- Opowiadanie: dawidiq150 - Wyprawa do amazońskiej dżungli

Wyprawa do amazońskiej dżungli

Zapraszam do lektury mojego nowego opowiadania. Wczoraj trochę źle się czułem ale dzisiaj jest OK. Proszę by po przeczytaniu zostawić komentarz. :)))

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wyprawa do amazońskiej dżungli

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Zostało jeszcze tylko dwa tygodnie. Na uczelni w Krakowie panowało więc ogólne zadowolenie. W dobrym humorze był również Robert Kulga, jeden z wykładowców na kierunkach biologicznych. Gdy zakończył się jego ostatni, dzisiejszy wykład, wyciągnął telefon komórkowy, następnie napisał i wysłał SMS do pięciu osób. Byli to jego najlepsi studenci. SMS był o treści: „Proszę jutro o godzinie czternastej trzydzieści przyjść do sali sto dwanaście – Robert Kulga”.

Robert, był przystojnym mężczyzną w wieku czterdziestu jeden lat. Wysoki, o ciemnych włosach, ładnie przystrzyżonych. W czasie wykładów, zawsze inteligentny i dowcipny. Może trochę zbyt wymagający. Wykładał na uniwersytecie Jagiellońskim od czternastu lat. Przez cały dzisiejszy dzień był podekscytowany, miał bowiem pewną propozycję dla swoich wychowanków.

Następnego dnia o wyznaczonej porze, przed drzwiami numer sto dwanaście zgromadzili się młodzi adepci Dawid, Maciek, Krzysiek, Sylwia i Magda. Studenci znali się tylko z widzenia. Dawid spytał:

– Też dostaliście SMS od pana Kulga?

Pozostali przytaknęli. Po chwili przyszedł profesor.

– Witajcie! Dlaczego nie wchodzicie? – spytał radośnie i otworzył drzwi. Gdy znaleźli się w sali poprosił by usiedli. Następnie zaczął:

– Zaprosiłem was tu, bo wiem, że jesteście zdolnymi i pracowitymi studentami. I wydaje mi się, że będziecie chętni do tego co wam zaproponuję – na chwilę przerwał by zebrać myśli. Potem mówił dalej. – Mój bardzo dobry przyjaciel, niedawno odbył wyprawę w Amazońskiej dżungli. Takie wycieczki są jego pasją, ale robi to nie tylko z przyjemności, a także w celu wynajdywania nowych gatunków zwierząt. Można powiedzieć, że robi to dla nauki. Wyobraźcie sobie, że podczas tej ostatniej eskapady, natknął się na jedno z plemion indiańskich. Plemię to, jest już powszechnie znane, a on potrafił dogadać się w ich języku. Zaprosili go, by został na posiłek i nocleg. Przy ognisku, w czasie uczty powiedzieli mu niezwykle ciekawą rzecz. W dolinie niedaleko od wioski, gdzie jak mówili tubylcy, dziesięć lat temu z nieba spadła gwiazda, dziwnie rozrosła się fauna. Polując tam, zdobywają niezwykle smaczne mięso i ogromne kości ze szkieletów występujących tam zwierząt, które świetnie nadają się do budowy ich domostw. Zaczął wtedy rozważać naprawdę ciekawy pomysł, który już od dawna chodził mu po głowie. Stworzyć rezerwat. Otoczyć dolinę, w której miały żyć te nowe gatunki zwierząt. Wybudować do niego drogę, może nawet hotel w pobliżu dżungli. By takie coś zrealizować, trzeba wielkich pieniędzy. Mój przyjaciel jednak ma bogatych krewnych i pożyczyliby mu je. Waszym zadaniem, było by udać się w to miejsce i sprawdzić czy to co twierdzą tubylcy jest rzeczywiście prawdą. Co wy na to?

Studenci wpatrywali się w swojego mentora z zaciekawieniem. Krzysiek pierwszy zadał pytanie:

– A kto sfinansuje tę wyprawę?

– Wszystko zostanie opłacone przez mojego przyjaciela. Bilety, hotel, wyżywienie. Oczywiście musicie mieć trochę swoich pieniędzy na własne wydatki. – odpowiedział Robert Kugla.

– Fantastyczna sprawa! – krzyknął Dawid uradowany. – Wchodzę w to!

– Ale taka wyprawa musi być niebezpieczna – zauważyła Magda.

– Była by niebezpieczna piętnaście lat temu, teraz mamy szczepionki przeciw ukąszeniu większości jadowitych zwierząt. Zostaniecie wyposażeni też w broń, specjalne karabinki. Zastanówcie się, to może być przygoda waszego życia.

Rozmowa trwała jeszcze dziesięć minut. Na końcu, gdy już nie było więcej kwestii do omówienia Robert Kulga oznajmił, że mają dwa dni by się zdecydować. I tak spotkanie się skończyło.

 

***

 

Cała piątka zgodziła się na tę niesamowicie zapowiadającą się wyprawę. Nawet odliczali dni do wyjazdu. W końcu nadszedł ten dzień. Z bagażami, podekscytowani, wsiedli do samolotu lecącego do Brazylii. Lot był męczący, trwał bowiem czternaście godzin. Na miejscu oczekiwał ich Mirosław, przyjaciel Roberta. Przywitał każdego uściskiem dłoni i powiedział:

– Witajcie moi drodzy. Jak minęła podróż?

Mirosław był wysokim mężczyzną. O wyrazie twarzy zdradzającym przyjazne usposobienie. Ubrany był w krótkie spodenki i podkoszulek z wzorkiem.

Zaprowadził sześcioosobową grupę do mini – busa stojącego na parkingu nieopodal. Cały czas prowadząc monolog. Wzbudził tym podziw, gdyż mówił ciekawie do tego sprawiał wrażenie, jakby nie był przygotowany tylko improwizował.

Zajechali pod hotel. Było w okolicach godziny trzynastej.

– Musicie się porządnie wyspać, jutro punkt dwunasta jedziemy w dżunglę – powiedział.

Gdy zmęczeni studenci zasnęli w swoich apartamentach Robert Kulga wymknął się z hotelu i razem z Mirosławem, pojechali do jego domu. Gdy byli w środku, zaczęli się całować. Robili to niezwykle namiętnie, zdejmując jednocześnie z siebie ubranie.

– Tak bardzo tęskniłem – dyszał Mirosław.

– Ja również – odpowiedział Robert obejmując dłońmi twarz kochanka i patrząc mu w oczy.

W końcu nadzy wylądowali w łóżku i przez dwadzieścia minut kochali się. Leżąc potem obok siebie. Robert zapytał:

– Opowiedz co się stało, że sobie o mnie przypomniałeś?

– Zawsze o tobie pamiętałem, lecz będąc w tej wiosce indiańskiej – to trochę śmieszna historia. Gdy ujrzałem nagich, muskularnych mężczyzn, którzy tu w Ameryce Południowej są wyjątkowo szczodrze obdarzeni przez naturę, wspomnienie o tobie nabrało barw. Pomyślałem: „A czemu nie spróbować spotkać się z nim? Na pewno coś wymyślę tak, żeby jego żona się o nas nie dowiedziała”

Robert nieco się rozczulił i po chwili powiedział:

– Czyli moi studenci niczego nowego w dżungli nie znajdą?

– Może znajdą, z meteorem to oczywiście nieprawda, ale to co zrozumiałem z mowy tamtych tubylców, rzeczywiście tam w dolinie, niedaleko od ich wioski faktycznie są ciekawe odmiany zwierząt.

 

***

 

Następnego dnia po śniadaniu studenci uzgodnili, że nie ma co czekać, gdyż są tu z jednego powodu. Powiedzieli o tym Robertowi. Ten wykonał telefon i po chwili jechali już dżipem, który prowadził Mirosław w stronę dżungli.

Zajechali na miejsce i wyposażeni w wiele niezbędnych przedmiotów takich jak krótkofalówki, apteczki, karabinki, kamery i aparaty fotograficzne i parę innych rzeczy byli gotowi. Mirosław powiedział:

– Kierujcie się oznaczonym na czerwono szlakiem, w jakieś czterdzieści minut dojdziecie do doliny. Poznacie ją oczywiście po tym, że będziecie schodzić niżej. Poróbcie zdjęcia i nagrajcie filmy. Powodzenia.

Mirosław starał się ukryć, że ta cała sprawa z rezerwatem to wyssane z palca kłamstwo. I mu się to udało. Młodzież ruszyła z zapałem w dżunglę.

Szli uważnie, kierując się pomalowanymi czerwonym kolorem pniami drzew, nad którymi dodatkowo była strzałka, w którą stronę iść. Posiadali maczety, lecz teraz ich nie używali, gdyż nie było potrzeby. Droga była oczyszczona. Czasem ugryzł kogoś komar w miejsce, które nie było popsikane odstraszającym owady sprayem.

Wędrówka przez tropikalny las była niesamowita. Co chwilę napotykali na jakąś egzotyczną żabę, na węża, nawet raz Magda zauważyła kameleona, który niezwykle zlewał się z zielonymi liśćmi drzewa. Z radością robili zdjęcia i nagrywali filmy. Jednak nie doszli jeszcze do doliny. W pewnym momencie z radością zauważyli, że podłoże zaczęło opadać. Tutaj rozpoczynała się poszukiwana dolina.

Odezwał się Dawid:

– Może rozdzielmy się. Tak będzie najlepiej.

– Ja i Sylwia idziemy razem – powiedziała Magda.

I rozeszli się, dziewczyny razem w jedną stronę, a chłopcy rozdzielili się idąc w innych kierunkach. Nie zdążyli jednak ujść nawet dziesięciu metrów gdy nagle z nieba zaczął padać deszcz. Najpierw lekki kapuśniaczek, po chwili zamienił się w oberwanie chmury. Takiej ulewy jeszcze żaden ze studentów nie przeżył.

– Chodźcie tutaj! – krzyknął Maciek. – Tu jest jaskinia w której można się schować!

Z nieba lało się strumieniami. Pozostali uznali więc to za dobry pomysł. Dawid w czasie biegu potknął się i upadł na ziemię, która zamieniała się już w błoto. Wstał i zaczął się rozglądać, bo jego towarzysze nagle znikli.

– Hej! Gdzie jesteście? – krzyczał.

I nagle zamarł. W miejscu gdzie przed chwilą stali jego kompani rozpoznał świetnie zamaskowanego gada. Był olbrzymi, miał wyłupiaste gałki oczne powleczone błoną. I przeżuwał. Dawid domyślał się co. To co jego towarzysze uznali za jaskinię rzeczywiście było paszczą tego niezwykle wielkiego gada, który nieruchomy czekał na swoją zdobycz.

Nie zastanawiając się długo chwycił zawieszony na ramieniu karabinek, odbezpieczył i zaczął strzelać prosto między oczy potwora. Z dziur w głowie gada zaczęła sączyć się czerwona maź. Musiał zostać uszkodzony mózg, gdyż ten przestał przeżuwać i wyglądał na zdechłego. Dawid jednak strzelał dalej, aż opróżnił cały magazynek.

Będąc w szoku, wyciągnął z pochwy maczetę i pospiesznie mając na uwadze, że jego towarzysze uduszą się z braku tlenu zaczął raz za razem dźgać szyje monstrum. Cały czas z nieba lał się deszcz. Nagle coś unieruchomiło jego nogi. Odwrócił się i ujrzał wychodzącego z ziemi ślimaka, który wytwarzał jakąś lepką substancję uniemożliwiającą mu poruszanie nogami. Przerażony zaczął się modlić i wierzgać maczetą do tyłu by strącić to coś. Gdy ślimak wszedł na jego plecy Dawid przewrócił się i już nie wstał. Jego ciało zaczął żreć kwas solny obficie produkowany przez monstrualnego ślimaka. Umierał w męczarniach żywcem rozpuszczany w kwasie.

Koniec

Komentarze

Cześć,

Dawidzie, poprawiasz się w pisaniu, wedle tego co obserwuję od dłuższego czasu. Technicznie widzę poprawę i pod względem akcji, ale tylko trochę. 

Moim największym zarzutem jest infantylny język. Określenie „chłopcy” w kontekście studentów aż boli. Takich przykładów jest więcej. Ponadto całość wygląda jak suche streszczenie. Może spróbuj popracować nad zagłębieniem się w akcję i bohaterów i przy tym nie patrzeć na limit znaków. Tutaj jest grupa, część zostaje zjedzona, część nie, tutaj jakiś romans między facetami, tutaj jakaś wyprawa i w sumie poszli, weszli, rozdzielili się i zginęli. Nic nie jest wystarczająco dokładnie opowiedziane niestety.

Pozdrawiam

Sagitt, czwartkowy dyżurny

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dzięki Sagitt spróbuję wykorzystać twoje rady bo akurat jestem w trakcie pisania. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)

 

Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Jak zwykle, Dawidzie, zdumiewają mnie Twoje pomysły, jednak szalenie chaotyczny opis wyprawy, obfitującej w nierealne zdarzenia, niestety, nie przypadł mi do gustu.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy jest trochę przykre, że stworzyło się szajs. To na pewno i jak czytam swoje starsze teksty to jest mi zwyczajnie głupio. Jednocześnie wiem, że za jakiś czas tak samo będę sądził o tym co piszę teraz. Ale jest postęp i to sprawia, że mam ochotę pisać dalej. Już dawno żyję według pewnej zasady brzmi ona “Jeśli coś co robię nie zaszkodzi mi fizycznie ani moim bliskim itp. to będę to robił i olewał co pomyślą inni”.

 

Co ja mogę innego robić? Możliwość pisania jest dla mnie błogosławieństwem. Jestem chory siedzę w domu i robię to co kocham.

 

Popatrz widzimy takie mrówki w mrowisku i myślimy sobie “one nic nie wiedzą co się naprawdę dzieje” a czy z nami nie jest tak samo? Upadłe anioły i anioły stróże tak samo myślą o nas. Czyż nie tak?

 

Pisze aktualnie dłuższy tekst i nie wiem czy nie rzucam się z motyką na słońce :) ale proszę trzymać kciuki!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dawidzie, wiem, że nie jest Ci łatwo i wiem, że pisanie wiele dla Ciebie znaczy.

Nie mów, że stworzyłeś szajs, bo to nieprawda. Twoje opowiadania z pewnością nie są doskonałe, ale też nie można powiedzieć, że są beznadziejne. Masz mnóstwo niecodziennych pomysłów i odnoszę wrażenie, że wszystkie chciałbyś przekazać czytelnikom. Piszesz dużo, a przy takiej liczbie tekstów zawsze będzie tak, że jedne okażą się lepsze, a inne gorsze. Poza tym to, co spodoba się jednym, niekoniecznie musi spotkać się z uznaniem innych.

Przeczytałam wiele Twoich opowiadań i jakkolwiek nie jestem nimi zachwycona, to nie mogę nie zauważyć, że czynisz postępy. Nie są one wielkie i cały czas masz kłopoty z wykonaniem, ale publikujesz tu dopiero od kilku miesięcy i przypuszczam, że to zbyt krótki czas, aby opanować niełatwą sztukę pisania.

No i sprawa o której chyba już kiedyś wspominałam, a i inni pewnie też zwracali na to uwagę – brakuje Ci cierpliwości. A opowiadaniu powinno się dać czas na jego dopracowanie, poprawki, ewentualne zmiany, kilkakrotne przejrzenie, usuwanie błędów i usterek. Tobie tej cierpliwości brakuje i nad tym też powinieneś pracować.

Powodzenia, Dawidzie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka