców przeciągła po rycinie.

ー Nikt już takich nie robi. I pomyśleć, że to wszystko ma zostać roztrzaskane na pył, by powstało miejsce dla nowego hotelu.

Chłopak przytaknął. Na dłoni nadal dotyk Lili. Ścisnął palce, by móc zachować go chwilę dłużej.

ー Praca mego ojca można uznać za bestialstwo. Wysadzanie takich zabytków nie zdarza się często, ale mimo to tak nie powinno być. To zbrodnia na naszej kulturze.

ー Dużo takich zabytków wysadziliście?

ー Ja?

ー Tak ty z ojcem. Zapomniałeś? Jak się umawialiśmy, to wręcz się przechwalałeś, ileż to razy pomagałeś tacie w trakcie roboty, rysując runy siły wraz z mocą, by wysadzić budynki takie jak ten.

Tanu przełknął ślinę. Przechwałki w umiejętnościach rysowania runów i ogólnie pojętej magii należały do największego błędów, jakie popełnił w relacjach z dziewczyną. Kłopot polegał na tym, że to właśnie dzięki nim udało mu się zbliżyć do Lili.

ー To taki mały żarcik. Oczywiście, że wiem, jak to się robi. Jak chcesz, mogę ci pokazać ー rzekł chłopak, za nim zdążył ugryźć się w język.

ー O jak fajnie. Od zawsze chciałam się nauczyć łączyć runy. ー Lili podpłynęła do chłopaka i pocałowała go w policzek.

Rumieńce, które pojawiły się na twarzy Tanu, nie dało się łatwo ukryć.

ー Nauczę cię jutro. Teraz nie mam przy sobie odpowiednich narzędzi. No i pora już na nas.

Lili skinęła głową, po czym sięgnęła do kieszeni i wyjęła zegarek.

ー Rzeczywiście masz rację. Masz świetne wyczucie czasu. To do jutra o dziesiątej? Akurat mam wolne, ty zapewne też.

ー Oczywiście…

 

* * *

Tanu pomachał Lili na pożegnanie. Odwrócił się w kierunku pojazdu, a z jego ust zniknął uśmiech. Brzuch chłopaka skręcał się z głodu. Umysł zaś krępowała wizja przyszłości. Spotkania z Lili i ujawnienia kłamstwa. Co chwila nawiedzały nastolatka obrazy w tysiącach wariantów. Widoki dziewczyny wymierzającej policzek lub, co gorsza, żegnającej go raz na zawsze. Ból z tym związany był wręcz niewyobrażalny. Tanu postanowił jednak walczyć i uczyć się przez cały dzień i noc. Rzeźbić run za runem, dopóki nie opanuje całości do perfekcji.

Chłopak podszedł do wodomobilu i otwierał kopułę, gdy dostrzegł dziwnego osobnika opartego o jego własność. Jegomość w białym cylindrze z kozią bródką zdawał sobie nic nie robić z obecności wody. Istota, nie posiadała skrzeli, a jednak oddychała swobodnie, jakby przebywała na powierzchni.

ー Kim jesteś? ー spytał chłopak, nie wymyśliwszy lepszego pytania.

Dżentelmen zdjął kapelusz i wyciągnął z wnętrza cylindra rylec zwieńczony szlachetnym kamieniem, po czym zaczął go obracać między palcami.

ー Przyjacielem.

Tanu poczuł ciarki na karku. Chciał jak najszybciej wsiąść do wodomobilu i odpłynąć, znaleźć się jak najdalej od nieznajomego jak to możliwe. Chłopak spróbował uchylić kopułę pojazdu i wsiąść do środka, lecz dłoń przybysza powstrzymała go.

ー Możesz zdjąć rękę z kadłuba?

Dżentelmen zignorował nastolatka. Patrzył mu chwilę w oczy, nim w końcu się odezwał.

ー Jestem pewny, że to ci się przyda ー nieznajomy rzucił Tanowi rylec. ー Powodzenia z dziewczyną.

Nastolatek chwycił narzędzie i przyjrzał się mu z bliska. Wykonane ze srebra rylec z gładkimi ścianami leżał idealnie w dłoniach chłopaka, tak jakby został wykonany na zamówienie. Tanu podniósł głowę, by podziękować za prezent. Jednak nieznajomy zniknął.

Tanu wzruszył ramionami i schował rylec do kieszeni, po czym wsiadł do wodomobilu i popłynął do domu.

* * *

Nastolatek pogłaskał się po brzuchu. Obiad składający się z ostryg oraz alg morskich wystarczyłby zaspokoić żołądek Tanu. Natomiast deser w postaci ciasta z pąklami sprawił, że chłopak nie mógł już nic więcej przełknąć.

Tanu wszedł do własnego pokoju i usiadł za biurkiem. Miejscem, gdzie ślęczał setki godzin, rozwiązując zadaniami domowe ze szkoły. Kolejne zaś niezliczone godziny spędził, czytając magazyny sportowe przedstawiające losy najlepszych zawodników w Abadaszah. Dzięki nim poznał wiele sztuczek, pozwalających wielokrotnie wygrać w starciach z kolegami.

Nastolatek otworzył szufladę i wyjął gazetę. Spojrzał na okładkę przedstawiającą Pisimena przerzucającego piłkę przez obręcz. Pod spodem widniał napis: „Niesamowite zwycięstwo czerwonych kałamarnic nad szmaragdowymi perłami”. Tanu otworzył pierwszą stronę i przysunął nos do magazynu. Poczuł zapach świeżej farby obiecujący wyśmienitą lekturę.

Chłopak westchnął ciężko. Bagno, w jakie się wpakował przechwałkami wobec Lili, zaczęło przynosić owoce. Dwadzieścia dziewięć godzin do spotkania z dziewczyną stanowiło wręcz niewyobrażalnie krótki czas na opanowanie sztuki łączenia runów, która najzdolniejszym zajmowała lata.

Aphen wyciągnął zeszyt i chwycił za długopis. Zaczął od runu siły, który wyszedł nawet zadowalająco, po czym narysował obok run ognia składający się z trójkąta i trzech kropek. Chłopak spojrzał do podręcznika i poprawił drugi run.

Narysowanie dwóch podstawowych runów osobno należało do rzeczy, które nawet on Tanu potrafił. Teraz należało jednak je połączyć. Narysować nowy symbol składający się z dwóch poprzednich. Ich połączenie, ułożenie względem siebie, a nawet wielkość stanowiła o końcowym efekcie.

Tanu potrząsnął długopisem, zastanawiając się, od czego zacząć. W końcu nakreślił symbol siły, a dookoła niego ogień. Następnie sięgnął do szafki i wyjął kofan naładowany energią cieplną. Przyłożył kamień do runu, chcąc go naładować.

Nic się nie wydarzyło.

Nastolatek uderzył pięścią w stół, przewracając kubek z pisakami. Westchnął. Posprzątał bałagan. W ten przypomniał sobie o prezencie od nieznajomego. Wyjął rylec z kieszeni i przyłożył do kartki. Następnie spróbował ponownie połączyć runy.

Narzędzie ożyło w dłoniach chłopaka, ciągnąc palce wzdłuż odpowiednich linii, tworząc symbol niepodobny do ognia i mocy, a jednak je przypominający.

Tanu przyłożył kamień energetyczny do runu, a energii natychmiast napełniła linie, które zalśniły szkarłatem.

Chłopak, widząc poblask mocy, spojrzał na narzędzie jak skarb warty milion Mir, a może nawet dziesięć razy więcej. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że kiedyś będzie musiał sorgo zapłacić za ten skarb, jednak szybko odrzucił tę myśl. Zamiast jej skupił się na wizji przyszłości, w której imponuje Lili swymi umiejętnościami, za które zgarnia pocałunek, za pocałunkiem. 

Koniec
Nowa Fantastyka