- Opowiadanie: mantrae - TRIP

TRIP

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Granice Nieskończoności”.

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na Fundację Wspierania Ratownictwa RK: https://fb.com/FundacjaRK/about/ (dane na dole strony).

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

wilk-zimowy

Oceny

TRIP

 

TRIP

 

***

 

„To chyba najgorsza impreza na jakiej byłam” westchnęła żałośnie Zylvia, zamykając drzwi od łazienki.

Rozejrzała się w około, sama nie wiedząc co w tej sytuacji ma zrobić. Opcji oczywiście było kilka: wyjść i więcej nie wrócić – próbowało wcisnąć się na podium, zaraz obok: pomordować ich wszystkich oraz zadzwonić po egzorcystę. 

„No dobrze, mordu żadnego nie będzie, ale może uratujemy jakoś tę farsę. Co ja miałam w głowie zgadzając się na ten miły i jakże uroczy obiadek. Pfff! Rodzice T to banda toksycznych pojebów, cud że jeszcze nie latają w kaftanach po ulicach” przelatywało jej przez głowę. 

„Naprawdę nie wiem co robić, nie chcę tam wracać, nie mogę wyjść bez słowa, nie mogę…” wzrok Zylivii padł na szafkę nad zlewem. 

„Oho, zobaczymy co tam Mama T chowa za skarby”. 

 

W szafce znajdywały się najdroższe kosmetyki, jeszcze droższe perfumy i, o losie cudny, mnóstwo leków na receptę przepisywanych Mamie T na różnego rodzaju wymyślone dolegliwości przez różnego rodzaju zblazowanych lekarzy. Norma w tym nowobogackim społeczeństwie, gdzie problemy muszą być sztucznie pompowane przez, nasączone drogimi drinkami, mózgi wypudrowanych pań po 50tce.

W apteczce Mamy T znaleźć można było: xanax, zolpic, oksykodon, prawdopodobnie wszystkie dostępne na receptę opioidy i leki z kodeiną. Własna apteka pełna legalnych narkotyków – paskudny uśmiech losu w krzywym zwierciadle surrealistycznego życia elit.

 

Woda, szklanka, garść tabletek. 

Usiadła w oczekiwaniu. Piętnaście minut później, nie czując zupełnie nic (no może poza wiecznym wkurwem na świat i ludzi) Zylvia wstała i z ciężkim sercem ruszyła w stronę drzwi.

„Może były jakieś lewe? Albo lekarze już dawno poznali się na Mamie T i podają jej żelki z placebo?”

„Kurwa, kurwa, kurwa…”

Zamknęła drzwi od łazienki i ruszyła korytarzem w stronę jadalni. 

 

Ten korytarz to był prawdziwy majstersztyk architektury. Nie dość że ciągnął się w nieskończoność, to jeszcze na każdym (dosłownie każdym!) centymetrze ścian wisiały obrazy przedstawiające ukochanego mopsa Mamy T, Lorda.

O tu widzimy mopsa przebranego za marynarza, jest i mops kosmonauta. A tu – klękajcie narody, mopsonapoleon.

„Jak oni zmusili biednego pieska do pozowania na kucyku?” zastanawiała się mijając kolejne „dzieła”. 

Szła wolnym krokiem, kontemplowała wypociny malarzy mopsów, a w jej głowie powolutku zaczynało przyjemnie wirować.

Z każdym kolejnym krokiem ciałem Zylvii wstrząsały ekstatyczne dreszcze. Obrazy zaczynały się rozmazywać a wielki uśmiech prawie wyrywał szczękę z zawiasów. Przy akompaniamencie takich właśnie narkotycznych doznań Zylvia dotarła do schodów, ostatniej opoki dzielącej ją od salonu, rodziców T i jego samego.

Rzuciła kontrolne spojrzenie w lustro i zamarła.

„Co do…?!”

Świat w lustrzanym odbiciu wyglądał inaczej niż korytarz willi państwa T, odbicie Zylvii pozostawało niezmienne jednak im dłużej wpatrywała się w obraz po drugiej stronie, tym więcej nowych światów była w stanie dostrzec. Kolejne i kolejne, wypływały jak grzyby pod deszczu. Lustrzana incepcja.

Przybliżyła się do tafli lustra, prawie dotykając nosem powierzchni, otworzyła jeszcze szerzej oczy.

Sondowała każdy najdrobniejszy detal przedstawiony po drugiej stronie. Nie wierzyła że to co widzi jest prawdą, ale równie mocno ufała że nie jest to wizja po-tabletkowa.

 

– O jedną tabletkę za dużo, czy po prostu zwariowałam? – szepnęła przerażona.

– HAU! – dobiegło zza pleców Zylvii, tym samym wytrącając ją z równowagi. Oparła się całym ciężarem ciała o taflę lustra i zatopiła w nim pozostawiając dom rodziny T po drugiej stronie.

 

Miejsce w którym teraz się znalazła z jednej strony przypominało poprzedni korytarz, z drugiej było czystsze, jaśniejsze i zdecydowanie lepiej urządzone. Zerknęła w lustro, cały czas wiszące na ścianie przy schodach i bez chwili wahania zatopiła się w kolejny świat. A potem w kolejny, i jeszcze kolejny.

Mnogość alternatywnych rzeczywistości zdawała się nieskończona, po przejściu przez lustro każda kolejna była na wyciągnięcie ręki. 

Widziała korytarz pokryty larwami, krwią i częściami ciał; korytarz pełny różowych jednorożców i ścian z pianek marshmallow, korytarz gdzie wszystko było do góry nogami a także korytarz usłany śledzącymi każdy jej ruch gałkami ocznymi. Creepy as fuck. 

W jednym postanowiła zatrzymać się na dłużej. Miejsce to wydawało się „do bólu normalne”, choć zupełnie nie przypominało oryginału.

 

„To miejsce wygląda jak dom którego nigdy nie miałam”.

Ciepłe, przytulne wnętrze z mięciutkim dywanem i zapachem świeżych kwiatów. Ściany ozdobione zdjęciami bawiących się dzieci, portretami rodzinnymi i kilkoma zdjęciami z wakacji w ciepłych krajach. 

 

„Przyjemnie i sympatyczniem, może zostanę tu na stałe?”

Zeszła na dół, starając się stąpać cicho i ostrożnie. Na parterze nie było nikogo, nie słyszała też żadnych odgłosów z zewnątrz. Nie było ćwierkających ptaków, ani przejeżdżających samochodów, nie słychać było niczego.

Nagle ta cisza przytłoczyła ją, przebiegła dreszczem w dół pleców i zagnieździła się przerażeniem w trzewiach.

Zemdliło ją potężnie, chwyciła wazon z szafki i zwymiotowała obficie. Trzymając go dłoniach, wypełnionego rzygowinami prawie po sam brzeg, osunęła się na ziemię. Ten nowy świat zdawał się przenikać ją ciszą, przenikać jej myśli i zatruwać umysł. 

 

Ostatkiem sił wstała, nadal pewna że to właśnie tu może spędzić trochę czasu, tylko musi się rozejrzeć, wybadać, poznać i nauczyć.

– Purrrr – usłyszała pod nogami i aż podskoczyła!

– Cześć kocie, ale mnie wystraszyłeś. Co tu robisz? Dlaczego Ciebie słyszę? -

– Przyszedłem po Ciebie, nie pamiętasz? Każda podróż może trwać tylko określony okres czasu, a ten dla Ciebie dobiega końca. Tik tok, Zylvio, tik tok. – wraz z ostatnim słowem wskoczył na schody i pognał do góry.

Łzy spłynęły dwiema bolesnymi strużkami po jej policzkach, w tym momencie zaczęła sobie wszystko przypominać…

 

***

 

Otworzyła oczy, zamrugała kilka razy – nic, nadal ciemność.

„Nikt mnie kurwa z tej trumny nie uratuje, pozostaje czekać”.

I choć granica światów do jakich mogła się udać zdawała się nieskończona, jej ciało nadal pozostawało zakopane 2.5 metra pod ziemią, a śmierć była luksusem jakiego Zylvia miała nigdy nie doświadczyć.

 

 

Koniec

Komentarze

Limit znaków to czasem ZUOwink W moim odczuciu za dużo i za szybko. Powinnaś rozwinąć swoje myśli.

Mamy bohaterkę, która jest w obcym domu, zażywa tabletki i jak rozumiem ma zjazd. Wystraszył ją pies, potem błyskawicznie odwiedza kilka światów, nie mam pojęcia dlaczego wymiotuje, chyba straciła przytomność, przychodzi kot i budzi się w trumnie.

 

„Nikt mnie kurwa z tej trumny nie uratuje, pozostaje czekać”.

Na co?

 

I jeszcze jedno.

Zapis dialogów ma wady. Polecam ten krótki poradnik:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 

Liczebniki w tekście zapisujemy literkami, nie cyferkami. 

Zgadzam się z przedpiścą, że pomysł super, ale słabo rozplanowany w limicie. A szkoda, bo ten motyw koszmaru Alicji przeskakującej pomiędzy światami na nieudanym tripie to niebanalny pomysł na ujęcie konkursowego tematu. Z chęcią przeczytałabym bardziej rozbudowaną wersję tej historii tak swoją drogą.

Najlepsze jest to, co potraktowane najbardziej zdawkowo – kolejne wersje korytarza.

Finał niestety wyciągnięty z kapelusza.

 

Widać momentami jakieś elementy warsztatu, stylu, poczucia humoru, ale brakuje jeszcze samoświadomości i dystansu, koniecznych do poprawnej kompozycji tekstu o zadanej długości.

 

Spośród licznych błędów interpunkcyjnych, w oczy rzuciło najbardziej rzuciło się:

Nikt mnie kurwa z tej trumny nie uratuje

– wtrącenia należy wydzielić przecinkami.

Zakończenie tak trochę bez sensu, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Fantastyka: umowna, niejednoznaczna, ale jest.

Motyw konkursowy: jest.

 

Zaskakująco dobre przejście między kolejnymi nastrojami. Od klimatu zwykłej imprezy, przez nostalgię w opuszczonym domu, po finał. Kwestie warsztatowe pominę – co prawda jest nad czym popracować, ale ten tekst ma w sobie coś, co przykuwa uwagę. Nie od razu, bo na początku jest wzruszenie ramion, ale później wpada nagle uderzenie opisanej ciszy i robi sporo dla całkowitych wrażeń. Podobnie zresztą, jak sporo dla tekstu robi nieoczywistość fantastyki.

 

Mimo to jest coś, czego tu brakło, a szkoda. Końcowa scena, w ciemności. Tu jednak można było podkręcić emocje. Jakiekolwiek, bo to wcale nie musi być panika. Nie chodzi mi więc o konkretny rodzaj emocji, a to, by jakoś mocniej dać tę scenę poczuć, czy to emocjonalnie, czy przez wyobraźnię miejsca/sceny.

 

Tak czy inaczej, z czegoś prostego powstało tutaj coś, co wskazuje na posiadanie wizji.

 

Nie wiem czy widziałaś wątek z wynikami – jeśli nie, to tylko sygnalizuję, że jeszcze zastanawiam się, czy coś z tym tekstem by się dało zrobić. W ciągu dwóch tygodni dam znać na priv jaka jest decyzja.

@wilk-zimowy dzisiaj zobaczyłam wątek z wynikami. Bardzo, bardzo dziękuję za feedback – ogromnie doceniam tak konstruktywną krytykę.

 

Pozostaje czekać na ostateczną decyzję.

 

Dzięki za świetny konkurs. :)

Hmmm. Zgadzam się z przedpiścami, że tekstowi pomogłoby rozwinięcie. Fajny pomysł z lustrzanymi wieloświatami.

– Przyszedłem po Ciebie, nie pamiętasz?

W dialogach ty, twój, pan itp. piszemy małą literą. W listach dużą.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka