- Opowiadanie: Forgotten_ - W blasku księżyca

W blasku księżyca

Zapraszam do przeczytania mojego pierwszego, dokończonego opowiadania. Zacząłem je dawno temu i wyglądało zupełnie inaczej, ostatnimi czasy zebrałem się, żeby je dokończyć i o to wersja, mam nadzieję, że najbliższa finalnej.

Gram i tworzę sesje rpg od blisko 20 lat z przerwami. Były czasy, kiedy po za rpg nie było dla mnie nic innego ale też nadeszła gorzko-słodka rzeczywistość i konieczność robienia wielu innych rzeczy. Bardzo chciałbym rozwijać się dalej w stronę pisania, tworzenia sesji i przygód, systemów, grania i narracji. 

Wiem, że jest w poniższym opowiadaniu wiele rzeczy nie do końca jasnych i niektórych tylko wspomnianych ale mam pomysł jak działa np. magia i jak funkcjonuje w tym świecie, czy czym są wspomniane w opowiadaniu miejsca, organizacje itd. Na więcej, jeśli będzie dobrze, przyjdzie czas.
Czekam na Wasze opinie :) 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

W blasku księżyca

W blasku księżyca 

 

Sedrig przebudził się w środku nocy. Był na polanie w pięknej, niewielkiej krainie Lesrt, położonej w ciepłych regionach Wielkiego Imperium. Obudził się z zimnym potem na ciele i gdy tylko otworzył oczy ukazały mu się niezliczone gwiazdy na ciemnym niebie. Nie był tu sam – byli tu również Jered i Daen, jego kompani podróży, których znał już od paru miesięcy, ale nie o nich chodziło. Był ktoś jeszcze. Przez niego miał koszmary… i on przemawiał gdzieś wewnątrz jego umysłu. 

„Oszukali cię drogi Sedrigu”– usłyszał spokojny, głęboki Głos – “Przy ostatniej wypłacie i dobrze o tym wiesz. Nie oddali ci całej twojej części za zlecenie i to już nie pierwszy raz! Powinieneś dostać większą część niż oni!” 

– Przestań… – wydusił z siebie mag. 

„Nie oszukuj się” – Głos zaśmiał się jadowicie – ”przecież nie muszę cię przekonywać. No i spójrz na Jereda. Dlaczego śpi tam, o, po drugiej stronie ogniska a nie bliżej nas? Na pewno ci nie ufa. Nie rozumieją twojej mocy!” 

Słowa rozbrzmiewał echem w jego głowie. Spojrzał na towarzyszy jakże emocjonujących podróży. Księżyc pną się dumnie na bezchmurnym niebie. Oświetlał ich dobrze na rozległej polanie. Spali okryci lekkimi kocami w letnią, spokojną noc. Żar ogniska, które lekko się jeszcze paliło dawało ciepło i nikłe światło rozjaśniające łagodną twarz Jereda, pogrążonego we śnie. 

Był rosłym i dobrze zbudowanym wojownikiem o jasnych, krótkich włosach i z przystrzyżoną bródką. Pochrapywał lekko leżąc na boku z rozchylonymi ustami. Przestał na chwilę, podniósł dużą dłoń i podrapał się po policzku, po czym znów odłożył rękę na miecz przy swojej piersi. 

„Trzyma broń przy sobie!” – wrzasnął Głos, a Sed otworzył szerzej oczy i wzdrygnął się z przerażenia – “Widzisz? On ci nie wierzy! Śpi lekko lub udaje i tylko czyha, żeby cię ukatrupić i posłać do Bogów Podziemi! Wyprzedź go, zabij!” 

Serce Sedriga zabiło mocniej, a ręce zaczęły drżeć. Nie wiedział co począć. Bał się. Nie po raz pierwszy Głos mówił mu o takich rzeczach, lecz z początku zbywał go i nie dawał mu wiary, choć ostatnio… zauważał w tym prawidłowość. Niechętnie zaczynał mu wierzyć i widzieć świat na Jego sposób. Coś się w nim zmieniało, kruszyło… 

Nie był pewien, kiedy się to zaczęło. Może po jednej z wypraw do starożytnych świątyń. W ostatniej mierzyli się z Oddanymi Zapomnianych Bogów parającymi się demonologią i krwawymi paktami. Wtedy Sed okazał się bardzo przydatny, gdyż dzięki magii jaką się posługiwał zwyciężyli, choć nic tego od początku nie wróżyło. Towarzysze bronili go, kiedy przygotowywał inwokację do potężnego zaklęcia, które znalazł wcześniej w starych księgach niepewnego pochodzenia. Jaka to była magia! Kiedy już udało się dokończyć inkantacje unicestwił kapłanów w kaskadzie błysków i gromów, pozostawiając po nich niewiele więcej niż popiół. Po wszystkim zemdlał. Odpoczywał później trzy dni, a towarzysze zajmowali się nim przez ten czas. To pewne, że gdyby nie on i wysiłek jakiego się wtedy podjął drużyna by poległa. 

Nie doceniali go, nie dostrzegali pełnego potencjału i potęgi jakimi się z nimi dzielił. Łupami rozdawali niby po równo, choć ich kieszenie wydawały się cięższe. Byli szczęśliwsi od niego, to pewne. 

“Dlaczego? Też chcę być szczęśliwy. Bez nich poradziłbym sobie lepiej. Mam już doświadczenie, a ich monety mogą pozwolić mi na studiowanie ksiąg, pogłębianie wiedzy i ćwiczenia. Kiedy już stanę się wielkim i szanowanym magiem na pewno ludzie będą przychodzić, możni i biedni, prosić mnie o pomoc. Mnie! Nie jakieś wędrówki po niebezpiecznych miejscach tego świata przez kolejne lata i spanie pod gołym niebem, czy w obleśnych zajazdach. Chcę szacunku i uznania, na jakie zasługuję”. 

Dlaczego w ogóle zaczął tak żyć? Już nie pamiętał. 

Gdzieś wewnątrz umysłu, w głębinach świadomości, gdzie znajdowała się jego jaźń była skorupa, którą tworzyła barierę. Ta osłona broniła go przed wpływami z zewnętrza. W tym momencie zaczęła pękać jak lód na jeziorze, w który ktoś rzucił ciężkim kamieniem. Głuchy trzask rozszedł się echem słyszalnym tylko dla niego. Coraz szybciej, gwałtownie, aż już nie można było tego powstrzymać. Wszystko się rozpadło, drobiny skorupy zmieniły się w pył. Był odsłonięty i nagi, ale nie trwało to długo. Coś zajęło to miejsce, oblepiło go niczym ciepła smoła ograniczając swobodę, hamując. 

Uśmiechnął się niepewnie. Oczy błysnęły złowieszczo w świetle ogniska. 

– Muszę być pierwszy i będę, suczy synu – z uśmiechem wycedził przez zęby.

Podniósł się po cichu i sięgnął po sztylet, który leżał pod posłaniem w gotowości. Nie chciał zabijać ich magią, nie był na to przygotowany, poza tym czarowanie zawsze mogło przyciągnąć coś złego. Wolał też nie budzić całego lasu i wszystkiego, co w nim siedzi. Miałby wtedy tę dwójkę na głowie, a tak rozprawi się z nimi pojedynczo. Wiedział, że nie są tacy niedoświadczenia na jakich wyglądają. Cichym krokiem podszedł do śpiącej Daen. W oczach Sedriga była śniadą, śliczną młodą kobietą o krótkich ciemnych lokach. Palcami, delikatnie niczym kochance, wyrysował na czole prosty znak wzmacniający sen. Jej oddech pogłębił się po chwili i mocniej wtuliła się w koc. Nie powinna stanowić wielkiego problemu. Parała się rzeczami typowymi dla złodzieja, ale miała dobre serce, co mógłby przeciw niej wykorzystać. 

Wstał z przysiadu i przygładził odruchowo ciemną szatę. Ruszył cicho w stronę pochrapującego towarzysza, pewnie zagłębił się w sen jeszcze mocniej, więc zaczął szukać jego kajdan. Chciał go zadźgać skrępowanego. Tak przynajmniej wiedział, że wielkolud nie będzie w stanie się bronić i będzie miał dodatkowy czas na parę pchnięć. Znalazł, były podczepione do podróżnego plecaka tuż obok. Odczepił je i otworzył możliwie cicho co z jego wrodzonym wdziękiem i zręcznością wypadło w najlepszym razie słabo. Wojownik przestał pochrapywać. Możliwie cicho co z jego wrodzonym wdziękiem i zręcznością wypadło w najlepszym razie słabo. Wojownik przestał pochrapywać. 

Zrobiło się ciszej i słychać było tylko cykady, pośród polany skąpanej w blasku księżyca. 

“Cholera. Przecież jakiś czas temu zakupiliśmy ochronne paciorki od chędożonego kupca, powinienem uważać”. 

Po czasie równym modlitwie ponownie zabrał się do pracy. Powoli wyciągnął jego rękę spod śpiącej głowy. Drugą wyciągnął do przodu. Obie dłonie położył obok siebie z przodu ciała i zakuł je w żelazo przyjemnie nagrzane od żaru ogniska. Zamek w kajdanach był wyjątkowo głośny i nie chciał wskoczyć na miejsce – nie używali ich chyba nigdy. Tym razem Jered leniwie rozchylił jedno oko i spojrzał przez sen na Sedriga. 

– Heeej Sed. Co robisz? – spytał ochryple przez suche gardło. 

– Ee… nic, śpij dalej. – odparł rozgorączkowany mag, z trudem dobierając te kilka słów. Pewność prysła, umysł zaczął szukać ucieczki. Serce zaczęło mu znów walić jak kapłani w świątynne dzwony. 

Wciąż półprzytomny Jered spróbował podrapać się po policzku, ale napotkał niespodziewany opór i ze zdziwieniem spojrzał na swoje ręce skrępowane przez kajdany. W ciągu chwili jego oczy otworzyły się szerzej, źrenice powiększyły i resztki snów odpłynęły w zapomnienie. 

– Co do kurwy?! Sedrigu, co się dzieje! – zaczął stanowczo podnosić głos przy czym wstał na kolano a potem na równe nogi. 

– Ja… nic nie zrobiłem! Chciałem… cię rozkuć, ktoś tu musiał dopiero być! – pot pojawił się na jego twarzy, a serce tłukło coraz mocniej. Tracił panowanie nad sytuacją. 

Sed stał już obok i cofnął się o krok w stronę ciemności. W dłoni trzymał sztylet, który błysnął w słabym świetle ognia, które w tej chwili było za plecami towarzysza wcześniejszych podróży. Światło tuż za wojownikiem nadawało mu postury lekko przygarbionego, wielkiego potwora gotującego się do ataku. Przynajmniej tak to widział czarodziej. 

Wojownik podniósł wzrok znad okowów i stojąc już spojrzał znów na Sedriga. Już otwierał usta, kiedy mag z wielką determinacją naparł na niego swoim drobnym ciałem. To wystarczyło, żeby powalić nieprzygotowane, masywne cielsko na ognisko. Runął jak drzewo, ziemią wstrząsnęło uderzenie. 

Zaczął krzyczeć i wić się w ogniu jak kundel w worku. Włosy zajęły się ogniem w mgnieniu oka, a suche ubranie także zaczynało się tlić. 

Daen zbudziła się i zobaczyła całą scenę. Z jej perspektywy Sedrig wyglądał jak przygarbione, szczurowate stworzenie, które właśnie skoczyło na powalone ciało wojownika i oburącz, ściskając sztylet, zaczął dźgać go bez opamiętania. Krzyki po paru ciosach zmieniły się w charczenie a po chwili ucichły. Trwało to parę sekund. Sed wstał znad palącego się, nieruchomego ciała z dziwnym uśmiechem na twarzy i rękami we krwi. Po cichu zaczął się śmiać. Odwrócił się w stronę złodziejki. Wyglądała na piękną i zdezorientowaną. 

Ciepły uśmiech pojawił się na jego twarzy choć oczy dalej skrywały obłąkany wyraz. 

– Spokojnie, już dobrze, wszystko jest w porządku. Jered nam zagrażał, odbiło mu, ale udało mi się… nas ochronić. – mówił to podchodząc wolnym krokiem z otwartymi ramionami. W prawej dłoni niósł sztylet chowając ostrze wzdłuż przedramienia. 

“Teraz będzie w końcu twoja! Wiem jak bardzo jej pragnąłeś!” – Głos radośnie podszeptywał w jego umyśle. 

– Nie ma już czego się bać, teraz wszystko będzie tak jak powinno. Zostaliśmy tylko my i będziemy bezpieczni. Razem. – czarodziej mówił spokojnie. 

Daen uklękła i zapłakała cicho oświetlona migoczącym, pomarańczowym światłem ognia. Sedrig przyklęknął naprzeciw wciąż trzymając ociekający krwią sztylet. Objął ją ostrożnie. Poczuła ramiona splatające się na jej plecach, oddech na szyi. Była zagubiona, ale myśli się rozjaśniały. Od pewnego czasu Sed był dziwny, mamrotał, czasami przez sen mówił coś niezrozumiale. Myśleli, że to przez zmęczenie. Jak to się stało… 

“Jered, proszę, wróć. To nie mogło się zdarzyć!” setki myśli pędziły przez jej głowę. 

Coś gęstego i lepkiego spływało po plecach, czuła to przez lnianą koszulę. Poczuła swąd nadpalonego ciała. Szeroko otworzyła oczy i tym razem to w niej coś pękło… 

To nie może się tak skończyć. 

Przymknęła oczy, a łzy popłynęły po twarzy zlepiając parę niesfornych, ciemnych loków. Lewą ręką objęła go a drugą powoli sięgnęła nóż spod koca, na którym siedziała. W mgnieniu oka, szybkim ruchem wbiła nóż w bok szyi Sedriga, następnie przeciągnęła go w dół, ku krtani. Poczuła wstrząs, który targnął ciałem maga. Jego ramiona zaczęły powoli opadać po smukłych plecach dziewczyny. Wyciągnęła nóż z ciała i upuściła go, upadł na posłanie. Jasna koszula zamieniała się w coraz ciemniejszą, cięższą tkaninę. Ciepła, lepka krew wypływała z szyi gęstymi strumieniami. 

“NIE! Ty głupcze! Jak mogłeś do tego dopuścić!” – Wrzasnął w odpływającej świadomości młodego, umierającego maga. 

Spróbował coś jeszcze powiedzieć, poruszył ustami, których kolor zmienił się w siną czerwień. Nie miał siły i możliwości nic powiedzieć. Na bladej twarzy pozostało tylko zdziwienie przechodzące w smutek. 

Przytuliła go do siebie mocno i załkała bujając się lekko w przód i tył, przerażona. Nie wiedziała, nie rozumiała co się wydarzyło. Nie chciała tego. Szybko jednak wstała odpychając ciało ze wstrętem i krzyknęła z bezradnej wściekłości. Wzięła bukłak cienkiego wina, który leżał przy ogniu i starając się nie ryczeć, wylała je na zwłoki wojownika, aby ugasić resztki ognia. Przykryła kocem jego ciało, krzywiąc się przy tym od swędu palonych włosów i ciała przyjaciela. Odmówiła modlitwę do każdego słuchającego Boga o łaskawe przyjęcie go w zaświatach. Nie mogła zrobić więcej, nie miała łopaty do wykopania grobu ani siły, żeby wziąć go ze sobą. 

Zrzuciła brudne od krwi odzienie, zmieniła je pośpiesznie. Starała się skupić na tej czynności. Byle tylko się uspokoić i odejść. Przejrzała rzeczy swoje a następnie towarzyszy biorąc co wartościowe i potrzebne w dalszej podróży. Wrzuciła co mogła do dodatkowej torby. Były tam też pierścień i księga, które mieli odnieść zleceniodawcy. 

“Pies jebał taką robotę”. Zaklęła w duchu. 

Nad ranem, zmęczona, wyruszyła w dalszą drogę. Starała się określić jakiś cel podróży choć umysł drżał i wił się w oparach szaleństwa, jakiego doświadczyła i stała się częścią. Chciałaby zapomnieć, ale w głębi wiedziała, że to już na zawsze będzie z tyłu jej głowy. Po cichu. Szeptać. 

 

 Marcin „Forgotten” Pruszyński 

Koniec

Komentarze

Dziękuję za artykuł, bardzo pomocny smiley

Postarałem się już częściowo poprawić tekst, mam nadzieję, że już mniej bije po oczach. Jeszcze nad tym przysiądę. 

Chwali Ci się taki zamiar, Forgottenie. I postaraj się przysiąść z dobrym skutkiem dla opowiadania. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przedstawiłeś scenę nocnego spoczynku trojga podróżnych, z których dwoje śpi, a trzeci słyszy głosy w głowie, skutkiem czego morduje kompana, po czym sam ginie z ręki uczestniczącej w podróży dziewczyny.

Tyle się dowiedziałam, ale nie zdołałam się zorientować, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Może dlatego, że tekst, moim zdaniem nie jest skończonym opowiadaniem, a tylko fragmentem czegoś większego. 

Wykonanie jest bardzo złe – jest tu mnóstwo błędów, usterek, źle zapisanych dialogów, powtórzeń i nie najlepiej skonstruowanych zdań, że o zaimkozie i zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Część z nich wypisałam, ale poprawienia wymaga niemal każde zdanie.

 

któ­rych znał już od­pa­ru mie­się­cy… ―> …któ­rych znał już od­ pa­ru mie­się­cy

 

„Oszu­ka­li cię drogi Se­dri­gu”

Usły­szał spo­koj­ny, głę­bo­ki Głos.

“Przy ostat­niej wy­pła­cie i do­brze o tym wiesz. Nie od­da­li ci całej two­jej czę­ści za ro­bo­ci­znę i to już nie pierw­szy raz! Po­wi­nie­neś do­stać więk­szą część niż oni!”

―> Didaskaliów nie zapisujemy w nowym wierszu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisać dialog telepatyczny:

http://www.jezykowedylematy.pl/2012/12/dialog-bardziej-skomplikowany/

 

po dru­giej stro­nie ogni­ska za­miast bli­żej Nas? ―> Dlaczego wielka litera?

 

Nie ro­zu­mie­ją Two­jej po­tę­gi!” ―> Nie ro­zu­mie­ją two­jej po­tę­gi!”

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

i nikłe świa­tło oświe­tla­ją­ce ła­god­ną twarz Je­re­da za­głę­bio­ne­go w swoje sny. ―> Nie brzmi to najlepiej. Nie wiemy, czy Jered śnił.

Proponiuję: …i nikłe świa­tło rozjaśniające ła­god­ną twarz Je­re­da, pogrążonego we śnie.

 

o ja­snych, krót­kich wło­sach z przy­strzy­żo­ną bród­ką. ―> Czy dobrze rozumiem, że włosy miały przystrzyżoną bródkę?

Proponuję: …o ja­snych krót­kich wło­sach i z przy­strzy­żo­ną bród­ką.

 

pod­no­sząc swoją dużą dłoń i po­dra­pał się po po­licz­ku… ―> Zbędny zaimek – czy drapałby się cudzą ręką?

 

po­tę­gi ja­ki­mi się z nimi dzie­lił. Łu­pa­mi dzie­li­li się… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

po­głę­bia­nie swo­jej wie­dzy i po­tę­gi. ―> Zbędny zaimek.

 

Kiedy będę wiel­kim i sza­no­wa­nym ma­giem na pewno będę za­do­wo­lo­ny. Wszy­scy będą przy­cho­dzić… ―> lekka będoza.

 

i uzna­nia na jakie za­słu­gu­ję.” ―> …i uzna­nia, na jakie za­słu­gu­ję”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Sko­ru­pa spę­ka­ła jak lód na je­zio­rze, nagle. ―> Jaka skorupa?

 

– Muszę być pierw­szy i będę, suczy synu. – wy­ce­dził przez zęby z uśmie­chem. ―> Zbędna kropka po wypowiedzi.

Czy dobrze rozumiem, że miał zęby z uśmiechem?

 

Pod­niósł się po cichu i się­gnął po szty­let z po­chwy… ―> Sztylet chyba nie był z pochwy, sztylety zazwyczaj są ze stali.

A może miało być: Pod­niósł się po cichu i się­gnął do pochwy po szty­let

 

Miał­by wtedy ich dwój­kę na gło­wie… ―> Miał­by wtedy dwójkę na gło­wie

 

Ci­chym kro­kiem, na mięk­kiej po­de­szwie pod­szedł do… ―> Na jednej podeszwie?

 

Wstał z przy­sia­du i przy­gła­dził od­ru­cho­wo ciem­ną szatę dłoń­mi. ―> Zbędne dopowiedzenie – czy mógłby wygładzić szatę inaczej, bez użycia dłoni?

 

Ku­ca­jąc uczy­nił ten sam znak… ―> Czy to znaczy, że wykonał dwie czynności jednocześnie?

A może miało być: Kucnąwszy, uczy­nił ten sam znak

 

pod­cze­pio­ne do po­dróż­ne­go ple­ca­ka tuż za ple­ca­mi kom­pa­na. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Wo­jow­nik uciął po­chra­py­wa­nie. ―> Obawiam się, że pochrapywania nie ucina się.

Proponuję: Wo­jow­nik przestał pochrapywać.

 

Za­pa­dła cisza i sły­chać było tylko świersz­cze na po­la­nie od­da­ją­ce swe se­re­na­dy do księ­ży­ca. ―> Skoro słychać było świerszcze, to nie było ciszy.

Serenady nie można oddać ani do księżyca, ani do niczego innego. Świerszcze nie cykają do księżyca.

Proponuję: Zrobiło się ciszej i słychać było tylko cykanie świerszczy.

 

od chę­do­żo­ne­go kupca, muszę uwa­żać.” ―> …od chę­do­żo­ne­go kupca, muszę uwa­żać”.

 

– Heeej Sed. Co ro­bisz? – rzekł ochry­ple… ―> Skoro jest pytajnik, to: – Heeej Sed. Co ro­bisz? – spytał ochry­ple

 

– Ee…. Nic, nic, śpij dalej. – od­parł roz­go­rącz­ko­wa­ny mag… ―> Po wielokropki nie stawia się kropki. Zbędna kropka po wypowiedzi.

a serce wy­bi­ja­ło po­łu­dnie. ―> Co robiło serce???

 

W dłoni trzy­mał szty­let, który błysz­czał w bla­sku ognia… ―> Jakiego ognia, skoro na początku napisałeś, że ognisko przygasało, a przecież nikt nie dokładał do ognia.

 

Przy­naj­mniej takto wi­dział cza­ro­dziej. ―> Przy­naj­mniej tak to wi­dział cza­ro­dziej.

 

Runął jak drze­wo a zie­mią wstrzą­snę­ło to gwał­tow­ne spo­tka­nie. ―> Jakie spotkanie? Kto z kim się spotkał?

 

Jego włosy za­ję­ły się w mgnie­niu oka ogniem, a jego suche ubra­nie także za­czy­na­ło się tlić. ―> Zbędne zaimki – wiadomo, kto wpadł do ognia.

 

Wy­glą­da­ła jak pięk­na i spło­szo­na sarna, która nie może wy­zwo­lić się z wny­ków cha­osu tej sy­tu­acji. ―> A nie można powiedzieć zwyczajnie, że czarodziejka była zdezorientowana?

 

Cie­pły uśmiech po­ja­wił się na twa­rzy choć oczy dalej skry­wa­ły obłą­ka­ny wyraz. ―> Na czyjej twarzy?

 

na­prze­ciw niej wciąż trzy­ma­jąc ocie­ka­ją­cy krwią szty­let. Objął ostroż­nie. Po­czu­ła jego ra­mio­na spla­ta­ją­ce się na jej ple­cach, od­dech na swo­jej szyi. Była za­gu­bio­na, ale jej myśli… ―> Nadmiar zaimków.

 

Jej myśli błą­dzi­ły. ―> Gdzie błądziły?

 

a prawą po­wo­li się­gnę­ła po nóż spod koca… ―> …a prawą po­wo­li się­gnę­ła nóż spod koca

 

Po­czu­ła wstrząs, któ­rym tar­gnę­ło ciało maga. ―> Po­czu­ła wstrząs, któ­ry tar­gnął ciałem maga.

 

prze­bra­ła się po­śpiesz­nie sta­ra­jąc się sku­pić na tej czyn­no­ści. Byle tylko się uspo­ko­ić… ―> Lekka siękoza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam, autorze, ale wstrzymam się z opinią do czasu, gdy dokonasz poprawek zasugerowanych przez panią regulatorzy ;)

Dziękuję za nie ocenianie pomocny komentarz :) regulatorzy. Ciężko znaleźć czas dlatego dopiero teraz udało się dokonać poprawek. Mam nadzieję, że ten tekst będzie lepszy. 

 

Saulė dziękuję za Twój czas, z niecierpliwością czekam na opinię. :) 

Miło mi, Forgottenie, że mogłam się przydać i pozostaję z nadzieją, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i znacznie lepiej napisane. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, nie uwiodło.

Fantasy, jakich wiele. Może i masz ukryte w rękawie atuty, ale nie pokazałeś ich w tym tekście.

Wykonanie nadal nie powala na kolana. Zostało sporo literówek, gdzieś tam zdublowane zdanie czy dwa, interpunkcja kuleje…

Był na polanie w pięknej, niewielkiej krainie Lesrt, położonej w ciepłych regionach Wielkiego Imperium. Obudził się z zimnym potem na ciele i gdy tylko otworzył oczy ukazały mu się niezliczone gwiazdy na ciemnym niebie. Nie był tu sam – byli tu również Jered i Daen, jego kompani podróży, których znał już od paru miesięcy, ale nie o nich chodziło. Był ktoś jeszcze.

Byłoza.

Księżyc pną się dumnie

Pną to czas teraźniejszy, liczba mnoga.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka