- Opowiadanie: danka - Dom Uśpionych

Dom Uśpionych

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy II

Oceny

Dom Uśpionych

Pewnie umrę. Będę kolejną z dziesiątek tysięcy ofiar wojny, chociaż nikt nie dopisze mnie do żadnej statystyki. Liczą się ci, co zginęli na froncie, przykryci kurzem, brudem i chmurą iperytu. Ich matki i żony dostają listy z gratulacjami i pośmiertne ordery. Te same kobiety wychodzą na ulice i będą rozdawać kolejne białe pióra, zachęcając kolejnych mężczyzn do złożenia siebie w ofierze na ołtarzu boga wojny. 

 Nazywamy się Bractwo Białego Pióra. Białe piórka to symbol tchórzostwa. Rozdajemy je młodym mężczyznom, których podejrzewamy, że się nie zaciągnęli. Wstąpiłam do stowarzyszenia w drugim roku wojny, kiedy do wojska poszedł mój brat. Też chciałam pomóc. Pierwsze piórko dałam pewnemu ojcu rodziny, który spędzał niedzielę z żoną i dziećmi w parku. Żona rozpłakała się, a on spłonął czerwonym rumieńcem wstydu. Byłam z siebie taka dumna. 

Następne pióra rozdałam w autobusach. Usiadłyśmy z koleżanką Lilly na ostatnich siedzeniach i obserwowałyśmy tłum. Gdy wyłowiłyśmy wzrokiem dezertera, najpierw długo na niego patrzyłyśmy, aż odwzajemnił nasze spojrzenie. Wtedy podchodziłyśmy i wręczałyśmy mu pióro. 

Pod koniec tygodnia ilość zaciągów wzrosła. Spotkałyśmy się w biurze na herbatce i świętowałyśmy sukces. Od razu napisałam do brata. Nie tylko on robi coś dla ojczyzny! Cieszyłam się, że dzięki mnie więcej chłopaków pójdzie na front. 

Ale do rzeczy. Czas mnie goni. Muszę opowiedzieć, jak trafiłyśmy tutaj, do Domu Uśpionych. Tak nazwała go nasza koordynatorka. Powiedziała: 

– Tam ukrywają się młodzi chłopcy i śpią! 

Poszłyśmy ze śpiewem na ustach. Drzwi nie były zamknięte, weszłyśmy bez trudu. Pierwszego napotkałyśmy w salonie. Siedział przy stole, rozwarte oczy utkwił w ścianie naprzeciwko. Przed nim stała filiżanka ze spleśniałą herbatą. Lilli próbowała do niego mówić. Przekręcił głowę i patrzył na nią tępo. Zirytowana wstała i rzuciła w jego stronę białe pióro. 

Przeszłyśmy do gabinetu. Mężczyzna w średnim wieku spał oparty o blat. Nie budziłyśmy go, pod palce wsadziłyśmy piórko. 

Pierwszą kobietę znalazłyśmy w kuchni. Starsza kucharka leżała wśród szmat, z głową opartą o wygasły piec. Zdziwiła nas, bo zbliżała się pora obiadu, tymczasem wszystko wokół niej było spleśniałe i brudne. Szczur mył długi pysk w połach jej spódnicy. 

Mali chłopcy spali na piętrze. Leżeli grzecznie w łóżeczkach, jeden miał otwarte oczy. Krzyknęłam, kiedy się zbliżyłam. Oczodoły wiały nierówno wygryzioną pustką, a on nadal spokojnie oddychał. Odwróciłam się z obrzydzeniem, ale Lilly wsunęła im nasze symbole pod chude palce. 

Dom zdawał się trwać w wiecznym śnie. Chodziłyśmy od pokoju do pokoju i odkrywałyśmy kolejnych śpiących. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Czasem któryś zwrócił na nas obojętne spojrzenie, ktoś nawet brał podawane piórko, przygarniał i dalej trwał w stuporze. Śmiałyśmy się, bo niektórzy leżeli we własnych odchodach, jakby nie zbudzili się na czas. Na strychu odkryłyśmy starszą kobietę, pewnie panią domu. Leżała w zakurzonych peniuarach, wychudzona i śmierdząca. 

Z domu wyszłyśmy oburzone. Tylu silnych, zdrowych mężczyzn, którzy unikają walki za ojczyznę. Opowiedziałyśmy wszystko koordynatorce. Poradziła odwiedzić dom za jakiś czas. Może przebudzą się do swoich obowiązków. 

Tymczasem z Wielkiej Wojny przybyli mężczyźni na przepustki. Witałyśmy ich z kwiatami w porcie. Klaskałyśmy, kiedy otwarły się drzwi statku i spuszczono pomost. Z wnętrza wygrzebały się kadłubki, z poparzonymi twarzami, bez oczu, ust, ze strachem zastygłym na pokrzywionych gębach. Nasze oklaski zamarły. Niektóre z nas zemdlały. Inne wybuchły płaczem. Lilly zobaczyła narzeczonego, pokrzywionego i ze śliną ciągnącą się na jego pokrwawioną koszulę. Odwróciła się i uciekła. 

Mojego brata nie było w tłumie, nie miałyśmy od niego żadnej wiadomości. Gdziekolwiek był, na pewno nie wyglądał dziwacznie, jak ci tutaj.

Powróciłyśmy do śpiącego domu już bez Lilly. Opuściła Bractwo, mimo gróźb i zaklinania pozostałych. Jeszcze tylu młodych mężczyzn nie jest na froncie! Śpiący trwali w bezruchu, a białe pióra ściskali w rękach, tak jak je pozostawiłyśmy. Kucharce w kuchni szczury obgryzły nogę do kości, kobieta na strychu już nie żyła. Mężczyzna przy stole w salonie nadal siedział i patrzył tępo w nasze młode twarze. 

Podobno nasze czołgi pokonały Niemców na froncie zachodnim. Szkoda, że nikt nie przeżył, by opowiedzieć o tym sukcesie. W porcie wylądował kolejny statek. Wygrzebali się z niego obłąkańcy, z szalonymi uśmiechami na ustach, rozbieganymi oczami, kulący się od byle hałasu. Patrzyłam się na nich i się dziwiłam. Tak wyglądają bohaterowie wojenni? Mój brat na pewno się tak nisko nie stoczy. 

Wróciłam do śpiącego domu sama. Siedziałam naprzeciwko mężczyzny z otwartymi oczami i patrzyłam się na jego niezniszczoną twarz. Oczy prawie wyschły, ale i tak wyglądał lepiej, niż te kadłubki w porcie. Dzieci w pokojach już zmarły. Nikt nie chciał ich pochować, parafie były zbyt zajęte tymi, co zginęli gdzieś w obcych krajach. 

Podobno Lilly zerwała zaręczyny. Nie mogła wytrzymać myśli, że resztę życia spędzi ze śliniącym się potworem. Koordynatorka uznała jej zachowanie za niegodne. Rozdała nam więcej białych piór. Miałyśmy zrekrutować więcej żołnierzy. 

Zajęłam się mieszkańcami uśpionego domu. Wymyłam pod nimi podłogi, przebrałam, a tym, którzy jeszcze otwierali usta, wlałam do gardeł trochę owsianki. Im dłużej tam przebywałam, tym bardziej robiłam się śpiąca. Uciekłam wieczorem, a potem leżałam w łóżku półtora dnia. Koordynatorka była na mnie zła. Liczba nowych poborowych spadała. 

Mój brat zginął na froncie. Zobaczył nadlatujący dym. Dowódcy kazali siedzieć w okopach. Iperyt wypalił mu płuca od środka. Umarł gdzieś w błocie, wśród wszy i szczurów, daleko ode mnie i mamy. 

Pomogłam zejść kalekom z pomostu i wróciłam do domu śpiących. Zakopałam zwłoki w ogrodzie, żyjących umyłam i nakarmiłam. A potem usiadłam w salonie, obok mężczyzny z pustymi oczodołami, ale wciąż oddychającego. 

Nie mam już siły rozdawać białych piór. Mogłabym pomagać umierającym, ale to jak walka z niezwyciężonym gigantem. Ich ilość z dnia na dzień rośnie. Widzę strach w ich oczach. Nie jestem w stanie tego udźwignąć. Dlatego posiedzę tutaj, w cichym domu umarłych, gdzie śmierć ma łagodne oblicze i przychodzi wraz z długim, spokojnym snem. 

Koniec

Komentarze

Cześć.

Po pierwsze to nie opowiadanie, tylko szort (zmień oznaczenie, proszę).

Po drugie, obawiam się, że trzeba będzie trochę popracować nad tekstem. Widać, że pomysł masz, jednak chyba nadal siedzi w Twojej głowie.

Zalecam ostrożność w doborze słów… i zdań.

Gdy wyławiałyśmy wzrokiem dezertera,

Rekruci, czy dezerterzy? Bo to nie to samo.

Podobno nasze czołgi pokonały Niemców na froncie zachodnim. Szkoda, że nikt nie przeżył, by o tym opowiedzieć. W porcie wylądował kolejny statek.

No to nikt nie przeżył, czy jednak przeżył?

Te same kobiety wychodzą na ulice i będą rozdawać kolejne białe pióra, zachęcając kolejnych mężczyzn do śmierci.

 Należałam do Bractwa Białego Pióra. Białe piórka symbolizują tchórzostwa.

Ale się zrobiło zbiegowisko białych piór.

 

Niestety nie przemawia do mnie bohaterka. Wiem, że zabrzmi to mało konkretnie, ale jest zbyt mało wyrazista, przez co jej przemiana jest praktycznie niezauważalna.

 

Kim byli ludzie w Domu Uśpionych? 

Cześć Danka, zgadzam się z ManeTekelFares, pomysł ciekawy, ale rzeczywiście wykonanie wymaga większego dopracowania.

Białe piórka symbolizują tchórzostwa wydaje mi się, że powinno być tchórzostwo

 

Powróciłyśmy do śpiącego domu już bez Lilly. Zrozumiałam, że ona sama wróciła. A w kolejnym akapicie piszesz Wróciłam do śpiącego domu sama. Pogubiłam się, kiedy idzie tam sama a kiedy z Lilly.

 

Podoba mi się pomysł z Bractwem Białego Pióra i to jak bohaterka zmienia swoje poglądy na temat wojny. 

pozdrawiam:-)

 

Dziękuję za komentarze, większość błędów poprawiłam :) Sorki za umieszczenie na początku w dziale ‘opowiadania’. Jaka jest granica znaków między opowiadaniem a szortem, by nie popełnić więcej tego blędu?

Danka

O ile pamiętam to 9k.

Z tego, co kojarzę to do 10 000 jest szort, pozdrawiam:-)

Trzymajmy się zatem 10k. ;p

Zgodzę się z komentarzami – pomysł ciekawych, ma potencjał, aczkolwiek nie przypadł mi do gustu styl opowiadania. Jest mocno surowy, bez dodatkowych opisów czy urozmaiceń. Na zasadzie: zrobiłam to, potem to, a później tamto. Widziałam to, to i to. 

 

Nie mniej jednak opowiadanie bazuje na ciekawym pomyśle

Narracja w pierwszej osobie, IMO, stylizowana na młodą dziewczynę, której oczami oglądamy przedstawiony świat. Jest w tej historii coś, co nie pozwala przejść obok niej obojętnie. Temat niby znany: jednostka w obliczu wojny, ale opowiedziany w bardzo sugestywny sposób. Bardzo podobał mi się pomysł z białymi piórkami i opis reakcji obdarowywanych nimi mężczyzn, a także opis stopniowej utraty ideałów przez bohaterkę. Udało Ci się pokazać jej przemianę: od pierwszego podarowanego piórka do śmierci brata i kalectwa narzeczonego przyjaciółki.

Śpiący dom kojarzy się ze szpitalem psychiatrycznym. Zgłaszam opowiadanie do wątku bibliotecznego.

ANDO, bardzo dziękuję :) 

Danka

Masz rację, Tarnina :D Uśmiałam się

Danka

No, jestem. Masakrę słownikiem łańcuchowym czas zacząć.

 Będą kolejną z dziesiątek tysięcy ofiar wojny, chociaż nikt nie dopisze mnie do żadnej statystyki.

Literówka ("będę"), ponadto – dlaczego niedopisanie do statystyki ma wykluczyć bycie ofiarą wojny? Bo to wynika z kształtu zdania. Całość mogłaby być zgrabniejsza.

 Te same kobiety wychodzą na ulice i będą zachęcać kolejnych mężczyzn do śmierci.

Rozumiem, że narratorka jest zgorzkniała (albo? Przecież to dopiero początek, może mnie zaskoczysz. Trzymam kciuki!), ale odpowiedzieć mogę jedynie cytatem: nie kocham lśniącego miecza za ostrość jego stali, nie kocham strzały za jej chyżość ani żołnierza za wojenną sławę. Kocham tylko to, czego bronią miecze, strzały i żołnierze: kraj ludzi z Numenoru.

 Wstąpiłam do stowarzyszenia w drugim roku wojny, jak mój brat wyjechał na front.

"Jak" nie bardzo mi pasuje z dotychczasowym tonem. "Kiedy" byłoby lepsze. Ponadto – nie tylko żołnierze frontowi wygrywają wojnę (armia maszeruje na żołądkach, o kamaszach i broni nie wspominając). Na razie Twoja narratorka wychodzi na beznadziejnie naiwną, zobaczymy, co z tym zrobisz.

 Gdy wyławiałyśmy wzrokiem chłopaka, najpierw długo na niego patrzyłyśmy

Gdy wyłowiłyśmy. To jest jeden chłopak (choć jest ich wielu, ach, gramatyka).

 podchodziłyśmy i podawałyśmy

Aliteracja.

 szeroko rozwarte oczy

Oczy są raczej otwarte.

 przegniłą herbatą

Jaką? Widziałam pleśń na długo stojącej niewypitej herbacie, ale przegniłą?

 Starsza kucharka leżała wśród szmat, z głową opartą o wygasły piec.

W tym momencie pomyślałam o zaczadzeniu. Takim dosłownym.

 zbliżała się pora obiadu, tymczasem wszystko wokół niej było spleśniałe i brudne.

"Tymczasem" jakoś tu nie pasuje. Jest nie tyle za wysokie, co trafiające nie w tę dziurkę.

 Szczur mył swój długi pysk w połach jej spódnicy.

Mmm… czyli co robił? "Swój" zbędne.

jeden z nich miał otwarte oczy.

"Z nich" zbędne, wiadomo, o kogo chodzi. Trochę staccato ten akapit.

 Dom zdawał się trwać w wiecznym śnie.

Mogłabyś rozwinąć?

Byłyśmy zirytowane.

To powinno wynikać z opisu.

 Nikt na nas nie zwrócił uwagi.

Szyk: Nikt nie zwrócił na nas uwagi.

 przygarniali

Kogo przygarniali? Poza tym lepiej nie zmieniać przypadka w środku takiego wyliczenia. To znaczy, można, ale lepiej nie.

 Śmiałyśmy się, bo niektórzy leżeli we własnych odchodach, jakby nie zbudzili się w czasie defekacji.

Od "jakby" możesz wyciąć, less is more (i medyczny termin w ustach podlotka ciut dziwnie wygląda). Panienki wydają się coraz bardziej antypatyczne – ale tak chyba ma być.

 zakurzonych peniuarach

Jesteś pewna?

 Z domu wyszłyśmy oburzone.

A przed chwilą się śmiały?

 Tylu silnych, zdrowych mężczyzn, którzy unikają walki za ojczyznę.

Teraz panienki wychodzą na głupie i/lub zaślepione. Zobaczymy, jak to się rozstrzygnie.

 Może przebudzą się do swoich obowiązków.

Hmm.

 z terrorem zastygłym

Przerażeniem. "Terror" po angielsku ma szersze pole znaczeniowe, niż po polsku.

 Nasze oklaski zamarły.

Trochę niezgrabne.

 ślinotokiem ciągnącym się na jego pokrwawioną koszulę

Ślinotok się nie ciągnie.

 nie wyglądał dziwacznie jak ci tutaj

Nie wyglądał dziwacznie, jak ci tutaj.

 pomimo gróźb i zaklinania pozostałych.

Idiom: mimo próśb i zaklinań.

tak jak im je pozostawiłyśmy

"Im" zbędne.

 patrzył się tępo

Bez "się" – nie można patrzeć kogoś innego.

 Podobno nasze czołgi pokonały Niemców na froncie zachodnim. Szkoda, że nikt nie przeżył, by o tym opowiedzieć.

Tak, bo to najnowsze czołgi automatyczne. Sama pod sobą kopiesz dołek.

 z obłąkanym uśmiechem na ustach

Primo – wszyscy z jednym? I secundo – to nie uśmiech jest obłąkany. Sugerowałabym na przykład "uśmiech szaleństwa".

Gałki wyschły w orbitach, ale i tak wyglądał lepiej, niż te kadłubki na pomostach.

Jest tu rym, śladowy, ale zawsze.

 Dzieci w pokojach już zmarły.

Hmm.

 Nikt nie chciał ich pochować, parafie były zbyt zajęte tymi, co zginęli gdzieś w obcych krajach.

Władze sanitarne, rozumiem, też? To już po prostu groteska.

 Nie mogła wytrzymać, że resztę życia spędzi ze śliniącym się potworem.

Tu brakuje rzeczownika, np: Nie mogła wytrzymać myśli, że resztę życia spędzi ze śliniącym się potworem.

Koordynatorka uznała jej zachowanie za niegodne.

Nie może być…

 tym, którzy jeszcze otwierali usta, wlałam do gardła

Do gardeł, nie mają jednej wspólnej jamy chłonąco-trawiącej.

 Ilość nowych poborowych spadała.

Liczba. Poborowi są policzalni.

 Zobaczył nadlatujący dym.

Dziwnie to brzmi. Poza tym, skoro brat zginął, to chyba nie napisał o tym do domu? Ona nie może wiedzieć, co widział facet ginący w okopach. Najwyżej zgadywać.

 Pomogłam zejść z pomostu kalekom

Lepiej jednak: Pomogłam kalekom zejść z pomostu, choć akurat w tym zdaniu taki szyk nie jest błędem.

 Mogłabym pomagać umierającym, ale to jak walka z niezwyciężonym gigantem.

Takie jest życie, skarbie.

 Widzę strach w ich oczach.

Hmm.

 Dlatego posiedzę tutaj, w cichym domu umarłych, gdzie śmierć jest piękna i spokojna, a przychodzi z długim, łagodnym snem.

Góra urodziła mysz, znaczy się.

 

Podobno kto za młodu nie był socjalistą, na starość będzie świnią. W świetle tego twierdzenia nie mam obaw o Twoją starość. Ale tekst, a przynajmniej jego narratorka, jest tak naiwny, że aż śmieszny, mimo całkiem plastycznych opisów (braki w opisach zaznaczałam). Może chciałaś sportretować dziewczęta do bólu głupie – wiem z różnych źródeł, że takie istnieją – w takim razie wyszło nieźle. Narratorka wydaje się całkowicie pozbawiona rozumu. Lilly zresztą nie lepsza. Nie uczą się niczego, są całkowicie odporne na rzeczywistość – a na końcu po prostu się poddają.

Jeżeli przyświecał Ci cel propagandowy, to przedobrzyłaś o paręset procent. Wiemy, że wojna to piekło! Nikt nie chce wojen – poza tymi, którzy je wszczynają. A położenie się przed nimi na ziemi nie jest rozwiązaniem problemu.

Nie widzę też związku między chorobą śpiących (schizofrenia prosta? katatoniczna? depresja? ostra śmiertelna katatonia? grzebię na Wikipedii, bo nie wiem) a wojną. Żadnego. Dwa sposoby umierania, dobra. Ale na wojnie można się chociaż bronić, można mieć fart albo wyłgać się jakoś – a choroba, żeby ją przeżyć, wymaga zawierzenia lekarzowi. Innej osobie. Więc znowu to paskudne społeczeństwo, co?

Do refleksji: https://milosc.info/richard-lovelace/do-lukasty-jadac-na-wojne/

I na pociechę:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki Tarnina za korektę :) Na dniach usiądę i to poprawię.

 

Jeśli miałabym być propagancistką, to spóźniłam się o jakieś sto lat :D Tekst jest o Pierwszej Wojnie Światowej, która mnie bardzo interesuje i dlatego postanowiłam coś o niej napisać. W związku z tym oczywiście, że narratorka jest głupiutka i naiwna, bo edukacji wtedy od kobiet nie wymagano, a po drugie nie wolno było informować społeczeństwa o horrorze wojny. Stąd między innymi do dziś dzień grypę, która zdzięsiątkowała okopy, nazywamy ‘hiszpanką’, chociaż z Hiszpanii nie pochodziła. Dlatego tak, starałam się moją bohaterkę zrobić naiwną, chociaż osobiście nie oceniam źle kobiet z tamtego okresu: one po prostu nie miały pojęcia, jak wygląda nowoczesna wojna. Stąd też wtrącenie o czołgach (które chyba nie wyszło): to też sytuacja autentyczna, pierwsza bitwa UK z czołgami była fiaskiem, ale oficjalnie w Londynie informowano o wielkim zwycięstwie. Tylko jakoś nikt nie przeżył, aby o tym zwycięstwie opowiedzieć :P 

 

Order of White Feather istniało naprawdę: https://en.wikipedia.org/wiki/White_feather i z tego co się orientuję ich działania są teraz raczej negatywnie oceniane. Tylko no właśnie: te panie nie wiedziały, jak wygląda wojna, bo niby skąd miały wiedzieć? Podejrzewam, że musiały być w szoku, jak zobaczyły zniszczonych ludzi, których najpierw zachęcały do pójścia na front.

 

Co do choroby to inspirowałam się tą: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zapalenie_m%C3%B3zgu_von_Economo Chociaż ona w Anglii pojawiła się pod koniec wojny, przynajmniej według oficjalnych danych. Nie wiem, jaki jest związek między tą chorobą a Pierwszą Wojną Światową, ale to fascynujące, że taka tragiczna wojna i aż dwie choroby, na które wciąż nie znamy lekarstwa, zbiegły się w tym samym czasie.

Danka

Cześć :)

 

Całkiem ciekawe, ale jednak czegoś zabrakło. Nie lubię głównej bohaterki, która kojarzy mi się z paniusią mdlejącą na widok krwi, a o wojnie wiedzącą tylko tyle, ile pokazuje jej rządowa propaganda. Jak wspomniała Tarnina, bohaterka jest głupia i nie jestem w stanie wykrzesać względem niej odrobiny sympatii.

Kiedy przeczytałem zaraz na samym początku o iperycie, włączyło mi się światełko WWI. A teksty traktujące o tamtej wojnie są rzadkie, zaś te które znam są wybitne (chociażby “Wielki kochanek” Dana Simmonsa) i poprzeczka zawieszona była dosyć wysoko. Nie poległaś, dobiegłaś do pierwszej linii okopów, ale jeszcze trochę brakuje :)

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

spóźniłam się o jakieś sto lat :D

He, he. Spójrz na M.A.S.H., który niby to jest o wojnie koreańskiej, a i tak wszyscy wiedzą, że krytykuje wojnę w Wietnamie.

 W związku z tym oczywiście, że narratorka jest głupiutka i naiwna, bo edukacji wtedy od kobiet nie wymagano

Faktoid, argh. Oczywiście, w różnych krajach wyglądało to różnie, ale naiwności nie zwalczysz szkołą – polecam Prusa "Emancypantki", gdzie główna bohaterka jest całkiem nieźle wykształcona, ale wydaje się żyć w swoim własnym świecie, trochę jak ta z "Wasze twarze, o siostry moje, wasze twarze wypełnione światłem" Tiptree. Nie chcę się tu wypowiadać autorytatywnie, bo wcale nie jestem tego pewna, ale możliwe, że "Emancypantki" są właśnie o tym, że niewinność (moralna) równa się naiwności – z czym bym polemizowała. Koniec dygresji.

 one po prostu nie miały pojęcia, jak wygląda nowoczesna wojna

A czy my mamy pojęcie, jak wygląda wojna teraz? Przypomniało mi się, jak w "Zielu na kraterze" Marta z zapałem dzierga swetry dla żołnierzy, a jej koleżanki (Amerykanki) się śmieją, że jej chłopak będzie najcieplej ubranym facetem na froncie. Po prostu nie potrafią zrozumieć, że można coś zrobić dla kogoś spoza własnego kręgu. Ale kultura (w sensie Konecznego) ma tu znaczenie – Angielki nie widziały powracających z wojny od 1902, Amerykanki – od 1865, jedne i drugie (mówię o tzw. klasach wyższych) były traktowane bardziej jak dekoracje, niż jak osoby. Tymczasem Polki zawsze wiedziały, że mają obowiązki wobec tej właśnie ojczyzny, na którą teraz wszyscy kręcą nosem (jakby sami się na nią nie składali, Matko Boska, nikt już nie myśli?) i muszą pracować (albo Prus je wyśmieje :D), nosić bibułę, szmuglować broń, uczyć się (1911 – Nobel dla Curie-Skłodowskiej). Może gorsze (trudniejsze) warunki życia są lepsze dla człowieka? W każdym razie Polka spojrzy na Twoją bohaterkę i pierwszym odruchu przewróci oczami, empatia wobec niej pojawi się dopiero później, kiedy czytelniczka się zastanowi.

 pierwsza bitwa UK z czołgami była fiaskiem, ale oficjalnie w Londynie informowano o wielkim zwycięstwie. Tylko jakoś nikt nie przeżył, aby o tym zwycięstwie opowiedzieć :P

Patrz, nie wiedziałam.

 Order of White Feather istniało naprawdę

A o tym coś chyba słyszałam.

 Podejrzewam, że musiały być w szoku, jak zobaczyły zniszczonych ludzi, których najpierw zachęcały do pójścia na front.

Na pewno. Nie wiem, czy tak właśnie ten szok wyglądał – ale też skąd mam wiedzieć?

 Co do choroby to inspirowałam się tą: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zapalenie_m%C3%B3zgu_von_Economo

O, nie słyszałam. Zakaźne, dobra, ale w artykule piszą o paciorkowcach – nie wiem, czy one się przenoszą drogą kropelkową. Tak czy siak, mało znana choroba, nie każdy na to wpadnie.

 Nie wiem, jaki jest związek między tą chorobą a Pierwszą Wojną Światową

No, właśnie – może nie ma żadnego. Ale w opowiadaniu jakiś związek musi być. Jak powiedział Mark Twain, prawda jest dziwniejsza od fikcji, bo fikcja musi się trzymać kupy.

Powodzenia. https://www.youtube.com/watch?v=Xn676-fLq7I

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Początek bardzo fajny. Mocno i wyraźnie zaznacza charakter bohaterki, sam Dom Uśpionych ma ciekawy posmak wierdowego horroru. Potem jest bardzo fajna scena z pierwszym promem z rannymi.

A potem wkrada się chaos – nie wiem, czy zamierzony, po części pewnie tak. Tempo przyspiesza, fragmenty się rwą. Tekst leci przed siebie, nie dając mi, czytelnikowi, szans na zorientowanie się, co się dzieje.

Zamiar więc dobry i czuję, o co biega, ale zabrakło wprawy. W tym pędzącym pociągu sam się zagapiłem i wypadłem z niego.

Podsumowując: fajna idea, początek koncertu fajerwerku mnie kupuje. Ale na koniec wszystko przyspiesza bez miejsca na oddech i niestety kiedy dotarłem do końca tekstu, czułem się mocno zagubiony.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dzięki Outta Sewer NoWhereMan za komentarze. Przyjrzę się drugiej części opowiadania, co tam nie zagrało.

Danka

Z początku bohaterki wydały mi się niewiarygodnie głupie. Ale OK, kupuję wyjaśnienia z komentarzy, że Angielki naprawdę mogły tego nie wiedzieć. Cholera, zazdrościć tej niewiedzy czy współczuć?

Robi się fajny tekst, tylko… Jeśli choroba istnieje, a wojna na pewno była, to gdzie tu jest fantastyka?

Babska logika rządzi!

Muszę Ci się przyznać Finkla że im więcej czytam o mrocznej naturze ludzkiej (szukając dobrych tematów dla opowiadań fantasy) tym bardziej odkrywam, że najbardziej chore, fantastyczne rzeczy to jednak wydarzyły się naprawdę. Horror to podgatunek fantastyki, ale sam w sobie jest bardzo elastyczny i pozwala poruszać aktualne i społeczne tematy. Moim zdaniem fantastyka to nie tylko lochy i smoki. To też dziwaczne, opuszczone domy pełne upiorów, których natury nie rozumiemy (a przynajmniej bohaterowie nie rozumieją). To, że oparłam moje upiory na faktycznie istniejącej chorobie wydaje mi się sprawą drugorzędną. Nie jeden horror opowiada o duchach, aby na końcu zrobić twist, że główny bohater od początku był schizofrenikiem. I za to lubię horrory.

Danka

Biip! Ekwiwokacja! Fantastyczne(Finkla) = niemożliwe w naszym świecie, niezgodne z prawami jego fizyki. Fantastyczne(danka) = nieprawdopodobne, niesamowite, niezrozumiałe, dziwne.

Zasadniczo przyjmujemy tutaj definicję Finkli, przy czym “tutaj” oznacza nie tylko portal, ale w ogóle fandom. I dlatego:

Nie jeden horror opowiada o duchach, aby na końcu zrobić twist, że główny bohater od początku był schizofrenikiem. I za to lubię horrory.

w tym jesteś odosobniona (nic w tym złego!) bo jeśli ktoś się spodziewał fantastyki finklowej, a dostał dankową, ma prawo być rozczarowany.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Moim zdaniem fantastyka to nie tylko lochy i smoki. To też dziwaczne, opuszczone domy pełne upiorów, których natury nie rozumiemy (a przynajmniej bohaterowie nie rozumieją).

Co do smoków – pełna zgoda. O tym za chwilę. Ale nie zgadzam się z drugą częścią. To JA muszę nie rozumieć, co mi tam bohaterowie. Bo gdybyśmy tak przypadkiem bohaterem uczynili dwulatka, to fantastyką stanie się jazda windą, rozmawianie przez telefon z babcią albo takie białe, zimne coś lecące z nieba. A to żadna fantastyka.

I ja w tym tekście nie widziałam nic fantastycznego. OK, nie znałam tej konkretnej choroby. Ale myślałam o jakichś psychicznych, katatoniach i innych takich. Może nawet śpiączkach.

Bez przesady, nie upieram się przy łamaniu praw fizyki. Wystarczy mi, że coś nie może się zdarzyć obecnie. Za fantastykę uznałabym opis życia w bazie na Księżycu albo różne utopijno-dystopijne socjoSF.

Babska logika rządzi!

Prawda, trochę za daleko poleciałam z tymi prawami fizyki. Robiłam ostatnio nowy przekład, żeby się odrdzewić po przerwie, i to może z tego (spoilers). Niemożliwości dzielimy na:

logiczne: kwadratowy trójkąt, młoda staruszka i tym podobne gwałty na prawie wyłączonego środka

fizyczne: smoki, podróże w czasie, bunt robotów, czyli rzeczy niezgodne z prawami przyrody, które obowiązują w naszym (tzw. rzeczywistym) świecie (wliczając w to multiwersum, zapewne), przy czym jako prawa przyrody liczy się wszystko to, co odkrywają nauki szczegółowe, nie tylko fizyka, ale też np. ekologia (pojęta jako nauka, nie wrzaski pod Sejmem)

techniczne: kolonizacja kosmosu, sfery Dysona etc, czyli rzeczy, których nie potrafimy (jako ludzkość) zrobić, ale może się nauczymy (a może nie – one mogą być tak niepraktyczne, że na żadnym poziomie technologii nie będą się opłacały)

praktyczne: rzeczy niemożliwe dla mnie, ale możliwe dla kogoś innego, jak lot na Księżyc.

 

Fantastyka zasadniczo operuje na tych dwóch środkowych poziomach.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka