- Opowiadanie: Symerion - Dziwna wioska

Dziwna wioska

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dziwna wioska

Dla młodej, obiecującej dziennikarki, piszącej artykuły o modzie do lokalnej gazety kończący się dzień był niezbyt udany. Mniejsza o szczegóły. Po prostu tego dnia nawet kawa, a potem ciastko smakowały jak poczęstunek przed drzwiami do sądu w jakiejś nieznanej, mrocznej krainie strachu i zdenerwowania, które wybiło poza skalę ludzkiego pojmowania granic zirytowania.

Jechała samochodem, mijając po drodze wszystko tak bezrefleksyjnie, jakby nie istniało. Drzewa, puby, domki, sklepy. Wszystko zamazało się w jedną masę, na którą nie zwracała uwagi. Chciała być jak najszybciej w domu, ale tym razem los postanowił się naćpać i stworzyć dla wybranki najgorsze uniesienie na jakie mogła być przygotowana.

Mieszkała na zadupiu, odludziu, oazie spokoju. Miejscu, gdzie każdy bojąc się tego co za oknem wpuściłby włamywacza jako długo oczekiwanego gościa. Kto lubi w ciszy nasłuchiwać głosów z pewnością usłyszy coś więcej. Czasami mogą to być ostatnie dźwięki jakie odbierze ucho słuchającego. Dlatego lepiej nie ryzykować.

Młoda, obiecująca dziennikarka, która nie chciała zostać zmumifikowana w strony niezbyt dobrze sprzedającego się czasopisma zastanawiała się gdzie by się zaczepić, by mogła poczuć smak łatwo wydawanych pieniędzy, czując się pewna swego. Kawiarnie, drogie ubrania( nigdy się nie chwaliła, że kupowała w sieci za połowę ceny, jej honor na to nie pozwalał) no i oczywiście najważniejsze: darmowy zestaw w pakiecie czyli klan wygadanych koleżanek obgadujące wszystko co się rusza i powoli przestaje czuć twardy grunt pod nogami. Tak powinna żyć. Bo dlaczego by nie? Była stworzona do blichtru.

Niestety jej marzenia, mieszane z podirytowaniem, wspaniały sos słodko kwaśnym, którym polewała swoją miskę z zapracowanym ryżem zakłócił mężczyzna, który stanął na środku drogi. Służbowe auto zatrzymało się z piskiem i jej najcenniejszy skarb: MacBook rytmicznie zastukał po spadnięciu na podłogę. Samba była tak taneczna, że obydwa rogi posrebrzanej obudowy nadały laptopowi cechy bycia własnością hakera, który nie dbał o kosmetyczne, wymuskane detale. Jej były nim był. Potrafił wejść dosłownie wszędzie. Złamać każde hasło. Ale uznała go za dzieciaka bujającego w obłokach. Nie chciała dwudziestopięcioletniego buntownika, który żył jak ryba w wodzie, w undergroundzie. Lubiła być rybą, pływającą na samej powierzchni, gdzie tafla wody odbijała wszystko co było dookoła niej.

Osobą, która niespodziewanie stanęła na środku drogi był mężczyzna, ubrany w bardzo dziwną szatę, przypominającą naraz dziwne kimono, togę, płaszcz  i habit. Tańczył z brakiem jakiego kontaktu ze światem. Dziwnie wywijał rękami, jakby tańczył, niczym wąż wokół gałęzi. Dopiero na widok wściekłej pasażerki z zniszczoną obudową przenośnego komputera uśmiechnął się, ignorując wszystko co go otaczało. Wyglądał jakby rytualny taniec przeniósł całą jego percepcję w inny wymiar.

– Skąd wyskoczyłeś ty nawalony ćpunie? – krzyknęła bez wiadomo czego w tańcu( większość kojarzy to przysłowie) – Zejdź z drogi, bo zadzwonię po policję!

Tańczący zamarł w bezruchu, ale po chwili oprzytomniał. Uśmiechnął się życzliwie, pełen serdeczności.

 – Najmocniej przepraszam – odparł uprzejmym tonem – Niedaleko odbywa się festyn w mojej wiosce. Jest dosłownie pięć minut drogi stąd.

– Nic nie słyszę – odpowiedziała pnąca się po szczeblach kariery, bez odwzajemnienia uprzejmości – Wracam do samochodu i mam nadzieję, że więcej pana nie spotkam.

Po chwili usłyszała za sobą słaby, dziecięcy śmiech i cichy syk spuszczanego powietrza. Odwróciła się. Opony wyglądały jak cztery czarne flaki oplecione wokół koła. Ale nie spostrzegła nikogo oddalającego się. Nie słyszała nawet dźwięków oddalających się kroków.

– Dzieciaki… – wzruszył ramionami – Ale proszę się nie martwić. W wiosce jest kilku fachowców, a na pewno złotych rączek. Wymiana opon nie jest dla nich problemem. Poza tym wszyscy odpowiadamy za to – wskazał ręką na samochód – co się stało.

W odpowiedzi otrzymał kilka niepochlebnych słów, ale dziewczyna nie miała wyjścia, musiała udać się do wioski na festyn i poprosić o wymianę.

Nie rozmawiali ze sobą. Mężczyzna próbował nieco poprawić wiszącą, niezbyt przyjazną atmosferę, ale jego wysiłki spełzły na niczym. Ale było w nim coś dziwnego, czego dziennikarka nie potrafiła wyjaśnić. Jego uśmiech i cała mimika miejscami były wręcz… woskowe. Ta metafora miała podsumować, że życzliwość była sztuczna i wcale nie była maską dla tłumionego gniewu z powodu braku uprzejmości ze strony kobiety. Samo nietypowe ubranie wytwarzało dziwny nastrój wokół mieszkańca wioski, którą ujrzeli zaraz po minięciu niewielkiego lasku.

Na początku wyobrażała sobie wioskę jako dziwną zgraję odizolowanych od świata fanatyków, którzy często argumentują swoje racje za pomocą wideł i linczu. Ale jedyne co zastała to sielską zabawę.

Wszędzie wisiały lampiony, wykonane z niebieskiego papieru, przez które sączyło się zielonkawe światło. Wielu ludzi nosiło maski, przedstawiających leśne zwierzęta i jakieś nietypowe, mityczne stwory. Niektóre były nawet straszne. Włochate, rogate, czasami ludzkie, lecz powykrzywiane w paskudnym, nienaturalnym uśmiechu.

Zabudowania nie przypominały wiejskich. Nie było obór, zagród i innych, typowych dla wsi budynków. Domy bez problemu mogły uchodzić za te, które spotyka się w mieście. Ale miały swoją duszę, bo nie wyglądały na najnowsze. Jednak dla dziennikarki ten styl właśnie nie pokrywał się z jej upodobaniami. Lufciki, facjatki, dobudowane fragmenty w zupełnie innym stylu, skomplikowane, nieregularne dachy, kryjące w sobie mnóstwo schowanych okienek. Dla wspinającej się po szczeblach kariery najlepsze były proste, surowe przestrzenie. Tylko nie daj Boże w retro neonowym wydaniu jak z amerykańskich filmów z lat 80. Lubiła współczesną prostotę, gdzie oddech miejsca pracy bez problemu hasał w najmniejszych zakamarkach domostwa.  

– Niech pani się rozgości, a ja skoczę po naszych fachowców – powiedział miejscowy, który przedtem wyskoczył przed samochód. Jego uśmiech był wyjątkowo nieprzyjemny. Twarz przypominała prawie maski uczestników festynu – Proszę się dobrze bawić. Trochę czasu zejdzie.

Dziennikarka miała imię. W końcu nie przepadała za anonimowością. Przy parciu na szkło anonimowość jest przekleństwem. Aurelia. Chociaż nigdy nie utożsamiała się ze swoim imieniem. Czasami żartobliwie ( chyba) zapożyczała pseudonimy od popowych gwiazdeczek przy czym koleżanki z drinkami w dłoniach również lubiły nadawać sobie podobne pseudonimy. No, ale na pewno tutaj ich nie było.

Rozejrzała się i podeszła do jednego ze stołów, który był degustacją alkoholi. Sięgnęła po kieliszek.

– Nie, nie! To jest lepsze! – właściciel stoiska wręczył kobiecie pucharek z parującą cieczą. Pachniał ładnie, lecz biła od niego taka moc, że kilka łyków by odesłało umysł w światy z których nie tak łatwo się obudzić. Pucharek był miedziany i bardzo toporny. Wygrawerowany widok wioski nie budził przyjemnych skojarzeń. Przedstawiał tańczące osoby o takich twarzach, że spojrzenie w oczy gwarantowało jakiś koszmar senny w ciągu nocy.

– Podziękuję… – odparła, wracając do kieliszka.

Mężczyzna, który wręczył dziennikarce pucharek uśmiechnął się tak sztucznie jak ten, z którym przybyła do wioski. Na twarzy malowała się demoniczna euforia i skrajna pewność siebie. Oczy zaokrągliły się,  wyglądając jak u psychopaty.

Nie mogła dłużej znosić tego widoku. Skierowała się do grupki zamaskowanych kobiet, które były przebrane za jakieś chyba lokalne bóstwa. Zaśmiewały się do rozpuku. Aurelia od razu przypomniała sobie swoje spotkania z głodnymi awansu przyjaciółkami, które by swoim idealnymi, wylakierowanym paznokciami wydrapały drogę do samego szczytu. Nie do nich miała pretensji, bo dzieliła ten sam pogląd na życie.

Jednak śmiech był niepokojący, bo tak szampański, że aż histeryczny. Kobiety w maskach, przedstawiające uśmiechnięte, karykaturalne, ludzkie twarze były dla niej po prostu straszne, krzywe, niepokojąco wpatrzone w oglądającego, szalony, szeroki uśmiech.

Odskoczyła od razu. Upadłaby, gdyby jej ktoś nie przytrzymał. Ten, który wpadł jej prawie pod koła. Nie nosił maski, ale wyglądał na tak rozkojarzonego, że nie potrzebował maski, by budzić niepokój. Oczy miał skierowane w górę, jakby nosząc ortopedyczny kołnierz chciał spojrzeć jak najwyżej , przy unieruchomionej szyi. Uśmiech wyglądał jak rozciągnięty hakami.

Zaniepokoiła się.

Rozejrzała się po otoczeniu, chcąc uniknąć widoku zgromadzonych ludzi. Wszystko wyglądało normalnie. Oczywiście miała na myśli całą resztę, oprócz zgromadzonych.

Wioska była pod wpływem dziwnego transu. Rozciągnięte uśmiechy i rozkojarzone spojrzenia wyglądały jak z tych filmów grozy, gdzie reżyser przeszedł samego siebie i wykręci się, nie oglądając premiery swojego dzieła.

– Zgromadźcie się! Wszyscy ustawcie się w okrąg! Nawet w kilka warstw okręgu! – krzyknął jakiś starzec, z wymalowaną twarzą na biel. Przy takiej tonacji jego oczy, schowane w oczodoły przez starość wyglądały jak małe, czarne kulki. Miał głowę przechyloną na bok i patrzył. Na nią. Na tę, która nie należała do swoich. Na tę, która nie miała uśmiechu, rozcinającego niemal twarz i oczu błędnych, podobnych do pijanych i opętanych naraz. No niej. Do Aurelii. Pirania, uwolniona z korporacyjnego akwarium była bezradna wśród opętanych rekinów.

Tłum zgromadził się wobec pary, która odchyliła nienaturalnie głowę do tyłu. Wyszczerzone zęby odsłaniały dziąsła, a czarne, dzikie i naraz beznamiętne oczy czekały na znak starca do rytuału. 

Aurelia szybko chwyciła maskę, najstraszniejszą jaką się dało i zakryła swoją odmienność, chcąc bycia niezauważoną w tłumie.

Po uderzeniu w dziwny bębenek, który wydał z siebie niepasujące do instrumentu metaliczne echo, para zaczęła z odchylonymi głowami dziwnie obracać się dookoła siebie. Towarzyszyły im dziwne piski.

Nie dało się tego oglądać, będąc świadkiem na żywo.  Aurelia, bezpiecznie skryta pod maską szybko udała się na jakieś ubocze, chcąc zapomnieć o tym dziwnym widowisku. Zanim jeszcze dorosła w pełni mentalnie, od lat oglądała filmy grozy, strasząc się i marząc o przygodzie rodem z książek. Dopiero strach jej przypomniał o zupełnie innych priorytetach. Teraz majaczące, straszne twarze z horrorów wydawały się czymś śmiesznym. Ale musiała się wyrywać. Nagle tłum zaczął histerycznie się śmiać, jakby przerażający spektakl był zabawnym widowiskiem z festynu. Twarze uczestników pobielały, usta się jeszcze bardziej rozszerzyły, niemal tracąc wargi. Oczy stały się w pełni czarnymi, okropnymi kulkami tuszu. I wszystkie spojrzały na nią, wykręcając głowy w zupełnie nienaturalne pozy. Ze wszystkich, szarpiących twarz uśmiechów wydobywał się chichoczący pisk.

Rzuciła się do ucieczki. Wykonując klasyczny odwrót przed strasznym tłumem. zrzuciła maskę, pozostawiając ją zimnej, mokrej trawie. 

Biegła. Po omacku, przypominając sobie  resztki tego, co utkwiło w pamięci.  Ale pogubiła się i upadając, potoczyła się w dół, w miękkie, zielone urwisko.

Straciła przytomność. Czuła się obolała, ale  przerażenie jakiego doznała nie pozwoliło jej znowu zemdleć. Pokuśtykała w kierunku drogi, obiecując sobie, że wsiądzie nawet do starego grata, jadącego potem, pierdnięciami i zaczadzonym powietrzem z powodu złego przeglądu.

Akurat znad zakrętu wyłoniło się auto. Cholernie znajome. Tak, znała je! Srebrne Audi. Za kierownicą zobaczyła  znaną jej osobę. Jej najdroższa przyjaciółka i zarazem, najgorsza rywalka o awans. Poczuła balsamiczne wspomnienie ze świata żywych, głodnych sukcesów i okrutnie ambitnych.

Samochód wyhamował natychmiast, a Aurelia otrzymała zapraszające skinienie dłonią do środka. Obejrzała się tylko dookoła czy nie nadciąga chmara demonicznych uśmiechów z szatańskiego festynu. Nikogo.

Wsiadła do środka, czując ulgę nie do opisania. Zapach firmowych perfum, śladowego ciasta z kawiarni na parterze pod miejscem pracy w pełni przywrócił ją do normalności. Jutro wypruje sobie kręgosłup w rozkoszy, nawet przy darmowych nadgodzinach. 

Opowiedziała wszystko przyjaciółce. Widziała jedynie jej sceptyczny, zmarszczony wzrok w lusterku nad kierownicą. Przyjaciółka pokręciła głową z kpiącym uśmiechem.

– Jesteś już dorosła, pracujesz kochana – powiedziała najbardziej racjonalnym i „mainstreamowym” tonem jaki tylko mógł wyjść z reklamy jakiegoś proszku do prania dla klasy średniej z kompleksami – Zabawa ci nie przystoi, nawet prywatnie. Nie powinnaś wierzyć w duchy, nawet po imprezce, takiej intensywnej jaka jest zawsze dla wszystkich pracowników w ramach integracji.

– Ale ja w to wierzę, bo… to widziałam – odparła słabo Aurelia.

– Ech, to bardzo niedobrze – odparła przyjaciółka, odwracając się do tyłu. Uśmiechała się, a uśmiech był dziwny, za szeroki. A oczy? Były granatowo czarne.

 

I to by było na tyle. Koniec.

Czytał nieznany autor, z może lekko ochrypłym głosem.  

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie zdało mi się dość chaotyczne, jakbyś pragnął upchnąć w nim zbyt wiele spraw dotyczących Aurelii, jednocześnie skąpiąc informacji o wiosce, skutkiem czego nie udało mi się zorientować, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Pomysł zwabienia kogoś w miejsce gdzie odbywa się niecodzienny festyn, niestety, nie pachnie zbyt świeżo, a sam korowód dziwnie zamaskowanych ludzi jakoś nie wzbudził we mnie choćby cienia niepewności. Innymi słowy – jak na zapowiedziany horror, horroru tu tyle, co kot napłakał. Ponadto, poza jednoczesnym zepsuciem się wszystkich opon, w opowiadaniu nie dostrzegłam fantastyki. :(

Wykonanie, co stwierdzam z przykrością, pozostawia wiele do życzenia.

 

nie chcia­ła zo­stać zmu­mi­fi­ko­wa­na w stro­ny nie­zbyt do­brze sprze­da­ją­ce­go się cza­so­pi­sma… ―> Co to znaczy zostać zmumifikowaną w strony czasopisma?

 

Ka­wiar­nie, dro­gie ubra­nia( nigdy… ―> Brak spacji przed nawiasem, zbędna spacja po otworzeniu nawiasu.

 

wspa­nia­ły sos słod­ko kwa­śnym… ―> …wspa­nia­ły sos słod­ko-kwa­śny

 

Tań­czył z bra­kiem ja­kie­go kon­tak­tu ze świa­tem. ―> Tu chyba miało być: Tań­czył, jakby nie miał a­kie­gokolwiek kon­tak­tu ze świa­tem.

 

wście­kłej pa­sa­żer­ki znisz­czo­ną obu­do­wą… ―> …wście­kłej pa­sa­żer­ki ze znisz­czo­ną obu­do­wą

 

– Skąd wy­sko­czy­łeś ty na­wa­lo­ny ćpu­nie? – krzyk­nę­ła bez wia­do­mo czego w tańcu( więk­szość ko­ja­rzy to przy­sło­wie) – Zejdź z drogi, bo za­dzwo­nię po po­li­cję! ―> Brak spacji przed nawiasem, zbędna spacja po otworzeniu nawiasu. Brak kropki po zamknięciu nawiasu.

Pewnie należę do mniejszości, bo z tym zdaniem nie kojarzę żadnego przysłowia. :(

Winno być: – Skąd wy­sko­czy­łeś, ty na­wa­lo­ny ćpu­nie? – krzyk­nę­ła bez wia­do­mo czego w tańcu (więk­szość ko­ja­rzy to przy­sło­wie). – Zejdź z drogi, bo za­dzwo­nię po po­li­cję!

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 

Opony wy­glą­da­ły jak czte­ry czar­ne flaki ople­cio­ne wokół koła. ―> Jednego koła, czy może raczej: Opony wy­glą­da­ły jak czte­ry czar­ne flaki ople­cio­ne wokół kół.

 

Ale nie spo­strze­gła ni­ko­go od­da­la­ją­ce­go się. Nie sły­sza­ła nawet dźwię­ków od­da­la­ją­cych się kro­ków. ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Męż­czy­zna pró­bo­wał nieco po­pra­wić wi­szą­cą, nie­zbyt przy­ja­zną at­mos­fe­rę… ―> Nie wydaje mi się, aby atmosfera mogła wisieć.

 

Ale było w nim coś dziw­ne­go, czego dzien­ni­kar­ka nie po­tra­fi­ła wy­ja­śnić. Jego uśmiech i cała mi­mi­ka miej­sca­mi były wręcz… wo­sko­we. Ta me­ta­fo­ra miała pod­su­mo­wać, że życz­li­wość była sztucz­na i wcale nie była maską… ―> Objaw byłozy.

 

Wielu ludzi no­si­ło maski, przed­sta­wia­ją­cych leśne zwie­rzę­ta… ―> Wielu ludzi no­si­ło maski, przed­sta­wia­ją­ce leśne zwie­rzę­ta

 

a ja sko­czę po na­szych fa­chow­ców – po­wie­dział miej­sco­wy, który przed­tem wy­sko­czył przed… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Cza­sa­mi żar­to­bli­wie ( chyba) ―> Zbędna spacja po otwarciu nawiasu.

 

po­de­szła do jed­ne­go ze sto­łów, który był de­gu­sta­cją al­ko­ho­li. ―> Stół nie jest degustacją.

Proponuję: …po­de­szła do jed­ne­go ze sto­łów, przy którym degustowano alkohole.

Poznaj znaczenie słowa degustacja.

 

chciał spoj­rzeć jak naj­wy­żej , przy… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

Wio­ska była pod wpły­wem dziw­ne­go transu. ―> Wioska czy jej mieszkańcy?

 

sta­rzec, z wy­ma­lo­wa­ną twa­rzą na biel. ―> …starzec z twarzą wymalowaną na biało.

 

scho­wa­ne w oczo­do­ły przez sta­rość… ―> W jaki sposób starość chowa oczy w oczodoły?

 

No niej. Do Au­re­lii. –> Literówka.

 

Tłum zgro­ma­dził się wobec pary, która od­chy­li­ła nie­na­tu­ral­nie głowę do tyłu. ―> Nie można zgromadzić się wobec kogoś. Czy para miała jedną głowę?

Proponuję: Tłum zgro­ma­dził się wokół pary, która  nie­na­tu­ral­ni odchyliła głowy do tyłu.

 

chcąc bycia nie­zau­wa­żo­ną w tłu­mie. ―> …chcąc być nie­zau­wa­żo­ną w tłu­mie.

 

Po ude­rze­niu w dziw­ny bę­be­nek, który wydał z sie­bie nie­pa­su­ją­ce do in­stru­men­tu me­ta­licz­ne echo… ―> Bębenek, nawet dziwny, wydaje dźwięki, nie echo.

 

Au­re­lia, bez­piecz­nie skry­ta pod maską szyb­ko udała się na ja­kieś ubo­cze… ―> Raczej: Au­re­lia, bez­piecz­nie skry­ta pod maską, szyb­ko oddaliła się/ odeszła

 

od lat oglą­da­ła filmy grozy, stra­sząc się i ma­rząc o przy­go­dzie rodem z ksią­żek. ―> Czy dobrze rozumiem, że oglądając filmy, marzyła o przygodach w książek? Domyślam się, że rzeczone książki czytała przed obejrzeniem filmów.

 

Aku­rat znad za­krę­tu wy­ło­ni­ło się auto. ―> Aku­rat zza za­krę­tu wy­ło­ni­ło się auto.

 

Tak, znała je! Srebr­ne Audi. ―> Tak, znała je! Srebr­ne audi.

Nazwy aut piszemy małą literą: http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

i za­ra­zem, naj­gor­sza ry­wal­ka o awans. ―> …i za­ra­zem największa ry­wal­ka do awansu.

 

Wsia­dła do środ­ka, czu­jąc ulgę nie do opi­sa­nia. ―> Czy mogła wsiąść do auta i pozostać na zewnątrz?

Wystarczy: Wsia­dła, czu­jąc ulgę nie do opi­sa­nia.

 

 Za­pach fir­mo­wych per­fum, śla­do­we­go cia­sta z ka­wiar­ni… ―> Co to jest śladowe ciasto?

Pewnie miało być: Za­pach fir­mo­wych per­fum i śladowa woń cia­sta z ka­wiar­ni

 

Wi­dzia­ła je­dy­nie jej scep­tycz­ny, zmarsz­czo­ny wzrok… –> Wystarczy: Wi­dzia­ła je­dy­nie jej scep­tycz­ny wzrok

Wzroku nie można zmarszczyć.

 

A oczy? Były gra­na­to­wo czar­ne. –> A oczy? Były gra­na­to­woczar­ne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak się składa, Symerionie, że zamieściłeś opowiadanie na stronie Nowej Fantastyki, więc nie bądź zdziwiony, że użytkownicy spodziewają się znaleźć w tekście fantastykę. I niekoniecznie muszą to być smoki – fantastyka to bardzo pojemne pojęcie.

 

edycja

Symerionie, nie wiem czemu skasowałeś swój komentarz – moja odpowiedź wygląda teraz dość bezsensownie. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powiedzmy, że trochę się uniosłem i po chwili ochłonięcia skasowałem, bo myślałem, że nie przeczytasz :D bo zrobiłem to szybko 

OK, Symerionie. Każdy twórca ma prawo do uniesień. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Symerionie, warto żebyś poprawił błędy, które znalazła Reg. Dzięki jej łapankom wielu użytkowników nauczyło się poprawnej polszczyzny. Odpowiadanie na komentarze jest tu mile widziane, w przeciwnym razie nie będziesz miał zbyt wielu czytelników.

A co do Twojego opowiadania. Według mnie mamy tu zalążek stylu, nad którym trzeba będzie jeszcze sporo popracować. Czytaj książki (najlepiej dobrze napisane) i podpatruj. Starałeś się, by bohaterka miała swoją osobowość – i bardzo dobrze. Należałoby jednak zadbać, by nie wszystko wynikało z opisów autora, a raczej z zachowania samej postaci. Kwestia fabuły: pomysł jest i to całkiem niezły, ale według mnie należałoby go trochę rozbudować. Zadbaj o opisy: niech czytelnik czuje atmosferę miejsca, w którym się znajdzie. 

Myślę, że masz potencjał, Symerionie, ale jeszcze sporo pracy przed Tobą. 

Rossa, nie poprawiłem, bo ostatnie kilka dni nie miałem czasu, niesteyt wezmę się za to dopiero dzisiaj. Mam co prawda pewne wątplwiości do do dwóch, trzech poprawek, ale wspomnę potem :)

Regulatorzy, serdecznie przepraszam za moje uniesienie. Nie miałem wtedy zbyt kolorowego dnia,a poprawki naniosę :)

Symerionie, nic się nie stało, ale to miło, że wyjaśniasz sprawę. No i każdemu zdarza się czasem mieć dzień mniej piękny od innych.

Życzę Ci wielu barw na przyszłość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Już sporo czasu minęło, a usterki wciąż nie poprawione.

 

Jak na mój gust budujesz zbyt rozbudowane i udziwnione zdania. Tworzy to pewien chaos i gubi się sens i cel. Horror powinien mieć klimat grozy, albo przynajmniej niepokoju. Tu tego nie odczuwam, bo wszystko się rozmywa w słowotoku. 

 

PS. Pierwsze słowa tekstu jakoś przywiodły mi na myśl skecze “Z pamiętnika młodej lekarki” ;) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Mam odczucia podobne jak Reg – dość chaotyczna opowieść, praktycznie bez fantastyki, z wieloma usterkami. Czemu te błędy jeszcze nie zostały poprawione?

Dlaczego mowa o wymienianiu opon? Jeśli powietrze tylko zeszło, to wystarczy podpompować. A jeśli nie, to na co wymienią opony? I chyba dętki.

Dlaczego bohaterka, która ma zamiar wkrótce odjechać samochodem, próbuje wina?

darmowy zestaw w pakiecie czyli klan wygadanych koleżanek obgadujące wszystko co się rusza i powoli przestaje czuć twardy grunt pod nogami.

Coś tu się posypało w gramatyce.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka