- Opowiadanie: darek71 - Rajska kraina

Rajska kraina

Odświeżyłem tekst, który wyszedł siedem lat temu  w niskonakładowej antologii. Mam nadzieje, że nie złamałem regulaminu portalu.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy

Oceny

Rajska kraina

 

 Należę do tych podróżników, którzy nie bacząc na przeciwności losu oraz obstrukcje ze strony instytucji finansowych, zwiedzają „ile fabryka dała”. Celem mojej kolejnej wyprawy była Niunia, kraina położona w delcie ogromnej rzeki, dzięki której tamtejsza ziemia należy do niezwykle żyznych. Jak okiem sięgnąć wszędzie falowały łany zboża. Nie brakowało również sadów pełnych drzew, które uginały się pod ciężarem owoców.  Mieszkała tam społeczność, nienawidząca rozwoju, tkwiąca ciągle w okowach feudalizmu i wszystkich wiążących się z tym stanem rzeczy okoliczności. Jak chociażby, stojąca na żenująco niskim poziomie urbanizacja, czy brak metali ciężkich w glebie i powietrzu.

Po kilku dniach bezproduktywnego błąkania się po puszczy zapragnąłem spojrzeć na problem z szerszej perspektywy. Wykorzystałem do tego celu dąb, z wierzchołka którego dostrzegłem w oddali zgromadzenie złożone z kilkudziesięciu autochtonów. Niunianie przypominali Szczebrzeszynian, ale bez chrząszcza brzmiącego w trzcinie, Polskę bez podziemia aborcyjnego, Pakistan bez dzieci zmuszanych do pracy w fabrykach odzieży…Najprościej rzecz ujmując: czegoś im najzwyczajniej brakowało. Bóg jeden tylko wiedział czego. Niemniej chłopy z nich były na schwał, a każdy opalony i przystojny niczym celebryta. 

Wiedziony ciekawością podążyłem ku nim. Na miejscu okazało się, że gromada tłoczyła się u wejścia do jaskini. Nietrudno było zgadnąć, że ktoś musiał tam wleźć, aby dokonać likwidacji przedstawiciela ginącego gatunku.

– Jak sytuacja na froncie? – spytałem najbliższego gapia, chudzielca przyodzianego w pomarańczowy kubrak.

– Wybaczy pan, ale nie odpowiadam na pytania, stylizowane na oryginalne – odpowiedział. – Człowieku bądź sobą do cholery!

– Co się dzieje? – ponowiłem pytanie, choć niezwykle zaskoczył mnie taki obrót sprawy.

– Miejscowy kowal wszedł do owej groty, aby usiec smoka. Długo nie wraca. Martwimy się, czy aby nie dokonał żywota. A musisz wiedzieć, że to fachowiec pierwszego sortu. Kowal jakich mało. Potrafi wykuć prawdziwe cudeńka.

 – Czyli co?

 – Na przykład bramy. I to nie zwyczajne, ale dwuskrzydłowe, przesuwane, samonośne. Ponadto furtki, płoty, a nawet balustrady zewnętrzne, wewnętrzne, schodowe, tarasowe, balkonowe, kraty drzwiowe i zabezpieczające okna, elementy wyposażenia wnętrz oraz małej architektury: mostki ogrodowe, zadaszenia i pergole.

– Imponujące, ale czy ten wirtuoz młota miał jakiekolwiek doświadczenie w walce ze smokami?

– Całe życie spędził w kuźni i niewiele widział poza jej murami. Wystarczyło jednak, by usłyszał w naszej karczmie, że król Władysław III daje w nagrodę asygnatę na prawdziwy jacht pełnomorski. Wtedy zbaraniał, wziął młot i pognał do jaskini.

– Też się zaczynam martwić – odparłem. Może pójdę i zobaczę, co się tam dzieje.

Wszyscy wokół popatrzyli na mnie z wyrazem podziwu. Muszę jednak przyznać, że ktoś z tylnych szeregów zaintonował znaną pieśń – „Jeszcze jeden kretyn dzisiaj”.

 Wejście do jaskini należało do obszernych, bez trudu więc wszedłem do środka i podążyłem w głąb groty. Nie nastręczało to większych trudności, ponieważ było w niej jasno jak w dzień. Światło dawały elektryczne żarówki, co kłóciło się – i to bardzo – ze średniowiecznym klimatem krainy.

Wtem usłyszałem niski, męski głos: 

– Witam w moich skromnych progach, jakże sympatycznego podróżnika.

Dochodził zewsząd. Widocznie w jaskini zainstalowano sprzęt nagłaśniający wysokiej jakości.

– Skąd wiesz kim jestem? – spytałem zaskoczony, ponieważ nikomu nie mówiłem o celu swojej wyprawy.

 – Smocza intuicja.

 – Zaprosisz mnie do środka?

 – Oczywiście. Wejdź proszę.

 Jaskinia nagle zniknęła. Pojawił się, za to, obszerny gabinet. Na środku stało stylowe biurko i tylko ono odgradzało mnie od smoka, o skórze barwy zielonego kasztana. Gospodarz nie nosił ubrania, ani ozdób. Jedynie zza wielkich, kunsztownie wykonanych, okularów patrzyła na mnie para gadzich oczu. Ich właściciel nie bał się w młodości pić dużych ilości mleka, bo posiadał imponujący wzrost. Jego ciało zajmowało – bez mała – połowę pomieszczenia. Siedział rozwalony w ogromnym fotelu. Łapą, zaopatrzoną w świetnie utrzymane pazury, wskazał mi stylową sofę. Mebel spełnił pokładane w nim nadzieje i okazał się niezmiernie wygodny.

 – Czego się napijesz ? – zagadnął gospodarz.

 – Przykro mi, ale nie piję na służbie.

 – Dobrze się składa, gdyż ja nie proponuję alkoholu – oznajmił smok. – Zenku, pozwól tu do nas.

Wnet pojawił się blondyn w świetnie skrojonym kombinezonie roboczym, podkreślającym imponującą muskulaturę. Przypalone brwi wskazywały na częsty kontakt z ogniem. W lewej ręce dzierżył wielki młot. Druga podtrzymywała tacę ze szklanką mleka. Wypiłem zawartość naczynia jednym haustem.

– Zguba się znalazła – zauważyłem, wskazując dłonią na blondyna.

– Wiem z pewnego źródła, że to nie ty go zgubiłeś – odparł smok przypatrując mi się wnikliwie.

– To prawda.

– Czy jego obecność oznacza, że brakuje ci personelu pomocniczego i musisz ratować się kim popadnie?

– Jako że ludzie mają tak wiele wspólnego z małpami, posiadają naprawdę dużo zalet. Są zręczniejsi niż gady, lepiej tańczą czy piszą wiersze. A do tego wszystkiego są bardzo podatni na hipnozę.

– Rozumiem, ale przy wejściu do jaskini czekają na niego koledzy. Mogą wpaść na pomysł, żeby cię odwiedzić większą gromadą. Zenek nie da rady obsłużyć takiej liczby gości i skandal towarzyski gotowy.

– Nie znoszę skandali.

– To ci się chwali.

– Podjąłem już środki zaradcze. Za kilka godzin Zenek ocknie się w jaskini. Będzie trzymał w jednej dłoni profesjonalnie spreparowany smoczy łeb, a w drugiej worek szlachetnych kamieni. Po śmierci ojca jest jedynym kowalem w promieniu wielu kilometrów. Kiedy więc jego pobratymcy zobaczą go żywego i z niezaprzeczalnym dowodem męstwa, szybko o mnie zapomną.

– Muszę przyznać, że wszystko dokładnie przemyślałeś. Tylko dlaczego mnie nie poddałeś hipnozie?

– Powód jest nader prozaiczny. Najzwyczajniej w świecie chciałem z kimś pogadać. Poza tym nie jesteś blondynem, a brunetem. Masz wątłą budowę ciała. I jeszcze te kręcone, doskonale utrzymane włosy. Widzę również, że kaftan i spodnie są świetnie skrojone oraz dopasowane. Jednym słowem potrafisz o siebie zadbać, a tacy nie są z reguły podatni na moje czary.

 – Miło mi to słyszeć. Muszę cię jednak pożegnać. Zew przygody mnie wzywa, czas ruszać w dalszą drogę.

 – Niekoniecznie. Nic nie musisz, nie jesteś niewolnikiem – warknął gospodarz.

Wtedy właśnie doświadczyłem tego na swojej skórze. Smok oficjalnie wzywał do nielojalności wobec narratora. Nie wiedziałem jak się zachować.

– Co ty gadasz? – zapytałem zdumiony.

Wyjąłem skrypt i sprawdziłem dokładnie listę dialogową. Okazało się, że właśnie teraz powinienem być pożegnany miłymi słowy, a potem mieliśmy żyć długo i szczęśliwie, tyle że oddzielnie.

Tymczasem gad zdjął okulary, odłożył je na biurko i parsknął:

– No co się tak gapisz? Żółć mi się ulała i tyle. Od czasu do czasu wkurwia mnie ta cała konwencja fantasy. Jak smok, to musi być jaskinia i skarb. Co chwila więc włażą mi jakieś głupole do chałupy i nawet nóg nie wytrą. A ja muszę gadać z nimi ze średniowiecznym akcentem. Jeżeli mógłbym wybierać to wolałbym epokę Ludwika XV. Piękne meble, perfumy, ubrania, peruki… A przede wszystkim bale…

– Sorry, stary, ale to nie moja wina, taką mamy robotę. Ja tak naprawdę nie znoszę swojej roli. Nie lubię podróżować. Najchętniej siedziałbym w domu, żarł chipsy, oglądał telewizję i obserwował przyrost masy tłuszczowej.

– Pomarzyć można. Na razie pozostaje nam nuda. Splin wędruje za nami jak nawiedzony tropiciel “ł” przedniojęzykowego–zębowego. Jesteś pierwszym, który odważył się wyjść z roli – rzucił gorzko gad.

– Tylko teraz nasza sytuacja jest naprawdę dramatyczna.

– Możemy ją jednak zmienić. Olejmy narratora. Pokażmy mu na pożegnanie nasze wspaniale wypielęgnowane dupy i żyjmy na własny rachunek.

– Ciekawa propozycja. – Ożywiłem się, ponieważ dostrzegłem w tym jakaś szansę. – Poproszę o więcej szczegółów.

– Niewielu o tym wie, ale istnieje wspaniała żyzna kraina, gdzie postacie fikcyjne mają pełnię praw obywatelskich. Jeżeli się tam znajdziesz, zyskasz nowy zawód, płeć, a nawet DNA. Wszystko o czym zamarzysz.

– Wiesz może jak się tam dostać?

– Słyszałem, że trzeba najeść się tłustego żarcia, ale tak żeby cholesterol wystrzelił z żył. Potem wystarczy udać się do najbliższego wyrka i czekać na omdlenie. Przytomność odzyskasz już w raju. Muszę cię na chwilę przeprosić. Kibelek wzywa. Daję ci trochę czasu do namysłu.

Pod nieobecność smoka postanowiłem przyjrzeć się jego podręcznej bibliotece. Zaintrygowało mnie dzieło o frapującym tytule: „Wszystkie smoki, to fajne chłopoki”. Nie zabrałem się jednak do jego lektury. Emocje związane z nagłą zmianą mojego statusu były zbyt silne. W całym swoim fikcyjnym życiu nawet na jotę nie odszedłem od koncepcji narratora. Czułem, że łączy nas coś szczególnego. Wizja nowego życia przedstawiona przez smoka była cholernie atrakcyjna. Nie mogłem przejść obok niej obojętnie.

– Chcę się znaleźć w krainie szczęśliwości – wykrzyknąłem podekscytowany w stronę, wtaczającego się do komnaty, gada.

– Masz to jak w banku.

– Powiedz mi tylko gdzie i kiedy?

– Choćby tu i teraz.

– Świetnie. Jestem do dyspozycji.

Smok nacisnął zielony przycisk umieszczony na blacie biurka. Dosłownie sekundę później do gabinetu wkroczyła kobieta odziana w pielęgniarski fartuch z ogromną strzykawką w dłoni.

– Ta miła pani zaaplikuje ci tłuszcz w najczystszej postaci. Poziom twojego cholesterolu podniesie się na tyle, że ustaną procesy życiowe. Zgłosimy do narratora nagły zgon, co umożliwi przeniesienie do Rajskiej Krainy. Żegnaj przyjacielu, wkrótce do ciebie dołączę.

Nagle poczułem ukłucie i straciłem kontakt z rzeczywistością.

Smok tymczasem podszedł do regału z książkami i sięgnął po „Wszystkie smoki to fajne chłopoki”. Następnie otworzył na stronie tytułowej, położył palec na nazwisku autora i zameldował służbistym głosem:

– Panie narratorze kolejny nielojalny bohater pana książek został odkryty i zlikwidowany. Wszyscy agenci spisali się świetnie. Chciałbym szczególnie wyróżnić Zenka za doskonałe wejście w rolę. Jednocześnie zgłaszamy gotowość do kolejnej misji.

Opowiadacz spojrzał na gada z satysfakcją i odrzekł:

– Świetna robota. Jesteście moimi najlepszymi agentami. To dla was stworzyłem Niunie. Tylko wy macie dostęp do luksusów, o których inne postacie mogą wyłącznie pomarzyć.

– Wiemy o tym doskonale mój panie. Nigdy nie chciałbym podzielić losu nielojalnych i trafić do międzyświatów. Tam fikcja i rzeczywistość mieszają się ze sobą w przypadkowych proporcjach. Nasza kraina to najlepsze miejsce w całym wszechświecie.

Na drugi dzień nikt już nie pamiętał o podróżniku zarażonym bakcylem wolności. Niunianie przygotowywali się na przyjęcie kolejnej ofiary. Narrator zapewniał bowiem świetne warunki pracy, ale żądał w zamian wysokiej wydajności.

Koniec

Komentarze

Ale jak to, tak bez Apacza?

OK, sympatyczna historyjka. Czy zbuntowanemu bohaterowi należy się kara? Czy ja wiem… Jeśli plotka się rozejdzie, w ogóle nie będą chcieli jeść nic, co im się podsuwa. Ani pić, ani wdychać, ani wstrzykiwać… Lepiej dać im trochę autonomii, a potem przechytrzyć, żeby wyjść na swoje… zakończenie.

;-)

Babska logika rządzi!

a jednak można żyć bez… Apacza.

Do ostatniego zdania liczyłem, że Apacz jednak wyskoczy gdzieś zza krzaka a tu psikus…

Ale i bez czerwonoskórego tekst warty uwagi. Polecę :)

Opierając się na tekstach o Pewnym oraz na Rajskiej Krainie odnoszę wrażenie, że to co piszesz ma być w pewien sposób karykaturą takiej klasycznej fantastyki, mixem wszystkiego, co myśli do głowy przyniosą, próbą na wyjście z wszelkich ram i ograniczeń, w których zamyka się wielu autorów. Jak sam smok rzecze:

Jest smok, musi być i jaskinia ze skarbem.

Reasumując: Podoba mi się obrana przez Ciebie droga :) Tak w ogóle, gdybym dostał dobrze opracowany cykl mówiący o przygodach Pewnego Apacza, skojarzyłby mi się chociażby z Wędrowyczem Pilipiuka. A to całkiem dobrze :)

Pozdrawiam dO.ob

 

Na miejscu okazało się, że gromada tłoczyła się u wyjścia do jaskini. – Albo wejścia do jaskini, albo wyjścia z jaskini.

 

A przede wszystkim bale.. - Jedna mniej lub jedna więcej (kropka)

Dziękuję za dobre słowo. Pewien Apacz pojawi się wkrótce, wszak społeczeństwo się domaga.

Fajne, ciekawy twist. Pani ze strzykawką powinna wywołać alarm w głowie bohatera, ja bym s… szybko się oddalił na jej widok ;) Zresztą kto to widział, cholesterol dożylnie, są lepsze sposoby :)

Che mi sento di morir

Zapomniałem napisać, że obiecała mu lizaka , jeżeli pokona strach przed igłą. Nie mógł się oprzeć.

Gdyby lizak był z białej czekolady, mógłby uśpić moją czujność :D

Che mi sento di morir

Oby nie przeczytała odpowiedniego komentarza.

Opowiadanie zabawne i zaskakujące. Jednak najbardziej zaskakuje brak Pewnego Apacza. Choć, skoro to tekst sprzed siedmiu lat, Apacz mógł być w tamtym czasie w zupełnie innym gdzieindzieju, a mogło go też jeszcze całkiem nie być. Jednakowoż smok i nieszczęsny narrator rekompensują nieobecność Indianina.

 

Oko­li­ce te za­miesz­ki­wa­ła spo­łecz­ność, nie­na­wi­dzą­ca roz­wo­ju, tkwią­ca cią­gle w oko­wach feu­da­li­zmu i wszyst­kich wią­żą­cych się z tym sta­nem rze­czy oko­licz­no­ściach. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Tereny te/ Obszar ten za­miesz­ki­wa­ła spo­łecz­ność nie­na­wi­dzą­ca roz­wo­ju, tkwią­ca cią­gle w oko­wach feu­da­li­zmu i wszyst­kich wią­żą­cych się z tym sta­nem rze­czy oko­licz­no­ści.

 

do pracy w fa­bry­kach odzie­ży…itd. ―> Brak spacji po wielokropku. Nie używamy skrótów.

 

– Co się dzie­je?– po­no­wi­łem py­ta­nie… ―> Brak spacji po pytajniku.

 

A przede wszyst­kim bale.. ―> Niedorobiony wielokropek.

Darku, czyżbyś 13 sierpnia nie odebrał okularów?

 

tro­pi­ciel “ł” przed­nio­ję­zy­ko­we­go – zę­bo­we­go. ―> …tro­pi­ciel “ł” przed­nio­ję­zy­ko­we­go-zę­bo­we­go.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

– Cie­ka­wa pro­po­zy­cja – Oży­wi­łem się… ―> Brak kropki po wypowiedzi.

 

Daję ci tro­chę czasu do na­my­słu ―> Brak kropki na końcu zdania.

 

Nie wzią­łem się jed­nak za jego lek­tu­rę. ―> Nie zabrałem się jednak do jego lektury.

http://portalwiedzy.onet.pl/140056,,,,brac_sie_wziac_sie_do_czegos_brac_sie_wziac_sie_za_cos,haslo.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam okulary. Tylko dlaczego ich nie zakładam, do czerwonki!

No cóż, pewne pytania chyba muszą pozostać bez odpowiedzi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przemogłem się, założyłem okulary i zauważyłem tajemnicze słowo: dywiz. Skąd pewność, że ja wiem co to znaczy? 

Bo to jedno z podstawowych pojęć, które powinien znać każdy piszący, a Ty piszesz nie od dziś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czuję się doceniony, ale znam swoje braki. Ważne, że cały czas się rozwijam. Dzięki za wszystkie uwagi.

Mniemam, że rozwijasz się własnym tempem i zgodnie z ustalonymi potrzebami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

jako rzecze Pewien Apacz: Każdy jest kowadłem swego losu

Masz na myśli to kowadło, które z pieca spadło?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A potem przy stole siadło, solidnie podjadło i wybrało się do Warszawy przez Mysiadło?

Nie chciałabym się wymądrzać, ale zdaje mi się, że powinno być nie Mysiadło, tylko my siedliśmy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czyli przy stole było więcej osób niż myślałem. Gdzie są moje okulary, do tężca?

Na zaćmę! Czy aby nie założyłeś ich czasami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Che mi sento di morir

Na trąd! Oswajam je stopniowo. ZA KILKA TYGODNI BĘDĄ MI JADŁY Z RĘKI.

Michael z zaświatów do nas zawitał. Presja rośnie. Prawdziwy Thriller. 

 

Che mi sento di morir

A czym je karmisz?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To była metafora. Szczerze mówiąc liczyłem na to, że okulary są samożywne, albo wykorzystują chlorofil czy dwutlenek węgla.

I straszne z nich czyściochy i pieszczochy – lubią być przecierane czymś mięciutkim, by mogły być czyste i przejrzyste.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam szmatkę i etui i zero wiedzy na temat patrzałek. Czyściochy i pieszczochy, czyli nie są agresywne. Duża ulga.

Wiedzę zdobędziesz nie wiadomo jak i kiedy. Po prostu obudzisz się pewnego dnia i będziesz wiedział o nich wszystko.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Najważniejsze, że nie muszę wyprowadzać ich na spacer. Z resztą sobie poradzę.

Tak, pod tym względem są podobne do kotów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Będę je bacznie obserwował i pokuszę się o własne wnioski.

I to jest bardzo dobre postanowienie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oby mnie tylko Apacz nie rozpraszał.

No, w tej materii nie możesz być pewny niczego i nigdy. W końcu Apacz to nie okulary.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A paczę, a paczę… I niczego nie dostrzegam :P

Che mi sento di morir

W końcu i on zacznie je nosić. I już mam pomysł na kolejny szort.

Każdy dobry pomysł jest na wagę złota.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 „Mieszkała tam społeczność[-,], nienawidząca rozwoju”

 

„Jak chociażby[-,] stojąca na żenująco niskim poziomie urbanizacja”

 

„– Wybaczy pan, ale nie odpowiadam na pytania[-,] stylizowane na oryginalne”

 

‘– Też się zaczynam martwić – odparłem. Może pójdę i zobaczę, co się tam dzieje.” – Brak półpauzy między opisem a kwestią dialogową.

 

„– Witam w moich skromnych progach[-,] jakże sympatycznego podróżnika.”

 

„tylko ono odgradzało mnie od smoka[-,] o skórze barwy zielonego kasztana.”

 

„Gospodarz nie nosił ubrania[-,] ani ozdób.”

 

„Jedynie zza wielkich, kunsztownie wykonanych[-,] okularów patrzyła na mnie para gadzich oczu.”

 

„– Zguba się znalazła – zauważyłem, wskazując dłonią na blondyna.

– Wiem z pewnego źródła, że to nie ty go zgubiłeś – odparł smok przypatrując mi się wnikliwie.

– To prawda.

– Czy jego obecność oznacza, że brakuje ci personelu pomocniczego i musisz ratować się kim popadnie?”

Czy ja mam wrażenie, czy dwie ostatnie kwestie mówi ta sama osoba? Jeśli tak, to powinny być połączone.

 

Jeżeli mógłbym wybierać[+,] to wolałbym epokę Ludwika XV”

 

„Wszystkie smoki[-,] to fajne chłopoki”.

 

„– Chcę się znaleźć w krainie szczęśliwości – wykrzyknąłem podekscytowany” – skoro wykrzyknął, to brakuje wykrzyknika.

 

„wykrzyknąłem podekscytowany w stronę[-,] wtaczającego się do komnaty[-,] gada.”

 

„– Panie narratorze[+,] kolejny nielojalny bohater pana książek został odkryty…”

 

„To dla was stworzyłem Niunie.” – Jeśli kraina nazywa się Niunia, to tutaj powinno być: Niunię

 

„– Wiemy o tym doskonale[+,] mój panie.”

 

Myślałam, że tu jest narrator pierwszoosobowy. Podróżnik mimo woli. Tymczasem narratorem jest kimś inny…? Nie rozumiem.

 

Lubię absurd, doceniam niektóre zagrania i zdania, ale całościowo… jakoś nie zagrało. Sądzę, że z tego pomysłu można by wyciągnąć więcej.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Z każdego tekstu można wyciągnąć więcej. Cały czas próbuję, ale nie zawsze wychodzi. Dziękuję za komentarz.

Nowa Fantastyka