- Opowiadanie: Oleks24f - Władcy Ziemi - Rozdział 1

Władcy Ziemi - Rozdział 1

Po dłuższym czasie wracam do was z czymś nad czym pracuję. Po dwóch nieudanych eksperymentach, wprowadziłem poprawki jakie dostałem od was. Znaczy się krytyce, która za tamte twory mi się jak najbardziej należała. Nie wyrzuciłem tamtych pomysłów tylko je odpowiednio zmodyfikowałem i poprawiłem. Nadal mam wątpliwości czy nie pominąłem czegoś w tekście. Za wszelkie znalezione błędy, sugestię poprawek, zmian bardzo dziękuję. Wiem z doświadczenia, że nawet jeśli pracuje się nad tekstem dłuższy czas, samemu trudno wyłapać popełnione gafy. A te potrafią się sprytnie ukryć. Pracuje też nad redakcją chwastów typu: jakieś, się, jak etc

Oceny

Władcy Ziemi - Rozdział 1

Dolina Królów – Egipt, Noc z trzydziestego pierwszego Października na pierwszego Listopada dwa tysiące dwudziestego szóstego Roku Pańskiego,

 

Syriusz – najjaśniejsza gwiazda ziemskiego nieba zwany przez Egipcjan Sotisem, wznosił się nad piramidami niezmiennie od wieków. Wyznaczając daty życiodajnych wylewów. Nieodzownie towarzyszył mu Procjon, w którym mieszkańcy doliny Nilu widzieli wyobrażenie strażnika mumii– boga Anubisa. Noc Samhain – granica pomiędzy wymiarami egzystencji staje się wystarczająco cienka. Czarne świece rozświetlały każdy z wierzchołków pięcioramiennej gwiazdy, wpisanej w okrąg. Dawały blade światło, wnętrze grobowca Totmesa trzeciego tonęło w półmroku. Ściany pokrywały zblakłe po wiekach pozostałości scen z Księgi Umarłych. Cienie świeczek tańczyły pośród Sądu Ozyrysa nad duszą. U dołu wagi z piórem bogini prawdy – Maat na jednej z szal i sercem zmarłego na drugiej, czaił się potwór Ammit – Pożeraczka Grzesznych dusz. Na wyrysowanym odwróconym pentagramie zwróconym jednym wierzchołkiem ku dołowi, siedziała naga postać z kocimi uszami na głowie. Otulona białym jedwabistym płótnem, niczym całun skrywającym ciało i twarz. Recytując modlitwy w dawno wymarłym egipskim języku, złożyła ramiona na wzór mumii faraonów. W ciemności przed nią rozpaliły się wielkie czerwone oczy z czarną pionową źrenicą. Otoczone gęstą mgłą rozjaśnianą gwiazdkowatymi punkcikami.

 

– Setech – naśladowała akcent kapłanów. Mgła opadła ku pozostałościom kamiennej posadzki, gwiazdkowate punkty zgasły. Zarysowały kontury barczystej, cienistej sylwetki. Spojrzała na postać pod suknią. Zmrużyła czerwone oczy.

– Noszę wiele imion. Wyczuwam w tobie swoją energię. Kim jesteś? Po co mnie wezwałaś? Nie wyglądasz jak ona.

– Powiadają, że z niego pochodzisz? Q-Wieloświat. To prawda? – Nie odpowiedziała demonowi na pytania.

Czerwone oczy zapłonęły. – Skąd o nim wiesz?

– Przynieś mi eteryczną materię z tęczowego oceanu żywej myśli – rozkazała tonem nie znającym sprzeciwu. Nie czuła przed nim lęku. Cień nachylił się nad nią złowieszczo. – A co będę z tego miał? Prawo Wymiany. Musisz dać w zamian za to coś równie wartościowego. – Wyciągnęła dłoń. Nad suknem pojawiła się tęczowa mydlana bańka.

– Jakim cudem?! Ich materia nie podlega mechanice kwantowej! Nie mogą przebywać w przestrzeni M– Wieloświata! – Barczysta sylwetka cofnęła się gwałtownie. Czerwone oczy błądziły zdezorientowane w kółko.

– W zamian dam ci to… – Bańka zakręciła się szybko. W środku pojawił obraz pięknego – bajkowego zamku z kremowej cegły, zbudowanego na wzgórzu. Wznosiły liczne, strzeliste wieże o niebieskim i żółtym dachu. Powiewały przyczepione do iglic czerwone flagi. Na centralnej pośrodku widniał wielki zegar. Otaczały go las i fosa.

– Baśniowa ziemia. Linia czasu – Wymiar z którym możesz zrobić co zechcesz. Czy to wystarczy? – Bańka zniknęła po chwili z głuchym trzaskiem. Nie mogła tu dłużej przebywać.

– Zgoda. – W czerwonych oczach odbiło się drapieżne pożądanie. Nienasycony głód pragnienia posiadania jej na własność. – Po co ci ta eteryczna materia? W M-Wieloświecie myślowa energia do niczego się nie przyda.

– Rozproszę ją po Przestrzeni Hilberta. Uczynię najmniejszym wspólnym elementem, zbioru wszechświatów.

– Potrafisz to zrobić?

– Przynieś mi ją, a dostaniesz to co ujrzałeś – zignorowała pytanie. Oczy zgasły, barczysta sylwetka pogrążyła na powrót w mroku. Pod płótnem usta wykrzywiły w upiornym uśmiechu. Błysnęła para ostrych kłów…

 

Dziennikarz nerwowo kręcił się na fotelu w studio. Zroszone od potu czoło świeciło wyraźnie w świetle telewizyjnych kamer. Głos załamywał co chwile. Przełomowe odkrycie! Dekady nasłuchu nieba, przyniosły w końcu tak wyczekiwany rezultat. SETI po raz drugi w historii swojego istnienia odebrała bezsporny sygnał pochodzący z gwiazd. Przerzucając drżącymi dłońmi papiery, poprosił o pokazanie na chwilę zdjęcia. Na ekranie pojawiły się potężne radioteleskopy zwrócone gigantycznymi czaszami, ku punktowi nieba w konstelacji Warkocza Bereniki. Julia nie zwracała uwagi, na włączony telewizor. Była zbyt mocno przejęta – po siedmiu latach spędzonych w Japonii, wracała do rodzinnego kraju babci. Wynajmowane mieszkanie, zostawiała w lepszym porządku niż je zastała. Doniczki z kwiatami ustawione od linijki co do milimetra. Książki, które postanowiła zostawić równo ułożone na półkach regałów. Wedle rozmiaru. Poodkurzane dywany, zmyte podłogi, kurze powycierane w każdym – najmniejszym nawet kącie. Wszystko sprawdzone dla pewności po pięć razy.

– Baka! Mamo, pakuje się! – krzyczała, wrzucając ubrania z szafy do jasnobłękitnej torby podróżnej. Dała rozmowę na głośnik.

– Julia, przestań używać tego głupiego słowa! Mój Boże, czego oni ciebie w tej Japonii nauczyli? – W głosie mamy wyczuła dezaprobatę.

– Uważaj na siebie w samolocie. Tyle się słyszy o terrorystach. – Baka! Wiem o tym! – odburknęła krzywiąc usta.

– Pamiętaj, kochanie licho nie śpi…

– Zobaczymy się w Polsce. Pa. – Nie dała dokończyć zdania, rozłączając połączenie.

 

Wokół domu kwitły drzewa Sakury. Ulica nabrała przez to różowego odcienia. Nietrwałe płatki sypały wprost pod nogi. Julce brakowało tylko sukni ślubnej. Gdy szła w kierunku dworca, nozdrza przepełniał ich odurzający miodowy zapach. Nowoczesne superszybkie pociągi, mknące po nadprzewodnikowej poduszce, mijały ją co chwile. Kto by pomyślał, dekadę temu był to pomysł rodem z sci-fi. Podmuch rozwiewał długie rude włosy. Smagając piegowate policzki. Sopoto – nadmorski kurort od dawna stolica nowinek technologicznych. Szerzyły się tu mody, gdzie indziej uznane za tabu. Interaktywne bilbordy wyświetlane na ścianach wieżowców przedstawiały, umalowane japonki. Kocie uszy i policzki upstrzone miały brokatem. Prezentowały najnowsze modele androidów – do złudzenia przypominających człowieka. Pomagających w codziennej pracy, umilających towarzystwo, uczących za ciebie dzieciaki. Ba, niezwykle popularne stały się cybernetyczne gejsze. Powleczone syntetyczną skórą. Wbudowane regulatory utrzymujące stałą temperaturę ciała. Wszystko po to, by jak najbardziej emulować człowieka.

– Pf… – Potrząsnęła z odrazą głową. Japończycy, zwłaszcza młodzi zaczęli w ostatnim czasie chętniej obcować cieleśnie z robotami, niż żywymi osobami. Fora internetowe kipiały od intymnych zwierzeń. Seks z syntetyczną kochanką! Obserwowała ludzi czekających wraz z nią. Dostawała gęsiej skórki, przebiegającej falą dreszczy po skórze, natrafiając wzrokiem na widok błyskającej niebieskim światłem pary kolców wystającej z włosów. Usunęli na własne życzenie kocie uszy zastępując je działającymi za pośrednictwem bluetooth – odbiornikami fal akustycznych. Koszmarna moda, potworek nowoczesności. Nazywali to trans-humanizmem. Krytyków wyśmiewano, uznawano za zacofanych. Mówiono o nich – macie zamknięte umysły. Miasto połączono niedawno siecią 5G. Ze szczytów budynków ku niebu wznosiły się maszty nadawcze. Boże, jak można się tak okaleczyć. – Pomyślała z wyrazem obrzydzenia na pociągniętych czerwoną szminką ustach. Słyszała, o rodzicach okaleczających nawet noworodki. Pozbawiających dzieci wolnej woli do decydowania o własnym ciele.

 

Podniosła zielone oczy, w prawie bezchmurny błękit. Miała dosyć widoku ludzi. Uwagę przykuł falujący kawałek nieba. Potężny trójkątny kształt próbował ukryć obecność przed obserwatorem. Wisiał w kompletnej ciszy na wysokości około pięćset metrów nad miastem. Przetarła zdumiona oczy, wcierając w nie tusz do rzęs.

– Auu… – jęknęła czując szczypanie. Wszyscy oprócz niej zdawali się go nie dostrzegać. Pociąg wjechał nim zdołała się zorientować. Usiadła przy oknie. Poprawiała makijaż. Dziwne falowanie zniknęło. Leniwie sunęły po nim zwyczajne cumulusy. UFO! Tego typu opowieści, zawsze czyta się z odpowiednią dozą sceptycyzmu. Bierze na nie poprawkę. Dopóki samemu się czegoś takiego nie przeżyje. Rozczesała włosy, spoglądając w lusterko czy dobrze wygląda. Wyciągnęła z torby książkę, o podniszczonej zębem czasu okładce. Niepodzielnie panująca we Wszechświecie entropia, nie oszczędziła nawet tak prozaicznego obiektu.

Pamiętaj Julcia, ludzie wyrzekną się człowieczeństwa. Będą nim pogardzać, szydzić z niego, opluwać. Św Michalda to przepowiada. „ Kto ma uszy, niechaj słucha. Nadejdą czasy, gdy syn człowieczy wstydzić zacznie się samego siebie. Ciało będzie dla niego obrzydliwością. Ucinać zacznie swe członki. Rzucał je będzie dzikim zwierzętom na pożarcie. Era sztucznego człowieka, znikną miłość, uczucia. Nie będzie czuł emocji. Porzuci Boga. Potworowi z żelaza za to cześć odda. O to pierwszy znak końca czasów…„

 

Wytarła palcem łzę kapiącą z oka. Babcia brała ją na kolana, opowiadając o przepowiedniach przyszłości. Świecie ducha, ożywiającego eterycznym fluidem materię. Przenikaniu ziemskiego wymiaru egzystencji, niedostrzegalnymi wibracjami. Wymiarami przesuniętymi w nich w stosunku do naszego. Na ukochanym, bujanym fotelu. Mała sześcioletnia Julka, wpatrzona w ukochaną babcię jak w obrazek. Obgryzała paznokcie, słuchając z wypiekami na twarzy. Nie ważne, że miała potem koszmary.

– Teoria Strun, babciu. Nazywają to Teorią Strun – powiedziała na głos po polsku. Siedzący przy laptopie mężczyzna, podniósł brew. Lekko się uśmiechając, wrócił do pracy. Model z zaimplementowaną sztuczną inteligencją, umożliwiającą rozmowę z użytkownikiem. Powoli zbliżano się do przejścia Testu Turinga. Na klapie widniało logo Pixi. Wróżka z motylimi skrzydełkami. Olka taki ma. Wgrała mu polską wersję systemu Windows 12. – Krajobrazy zmieniały gdy pociąg mknął w kierunku lotniska. W szybie okna, odbijała piegowata twarz. Wysiadła zmęczona z samolotu. Rozejrzała po terminalu, wśród morza głów z kocimi uszami, falującymi w takt przylotów i odlotów, ujrzała górującą nad nim sylwetkę ojca. Rude włosy, piegowate policzki były w rodzinie dziedziczne.

– Córeczko. Chodź niech zobaczę jak wyrosłaś. Jaka się z ciebie zrobiła panna. – Ojciec przytulił mocno w ramionach.

– Cześć tato – dała ojcu buziaka w policzek, na powitanie.

 

Ciepła, lipcowa mżawka łopotała w okna skody octavi. Opierając głowę na ramieniu, tępo śledziła wyrzynające drogę na szkle krople deszczu. Pomalowanymi na niebiesko długimi paznokciami stukała w szybę. Rozmyślała nad tym co porabiają Aleksandra z Elizą. Jedna wyjechała studiować fizykę teoretyczną na MIT. Z drugą kontakt urwał się zaraz po zakończeniu szkoły. Boże! Jak ten czas szybko leci! Pobyt w Japonii, minął niczym mrugnięcie okiem, pstryknięcie palcami. Droga wiodła przez autostradę wytyczoną w środku lasu. Mijali sinusoidy koron drzew, po bokach. Wstała o dziesiątej, musiała odespać męczący lot samolotem. Weszła do kuchni, gdzie czekała na nią mama z kawą.

– Cieszę się, że wróciłaś, kochanie. Planujesz wyjechać na studia? – Mama usiadła przy niej, popijając małą czarną.

– Pewnie tak. – Wzruszyła ramionami.

– Czyli znów nas opuszczasz ? – Kobieta przymknęła brązowe oczy.

– Mamo, przestań! Proszę cię, przerabiałyśmy to przed wyjazdem do Japonii.

– Dziwne rzeczy mówią w telewizji. – Mama, zmieniła temat. Ujęła kubek z kawą w obie ręce. Wbiła przenikliwy wzrok w córkę.

– Tak? Niby jakie? – Julka z założonymi rękami na tułowiu, nogą na nogę, podniosła zaciekawiona brew. Znała to spojrzenie, mama była wielką miłośniczką sensacji. Cokolwiek by się nie działo na świecie, przedwcześnie wpadała w panikę. Ataki terrorystyczne, III wojna światowa, wybuch superwulkanu, globalne ocieplenie to jej domena.

– No coś ty? Nie słyszałaś ?! SETI, odebrała wyraźny sygnał od obcych.

– Pf, obcych? Taa, jasne. Proszę cię – parsknęła śmiechem, wypluwając łyk ciepłej kawy, który wzięła w usta.

– Drugi tak wyraźny po słynnym WOW! Naukowcy mówią, że ktokolwiek go nadał wykorzystał nieznany nam rodzaj wibracji do jego zakodowania. Na pewno nie jest to dwadzieścia jeden centymetrów jak się teoretycznie spodziewano.

– Naukowcy? Mamo, wiesz że bez podania źródła taka informacja jest bezwartościowa. – Julka z ironicznym uśmieszkiem, odłożyła kubek z kawą na blat stołu. – W telewizji mówią tylko że naukowcy! Nie podają jacy, do cholery! – Kobieta obruszyła się.

 

Po śniadaniu włączyła telewizor, odpaliła na nim you tube. Faktycznie tak jak mówiła mama, wszystko zaspamowane filmikami dotyczącymi detekcji tajemniczego sygnału z kosmosu.

„Sygnał zakodowany za pomocą strun wibrujących w wymiarze Plancka?”

„ To na pewno nie jest widmo neutralnego Wodoru!”

„Odnaleźli Boga, przemawiającego do nas z gwiazd!” – Głosiły przykładowe tytuły. Jedne rzetelne – analizy, rozpatrywanie argumentów za i przeciw. Inne lecące na taniej sensacji. Olka była by w siódmym niebie – ziewnęła, przykładając dłoń do ust. Przeglądała od niechcenia miniaturki. Nigdy nie była zwolenniczką Teorii Strun, koncepcji wielowymiarowości. Jedyne co w niej lubiła, to pewną zadziwiającą zbieżność z opowieściami babci. Ale czy można łączyć wysoce zmatematyzowaną teorię z mistyką? Wprost przeciwnie do niej. Kłóciła się z Olką o logiczne i filozoficzne podstawy takich spekulacji. Eliza pozostawała neutralna. Wcielała się w rolę mediatora, ich niekończących się dysput.

Zamknęła oczy, by odpoczęły od wysokiej rozdzielczości. Pod powiekami tańczyły różnobarwne fraktale, podlegające dynamicznej tesselacji. Nie spała, wiedziała o tym. Miała ziewną postać – chmurka niesiona podmuchami wiatru. Unosiła pod sufitem, w dole widziała ciało z szeroko otwartymi oczami. Fuj, obrzydliwe! Powłoka. Owadzia poczwarka, otoczona kokonem! – Reakcja nawet jej nie zdziwiła. Łamiąc Zakaz Pauliego z dziecinną igraszką. Nie podstawową regułę rządząca mikroświatem z łatwością przeniknęła betonowy sufit. Strumień myśli przepływający przez umysł, wydawał się być żywym – wijącym stworzeniem. Miały magnetyczną moc. Podobna przyciągała podobną. Rzeczywistość zdawała reagować na prośby. Zmieniała w rytmie ich taktów.

 

W mgnieniu oka przeleciała jak – nowoczesne pociągi napędzane nadprzewodnikową poduszką przez mroczny tunel. Nie zdołała mu się bliżej przyjrzeć…

 

Pojawiła się na powrót w Sopoto. Stała pośrodku zatłoczonej tu jak zawsze ulicy. Ludzie mijali ją beznamiętnie, przenikała przez nich jak duch. Rozłożyła dłoń na jednym z przechodniów, rozczapierzone palce, przybrały kształt ptasiej stopy. Baka! Zakaz Pauliego. Dwa fermiony nigdy nie mogą być w tym samym stanie. Anty-równoległy spin – uśmiechnęła się. Człowiek nigdy nie przejdzie przez ścianę, lustro, tym bardziej innego człowieka. Atomy – w większości pusta przestrzeń.

Brzęczenie roju wściekłych pszczół zmusiło ją do spojrzenia w górę. Wśród chmur unosił się ogromnych rozmiarów trójkątny obiekt. Mienił wszystkimi kolorami tęczy. Zwrócił uwagę przechodniów. Wskazywali na niego palcami, pytali po japońsku co to. Kątem oka dostrzegła kogoś szybko sunącego wśród tłumu.

– Babciu?! – Nie dowierzała w to co widzi. Krzyknęła, choć wszystko tonęło w oddali, bez odpowiedzi. Pobiegła za nią, przenikając ludzi. Prowadziła ją w kierunku szarego osiedla. Julka w podnieceniu, nie zorientowała się że jest to osiedle, gdzie mieszkała Aleksandra. Pamiętało lata siedemdziesiąte. Minęła obojętnie wysokie Topole Kanadyjskie, posadzone przez ciocie Olki, tuż po przyjeździe do kraju kwitnącej wiśni. Zatrzymała w przedpokoju dwupokojowego mieszkania, gdzie często bywały z Elizą. Czas płynął tu inaczej niż normalnie. Z dużego pokoju dobiegł rozpaczliwy krzyk.

– Olka, wstawaj, proszę cię! Coś niedobrego dzieje się z Julką! Zwiewnie przeszła przez drzwi. Eliza szarpała śpiącą Aleksandrę. Płakała.

– Co jest? Co się dzieje? – Zaspana, otwierała powoli powieki. Ziewała.

– Baka! Dziewczyny, tu jestem! Baka! Idiotki, stoję za wami! Baka! – Szarpała Elizę za ramiona – bezskutecznie. Tupała nogami, nie wydając przy tym dźwięku.

Biegnąc rozwiały na moment postać Julki. Przeszła za nimi przez kremową szafę, do małego pokoju.

– Boże, nie! Tylko nie to! – Olka, płakała. Na łóżku zobaczyła samą siebie, obok siedziała Aleksandra podnosząca jej dłoń. Drugą zasłaniała usta. Eliza stała obok. Przyjrzała się sobie samej. W jasnozielonych szeroko otwartych oczach odbijał się strach. Dłoń upstrzona starczymi plamami oraz żłobiącymi kanałami zmarszczek.

– Baka! Nie chce umierać! – powiedziała do Olki, z oczu popłynęły strużki łez.

Surrealistyczna scena rozwiała niczym pustynny miraż. Na środku małego pokoju ujrzała leżąca Elizę i klęczącą nad nią Olkę.

– Zawsze będę cię pamiętać. – Wyciągnęła pokrytą zmarszczkami i starczymi plamami dłoń, dotykając jej policzka. – Julka była typową tsundere, mnie nazywano kūdere a ty… Hm, zawsze oderwana od rzeczywistości marzycielka. W ich oczach byłaś, uroczą dandere. – Eliza uśmiechała się, patrząc głęboko w oczy. – Niezależna. – Ostatni raz dotykała tatuażu gwiazdy. 

– Tak mi przykro, wybacz mi. – Aleksandra ryczała jak małe dziecko.

– Wszystko będzie dobrze. Nie płacz, jeszcze dokonasz nowego renesansu w fizyce, za nas trzy. Udowodnisz, że Everett faktycznie się nie mylił co do natury Funkcji Falowej. Obiecuję ci. Wspomnisz moje słowa. – Eliza zesztywniała, wzrok utkwił w miejscu. Nie żyła.

– Nie, nie, nie! Dlaczego odbierasz mi wszystko, co kocham?! – Podnosząc ciało przyjaciółki, wtuliła się w nie. Stojąca obok Julka, całą sobą czuła ból przyjaciółek, bezradność, rozpacz. Nieznośne, rozdzierały duszę. Brak wyjścia, niemożliwość cofnięcia czasu. Chciała je przytulić, pokazać, że tu jest. Żyje, wszystko z nią dobrze. Nie mogła, nie podlegała fizyki prawom. A na pewno tym klasycznym.

Scena rozmyła się, płynnie przechodząc w kolejną. Aleksandra wyglądała przez okno w kuchni. Z ulicy dochodził odgłos zamieszek.

– Ciociu zabierz mnie do siebie! Proszę, błagam cię! – Cofnęła się. Osuwając pomału wzdłuż pomarańczowej ściany. – Nie chce żyć, widzieć tego wszystkiego! Błagam cię, daj mi umrzeć jak najszybciej! Wszystko co kochałam odeszło. Zostałam sama. – Łkała, łzy spływały po tatuażu gwiazdy. Skuliła się, przyciągając kolana do twarzy. 

– Olka? – Wyciągnęła rękę, chcąc ją dotknąć. Ciocia była dla niej, tym co jej babcia. Kimś szczególnym w życiu, z kim czujesz się związany emocjonalnie. Ważniejszym od rodziców, przyjaciółek, chłopaka. Odwróciła wzrok w kierunku okna, w powietrzu latały koktajle Mołotowa. Buchały płomienie ognia, wznosiły się przeraźliwe krzyki. Wysoko na niebie gigantyczny tęczowy trójkąt, unosił pośród chmur. Nadal tam był. Nie zareagował, nie pomógł. Czyjś dotyk na ramionach! Za sobą ujrzała nachylającą babcię. Biło od niej wewnętrzne ciepło, tak jak Julka wydawała się nie być w pełni materialna. Uśmiechała szeroko od ucha do ucha.

– Babciu, to naprawdę ty? – Wtuliła się, jak za dawnych dziecięcych lat.

– A jak czujesz, kochanie? – odpowiedziała łagodnie.

– Babciu, czy ja śnię?

– Istnieje wiele dróg, możliwości opowiadania historii. Która z nich jest więc prawdziwa?

– Hę? – Julka podniosła wzrok.

– Wypatruj znaków na niebie, Julcia. Św. Michalda je przepowiedziała. O to drugi znak. Kto ma oczy niechaj patrzy. W połowie ery sztucznego człowieka, rozbłysną światła na niebie. Zwodzić będą syna człowieczego i prowadzić ku wiecznemu potępieniu. A temu kto za nimi pójdzie, zatrzaśnięta zostanie na wieki Brama Nieba. – Babcia, pocałowała ją w czoło.

– Babciu mogę iść z tobą?

– Będę czekać. – Babcia uśmiechając się, przekrzywiła głowę.

– Baka! Chce iść z tobą! – krzyczała…

 

Siedzieli na około podłużnego stołu. Pstryknęła palcami, na znak czego w androidach za błyskała niebiesko para kolców na głowie. Podeszły do zebranych, nalewając każdemu wina o ponad trzechset letniej recepturze. Pamiętało czasy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pochodziło z odległej Polski.

– Panienko Rosalie. – Android ukłonił się, nalewając do pękatego kieliszka.

– Dziękuje bardzo – odpowiedziała, z uroczym uśmiechem.

 

Pixie – cybernetyczno – informatyczne imperium. W niecałą dekadę od założenia, stało się poważnym konkurentem dla Microsoftu, Apple, Huawei. Ludzie ulegli modzie trans-humanizmu. Na potęgę usuwali kocie uszy, zastępując je produkowanymi przez Pixie elektronicznymi wszczepami. Mówiące laptopy, gadające telewizory, androidy z zaimplementowaną sztuczną inteligencją, robotyczne kochanki – dzieci przynoszące miliardowe zyski na całym świecie. Nie na darmo nazwano je na cześć wróżek z walijskiego folkloru. Za jego sterami stała zaledwie dwudziestu trzy letnia śliczna, drobna blondynka. Panienka Rosalie – ukończyła fizykę stosowaną na uniwersytecie w Adelajdzie. Ulubiona studentka słynnego specjalisty od Teorii Strun – kontrowersyjnego twórcy opartej na niej teorii kwantowego pola tachionowo-telepatonowego oddziaływań mentalnych umysłu Profesora Toma Morrisa. Studia ukończyła w przyspieszonym trybie, zyskując największą średnią od prawie sześćdziesięciu lat. Gdziekolwiek by się nie pojawiła na konferencji prasowej, wykładzie, spotkaniu biznesowym, ubierała suknie, wysokie szpilki i koronkowe rękawiczki. Niebieską, kremową, białą, wieczorami czerwoną. Zawsze z modnie ułożoną fryzurą, malowała usta intensywnie różową szminką. W kuluarach chodziły pogłoski o poważnym uzależnieniu od czerwonego wina.

– Słucham więc? Na jakim etapie jesteśmy z wszczepami rozszerzającymi zdolności kognitywne? -zapytała, gładząc palcem z długim pomalowanym śnieżnobiałym lakierem paznokciem brzeg kieliszka.

– Nie…najlepszym… – odparł główny programista projektu. Nerwowo drapał się po kocich uszach.

– To znaczy? – wzięła łyka. Patrzała mu prosto w oczy, jak miała w zwyczaju. Nie lubiła gdy ktoś uciekał wzrokiem na bok podczas rozmowy. Czuł że przed palącym spojrzeniem szefowej nie ma ucieczki.

– Zakończyliśmy pierwszą fazę testów na myszach i szczurach. Gryzonie dobrze znoszą operację wszczepienia. Oprogramowanie zdaje się być płynnie odbierane przez mózg jako mocno wzmocnione paczki impulsów elektrycznych, przebiegających wzdłuż błony neuronów. Zwierzęta szybciej dzięki nim kojarzą. U obiektu nazwanego Jason, uzyskaliśmy o dziesięć minut szybsze znalezienie drogi wyjścia z labiryntu pełnego pułapek, niż w przypadku osobników natywnych.

– W czym więc problem? – zniecierpliwiona, odstawiła kieliszek na blat.

– Faza druga nie przeszła pomyślnie. Mózg kotów i psów okazał się niekompatybilny z oprogramowaniem. Wszczepienie nie stanowi problemu, lecz…potem… – przełknął z niepokojem ślinę. – Zbyt duża liczba impulsów w miliardowych częściach sekundy, dosłownie spala połączenia nerwowe. – Na tablecie pokazał zdjęcie z sekcji psa. Mózgowie znaczyły czarne linie.

– Ile potrzebujecie czasu, by wprowadzić odpowiednie poprawki? Dodać funkcję opóźnienia wywołania? – Założyła nogę na nogę, opierając się plecami o oparcie czarnego fotela.

– Hm? – Wykonał szybkie obliczenia.

– Myślę, że od dwóch do trzech lat.

– Ok, zostawmy to na razie. Projekt na przyszłość. Ludzie nie poprzestaną na uszach. Nasze hasło to pokonać ludzkie ograniczenia. Przyspieszyć ślamazarną ewolucję. Nie potrzebujemy afer z organizacjami na rzecz zwierząt. – Wzdrygnęła się na myśl, co by się stało, gdyby wiadomość o eksperymentach przeciekła do mediów.

– Teraz ty, Mike. Jesteśmy w stanie ubiec Microsoft i Apple w prezentacji działającego modelu sieci 6G? – Biorąc kieliszek do ust, wskazała mężczyznę siedzącego na końcu stołu. Dokładnie naprzeciwko niej. Popiła czerwone wino.

– 6G? – rozbrzmiało niedowierzanie, niesione echem po sali. – Nie wiem, czy było by to fizycznie możliwe do osiągnięcia. Przy obecnym stanie technologii, 5G wydaje się być rozsądną granicą możliwości. Nie mówiąc już o ubocznych skutkach w zdrowiu ludzi, poddanych długotrwałemu przebywaniu w okolicach masztów nadawczych.

– Wszystko jest możliwe, Mike. Czyżbyś w to wątpił? – Przymknęła oczy. Nikt nie wiedział skąd u niej taki zmysł do implementowania, pomysłów rodem z kosmosu. W wywiadzie, zdradziła o snach jako źródle inspiracji. Lubiła posypywać kocie uszy oraz policzki brokatem. Modelki pracujące przy kampaniach reklamowych Pixie, wedle jej widzi mi się, również musiały to robić.

 

Po spotkaniu z programistami i ludźmi odpowiedzialnymi w Pixie za projekty, wróciła do prywatnego biura. Widok z ostatniego piętra Burdź Chalifa – najwyższego biurowca świata przedstawiał majestatyczny widok na rozległą pustynie arabską. Siedziała rozłożona w poprzek czarnego fotela. Nogi ze stopami w wysokich czerwonych szpilkach zwisały swobodnie. Ścianę za nią zajmowało ośmiu– metrowe akwarium wystawowe. Pływały w nim ryby, pochodzące z raf indopacyfiku. Na przeciwległej wisiał wielki płaski telewizor LCD. Ubrania uszyte z sieci procesorów – wyposażone w sztuczną inteligencję. Szczytowy projekt, wykorzystujący nanotechnologię. Po połączeniu z kognitywnymi wszczepami w najbliższych latach. Miała zamiar stworzyć globalną sieć sterowaną myślą. Połączenie świadomości z AI – Meta świadomość.

– Panienko Rosalie – Głos w sukni się odezwał. Siódmy w kolejności prototyp, każdy upgrade zarzekła testować na sobie samej. Na razie wykorzystywały 5G, do realizacji planów potrzebowała jednak czegoś szybszego. O ponad trzykrotnie większej mocy obliczeniowej. Szybszej przepustowości bitów na sekundę.

– Tak? – Oglądała paznokcie.

– Dzwoni Doktor Gilbert z SETI. W sprawie tajemniczego sygnału z Warkocza Bereniki. Odebrać?

– Kompletnie o tym zapomniałam. – Zrobiła teatralny gest ręką w powietrzu. Suknia obsługiwała skype.

– Doktorze Gilbert, Panienka Rosalie. – Usłyszała odpowiedź zwrotną.

– Dobry Wieczór. Znaczy u nas jest, nie wiem jak u Panienki.

– Do rzeczy Doktorze. – Zatoczyła z nudów oczami. Machała nogami niczym mała dziewczynka.

– Jak panienka zapewne słyszała odebraliśmy sygnał z Warkocza Bereniki. Rząd i opinia publiczna naciskają na nas, byśmy go jak najszybciej rozkodowali i opublikowali w oficjalnym raporcie.

– Ale? – Zakręcała wokół palca długie blond włosy.

– Nasze komputery okazały się za słabe. Sygnał zakodowano w sposób przy którym maszyny zachowują się jak przy problemie Stopu. Kompletnie głupieją.

– Jesteśmy pierwsi? – uśmiechnęła diabolicznie. Pstryknięciem palca uruchomiła laptopa, reagującego na dźwięk.

– Nie rozumiem pytania? – Gilbert zawahał się… – Nie wolno mi udzielać takich informacji. To dane poufne. – Na dotykowym ekranie, miała przed oczami dane o udziałach innych molochów z branży. Sztuczna inteligencja w sukni wykonywała obliczenia w czasie rzeczywistym. Ekstrapolacje oparte na twierdzeniach Teorii Gier. Przedstawiały aktualną sytuację na rynku informatycznym.

– Trzydzieści procent zysku dla nas, dwadzieścia dla Microsoft, dziesięć i spada dla Apple. – Pojawiła się najświeższa aktualizacja. 

– Słyszał doktor o Teorii Gier von Neumanna? – popiła wino.

– … – Gilbert już z nią kiedyś współpracował, wiedział jaka jest. Od fizyków, biologów, astronomów i matematyków wykorzystujących do złożonych obliczeń czy symulacji programy i elektronikę z jej stajni, również słyszał podobne opinie. Arogancka, przemądrzała, z tupetem. W negocjacjach biznesowych lubiła wykorzystywać swoją pozycję. Produkty Pixie były magiczne. Nie było im równych jeśli chodzi o szybkość, dokładność i precyzje. Posiadały praktycznie niemożliwe do złamania zabezpieczenia dostępu. Idealnie nadawały się dla zastosowań wojska i agencji wywiadowczych. Wszędzie tam gdzie tajność zawartości akt, brak dostępu osobom niepowołanym do baz danych to priorytet.

– Więc tak, możemy wam sprzedać superszybkie komputery najnowszej generacji. Z architekturą procesora mojego autorstwa. To opcja pierwsza, tańsza dla was.

– A będą w stanie dokonać pełnej transkrypcji sygnału? – zapytał.

– Tego nie obiecuję, Doktorze – uśmiechnęła triumfalnie.

– Opcja druga. Droższa dla was, aczkolwiek proponowałam bym ją osobiście. Stworzymy dla was odpowiedni program, wykorzystujący algorytmy naszej sztucznej inteligencji, do przeszukania przestrzeni tłumaczeń. W celu wybrania najbardziej prawdopodobnej aproksymacji. Zaimplementujemy dodatkowe obliczenia równolegle, by przyspieszyć rozwiązanie problemu w czasie logarytmicznym. O ile zgodzicie się zapłacić?

– Ile? – zapytał. – Osiemdziesiąt milionów dolarów. – Wyciągnęła się w fotelu, niczym kocica.

– Proszę chwilę poczekać. Muszę zapytać zarządzającego projektem profesora.

– Jasne. – Podniosła włosy po bokach głowy do góry.

– Zgoda. – Doktor Gilbert, wrócił po dwudziestu minutach przerwy. – Na kiedy będzie gotowa w pełni stabilna wersja programu?

– Jak najszybciej oczywiście – skwitowała, z pewnością siebie w głosie…

 

Las Vegas miasto grzechu i rozpusty. Stolica światowego hazardu. Nie było tu dnia, bez strzelaniny. Pracownicy kasyn i pubów każdego ranka zmywali plamy krwi sprzed wejść. Przed jednym z nich siedział młody chłopak. Nie patyczkowano się z nim, odstrzelono mu jedno z kocich uszu. Z rany na głowie leciała gęsta krew. Przywykła do tego. Pierwszego dnia, po przybyciu szef kazał się skąpo ubierać, wszczepić na stałe soczewki tęczówkowe dające złudzenie heterochromi. Od Pixi rzecz jasna. Prawa tęczówka niebieska, lewa zielona.

– Słuchaj mała, od dzisiaj będziesz się nazywać Lily. W dupie mam jak na ciebie wołano w domu. Czy to jasne? – Palił grube cygańskie cygaro. Podniecało to klientów baru. Wielu zastąpiło kocie uszy wszczepami Pixi. Widziała nie raz, nie dwa domorosłych hackerów od siedmiu boleści, próbujących złamać zabezpieczenia oprogramowania. Kończyli marnie – dosłownie usmażony mózg. Krew wypływająca z nosa, ust, oczu. Robili to jawnie, siedząc w klubie. Szef kazał wynosić takich delikwentów na śmietnik za barem. Hordy głodnych, dzikich psów, lisów i szopów praczy już się takim odpowiednio zajęły. Nielicznym się udało. Zamiast odbierania fal akustycznych, zrobili z nich nielegalne routery i serwery. Włamywali się do agencji CIA, FBI, wojska, ściągali dane z darknetu. Z wieloma spała, po upojnej nocy i dzikim seksie dzielili się znalezionymi rewelacjami. Oczywiście na migi, uszkodzenie wszczepu – nieodwracalnie pozbawiało zmysłu słuchu. Przeważnie ściągali śmieci, typowe teorie spiskowe. Iluminaci przeniknęli do muzyki, wykorzystując satanistyczne symbole, bałamucą młodzież. W Watykanie zbudowano superkomputer Bestia alias Lucyfer, mający tworzyć bazę danych o każdym mieszkańcu kuli ziemskiej. Wszczepy służą inwigilacji ludzi, śledząc każdy wykonany ruch i czynność. Rząd planuje przymusowe czipowanie ludzi – biblijny znak antychrysta. Za pomocą LHC – chcą sprowadzić demony z piekła. UFO to manifestacje upadłych aniołów W Hollywood znani aktorzy piją krew torturowanych bestialsko dzieci, w celu zachowania wiecznej młodości. Znudziło ją słuchanie w kółko tego samo dzień po dniu. Liczyła na coś naprawdę przełomowego. Ukryte przed opinią publiczną eksperymenty z podróżami w czasie, dowody na istnienie paralelnych rzeczywistości uzyskane podczas zderzeń cząstek w Wielkich Zderzaczach Hadronów. Udana teleportacja kwantowa. Ziewając „uciszała” takiego agenta, robiąc mu porządnego loda. Po którym odpływał w krainę niebytu, zapominając jak się nazywa.

– Mówię wam, rząd coś ukrywa! – Jerry walnął pięścią w stół. Aż zatrzęsły się kufle z piwem.

– Racja ! Teraz niby, tak nagle ujawnili ten sygnał? Założę się, że odebrali go lata temu. Trzymały w ukryciu jebane skurwysyny! Słyszałem od antenowców, że chuje kradną technologię od obcych. Katastrofy UFO! Roswell nie było pierwsze i ostatnie – Tom relacjonował.

– Co ty pierdolisz? Rząd zawarł pakt z szarakami. Kurduple przyleciały z Zeta Reticuli! Dają tym na górze technologię, w zamian za pozwolenie przeprowadzania bolesnych badań na obywatelach i zwierzętach! Wzięcia! Tfu! –Phil splunął.

– Ja na pewno nie dam sobie urżnąć uszu, ani tym bardziej zaczipować. Niech mnie kurwa nawet zabiją! – Jerry, łapał się kompletnie pijany za kocie uszy na głowie.

– Racja! Zgadzam się! – Kumple od flaszki przytakiwali jak klakiery.

– Upiliście się, co? Pierdolicie bzdury, od których słuchania chce się rzygać. – Podeszła do nich. Na umalowanych wyraziście na czerwono ustach, pojawił się ironiczny uśmieszek. Jerry klepnął ją mocno w pośladek. Przyciągnął do siebie bliżej.

– Nie jak jesteś pijany. – Walnęła go metalową tacą z całej siły po głowie.

– Osz ty, kurwa! Wczoraj w łóżku inaczej śpiewałaś. – Trzymał się za kocie uszy.

– Nanana… – wyciągnęła język, naigrywając się. – Nie masz się czym chwalić, Jerry. Widywałam większe – rzuciła z przekąsem.

– Ty niewdzięczna zdziro! – krzyknął. Próbując ją uderzyć zwalił się ciężko z krzesła. Odchodząc pokazała mu środkowy palec. Kumple omal się nie udusili ze śmiechu. Plecy wytatuowane miała kwiatem sakury. Pamiątką po niedawno minionych czasach. Usiadła przy barze, zakładając nogę na nogę. Oparła głowę na dłoni. Na parkiecie w dzikim ferworze tańca pląsał tłum. Przy akompaniamencie głośnej klubowej muzyki. Wyciągnęła smartfon. Tapetą ekranu głównego, było zdjęcie różnobarwnych inflacyjnych bąbli. Artystyczna wizja wieloświata, ściągnięta z Wikipedii.

– Wspomnienia, co? Z życia sprzed imprezowego piekła? – Jeff czyścił szklanki za barem.

– Można tak powiedzieć – westchnęła. – Nalej mi lepiej zimnej whisky z lodem.

– Już, już, księżniczko. – Nalał do pełna, wrzucając dwie kostki lodu. – Na koszt firmy rzecz jasna – dorzucił. Wykrzywiła usta, w sarkastycznej minie. Popiła, chciała do nich zadzwonić, naprawdę. Co by im powiedziała? Niech żyje wieczna proklastynacja. Codziennie mówiła sobie, że odważy się to zrobić. Kończyła jak zwykle, w łóżku z innym kochankiem. Płynące w żyłach procenty, podniecały. Wzbudzały uśpione żądze. Dodawały odwagi. Spełniała najdziksze fantazje erotyczne. Młoda, atrakcyjna, chciała się bawić. Wyszumieć, by mieć co wspominać na starość…

 

Podszedł do okna.

– Niech zrobi się jasno. – Okna rozjaśniały. Żaluzje rozwijały się po spirali, poczynając od środka ukazując widok poranka. Na niebie widniało kochane słońce, wschodzące dzień po dniu tak samo już od przeszło 5 miliardów lat.

– Widzę, że już wstałeś Natanielu. – Tuż za nim rozbrzmiał melodyjny głos.

– Tak, Alice.

Była androidem z serii syntetycznych kochanek. Ukochaną żonę zabrał osiem lat temu rak jajnika. Nie dawał żadnych objawów, podstępnie zjadając kobietę od wnętrza. Córeczkę – oczko w głowie tatusia, zgwałcił i zabił zakochany do szaleństwa stalker. Odrzuciła bezpardonowo jego miłość. Pracował jako programista po kolei w każdej ze znanych marek. Microsoft, Apple, Huawei. Dopiero powstałe niecałą dekadę temu Pixie dało mu to czego szukał. Wróżka otworzyła przed nim nieznane – szerokie wody oceanu programistyki. Innowacyjne algorytmy, sztuczna inteligencja, implementacja programów powiązanych z ludzkim mózgiem, wszczepy cybernetyczne. Alice – nazwał ją na cześć córki. Nocami zastępowała mu bliskość kobiecego ciała, w ciągu dnia sterowała systemem operacyjnym inteligentnego domu. Dokonał rzeczy niemożliwej, połączył swoje wszczepy z jej oprogramowaniem.

– Słyszałeś o SETI? Odebrali sygnał. Myślisz, że to naprawdę obcy? – Podeszła do niego. Zmienił jej docelowy wygląd wedle preferencji. Miała długie srebrne włosy, sztuczne kocie uszy na głowie, długie czerwone paznokcie. Ubrana była w czarną garsonkę, krótką spódnicę i czarne szpilki.

– Rosalie obiecała im program deszyfrujący. – Para kolców na głowie za błyskała niebiesko.

– Co? – Alice zapytała, mrugając oczami. – Właśnie dostałem od niej wiadomość na pocztę. Czas zabrać się do roboty, kochanie – pocałował Alice w policzek. Nie przeszkadzała mu syntetyczna skóra. Czuł ciepło zapewniane przez wbudowane regulatory temperatury – oparte o system dodatnich sprzężeń zwrotnych. Jedyny z hackerów, potrafił tak zmodyfikować software wszczepów, by mogły jednocześnie służyć jako routery danych i odbiorniki fal akustycznych. Nie pozbawiając słuchu…

Koniec

Komentarze

Wyszła Ci jedna wielka ściana tekstu. Wprowadź akapity, bo teraz się nie da czytać.

Cześć. Bardzo podobał mi się początek, szczególnie stwierdzenie:

– Rozproszę ją po Przestrzeni Hilberta.

Jak doszedłem do tego miejsca, to przescrolowałem cały tekst, w obawie, że za chwilę pojawią się całki, gradienty czy inne tensory. Na plus (jak dla mnie) dużo fizycznych smaczków i klimat. Na minus mieszanie fizyki z ezoteryką i babcią.

Miałem chwilami problem ze zmianami miejsca akcji, bo trochę ich jest, i z przeskokami pomiędzy snem a jawą bohaterki. Ze zmianami bohaterek też miałem problem, i w końcu przestałem nadążać (musiałem wracać w tekście, by się orientować)

I jeszcze na koniec pytanie, do kogo (jakiej grupy) adresowany jest tekst. Pierwsze 90% wskazuje na young adult, miejscami wręcz nastolatków, ale końcówka to już bardziej dla dorosłych. Pozdrawiam.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, dzięki za miłe słowa i ocenę wraz z krytyką. Hm, wiem że może to głupio zabrzmi ale pisząc nie myślę o konkretnej grupie docelowej. Staram się wplatać takie wątki, postacie etc, by każda grupa docelowa mogła znaleźć coś ciekawego dla siebie. Heh, fakt tu może tego nie widać ale później pojawiają się takie sceny i odwołania które może zrozumieć tylko dorosły. Poza tym, sam nie za bardzo chciał bym by czytały to nastolatki. Ale nigdy nie wiadomo, czasami pierwotnie targetując książkę, film czy grę do określonej grupy, nie znajduje się w niej uznania. Natomiast trafia ona do najmniej spodziewanej grupy odbiorców. 

Bardziej niż na odbiorcach skupia się pisząc o ukazaniu ciekawej historii, próbie odwzorowania wielopoziomowej rzeczywistości. Która nigdy nie jest czarno – biała, ani tym bardziej zamknięta w sztywnych regułach i dogmatach. 

Zapewne wynika to z mojego codziennego myślenia, wychodzącego poza heurystyczne stereotypy ;p 

Heh, stąd pewnie pomysł na mezalians pomiędzy fizyką i mistyką. Choć tu zasugerowałem się opiniami wielu fizyków teoretyków, że współczesne teorie, w szczególności Teoria Strun i Wielowymiarowość ocierają się i to mocno o metafizykę. A na tym właśnie chciałem oprzeć oś fabularną ;p 

Czy taki zabieg się uda, pożyjemy, zobaczymy. Na pewno chciałbym wypracować swój własny niepowtarzalny styl. Nie kopiować innych autorów. Najważniejsze, że w ogólnym rozrachunku się tobie podobało, więc pierwszy krok – zaciekawienie czytelnika, udało mi się osiągnąć ;) 

Jeszcze dwa słowa o zmianie bohaterek widziałem coś takiego w jednej space operze, gdzie bohaterów było nawet więcej. 

Heh, na samym początku miałem nawet trudność odnaleźć się w klimacie sci-fi, ale to już inna historia ;p 

Wracając do mojego tekstu, spokojnie w dalszych rozdziałach wszystkie te wątki powoli się zaplatają ze sobą. 

Dzięki raz jeszcze za sugestię zmian, ocenę etc ;) 

Pozdrawiam i Życzę Miłego Dnia

Nowa Fantastyka