- Opowiadanie: Tarnina - Bajka o głupim rycerzu

Bajka o głupim rycerzu

Metoda na przełamanie blokady numer 4972 – napisz coś głupiego. I zgryźliwego. Imienniczkę dziewicy Agnieszki niniejszym serdecznie pozdrawiam i zapewniam, że nie ona jest celem satyry w niniejszym tekściku (i tak pewnie na to wpadła).

(Ale cel nie wpadł.)

(I dlatego jest celem. Bo o to chodzi w tej bajce – jeśli poważnie się obawiasz, że jest o Tobie – to nie jest o Tobie.)

(Koniec z tymi nawiasami.)

Mam nadzieję, że się uśmiechniecie. Ale nie czujcie się zobowiązani. Nic na siłę. Tak, że ten.

Żadna dziewica nie ucierpiała w czasie pisania tego tekstu.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Bajka o głupim rycerzu

Dawno, dawno temu, a może i dawniej, żył sobie rycerz błędny, Grzmisław herbu Biała Pawęż. Zwyczajem błędnych rycerzy pałętał się on po świecie w poszukiwaniu dziewic w opresji, a co się na jaką wtarabanił, to ją z poświęceniem ratował. Oj, nie rdzewiały miecz, kopia i insze rycerskie utensylia, nie rdzewiały.

 

Weźmy chociażby wyprawę, którą podjął dla ocalenia dziewicy imieniem Kachna, co to ją zły czarownik w niedostępnej kotlinie więził. Tak powtarzali bajarze od Wybrzeża Perłowego aż po Smocze Góry, musiała to zatem być prawda tak prawdziwa, jak prawdziwe jest słońce na niebie.

Toteż ruszył Grzmisław przez siedem gór stromych, siedem puszcz ciemnych, siedem mokradeł urocznych i jeden strumyk, bo drogę zgubił. Ale dotarł.

Stanął w kotlince zielonej, kwieciem umajonej, i dalejże wołać – Hej!

I echo mu odpowiadało – Ej! Ej. Ej…

A głos echo miało męski, zuchowaty, do słodkiego sopranu dziewicy nijak niepodobny. Jedzie rycerz stępa na swoim wiernym rumaku, jedzie, rozgląda się, oczy sobie wypatruje, nic. Kamień jeden, drugi, piąty, cała ich sterta omszała. Nikogo.

– Hop, hop! – zawołał Grzmisław, a echo poniosło się wśród skał.

– Op! Op. Op…

I nic. Pojechał zatem rycerz wolniutko dookoła kotlinki, cały czas wołając: „hop, hop!”, „hej!”, „halo!”, ale ani panny, ani czarownika do zgładzenia, ani niczego niezwykłego nie znalazł. Poskrobał się zakutym w blachy palcem po równie zakutym czerepie, a wtedy i zgrzyt metalu powtórzyło niezmordowane echo.

Nagle jak nie zadudni! Grom wstrząsnął skałami, zadzwonił w rycerskim hełmie! Ależ niebo było jasne! Rycerz ściągnął wodze, bo koń pod nim zatańczył. Potem uniósł przyłbicę. Ani chmurki. Musi, złe czary, pomyślał. I rozejrzał się czujnie, a wtedy ujrzał, o, straszny widok!

Głazy z przeraźliwym zgrzytaniem i dudnieniem przesunęły się i uniosły w powietrze!

Dobył zatem zuch Grzmisław miecza i huknął – Stań, podły magusie, do uczciwego boju! Ja, Grzmisław, wyzywam cię!

Rumor zabrzmiał tak głośny, że koń rycerza stanął dęba, rycerz zaś wylądował na ziemi, aż mu gwiazdy przed oczami zamigotały. Wtem, strach nad strachy! Olbrzymi głaz zniżył się tak, by dwiema czarnymi szparami, niby ślepiami, zajrzeć w Grzmisławową przyłbicę (która opadła przy uderzeniu). Kamienne obręcze zacisnęły się z chrzęstem na białej zbroi i rozległ się głos, jakby ktoś skałą o skałę tarł.

– Czego?

Rycerz nic nie odrzekł, ponieważ go zatkało.

– Czego mi tu? – zgrzytnęły kamienie. – Niejeden dureń po górach łazi, ale takiej niemoty jeszcze nie widziałam, jakem Kachna!

– Kachna? – wykrztusił Grzmisław. – Cna dziewico, jakimiś straszliwymi czarami ukrzywdził cię wstrętny i niegodny…

– Czyś ty się blekotu objadł, puszko po tanim piwie?

Kamienna olbrzymka szczęknęła, zgrzytnęła, a Grzmisław poczuł, że lżej mu oddychać.

– Zmykaj stąd, pókim dobra.

Pod nogami rycerz miał nagle twardą ziemię. Choć zachwiał się w pierwszej chwili, zaraz stanął pewnie, w przepisowej postawie bojowej.

Zgrzytnął miecz dobywany z pochwy.

– Walcz, poczwaro!

– Idź się utop.

I znowu kamienne palce zacisnęły się na jego piersi, wiatr zagwizdał przez uszy, i Grzmisław ocknął się, nieco pogięty, na krzaku. Kotlinki, olbrzymki, a co gorsza, także jego wierzchowca, nie było nigdzie widać.

 

Wyplątawszy się jakoś z gałązek, zdobył sobie Grzmisław podjezdka na trzech wędrownych łotrach. Wyklepał z grubsza zbroję zbójeckim nadziakiem i ruszył dalej, bez celu, bo mu kodeks jego bractwa niepotrzebnego myślenia o przyszłości zabraniał. Stanął na popas w małej wiosce, a tam, akurat pod drzwiami izby, chłopstwo kłóciło się zawzięcie. Usłyszał rycerz coś o smokach, potem o pannie Agnieszce.

A, pomyślał z ukontentowaniem, oto dziewica, którą ocalę.

Ruszył tedy, nie zwlekając, ku zamczysku na wyniosłych skałach się piętrzącemu. Wysoko to było, droga do zamku wiodła wąska, górzysta, skalista, kręta i ogólnie niemal wertykalna, aż się licha szkapa zasapała. Ale jakoś szła. Jechał Grzmisław, jechał, a tu nagle smok!

Ucieszył się dzielny rycerz, bo gdzie smoki, tam muszą być i dziewice. Zeskoczył z konia, brzęcząc i dźwięcząc, i w przelocie zauważył, że gad nie oszałamia ogromem. Prawdę mówiąc, smok sięgał mu mniej więcej do klamry pasa. Ale łuski miał, pysk, ognisty zapewne, miał, oczy miał jak agaty, a na chwata Grzmisława popatrywał koso, choć cosik tępo.

– A, poczwaro! Zagradzasz mi drogę do cnej dziewicy? Stawaj!

Smok kichnął. Przestąpił z łapy na pazurzastą łapę, nie przestając się gapić spod oka. Nagle wyciągnął szyję i nim się rycerz spostrzegł, zaglądał już w smocze nozdrze. Z bardzo, ale to bardzo bliska.

Nie stracił jednak ducha! Szczęknął dobywany miecz.

– Broń się, gadzie!

I Grzmisław pchnął ostrzem z całej siły, a sił mu nie brakło. Potwór wizgnął, pisnął, sapnął i legł na środku dróżki, dysząc ciężko. Gapił się przy tym na Grzmisława, aż rycerz, ciut zmieszany, zamachem miecza odrąbał mu łeb. No, trzema zamachami. Kilkoma. Miecz się tępił na łuskach, ale w końcu podołał zadaniu.

Wreszcie, gdy już po tej rzeźnickiej robocie Grzmisław przeciągnął jakoś konia obok padliny, skręcił za skałę i ujrzał bramy zamku, należycie strzeliste, jak również potężne mury z przyporami, ostrołukami i wszelkimi gotyckimi fidrygałkami. Niewykluczone, że trafiło się też parę fidrygałek z innych okresów.

Podniesiony na duchu, zbliżył się rycerz godnie, niespiesznie, do zamczyska bram, otwartych, jakby na zaproszenie.

Strzegł ich kamienny smok, udatnie wyrzeźbiony w czarnej skale. Doprawdy, poczwara ubita na ścieżce mogła być wzorem dla nieznanego fidiasza. Takie same łapy, skrzydełka karykaturalnie małe, łuski tak samo lśniące, oczy z agatów…

Mrugnęły.

Rycerz spiął konia, wzniósł miecz oraz bojowy okrzyk, po czym gruchnął na ziemię, aż zadzwoniło i tylko niezwykłej przytomności umysłu zawdzięczał, że puścił wodze, kiedy niewdzięczna chabeta uciekała, aż kurz poszedł.

Nie zniechęciło to jednak śmiałka. Grzmisław chwycił upuszczony miecz, powtórzył okrzyk dobitnie, aż go w gardle zadrapało, i runął na poczwarę. Krótki to był bój. Słuszną furią uskrzydlony, Grzmisław od pierwszego zamachu tak zdzielił gada przez łeb, że w oczach mu pociemniało. Rycerzowi, ale smokowi zapewne też, bo kiedy zuch przejrzał, potwór, nieruchomy, leżał mu u stóp. Trącił go ostrożnie czubkiem blaszanego trzewika, ale gad ani drgnął.

Dobrze, pomyślał Grzmisław. Poprawił chwyt na wspaniałej swej broni i przestąpiwszy nad truchłem, wkroczył na dziedziniec.

Nozdrza rycerskie wypełnił odór surowizny, którego ledwo co się pozbył, ale, że był nawykły, szedł bez lęku dalej. Dziedziniec wysypano miękkim piaskiem, stawiał więc stopy ostrożnie.

Wtem z donżonu wychynęła niewiasta w czerwieni, prosta niby trzcina, choć w obu rękach niosła wiadra, po brzegi pełne mięsa.

Grzmisław ujrzał blond włosy skromnie upięte pod chustą, twarz wdzięczną, a spod czerwonego fartucha mignął mu róż sukni. Słowem, dziewica jak malowanie.

Dama postawiła swój ciężar przy drewnianym korycie u stóp muru, oczy przesłoniła ręką i zawołała głośno – Pupcia, Dziubutek! Chodźcie do mamci na papuni!

Uspokojony rycerz zdjął hełm. Zamaszyście odrzuciwszy włosy, postąpił rycerski, sprężysty krok naprzód.

– Witaj, piękna panno – zaczął, lecz ona wyminęła go niecierpliwie.

– Tak, tak, gość w dom, ale widziałeś waść moje smoki?

Rycerz zbaraniał. Rzadki ten i deprymujący widok został jednak oszczędzony pannie, bo już go minęła, a Grzmisław nigdy nie baraniał na długo.

– Cna dziewico – przemówił. – Nie lękaj się więcej smoków, gdyż – „gdyż” szczególnie podkreślił, by dziewica czasem nie zwątpiła w ogładę i wykształcenie śmiałka – wolna od nich jesteś po wsze czasy.

Panna zatrzymała się wpół kroku. Wolno, wolniutko niby kwiat za słońcem obróciła się ku Grzmisławowi.

– Gdzie są moje smoki? – wycedziła.

– Ubite – odparł z dumą Grzmisław. Panna zamarła. Potem zawinęła się i wypadła za bramę.

– Oba ubite! – zapewnił rycerz. – Możesz mi wierzyć, panienko!

Ale ona przypadła do gadziego cielska, szlochając głośno.

– Mój Dziubutek! – zawodziła. – Moje maleństwo! Moje biedactwo!

Grzmisław przestąpił z nogi na nogę, nieelegancko szczękając zbroją.

Panna wstała. Wyprostowała się z wolna i obróciła. W ręku miała spory kamień.

– Tyyyy… – syknęła. – Ty cholerny fanatyczny morderco! Co ci przeszkadzały moje smoki? W domu siedziały, na wieś ledwo raz napadły! Durny! Podły! Okrutny!

Co słowo, to kamień brzęczał o blachy.

– Ty ohydny! Ty grzdylu!

– Ależ, panno – jęknął rycerz, lecz nie dokończył, bo znów mu świeczki przed oczami stanęły.

 

Zbudził się z posmakiem stęchlizny w ustach, cały mokry w rozgrzanej zbroi, bo słońce schodziło już z zenitu, między turnie się kierując na spoczynek. Wstał Grzmisław chwiejnie i wrócił, kulejąc, do zamku, gdzie leżał jego porzucony hełm. Po pannie ani widu, ani słychu.

Za to, kiedy już zuch doczłapał z powrotem do podnóża góry, zastał tam swego konia, mrużącego oczy w mdłym świetle wieczoru. Pojechał zatem dzielny rycerz dalej, wszędzie pilnie nadstawiając ucha, czy o jakiejś dziewicy w opresji nie usłyszy.

 

I nie minęło wiele czasu, a zwiedział się o jednej, całkiem niedaleko, zamkniętej w niebosiężnej wieży. A zwała się ta panna, wedle słów Grzmisławowego rozmówcy, Dorota. Cóż za piękne imię, i jaką słodyczą tchnące! Zaraz więc wsiadł rycerz na swego rumaka i, o nic więcej nie pytając, pognał lasem, mostem, łąkami i znowu lasem, aż zobaczył wieżę niebosiężną, dobrze wymurowaną, z foremnym u góry okienkiem, z którego zwieszała się złociejąca w słońcu, gruba lina.

A, to rzecz upraszcza, pomyślał.

Nie zdejmując zbroi, chwycił sznur i zaczął się piąć. Drapał się wolno, cal za calem, niby gąsienica na rozprażonym murze, ciężka w swym pancerzu.

Piął się i piął, wzrok utkwiwszy w parapecie małego okienka. Wreszcie, ostatkiem sił, podciągnął się i wgramolił do wnętrza, gdzie legł, ciężko dysząc. Zdało mu się, że ktoś postukuje patykiem w jego hełm.

– Mamo – zapiszczał świdrujący głosik – a co to za pan?

– Zostaw!

Tupot zadudnił echem w rycerskiej czaszce.

– Czyś ty, człowieku, rozum postradał?

Zręczne palce rozpinały sprzączki zbroi.

– Tak cię przypiliło, żeś nie mógł zapukać? Czy wy kiedy zaczniecie myśleć?

Hełm zsunął się gładko, a Grzmisław wreszcie nabrał powietrza.

– Pani – spróbował powiedzieć, lecz udał mu się tylko dychawiczny świst.

– Jasiu, zejdź do kuchni, przynieś kwasu do picia. Zosiu, okno – rzekł melodyjny głos.

– To wujek Jaromir? – zainteresował się głosik podobny do pierwszego jak dwa ziarna piasku, uwierające w bucie.

– Nie – ucięła niewiasta, którą Grzmisław nareszcie zobaczył wyraźnie. Ani stara, ani młoda, urodziwa, lecz nieprzesadnie, o macierzyńskiej figurze, przyglądała mu się z umiarkowaną troskliwością.

– To wujek Maćko? – zaszczebiotał ktoś zza przegradzającej komnatkę zasłony.

– Nie, Kasiu, idź się bawić. No, kawalerze, zaraz cię postawimy, he, he, na nogi. Wybacz zawodowy żart.

Całkiem mocne ręce dźwignęły Grzmisława i usadziły w wygodnym fotelu. Wciśnięto mu w dłonie kufel pachnącego kwasu. Parę łyków, a od razu czuł się lepiej.

– No, jak teraz? – Dama zasiadła na wprost niego, zakładając nogę na nogę tak, że rozcięcie spódnicy odsłoniło posągową łydkę. Półmrok, który zapanował tutaj po zamknięciu okiennic, miał wyraźny odcień burgunda.

– Nie spiesz się – powiedziała gospodyni serdecznie.

– Dzięki ci, pani – Grzmisław przypomniał sobie o manierach. – Twój napój przywrócił mi jasność myśli, a twa gościnność godna jest królów. Muszę jednak pokornie prosić o jeszcze jedną przysługę. Poszukuję wieży, gdzie mieszka cna i piękna Dorota.

– Jam ci to – rzekła dama, rozkosznie mrużąc oczy.

– Mamo! – krzyknęło któreś z dzieci. – A on mi zabrał!

– Przepraszam na moment.

Dorota dźwignęła się z fotela, zniknęła za zasłoną. To na pewno jakaś inna Dorota, pomyślał rycerz, obracając kufel w rękach. Na pewno jest tu jakaś inna wieża, niedaleko, nieblisko, w sam raz. Bo czy może być inaczej?

– Czy pan jest nowym wujkiem? – zapytało dziecko, składając rączki na poręczy Grzmisławowego fotela.

Śmiałek ostrożnie pokręcił głową. Tymczasem gospodyni, powróciwszy, zasiadła z wdziękiem i uśmiechnęła się słodko.

– Na czym to skończyliśmy? – spytała.

Grzmisław odchrząknął – Chciałem cię prosić o wskazanie drogi do wieży cnej Doroty.

– Jam ci to – powtórzyła.

– Cnej dziewicy Doroty.

Piekły rycerza policzki, piekły żywym ogniem, dama jednak odparła spokojnie – Jam ci to… przed piętnastu laty.

– Ale… wieża…?

– O, bardzo dobrze się w niej mieszka. Cisza, spokój. Goście łatwo znajdują drogę. Może jest ciut za droga w utrzymaniu…

– Goście? – jęknął rycerz, który był niedomyślny, ale nie aż tak.

 

Wiele jeszcze przygód przeżył i przeżywa rycerz Grzmisław, a wszystkie na jedno kopyto. Jeśliś, drogi Czytelniku, ciekaw, czy śmiałek ten wybawił kiedykolwiek jakąś dziewicę, kronikarska uczciwość nakazuje mi przyznać, że i owszem. Było bowiem kilka dziewic, które na wieść o jego wyczynach czym prędzej schroniły się do bezpiecznej przystani związku małżeńskiego.

Ale chociaż Grzmisław ma zajęcie i nie pcha się do polityki, co i dziewicom, i reszcie kraju tylko na dobre wyjść może.

 

Koniec

Komentarze

Paradoksalnie mam szczęście, że aktualnie mam blokadę pisarską, bo właśnie bym ją załapał. Chyba, że zapadłem na podwójną.

Tarninowy humor :)

Podobało mi się.

 

W kilku miejscach można dopracować:

Grzmisław od pierwszego zamachu tak zdzielił gada przed łeb

Jedzie rycerz stępa na swoim wiernym rumaku, jedzie, rozgląda się, oczy sobie wypatruje, nic. 

Tu ci się czas teraźniejszy przyplątał, choć cała bajka jest w przeszłym.

 

Sugerowałbym również nieco bardziej zaakcentować puenty po każdej z trzech historii, bo zlewają się z resztą i nie wybrzmiewają należycie.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Bardzo dobrze się czytało i mocno w tekście “czuć” Tarninę i Twój, który zresztą bardzo lubię, humor ze szczyptą ironii, uszczypliwości i zgryźliwości :). Humor, który dodał opowiadaniu odpowiednich kolorków :)

Mi się :) Oczywiście klikam bibliotekę :)

Sympatyczna historyjka. Oj, te rycerze i inne chłopy to niekiedy całkiem do myślenia nienawykłe. Puenta dość gorzka.

Grzmisław herbu Biały Pawęż.

A pawęż nie jest rodzaju żeńskiego?

Babska logika rządzi!

O matko. Piękna bajka. Bardzo mi się spodobało to poczucie humoru :3

Paradoksalnie mam szczęście, że aktualnie mam blokadę pisarską, bo właśnie bym ją załapał. Chyba, że zapadłem na podwójną.

Ale że tak źle, czy tak dobrze? XD

A pawęż nie jest rodzaju żeńskiego?

Eee, no, jest. Parę razy zmieniałam synonimy i widać prześlepiłam.

 

Wszystkim najszczersze dzięki, ale poprawki wprowadzę jutro, bo komputer, przy którym siedzę, już mi się dzisiaj raz wyniebieszczył (Kernel Security, what?) i wolę nie popsuć strony. Tymczasem: heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajna, konsekwentna stylizacja. Humor (mocno Tarninowy) trzyma określony poziom. Bohaterowie pod względem charakteru bardzo dobrze dobrani do konwencji. W ogóle konsekwencję nazwałbym jedną z największych zalet tego opowiadania, bo tu wszystko do siebie pasuje.

Ty cholerny fanatyczny morderco!

No, może poza fanatycznym. To słowo mi jakoś ni cholery do konwencji nie pasowało, chociaż bezpośrednio nie mogę się doczepić, bo błędu nie ma.

Fabuła złożonością nie powala, ale nie o to w tym tekście chodzi. ;)

Swoją drogą, dostrzegam w tych Twoich humorystycznych tekstach (przynajmniej niektórych) wpływ kabaretu Potem. Pewne podobieństwa narzucają się od razu.

Marudzenia nie będzie, bo trzymam na inną okazję znaleźć humor na fajnym poziomie to nie jest łatwa sprawa, więc skoro się pojawił, trzeba się cieszyć każdym zdaniem, zamiast zrzędzić na siłę. ;)

Tekst niepozorny, niby niczego nie urywa, ale w swojej kategorii naprawdę bardzo dobry.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Tarnina, aż tak dobrze.

Bardzo przyjemny tekst z dobrym, niebanalnym i bardzo Twoim humorem. Trudno wbrew pozorom napisać tekst tak, żeby humor trafiał do szerokiej rzeszy odbiorców, a przy okazji był błyskotliwy i frapujący. Tutaj udało się śpiewająco. A co do śpiewania, to… czy to był koń na białym rycerzu?

Nieee, rycerz na zielonym koniu… ;-)

Babska logika rządzi!

Odpowiem, ale teraz mam mózg zatruty kurzem i potrafię wypisywać tylko tytuły. This said: heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czemu głupiego? Zgryźli to owszem jest, ale głupie – nie wydaje mi się :)

Fajna stylizacja. Przygody rycerza pomysłowe i jak najbardziej warte opisania i ślicznie to zrobiłaś. Uśmiechałam się pełną gębą, bo humor taki, jak lubię.

Mi się. I kliczek :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jak panny młode, to każda by rycerza z bajki chciała, a jak się taki trafi, prawdziwy, to dziewicy dla niego brak :)

Ostatnio nie jest łatwo mnie uśmiechnąć, ale tutaj się udało.

To wszystko przez władze. Czytałam w jednej książce, że król chciał złożyć dziewicę w ofierze w jakimś ważnym rytuale. W królestwie odbyła się taka orgia, że niektóre damy dla pewności traciły cnotę po kilka razy. ;-)

Babska logika rządzi!

Ano, jako piątkowa, więc surowością będę zionąć. Żar i surówka z pieca hutniczego. O, nie ma tak dobrze. :DDD

 

Lecimy z koksem, uśmiechnęło przez sformułowania i koncept, ale rycerza mi żal, choć błędny był, więc musiał popełniać „oszybki”, acz determinacja iście don kichotowska. Trzymał się swego: dobrze, ale źle chyba skończył, znaczy morał jasny z opowieści płynie: ucz się dziecko ucz, lecz uwagi przyjmuj, a nie garb ci wyrośnie, lecz świetlana droga rozwinie, abyś mógł nią kroczyć.

 

Fajoskie! Zaimponowała swoboda! Odpuść bariery – pisz. 

Przesłanie bajki w kolizji mi z nimi staje, bo znowu lepiej wyważać i czuć, inaczej bez sensu. Kurcze, jasnej ścieżki to mi zawsze będzie brakowało w swoim pisaniu, a chciałam od zgapić. xd

 

Skarżę do biblio, chociaż już chyba zaklikane, ale któż to wie, bo czy aby przypadkiem Użytkownicy się nie pogubią jak ten rycerz? 

 

A teraz, drobiaźdżki dla podtrzymania dyskusji:

,Dobył zatem zuch Grzmisław miecza i huknął – Stań, podły magusie, do uczciwego boju! Ja, Grzmisław, wyzywam cię!

Chibać, huknięcie od nowej linijki, a przedtem „dwukropek”. ;-)

,droga do zamku wiodła wąska, górzysta, skalista, kręta i ogólnie niemal wertykalna

Górzysta, może usunąć?

,Ale łuski miał, pysk, ognisty zapewne, miał, oczy miał jak agaty,

Czy przed drugim „miał” przecinek? choć dyskutowalne, bo zaczynam wreszcie, chyba, coś kumać z tych przecinków. Jednak czuję, że niezgrabne z tymi trzema miał w tych konkretnych pozycjach.

, Przestąpił z łapy na pazurzastą łapę,

A ta pierwsza to nie była pazurzasta? xd

,nieblisko

Obecnie osobno, lecz w Doroszewskim nieblisko. xd Brawo za stylizację!

,Ale chociaż Grzmisław ma zajęcie i nie pcha się do polityki, co i dziewicom, i reszcie kraju tylko na dobre wyjść może.

Hmm, coś tu nie gra z przeciwstawieniem, bądż brakiem konkluzji. ;-)

 

Pzd srd:-)

piątkowa a w sobotę.

 

PS. Takie fantasy czytam z przyjemnością.

PS2. Sprawdziłam, zaklikane. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zaklikane, byłem szybszy :P

Rzadko bywam, więc jak już wpadnę to bezczelnie czytam coś z czterema klikami i doklikuję (albo i nie).

Super, Unfallu. :DDD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No tak. Dziewic na stanie brak!

Pozostaje zakuty łeb.

Sympatyczne!

 

Jedynie ostatnie zdanie mi zgrzytnęło: “Ale chociaż…” – i tu brakuje czegoś, co zaczynałoby się od “to”.

Ale chociaż był zakuty łeb, to dziewic do ratowania nie przestał szukać” np.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Opowiadanie po prostu cudowne. Te starania rycerza które nieco odbiega od średniej 

 

Chciałoby się rzec opowiadanie życiowe z mądrością ludową i wszystkimi tymi drobiazgami, o których zwykli zapominać średniowieczni kronikarze . 

 

Staruchu, dziewic na rynku pod dostatkiem. xd

Misja rycerza i przedsięwzięte działania raczej so-so, hi, hi. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No, i wreszcie mogę porządnie odpowiedzieć. <rozciąga palce>

 Podobało mi się.

 Tu ci się czas teraźniejszy przyplątał, choć cała bajka jest w przeszłym.

Wybór stylistyczny <demonstracyjnie ogląda paznokcie>.

 Sugerowałbym również nieco bardziej zaakcentować puenty po każdej z trzech historii, bo zlewają się z resztą i nie wybrzmiewają należycie.

Myślisz? W sumie to tylko taka głupotka na odstresowanie, więc nie będę teraz dłubała, ale zapamiętam na przyszłość.

 Bardzo dobrze się czytało i mocno w tekście “czuć” Tarninę i Twój, który zresztą bardzo lubię, humor

Dzięki! heart

 Puenta dość gorzka.

Oj, lepiej, żeby Grzmisław miał zajęcie :)

 A pawęż nie jest rodzaju żeńskiego?

Poprawiłam blush

 O matko. Piękna bajka. Bardzo mi się spodobało to poczucie humoru :3

Kształcone przez najlepsze kabarety XD

 No, może poza fanatycznym. To słowo mi jakoś ni cholery do konwencji nie pasowało, chociaż bezpośrednio nie mogę się doczepić, bo błędu nie ma.

"Fanatyczny" od łacińskiego "fanum", świątynia ^^

 Swoją drogą, dostrzegam w tych Twoich humorystycznych tekstach (przynajmniej niektórych) wpływ kabaretu Potem.

Ha, bo on tam jest. Władysław Sikora jest mądry i donkey :D

 Marudzenia nie będzie, bo trzymam na inną okazję

Czekam, czekam XD

 Bardzo przyjemny tekst z dobrym, niebanalnym i bardzo Twoim humorem.

<z zakłopotania kryje się w krzakach>

 Uśmiechałam się pełną gębą, bo humor taki, jak lubię.

Uradowałam Irkę – hurra! ^^

 Jak panny młode, to każda by rycerza z bajki chciała, a jak się taki trafi, prawdziwy, to dziewicy dla niego brak :)

Żeby nie było, ja nic nie mam do rycerzy – tylko do idiotów XD

 Ostatnio nie jest łatwo mnie uśmiechnąć, ale tutaj się udało.

W królestwie odbyła się taka orgia, że niektóre damy dla pewności traciły cnotę po kilka razy. ;-)

Wiesz, żeby nie było nieporozumień ;) Bo wieści się tak szybko nie rozchodzą XD

 Ano, jako piątkowa, więc surowością będę zionąć. Żar i surówka z pieca hutniczego.

Ojejuśku XD

znaczy morał jasny z opowieści płynie: ucz się dziecko ucz, lecz uwagi przyjmuj

Znaczy, czytelnik wyczyta zupełnie nie to, o czym myślałam :D Toć to satyra na tak zwanych "białych rycerzy", co to nie sprawdzą, czy dziewica potrzebuje pomocy i czy w ogóle jest dziewicą XD

 Kurcze, jasnej ścieżki to mi zawsze będzie brakowało w swoim pisaniu, a chciałam od zgapić. xd

Curses! Próbujemy dalej :)

 któż to wie, bo czy aby przypadkiem Użytkownicy się nie pogubią jak ten rycerz?

Nie, Użytkownicy wiedzą, na czym stoją :)

 Chibać, huknięcie od nowej linijki, a przedtem „dwukropek”. ;-)

Kurrr czerwony, znowu. Znowu o tym zapominam. Przyczyna tkwi może w tym, że te dwukropki zupełnie nienaturalnie mi wyglądają. A może w sklerozie…

 Górzysta, może usunąć?

Tu akurat pewien nadmiar służy humorowi.

 Czy przed drugim „miał” przecinek? choć dyskutowalne, bo zaczynam wreszcie, chyba, coś kumać z tych przecinków. Jednak czuję, że niezgrabne z tymi trzema miał w tych konkretnych pozycjach.

Zdanie posłusznie rozbieram (nie czytać przed dwudziestą drugą):

(Smok)[podmiot] miał[orzeczenie]:

 łuski[dopełnienie]

 pysk[dopełnienie]

 oczy[dopełnienie]

I tak: pysk:

 {jaki?} ognisty

 {czy na pewno?} zapewne

 

Więc to jest całość, grupa dopełnienia (których jest w tym zdaniu trzy). Żeby ją wstawić między podmiot, a orzeczenie, trzeba wydzielić, bo bez przecinków wyszłoby:

 pysk ognisty zapewne miał

co nawet by grało jako samodzielne zdanie, ale nie część większego.

Albo może przekombinowałam, to też możliwe.

 A ta pierwsza to nie była pazurzasta? xd

Była, była, nie widziałaś takiej konstrukcji? :)

 Obecnie osobno, lecz w Doroszewskim nieblisko. xd Brawo za stylizację!

Dziękować!

 Hmm, coś tu nie gra z przeciwstawieniem, bądż brakiem konkluzji. ;-)

Mmm, a czemu?

 Sympatyczne!

Dzięki!

 Jedynie ostatnie zdanie mi zgrzytnęło: “Ale chociaż…” – i tu brakuje czegoś, co zaczynałoby się od “to”.

Tu jest "chociaż" w sensie "przynajmniej". A dziewic Grzmisław będzie szukał do utentegowanej (acz zapewne heroicznej) śmierci :D

 Opowiadanie po prostu cudowne.

Wszystkim raz jeszcze – dzięki!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej :)

Nie będę się rozpisywał, bo przedpiścy powiedzieli już chyba wszystko. Świetne opowiadanie, lekkie, z wyraźnym humorem, idealne na poprawę nastroju.

Big up i propsy :)

Q

Known some call is air am

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I mnie się podobało. Sympatyczna historyjka. Zakończenie dobre! :D

 

Rycerz Grzmisław dostaje w łeb, ale się nie poddaje ^^ Dzięki!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Co za determinacja! Inni rycerze pewnie już dawno by się poddali:-) ciekawa opowieść z humorem, pozdrawiam

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

He, he, lekkie, śmieszne, z dystansem, nie za długie, nie za krótkie. W sam raz na senny, niedzielny poranek.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Merci.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ja chyba znam jednego czy drugiego podobnego rycerza herbu Wydajemisie i Jawiemlepiej. I mocno sympatyzuję z panną Agnieszką, nie tylko dlatego, że użyła jednego z moich ukochanych określeń, “grzdylu”.

Podobało się, znaczy. 

ninedin.home.blog

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uśmiechnęło już w przedmowie i nie odpuszczało do końca tekstu. :) Udane opowiadanie, zwłaszcza postać Grzymisława i humor ze szczyptą ironii. Podobało mi się, że każda ze scenek poprowadzona w inny sposób, z zaskakującą puentą. Jest się od kogo uczyć. Dobrze, że tekst trafił do biblioteki.

O tekście z zamiany pamiętam, w tym tygodniu biorę się za poprawki. Ostatnio same rewolucje w moim życiu, ale nadrabiam zaległości z czytaniem i pisaniem. ;)

 

Zauważyłam jeden drobiazg:

Za to, kiedy już zuch doczłapał z powrotem do podnóża góry, zastał tam swego konia, mrużącego oczy w mdłym świetle wieczoru.

Czy koń nie powinien mieć ślepiów zamiast oczu?

 

heart

Czy koń nie powinien mieć ślepiów zamiast oczu?

Chyba nie… nie jestem pewna, muszę sprawdzić. Dzięki!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Myślę, że jedno i drugie dałoby się uzasadnić. Zależy pewnie głównie od stosunku mówiącego i roli zwierzaka w tekście. Hera miała przydomek “krowiooka” (i był to komplement), więc chyba nie ma przeciwwskazań.

Babska logika rządzi!

Też tak myślałam, ale pewna nie jestem. Nadal. Muszę się schłodzić, leżał tu gdzieś radiator…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Takie bajki to ja lubię! Podziwiam konsekwentną, bardzo udaną stylizację i dobrane porównania, te dzieciaki jak uwierający piasek, księżniczka prosta niczym trzcina mimo ciężkich wiader, świetne! Najbardziej rozbawił mnie rycerski wniosek, iż skoro są smoki, to będzie i dziewica. Oto jest logika. Dziękuję za umilenie wieczoru :).

Proszę bardzo heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zacna bajka :) Z fragmentu na fragment uśmiechałam się coraz bardziej, podobnie jak współczułam wszystkim, których spotkał na swojej drodze błędny rycerz. No, ale Pupcia i Dziubutek, to była już przeginka – jak on śmiał! Takie młode, takie niewinne.

Takie łuszczaste i ogniem ziejące :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Żałuję, że z licznych zapewne przygód rycerza Grzmisława poznałam tylko trzy, bo z przyjemnością przeczytałabym więcej. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ależ one wszystkie takie same XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale jak fajnie się je czyta!

To pewnie trochę tak, jak z piosenkami, że posłużę się cytatem: Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A potem taki aktor wejdzie, popatrzy w lewo, popatrzy w prawo… nuda. Aż się chce wyjść z kina :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

I jeszcze, tfu, papierosa zapali. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Coś z zupełnie innej beczki :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Takie małe, że aż śmieszne. :-)

Babska logika rządzi!

Imadełko też mamy :D A z drugiej strony – szydełko tunezyjskie (bez gałki, ciekawe, czy działa?).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

Głupi ten rycerz, oj, głupi, ale czytało się przyjemnie.

Wiele jeszcze przygód przeżył i przeżywa rycerz Grzmisław, a wszystkie na jedno kopyto.

To zdanie mi się bardzo spodobało.

O, kurczaczki blush Dzięki. Teraz mi będzie głupio nie zdążyć z księżniczką…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Znaczy się, chcesz, żeby Grzmisław ją ratował? Toć wtedy biedulka po własnych włosach z wieży zwieje i się zhańbi z pierwszym chłopem na sianie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jakby średnio…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czytałem to drugi raz i z większą frajdą. Odpoczynek od horrorów i postapo :)

Hurra ^^ Kogoś ucieszyłam heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ubawiłam się nieźle ;P 

Miła opowiastka, ciekawy styl – na dłużej, raczej by męczył, ale na tą długość jest w sam raz. Większych uwag nie mam, więc zostawię tylko ten krótki komentarz ;P

Dziękuję za lekturę!

Dobrze mieć świetną ale krótką pamięć misia. Można się ubawić trzeci raz. smiley

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

cool Dodałem dzisiaj (27.01.23) gwiazdki, bo znowu rozbawiło.

Wesołe jest życie staruszka? heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gdy czyta wesołe do łóżka. laugh

Kudy mi do Nich. :(

Nowa Fantastyka