- Opowiadanie: kasjopejatales - Głód wiedzy

Głód wiedzy

Anna pragnęła wiedzy, ale nie wszystko poszło tak jak by chciała.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Głód wiedzy

– A więc hipotezę zerową odrzucamy na korzyść hipotezy alternatywnej, która mówi, że…? – zapytał prowadzący ćwiczenia, a na sali natychmiast zapadła cisza.

Doktoranci niepewnie popatrzyli po sobie, a potem nerwowo zaczęli wertować notatki, za wszelką cenę starając się nie patrzeć mężczyźnie w oczy. Adam dał im chwilę na znalezienie odpowiedzi.

– Hipoteza alternatywna mówi, że istnieje korelacja, czy też współzależność, pomiędzy zawartością tłuszczu i białka w mleku krowim – wyjaśnił mężczyzna, nie pierwszy raz udzielając dziś odpowiedzi na własne pytanie. – Współczynnik korelacji liniowej Pearsona wynosi dziewięć dziesiątych, co oznacza, że korelacja jest… – zawiesił na chwilę głos, łudząc się, że ktoś dokończy za niego. – Dodatnia i silna. Istotność współczynnika korelacji… – mówił dalej, tłumacząc znowu to samo.

Młodzi naukowcy kiwali głowami, skrzętnie zapisując jego słowa. Adam wiedział jednak, że nie interesowało ich to, o czym mówił. Od wielu lat prowadził zajęcia na uczelni i musiał przyznać, że każdy rocznik był gorszy od poprzedniego. Bo i studenci przychodzili na studia nie tylko z coraz mniejszą wiedzą, ale i ochotą do nauki. Po doktorantach na trzecim roku studiów Adam spodziewał się czegoś więcej i jak zwykle się zawiódł. Przez to czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż zwykle. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie zmęczony brakiem zainteresowania ze strony studentów.

Starał się jednak, by jego przemęczenie oraz niechęć nie były widoczne, a tym bardziej nie miały wpływu na jego pracę ze studentami. Każdy semestr rozpoczynał więc z nadzieją, że tym razem uda mu się przekonać studentów do nauki. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że tematyka była trudna, ale starał się wykładać im zagadnienia statystyczne najprościej jak się tylko dało. Jednak i tak większość studentów nie była ani trochę zainteresowana tym, co mówił. Wielu ziewało mu na zajęciach lub ostentacyjnie przewracało oczami, gdy coś tłumaczył. Jednak w tej niechętnej przyswajaniu wiedzy masie zdarzały się też chlubne wyjątki, takie jak Anna.

Wzrok Adama od razu skierował się na puste krzesło przy jednym z pierwszych stołów.

– Na tym dzisiaj skończymy – ogłosił, zerkając na zegarek. – W przyszłym tygodniu popracujemy nad danymi pana Andrzeja. – Adam wskazał dłonią młodego, piegowatego chłopaka w ostatniej ławce, który właśnie stał się odrobinę smutniejszym człowiekiem. – Możecie już iść.

Studentom nie trzeba było dwa razy powtarzać, więc już po chwili salę wypełnił hałas odsuwanych krzeseł, chowanych notatek i podniesionych głosów.

– Pani Ewo – prowadzący zagadnął młodą dziewczynę o krótkich, nierówno ułożonych włosach.

– Tak, panie profesorze?

Brązowe oczy studentki spojrzały na Adama, spod mocno umalowanych powiek. Kiepsko dobrany cień, mocna kreska i ciemna szminka dziewczyny bardzo raziły poczucie estetyki mężczyzny. „Paskudztwo” – skrzywił się do własnych myśli, ignorując nieprawidłowy tytuł, jakiego użyła studentka. Na razie był jeszcze doktorem habilitowanym.

– Nie wie pani, co się dzieje z panią Anną? Nie widuję jej ostatnio – zapytał.

Dziewczyna natychmiast zbladła, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Przygryzając dolną wargę, niepewnie zerknęła na kolegów i koleżanki wychodzących z sali ćwiczeniowej.

– Anna jest w szpitalu – odpowiedziała drżącym głosem.

– O Boże! Co się stało?

– Ona… – zaczęła doktorantka, ale od razu umilkła.

Mężczyzna nie popędzał jej jednak, mimo że naprawdę chciał wiedzieć, gdzie jest Anna. Lubił tę dziewczynę, była bowiem niezwykle obiecującym młodym naukowcem, ciągle głodnym wiedzy. Wielokrotnie przychodziła do Adama po rady, a on z chęcią ich udzielał. Pomagał jej nawet w zaprojektowaniu doświadczeń na potrzeby pracy doktorskiej, a także analizie uzyskanych w ten sposób danych. I, mimo że praca Anny dotyczyła zagadnień czysto biologicznych, dziewczyna chciała wykorzystać w niej zaawansowane metody wielowymiarowej analizy danych. Z cudownym uśmiechem powtarzała Adamowi, jak bardzo ceni jego pomoc. Siłą rzeczy więc wiedział o niej więcej niż o innych studentach. Bo Anna, w przeciwieństwie do nich, chciała się uczyć i umiała się temu poświęcić bez reszty.

– Coś… – zaczęła kobieta, nerwowo pocierając spoconą dłonią o spodnie. – Lekarze mówią, że coś z mózgiem. Podejrzewają tętniaka, ale nie wiedzą na pewno.

Słysząc to, Adam zbladł wyraźnie, a oczy rozszerzyły mu się w zdziwieniu. Bardzo przecież lubił Annę… może nawet bardziej niż powinien. Dawno nie poznał nikogo równie inteligentnego, a zarazem tak skromnego. Bo dziewczyna mimo całej swojej niezwykłej urody, wiedzę stawiała zawsze na pierwszym miejscu. Zawsze ciekawa świata i jego tajemnic.

– W którym szpitalu leży? – zapytał mężczyzna po dłuższej przerwie.

A gdy po chwili wahania doktorantka podała mu adres, usłyszał jeszcze jej ciche słowa:

– Lekarze nie dają Annie dużo czasu.

***

Był już późny wieczór, gdy Adam wszedł do niewielkiej szpitalnej sali. Stąpając cicho, podszedł do łóżka, na którym leżała Anna. W tym rozświetlonym nikłym światłem lampki pokoju dziewczyna była jedyną pacjentką. Wokół niej znajdowały się urządzenia do podtrzymywania życia i kontrolowania jego parametrów. Ich niebiesko-biała poświata padała na ciało Anny, otulając je niczym świetlisty całun. Monotonne szumienie, pikanie i klikanie tych maszyn niemal ogłuszało Adama. Starał się jednak ignorować te dźwięki, wolno sunąc wzrokiem po bladej twarzy Anny. Dziewczyna wydawała mu się taka inna, niż ją zapamiętał. Jej czarne, długie włosy, których miękkość jego usta pamiętały, teraz były tłuste i postrzępione. Upiorne cienie i poszarzałe powieki całkowicie ukrywały błękitne, mądre oczy. A spod cienkiej jak pergamin skóry widać było niebiesko-szare żyły. Nieświadomość tego, co się z nią dzieje musiała być prawdziwym błogosławieństwem.

„Kiedyś byłaś taka śliczna” – westchnął cicho Adam. Na szczęście w jego wspomnieniach Anna zawsze będzie piękną kobietą o szczupłych dłoniach, wąskiej tali i pełnych piersiach, która tak nieudolnie próbowała zwrócić na siebie uwagę starszego od siebie mężczyzny. Trzeba było jednak przyznać, że w końcu udało jej się postawić na swoim. Dzięki temu Adam pamiętał każdą chwilę, jaką spędził z tą kobietą. Każdy gest, uśmiech i dotyk. Pamiętał sposób, w jaki odgarniała kosmyki z twarzy i zakładała je za ucho. Pamiętał, jak patrzyła na niego, gdy odpowiadał na jej pytania. Pamiętał jej śmiech, gdy udało mu się rzucić jakiś zabawny żart. Pamiętał nawet to, co sam zapomniał, ale co Anna wiedziała i pamiętała.

Najlepiej jednak wspominał ten moment, gdy kobieta po raz pierwszy dotknęła jego ramienia. Pokazywał jej wtedy jak umieścić zmienne w modelu, by uzyskać poprawne wyniki, ale tego dnia dziewczyna wyraźnie go nie słuchała. I nawet teraz Adam pamiętał jej palce gładzące mu udo, gdy starał się skupić na pracy. Chwilę później usta Anny pierwszy raz zetknęły się z jego. Pocałunek był nieśmiały, jakby bała się, że zostanie odrzucona. Zamiast tego Adam przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Całując dziewczynę czule, starał się czerpać z tego tyle przyjemności, ile tylko mógł. Jednak jak by się nie starał, nie mógł dłużej nad sobą zapanować.

Dlatego w końcu jego niepohamowana żądza wdarła się do bezbronnego umysłu kobiety, z którego Adam wyssał niemal całą wiedzę, inteligencję oraz wspomnienia. Anna omdlała mu wtedy w ramionach, a on poczuł jak pyszna, mięsista wiedza wpływa do jego umysłu. Jak myśli, wspomnienia, ciekawość świata oraz marzenia dziewczyny zaspokajają jego własne pragnienia. Jego głód. I Adam musiał przyznać, że Anna była pyszna, a posiłek obfity. W spokoju delektował się więc nim aż do ostatniego wspomnienia dziewczyny, które mógł poznać. Później wybudził ją z głębokiego snu, udając, że nic się nie stało. A gdy Anna powiedziała mu, że źle się czuje i chyba musi wrócić wcześniej do domu, Adam milczał. Bez słowa, ale za to z miłym uśmiechem odprowadził ją do drzwi gabinetu.

Podobnie uśmiechał się teraz, gdy wpatrywał się w twarz nieprzytomnej dziewczyny. Pochylając się nad nią, wyciągnął telefon i szybko wybierając odpowiedni utwór, nacisnął play.

– Hallelujah, Leonarda Cohena – szepnął Adam, czule gładząc tłuste włosy Anny. – Nie pamiętasz tego, ale jest to twoja ulubiona piosenka.

Wiedział to, bo miał wszystko to, czym Anna kiedyś była oraz czym chciała być. Jednak ostatnim razem Adam nie mógł ryzykować, że padnie martwa w jego gabinecie, dlatego nie dojadł posiłku. Ale oto dziś miał niepowtarzalną okazję, aby go skończyć. Już nie mógł się doczekać.

– Dziękuję za posiłek. Byłaś wyśmienita – szepnął mężczyzna ciepło i wraz z ostatnim taktem muzyki pocałował blade czoło dziewczyny, szybko wysysając myśli i ostatnie fragmenty wiedzy, jakie przechowywał jej niemal martwy mózg.

A gdy w sali Anny rozległ się ostry dźwięk maszyny mierzącej bicie serca, Adam był już daleko, nucąc cicho swoją nową ulubioną piosenkę.

Koniec

Komentarze

Dobre to było Kasjopejatales!: lubię takie niespodzianki:-) podoba mi się całkiem zwyczajny początek, który nie zapowiada niczego niepokojącego: sala wykładowa, wszyscy znudzeni, łącznie z profesorem. A tu na koniec taki smaczek, dosłownie:-) chyba nie takiego romansu pragnęła dziewczyna… czytało się bardzo płynnie, bez żadnych dłużyzn czy niedomówień. Trochę takie Hannibalowe. Tytuł wiele wyjaśnia.

Polecam do biblioteki! Pozdrawiam serdecznie

Olciatka niezwykle mi miło, że się podobało! I dzięki za polecajkę – wiele to dla mnie znaczy :)

Muszę też przyznać, że mam słabość do spokojnych wstępów, które wręcz usypiają czujność czytelnika, by potem łagodnie (lub nie) zaskoczyć go fabularnie. Podobnie jest z tytułami, które zwykle nabierają głębszego sensu pod sam koniec opowieści.

 

Hej! Ja z kolei jestem zwolennikiem wstępów z ,,grubej rury" więc początkowo tekst nieco mnie nużył ale… końcówka to wynagrodziła. W tego typu opowiadaniach nawet chyba lepiej, gdy pierwsza część jest taka spokojna i nie zdradzająca za wiele. Super pomysł. W zasadzie doktorek to taki trochę wampir, który jada wiedzę zamiast krwi. Podobało się – głównie za sprawą pomysłu i zaskakującego, dobrego zakończenia :) Jak dotrę wieczorem do komputera to polecę, pozdrawiam do.Ob

Realuc wdzięcznam za przeczytanie i cieszę się, że pomysł przypadł do gustu ;) + miło mi za przyszłą polecajkę.

Podobało się – głównie za sprawą pomysłu i zaskakującego, dobrego zakończenia :)

Dla kogo dobrego, dla tego dobrego ;) Myślę, że Anna by się z tobą nie zgodziła… ale Adam już tak.

Ja tam go rozumiem, też kiedyś miałem taki głód wiedzy… laugh Choć żeby nie było niedomówień, nikt przez to nie ucierpiał ;)

Fajny tytuł. Sama historia raczej banalna, tylko bohater nie jest typowym przedstawicielem swojego gatunku. Ale i to było…

Dziwne, że taki był zaskoczony informacją o szpitalu, że to go zabolało… A czego się spodziewał?

– Tak, Panie Profesorze?

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą literą. W listach dużą. Tytuły naukowe też.

Babska logika rządzi!

Dziwne, że taki był zaskoczony informacją o szpitalu, że to go zabolało… A czego się spodziewał?

 

O, właśnie! Też mi to zgrzytnęło. Choć w zasadzie mógł specjalnie udawać zaskoczonego – taka przykrywka, coby nie było na niego. Ale raczej wyglądało na reakcję szczerą…

Narrator mówi, że informacja była bolesna. A przecież wszechwiedzący jest.

Babska logika rządzi!

Finkla dzięki za komentarz :) Czasem lubię banalne historie, są proste i nieskomplikowane. Adam wampirem nie jest, ale czymś podobnym.

Dziwne, że taki był zaskoczony informacją o szpitalu, że to go zabolało… A czego się spodziewał?

Po części udawał (tak jak zauważył Realuc), bo koleżanki i koledzy Ani oraz współpracownicy Adama na pewno wiedzieli, że pomagał dziewczynie. Nie chciał wzbudzić podejrzeń, ale musiał wiedzieć co się z nią stało.

Z drugiej strony – mimo wszystko – przywiązał się do Anny i dlatego informacja była bolesna.

Jednak jakby się nie starał, nie mógł dłużej nad sobą zapanować.

On naprawdę ją lubił, tego nie udawał. Po prostu taki jest.

 

Hm, interesujący plot twist. Czyżby on był… wampirem intelektualnym XD? Historia jest może prosta, ale ma w sobie coś, bo niby banał, a jednak wciąga. Chyba poszłabym tutaj w jakieś mocniejsze zaakcentowanie tej żądzy wiedzy, skąd się wzięła, ale koncepcyjnie bardzo mi się podoba. Suspens też całkiem wyszedł.

Biorąc pod uwagę spadający głód wiedzy studenckiego narybka, doktor musi być mocno wygłodniały. Był kiedyś taki kawał o smoku, którego układ pokarmowy przyswajał wyłącznie dziewice. Smok zdechł z głodu. Wróżę podobny koniec naszemu doktorowi, niestety. O tempora, o mores!

A tak na serio, zakończenie mnie przyjemnie zaskoczyło. Bardzo miłe, zwięzłe opko :) Parę zgrzytów stylistycznych zauważyłem, ale raczej nic poważnego.

— Nie cmyka! Mówiłem, że nie ma zębów.

oidrin dzięki za komentarz, spostrzeżenia, oraz polecajkę do biblioteki!

W zamierzeniu tekst miał być krótki i zwięzły, więc darowałam sobie dogłębne tłumaczenie dlaczego :) Adam jest, jaki jest i musi z tym żyć, choć wydaje się tym trochę zmęczony.

 

paradust i tobie dzięki za przeczytanie :) Zaskoczenia zawsze mile widziane.

Smok zdechł z głodu. Wróżę podobny koniec naszemu doktorowi, niestety.

Masz całkowitą rację (i mówię tu z doświadczenia) – niedługo doktorek będzie głodował. No, chyba że znajdzie sobie inne miejsce żerowania. Może przerzuci się na kadrę naukową ;)

Witaj ;)

 Ciekawa historia, czuć na początku taką tajemnice, którą jak najbardziej chcę się poznać. Myślałem, że zakończenie będzie mocniejsze, ale nie było tragedii. Postać profesora bardzo interesująca i w sumie szkoda, że opowiadanie jest takie krótkie i nic więcej się o nim nie dowiemy.

 

A teraz coś, co rzuciło mi się w oczy.

Pani Ewo – prowadzący zagadną młodą dziewczynę – nie powinno być zagadnął?

 

a on z chęcią ich jej udzielał. Pomagał jej – tutaj bym wyrzucił pogrubione Jej, żeby nie było powtórzenia.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej opowieści ;)

dovio dzięki za wizytę i komentarz :) Błędy poprawione!

Co do opowiadania to chciałam, aby było krótkie. Dłuższa historia miałaby zapewne sens, ale jakoś tak podoba mi się taka forma dla tej opowieści, mimo że nie wszystko mogłam wyjaśnić.

Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej opowieści ;)

A i wzajemnie, bo widzę, że wróciłeś po dłuższej przerwie ;)

Początek trochę ryzykowny. Z jednej strony dobry, bo próbujesz uśpić czujność czytelnika, żeby go później zaskoczyć. Z drugiej strony niedobry, bo… jak czytelnik zobaczy, że chcesz go uśpić, to może rzucić lekturę w cholerę i do zaskoczenia nie doczekać. :D

Słowem, początek celowo drętwy, ale i budzący pewne obawy, że może nie zechcesz poza ową drętwość wyjść. Kiedy jednak będzie się odpowiednio cierpliwym (w sumie niezbyt duże wyzwanie, bo tekst krótki ;-)), to później zaczyna się robić ciekawiej.

Tekst krótki, to i ja się nie będę rozpisywał. Cytując Anet: fajne. :-)

Daruj, że nie wnioskuję o klika do biblioteki, ale z tak lichym komentarzem pewnie i tak mi go wstrętni Użytkownicy nie przyjmą. Tekst, jak sądzę, trafi do biblioteki tak czy inaczej, więc liczę, że krzywdy Ci tym nie zrobię.

Gdyby jednak miał utknąć w poczekalni to go w odpowiednim czasie odkopię. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej, CM :) Dzięki za wizytę i uwagi. Fajnie, że fajne ;)

Gdyby tekst był dłuższy, to pewnie nie ryzykowałabym tak „długiego” wstępu – dałabym pewnie tylko pierwsze zdanie (może trochę podkręcone). Jednak przy tej długości opowiadania chciałam, żeby czytelnik naprawdę poczuł znudzenie studentów i doktora.

W tej pierwszej części chodziło też trochę o to, by pokazać (jak zauważył paradust), że Adam niedługo zacznie głodować – wiedzy coraz mniej, a zamienników brak.

Gdyby jednak miał utknąć w poczekalni to go w odpowiednim czasie odkopię. ;)

Jakby co, to trzymam za słowo ;)

„– A więc hipotezę zerową odrzucamy[-,] na korzyść hipotezy alternatywnej”

 

„Bo i studenci przychodzili na studia[-,] nie tylko z coraz mniejszą wiedzą”

 

ale jak zwykle się pomylił. – Dodatnia i silna. Istotność współczynnika korelacji… – mówił dalej, tłumacząc znowu to samo.

(…) Bo i studenci przychodzili na studia, nie tylko z coraz mniejszą wiedzą, ale i ochotą do nauki. No ale po doktorantach[-,] na trzecim roku studiów Adam spodziewał się czegoś więcej i jak zwykle się zawiódł. Przez to czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż zwykle. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie zmęczony brakiem zainteresowania ze strony studentów.”

 

„…ale starał się wykładać im zagadnienia statystyczne[-,] najprościej jak się tylko dało.”

 

W pierwszych akapitach chyba trzykrotnie przemieliłeś informację, że studenci nie chcą się uczyć. Nużące.

 

A s[+S]tudentom nie trzeba było dwa razy powtarzać, więc już…”

 

„Brązowe oczy studentki spojrzały na Adama[-,] spod mocno umalowanych powiek.”

 

„bardzo raziły poczucie estetyki mężczyzny. „Paskudztwo” – skrzywił się mężczyzna do własnych myśli, ignorując nieprawidłowy tytuł, jakiego użyła studentka…” – Tytuł którego, a nie jakiego.

 

„Nie widuje jej ostatnio – zapytał.” – Raz, że „widuję”, a dwa, ze to nie jest pytanie.

 

“Lubił tę dziewczynę, była ona bowiem niezwykle obiecującym młodym naukowcem, ciągle głodnym wiedzy.”

 

„Z cudownym uśmiechem[-,] powtarzała Adamowi, jak bardzo ceni jego pomoc.”

 

„Podejrzewają tętniaka, ale nie wiedzą na pewno.

Słysząc to, Adam zbladł wyraźnie, a oczy rozszerzyły mu się w zdziwieniu. Ta informacja była bolesna. Bardzo przecież lubił Annę… może nawet bardziej niż powinien, ale też dawno nie poznał nikogo równie inteligentnego, a zarazem tak skromnego. Bo dziewczyna mimo całej swojej niezwykłej urody, wiedzę stawiała zawsze na pierwszym miejscu.”

Dziwne, jak nagle wyskakujesz bez powodu z informacją o urodzie Anny.

 

„Był już późny wieczór, gdy Adam wszedł do niewielkiej szpitalnej sali.” – Co to za szpital, w którym późnym wieczorem trwają jeszcze godziny odwiedzin?

 

„Ich niebiesko-biała poświata[-,] padała na ciało Anny, otulając ją niczym świetlistym całunem.”

Z tym zdaniem jest coś nie tak. Pierwszy zgrzyt jest przy „ciele”, bo poświata padała na ciało, więc raczej otulając „je” niż „ją”, ale pal licho to. Gorszym problemem jest końcówka. Oświetlając ją niczym co? Świetlisty całun.

 

„Monotonne szumienie, pikanie i klikanie tych maszyn[-,] niemal ogłuszało Adama.”

 

„Upiorne cienie i poszarzałe powieki[-,] całkowicie ukrywały błękitne, mądre oczy.”

 

„Najlepiej jednak wspominał[-,] ten moment”

 

„Jednak jakby się nie starał, nie mógł dłużej nad sobą zapanować.” – Jak by, a nie jakby.

 

„Jak myśli, wspomnienia, ciekawość świata oraz marzenia dziewczyny[-,] zaspokajają jego własne pragnienia.”

 

„szybko wybierając odpowiedni utwór, nacisną play.” – nacisnął

 

„Ale o to dziś miał niepowtarzalną okazję, aby go skończyć.” – oto, a nie o to

 

„– Dziękuje za posiłek.” – Dziękuję

 

„szepnął mężczyzna ciepło i wraz z ostatnim taktem muzyki[-,] pocałował blade czoło dziewczyny…”

 

„A gdy w sali Anny rozległ się ostry dźwięk maszyny mierzącej bicie serca dziewczyny

Generalnie w ostatnich akapitach nadużywasz słowa „dziewczyna”. W powyższym zdaniu jest ono zbędne, a przynajmniej jedno czy dwa wcześniej miło byłoby czymś zastąpić.

 

Za poprzednikami powtórzę – “bolesność” informacji i “zdumienie” wykładowcy na wieść o tym, że Anna jest w szpitalu, są kompletnie pozbawione sensu. Plot twist jest fajny i lektura kończy się przyjemnym dreszczykiem, jednak opowiadanie jako całość ma masę niedoróbek technicznych, ponadto trochę zgrzyta ten przydługi, przynudzający początek. Następnym razem zadbaj nieco bardziej o kompozycję, a będzie lepiej. No i nie wciskaj przecinków wszędzie, gdzie widzisz puste miejsce ;)

Dam klika do Biblioteki jeśli popoprawiasz te wszystkie drobiazgi, które znalazłam.

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

joseheim bardzo ci dziękuję za łapankę! Poprawione :)

No i nie wciskaj przecinków wszędzie, gdzie widzisz puste miejsce ;)

Nawet nie zauważyłam, że worek z przecinkami mi pękł i wysypał się na tekst ;) Już go połatałam.

„Był już późny wieczór, gdy Adam wszedł do niewielkiej szpitalnej sali.” – Co to za szpital, w którym późnym wieczorem trwają jeszcze godziny odwiedzin?

Z tym nigdy nie miałam problemu :) Kilka lat temu był to większy problem (godziny odwiedzin itp.), ale nie w każdym szpitalu czy oddziale takie są (albo nie są do końca przestrzegane, tego nie wiem). Jeszcze dwa, trzy lata temu mój facet siedział mi przy łóżku do północy i nikt go nie wyganiał (to znaczy ja go wyprosiłam, co by w końcu się wyspał).

Za poprzednikami powtórzę – “bolesność” informacji i “zdumienie” wykładowcy na wieść o tym, że Anna jest w szpitalu, są kompletnie pozbawione sensu.

Czuje, że nie pokazałam tego tak, jak chciałam :)

Gdy Adam dowiaduje się, że Anna jest w szpitalu, reaguje naturalnie (tak jak ludzie się tego spodziewają po nauczycielu). Zdumienie, może faktycznie jest przesadą – no, chyba że mężczyzna dziwi się nie temu, że dziewczyna jest w szpitalu a temu, że nadal żyje…

Natomiast informację o bolesności można traktować jak poczucie winy (dla mnie tym była). Adam naprawdę lubił tę dziewczynę i niechętnie ją skrzywdził. Słowa studentki przypomniały mu o tym, co zrobił. W tym też kontekście końcówkę można traktować na dwa sposoby: albo Adam przyszedł tylko dokończyć posiłek, albo chciał skrócić cierpienie Anny, którego sam był przyczyną. A może jedno i drugie.

Dam klika do Biblioteki jeśli popoprawiasz te wszystkie drobiazgi, które znalazłam.

Poprawiłam @@,

No to masz, klik-klik. Jeszcze tylko na jeden musisz poczekać ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki i pewnie kiedyś się znajdzie. Kiedyś… ;)

Ta informacja była bolesna. 

Zbędne, wynika z kontekstu

wiedzę stawiała zawsze na pierwszym miejscu.

Zbędne, ta informacja pada już wcześniej.

„Kiedyś byłaś taka piękna” – westchnął cicho Adam. „A teraz jesteś właściwie martwa”. 

Troszkę to psuje tę scenę. Tu, mimo szpitala, jest pewna intymność, więc lepiej nie dopowiedzieć niż napisać za dużo.

która tak nieudolnie próbowała zwrócić na siebie uwagę starszego od siebie mężczyzny.

To też bym sobie darował. Niech to wynika z kontekstu.

Pokazywał jej wtedy jak umieścić zmienne w modelu, by uzyskać poprawne wyniki, ale dziewczyna wyraźnie go nie słuchała.

Tu jest niekonsekwencja. Wcześniej powtarzasz kilkukrotnie, że była głodna wiedzy, a z tego zdania wynika, że jednak jej motywacje były nieco inne. (Po przeczytaniu zakończenia da się jednak to zdanie wybronić). 

Wiedział to, bo miał wszystko to, czym Anna kiedyś była oraz czym chciała być.

Też chyba niepotrzebne. Lekko łopatologiczne.

 

Dobre opowiadanie. Bardzo ładnie napisana scena w szpitalu, subtelnie, intymnie, zgrabnie. Potem jest twist przemycony bardzo płynnie, że niemal się nie zauważa kiedy.

Językowo też ładne, choć myślę, że można by tekst nieco odchudzić/zoptymalizować. Sugestie wyżej.

Podobało mi się. Fruń do Biblioteki. 

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Chrościsko dzięki za opinię, cenne uwagi i kopnięcie do biblioteki :) Niezwykle mi miło, że się podobało.

Uwzględniłam większość rad dotyczących optymalizacji tekstu. A tu:

Ta informacja była bolesna.

Zbędne, wynika z kontekstu

Kurcze, masz rację. Powinnam pomyśleć o usunięciu go już wtedy, gdy Finkla i Realuc zwrócili mi na to uwagę. Nie potrzebnie mąci; a w zamierzeniu miało podkreślać, że Adam nie jest jednoznacznie zły i naprawdę lubił tę dziewczynę. Usunę to jednak i zostawię czytelnikom jego motywy do interpretacji :)

Wiedział to, bo miał wszystko to, czym Anna kiedyś była oraz czym chciała być.

Też chyba niepotrzebne. Lekko łopatologiczne.

Wiem, wiem… ale jakoś tak mam sentyment do tego zdania. Nie mogłam się zdobyć na jego usunięcie :)

Ależ proszę. Zdanie, które nazwałaś sentymentalnym, jest poprawne, więc krzywda się nikomu nie stanie, jak je zostawisz. To była tylko moja subiektywna sugestia. :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Subiektywna, ale słuszna ;)

Dobre opowiadanie. Dobitnie pokazuje, dlaczego nie warto się uczyć ani podlizywać profesorom.

Bądźmy głupi, zawsze powtarzam, że pustego mózgu to i zombie nie tknie!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Coś w tym jest Sveniu – za mało wiedzieć źle, zbyt wiele też nie dobrze ;)

 

Anet dziękuję za przeczytanie :)

Cześć:)

Podobało mi się zaskakujące przejście dr Adama w antybohatera. Brzmiało, jakby ukrywał swoje prawdziwe “myśli” złego. Jednak jego zaskoczenie trochę przesadzone. Bardziej “zakochany” – na początku – robiłby jeszcze mocniejszy efekt.

Pozdrawiam

Nigdy się nie poddawać

Witaj Zielonko :)

Dzięki za przeczytanie i uwagi. A i trudno tu mówić o miłości – Adam raczej bardzo lubił Annę.

Dobre opowiadanie, choć z czystym sumieniem można by je było skondensować w mniejszej objętości. Sama koncepcja ciekawa i aż się prosi o wykorzystanie w innej formie.

 

“nucą cicho”

– nucąc

 

PS. I ten tag “jedzenie”… ;)

wilku dzięki za przeczytanie i cieszę się, że dobre i ciekawe.

PS. I ten tag “jedzenie”… ;)

Dumnam(!) z niego bardzo, gdyż cudownie przewrotny jest ;)

Zaskoczyłaś mnie końcówką. Początek świetnie pokazał stan głodu wiedzy obecnych studentów i doktorantów z nielicznymi wyjątkami oraz pracę z nimi . Czytając dalej spodziewałem się raczej elementów fantastyki w wyzdrowieniu Anny i jej rozwoju naukowego, a tu masz wampira intelektu. :) Nie spotkałem takich , więc zaskoczenie. Może jestem prostoduszny. Całość fajna. Pomysłowa. Pozdrawiam

Pomysł fajny, tekst się dobrze rozwija, choć zgodzę się z CM-em, że ryzykujesz na początku, że czytelnik nie mający ochotę na opowieść akademicką ucieknie. Mała uwaga, w zasadzie nieistotna, ale z “mojej” sfery realiów – doktorzy prowadzący zajęcia na studiach doktoranckich to rzecz nieczęsta (raczej ludzie po habilitacji to robią),bohater trochę by zwracał na siebie uwagę; choć, uwaga, mogę nie wiedzieć, jaka jest praktyka np. w laboratoriach, bo jestem humanistką.

Pomysł na quasi-wampiryczną istotę masz fajny, bohaterka-ofiara trochę IMHO za idealna (i śliczna, i zdolna), ale generalnie tekst udany i dobrze mi się go czytało.

ninedin.home.blog

Cześć, ninedin :)

wybacz późną odpowiedź, ale ostatnio rzadziej zaglądam na portal :)

Pomysł na quasi-wampiryczną istotę masz fajny, bohaterka-ofiara trochę IMHO za idealna (i śliczna, i zdolna), ale generalnie tekst udany i dobrze mi się go czytało.

Taką bohaterkę, podobnie jak jednorożca, człowiek chciałby choć raz w życiu zobaczyć. Ale kilka takich studentek w życiu spotkałam. Cieszę się, że tekst jest udany :)

Mała uwaga, w zasadzie nieistotna, ale z “mojej” sfery realiów – doktorzy prowadzący zajęcia na studiach doktoranckich to rzecz nieczęsta (raczej ludzie po habilitacji to robią),bohater trochę by zwracał na siebie uwagę; choć, uwaga, mogę nie wiedzieć, jaka jest praktyka np. w laboratoriach, bo jestem humanistką.

Hm, to naprawdę piekielnie różni się od moich realiów – nauki przyrodnicze się z tej strony kłaniają ;) Sama jestem doktorem i u nas to standard. Zarówno doktoranci, jak i doktorzy (w tym także ci z habilitacją) prowadzą zajęcia. EDIT: <oczywiście na studiach doktoranckich, doktoranci zajęć nie prowadzą ;) Rozpędziłam się z tymi przykładami.>

Zakładam, że to zależy od dziedziny, ale przede wszystkim stanowiska. Ja jestem adiunktem na stanowisku dydaktyczno-naukowym i mam do wyrobienia odpowiednią liczbę godzin w pensum a na jakim kierunku i studiach to już kwestia kompetencji ;)

 

Koala75 :) jeszcze i ciebie przepraszam za późną odpowiedź! Cieszę się, że tekst przypadł do gustu i że udało mi się cię zaskoczyć. Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka