- Opowiadanie: Ana91 - Mężczyzna z trumną

Mężczyzna z trumną

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Granice Nieskończoności”.

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na Fundację Wspierania Ratownictwa RK: https://fb.com/FundacjaRK/about/ (dane na dole strony).

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy, wilk-zimowy

Oceny

Mężczyzna z trumną

Między wzgórzami wiła się wąska, stroma, kamienista ścieżka. Mężczyzna bez imienia i historii podążał nią dniami i nocami. Nie wiedział, kiedy dokładnie rozpoczął wędrówkę. Droga zdawała się nie mieć końca.

Nie pamiętał przeszłości, nie miał przyszłości, żył trwającą wiecznie chwilą. Ten sam krajobraz, ta sama ścieżka. Czuł rozdzierający serce ból i rozpacz, ale odnajdywał ulgę w powolnym przemieszczaniu się.

Przystanął, otarł pot z czoła, poprawił szmaty, którymi owinął sobie ręce, aby łańcuch nie kaleczył mu skóry. Westchnął, zaparł się i z trudem poruszył ciężki przedmiot.

Nie wiedział, co każe mu ciągnąć za sobą solidną, dębową trumnę. Po prostu wiedział, że nie może jej zostawić na pastwę podążających za nim jak cień postaci.

Odwrócił się. Wciąż za nim szli. Troje ludzi, albo bardzo podobnych do nich istot, ubranych w ciemne kombinezony. Nie robili nic poza chodzeniem i patrzeniem. Uginali się pod ciężarem niesionych na plecach przedmiotów, ale nigdy nie spuszczali wzroku. Wpatrywali się w mężczyznę dużymi oczami bez powiek.

Początkowo chciał przed nimi uciekać, ale nie mógł porzucić trumny. Poruszali się wolno, więc uznał, że wystarczy, jak będzie wciąż szedł naprzód. Ale w którymś momencie zrozumiał, że musi przystanąć. I zauważył, że istoty zatrzymują się, kiedy on się zatrzymuje i ruszają, kiedy on rusza. Bez względu na wszystko zachowywały wciąż ten sam dystans.

Niepokoili go. Zasypiał zawsze płytkim, czujnym snem, bojąc się, że któregoś dnia przejdą do ataku. Ich nieustannie wpatrzone w niego oczy wywoływały w nim dreszcze.

Gdy dotarł do niewielkiego stawu, postanowił odpocząć. Mimo ogromnego pragnienia najpierw zadbał o to, aby ładnie ustawić trumnę. Dopiero później napił się kilka łyków. Rozebrał się do naga, umył ciało i włosy. W zbiorniku pływało trochę ryb. Wydawały się ospałe i senne, może były chore? Bez trudu wyłowił dwie samymi rękami.

 

„Ten świat jest prawdziwy, ale tworzysz go podświadomie sam.”

 

Rozpalił ogień, upiekł rybę, zjadł. Zanim zaszło słońce, omiótł dokładnie wzrokiem cały teren. Szukał charakterystycznych punktów, które mógłby widzieć już wcześniej. Nie znalazł. Nic nie wskazywało na to, by chodził w kółko. Po prostu droga nigdy się nie kończyła.

Przespał niespokojnie kilka godzin, przebudził się bladym świtem. Przez chwilę nie pamiętał, gdzie się znajduje. Potem sobie wszystko przypomniał. Poszukał wzrokiem trójki nieznajomych. Stali naprzeciw w równym rzędzie i śmiali się rzężącym, przypominającym kaszel śmiechem.

 Mężczyzna wzdrygnął się. Nigdy wcześniej tego nie robili, a jednak miał wrażenie deja vu.

– Możesz mieć pretensje tylko do siebie – pomyślał. – Przybyłeś tutaj na własne życzenie.

Zjadł szybko surową rybę, przepłukał ohydny smak świeżą, zimną wodą. Dopiero po chwili zauważył, że na powierzchni stawu unosiły się dziesiątki zdechłych zwierząt. Nie zrobiło to na nim wrażenia.

Zsunął delikatnie trumnę z niewielkiego wzniesienia. Włożył w to jednak za dużo siły, trumna stuknęła głucho o kamienną ścieżkę, wieko podskoczyło o kilka centymetrów i zamknęło się z hukiem. Mężczyzna wstrzymał oddech i przez chwilę czekał, strwożony, że wydarzy się coś złego.

Sekundy mijały. Nagle usłyszał odgłosy przeżuwania. Podniósł głowę, spojrzał na istoty. Nie stały już w rzędzie, a kucały i pożerały garściami trawę. Nie przestawały się w niego wpatrywać, ich szeroko otwarte oczy przypominały z tej odległości błotniste bajora.

Mężczyzna ocknął się z letargu, chwycił łańcuch, zaczął iść. Obrócił się. Dziwaczni towarzysze ruszyli za nim.

 

„Podejmij decyzję. Możesz wejść w dowolnym momencie, ale wyjdziesz dopiero, gdy będziesz gotowy.”

 

Minęły kolejne dni. Niegdyś mężczyzna odznaczał je skrupulatnie na kawałku drewna, przytwierdzonym do trumny, ale w końcu stracił rachubę i przestał. Na tabliczce zdążył wyżłobić tysiąc dwanaście linii.

Wędrówka przestała przynosić mu ukojenie. Był zmęczony. Zrozumiał, że nie da rady dłużej uciekać przed istotami, które bawiły się jego losem. Mimo tego, że starały się trzymać dystans, był pewien, że któregoś dnia zaatakują. To kwestia dni, miesięcy lub lat. Ale wydarzy się. Bez względu na wszystko.

Był gotów się poddać. Nie uda mu się ukoić smutku. Przybył do tej krainy, aby odnaleźć spokój, ale bez względu na to, przed czym chciał uciec, kryjąc się w ramionach Nemezis, musiał odnaleźć inny sposób.

Odwrócił się, zaczął iść w kierunku trójki istot. Spodziewał się, że przejdą do ataku, ale one tylko stały i patrzyły. Potem powoli zdjęły ciężkie skrzynie z ramion, postawiły je na ziemi, wyjęły z nich przedmioty. Jedna łopatę, druga nóż, trzecia klucz.

W tym samym momencie mężczyzna ich rozpoznał. Jego dawni prześladowcy, którzy doprowadzili go do załamania nerwowego. Lubili go poniżać, zadawać mu ból, zmuszać do upokarzających czynności. Ale najbardziej uwielbiali stać w rzędzie i patrzeć, jak cierpi i błaga o litość.

 

„Ta kraina cię zmieni. Zmienia wszystko, co się w niej znajduje.”

 

Nadszedł kres jego wędrówki. Najwidoczniej nawet niekończąca się droga ma swoją granicę. Potrzebował przejść przez mękę, aby być gotowym na zapomnienie. Za plecami ludzi widział stojące pośród niczego drzwi. Potrzebował wykonać jeszcze jeden krok i będzie wolny. Nemezis dała mu szansę.

Jedna z istot podała mu łopatę i wskazała palcem w prawo. Mężczyzna odwrócił się w tamtą stronę. Zauważył wykopany w ziemi dół. Spojrzał na trumnę, odetchnął głęboko, uchylił wieko. Na dnie leżała fiolka tabletek. Podniósł ją drżącą dłonią, schował do kieszeni.  

– Zemsta. Kaźń i łaska. – Odwrócił się w stronę swych dręczycieli, chwycił ostry nóż. – Tylko co będzie bardziej boleć? Cios w serce czy zostanie tutaj na wieczność.

Szybko podjął decyzję. Przejście przez niekończącą się drogę pozwoliło mu spojrzeć teraz na wszystko z innej perspektywy. Wiedział, że chce żyć.

Istoty poddały się jego woli bez słowa sprzeciwu. W krainie oczyszczenia stały się marionetkami. Mężczyzna wiedział, że jeden z prześladowców był zmanipulowany przez starszego brata. Czy to wystarczająca wymówka? Pewnie nie, ale czuł, że jest w stanie mu wybaczyć. Dlatego dźgnął go w serce.

Drugiego oprawcę zakopał żywcem, trzeciego zamknął w trumnie, którą oplótł łańcuchem. Odgłosy uderzania dłońmi o wieko umilały mu krótką podróż do wyjścia. Bez żalu wyrzucił fiolkę z tabletkami. Wsunął klucz do zamka. Gdy przekroczył próg i postawił stopy na miękkiej trawie, a drzwi zamknęły się za nim z hukiem, poczuł ulgę.

Wreszcie mógł zacząć wszystko od nowa.

Koniec

Komentarze

Nie wiedział, co każe mu ciągnąć za sobą solidną, dębową trumnę. Po prostu wiedział, że nie może jej zostawić na pastwę podążających za nim jak cień postaci.

 

Wiedział, albo nie wiedział. Później się dowiaduję, że miał silną motywację.

 

„Ten świat jest prawdziwy, ale tworzysz go podświadomie sam.”

 

Nie rozumiem. Odwróćmy. „Ten świat jest nieprawdziwy, bo nie tworzysz go podświadomie”.

 

Albo „Tworzysz świat podświadomie, mimo to jest prawdziwy”. Serio nie rozumiem.

 

Minęły kolejne dni. Niegdyś mężczyzna odznaczał je skrupulatnie na kawałku drewna, przytwierdzonym do trumny, ale w końcu stracił rachubę i przestał. Na tabliczce zdążył wyżłobić tysiąc dwanaście linii.

 

Jak stracił rachubę? Mogło mu się znudzić, albo uznał tą czynność za bezcelową. Mogło zabraknąć miejsca na tabliczce. Ale nie stracił rachuby, skoro skrupulatnie odznaczał każdy dzień.

 

Wędrówka przestała przynosić mu ukojenie

 

Nie odniosłem wcześniej wrażenia, że w którymś momencie wędrówka była przyjemnością.

 

W tym samym momencie mężczyzna ich rozpoznał. Jego dawni prześladowcy, którzy doprowadzili go do załamania nerwowego. Lubili go poniżać, zadawać mu ból, zmuszać do upokarzających czynności. Ale najbardziej uwielbiali stać w rzędzie i patrzeć, jak cierpi i błaga o litość.

 

Myślę, że w tych wcześniejszych przemyśleniach warto nawiązać do tego wątku.

 

Nie będę ukrywał, że finał mnie rozczarował. Rach, ciach i happy end. Zdecydowanie czytelnik powinien więcej dowiedzieć się o prześladowcach i jaki wywarli wpływ na przyszłość bohatera. Tak szybko widzę to tak.

Facet był prześladowany. Siadła mu psycha. Postanowił uciekać. Zabrał ze sobą trumnę, bo miał fobię, że go zjedzą dzikie psy, albo można wrzucić jakiś case kulturowy, że jak nie będzie pochowany w trumnie to nie pójdzie do nieba, albo coś w ten deseń. Jest na skraju wyczerpania i dostrzega trzy postaci, które zdaje się rozpoznawać. Nie ma odwrotu, nie ma sił uciekać więc przełamuje się się i stacza walkę. Mamy zwycięstwo woli życia.

Uwagi oczywiście do przemyślenia.

“Wiedział, albo nie wiedział. Później się dowiaduję, że miał silną motywację.”

 

Rzeczywiście wyszło trochę z tego masło maślane. Generalnie chodziło o to, że nie chciał zostawić trumny na pastwę istot, ale nie wiedział, dlaczego mu tak zależało, aby nie została zniszczona. Aczkolwiek późniejsza uwaga o nadaniu głębszego sensu trumnie do mnie trafiła i na pewno ją przemyślę.

 

Nie rozumiem. Odwróćmy. „Ten świat jest nieprawdziwy, bo nie tworzysz go podświadomie”.

Albo „Tworzysz świat podświadomie, mimo to jest prawdziwy”. Serio nie rozumiem.

 

Chodziło o to, że świat jest tworzony indywidualnie pod każdego człowieka. Przybiera taką formę, która jest dla danej osoby najbardziej znacząca.

 

Jak stracił rachubę? Mogło mu się znudzić, albo uznał tą czynność za bezcelową. Mogło zabraknąć miejsca na tabliczce. Ale nie stracił rachuby, skoro skrupulatnie odznaczał każdy dzień.

 

Stracił rachubę, bo pogubił się w odznaczaniu dni, zapomniał kilka razy o tym, aby to zrobić (choć można to było dookreślić)

 

Nie odniosłem wcześniej wrażenia, że w którymś momencie wędrówka była przyjemnością.

 

W tym zdaniu jest to napisane “Czuł rozdzierający serce ból i rozpacz, ale odnajdywał ulgę w powolnym przemieszczaniu się.”

Choć w żadnym wypadku nie chodzi o to, że wędrówka była dla niego przyjemnością. Ma to podobny wymiar jak samookaleczanie. Bohater odczuwa ulgę, bo ból i zmęczenie odwracają jego uwagę od realnego problemu. Jednocześnie, jako osoba o niskim poczuciu własnej wartości, nienawidzi siebie – stąd zachowania autoagresywne, zadawane nie własną ręką, ale przed podświadomość (nie wiem, czy dobrze to wyjaśniłam)

 

Finał jest taki, a nie inny, bo on w tym opowiadaniu nie ma większego znaczenia. Najważniejsza jest droga, jaką przeszedł bohater. Był on ofiarą prześladowania, a takie osoby bardzo często obwiniają siebie za to, co się stało. Bohater musiał przede wszystkim sobie wybaczyć, zemsta była ważną, ale drugorzędną kwestią.

 

 

Dzięki za uwagi! Jak skończy się konkurs na pewno popracuję dalej nad opowiadaniem.

 

 

Finał jest taki, a nie inny, bo on w tym opowiadaniu nie ma większego znaczenia. Najważniejsza jest droga, jaką przeszedł bohater. Był on ofiarą prześladowania, a takie osoby bardzo często obwiniają siebie za to, co się stało. Bohater musiał przede wszystkim sobie wybaczyć, zemsta była ważną, ale drugorzędną kwestią.

Skoro tak, to napisz mi proszę więcej o tym prześladowaniu. Myślę, że łatwiej będzie czytelnikowi zrozumieć motywację bohatera.

Nie wspomniałem, sam koncept podoba mi się. :-)

Właściwie całe prześladowanie jest zawarte w zdaniu “Lubili go poniżać, zadawać mu ból, zmuszać do upokarzających czynności.” Nie wiem, czy szczegóły mają tutaj do końca znaczenie.

 

Aczkolwiek w tekście jest kilka wskazówek co do istoty tych prześladowań:

– istoty nie mają powiek. Lubili patrzeć na poniżenie bohatera, więc kraina zmieniła je w taki sposób, aby musiały już na zawsze patrzeć

– istoty są także zmuszane do dźwigania ciężkich przedmiotów, bo za życia męczyli bohatera, zmuszając go m.in. do pracy ponad siły

– w jednym momencie tekstu istoty śmieją się z bohatera, a on ma wtedy wrażenie deja vu

– jest kilka odniesień w tekście odnośnie obrzydliwego jedzenia. Istoty jedzą trawę, bohater zjada surową rybę i pije wodę ze stawu, w którym później pływają martwe ryby. To też wskazówka, że bohater był upokarzany i zmuszany do jedzenia różnych rzeczy

 

Zastanawiałam się właśnie nad tym, czy dodanie więcej takich rzeczy w tekście miałoby sens, a jeśli tak, to jak to zrobić. Czy np. rany i blizny byłby już za bardzo łopatologiczne i dosadne itd.

Kurczę, tyle tu motywów około-weridowych, że zakończenie aż prosi się o mocny plot twist… Nie jest wcale tak, że szczęśliwe zakończenia gryzą mnie w zęby, ale to dość ciężka i smutna historia, więc chciałabym chyba czegoś bardziej w tym klimacie. Tyle o czytelniczych gustachsmiley.

Jeśli chodzi z kolei o mroczną atmosferę, istoty – tutaj mi się spodobało. Aczkolwiek to jeden z tych tekstów, gdzie z chęcią przeczytałabym rozwinięcie nieograniczone limitem, żeby lepiej wczuć się w świat i bohatera.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dobry weird. Napisane ładnie, ale też bez większego szału. Za to fabuła mi się bardzo podoba. Motyw ucieczki przed własną psychiką, a w końcu zwycięskie wyjście z pułapki, w jaką wpędziło bohatera to, czego doświadczył w życiu – moje klimaty :) Dam klika.

Mnie się podobało:-) Motyw wędrówki, ucieczki przed traumatycznymi doświadczeniami. W tę wędrówkę zabrał trumnę, traktuje ją z szacunkiem, dba o nią. Myślę, że chodzi tutaj o to, by pamiętać o śmierci. Bohater zdaje sobie sprawę, że ucieczka nie może go wyzwolić od swoich demonów, znajduje w sobie odwagę, by walczyć z prześladowcami. Tylko w ten sposób może osiągnąć spokój.

Klimatyczne opowiadanie. Podoba mi się tempo, jest niespieszne, w pełni oddaje przeżycia bohatera. Polecam do biblioteki i pozdrawiam:-)

 

Niektóre obrazy (np. prześladowcy jedzący trawę) przejmujące. Nie rozumiem zakończenia. Wyzwolenie z własnych lęków przez brutalną likwidację dręczycieli wydaje mi się infantylne w porównaniu z całością alegorii.

Fantastyka: na mocnym pograniczu tego, co można uznać za wizualizację tego, co w głowie, ale jest.

Motyw konkursowy: jest.

 

Mam mieszane odczucia do tego tekstu. Z jednej strony dobry tytuł, z drugiej coś niestykające w pierwszych zdaniach. Z jedne po tych pierwszych zdaniach następuje powolne, ale konsekwentne budowanie nastroju, bardzo udanego, mrocznego, spokojnego na swój straszny sposób, z drugiej sam finał nieco rozczarowuje. Z jednej strony udaje Ci się zmylić czytelnika co do przewidywanego finału, z drugiej… Nie, ten finał sam w sobie nie jest zły. Jasne, można by go zmienić na inny, ale mam wrażenie, że dopisując zdanie na końcu, mogłabyś sporo namieszać w głowie czytelnika – bez względu na to, czy było to w stronę zakończenia dobrego, złego, czy nierozstrzygniętego.

 

Swoją drogą nie wiem, czy te tabletki były tu konieczne, skojarzenie w kierunku tego, co symbolizują, było tu już wcześniej. Z drugiej strony czasem symbole się przydają w opowieści.

 

Hmmm. Nie bardzo zrozumiałam, co tu się zadziało – jak dla mnie, jest zbyt onirycznie, symbolicznie, za mało wprost. Na przykład jedzenie surowej ryby i popijanie zatrutą wodą. Surową rybę sama niedawno jadłam (była w sushi), nie widzę problemu. Gorzej z piciem czegoś, w czym pływają martwe stworzenia. Fuj! Ale nadal nie wpadłam na to, że jest tu jakiś związek z przeszłością bohatera i prześladowców.

Technicznie całkiem przyzwoicie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka