- Opowiadanie: Francis Bloodline - Opowieści z Damalen - Egzamin

Opowieści z Damalen - Egzamin

Studentka imieniem Susan próbuję nauczyć się na egzamin z runów w ostatniej chwili. Niezaliczenie kolokwium może zaprzepaścić dalsze życie Kemonomimi.  Czy jej się to uda i będzie mogła kontynuować studia?  

Oceny

Opowieści z Damalen - Egzamin

 

  ー siła ー run mocy, jeden z najpopularniejszych symboli powszechnie stosowanych w sztuce magicznej. Najstarsze znaleziska datują powstanie daru Avanty na ośmiotysięczny rok przed wyzwoleniem. Jak każdy run musi zostać napełniony mocą przez kamień energetyczny. Przy zastosowaniu energii elektrycznej powoduje wybuchy, zależne od dostarczonej mocy. Dla energii cieplnej tworzy pociski samozapalające. Z powodu swej prostoty i niezawodności bywa często łączony z innymi runami. Przykładowo po połączeniu z runem energii daje…

 

Czoło Susan z łoskotem uderzyło o blat biurka. Zastrzygła szarymi lisimi uszami. Identycznego koloru ogon z białą końcówką opadł wzdłuż krzesła, pozbawiony sił.

Kemonomimi od ponad trzech godzin bez przerwy zakuwała do egzaminu z runologi, który miał się odbyć następnego dnia o ósmej. Poprawka, którą musiała bezwzględnie zdać, by przejść na następny semestr. W głowie dziewczyny szumiało od natłoku wiedzy, wyrzutów sumienia spowodowanych zaległościami w nauce, oraz wspomnień wczorajszej imprezy i kuflów piwa wypitego do towarzystwa.

Susan westchnęła i podniosła głowę. Automat czasowy wyposażony w żarowy system wyświetlania cyfr wskazywał drugą w nocy. Cudeńko kupione za małą fortunę, należało do nielicznych prywatnych rzeczy studentki.

Lisica zmierzyła spojrzeniem wieże z podręczników, które musiała jeszcze wykuć na pamięć do rana.

Kemonomimi odsunęła książki na bok, sięgnęła do szafki i wyjęła długopis wraz z autorską nakładką ukrywającą ściągi. Nakładka posiadała runy, które czyniły ją niewidoczną z dalszej odległości. Oczywiście, jeśli się nie zapomniało naładować run energią świetlną.

Susan spojrzała na wyblakłe symbole, po czym zdjęła naszyjnik z pięcioma krwistymi kofanami. Przechowywała w nich najczęściej używane rodzaje energii: ciepło, elektryczność, światło, potencjał oraz dźwięk. Wybrała kamień odpowiadający za światło i przyłożyła go do run wizjera, chcąc naładować symbole energią. Susan czekała na rozżarzenie znaków, lecz nic się nie wydarzyło.

Dziewczyna zamachała ogonem ze zniecierpliwienia. Dopiero po chwili zorientowała się, że kamień jest zupełnie pozbawiony energii.

Nie mając nawet siły przeklinać, na czym ten świat stoi, postanowiła przed egzaminem dokupić energii, by naładować zabawkę.

Susan wyjęła kartkę z biurka i zajęła się przygotowywaniem ściągi, która mogła dać jej szanse na zaliczenie egzaminu.

 

* * *

Tuuuuuuuu!!!

Uszy Susan oklapły, przywierając do głowy najmocniej, jak to było możliwe. Ogon dziewczyny poruszał się niespokojnie z miejsca na miejsce. Kitsune uchyliła powieki. Automat czasowy stał na biurku na wprost dziewczyny. U szczytu mechanizmu wystawała rurka z gwizdkiem. Strumień pary wydobywał się z wnętrza z taką pieczołowitością, że niejeden gwizdek od czajnika byłby zazdrosny.

Susan wyłączyła budzik. Ubrała się, zjadła szybkie śniadanie, pospiesznie uczesała włosy oraz ogon. Wyszczotkowała zęby i wpięła spinkę do włosów, wykonaną z zębatek, którą dostała na urodziny od młodszego brata.

Następnie czym prędzej spakowała książki i ruszyła na uniwersytet.

Ulice Meravo w świetle wschodzącego słońca wyglądały bajecznie. Chodniki zapełniały kobiety ubrane w suknie z falbankami i mężczyźni w wytwornych kapeluszach, spod których wystawały wszelkiego rodzaju uszy. Od szpiczastych kocich pokrytych futerkiem do papirusowych zagłębień nietoperzowych małżowin sterczących nieruchomo niczym anteny. Panowie we frakach i wszechobecnych cylindrach uchylali kapelusze na widok co wytworniejszych matron załatwiających sprawunki na straganach. Nie zabrakło też dzieci ubranych, w co popadnie, biegających od mechanizmu sprzedającego do następnego mechanizmu wykupując wszelkie dostępne przekąski. Po drogach kroczyły mechmobile, z których wnętrzności buchał nieprzerwany strumień pary. Na ich pokładach stały skrzynie wypełnione towarami odebranymi z portu. Sklepikarze pucowali witryny, na których piętrzyły się kalmary, tuńczyki, węgorze oraz słynne na cały kontynent srebrne kraby. Można było tam znaleźć wszystko, co oferowała zatoka. Pomiędzy budynkami wiła się sieć rur o miedzianej barwie i grubości męskiego przedramienia. Każde z odnóży dostarczało świeżą parę do domostw, zakładów produkcyjnych oraz automatów, które potrzebowały jej do pracy.

W powietrzu unosiły się tumany pary, woń poranka i odgłosy pracujących mechanizmów.

ー Gazeta Poranna najświeższe wydanie! Tylko u nas relacja z pierwszej ręki z festynu świeżego piwa. Wywiad ze światową gwiazdą opery Gerem Winsockim! Wszystko to w cenie dwóch per! Nie przegapcie okazji!

Susan rzuciła monety do czapki młodego psiego kemonomimi i niemal wyrwała gazetę z rąk chłopaka. Nie przestając iść, spakowała gazetę do plecaka. 

Dziewczyna szła żwawymi, długimi krokami, krążąc uliczkami w kierunku uczelni. Robiła to tak zwinnie i szybko, że mało który przechodzień zwracał na nią uwagę, ani tym bardziej musiał ustępować lisicy miejsca. 

ー Cholera, cholera, gdzie to jest? ー rzekła Miracle, rozglądając się po ulicy w poszukiwaniu mechanizmu sprzedającego energię. Zazwyczaj w ramach studenckiej oszczędności ładowała kofany samodzielnie, co wymagało dużej ilości czasu. Znacznie większej niż obecnie posiadała.

Dziewczyna wyszła za rogu i w końcu znalazła mechanizm sprzedający.

Automat wielkości dorosłego kemonomimi stało naprzeciwko Susan zabezpieczone kratą przed złodziejami. Za nią widniała szyba, która skrywała piętnaście identycznie wyglądających kamieni energetycznych. Każdy zaś był napełniony inną energią sprzedawaną po różnych cenach.

Lisica przesunęła palec wzdłuż listy z dostępnymi opcjami i zatrzymała paznokieć na świetle. Zaklęła w duchu, widząc zawyżoną cenę produktu. Mimo tego nacisnęła przyciski obok nazwy i wyciągnęła portfel. Odliczyła jedną mirę i dwie pry, po czym wrzuciła monety do automatu i zatwierdziła wybór.

Maszyna zaturkotała. Kurki zaświstały, wypuszczają parę w przestrzeń. Ramię automatu drgnęło, przejechało nad trzeci kofan od brzegu, po czym zacisnęło odnóża i chwyciło kamień. Ramię uniosło się i wsadziło czubek minerału do specjalnego otworu transferowego dostępnego z zewnątrz.

Zniecierpliwiona lisica przyłożyła odpowiedni kofan z naszyjnika, napełniając go energią. Gdy zabrała kamień, ramie automatu odłożyło większy klejnot energetyczny na miejsce.

Lisica spojrzała w górę, na wieżę ratuszową, by sprawdzić godzinę. Przeklęła, odkrywając, że zostało jedynie piętnaście minut do rozpoczęcia egzaminu. Czym prędzej założyła naszyjnik i wybiegła z uliczki.

Susan przemykała między przechodniami niezauważenie niczym powiew wiatru. Nogi lisicy uderzały w bruk z charakterystycznym stukotem. Dziewczyna pokonała przecznice, wbiegła na przejście dla pieszych, i omal nie wpadając pod stopy machiny kroczącej, przeskoczyła na drugą stronę. Skręciła w lewo, potrącając ogonem sklepikarza przenoszącego towary. Przebiegła ostatnie metry i znalazła się na terenie kampusu. Następnie czym prędzej wbiegła do strzelistego budynku, w którym miała zajęcia.

W pośpiechu zerknęła na własny zegarek na łańcuszku – brakowało dwóch minut do pełnej godziny.

Susan pokonała w minutę trzy piętra, dziękując w duchu Eldowi, że nie jest leniwcem. Lisica odnalazła klasę i przekroczyła próg, tuż za plecami ostatniego wchodzącego.

 

* * *

 Wewnątrz panował chaos. Studenci przepychali się, trącali i wpychali jeden na drugiego, byle tylko zająć miejsce jak najdalej od profesora. Najlepiej takie, które pozwoli w komfortowy sposób korzystać z pomocy naukowych. Prowadzący obdarowywał każdego uśmieszkiem zadowolonego starszego pana, który święcie wierzy w swoją wyższość nad innymi.

Susan zastrzygła uszami. Spóźniając się, nie miała szans na zajęcie najlepszych miejsc. Lisica walczyła o to, by nie trafić na to najgorsze ー naprzeciw pyszałka w pierwszej ławce.

Kemonomimi przepchnęła się do trzeciej ławki i usiadła. Zdjęła plecak i sięgnęła po długopis zawierający nakładkę wraz z pomocą naukową, chcąc go ukradkiem naładować.

ー Proszę siadać, w co drugim miejscu zaczynając od okna.

Na dźwięk słów prowadzącego lisica gwałtownie odsunęła długopis od szyi, nie naładowawszy nakładki ani odrobinę. Rozejrzała się i westchnęła, wiedząc, że inaczej być nie mogło. Jako jedyna w ławce siedziała niewłaściwie.

Susan wstała, chwyciła plecak oraz kartkę, po czym przesiadła się na ostatnie wolne miejsce wprost naprzeciw prowadzącego.

ー Skoro już wszyscy siedzicie na miejscach, proszę podpisać kartki swym imieniem, nazwiskiem, numerem albumu oraz dzisiejszą datą. Pytań nie trzeba przepisywać. Uczulam także, żeby pisać wyraźnie i czytelnie. Prace, których nie będę umieć odczytać, z automatu dostają ocenę niedostateczną. Macie czas do godziny dziesiątej. Życzę powodzenia. 

Profesor posłał uśmieszek w stronę zdających. Podszedł do rzutnika będącego mechanizmem składającym się z soczewek zasilanym kofanem, po czym położył kartkę z pytaniami na podświetlacz.

Zawartość papieru wyświetliła się na ścianie naprzeciw lisicy.

Susan przeczytała pierwsze pytanie i miała pustkę w głowie. Z drugim i trzecim było gorzej i nawet ich nie rozumiała. Czwarte dotyczące określenia rodzaju runu byłoby banalne, gdyby rzutnik wyświetlał wszystko wyraźnie, a tak lisica nie miała pewności, czy chodzi o znak siły, czy też twardości. Ostatnie zaś świadczyło o zamiłowaniu profesora do studenckiej braci i dotyczyło problemu łączenia run w liczbie powyżej pięciu, co stanowiło problem nierozwiązany aż od początków magii runicznej.

Lisica zerknęła na prowadzącego, który spokojnym krokiem przemierzał przestrzeń między ławkami. Następnie nie mając wyboru, zaczęła ściągać.

Susan szczęście dopisało i znalazła informacje, jakich potrzebowała. Wtem nastała kompletna cisza. Lisica wiedziała, że to już koniec, jednak grała dalej niewinną uczennicę piszącą egzamin.

ー Panno Susan Miracle, proszę przestać pisać pracę. 

Liścia strzygła uszami i powoli podniosła głowę. Profesor stał nad pracą, obdarzając studentkę serdecznym uśmiechem, przywodzącym na myśl minę dziecka, które za chwilę dostanie prezent z okazji urodzin. Dłoń wyciągnął w stronę długopisu.

ー Mogę zobaczyć?

Studentka wręczyła długopis profesorowi. Prowadzący uniósł pisadło tak, aby wszyscy zdający mogli dobrze je zobaczyć. Następnie zdjął nakładkę, prezentując pomoc naukową.

ー W tej chwili pani egzamin dobiegł końca. Proszę wyciągnąć indeks młoda damo.

Susan wykonała polecenie prowadzącego i drżącą dłonią podała książeczkę z ocenami profesorowi.

Belfer długopisem lisicy wpisał ocenę niedostateczną, po czym podpisał się, na koniec potwierdzając całość pieczątką.

ー Do zobaczenia w następnym roku.

 

* * *

 Susan czknęła głośno, odstawiając kufel z piwem na bok. Była skończona i doskonale o tym wiedziała. Rodzice nie zechcą jej już dłużej utrzymywać, a praca i jednoczesna nauka w najbardziej prestiżowej uczelni w kraju na dłuższą metę była niemożliwa. Chyba że ktoś potrafiłby się rozdwoić lub obejść bez snu. Tym samym marzenia o zostaniu konstruktorem automatów legły w gruzach.

Lisica pociągnęła kolejny łyk, odnajdując dno kufla. Uszy jej oklapły, a ogon w powolnych ruchach zamiatał podłogę.

Widząc automat rozdający trunki klientom baru, Susan prawie wybuchneła płaczem. Potrafiła po wyglądzie rozpoznać cały mechanizm. Widząc smukłe, złote igły służące jako odnóża, wiedziała, że ma do czynienia z automatem generacji trzeciej. Po kulistym rdzeniu i ogromie srebrnego koloru zębatek rozpoznawała klasyczny napęd sprężynowo-kofanowy. Przestarzały, jednak niezawodny z powodu prostoty. Całości dopełniała taca wraz z kuflami zamontowana u szczytu kuli, która wyglądała jak dziwaczny kapelusz. Susan w tym elemencie rozpoznała inwencję własną właściciela lokalu.

Będąc projektantką, wymyśliłaby specjalny model do roznoszenia piwa. Jednak wiedziała, że nią nie zostanie. Co najwyżej zastąpi podobny automat w jakiejś spelunie, za tysiąc dwieście mir miesięcznie i to wtedy, gdy będzie miała szczęście.

Lisica oparła głowę o blat stołu.

ー Mogę się dosiąść?

ー Nie ー warknęła Susan.

Dziewczyna na dźwięk odsuwanego krzesła uniosła głowę.

Przed nią siedział dziwaczny jegomość w białym cylindrze i długą kozią bródką. Nie posiadał ogona, a zamiast fraka nosił kremową marynarkę z czerwonym krawatem. W dłoni trzymał zegarek na łańcuszku, a przy nodze zostawił laskę zakończoną mosiężną kulą. Błękitne oczy nieznajomego przypominały spojrzenie profesora numerologi podczas egzaminu, jednak brakowało w nich złośliwości.

ー Tak czysto hipotetycznie. Co byś zrobiła, gdybyś mogła cofnąć czas?

Susan uniosła brew, ukazując na twarzy pierwsze oznaki upojenia, na co nieznajomy zaśmiał się perliście.

ー W sumie to nie moja sprawa. Życzę miłej zabawy.

Po tych słowach jegomość wstał i na odchodne rzucił w stronę lisicy zegarek. 

 

 

Koniec

Komentarze

Nie mam wrażenia, że przeczytałam opowiadanie, a zaledwie fragment jakiejś dłuższej historii.

Przedstawiłeś pokrótce świat i dziewczynę, jednak to nie pozwoliło mi zorientować się, co miałeś nadzieję opowiedzieć. W dodatku urwane zakończenie jasno sugeruje, że to nie jest skończony tekst. Uważam, że powinieneś zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Naj­star­sze zna­le­zi­ska da­tu­ją po­wsta­nie daru Avan­ty na osiem ty­sięcz­ny rok przed wy­zwo­le­niem. ―> Naj­star­sze zna­le­zi­ska da­tu­ją po­wsta­nie daru Avan­ty na ośmioty­sięcz­ny rok przed wy­zwo­le­niem.

 

Lisie, szare uszy za­strzy­gły. ―> Można zastrzyc uszami, ale uszy nie strzygą.

Proponuję: Zastrzygła szarymi lisimi uszami.

 

Li­si­ca zmie­rzy­ła spoj­rze­niem wieże z pod­ręcz­ni­ków… ―> Literówka.

 

że nie jeden gwiz­dek od czaj­ni­ka… ―> …że niejeden gwiz­dek od czaj­ni­ka

 

spa­ko­wa­ła książ­ki i ru­szy­ła na uczel­nie. ―> Literówka.

 

Chod­ni­ki za­peł­nia­ły ko­bie­ty ubra­ne w suk­nie z fal­ban­ka­mi, wy­twor­ny­mi ka­pe­lu­sza­mi… ―> Czy dobrze rozumiem, że suknie, poza falbankami, miały wytworne kapelusze?

A może miało być: Chod­ni­ki za­peł­nia­ły ko­bie­ty ubra­ne w suk­nie z fal­ban­ka­mi i wytworne kapelusze

 

Pa­no­wie we fra­kach i wszech­do­byl­skich cy­lin­drach… ―> Chyba miało być: Pa­no­wie we fra­kach i wszechobecnych cy­lin­drach

 

Po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi wiła się sieć rur gru­bo­ści przed­ra­mie­nia o mie­dzia­nej bar­wie. ―> Czy ramiona o miedzianej barwie miały jakąś specyficzną grubość?

A może miało być: Po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi wiła się sieć rur o mie­dzia­nej bar­wie i gru­bo­ści męskiego przed­ra­mie­nia.

 

zna­la­zła me­cha­nizm sprze­da­ją­cy.

Me­cha­nicz­ne ustroj­stwo wiel­ko­ści… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Ramię unio­sło się do góry… ―> Masło maślane – czy coś może unieść się do dołu?

 

pięt­na­ście minut do roz­po­czę­cia eg­za­mi­ny. ―> Literówka.

 

Dziew­czy­na po­ko­na­ła prze­czni­ce… ―> Literówka.

 

W po­śpie­chu zer­k­nę­ła na wła­sny ze­ga­rek na łań­cu­chu, któ­re­mu bra­ko­wa­ło dwóch minut do peł­nej go­dzi­ny. ―> Czy dobrze rozumiem, że łańcuchowi brakowało dwóch minut?

Proponuję: W po­śpie­chu zer­k­nę­ła na wła­sny ze­ga­rek na łań­cu­szku – bra­ko­wa­ło dwóch minut do peł­nej go­dzi­ny.

 

Li­ścia wal­czy­ła o to, by nie tra­fić na to naj­gor­sze… ―> Pewnie miało być: Li­sica wal­czy­ła o to, by nie tra­fić na to naj­gor­sze

 

Pro­fe­sor po­słał swój uśmie­szek w stro­nę zda­ją­cych. ―> Zbędny zaimek – czy mógł posłać cudzy uśmieszek?

 

Ostat­nie zaś świad­czy­ło o za­mi­ło­wa­niu pro­fe­so­ra do stu­denc­kiej braci i do­ty­czy­ło pro­ble­mu łą­cze­nia run w licz­bie po­wy­żej pię­ciu, co sta­no­wi­ło pro­blem nie­roz­wią­za­ny aż od po­cząt­ków magii ru­nicz­nej. ―> Dlaczego pytanie świadczyło o zamiłowaniu profesora do studentów i na czym owo zamiłowanie polegało?

 

Susan pra­wie wy­bu­chła pła­czem. ―> …Susan pra­wie wy­bu­chnęła pła­czem.

 

Ca­łość do­peł­nia­ła taca wraz z ku­fla­mi… ―> Ca­łości do­peł­nia­ła taca wraz z ku­fla­mi

 

Li­si­ca po­ło­ży­ła głowę o blat stołu. ―> Li­si­ca oparła głowę o blat stołu. Lub: Li­si­ca po­ło­ży­ła głowę na blacie stołu.

 

Przed nią sie­dział dzi­wacz­ny je­go­mość w bia­łym cy­lin­drze z długą kozią bród­ką. ―> Cylinder miał bródkę?

Proponuję: Przed nią sie­dział dzi­wacz­ny je­go­mość w bia­łym cy­lin­drze i z długą kozią bród­ką.

 

Nie po­sia­dał ogona, a za­miast fraku nosił… ―> Nie po­sia­dał ogona, a za­miast fraka nosił

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszelkie uwagi. Błędy poprawiłem. Jeśli masz dla mnie jakieś porady, to chętnie ich wysłucham.

Francisie, trudno cokolwiek radzić, jeśli nie zna się ani całego utworu, ani i opisywanego świata. Dlatego wolałabym, abyś, jeśli masz jakieś pytania, zadał je.

Byłabym też wdzięczna, gdybyś zechciał powiedzieć, czy dwa pozostałe wczoraj zamieszczone teksty są także fragmentami, czy stanowią zamknięte opowiadania?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka