- Opowiadanie: CAPTO - (nie)(my)

(nie)(my)

Dzień dobry.

 

W opowiadaniach mogę sobie pozwolić na komfort pisania o innych, jednak tutaj, w przedmowie, mogę napisać wyłącznie o sobie. O tym, co siedzi we mnie. I o słowach, które chcą ze mnie wyfrunąć. Do niczego więcej nie mam prawa.

Dlatego chciałbym krótko: oto kilka słów, które w wyniku ostatnich zdarzeń w naszym kraju (skądinąd kochanym przeze mnie miłością ciepłą, choć trudną) postanowiły mnie opuścić. Choć muszę tutaj zaznaczyć, że sam będę starał się nadawać im sens głębszy i szerszy – w końcu to Czytelnik nadaje słowom sens, nie Autor.

 

Muszę też zaznaczyć, że jestem świeżak, a ten short poniżej zostawiam jako ofiarę na ołtarzu “fantastycznych” powitań. Z nadzieją, że ofiara ta zostanie przez bóstwa-recenzentów przyjęta sprawiedliwie i że mogę liczyć na szczodry deszcz informacji zwrotnej, który pozwoli plonom przyszłości wyrosnąć na ofiary doskonalsze, które z przyjemnością będę składał tutaj regularnie ;)

(mam nadzieję, że nie przesadziłem z powyższą metaforą?)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

(nie)(my)

(…)

nie była to wcale idea niezmienności kamień

był różny leniwy w blasku słońca brał światło jak księżyc

gdy zbliżała się burza ciemniał sino jak chmura

potem pił deszcz łapczywie i te zapasy z wodą

słodkie unicestwienie zmaganie żywiołów spięcia elementów

zatracenie natury własnej pijana stateczność

były zarazem piękne i upokarzające

(…)

Zbigniew Herbert, „poczucie tożsamości”

 

_____

 

Nawet jeśli komuś przyszłoby do głowy spytać: „skąd się wzięli?”, nie byłoby tam nikogo, kto znałby odpowiedź. Tam rzadko pytano, więc i kwestia samych odpowiedzi wyglądała na raczej zaniedbaną.

 

Tam rzadko też myślano. Tam… tam po prostu istniano.

 

Aż do wtedy, gdy nadeszli. Oni. 

 

Nieznający TEGO świata, ich świata, najlepszego przecież ze wszystkich światów. Burzący to, co dotychczas było tam odczuwane i myślane i robione zgodnie z tym, co każdy przecież wie, że trzeba i należy.

 

______

 

Kiedy przed tygodniem rodziła to Dziecko, gdy była mu mamą, kochała je całą sobą. Dokładnie tak, jak należało.

 

Jednak jej rola się skończyła. Jej „ja” znów się zatraciło, jak wiele razy wcześniej. Wraz z jej „ja” zmieniła się jej rodzina, otoczenie, mieszkanie, myśli i słowa – te wypowiadane i te milczane.

 

Dlatego i teraz żadne z jej ust nie padło. Zobaczyła to Dziecko – to samo, które przed niespełna tygodniem opuściło jej ciało, o czym ciągle przypominał jej tętniący w kroku ból, nabrzmiałe od mleka piersi i krwawe plamy zostające na majtkach.

 

I poza tym bólem, tłumionym samokarcącą świadomością, że on nie powinien być już J E J bólem, nie poczuła nic.

 

Podobnie jak to Dziecko, którego martwe oczy wpatrywało się niewidzącymi oczami w popękany sufit, a zimne rączki zastygłe w pół ruchu, jakby obejmujące niewidzialny palec Anioła przybyłego po jego duszyczkę… ono też już nic nigdy nie poczuje.

 

Ona jednak nie zjawiła się tam, po to Dziecko, by być mu matką. Tę rolę przejął już ktoś inny. Tak, jak należało.

 

To ktoś inny teraz cierpi w spazmatycznym szlochu, wyrzuca światu niesprawiedliwość, której nie sposób zrozumieć. Tak, jak nakazuje mu obowiązek.

 

Tymczasem jej obowiązek to po prostu zabrać ciałko. I zrobiła to, bez chwili zawahania, bez kropli łez, bez echa smutku. Tak, jak od niej oczekiwano.

 

A oni… oni tam byli. Patrzyli.

I nie rozumieli.

Jeszcze.

 

__________ 

 

Pamiętała, że jej matka miała wiele twarzy. Zmieniały się z niezmienną regularnością. Co tydzień patrzyły na nią inne oczy: wiercący dziurę w duszy błękit, głęboka niby studnia za domem zieleń, chłodna szarość. Inne były też włosy jej matki. Raz gęste, kruczoczarne i kręcone, a dzień później rzadkie i płowe. Zmieniał się też głos, który czasem śpiewał jej kołysanki i opowiadał bajki na dobranoc, a czasem karcił.

 

Później odkryła, że ona sama też się zmienia. I choć jej oczy, jej włosy i jej głos pozostawał wciąż taki sam, to zmieniały się słowa, które na nią wskazywały, które ją określały. Inne było jej “ja”, o którym przestała myśleć, nim w ogóle zdążyła pojąć jego znaczenie. Inne imię, inne obowiązki, inne oczekiwania, pragnienia i marzenia. Inny dom, do którego po prostu szła, gdy nadchodził właściwy czas. Inni ludzie o zmieniających się twarzach, których kochała i których czasem nienawidziła. 

 

Dokładnie tak, jak należało.

 

__________ 

 

Wszystko działało tak, jak powinno. Każdy miał swoją rolę. Wypełniał ją najlepiej, jak potrafił. Dziś lekarz, jutro grabarz. Dziś prawnik, jutro linoskoczek w cyrku. Dziś przykładny mąż i ojciec, jutro zboczeniec odsiadujący wyrok. Za zbrodnię, którą popełnił ktoś z inną twarzą. Bo musiał. Bo tego od niego oczekiwano.

 

Czas nie płynął, on zataczał koła. Jutro nie mogło zdarzyć się nic, co nie miało miejsca wczoraj. 

 

Myśli znane. Działania zaplanowane. Emocje z góry przypisane.

 

Dzięki temu trwali. Tak, jak należało. Nie mniej i nie więcej.

 

__________

 

„Każda jedna machina, która ma dobrze spełniać swoje zadanie…” – grzmiał z ambony ksiądz, którego twarz jeszcze przed dwoma dniami należała do pijaczka mieszkającego pod sklepem przy rynku – „… musi być tak stworzona, jakoby wszystkie jej części stanowiły jedność. Wymień jedną zębatkę na taką, którą z innej machiny weźmiesz, a cały mechanizm wkrótce się zatnie” – oznajmiał rzecz oczywistą, zwłaszcza dla samych kół zębatych, do których słowa były przecież kierowane.

 

(Jednak tym razem nie wszyscy przytakiwali).

 

Dlatego, bracia i siostry, spośród których są i tacy, co wczoraj gotowi byli rozszarpać sobie nawzajem gardło za byle przewinę, bo tego od nich wtedy oczekiwano… dlatego właśnie należy robić to, co należy. Nie mniej i nie więcej.

 

(„Do czego służyć ma ta machina?” – nie spytał nikt).

__________

 

O tym, że nie byli stąd, świadczyło kilka barbarzyńskich zwyczajów. 

 

Po pierwsze: niczego nie robili tak, jak należy. Nie przyjmowali swoich ról. Nie wiedzieli nawet, jaką rolę powinni przyjąć, choć to przecież wiedział każdy. Używali cały czas jednego imienia. Gdy mówili, czasem mówili o sobie. Zwracali się do siebie używając słowa „ja”. Obrzydliwość.

 

Po drugie: zadawali pytania. Naprawdę dziwne. Nie takie, które dotyczyłyby jak najlepszego wypełniania ich roli, spełniania swojego obowiązku. Oni się zastanawiali, P O C O mają to robić. Dlaczego mają robić to, co jest „N I E W Ł A Ś C I W E” dla ich “JA”. 

 

Jakby samo używanie „JA” nie byłoby niewystarczająco niewłaściwe!

 

Nic nie rozumieli.

 

__________

 

Kiedy niosła zimne ciałko Dziecka, które przed paroma dniami było jej Dzieckiem, a które teraz nie powinno być dla niej niczym więcej niż workiem mięsa, w jej głowie pojawiła się… dziwna myśl.

 

Taka, która nie powinna być jej myślą. Nie teraz. Nie w obliczu roli, którą dostała przed paroma dniami, a którą wypełniała najlepiej, jak potrafiła.

 

Tak, jak należy, odpędziła ją. Robiła to już parokrotnie w przeciągu jej-niejej życia. Choć tym razem przyszło jej to jakby nieco trudniej.

 

Ale oni patrzyli. I rozumieli coraz więcej.

 

Choć już wcale rozumieć nie chcieli.

 

Bo ze zrozumieniem przychodziło ukłucie zazdrości. 

Zaczynali zazdrościć tego, że inni nie potrzebują rozumieć.

 

__________

 

Koniec

Komentarze

Czemu pomiędzy poszczególnymi linijkami masz takie wielkie przerwy?

 

“Burzący to, co dotychczas było tam odczuwane i myślane[+,] i robione zgodnie z tym…”

 

“Podobnie jak to Dziecko, którego martwe oczy wpatrywało się niewidzącymi oczami w popękany sufit…” – Um, nie, nie. Raz, że oczy wpatrywały się, nie wpatrywało, a dwa, że naprawdę oczy nie mogą się “wpatrywać niewidzącymi oczami”. Przeczytaj to na głos. Oczy oczami? Nie.

 

“a zimne rączki zastygłe w pół ruchu” – rączki zastygły

 

I choć jej oczy, jej włosy i jej głos pozostawał wciąż taki sam” – oczy, włosy, głos pozostawały

 

“Jakby samo używanie „JA” nie byłoby niewystarczająco niewłaściwe!” – To zdanie nie ma sensu. Jakby samo używanie “JA” nie było wystarczająco niewłaściwe.

 

Przyznam, że nie wiem, co Autor miał przez to na myśli. O ile ogarniam wizję społeczeństwa/rasy/itp. z takim a nie innym podziałem ról, dążeniem do jedności i unifikacji (wiele różnych wizji już było), o tyle nie rozumiem, co ma oznaczać pointa. Ale ja generalnie mało filozoficzna jestem, więc być może po prostu nie jestem właściwym odbiorcą.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podobnie jak to Dziecko, którego martwe oczy wpatrywało się niewidzącymi oczami w popękany sufit… – Coś się tutaj posypało.

 

Cześć,

Dość intrygujący tekst. Niestandardowy zarówno w swojej treści jak i w zapisie. Zazwyczaj takie dziwności mnie odtrącają, Twoją dziwność przeczytałem jednak z chęcią. Nie wgłębiając się w obecną sytuację w naszym kraju, rozumiem, lub podejrzewam, z jakiego powodu powstało to opowiadanie. I pewnie podejrzewałbym to również bez przedmowy, którą nas uraczyłeś. Niezależnie kto co sądzi o kwestii tej czy tamtej, czuć, że w zapisanych przez Ciebie słowach drzemią silne uczucia. Emocje, które musiałeś gdzieś przelać.

I dobrze, że przelałeś. Może temat pełnej kontroli społeczeństwa, odebranie ludziom własnego ja, nie jest czymś nowym (choć mój pierwszy biblioteczny tekst tutaj był właśnie na ten temat – posłużyłem się maskami zastępującymi twarze) ale podałeś go w ciekawej, innej formie.

Czekam na kolejną ofiarę devil

No ja niestety tego nie kupuję. To jest taki Twój strumień świadomości, który jakoś do mnie nie przemawia i nie bardzo wiem, co konstruktywnego mógłbym Ci napisać na temat tego tekstu. Przedpiścy już Ci zasugerowali które błędy poprawić, a które i mnie raziły najbardziej.

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

No cóż, przeczytałam, ale nie pojęłam, Capto, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Szkoda, że błędy wskazane przez wcześniej komentujących, nadal nie są poprawione. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, CAPTO, akurat tak się składa, że też jestem świeżynką :)

Twój tekst przeczytałam z zainteresowaniem. Na początku sądziłam, że będzie dla mnie niezrozumiały, ale tak się na szczęście nie stało. Może nie jest zbyt oryginalny, niezbyt możliwe jest też to, aby wydarzenia opisane w tekście miały miejsce naprawdę, w sensie, jest to dosyć nierealna wizja, traktuję ją bardziej jako metaforę.

Chociaż, po chwili zastanowienia, zmieniam zdanie. To jest realne. Niestety

Kilka błędów (mam nadzieję, że kiedyś zajrzysz do komentarzy i zechcesz coś poprawić).

Dlatego i teraz żadne z jej ust nie padło. Zobaczyła to Dziecko – to samo, które przed niespełna tygodniem opuściło jej ciało, o czym ciągle przypominał jej tętniący w kroku ból, nabrzmiałe od mleka piersi i krwawe plamy zostające na majtkach.

Nie za dużo tego jej? Z drugiej strony, całość jest napisana dosyć specyficznym stylem, i jejkoza za bardzo nie razi. Do przemyślenia.

„Każda jedna machina, która ma dobrze spełniać swoje zadanie (…)musi być tak stworzona, jakoby wszystkie jej części stanowiły jedność.

Jakoś to zdanie nie pasuje. Niby nie jest błędne, ale, zwłaszcza z tą przerwą i opisem księża, moim zdaniem burzy rytm tekstu. O co chodzi z tą machiną załapałam dopiero po trzecim przeczytaniu.

Dlatego, bracia i siostry, spośród których są i tacy, co wczoraj gotowi byli rozszarpać sobie nawzajem gardło za byle przewinę, bo tego od nich wtedy oczekiwano… dlatego właśnie należy robić to, co należy. Nie mniej i nie więcej.

Kto to mówi? Narrator? Ksiądz? Czy nie powinno to być w takim razie zapisane po myślniku?

Robiła to już parokrotnie w przeciągu jej-niejej życia.

nie jej powinno być napisane oddzielnie:

https://język-polski.pl/zasady-ortograficzne/1403-pisownia-nie-zaimki

 

Poza tym dobrze by było gdybyś poprawił błędy, które wytknęły ci osoby piszące przede mną.

 

Pozdrawiam :)

ps. fajny tytuł

 

 

Wyjątkowo pilnie pracowałam dziś w pracy XD jakby ktoś się dziwił, że tak hurtem.

 Nawet jeśli

Nawet, jeśli.

 kwestia samych odpowiedzi wyglądała na raczej zaniedbaną

"Raczej" nie gra tutaj.

 Aż do wtedy, gdy nadeszli.

Hmm. Aż nadeszli. Ale jakieś krótkie to…

 Burzący to, co dotychczas było tam odczuwane

Czy można burzyć odczuwane?

 była mu mamą

Trudno się wymawia.

 Jej „ja”

Jak wyżej.

 znów się zatraciło

W czym?

 plamy zostające na majtkach

"Zostające" zbędne. Krwawienia tydzień po porodzie? Nie znam się na tym, ale lepiej dopytaj. "Jej" ogranicz, jest o jedno za dużo.

 samokarcącą świadomością

?

 on nie powinien być już J E J bólem

Ból nie lata w próżni. Zawsze jest czyjś.

 Podobnie jak to Dziecko, którego martwe oczy wpatrywało się niewidzącymi oczami w popękany sufit

Podobnie, jak to Dziecko. Dalej rozłazi się gramatyka, a ja nie wiem, czy celowo.

 bez chwili zawahania, bez kropli łez

Bez chwili wahania, bez jednej łzy. Łza to kropla.

Inne były też włosy jej matki.

Nie były inne, a coraz to inne. Bo zmieniały się (matki), tak?

 oczy, jej włosy i jej głos pozostawał wciąż taki sam

Jej oczy, włosy i głos pozostawały wciąż takie same.

 Inne było jej “ja”,

Inne może być od czegoś, a Tobie wyraźnie chodzi o co, że zmienne. Coraz to inne.

 Każdy miał swoją rolę.

A, tak, Lem. Fridge logic do Lema. Ciekawe, czy on sam o tym pomyślał…

 pijaczka mieszkającego pod sklepem

I nieprzeganianego, bo?

 musi być tak stworzona, jakoby wszystkie jej części stanowiły jedność

Nie czepię się błędu językowego ze względu na osobę kaznodziei, ale części maszyny nie stanowią jedności. To, zasadniczo, siedzi w definicji maszyny i części. Są tak zaprojektowane, żeby działały razem, ale jednością nie są.

 Wymień jedną zębatkę na taką, którą z innej machiny weźmiesz, a cały mechanizm wkrótce się zatnie

Ekhm. Henry Ford. Kropka.

 Dlatego, bracia i siostry, spośród których są i tacy,

Pośród. Nawet przy takim, a nie innym kaznodziei.

 sobie nawzajem gardło

Gardła.

 Zwracali się do siebie używając słowa „ja”.

Zwracali się do siebie, używając słowa „ja”. Znaczy, mówili do siebie?

 Nie takie, które dotyczyłyby

Hmm, no, nie wiem.

 Jakby samo używanie „JA” nie byłoby

Nie było – jedno "by" już jest.

 niczym więcej niż workiem mięsa

Niczym więcej, niż workiem mięsa. Dlaczego zaraz workiem mięsa, przecież jest na etacie pielęgniarki, nie?

 Nie w obliczu roli, którą dostała przed paroma dniami

Jak często zmieniają role?

 Robiła to już parokrotnie w przeciągu jej-niejej życia.

Czyli jest jednostką, wie, że jest jednostką, i tyle. Odjednostkowienie umysłów jest nierealne.

 Zaczynali zazdrościć tego, że inni nie potrzebują rozumieć.

Hmm.

 

 

Przyznaję, że nie zrozumiałam. Raz i drugi coś, coś mi już świtało, ale potem obalałeś moje teorie. Na podstawie przedmowy przypuszczam, że to rzecz polityczna, ale sam tekst na to nie wskazuje. Jest mętno-mistyczny, a i to nie wiem, czy nie przesada. Może tu po prostu nie ma żadnego znaczenia? Może to tylko impresja?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka