- Opowiadanie: wkkg - Zero rzeczy, tyle rzeczy

Zero rzeczy, tyle rzeczy

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zero rzeczy, tyle rzeczy

Zero rzeczy, tyle rzeczy

 

Pamiętam jak ktoś próbował mi udowodnić, że nie jest to rzecz uchodząca za normalną, spotykająca się z akceptacją innych. Z jakiegoś powodu uchodziła ona za gorszą.

– Dziwak! – brzęczały mi w uszach słowa wyrzucane wśród aplauzu innych uradowanych dziesięciolatków.

Nie sądziłem, że odmienny sposób spędzania wolnego czasu może się skończyć tak źle.

Czy moją winą było, że nie interesowały mnie świecące miecze i kosmiczne statki? Że okładanie się piaskiem nie dawało mi frajdy?

Wolałem wpatrywać się w las.

Cóż, wtedy się za to obwiniałem i karciłem. Znielubiłem się. No, ale nie mogłem z dnia na dzień przerwać rzeczy, która napawała mnie jakąś radością. I tak oto znowu, podczas gdy koledzy ze szkoły grali w berka, ja siedziałem na parapecie i patrzyłem. Opisywałem, zastanawiałem się, prowadziłem sam ze sobą wymianę zdań.

Któregoś dnia przyszedł do mnie ten, który jakiś czas temu nazwał mnie dziwakiem, nie powstrzymując się przy tym od rzucenia mi mokrym piaskiem w oczy. Prawdziwy herszt bandy, od którego każdy w szkole albo trzymał się jak najdalej, albo stawał się jego lizusem na posyłki i drobne zachcianki. Dwa sposoby przetrwania.

Przygotowałem się, rzecz jasna, na kolejne śmiechy. Już nawet mnie to nie ruszało. Przywykłem zupełnie jak do tego, że codziennie wstaję z łóżka.

Coś jednak od razu wydało mi się nie tak. Ktoś, kogo kilkunastoosobowa banda nie odstępowała ani na krok, tym razem zjawił się sam. W dodatku, co już absolutnie mną wstrząsnęło, jego twarz wyglądała bardzo niepewnie. Wcześniej nie sądziłem, że może on choćby znać takie uczucie.

Patrzył się na mnie wzrokiem psa, który pokornie prosi właściciela o kęs szynki. Cała ta sytuacja całkowicie zbiła mnie z tropu. Nie wiedząc co uczynić czy powiedzieć, tępo się na niego patrzyłem. Wyglądał jakby nosił się z zamiarem powiedzenia mi czegoś, co nie przechodzi mu przez gardło. Po chwili w końcu zrobił krok do przodu, przełknął ślinę i rzekł:

– Po co to robisz?

Jeszcze mocniej wybałuszyłem oczy. Głos miał jakby szedł na ścięcie. Jak teraz na to patrzę, to rzecz wydawała się oczywista, w każdym razie zdezorientowany spytałem wtedy:

– Co robię?

To pytanie jakby jeszcze bardziej zbiło go z tropu.

– No… siedzisz przy oknie i przyglądasz się. Na każdej przerwie.

Mogłem się spodziewać wszystkiego, tylko nie tego. Ten sam chłopak, który kradł mi buty i chował w najmniej widocznych miejscach, pytał mnie o to, co było powodem tego prześladowania. Z początku pozostałem uważny, byłem bowiem gotowy na to, że zaraz zza ściany wyskoczy banda, rżnąc ze świetnego dowcipu ich przywódcy. W jego oczach malowało się jednak szczere zainteresowanie. Nie widziałem w nich już tej niechęci i pogardy.

– Jeżeli naprawdę chcesz wiedzieć, siądź i posłuchaj.

Bezzwłocznie się zastosował, siadając na podłodze i patrząc się na mnie z oczekiwaniem. Wziąłem głęboki oddech, spojrzałem przez będące centrum opowieści okno i zacząłem mówić.

 

*

 

– Kiedy wyjrzysz przez okno, gdziekolwiek byś tego nie zrobił, najprawdopodobniej na pierwszy rzut oka nie zobaczysz niczego niezwykłego. Ot, po dróżce prowadzącej do lasu spaceruje mama z dzieckiem w wózku, a na boisku tata gra z synkiem w piłkę. Jak ci się poszczęści, to ujrzysz lecący na tle błękitnego nieba samolot, albo ptak wyśpiewa ci melodię, do której potem będziesz mógł ułożyć słowa. Niemniej na początku nie widać niczego szczególnego.

– Gdy przypatrzysz się nieco uważniej, dostrzeżesz pierwsze procesy. To one są źródłem i kluczem tego wszystkiego. Gdziekolwiek nie zawiesisz wzroku, coś się stale dzieje, choć często tego nie odnotowujesz bądź nad tym nie myślisz. Tymczasem kałuża, tak niepozorna i niewarta poświęcenia chwili, też żyje swoim życiem, ma jakieś zadanie, które musi wykonać. Kałuża wysycha, woda z niej paruje. To już jest jakaś czynność, coś, co wprawia w ruch naturę wokół. Spójrzmy wyżej, na korony drzew. Wiatr łuska liście, te zielone i te bardziej pomarańczowe, mające wkrótce się od tego drzewa odłączyć i pognać w nieznane. Skutkuje to hipnotyzującym szumem, do którego tak łatwo się zasypia. Kolejna czynność, przecież tak bardzo niedostrzegalna, a mająca takie skutki.

– Największe oderwanie jest jednak wtedy, kiedy dasz się ponieść za rękę wyobraźni. Spójrz na ziemię, o tam, między te dwie brzozy. Ziemia i trawa, powiesz? A co jeśli właśnie tam mrówki właśnie przygotowują się do krwawej wojny? Mobilizują wojska, przegrupowują kolumnę mającą przeprowadzić miażdżący i opłakany w skutkach najazd na wrogie gniazdo. Przeciwnicy starają się obronić młode, kilkudniowe istotki, nie raz i nie dwa poświęcając za nie życie. Armie się ścierają, kilka tysięcy istot zostaje rozerwanych na części i zaniesionych do spiżarni zwycięzców, by potem zostać pożarte przez braci z tego samego gatunku, których jednak coś ze sobą skłóciło. Anarchia, nieład i krwawa pożoga. Tak samo przerażająca jak ludzka, tylko tu, przynajmniej teoretycznie, znacznie mniejszej skali. Patrzę i wyobrażam sobie bratobójczą miazgę, widzę małą mróweczkę czekającą na powrót taty, który jest rozrzucony po polu bitwy w kilku kawałkach. A wszystko to na skrawku trawy, na który nikt nie zwraca uwagi. Oprócz mnie.

– Dlatego właśnie wpatruję się w to, co za tym oknem jest. Codziennie dostaję taki sam skrawek terenu, a codziennie wyobrażam sobie nowe zjawiska i procesy jakie tam zachodzą. Po wojnie mrówek przychodzi odwilż, na łodydze liścia żuki walczą na śmierć i życie o względy partnerki. Fascynujące i absorbujące jak nic innego.

Odwróciłem się od okna i spojrzałem na swojego słuchacza. Ku mojemu zaskoczeniu podłoga, na której przecież jeszcze przed chwilą siedział, świeciła pustką. Nie wiem, kiedy odbiegł, ile zdążył usłyszeć i co na ten temat myślał. Zresztą zapewne połowy słów nie zrozumiał.

W następny dzień nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, on jednak od razu odwrócił wzrok. Przez cały dzień do mnie nie podszedł, a kiedy jeden z jego bandy już coś ode mnie chciał, tamten zawołał go szybko i z przerażeniem w oczach coś mu tłumaczył.

Czy stałem się kimś strasznym?

Koniec

Komentarze

Zmień oznaczenie na szort. Ten tekst dotyka tego samego tematu, co poprzedni. Wyobraźni, inności. I tak, często ktoś, kto jest inny, może wydawać się dla kogoś straszny. Mam jedno podstawowe zastrzeżenie do obu tekstów: nie ma w nich fantastyki. To co ma miejsce w głowie bohatera się do niej nie zalicza :( Jednak rozumiem, że miałeś potrzebę pewnego uzewnętrznienia za pomocą tych opowiadań. Pisz dalej, pozdrawiam ;)

wkkg – wrzucanie więcej niż jednego tekstu dziennie nie jest dobrą strategią :)

http://altronapoleone.home.blog

Temat lasu stał się ostatnio bardzo modny :) Nie dziwię się więc, że się zainspirowałeś. Sam tekst może nie powala, ale dostrzegam potencjał. Rzeczywiście fantastyczne nawiązania ciężko znaleźć, ale dotykasz za to innych istotnych jak myślę dla Ciebie spraw – podejścia ludzi do odmienności, szukania własnej drogi, radzenia sobie z krytyką i odrzuceniem. Jak słusznie spostrzegłeś inność odstrasza i powoduje, że często osoby wychodzące poza utarty schemat są stygmatyzowane i odsuwane przez ludzi, którzy nawet nie zadali sobie trudu, żeby poznać ich punkt widzenia i spróbować zrozumieć. To taka moja refleksja po lekturze Twojego szorta. Powodzenia w dalszych pisarskich poszukiwaniach. Wszystko przed Tobą :)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Istotnie, zabrakło fantastyki. Poza tym – jeśli istotnie masz szesnaście lat, autorze – to napisane całkiem nieźle. Wiadomo, styl jeszcze do obrobienia, ale na tym etapie trudno narzekać. Temat odrzucenia, inności, ciekawe ujęty, choć ja już chyba za cyniczna jestem, by potraktować poważnie takie zatapianie się w wyobraźni i dopisywanie historii do widoku za oknem.

Tekstowi zrobiłoby bardzo na plus, gdyby narrator, który podobno ma dziesięć lat, naprawdę wysławiał się i opowiadał tę historię jak dziesięciolatek. Gdy zaczyna opowiadać “koledze” z grupy, co widzi za oknem, zdecydowanie nie przemawia jak dziecko. Jeśli wyobrazić sobie prawdziwego dziesięciolatka wyrażającego się takimi słowami, byłoby to nawet nie dziwne, a mocno niepokojące ;) A ponieważ narracja jest pierwszoosobowa, ten brak zgodności między bohaterem a narratorem jest wyraźny.

Ogólnie – spory potencjał, więc pisz, pisz dalej :)

deviantart.com/sil-vah

 „Że okładanie się piaskiem nie dawało mi frajdy?

Wolałem wpatrywać się w las.

Cóż, wtedy się za to obwiniałem i karciłem. Znielubiłem się.”

 

„No, ale nie mogłem z dnia na dzień przerwać rzeczy, która napawała mnie jakąś radością.” – „Jakąś” jest tu bardzo dziwnym słowem, niepasującym do kontekstu. „Jakąś” radość spokojnie można zarzucić. Skreśl „jakąś”, ewentualnie daj też do zrozumienia, jaka ta radość była, wielka, ogromna, itp.?

 

Któregoś dnia przyszedł do mnie ten, który jakiś czas temu nazwał mnie dziwakiem, nie powstrzymując się przy tym od rzucenia mi mokrym piaskiem w oczy. Prawdziwy herszt bandy, od którego każdy w szkole …”

 

„…tępo się na niego patrzyłem. Wyglądał jakby nosił się z zamiarem powiedzenia mi czegoś, co nie przechodzi mu przez gardło.

(…)

Jeszcze mocniej wybałuszyłem oczy. Głos miał jakby szedł na ścięcie. Jak teraz na to patrzę…”

 

„…tego. Ten sam chłopak, który kradł mi buty i chował w najmniej widocznych miejscach, pytał mnie o to, co było powodem tego prześladowania. Z początku pozostałem uważny, byłem bowiem gotowy na to, że…”

 

„…byłem bowiem gotowy na to, że zaraz zza ściany wyskoczy banda, rżnąc ze świetnego dowcipu ich przywódcy.” – Czy na pewno sprawdziłeś w słowniku, jakie znaczenia ma słowo „rżnąć”? Ze śmiechu się rży.

 

„…ujrzysz lecący na tle błękitnego nieba samolot[-,] albo ptak wyśpiewa ci melodię…”

 

„Wiatr łuska liście” – co przez to rozumiesz?

 

„ponieść za rękę wyobraźni” – pytanie jak wyżej. Ponieść wyobraźni okej, ale za rękę?

 

„A co jeśli właśnie tam mrówki właśnie przygotowują się do krwawej wojny?”

 

„…kilkudniowe istotki, nie raz i nie dwa poświęcając za nie życie. Armie się ścierają, kilka tysięcy istot zostaje rozerwanych na części i zaniesionych do spiżarni zwycięzców, by potem zostać pożarte…”

 

„Tak samo przerażająca jak ludzka, tylko tu, przynajmniej teoretycznie, znacznie mniejszej skali.” – W tym zdaniu czegoś brakuje. W skali? O znacznie mniejszej skali?

 

„bratobójczą miazgę” – kolejne dziwne sformułowanie

 

„…widzę małą mróweczkę czekającą na powrót taty, który jest rozrzucony po polu bitwy w kilku kawałkach.” – Romantycznie, ale mrówki tak nie funkcjonują.

 

Krótki tekst w zasadzie o niczym, choć to cenne, że podkreślasz wagę wyobraźni i sposobu myślenia pozwalającego na dostrzeganie związków pomiędzy rzeczami/zjawiskami. Jeśli masz szesnaście lat, serdecznie zachęcam Cię do dalszych, jak najliczniejszych prób pisarskich, a przede wszystkim do czytania jak największej liczby książek. Z technikaliów – nieźle ogarniasz interpunkcję, ale zwróć uwagę na fatalną jak na taki króciak liczbę powtórzeń. Próbuj jak najwięcej i powodzenia ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka