- Opowiadanie: maciekzolnowski - Jak przeżyłem koniec dziadka

Jak przeżyłem koniec dziadka

Tym razem zabrzmią tony bardziej osobiste, z których wyłania się rodzinna historia. Nie wiem, czy wypada tak smęcić. Zastanowię się nad tym i po kilku dniach: albo tekst usunę, albo pozostawię na miesiąc, dwa. Fabuły w zasadzie nie ma. Finkla będzie niepocieszona.   

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

rrybak

Oceny

Jak przeżyłem koniec dziadka

Umarł dziadziuś – żywa historia, ciekawa biografia, losy barwne, legenda rodziny. Dziewięćdziesiąt jeden lat! Piękny wiek. Pamiętam dokładnie, co robiłem, kiedy zadzwonił telefon z Baborowa z depeesu. Odszedł i już. Dlatego czuję się bardziej aniżeli miesiąc czy dwa temu obco.

Z czego to wyobcowanie wynika? Czemu czuję się nieswojo wszędzie: w rodzinnej miejscowości, ulubionych górach, a nawet domowych pieleszach?

Pewnie dlatego, że Racławice, które były moim pierwszym gniazdkiem, zmieniły się nie do poznania w cmentarzysko bliskich, a inne miejsca są bez znaczenia i bez sensu. W związku z tym mogę być tu, tam lub nigdzie, robić to albo tamto – jest to w zasadzie nieistotne. Zobojętniałem zupełnie. Nie ma już ukochanych Racławic z dzieciństwa, i tylko to się liczy. Cudowny świat zniknął bezpowrotnie. Wiek niewinności dobiegł końca.

Dziadek opuścił nas w maju, niedawno. To wyjątkowy miesiąc, niedobry na umieranie, zresztą który jest dobry? Czemu uważam, że jest zły? Cóż… końcówka maja oznacza nadzieję. To poprzedniczka lata, kiedy w sadzie nie ma jeszcze owoców, ale zapachu kwitnących drzewek już nie ma, no w każdym razie ja ich nie czuję.

A dziś jest ten szczególny dzień, kiedy ulegam przedziwnej magii dat i cofam się w czasie. Chłopcy z Etonu – szkoły, w której pracuję – mają po naście lat. Akurat tyle miał w latach czterdziestych dziadek, który żył w zupełnie innym świecie, dawno, dawno temu. Miał tyle lat, ile ja obecnie dokładnie w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim roku, ale był inny niż ja, bardziej dojrzały. Miał piękne wąsy i silny charakter. I rodzinę na utrzymaniu. A był wynalazcą tajemniczym i na swój sposób wielkim. Nie to, co niespełniony inżynier i domorosły artysta, piszący te słowa.

Dlaczego czuję, że nigdy mu nie dorównam, tak jak nigdy nie dorównam Strawińskiemu czy Mozartowi? Dlaczego? Pytam tak sobie zwyczajnie. Pytać każdy może.

A zatem przesuwam się na linii życia o jedno oczko. Wraz z tym oczkiem zbliżam się powolutku do miejsca, które kiedyś zajmował dziadziuś. Starsza w rodzinie jest tylko matka. Kolejny po matce jestem ja, a nic nie trwa wiecznie.

Chciałbym jeszcze napisać o mnie współczesnych, nim sam stanę się wspomnieniem. Otóż obecnie żyją na świecie inni ludzie, o innej wrażliwości, którzy posługują się bardzo brutalnym, korporacyjnym albo ulicznym językiem. Utylitaryzm antarktyczny górą! Trudno zrozumieć tę zimną nowomowę. Co by powiedział dziadziuś, gdyby przyszło mu żyć i zarabiać na chleb dzisiaj? 

I wreszcie na sam koniec już malutka niespodzianka. Otóż dziadek pozostawił w spadku maszynę do przewidywania dat śmierci. Brzmi znajomo? Nie wiem, czy chcę mieć takowe urządzenie, ale nomen omen mam. Trzy miesiące w pobliżu daty urodzin danego delikwenta – a to się zawsze sprawdza – plus dokładny rok, który maszyna z siebie „wypluwa”. Niestety nie posiadam do niej instrukcji, a wszystkie stare szpargały – wiersze, szkice, wynalazki i święte obrazki z Brzeżan – wyrzuciłem na śmieci, czego osobiście żałuję.

Od tamtej pory – a mamy Bogu dzięki sierpień – postanowiłem więcej się nie spieszyć, nie spieszyć z niczym, a już na pewno nie z porządkowaniem rodzinnych pamiątek. Niech pozostaną pamiątkami albo instrukcjami do innych światów i innych wymiarów. Zdążyć to się zawsze zdąży, wiadomo. Na ostatni pociąg nie spóźnimy się, nim kto inny zrobi „porządek” z naszymi rzeczami.

Koniec

Komentarze

Jakbym naprawdę miał taką machinę, to posłałbym ją na eBaya, bo Allegro jakoś nie lubię (sorki za niezamierzone reklamowanie marek). Chociaż nie! Na eBayu sprzedają potwory morskie z różnych książek i filmów – tak słyszałem – więc tam nie ma co uderzać. ;-)

 

A tak na poważnie – znalezione na szybko. Daje do myślenia:

https://www.planeta.pl/Grawitacja/Technologie/nowy-algorytm-google-przewiduje-skutecznie-ludzka-smierc

 

Inne odniesienia do tekstu:

https://www.filmweb.pl/film/Jak+sp%C4%99dzi%C5%82em+koniec+lata-2010-558588

https://www.filmweb.pl/film/Kraina+wiecznego+szcz%C4%99%C5%9Bcia-2001-31291

https://www.filmweb.pl/film/Spaleni+s%C5%82o%C5%84cem-1994-703 (z tego, co pamiętam pojawia się tam wątek rodzinnej receptury, która niestety ginie w zawierusze wojennej, przepada bezpowrotnie).

 

 

Istotnie, to bardzo osobisty tekst, a twórczości tak nasyconej osobistymi odczuciami, nie mam odwagi komentować.

 

a inne miej­sca są bez zna­cze­nia i bez­sen­su. ―> …a inne miej­sca są bez zna­cze­nia i bez­ sen­su.

 

Miał tyle lat, co ja obec­nie… ―> Miał tyle lat, ile ja obec­nie

 

Chciał­bym jesz­cze na­pi­sać o mi współ­cze­snych… ―> Chciał­bym jesz­cze na­pi­sać o mnie współ­cze­snych

 

Cięż­ko zro­zu­mieć tę bru­tal­ną no­wo­mo­wę. ―> Trudno zro­zu­mieć tę bru­tal­ną no­wo­mo­wę.

 

 

I na koniec zdanie z przedmowy:

Tym razem bardziej osobisty “opek”. ―> Maćku, opko to skrót od opowiadanko i jest rodzaju nijakiego. Twoje zdanie winno brzmieć: Tym razem bardziej osobiste opko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kurcze, serio myślałem, że to osobiste wspomnienie Twojego dziadka a tutaj taka trochę fantastyka. Chyba, że ta fantastyka jest dopisana do faktycznych wydarzeń i Twoich przemyśleń.

Prawdę powiedziawszy, nie mam nic konstruktywnego do napisania na temat Twojego opowiadania, może oprócz tego, że stare czasy minęły dla każdego z nas, nieważne jak odległe były. Taki lajf. No i język, tak, kiedyś nie był taki szorstki i wulgarny, ale z tym też niczego nie da się już zrobić.

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Tak, ja lubię takie pisanie, czuć w nim tą nutę melancholii, być może nihilizmu, którego ja elementów doszukuję się co prawda we wszystkim. Tekst jest osobisty, i to dodatkowy plus. Porusza też problem nowego pokolenia, które jest.. cóż, inne od tego starszego. 

 

Tekstu oczywiście nie usuwaj. W zasadzie, patrząc na to z innej strony, to taka wisienka na torcie, tu, w tym miejscu.

 

I jeszcze jedna rzecz– zawsze, kiedy czytam takie wynurzenia cieszę się niezmiernie, że są ludzie którzy czują podobnie, bo choć to tekst pozornie o dziadku, to przemyca głębsze refleksje,

 

Pzdr ;)

Strasznie dziękuję za malutki, bo malutki, ale jednak cieszący mnie niezmiernie odzew. Poprawiłem to i owo. I myślę, że teraz jest zdecydowanie lepiej. Szkoda, że nie zacząłem albo nie skupiłem się od razu na wątku machiny. Poza tym czy musiała to być akurat prognostyczka dat? Może można było pokusić się o coś innego, np. o automat wygranych w totka albo ludzkich losów odkrywacz?  

Otóż obecnie żyją na świeci inni ludzie,

Literkę zjadło.

 

Faktycznie, osobiste, nawet z maszyną. I dlatego właściwie niekomentowalne. Właściwie mogę tylko ładnie poprosić, żebyś nie usuwał :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zamiast usuwać, aż się prosi, by dalej ciągnąć tę historię. Przy Twoim stylu może to być prawdziwie magiczna rzecz. W każdym razie, przy moim skrzywieniu sentymentalno historycznym przyjemnie byłoby poczytać więcej takich tekst ów.

Dzięki za pozytywny odzew. Nie usuwam w takim razie. Żałuję mimo wszystko spalonego poniekąd pomysłu.

1. Trzeba było położyć nacisk na tajemniczy wynalazek, a nawet od niego rozpocząć snucie opowiastki.

2. Nie wiem, skąd pomysł akurat na taką, a nie inną maszynę. Mogłem pokusić się o wymyślenie czegoś: a) ciekawszego, b) bardziej przydatnego. No ale jest jak jest.

Piękna miniatura. Dobrze pomyślana, dobrze wykonana. Hmmm… Mam tak samo, tyle że od kwietnia jestem jeszcze starszy. O kolejną śmierć. I kolejny poziom. Bo Dziadek umarł mi jeszcze w 1999. Moja Arkadia z lat 60, 70. i wczesnych 80 – Białowieża – też już martwa, jak Twoje Racławice. Witaj w klubie. (To teraz pora na Twoje, z kolei, "Tańczące w słońcu sosny", by przejść tę cienką l8nię między rosnącym protestem i niezgodą, a łagodną rezygnacją;). Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Dzięki, Rrybaku! Przykro mi z powodu Twojego dziadka oraz dawnej, odchodzącej w zapomnienie Białowieży. Witaj w klubie! 

Ostatnio – mama…:(. Jestem starszy od Ciebie… Tak że ten… To ja witam…;/

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Bez matki nie wyobrażam sobie nawet życia. Ludzie tworzą opowiadania grozy, straszne historie, tymczasem egzystencja to właśnie taki “nieodkryty” jeszcze horror, o którym – mam wrażenie – niewiele dotychczas napisano, bo i po co (bieda, osamotnienie, choroba, brud, brak higieny, niepomyślna aura, przemijanie, ulotność życia i kruchość ludzkiego ciała). Literatura ma nas od tego wszystkiego uwolnić. A czego brakuje w horrorze egzystencjalnym, w dramatach i tragediach? Wyłącznie odpowiedniej dla horroru scenerii, która bywa i jest ważniejsza od samego bodźca czy też czynnika lękotwórczego.

Moim najnowszym literackim odkryciem są teksty Andrzeja Niemowy, naszego kolegi również z tego forum, który pisze co prawda prosto, ale za to niezwykle nastrojowo, sugestywnie i konsekwentnie. Mnie w moich wypocinach tej konsekwencji bardzo brakuje. Polecam z czystym sumieniem creepypastę wojenną: 

https://www.youtube.com/results?search_query=%22andrzej+niemowa%22+creepypasta  .

 

Szczerze mówiąc, nie wiem, co sądzić o tym tekście. Po tytule spodziewałam się czegoś lekkiego i wesołego (w sumie nie wiem, czemu mi się tak skojarzyło), więc treść opowiadania nieco mnie zaskoczyła. Nie wiem, czy na plus, czy na minus, trudno oceniać opowiadanie, które nie dość, że jest tak osobiste, to jeszcze prawie nie ma w nim fabuły. Niezbyt mi podeszło, chyba nie jestem targetem takich tekstów, ale doceniam zmierzenie się z tak osobistym tematem.

Pozdrawiam :)

Dzięki, Oluta. Chyba napisałem bardziej dla siebie to opko, aniżeli dla kogokolwiek, dla dobra ogółu, że tak powiem. 

Finklą nie jestem, ale mi też zabrakło trochę fabuły. Kreślisz tło, pokazujesz tajemniczą machinę, ale szybko to wszystko chowasz…

Natomiast na poziomie emocjonalnym tekst jest naprawdę fajny i chyba tylko na tym wcześniejszym chowaniu zyskuje. Bo tu ma się bardziej czuć niż wiedzieć…

Dzięki. Dokładnie tak: czuć bardziej niż widzieć i wiedzieć. Ale nic straconego. Być może jeszcze powrócę do… no właśnie… do tego czegoś, co ma pewne cechy opowiadania, lecz nie jest ani felietonem, ani reportażem czy dziennikiem, ani sam nie wiem, czym jeszcze.

No, faktycznie, jestem niepocieszona. Trzeba było pociągnąć wątek maszyny, rozwojowy jest.

Babska logika rządzi!

Przyznam Ci się do czegoś, Finkla. Wątki maszynowe mam albo będę miał na tapecie, a to z uwagi na Amazona, którego wszędzie pełno i który jest obecny także i w moim życiu, w naszym życiu. Międzynarodowa korporacja, korpoludki w niej pracujące, do tego wszystkiego boty i roboty amazońskie, supervisor(z)y i ludzie jak cyborgi harujący – oto wymarzony temat do horroru science fiction. Dzięki za odwiedziny i komentarz.  

Nowa Fantastyka