- Opowiadanie: GhostWriter - Mówiące Góry

Mówiące Góry

Oddaje w Wasze ręce opowiadanie o uczniu pewnego maga, który musi przejść ostatni test, by udowodnić, że jest godny pobierania nauk dostępnych tylko dla wąskiego grona mędrców.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mówiące Góry

 

Minął prawie rok, odkąd Samotny Wilk ostatni raz oglądał wody Jeziora Arveny. Teraz podróżował wzdłuż jego brzegu, zmierzając do Mówiących Gór. Chciał poddać swego ucznia ostatniej próbie, by się przekonać, czy jest godzien zgłębić największe tajemnice Sztuki Żywiołów.

– Nie wiedziałem, że w Likarii są takie góry – rzekł Christian, gdy mistrz wyjawił mu dokąd idą. Wcześniej zaskoczyło go, że nie chciał zabrać koni, więc w drogę wybrali się pieszo.

– Nie ma ich na oficjalnych mapach. Wiedzą o nich nieliczni.

– Dlaczego tak się nazywają?

– Dowiesz się na miejscu.

Nieco później skręcili na południowy zachód, idąc wzdłuż górnego biegu Isanny. Po kilku godzinach dotarli do stromych skał zbudowanych z jasnego piaskowca. Wykorzystując rosnące w szczelinach drzewa, wspięli się na szeroką półkę skalną, kilkanaście stóp nad ziemią.

– To cel naszej podróży. – Mędrzec wskazał laską wąskie wejście do kompleksu jaskiń, znajdujące się w niewidocznym z dołu załomie.

– Wejdziemy do środka?

– Ty wejdziesz. Mówiące Góry wydobędą z ciebie to, co najbardziej ukryte. Zaczerpną z największych mroków twojego wnętrza i pokażą ci na otwartej dłoni, bez względu na to, czy ci się to spodoba czy nie.

Słowa mistrza wywołały w chłopaku niepokój. Brzmiały jakby wysyłał go do siedliska dzikiej bestii.

– Jak mam się przygotować?

– Żadne przygotowanie nie zmieni tego, co tam zobaczysz. Idź.

– Co powinienem ze sobą zabrać? – Christian próbował jak najbardziej odwlec ciągnąć rozstanie z mistrzem.

– Zostaw torbę. Nie będzie ci potrzebna. Nic z naszego świata ci się tam nie przyda.

Uczeń głośno przełknął ślinę. Ostatni raz spojrzał w poważną twarz mentora. Z rosnącym uczuciem niepokoju, rozlewającym się po trzewiach, wszedł w chłodny mrok.

 

Wędrował dłuższą chwilę w całkowitej ciemności, bardzo ostrożnie stawiając kolejne kroki. Jakikolwiek odłamek światła dziennego zostawił daleko za plecami. Wodził ręką po ścianie, przypominając sobie labirynt, który niegdyś przemierzał z przyjaciółmi. Wtedy przynajmniej miałem łuczywo i towarzystwo. Teraz był całkiem sam, zmierzając coraz głębiej we wnętrzności Mówiących Gór. Nie wiedział, czego się spodziewać, a niejasne słowa Wilka nie były żadną wskazówką. W oddali dojrzał szarawe zarysy skał. Gdzieś tam musiało być jakieś światło. Ruszył nieco żwawiej w tamtym kierunku. Bolesny pocałunek twardego kamienia, złożony na piszczeli, zmusił go do przyjęcia poprzedniego tempa. Pragnienie znalezienia się w świetle było silne, ale musiał je powściągać, nie chcąc ryzykować kolejnych obrażeń. Wystarczył pulsujący bólem goleń. Dotarł do rozpadliny, z której dochodził blask. Mroczny korytarz ciągnął się dalej, ale pierwotny instynkt kazał mu się kierować w stronę światła. Po przekroczeniu szczeliny, znalazł się w obszernej jaskini. Wyraźnie dostrzegał różne formy wapiennego krasu, ale nie był w stanie zidentyfikować źródła jasności. Nie widział żadnych cieni. Nawet jego przepełniona obawami postać nie rzucała żadnego. Blask zdawał się wypełniać pomieszczenie jak powietrze. Było w nim coś kojącego. Wziął głębszy oddech. Może nie będzie tu tak źle. Spostrzegł, że nie jest sam. Za pobliskim stalagnatem ktoś stał. Widział tylko fragment twarzy i kolano odziane w prześwitujący materiał. Postać bardzo powoli opuściła kryjówkę. Z figury przypominała zgrabną kobietę. Beżowa skóra twarzy mieniła się jak skała z drobinkami miki. Głowę okalały rozwichrzone i nieruchome, jakby skamieniałe, włosy. Patrzyła na niego oczami o głębokiej, ziemistej barwie. Chłopak czekał w napięciu, choć zdawało mu się, że to przyjazna istota.

– Witaj, Christianie. – Pełne usta o barwie polerowanego, czerwonego jaspisu poruszyły się, uwalniając aksamitny głos.

– Znasz moje imię?

– Te groty wiedzą o tobie wszystko. Więcej, niż ty sam. Wiem, po co tu jesteś. Każdy, kto tu przybywa, chce zajrzeć w głąb własnej duszy. Tylko nie każdemu podoba się to, co ujrzy. Jesteś na to gotowy?

– Jestem gotów patrzeć, choć nie wiem, co zobaczę – odparł młodzieniec.

– Twoje ciało i serce jest młode, choć umysł zdaje się starszy.

– Czy to źle?

– Nie masz się czego obawiać. Niefortunnym jest, gdy w ciele starca mieszka umysł dziecka. Ale to tylko w niektórych aspektach. Na pewnej płaszczyźnie lepiej być niemowlęciem. Tu dowiesz się w wielu wymiarach, czy jesteś niemowlęciem, dzieckiem czy dorosłym mężczyzną. Ale nie we wszystkich – zaznaczyła, jakby miało to cokolwiek rozjaśniać.

Christian nic z tego nie zrozumiał. Pojął jedynie, że dla górskiej nimfy jego umysł ma więcej niż szesnaście lat.

– Będziesz wędrował w głąb góry. Wybierz mądrze z tych rzeczy. – Stanęła bokiem, wskazując dłonią zakończoną długimi, wyglądającymi jak korzenie, pazurami stół, którego wcześniej chłopak nie zauważył. – Wiedz, że czeka cię tam wiele niebezpieczeństw.

Na blacie leżały trzy przedmioty: miecz, łuczywo i bochenek chleba. Chłopak z pewną rezerwą podszedł bliżej. Zastanawiał się, co najbardziej mu się przyda.

– Mogę zabrać tylko jedną?

– Tylko jedną – potwierdziła nimfa.

Decyzję pomógł mu podjąć bolący goleń. Sięgnął po łuczywo.

– Idź więc. – Chłopak podniósł oczy. Nimfa wskazywała rozpadlinę, której, mógł przysiąc, przed chwilą jeszcze nie było. – Niech towarzyszy ci rozeznanie i strzeż się tego, który sam siebie nazywa Przewodnikiem.

Z płonącą pochodnią w dłoni, Christian ruszył na spotkanie z czeluściami góry. Korytarz cały czas opadał. Robiło się chłodniej. Jego kroki wybrzmiewały w martwej ciszy skalnego labiryntu. Szedł długo, zanim usłyszał kapiącą wodę. Szukał źródła tego dźwięku. Dotarł do wysokiej jaskini, w której błyszczało niewielkie jeziorko. Skorzystał z okazji, by się napić. Zamarł w bezruch, gdy za plecami usłyszał warczenie. Powoli się obrócił. W świetle łuczywa dostrzegł dwa święcące na zielono ślepia, należące do czworonożnego stwora sięgającego mu do pasa. Powarkiwał, unosząc wargi i obnażając białe kły. Chłopak domyślił się, że nie ma przyjaznych zamiarów. Może trzeba było wziąć miecz – przemknęło mu przez myśl. W głowie wertował bestiariusz. To chyba wilk jaskiniowy. Co było o nim napisane? Nie patrzeć mu w oczy, spokojnie się wycofać.

– Dobrze, nie patrzę – szepnął sam do siebie.

Powoli przekroczył jeziorko i wdrapał się na skalną półkę. Na szczęście stwór nie podążył za nim. Spoglądając na zwierza z góry, odchylił się, chcąc oprzeć plecy, jednak trafił w pustkę. Gdy spojrzał za siebie, zobaczył okrągłą dziurę w skale. Niewiele myśląc, wpełzł do wąskiego tunelu. Przypominał mu się ziemny przekop, który musieli pokonać z przyjaciółmi, wracając z komnaty pełnej skarbów. Tunel doprowadził go do następnej jaskini. Nim zdążył odetchnąć, zobaczył kolejnego stwora. Ten poruszał się na dwóch nogach. Po bliższym przyjrzeniu, przypominał nawet człowieka. W oczy rzucała się blada cera, haczykowaty nos i groteskowe, wysokie nakrycie głowy. Nagle gwałtownie na niego ruszył. Christian odruchowo wyciągnął przed siebie łuczywo. Stwór długimi szponami wziął trochę ognia, który oddzielił się od płomienia pochodni. Bawił się nim chwilę, dopóki nie zgasł.

– Proszę, proszę, proszę. Mały Christian chce zostać wielkim mędrcem – odezwał się niespodziewanie. – Ten, który podobno kocha zwierzęta, a rozdeptywał mrówki. Ten, który chlubi się swą prawością, a ukradł siostrze srebrną spinkę. Ten, który jeszcze niedawno moczył posłanie. – Szyderczy głos, wydobywający się z wąskich ust, wspominał wszystko, o czym chłopak wolałby zapomnieć. – Nadal boisz się, że ktoś cię będzie podglądał w kąpieli?

Zna moją przeszłość. Nimfa mówiła, że góry wiedzą wszystko. Nabrał przekonania, że nie musi się wstydzić za to, co robił, będąc małym dzieckiem. Góry znają tajemnice, ale nie zdradzą ich światu.

– Kim jesteś?

– Jestem Przewodnikiem.

Nimfa ostrzegała przed nim.

– Oprowadzę cię po zakamarkach twojej duszy. – Osobnik wykonał gest, jakby trzymał w szponach niewidzialną sferę. – Pokażę ci, kim naprawdę jesteś, jak niewiele znaczysz. Chcesz być wielkim człowiekiem? Chcesz odciąć się od swojego ojca, od swojego rodu?

– Wcale nie.

– Właśnie, że tak. Uwiera cię, że jeszcze pokolenie temu byliście brudnymi wieśniakami. Gardzisz swoimi przodkami mieszkającymi w lepiankach, odzianymi w szmaty i podcierającymi się wierzchem dłoni.

– Milcz pokrako! – krzyknął Christian w nagłym przypływie gniewu. Złapał Przewodnika za ramiona i przycisnął go do ściany. Osobnik był zadziwiająco lekki. Jakby słomiany chochoł odziany w szatę.

– A co mi zrobisz? – roześmiał się głośno. – Popchniesz jak tego chłopca, któremu rozbiłeś głowę i o mało nie umarł?

– To był wypadek! – bronił się Christian. Puścił Przewodnika i cofnął o krok.

– Wypadek? To była zazdrość o kolegę z piaskownicy. Wolał się bawić z nim, a nie z tobą. Biedny Christianek, tak wtedy bolało serduszko. Za taką drobnostkę, chciałeś go zabić.

– Nieprawda! Nie chciałem go zabić. Bardzo żałowałem, że się uderzył w głowę.

– Sam się uderzył? Ty go popchnąłeś, śmierdzący bachorze! – ryknął Przewodnik. Przypadł do chłopka i z rozmachem uderzył go w twarz.

Christian upadł, ale szybko podniósł się, taktycznie cofając w głąb groty. Spodziewał się kolejnego ataku, ale za sobą usłyszał tylko śmiech.

– Jeśli już straciłeś panowanie nad sobą, to co będzie, gdy zobaczysz, kim naprawdę jesteś? Twoje serce wypełnia strach, a to dopiero początek.

– Nie boję się ciebie. Pokaż, co masz do pokazania, zamiast ględzić o przeszłości.

– O, zadzior. Dobrze. Zostawmy przeszłość. Zaraz poznasz swoje prawdziwe ja.

Jaskinia zatrzęsła się. Ze stropu spadały fragmenty skał, a w powietrze wzbił się tuman kurzu. Gdy opadł, po Przewodniku nie było śladu. Chłopak usłyszał jakieś jęki i krzyki. Dostrzegł wnękę oddzieloną powyginanymi metalowymi prętami. W środku siedziała opatulona chustą kobieta, do której tuliła się mała dziewczynka. Drżały z zimna. Na brwiach kobiety skrzyły się kryształki lodu. Obok leżały ułożone w stosik kawałki drewna i chrust. Nie miały ognia. Niewiasta utkwiła w młodzieńcu błagalny wzrok.

– Pomóż nam – wyszeptała drżącymi wargami.

Christian bez wahania wsunął pomiędzy kraty łuczywo, ale nie był w stanie dosięgnąć drewna, a uwięzione siedziały za daleko, by wziąć pochodnię. Chłopak po chwili poświęconej na miarkowanie odległości, rzucił łuczywem. Wylądowało w pobliżu przygotowanego ogniska. Stoczyło się nieco, opierając o chwiejną konstrukcję. Chrust zajął się ogniem. Twarz kobiety i dziewczynki otoczył ciepły blask ognia.

– Dziękuję – powiedziała cicho, z wdzięcznością spoglądając na młodzieńca.

Christian uśmiechnął się lekko. Zaraz jednak poczuł kłucie pod żebrami. Nagły podmuch zimnego wiatru zgasił ogień. Krzyk odbił się echem. W jednej chwili zapanowała gęsta ciemność. Gdy usiłował namacać ścianę, potknął się o coś i upadł. Na dłoniach i pośladkach poczuł zimno. Ciemność szarzała, by po chwili nabrać niebieskawego odcieniu. Siedział na lodowej tafli, spod której sączyła się przytłumiona jasność. Wstał, spoglądając pod nogi. Lód nie wydawał się gruby. Pod jego cienką warstwą pływał jakiś spory, ciemny kształt, to zanurzając się w niebieskawą toń, to podpływając bliżej. Po chwili zniknął. Chłopak usłyszał rżenie, odbijające się echem pod stropem. Rozejrzał się po ścianach jaskini. Na gładkim kamieniu zobaczył dość wyraźny, poruszający się cień rumaka. Z jego głowy wyrastał róg. Kształt jednorożca z odgłosem kopyt przemknął przed jego oczami i zniknął w ciemności na końcu groty. Gdy patrzył w tamtym kierunku, jaskinią wstrząsnęło potężne uderzenie. Spojrzał pod stopy. Momentalnie jego serce przyśpieszyło. Do lodu od spodu przytknięta była wielka łapa potwora skrytego w głębinie. Uderzenie powtórzyło się, niemal pozbawiając chłopaka równowagi. Lód ozdobiło pęknięcie, rozchodzące się niczym pajęcza sieć. Christian rozejrzał się w poszukiwaniu półki skalnej, na którą mógłby uskoczyć, gdy dostrzegł Przewodnika siedzącego wysoko na krawędzi kamiennego występu. Beztrosko machał nogami i szyderczo się śmiał.

– Jestem jak bestia pod cienką warstwą kruchego lodu. Stąpasz po nim, a twe serce wypełnia strach. – Zacytował znane mu słowa pewnej sztuki teatralnej. – Boisz się młokosie, wypełnia cię strach odbierający rozum.

Kolejne uderzenie skruszyło lód. Ponad jego warstwę wzbiły się wodne rozbryzgi.

– Mów za siebie! – krzyknął Christian, rzucając się do ucieczki. Dopadł krawędzi zamarzniętego jeziora i wspiął się po wystających skałach. Usadowił się w niszy daleko od potworów. Jednego skrytego pod lodem, a drugiego beztrosko machającego słomianymi nogami. Czuł do Przewodnika odrazę. Chciał jak najszybciej opuścić to chore miejsce. Nie chciał myśleć o tym, co jeszcze może go tu spotkać.

– Wybrałeś ucieczkę. Cóż, typowe dla tchórza. Nie można się było po tobie spodziewać więcej. Ucieknij przed tym. – Przewodnik pstryknął palcami. Zniknął, podobnie jak tafla lodu. Grotę wypełnił słaby blask, niemający żadnego konkretnego źródła. Christian ostrożnie zszedł na dno jaskini.

– Stań do walki w otwartym polu. – Usłyszał znajomy głos.

– Arkus? Arkus! Gdzie jesteś?

Pobiegł w stronę, z której, jak mu się zdawało, słyszał słowa przyjaciela. Zamarł, gdy za załomem ujrzał giermka zamkniętego w niewielkiej żelaznej klatce. Przy niej stał osobnik o bladej twarzy, w dziwnym nakryciem głowy.

– Zgrzeszyłeś przeciwko bogom. Musisz ponieść karę – mówił do więźnia. W ręce trzymał żelazny pręt z rozżarzoną do czerwoności końcówką. – Ciekawe, jak poradzisz sobie jako ślepy rycerz.

Przewodnik złapał szarpiącego się chłopaka za gardło, zbliżając pręt do jego oka.

– Nie! Zostaw go! – krzyknął Christian, ruszając w ich stronę.

Niespodziewanie oprawca wycofał się w głąb komnaty i zniknął.

– Arkusie, nic ci nie jest? Zaraz cię uwolnię.

– Co to za potwór? – zapytał przyjaciel.

– Sam nie wiem. Uwolnię cię i razem sobie z nim poradzimy.

Szukał jakiegoś zamka czy zatrzasku, ale klatka zdawała się jednolitą konstrukcją. Rozejrzał się, szukając narzędzi, którymi mógłby rozgiąć kraty. Nagle zobaczył światło łuczywa. Przerażone oczy Arkusa wpatrywała się w coś za jego plecami. Christian obejrzał się. Przed nim stał Przewodnik. W lewej ręce trzymał płomień. Oglądał go z jakimś zafascynowaniem widocznym na bladej twarzy, jakby obserwował złapanego do siatki barwnego motyla. Niespodziewanie przypadł do Christiana, łapiąc go za gardło. Strząsnął ogień, a zamiast tego w jego prawej ręce pojawił się rozżarzony pręt.

– Wolałeś oddać łuczywo przypadkowym ludziom, więc pogrążysz się w wiecznej ciemności.

Christian próbował okładać napastnika pięściami, ale jego głowa była unieruchomiona jakby żelaznym pierścieniem. Miotał się tym zacieklej, im bliżej jego oka znajdowało się gorące żelazo. Krzyk i ból w jednej chwili eksplodowały, szczelnie wypełniając mu czaszkę. Obręcz puściła. Upadł na ziemię, tarzając się i wyjąc z bólu. Przygryzł język, a usta wypełnił mu słony smak krwi. Przewodnik stał nad nim, cierpliwie obserwując jego cierpienia tak długo, aż ból zelżał, a chłopak znieruchomiał. Po dłuższej chwili szturchnął go laską.

– Przyjąłeś cudzą karę. Ciekawe, lecz to nie rozgrzesza twojego przyjaciela.

Christian przekręcił się na bok, opierając plecami o klatkę. Jednym okiem spojrzał na rozmazany obraz oprawcy.

– Boisz się wielu rzeczy, ale jednej nie musisz. Nie oślepię twojego przyjaciela. Nie jestem tak okrutny, jak sobie wyobrażasz. Przyjąłeś jego karę, więc okażę mu łaskę. Pozbawię go życia bez tortur. – Przewodnik dobył długiego miecza. Gdy zbliżył się do klatki, Christian chciał zaprotestować. Złapał skraj jego szaty, ale wtedy ten odepchnął go kopniakiem. – Patrz, jak umiera.

Przewodnik poczekał, aż Christian podniesie się na kolana.

– Nie rób tego! – Wyciągnął dłoń w błagalnym geście.

– Mógłbym zaniechać wykonania wyroku – rzekł po teatralnym namyśle Przewodnik. – Ale to zależy od ciebie. Musiałbyś coś dla mnie zrobić.

– Co takiego?

– Och, to drobnostka. Na zewnątrz czeka twój mistrz. Wystarczy, że przysięgniesz teraz przede mną, że gdy stąd wyjdziesz, wyrzekniesz się go.

– Wyrzeknę?

– Tak. Powiesz, że go nienawidzisz i nie chcesz się u niego uczyć.

– Ale to kłamstwo.

– Małe kłamstwo ratujące życie. To chyba niewielka cena? – zapytał Przewodnik ze znanym dobrze Christianowi uśmieszkiem. Chłopak nic nie odpowiedział. – Ułatwię ci to. Jesteś przecież zbyt głupi, by sam na to wpaść. Możesz mi to przysiąc, a po wyjściu stąd nie dotrzymać danego słowa. Przyjaciel uratowany, mistrz nie okłamany, a ten wstrętny Przewodnik oszukany. To jak będzie?

– I jeśli ci to przysięgnę, bez względu na to, co dalej zrobię, nie zabijesz Arkusa?

– Dokładnie tak.

Przewodnik ma rację. Czy tak błahe kłamstwo jest wygórowaną ceną? Każdy codziennie kłamie w drobnych sprawach. Gdy już miał się zgodzić na jego warunki, uderzyła go inna myśl. Tu wcale nie chodzi o kłamstwo. Małe czy wielkie. On chce mnie złamać. Jeśli mu ulegnę, nawet w tej drobnej sprawie, wygra. Podstępny niegodziwiec!

– Niech cię Mor pochłonie! – rzekł, podnosząc się powoli na równe nogi. – Udław się swoim kłamstwem! Ja nie złamię swojej lojalności.

– Głupcze! Jak chcesz zostać mędrcem, skoro jesteś rozgarnięty jak kozie bobki? Nie potrafisz ważyć wartości. Iluzoryczna lojalność jest dla ciebie warta więcej niż życie bliskiej ci osoby? Okrutnik z ciebie.

Przewodnik odwrócił się i bez wahania wbił miecz w brzuch Arkusa. Christian krzyknął. Ręce ofiary na chwilę zacisnęły się na metalowych prętach. Popatrzył na przyjaciela zawiedzionym wzrokiem, wydał nieokreślony dźwięk i osunął się na ziemię. Uczeń mędrca upadł na kolana i odwrócił wzrok. Przewodnik wyciągnął miecz z ciała Arkusa, podszedł do oślepionego chłopaka, złapał go za włosy i rzucił na ziemię. Zadarł mu głowę.

– Patrz! Patrz, co zrobiłeś! To twoja wina! – Wskazywał martwe ciało przyjaciela.

– Kłamiesz! Ty go zabiłeś! Jego krew na twoją głowę! – Christian ze sporym wysiłkiem wyrzucił z siebie gniewne słowa.

– Mogłeś go uratować. Ale nie znaczył dla ciebie wystarczająco wiele.

– Żałosna wymówka gnidy. – Christian splunął. – To twoja wina. Ty użyłeś miecza. Żadne żałosne, podstępne wymówki tego nie zmienią.

– Żałujesz, że ich nie ocaliłeś?

– Niczego nie żałuję. Postąpiłem jak trzeba. To ty jesteś żałosnym oprawcą.

– Żałosny, żałosny, zaciąłeś się? – Pchnął go na skałę. – Wzgardziłeś życiem swoich bliskich. Zobaczymy, czy w równie wielkiej pogardzie masz swoje własne.

Mijała chwila za chwilą. Christian zdał sobie sprawę, że oprawca zniknął. Podczołgał się do krat. Spojrzał na ciało Arkusa. Ocalałe oko zrobiło się mokre od łez. Ból minął, wypierany uporczywym sygnałem z pustego żołądka. Zdał sobie sprawę, że nie wie, jak długo tu jest. Nie wie, od jak dawna nic nie jadł. Najpierw zrobiło mu się duszno. Na myśl wrócił chleb, który mógł zabrać zamiast łuczywa. Po chwili dostał panicznego ataku łaknienia. Wszystkie mięśnie drżały, domagając się strawy. Złapał mocno pręty klatki, gdy ciało wyprężył niespodziewany spazm. Ponowne pojawienie się prześladowcy, jego owładnięty cierpieniem umysł jedynie odnotował, bo sam ten fakt przyjął z obojętnością.

– Niewiele ci życia zostało. Śmierć z głodu nie jest przyjemna – przemówił. – Ale masz obok wiele jadła. – Wskazał na ciało martwego przyjaciela. – On jest już po drugiej stronie, a ty możesz się dzięki niemu uratować. Czyż to nie piękna przyjaźń? Trzymaj – rzekł, podając mu sztylet. – Masz w zasięgu ręki tyle mięsa. Tnij i ucztuj.

Christian odebrał ostrze. Chwilę ciężko oddychał, zbierając siły.

– Idź precz, bestio! – krzyknął, rzucając się na osobnika. Wbił mu sztylet w pierś i odepchnął w głąb jaskini. Opadł bez sił. Po chwili usłyszał tylko śmiech. Przewodnik wyjął ostrze i odrzucił od siebie.

– Nie możesz mnie zabić! – ryknął, przypadając do chłopaka. Podniósł go z ziemi i przycisnął do skalnej ściany. Kolanem wbił mu się w podbrzusze. Szponami ścisnął ramię, drugą ręką łapiąc czaszkę w miażdżącym uścisku.

– Kim jesteś potworze? – Christian czuł ból zadawany przez Przewodnika, ale nie był w stanie się bronić.

– Nie rozumiesz? Jestem siłą wyzwalaną przez cierpienie, rozczarowanie, stratę. – Wyliczał, natrętnie wpatrując się w oko chłopaka. – Jestem goryczą porażki i furią zemsty. Jestem trucizną płynącą w żyłach, szaleństwem gnieżdżącym się pod czaszką. Głosem szepczącym klątwy. Potencjałem zła, które czai się w twoim umyśle, sercu, w twoich członkach. Najmroczniejszymi zakamarkami twojej duszy. Jestem tobą!

Słowa Przewodnika zapłonęły we wnętrzu Christiana ogniem sprzeciwu. Czuł jak fala gorąca rozchodzi się po całym ciele aż do opuszków palców, wielką mocą napełniając jego mięśnie. Gwałtownie odepchnął prześladowcę, który poleciał w drugi kąt jaskini.

– Nie jesteś mną! Nie pozwolę, by cokolwiek popchnęło mnie do niegodziwości! Raczej sam spłonę niż skrzywdzę kogoś innego! – wykrzyczał, aż skały zadrżały.

Osobnik stanął w ogniu i szybko spłonął, jakby naprawdę zrobiony był ze słomy. Czarny dym wypełnił grotę. Umykając przed nim, Christian wyczołgał się niewielkim korytarzem, jaki dostrzegł za żelazną klatką.

 

Długo szedł na czworakach w całkowitej ciemności, nim jego umysł zarejestrował coś przełamującego wszechogarniający mrok. Cierpliwie czołgał się dalej, aż dotarł do groty wypełnionej nienaturalną jasnością. Dopiero po chwili zrozumiał, że widzi oboma oczami. Pomacał twarz. Prawe oko było na swoim miejscu. Rozpoznał grotę, w której się znalazł. To tu rozmawiał z nimfą. Zaraz zobaczył gospodynię, wyłaniając się zza skalnej kolumny.

– Witaj ponownie, Christianie – przemówiła aksamitnym głosem. – Cieszę się, że wróciłeś.

– Witaj. Czy to oznacza, że zdałem test mojego mistrza?

– Na to pytanie sam musisz sobie odpowiedzieć. Musisz ocenić to, co widziałeś. Idź, chłopcze. – Wskazała kierunek prowadzący do wyjścia. – Twój mistrz czeka na ciebie.

Przyjemnie było znów zobaczyć blask słońca i twarz Samotnego Wilka. Razem zeszli ze skały. Mędrzec rozprostował kości, spoglądając na chylące się ku zachodowi słońce.

– Niebezpiecznie jest tu nocować. Ruszajmy w drogę. Przenocujemy w lesie.

Niedługo odnaleźli dolinę Isanny. Ruszyli wzdłuż jej brzegu na północ. Christian z zaskoczeniem zauważył, że nie odczuwa żadnych fizycznych dolegliwości pobytu w jaskini. Wręcz przyjemnością było spacerowanie w ten letni wieczór. Nic jeszcze nie powiedział mistrzowi, a on nie pytał. Nie był do końca pewien, ale wyczuwał jakiś dystans w towarzyszu podróży. Wilk podjął rozmowę na temat czekającej ich powrotnej wędrówki. Christian miał wrażenie, że nie jest z niego zadowolony. Czuł, że zaraz padnie ważne pytanie. I rzeczywiście, mędrzec w pewnej chwili ciężko westchnął.

– Wiesz, dlaczego tu przybyliśmy. Czy jesteś godny tego, by posiąść wiedzę i odpowiedzialność? Czy twoje wnętrze jest czyste?

– Wydostałem się z jaskini, choć nie było to łatwe. – Odparł Christian przekonany, że nie może się wstydzić tego, co tam zobaczył. – Pokonałem zło. Myślę, że jestem gotów.

Profesor tylko mruknął, przyjmując odpowiedź do wiadomości.

– Pamiętasz pierwszy wybór, na jaki się natknąłeś? Dlaczego wziąłeś łuczywo?

– Było tam ciemno. Pomyślałem, że będzie z niego największy pożytek – odparł chłopak. Taka decyzja wydawała mu się całkiem naturalna.

– Trzeba było zabrać także miecz i chleb.

– Ale nimfa powiedziała, że można wziąć tylko jedną rzecz.

– Czy zawsze bezrefleksyjnie słuchasz innych? Wielki umysł potrafi łamać schematy, wychodzić poza to, co jest mu narzucane z zewnątrz.

Chłopak się strapił. Nawet przez myśl mu nie przeszło, postąpić wbrew słowom nimfy. Była miła, przyjacielska. Zabranie wszystkiego byłoby nietaktem. Zastanawiał się, czy to był niewielki błąd, czy coś, co zaważy na całościowej ocenie.

– Ale potem mogłem użyć pochodni dla dobra innych.

– To prawda uczniu, jednak należy rozeznać każdą sytuację. Niekiedy nasza pomoc, nawet wielkie poświęcenie, może kogoś nie uratować. Wtedy stracimy podwójnie. Nikomu nie pomożemy, a stracimy to, co poświeciliśmy. Poświęcić się dla kogoś to wielka rzecz, ale jeśli zrobisz to pochopnie, zaprzepaścisz ogrom dobrych rzeczy jakie jeszcze mógłbyś uczynić.

Brzmiało to rozsądnie. Chłopak w napięciu oczekiwał dalszych słów Wilka.

– A co sądzisz o sprawiedliwości? Czy prawe jest ochraniać kogoś przed konsekwencjami jego czynów, tylko dlatego, że jest ci kimś bliskim?

– Chyba nie – odparł chłopak, zwieszając głowę. W pełni zdał sobie sprawę, że choć postać Arkusa była tylko iluzją, to dylemat moralny jaki postawił przed nim Przewodnik był prawdziwy.

– Sądzisz, że chcąc ocalić czyjeś życie nie warto poświęcić czegoś nieistotnego? – Mędrzec najwyraźniej nawiązywał do kłamstwa, którym mógł wykupić przyjaciela.

– Lojalność i prawdomówność to dla mnie bardzo ważne wartości – zaznaczył z przekonaniem młodzieniec.

– I słusznie, chłopcze. Trzymanie się tych ideałów jest bardzo wzniosłe. Niemal zawsze przynosi niezaprzeczalne korzyści. Niemal. Pomyśl o tym, że gdy masz moc uczynić coś wielkiego, niekiedy musisz zważyć na szali dwa ideały, dwie wartości. Nie możesz sprostać obu, musisz wybrać jedno. Taki wybór nigdy nie jest łatwy, ale ty niestety źle wybrałeś. Życie nie zawsze jest najwyższą wartością, ale nie można ponad nim stawiać spraw trywialnych.

Choć wieczór był wręcz upalny, Christianowi zrobiło się zimno. Zdał sobie sprawę, że kompletnie zawiódł swojego mentora. Starzec nagle zatrzymał się. Stał chwilę oparty o laskę, spoglądając gdzieś w ciemniejący horyzont. Christian wpatrzył się w jego oblicze wyczekująco, choć już spodziewał się, co usłyszy. Mistrz ciężko westchnął, zanim się odezwał.

– Przykro mi chłopcze, ale nie mogę cię dalej uczyć. Jesteś zdolny, ale w nauce Sztuki trzeba czegoś więcej. – Mentor znów westchnął. – Chodźmy. Trzeba znaleźć miejsce na nocleg.

Skręcili w las. Idąc w krok za Samotnym Wilkiem, młodzieniec poczuł ukłucie zawodu. Jego życiowy cel, jego marzenie, zrezygnowało z niego. Nie gniewał się na mędrca. Wiedział, że to nie profesor go zawiódł, ale on zawiódł profesora. Chyba wiązał ze mną większe nadzieje – pomyślał z goryczą. Wkrótce dotarli na miejsce, które starzec uznał za dobre na nocleg. Ułożyli się na tobołkach pod starą lipą. Christian rozmyślał, wpatrując się w pierwsze gwiazdy. Smutno mi – przyznał sam przed sobą – ale to przecież nie koniec świata. Muszę znaleźć nowy cel w życiu. Przecież jestem studentem. Nadal mogę zostać dworskim urzędnikiem.

– Mistrzu, śpisz?

Wilk głośno odkaszlną, dając znać, że jeszcze nie zasnął.

– Chciałbym bardzo podziękować za to, czego dotąd mnie nauczyłeś. Bardzo to cenię. Czy będę mógł czasem przychodzić, by pomóc ci przy robieniu mikstur?

– Tak, chłopcze. A teraz śpij, jutro długa droga przed nami.

Łagodna odpowiedź starca wywołała uśmiech na twarzy chłopaka. Przewrócił się na drugi bok i zasnął ze spokojem w sercu.

 

Christian obudził się całkiem wyspany. Otwarł powieki, ale niczego nie zobaczył. Przetarł oczy. Ciemność zdała mu się nienaturalna. Gdzie się podziały gwiazdy? Podniósł się, opierając ręce na podłożu. Ściółka zmieniła się w twardy kamień. Zdał sobie sprawę, że nadal jest w jaskini. Zaczął po omacku szukać wyjścia. Niemało się natrudził, zanim odnalazł właściwą drogę. Dzienna jasność była wręcz oślepiająca. Dopiero po chwili przyzwyczaił wzrok. Podejrzliwie spojrzał na czerwone słońce zbliżające się do horyzontu, nie wiedząc, co jest prawdziwe. Przed wejściem do jaskini nikogo nie było. Korzystając z karłowatych drzewek, ostrożnie zszedł na dół. Pod pobliskim drzewem dostrzegł drzemiącego mistrza.

– Samotny Wilku?

Starzec nagle podniósł głowę. Rozglądnął się wokół, mrugając oczami.

– Już jesteś, Christianie? – zapytał, przerzucając wzrok z ucznia na słońce. – No to powiedz mi, czy jesteś godny tego, by posiąść wiedzę i odpowiedzialność? Czy twoje wnętrze jest czyste?

Młodzieniec rozumiał, że nie może udawać. Mistrz wie, co wydarzyło się w jaskini.

– Nie mistrzu, nie jestem godzien. Zbyt wiele we mnie mroku. – Odparł, spuszczając wzrok.

– Tak myślałem. Niebezpiecznie jest tu nocować. Ruszajmy w drogę. Przenocujemy w lesie.

Chłopak zabrał tobołek i ruszył w ślad za mentorem.

– Opowiedz mi, jakie błędy popełniłeś – zagadnął Wilk, gdy dotarli do rzeki.

– Nimfa w pierwszej grocie powiedziała, że mogę wziąć jedną z trzech rzeczy: miecz, łuczywo albo chleb. Wziąłem ogień, myśląc, że najbardziej mi się przyda. Była miła i nie chciałem być nieuprzejmy, ale potem okazało się, że wszystkie trzy rzeczy by mi się przydały.

– Do czego?

– Do pokonania ciemności we mnie – odparł smutnym głosem chłopak.

– To jedna sprawa. A dalej? – dopytywał mistrz.

– Potem i tak straciłem pochodnię, by pomóc zamarzającej kobiecie i jej dziecku, choć nie wiem, czy tak naprawdę im pomogłem. Dalej było tylko gorzej. Stanąłem w obronie przyjaciela, przyjmując na siebie przeznaczoną mu karę.

– Dlaczego było to niewłaściwe?

– Uchybiłem sprawiedliwości przez sentyment. Tak trudno odrzucić uczucia do bliskich, gdy w grę wchodzi zimne prawo. – Chłopak westchnął, kręcąc głową. – Rzeczywiście nie nadaję się na mędrca. Nie potrafię oddzielić uczuć od prawego postępowania.

– To niezwykle trudne być sprawiedliwym wobec najbliższych – przyznał mędrzec. – Co było dalej?

– Ostatni błąd chyba był największy. Posługując się niewielkim kłamstwem, mogłem ocalić czyjeś życie, ale wyżej postawiłem lojalność wobec danego słowa i prawdomówność. Sam nie wiem – zawiesił na chwilę głos. – Może to głupie, ale nie chciałem ulec szantażowi. Ten zwący się Przewodnikiem… miałem wrażenie, że właśnie o to mu chodzi, bym złamał swoje zasady. Wtedy by triumfował. Ale mogłem kogoś ocalić.

Samotny Wilk nie odezwał się. Chwilę szli wzdłuż dolnego biegu Isanny w milczeniu.

– A na końcu zaproponował mi jedzenie ludzkiego mięsa, by zaspokoić głód jakiego w życiu nie czułem. – Christian na nowo podjął opowieść. – Wybacz mistrzu, ale kanibalizm jest dla mnie czymś odrażającym. Przetrwanie za wszelką cenę, za taką cenę, nie leży w mojej naturze.

Mędrzec przystanął. Spojrzał w twarz ucznia. Uchwycił spojrzenie jego niebieskich oczu. Głośno wciągnął powietrze i powoli wypuścił. Pomarszczone policzki ściągnęły się w stronę uszu. Chłopak nie rozumiał tego uśmiechu.

– Tego się spodziewałem.

– Że sobie nie poradzę?

– Że sobie poradzisz.

– Jak to? – Chłopak był więcej niż zdezorientowany.

– W każdej z tych sytuacji postąpiłeś słusznie – wyjaśnił starzec. – Wybory moralne to najtrudniejsze wybory przed którymi staje człowiek. Przekonałeś się, że twoje sumienie jest dla ciebie dobrym przewodnikiem. Z takim kompasem nie zboczysz z prostej ścieżki, nawet w ekstremalnej sytuacji.

Chłopak potrzebował chwili, by wszystko to sobie poukładać w głowie.

– Czy to znaczy, że będziesz nadal mnie uczył?

– Oczywiście, Christianie. Jeśli tylko będziesz chciał czerpać ze skarbca mojej wiedzy, niczego ci nie odmówię. A teraz znajdźmy jakieś miejsce na nocleg.

Układając się na tobołku pod starą lipą, chłopak zasypiał z nadzieją, że nie jest to kolejna wizja w czeluściach Mówiących Gór.

Koniec

Komentarze

Hej :)

Przeczytałem i muszę powiedzieć, że to jest świetne. Cała historia jest bardzo zajmująca i wessała mnie w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy. Fajna postać Przewodnika, skojarzyła mi się trochę ze Starym Georgim z “Atlasu Chmur”. Jest i morał, w dodatku podany w przystępnej formie, bez patosu i kaznodziejskich zapędów. Technicznie fajnie, czytało się płynnie. Gdzieś tam zdarzyły się literówki, gdzieś przeholowany opis, ale to takie pierdoły, że nie warto wspominać.

I na koniec: choć wolę s-f, a fantasy średnio mi leży, to przeczytałem Twoje opowiadanie z autentyczną przyjemnością.

Poleciłbym do biblioteki, ale mam za krótki staż na portalu ;)

Known some call is air am

Hey :)

Dziękuję za wizytę, lekturę i miłe słowo. Cieszę się, że czytanie “Mówiących Gór” sprawiło ci frajdę. To największy komplement.

Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam :)

GhostWriter, czytałam z zainteresowaniem. Fajna historia, z morałem, wejście w głąb własnej duszy, by przekonać się kim tak naprawdę jesteśmy. Czy to, co sami o sobie myślimy jest zgodne z prawdą. Muszę jednak przyznać, że zakończenie przewidywalne, niestety. Nie zaskoczyłeś mnie, chociaż czytało się płynnie, warsztatowo wszystko w porządku:-) pozdrawiam

Olciatka,

dziękuję bardzo za wizytę i miłe słowo. Nie zakładałem w tym opowiadaniu, że zakończenie ma być zaskakujące, bardziej skupiałem się na warstwie psychologiczne i etycznej, co sądząc po dotychczasowych komentarzach się udało :)

Pozdrawiam :)

– Idź więc. – Chłopak podniósł oczy. – A kiedy mu wypadły? :)

 

Tunel doprowadził go do kolejnej jaskini. Nim zdążył odetchnąć, zobaczył kolejnego stwora. – Powtórzenie, które można spokojnie zlikwidować na wiele sposobów.

 

Zna moją przeszłości. – Literówka.

 

– Nie! Zostaw go! – krzyknął Christian, ruszając się w ich stronę. – Raczej bez: się.

 

– Mógłbym zaniechać wykonania wyroku – rzekł po teatralnym namyśle Przewodnik. – Co to znaczy teatralnie się namyślić?

 

Przewodnik wyciągnął miecz z ciała Arkusa, podszedł do oślepionego chłopaka… – Oślepiony znaczy pozbawiony wzroku. A chłopak stracił tylko jedno oko.

 

złapał go za włosy i rzucił na ziemie. – ogonka brak.

 

Cześć!

Generalnie czytało się przyjemnie, bez zgrzytów, zwyczajnie miła i lekka lektura z przesłaniem. Jednak nie wywołała u mnie większych emocji, gdyż operujesz dość powszechnym w fantastyce motywem mistrza i ucznia oraz umieszczasz go w niczym niewyróżniających się realiach.

Ale jako lekka lektura na wieczór może być :)

Pozdrawiam!

 

 

 

 

– Idź więc. – Chłopak podniósł oczy. – A kiedy mu wypadły? :)

 https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/podniesc-oczy;14619.html

 

– Mógłbym zaniechać wykonania wyroku – rzekł po teatralnym namyśle Przewodnik. – Co to znaczy teatralnie się namyślić?

W tym kontekście to: sztuczny, przesadny. Np: położenie dwóch palców na brodzie i spojrzenie w górę.

Dzięki za wyłapanie literówek. Motyw mistrza i ucznia to tylko przyczynek, tło do historii opowiadającej o psychice i moralności. Fantastyka jest tu tylko kostiumem.

Pozdrawiam :)

Ghost, co do oczu, wiem, że to poprawnie, ale jakoś tak mnie osobiście drażni takie stwierdzenie. Unieść wzrok brzmi zwyczajnie jakoś lepiej. Tak, najważniejsze jest to, co kryje się pod wierzchnią warstwą. A tam zawarłeś fajne przesłanie o moralności. Jednak aby zajrzeć pod kostium, trzeba go zdjąć, a to stanowi sporą część czasu i uwagi. Dlatego fajnie, gdy ów kostium nie jest tylko tym, w czym chodzi mnóstwo ludzi na ulicy, a posiada coś, co przyciągnie wzrok na dłużej :)

Motyw mistrza i ucznia jest popularny, ale ja i tak z przyjemnością czytam kolejne opowiadanie tego typu. Historia ciekawa, tekst płynny, choć przydałoby się go rozbić na więcej akapitów. Miło jest przeczytać opowiadanie z morałem. Duży plus stanowi to, że każdy może utożsamić się z głównym bohaterem ( W każdym razie ja na pewno). Dzięki za polecenie tekstu!

Super. Miło mi, że się spodobał.

Pozdrawiam serdecznie :)

Fajnie, że Chrystian poradził sobie z próbami, którym został poddany w Mówiącej Górze i nadal mógł być uczniem Samotnego Wilka. Zastanawiam się jednak nad inną sprawą – czy Samotny Wilk był wystarczająco dobrym nauczycielem, aby nadal móc szkolić adepta, skoro sam nie mógł przewidzieć i ocenić jego wyborów i zachowań w różnych sytuacjach, skoro niezbędny był do tego opisany sprawdzian. Rozumiem jednak, że bez konieczności przejścia testu nie byłoby opowiadania. ;)

Wykonanie, niestety, nie należy do najlepszych. :(

 

Słowa mi­strza wy­wo­ła­ły w chło­pa­ku nie­po­kój. Brzmia­ło jakby wy­sy­łał go do sie­dli­ska dzi­kiej be­stii. ―> Piszesz o słowach, więc w drugim zdaniu: Brzmia­ły jakby wy­sy­łał go do sie­dli­ska dzi­kiej be­stii.

 

Chri­stian pró­bo­wał jak naj­bar­dziej od­cią­gnąć roz­sta­nie z mi­strzem. ―> A może: Chri­stian pró­bo­wał jak naj­bar­dziej odwlec/ opóźnić roz­sta­nie z mi­strzem.

 

Bo­le­sny po­ca­łu­nek twar­de­go ka­mie­nia, zło­żo­ny na pisz­cze­li […] Wy­star­czy­ła pul­su­ją­ca bólem łydka. ―> Uderzył się w kość, a bolał go mięsień?

 

Nie­for­tun­nym jest, gdy w ciele star­ca miesz­ka umysł dziec­ka. ―> Nie­for­tun­nie jest, gdy w ciele star­ca miesz­ka umysł dziec­ka.

 

wdra­pał się na skal­ną półkę. Na szczę­ście stwór nie po­dą­żył za nim. Spo­glą­da­jąc na zwie­rza z góry, od­chy­lił się, chcąc się oprzeć, jed­nak jego plecy tra­fi­ły w pust­kę. Gdy się obej­rzał, zo­ba­czył okrą­głą dziu­rę w skale. Nie­wie­le my­śląc, wczoł­gał się do wą­skie­go tu­ne­lu. Przy­po­mi­nał mu się ziem­ny… ―> Przypadek siękozy.

Proponuję: …wdra­pał się na skal­ną półkę. Na szczę­ście stwór nie po­dą­żył za nim. Spo­glą­da­jąc na zwie­rza z góry, od­chy­lił się, chcąc oprzeć plecy, jed­nak tra­fi­ły one w pust­kę. Gdy spojrzał za siebie, zo­ba­czył okrą­głą dziu­rę w skale. Nie­wie­le my­śląc, wpełzł do wą­skie­go tu­ne­lu. Wspomniał ziem­ny

 

Jakby sło­mia­ny cho­choł odzia­ny szatą. ―> Jakby sło­mia­ny cho­choł odzia­ny w szatę.

Jesteśmy odziani/ ubrani w coś, nie czymś.

 

– A co mi zro­bisz? – Ro­ze­śmiał się gło­śno. ―> – A co mi zro­bisz? – ro­ze­śmiał się gło­śno.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

nie był w sta­nie do­się­gnąć drew­na, a uwię­zio­ne sie­dzia­ły za da­le­ko, by się­gnąć po po­chod­nię. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …nie był w sta­nie do­się­gnąć drew­na, a uwię­zio­ne sie­dzia­ły za da­le­ko, by wziąć po­chod­nię.

 

Grotę wy­peł­nił słaby blask, nie ma­ją­cy żad­ne­go kon­kret­ne­go źró­dła. ―> Grotę wy­peł­nił słaby blask, niema­ją­cy żad­ne­go kon­kret­ne­go źró­dła.

 

Przy niej stał osob­nik o bla­dej twa­rzy z dziw­nym na­kry­ciem głowy. ―> Czy dobrze rozumiem, że to była twarz z nakryciem głowy?

Proponuje: Przy niej stał osob­nik o bla­dej twa­rzy, w dziw­nym na­kry­ciu głowy.

 

Prze­ra­żo­na twarz Ar­ku­sa wpa­try­wa­ła się w coś za jego ple­ca­mi. ―> Nie bardzo rozumiem, jak twarz Arkusa mogła wpatrywać się w coś, co było za jego plecami…

Czy na pewno patrzyła twarz, czy może raczej Arkus? I za czyimi plecami było owo coś, godne wpatrywania się weń?

 

Jeśli mu ulę­gnę, nawet w tej drob­nej spra­wie, wygra. ―> Literówka, dość zabawna. ;)

 

Pierw­sze zro­bi­ło mu się dusz­no. ―> Czy nie wystarczy: Zro­bi­ło mu się dusz­no.

 

Po­now­ne po­ja­wie­nie się prze­śla­dow­cy, jego owład­nię­ty cier­pie­niem umysł je­dy­nie od­no­to­wał, bo sam ten fakt przy­jął z obo­jęt­no­ścią. ―> Dość nieczytelne zdanie.

Proponuję: Jego owładnięty cierpieniem umysł zauważył ponowne pojawienie się prześladowcy, ale odnotował ten fakt z obojętnością.

 

– Ale masz przy sobie wiele jadła. ―> Raczej: – Ale masz tu/ obok wiele jadła.

 

Zaraz zja­wi­ła się go­spo­dy­ni, wy­ła­nia­jąc zza skal­nej ko­lum­ny. ―> Co wyłaniała zza kolumny?

Może: Zaraz zja­wi­ła się go­spo­dy­ni, wychodząc zza skal­nej ko­lum­ny.

 

spo­glą­da­jąc w chy­lą­ce się ku za­cho­do­wi słoń­ce. ―> …spo­glą­da­jąc na chy­lą­ce się ku za­cho­do­wi słoń­ce.

 

Chło­pak się stra­pił. Nawet przez myśl mu nie prze­szło, po­stą­pić wbrew sło­wom nimfy. ―> Przypuszczam, że w pierwszym zdaniu miało być: Chło­pak się stro­pił.

Za SJP PWN: strapić się «odczuć smutek, troskę» stropić się «stracić pewność siebie, poczuć się zakłopotanym»

 

Po­marsz­czo­ne po­licz­ki ścią­gnę­ły się w stro­nę uszu. ―> Czy policzki na pewno to uczyniły?

Za SJP PWN: ściągnąć sięściągać się  1. «ciasno opasać się czymś» 2. «ulec skurczeniu» 3. jęz. «ulec kontrakcji»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zastanawiam się jednak nad inną sprawą – czy Samotny Wilk był wystarczająco dobrym nauczycielem, aby nadal móc szkolić adepta, skoro sam nie mógł przewidzieć i ocenić jego wyborów i zachowań w różnych sytuacjach, skoro niezbędny był do tego opisany sprawdzian. Rozumiem jednak, że bez konieczności przejścia testu nie byłoby opowiadania. ;)

To opowiadanie to tylko jedna historia i nie opisuje wszystkich aspektów ich relacji oraz osobowości. Samotny Wilk większość życia spędził na samotnych badaniach i w wyniku pewnych przypadkowych zdarzeń zgodził się pierwszy raz od dziesięcioleci wziąć kogoś pod swoje skrzydła, gdyż jego pseudonim naukowy (Samotny Wilk) nie wziął się z powietrza ;)

 

Christian próbował jak najbardziej odciągnąć rozstanie z mistrzem. ―> A może: Christian próbował jak najbardziej odwlecopóźnić rozstanie z mistrzem.

“odwlec” kupuję 

Bolesny pocałunek twardego kamienia, złożony na piszczeli […] Wystarczyła pulsująca bólem łydka. ―> Uderzył się w kość, a bolał go mięsień?

Anatomicznie coś w tym jest. Jakoś zawsze łydka była dla mnie synonimem całego odcinka kończyny dolnej od stopy do kolana. Jest na to jakaś inna nazwa? 

 

Niefortunnym jest, gdy w ciele starca mieszka umysł dziecka. ―> Niefortunnie jest, gdy w ciele starca mieszka umysł dziecka.

A to jest zagadka językowa. Teraz zdaje mi się, że pasowałyby trzy opcje:

Niefortunnym w domyśle “niefortunnym stanem jest, gdy…)

Niefortunnie, tak jak zaproponowałaś

Niefortunne

Jak to czytam na głos, to zdaje mi się, że wszystkie trzy by pasowały <zawrót głowy>

 

– A co mi zrobisz? – Roześmiał się głośno. ―> – A co mi zrobisz? – roześmiał się głośno.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Znam te zasady, choć niekiedy nachodzą mnie wątpliwości, czy niektóre słowa zaliczają się do sformułowań “odpaszczowych” (powiedział, odparł, krzyknął, pytał etc.), które uprawniają do stosowania małe litery np. roześmiał, sprostował, bronił, pouczał.

Przerażona twarz Arkusa wpatrywała się w coś za jego plecami. ―> Nie bardzo rozumiem, jak twarz Arkusa mogła wpatrywać się w coś, co było za jego plecami…

Czy na pewno patrzyła twarz, czy może raczej Arkus? I za czyimi plecami było owo coś, godne wpatrywania się weń?

 

Twarz zmienię na oczy. A chodzi o plecy Christiana, co wynika z kontekstu. 

Pierwsze zrobiło mu się duszno. ―> Czy nie wystarczy: Zrobiło mu się duszno.

Nawet tak, ale zamiast “pierwsze” lepiej będzie brzmiało “najpierw”. A jakby była staroświecka stylówa to “pierwej’ :D

Zaraz zjawiła się gospodyni, wyłaniając zza skalnej kolumny. ―> Co wyłaniała zza kolumny?

Może: Zaraz zjawiła się gospodyni, wychodząc zza skalnej kolumny.

Zabrakło drugiego “się”, ale zmienię to tak:

Zaraz zobaczył gospodynię, wyłaniającą się zza skalnej kolumny.

 

Chłopak się strapił. Nawet przez myśl mu nie przeszło, postąpić wbrew słowom nimfy. ―> Przypuszczam, że w pierwszym zdaniu miało być: Chłopak się stropił.

Za SJP PWN: strapić się «odczuć smutek, troskę» stropić się «stracić pewność siebie, poczuć się zakłopotanym»

W zasadzie oba pasują do sytuacji.

 

Pomarszczone policzki ściągnęły się w stronę uszu. ―> Czy policzki na pewno to uczyniły?

Za SJP PWN: ściągnąć się – ściągać się 1. «ciasno opasać się czymś» 2. «ulec skurczeniu» 3. jęz. «ulec kontrakcji»

Tu własnie brakowało mi dobrego czasownika do tej konstrukcji. “ściągnąć” to jak na razie najbliższe temu, co chciałem osiągnąć.

 

Dziękuję za lekturę i propozycje poprawek. Z większości jak zwykle skorzystałem.

 

Pozdrawiam

A jeszcze słowo do anatomii. Może zamiast “łydka” to bardziej adekwatny byłby “goleń”?

GhostWriterze, dziękuję za wyjaśnienia i przybliżenie sylwetki Samotnego Wilka.

 

Jakoś za­wsze łydka była dla mnie sy­no­ni­mem ca­łe­go od­cin­ka koń­czy­ny dol­nej od stopy do ko­la­na. Jest na to jakaś inna nazwa? 

Jak widzę, już sobie odpowiedziałeś. Tak, goleń to właściwa nazwa, Ten odcinek nogi można też nazywać podudziem.

 

Znam te za­sa­dy, choć nie­kie­dy na­cho­dzą mnie wąt­pli­wo­ści, czy nie­któ­re słowa za­li­cza­ją się do sfor­mu­ło­wań “od­pasz­czo­wych” (po­wie­dział, od­parł, krzyk­nął, pytał etc.), które upraw­nia­ją do sto­so­wa­nia małe li­te­ry np. ro­ze­śmiał, spro­sto­wał, bro­nił, po­uczał.

Przeczytaj polecony poradnik. Dokładnie. Znajdziesz tam Listę czasowników dla didaskaliów dialogowych.

A roześmiał się, jest odgłosem jak najbardziej odpaszczowym. ;)

 

Tu wła­snie bra­ko­wa­ło mi do­bre­go cza­sow­ni­ka do tej kon­struk­cji. “ścią­gnąć” to jak na razie naj­bliż­sze temu, co chcia­łem osią­gnąć.

Kiedy się uśmiechamy, policzki nie ściągają się, a wręcz przeciwnie – rozciągają się, choć najbardziej rozciągają się usta.

Proponuję: Policzki zmarszczyły się w uśmiechu, którego chłopak nie rozumiał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A więc będzie goleń.

A listę chyba sobie wydrukuję :)

Nad policzkami pomyślę jeszcze jutro, ze świeżym umysłem, bo teraz już późna godzina.

 

Dzięki raz jeszcze i pozdrawiam :)

Bardzo się cieszę, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne opowiadanie. Wciągnęło mnie, aż nie chciałem się odrywać w trakcie. Motyw niby opisany z każdej strony, ale mnie końcówka zaskoczyła (nie spodziewałem się, że pierwsze wyjście z jaskiń będzie tylko snem, spodziewałem się raczej, że nie będzie happy endu dla ucznia). Akcja toczy się cały czas, nie przynudza, morał sensowny i przystępnie pokazany. Perełka jak dla mnie.

Jeżeli coś mnie w nim trochę uwierało, to reakcja Christiana na postawę mistrza we śnie (czy też może jednej z prób). Oto młody, ambitny uczeń, żądny wiedzy ot tak godzi się z faktem, że jego mistrz go przekreślił… spokojnie to chłopak przyjmuje i spokojnie zasypia. To takie nieludzkie, jak dla mnie, ale może to w sumie była tylko wizja, i on nie maił tam wolnej woli..?

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Akcja toczy się cały czas, nie przynudza, morał sensowny i przystępnie pokazany. Perełka jak dla mnie.

Miło słyszeć. W zasadzie zaskoczyło mnie, że opowiadanie zebrało same pozytywne opinie. 

Jeżeli coś mnie w nim trochę uwierało, to reakcja Christiana na postawę mistrza we śnie (czy też może jednej z prób). Oto młody, ambitny uczeń, żądny wiedzy ot tak godzi się z faktem, że jego mistrz go przekreślił… spokojnie to chłopak przyjmuje i spokojnie zasypia. To takie nieludzkie, jak dla mnie, ale może to w sumie była tylko wizja, i on nie maił tam wolnej woli..?

Tak, to była kolejna próba. Jak poradzi sobie z rozczarowaniem. Czy obrazi się na mistrza, czy uderzy w pokorę i przyjmie porażkę na klatę? Czy będzie się nad sobą użalał, czy obierze nowy cel na przyszłość?

Też taki szczegół: “Mistrz” z wizji wie co działo się w Mówiących Górach. Ten w realnym świecie tylko pyta o błędy jakie popełnił, bo nie wie co się tam działo, bo działo się to tylko w głowie ucznia.

Nowa Fantastyka